- Opowiadanie: cobold - Drugie Królestwo

Drugie Królestwo

Kiedy świat sta­nie się czar­no-bia­ły?

Od 11.03. wer­sja ze zmie­nio­nym za­koń­cze­niem.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Drugie Królestwo

„Ku ła­god­niej­szej fali wzdy­ma płót­no

Łódź mego ducha i na cich­sze morze

Wpły­wa, za sobą mając toń okrut­ną.

A ja o wtó­rym z kró­lestw śpiew ułożę…”

Dante

 

– Dar Jego Kró­lew­skiej Mości, Ma­nu­ela Por­tu­gal­skie­go! – Pa­pie­ski he­rold wy­krzy­czał wresz­cie słowa, na które wszy­scy zgro­ma­dze­ni cze­ka­li od wielu mie­się­cy. Od stro­ny try­bun od­po­wie­dział mu gwar oży­wio­nych gło­sów. Sie­dzą­cy w dol­nych rzę­dach po­wsta­li z ław, zmu­sza­jąc po chwi­li do tego sa­me­go wi­dzów zaj­mu­ją­cych bar­dziej za­szczyt­ne miej­sca. Z per­spek­ty­wy bal­ko­nu Raf­fa­el­la wy­glą­da­ło to jak su­ną­ca w górę pur­pu­ro­wa fala. Za­cho­wa­nie do­stoj­ni­ków było zro­zu­mia­łe – rzad­ko ostat­nio zda­rza­ła się oka­zja do po­dob­nej roz­ryw­ki. Z dru­giej stro­ny, rze­ko­my po­da­ru­nek był ta­kich roz­mia­rów, że trud­no by­ło­by go prze­ga­pić.

Me­cha­nicz­ny słoń kro­czył przez dzie­dzi­niec Pa­ła­cu Pa­pie­skie­go.

Jego koń­czy­ny, jak po­tęż­ne ka­fa­ry, kru­szy­ły mar­mu­ro­we płyty pod­ło­ża. Mlecz­no­bia­ła skóra opi­na­ła ogrom­ne ciel­sko, do­sko­na­le ma­sku­jąc ukry­tą w środ­ku ma­szy­ne­rię. Wiel­kie uszy wa­chlo­wa­ły w ryt­mie kro­ków. Dla lep­sze­go efek­tu ma­chi­nie to­wa­rzy­szy­ło sze­ściu ma­me­lu­ków o he­ba­no­wej skó­rze, któ­rzy uda­wa­li, że kie­ru­ją kro­ka­mi sło­nia przy po­mo­cy uprzę­ży i batów. Wznie­sio­na dum­nie trąba ce­lo­wa­ła pro­sto w lożę Jego Świą­to­bli­wo­ści.

Raf­fa­ell spoj­rzał z uzna­niem na swo­je­go to­wa­rzy­sza. Le­onar­do uśmiech­nął się szel­mow­sko.

– Po­cze­kaj młody, naj­lep­sze jesz­cze przed nami!

Słoń zbli­żył się do try­bun zaj­mo­wa­nych przez Ko­le­gium Kar­dy­nal­skie. Wy­peł­nia­ją­ce wnę­trze ma­chi­ny prze­kład­nie i koła zę­ba­te za­zgrzy­ta­ły wyż­szym tonem, ol­brzym za­chwiał się do przo­du, do tyłu, znowu do przo­du i sta­nął w miej­scu. Na mo­ment za­pa­dła cał­ko­wi­ta cisza. Wi­dzo­wie, wciąż sto­jąc, wstrzy­my­wa­li od­dech w ocze­ki­wa­niu na dal­szy ciąg wi­do­wi­ska. Po chwi­li dał się sły­szeć cichy ter­kot, a potem dwa po­tęż­ne tąp­nię­cia, od któ­rych za­drża­ły mury pa­ła­cu – słoń opadł na przed­nie ko­la­na i skło­nił głowę przed pa­pie­żem!

Za­chwy­ce­ni kar­dy­na­ło­wie za­czę­li bić brawo, Jego Świą­to­bli­wość po­wstał i z ła­god­nym uśmie­chem po­zdra­wiał wi­wa­tu­ją­cy tłum. W tym mo­men­cie słoń uniósł trąbę i pry­snął stru­mie­niem wody pro­sto w pa­pie­ża i ota­cza­ją­cych go do­stoj­ni­ków. Ogrom­ny kleks roz­lał się po czci­god­nych cia­łach, spłu­ku­jąc z nich ko­lo­ry. Tę­czo­wy li­szaj spły­wał po stop­niach wi­dow­ni, za­bie­ra­jąc ze sobą barwy tych, któ­rzy nie zdą­ży­li się w porę uchy­lić. Gdy do­tarł do po­zio­mu dzie­dziń­ca, wy­glą­dał jak gi­gan­tycz­ny pawi ogon. Albo jak wschod­ni dywan roz­ło­żo­ny u stóp bia­łe­go sło­nia.

Brawa umil­kły. Oj­ciec Świę­ty, po­dob­nie jak po­ło­wa skła­du Ko­le­gium Kar­dy­nal­skie­go, był teraz tylko pła­ską, białą syl­wet­ką oto­czo­ną czar­nym kon­tu­rem. Jak pa­pie­ro­wa za­baw­ka na wie­trze, krę­cił się w miej­scu, wy­raź­nie zdez­o­rien­to­wa­ny, aż w końcu za­stygł w per­spek­ty­wicz­nym skró­cie, oskar­ży­ciel­sko wy­cią­ga­jąc zarys ręki w kie­run­ku loży zaj­mo­wa­nej przez Raf­fa­el­la i Le­onar­da.

– Po­wi­nien pa­mię­tać, że tak się to skoń­czy – gde­rał sta­rzec, nie­chęt­nie dźwi­ga­jąc się z ławy. – Masz, młody, pędz­le ze sobą? Szy­ku­je ci się do­dat­ko­wa ro­bo­ta!

Reszt­ki farby wsią­ka­ły w szcze­li­ny mar­mu­ru wokół klę­czą­ce­go sło­nia.

 

W pew­nym od­da­le­niu od po­dob­nych dwor­skich roz­ry­wek (a do­kład­niej rzecz uj­mu­jąc, ja­kieś dwie­ście łokci ponad dzie­dziń­cem pa­ła­cu) Mi­che­lan­ge­lo ma­lo­wał skle­pie­nie nie­bie­skie. Leżąc na ple­cach, na samym szczy­cie chy­bo­tli­wej kon­struk­cji, ka­wa­łek po ka­wał­ku po­kry­wał wnę­trze ko­pu­ły ko­lej­ny­mi plac­ka­mi świe­że­go tynku, na który na­stęp­nie na­no­sił pig­men­ty szla­chet­ną tech­ni­ką al fre­sco. Tech­ni­ka była szla­chet­na, ale Mi­che­lan­ge­lo chęt­nie od­stą­pił­by komuś in­ne­mu za­szczyt obo­la­łych ple­ców, wapna pry­ska­ją­ce­go do oczu i mar­mu­ro­we­go pyłu dra­pią­ce­go w gar­dle. Z dru­giej stro­ny, miał świa­do­mość, że są rze­czy, które może zro­bić tylko on sam.

Wła­śnie koń­czył na­kła­dać ko­lej­ną por­cję tynku, kiedy po­czuł ryt­micz­ne drże­nie drew­nia­nej plat­for­my pod ple­ca­mi.

– Znowu? – mruk­nął pod nosem. – Trze­ci raz w tym mie­sią­cu…

Jedna była tylko osoba, któ­rej straż­ni­cy nie mogli za­bro­nić wej­ścia na rusz­to­wa­nie. Mi­che­lan­ge­lo prze­to­czył się na brzuch i po­czoł­gał w kie­run­ku dra­bi­ny. Wpraw­dzie Jego Świą­to­bli­wość był teraz w znacz­nie lep­szej for­mie niż za życia, ale wciąż po­zo­sta­wał męż­czy­zną przy kości. Wy­cho­dząc mu na spo­tka­nie, ma­larz miał na­dzie­ję za­osz­czę­dzić nieco czasu. Może tynk nie zdąży wy­schnąć przed jego po­wro­tem i nie trze­ba bę­dzie sku­wać wszyst­kie­go.

Spo­tka­li się dwie plat­for­my niżej – czyli znacz­nie bli­żej nieba niż Rzymu. Mi­che­lan­ge­lo po­chy­lił głowę, by po­ca­ło­wać pa­pie­ski pier­ścień.

– Ostroż­nie! – Oj­ciec Świę­ty z za­kło­po­ta­niem cof­nął rękę. – Świe­żo ma­lo­wa­ne…

Od­chrząk­nął, ner­wo­wo splótł dło­nie za ple­ca­mi i za­czął prze­cha­dzać się po po­de­ście. Rusz­to­wa­nie skrzy­pia­ło przy każ­dym jego kroku.

– Po­wiedz, komu chcesz zro­bić na złość w ten spo­sób? – za­czął swoją prze­mo­wę. Dzi­siaj pró­bo­wał po do­bro­ci. – Na dole jest mnó­stwo pięk­nej prze­strze­ni do po­ko­lo­ro­wa­nia. Nie prze­czę, Wa­ty­kan w czer­ni i bieli ma jakiś kla­sycz­ny urok… Może zo­sta­wię lochy w tym sta­nie?  – Wy­po­wia­da­jąc słowo „lochy” rzu­cił ma­la­rzo­wi zna­czą­ce spoj­rze­nie. – Ale ga­le­rie trze­ba nie­zwłocz­nie po­ma­lo­wać! Przy­gnę­bia mnie już ten kon­trast.

Mi­che­lan­ge­lo nie od­po­wia­dał. Ob­ser­wo­wał pa­pie­ża, prze­su­wa­jąc się cały czas, tak żeby za­sło­nić le­żą­ce w kącie worki z pig­men­tem. Czar­nym i bia­łym.

– Prze­cież szko­da two­je­go ta­len­tu! – Kusił dalej Oj­ciec Świę­ty. – Ma­lo­wać sufit na nie­bie­sko po­tra­fi byle rze­mieśl­nik!

– W Rzy­mie nie ma byle rze­mieśl­ni­ków.

– Masz do mnie cią­gle żal o tamto ma­lo­wi­dło? – Pa­pież za­trzy­mał się wresz­cie na brze­gu po­de­stu. Pa­trzył teraz pro­sto na ma­la­rza. – Prze­cież ro­zu­miesz, w na­szej obec­nej sy­tu­acji było w nim coś… nie­sto­sow­ne­go. Zresz­tą, za mo­je­go pon­ty­fi­ka­tu ta ścia­na nie była jesz­cze po­ma­lo­wa­na.

– A za moich cza­sów, ten fresk uzna­no za ar­cy­dzie­ło!

– Na­ma­lu­jesz jesz­cze nie­jed­no. Zejdź na dół, zaj­mij się czymś god­nym two­je­go ta­len­tu. Do tego skle­pie­nia przy­ślę kogoś młod­sze­go.

– To musi być zro­bio­ne po­rząd­nie! Nie wia­do­mo jak długo bę­dzie­my tu sie­dzieć. Wasza Świą­to­bli­wość nie chciał­by prze­cież, żeby kie­dyś spadł mu na głowę kawał nieba.

Oj­ciec Świę­ty wy­chy­lił się poza kra­wędź plat­for­my i z nie­uf­no­ścią przyj­rzał skle­pie­niu.

– My­ślisz, że spę­dzi­my tu dużo czasu? – za­py­tał.

– A gdzie my w ogóle je­ste­śmy?! – Nie wy­trzy­mał Mi­che­lan­ge­lo.

Pa­pież mach­nął ręką znie­cier­pli­wio­ny.

– Oj, prze­cież wiesz, że nigdy nie byłem bie­gły w tych te­ma­tach… Zwo­ła­łem Ko­le­gium Kar­dy­nal­skie, w celu usta­le­nia tej kwe­stii.

– I jakie wnio­ski?

– Po­ło­wa skła­du orze­kła że je­ste­śmy w Nie­bie, po­ło­wa że w Pie­kle. Do­brze, że nie mieli wię­cej opcji…

– Jak na tak szla­chet­ne grono, za­sta­na­wia­ją­cy brak pew­no­ści co do wła­sne­go prze­zna­cze­nia – za­uwa­żył ma­larz.

– Po­dej­rze­wam, że głów­nym źró­dłem roz­te­rek jest dla nich wza­jem­ne tutaj to­wa­rzy­stwo – od­parł z pew­nym roz­tar­gnie­niem Oj­ciec Świę­ty.

Mi­che­lan­ge­lo po­ki­wał głową.

Jego Świą­to­bli­wość jakby za­po­mniał o celu swo­jej wi­zy­ty. Przyj­rzał się raz jesz­cze skle­pie­niu, po­bło­go­sła­wił ma­chi­nal­nie ma­la­rza i ru­szył ku dra­bi­nom wio­dą­cym w dół rusz­to­wa­nia. Mi­che­lan­ge­lo, nie cze­ka­jąc, skie­ro­wał się w prze­ciw­nym kie­run­ku. Może jesz­cze zdąży za­ma­lo­wać ten świe­ży tynk…

– Nie bra­ku­je ci tutaj błę­ki­tu? – Usły­szał nagle za ple­ca­mi. Głowa pa­pie­ża wy­sta­wa­ła znad po­de­stu, ręka wska­zy­wa­ła na worki z pig­men­ta­mi.

– Nie – od­po­wie­dział Mi­che­lan­ge­lo.

 

Pur­pu­ro­we szaty Ojca Świę­te­go pysz­nie pre­zen­to­wa­ły się na tle czar­no-bia­łych ścian, gdy szyb­kim kro­kiem prze­mie­rzał ko­ry­ta­rze Ga­le­rii Wa­ty­kań­skich. Czasu i ta­len­tu na­dwor­nych ma­la­rzy wy­star­czy­ło, póki co, je­dy­nie na dzie­dzi­niec i pry­wat­ne apar­ta­men­ty. Oraz na nie­zbęd­ne po­praw­ki bled­ną­cych miesz­kań­ców tego dziw­ne­go miej­sca.

Kiedy po­ja­wi­li się tutaj po śmier­ci, przy­wi­tał ich świat jak z jed­no­barw­nych rycin. Za­ry­sy bu­dyn­ków, jak szki­ce przy­go­to­wa­ne przez wiel­kich ar­chi­tek­tów. Pła­skie po­wierzch­nie po­zba­wio­ne ozdób. De­ko­ra­cje z te­atrzy­ku cieni. Czy­ste prze­strze­nie, geo­me­trycz­nie po­siat­ko­wa­ne czar­ny­mi li­nia­mi. I puste białe niebo. Je­dy­nym re­al­nie wy­glą­da­ją­cym miej­scem była ścia­na na wprost wej­ścia do Ka­pli­cy Syk­styń­skiej. Ta z fre­skiem przed­sta­wia­ją­cym Sąd Osta­tecz­ny.

Na po­cząt­ku przy­cho­dził tu czę­sto, pró­bu­jąc zro­zu­mieć zna­cze­nie ma­lo­wi­dła. Ale z cza­sem, gdy dzię­ki wy­sił­kom ma­la­rzy, inne frag­men­ty pa­ła­cu od­zy­ski­wa­ły głę­bię a życie wra­ca­ło do normy, bywał tu coraz rza­dziej. Wresz­cie, gdy za­czę­ło bra­ko­wać nie­któ­rych pig­men­tów, wydał po­le­ce­nie sku­cia fre­sku i wy­ko­rzy­sta­nia jego barw do in­nych celów.

Stał teraz przed pustą ścia­ną i pró­bo­wał zro­zu­mieć raz jesz­cze. Mur, choć obec­nie już biały jak wszyst­kie po­zo­sta­łe, po­sia­dał swo­istą głę­bię. Ślady po dłu­tach nada­wa­ły mu nie­zwy­kłą fak­tu­rę. Za­dra­pa­nia, od­pry­ski i wy­pu­kło­ści two­rzy­ły fa­scy­nu­ją­cy wzór. Jak piana na morzu. Albo jak chmu­ra.

Nadal nie wie­dział, co to mo­gło­by zna­czyć. Zsu­nął z palca pa­pie­ski pier­ścień. Spoj­rzał na swoją dłoń. Nie była już taka jak daw­niej. Na palcu, jak pięt­no, po­zo­stał nie­za­ma­lo­wa­ny ślad. Przy­ło­żył rękę do bia­łej ścia­ny i po­chy­lił głowę.

– Obmyj mnie zu­peł­nie z mojej winy i oczyść mnie z grze­chu mo­je­go.

 

Raf­fa­ell z Le­onar­dem wy­lą­do­wa­li na przed­ostat­niej plat­for­mie. Mi­che­lan­ge­lo już na nich cze­kał. Sie­dział w kącie, w far­tu­chu po­kry­tym sza­ry­mi pla­ma­mi, z plac­ka­mi tynku na twa­rzy, wło­sa­mi barwy po­pio­łu i wy­glą­dał jak zwy­kły ro­bot­nik w cza­sie prze­rwy na po­si­łek.

– Młody, nie bę­dzie ci żal tego wszyst­kie­go? – za­żar­to­wał, wsta­jąc.

Raf­fa­ell tylko skrzy­wił się  lek­ce­wa­żą­co, ale nie spoj­rzał mu w oczy.

Mi­che­lan­ge­lo się­gnął w górę i za­czął de­mon­to­wać po­dest nad ich gło­wa­mi. Wy­su­nął ostroż­nie jedną z desek i odło­żył ją na bok. W po­wsta­łej szcze­li­nie coś za­mi­go­ta­ło wszyst­ki­mi od­cie­nia­mi sza­ro­ści. Za­pach­nia­ło oce­anem. Ko­lej­ne deski wy­cią­ga­li już wspól­nie, w go­rącz­ko­wym po­śpie­chu. Wil­got­ne drew­no śli­zga­ło się w dło­niach.

– Za Sąd Osta­tecz­ny? – za­wo­łał Le­onar­do, prze­krzy­ku­jąc na­ra­sta­ją­cy hałas.

– Za Sąd! – od­parł Mi­che­lan­ge­lo. – Niech już wresz­cie na­stą­pi – dodał ci­szej.

Po­tęż­na chmu­ra ko­tło­wa­ła się na skle­pie­niu. Po­czu­li na twa­rzach pierw­sze kro­ple desz­czu. Le­onar­do skrzy­wił się z nie­chę­cią. Był na­praw­dę bar­dzo stary. Usiadł na brze­gu rusz­to­wa­nia, po­pa­trzył ze smut­kiem na dół. Kilka srebr­nych piór spa­da­ło, krę­cąc w po­wie­trzu drob­ne kó­łecz­ka.

– My­śla­łem, że słoń wy­star­czy… – wes­tchnął.

Ra­fa­ell nadal mil­czał. Też miał na­dzie­ję, że pa­pież zro­zu­mie jego, ukry­te pod pier­ście­niem, prze­sła­nie.

– Takie rze­czy, to już nie dla mnie. Na­stęp­nym razem weź­cie ze sobą kogoś in­ne­go. Na przy­kład Ga­brie­la… – do­koń­czył stary ar­cha­nioł.

 

 

Zło­ży­li swe skrzy­dła ksią­żę­ta za­stę­pów, spo­czę­li pod nie­bem peł­nym mi­ło­sier­dzia. A deszcz, jak to deszcz, padał przez czter­dzie­ści dni i czter­dzie­ści nocy.

 

 

 

 

Frag­ment „Czyść­ca” Dan­te­go w tłu­ma­cze­niu Edwar­da Po­rę­bo­wi­cza.

 

 

Koniec

Komentarze

Hmmm. Na po­cząt­ku wy­da­wa­ło mi się, że to cie­ka­wy po­mysł. Samo umiesz­cze­nie akcji w re­ne­san­so­wym Rzy­mie by­ło­by na plus. Ale potem oka­za­ło się, że to nie tak, jak myślę. I zgłu­pia­łam. Stra­ci­łam punkt pod­par­cia, nie ro­zu­miem, co się dzie­je, kto komu pod­kła­da świ­nię i za co.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ale czy­ta­ło się do­brze ;)

Przy­no­szę ra­dość :)

Nie prze­czę – czy­ta­ło się do­brze. Tylko na końcu zo­sta­je py­ta­nie: “Ale o so chozi?”

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Mnie tak czę­sto zo­sta­je, przy­zwy­cza­iłam się ;)

Przy­no­szę ra­dość :)

Mel­du­ję, że prze­czy­ta­łam. 

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Tagi tro­chę mnie znie­chę­ci­ły, bo nie prze­pa­dam za ści­ślej­szy­mi na­wią­za­nia­mi do hi­sto­rii, ale ca­łość prze­czy­ta­łam bez przy­kro­ści :)

 

Frag­ment że sło­niem mnie za­in­te­re­so­wał. Potem nie było już tak ko­lo­ro­wo, bo nie umo­ty­wo­wa­łeś na­le­ży­cie po­stę­po­wa­nia ar­ty­stów i pa­pie­ża. Niby wiemy o co i dla­cze­go mają żal, ale z dru­giej stro­ny jak­kol­wiek pięk­ne nie by­ło­by znisz­czo­ne dzie­ło, chyba można by wy­ba­czyć jego de­wa­sta­cję, tym bar­dziej, że prze­pro­si­ny były. 

 

Plus za dia­lo­gi:) Szcze­gól­nie ten o gło­so­wa­niu kar­dy­na­łów od­no­śnie miej­sca w któ­rym się zna­leź­li :)

Je­stem w kło­po­cie – prze­czy­ta­łam opo­wia­da­nie bez naj­mniej­szej przy­kro­ści i nawet mi się po­do­ba­ło, tyle że nie bar­dzo wiem, Ano­ni­mie, o co w tym wszyst­kim cho­dzi…

 

– Dar od Jego Kró­lew­skiej Mości Ma­nu­ela Por­tu­gal­skie­go! – pa­pie­ski he­rold wy­krzy­czał wresz­cie słowa… –  – Dar od Jego Kró­lew­skiej Mości Ma­nu­ela Por­tu­gal­skie­go! – Pa­pie­ski he­rold wy­krzy­czał wresz­cie słowa

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Czyli wy­szło jak zwy­kle…

Spró­bu­ję na razie bez prze­po­tęż­nych spoj­le­rów. Klucz do opo­wie­ści leży w ostat­nim zda­niu (tym sta­no­wią­cym przy­pis); my­śla­łem, żeby je wrzu­cić na po­czą­tek, po cy­ta­cie, ale nie chcia­łem psuć za­ba­wy Czy­tel­ni­kom. Ja tam oso­bi­ście nie wy­obra­żam sobie bar­dziej czar­no-bia­łe­go świa­ta, niż ten sta­no­wią­cy per­spek­ty­wę re­zy­den­tów tego miej­sca. Ma­la­rze chyba nie są po pro­stu ma­la­rza­mi, dla uła­twie­nia dodam, że po­mi­mo no­szo­nych imion, nie są też żół­wia­mi ninja. W tek­ście nie cho­dzi o pod­kła­da­nie świni, ale ra­czej o oczysz­cze­nie i mi­ło­sier­dzie. A koń­co­wy toast (?) to ra­czej ma­rze­nie ste­ra­nych wiecz­ną pracą ro­bot­ni­ków niż we­zwa­nie do ze­msty.

Fin­kla – szko­da, że nie we­szło. Spe­cjal­nie cze­ka­łem na Twój dyżur. Spró­buj może jesz­cze raz, to krót­ki tekst…

Anet – faj­nie, że się do­brze czy­ta­ło. I ko­men­tarz taki wy­lew­ny… Faj­nie!

Lenah – scena ze sło­niem opar­ta na fak­tach. Biały słoń Hanno sta­no­wił po­da­ru­nek Ma­nu­ela Szczę­śli­we­go dla Leona X. Pa­pież od­wza­jem­nił się złotą kon­se­kro­wa­ną różą i eks­klu­zyw­nym pra­wem do pro­wa­dze­nia han­dlu z Afry­ką.

Re­gu­la­to­rzy – faj­nie, że tylko jeden babol, fa­tal­nie, że na samym po­cząt­ku. Po­pra­wio­ny.

 

EDIT: Do­da­łem jedno zda­nie. Szó­ste od końca.

Miło się czy­ta­ło, ale ja rów­nież mia­łem spory pro­blem ze zro­zu­mie­niem – co mia­łeś/aś na myśli? Twoje wska­zów­ki nie­wie­le po­mo­gły. Ma­la­rze nie są ma­la­rza­mi – tylko du­cha­mi ma­la­rzy? Potop zmył ze wszyst­kich ko­lo­ry? Na jakim skle­pie­niu ko­tło­wa­ła się chmu­ra – skle­pie­niu Ka­pli­cy Syk­styń­skiej czy skle­pie­niu nie­bie­skim? Nie­spe­cjal­nie mi pa­su­je rów­nież okre­śle­nie “kleks” od­no­śnie wody (skoro kleks spłu­ki­wał ko­lo­ry, to chyba cho­dzi o wodę, nie o farbę?), “li­szaj” w sto­sun­ku do farby…

Ar­cy­dzie­ło to nie jest, ale mimo wszyst­ko fajne opko, gdyby tylko dać czy­tel­ni­ko­wi wię­cej wska­zó­wek – wtedy by­ło­by na­praw­dę super.

Precz z sy­gna­tur­ka­mi.

Nie­bie­ski­_ko­smi­to, bar­dzo dzię­ku­ję za lek­tu­rę i ko­men­tarz. Tekst jest dwu­znacz­ny, bo chcia­łem, żeby był in­te­li­gent­nym re­bu­sem. Każdy motyw zy­sku­je na ko­niec (po zmy­ciu fał­szu­ją­cej wszyst­ko farby) dru­gie zna­cze­nie. Okre­śle­nia takie jak “li­szaj”, “kleks” miały pe­jo­ra­ty­zo­wać to, co fał­szy­wie ko­lo­ro­we. Od­po­wia­dam na Twoje py­ta­nia:

 

UWAGA: PA­KIET PRZE­PO­TĘŻ­NYCH SPOJ­LE­RÓW !

 

Je­że­li jeden z bo­ha­te­rów ma na imię Mi­chał ANIOŁ, kum­plu­je się z in­ny­mi go­ść­mi o imio­nach m.in. Rafał i Ga­briel, go­ście ci sypią pió­ra­mi, po­sia­da­ją zdol­ność lą­do­wa­nia znie­nac­ka na szczy­cie pod­nieb­nej kon­struk­cji, a na co dzień zaj­mu­ją się oczysz­cza­niem na różne spo­so­by dusz czyść­co­wych, to kim też oni mogą być?

Co do skle­pie­nia – rusz­to­wa­nie miało ok 200 łokci. Ło­kieć (wł. brac­cio) to re­ne­san­so­wa miara dłu­go­ści, sto­so­wa­na m.in. przez Le­onar­da da Vinci, li­czą­ca sobie ok 65cm. Czyli, Anioł Mi­chał pra­co­wał na wy­so­ko­ści ok 130m. Ka­pli­ca Syk­styń­ska ma ok 20m wy­so­ko­ści.

Roz­wa­ża­łam opcję z ar­cha­nio­ła­mi, ale mi Le­onar­do nie pa­so­wał. I IMO Mi­che­lan­ge­lo jed­nak bar­dziej wska­zu­je na Bu­ona­rot­tie­go niż na ar­cha­nio­ła (jest chyba róż­ni­ca mię­dzy ar­cha­nio­łem a zwy­kłym anio­łem?). To już ła­twiej było za­ło­żyć, że Ga­briel ma być Gio­van­nim Ga­brie­lim i trzy­mać się twór­ców re­ne­san­so­wych.

Rze­czy oczy­wi­ste i jed­no­znacz­ne dla Au­to­ra nie muszą takie być dla czy­tel­ni­ka.

Wy­so­ko­ści Ka­pli­cy Syk­styń­skiej nie znam.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Le­onar­do nie pa­so­wał i dla­te­go po­szedł na eme­ry­tu­rę. I słuch o nim za­gi­nął. A o Ga­brie­lu śpie­wa­ją w ko­lę­dach…

Mi­che­lan­ge­lo wska­zy­wał na Bu­ona­rot­tie­go, a Raf­fa­el­lo na San­tie­go, bo się do­brze ka­mu­flo­wa­li – takie za­sa­dy tej misji.

Nie trze­ba znać wy­so­ko­ści Ka­pli­cy Syk­styń­skiej, żeby ko­ja­rzyć, że to tro­chę mniej od 10-pię­tro­we­go bloku, pod­czas gdy 200 łokci (miara prze­cież po­pu­lar­na w fan­ta­sy i in­tu­icyj­nie więk­sza od kil­ku­na­stu cm) to jed­nak wię­cej. Na swoją obro­nę dodam, że roz­wa­ża­łem uży­cie sfor­mu­ło­wa­nia “do­kład­nie rzecz uj­mu­jąc pół­to­ra grosa łokci”.

 

Kur­czę, tak bar­dzo chcia­łem, żeby czar­no-bia­łe nie było ło­pa­to­lo­gicz­ne…

Hmmm. Nie wiem, jak wy­so­ko jest skle­pie­nie w naj­wyż­szych ka­te­drach go­tyc­kich. No, że sporo nad głową, to pewne. ;-)

Coś się udało – ło­pa­to­lo­gicz­nie z pew­no­ścią nie wy­szło.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Na­pi­szę tak: bar­dzo mi się po­do­bał język (sta­ran­nie do­bra­ny, kreu­je pla­stycz­ne ob­ra­zy ;) ale nie­ste­ty ni ro­zu­mim o co cho­dzi. Pró­bo­wa­łem z arką (i nawet cał­kiem fajna wizja mi wy­szła :), pró­bo­wa­łem z ob­ra­zem (i tu też cał­kiem mi się po­do­ba­ło co sobie wy­obra­zi­łem) i po­dej­ścia ści­śle hi­sto­rycz­ne­go (tu nie oga­ra­ną­łem i wró­ci­łem do po­przed­nich wizji ;P), ale może je­stem za głupi…

F.S

Dzię­ki Fo­lo­inie za lek­tu­rę i ko­men­tarz. Je­że­li Czy­tel­nik jest zdez­o­rien­to­wa­ny, to za­wsze jest wina au­to­ra. Zwłasz­cza, je­że­li wię­cej osób czy­ta­ją­cych nie wie o co cho­dzi, a już szcze­gól­nie, jeśli autor, tak jak tutaj, zna swo­ich przy­szłych czy­tel­ni­ków i wie czego ocze­ku­ją…

Za późno, żeby wrzu­cać na be­ta­li­stę, ale że bar­dzo po­lu­bi­łem po­mysł na ten tekst, może po­ra­dzi­cie mi tutaj co po­wi­nie­nem zmie­nić, aby był zro­zu­mia­ły?

Po­mysł był na­stę­pu­ją­cy: naj­bar­dziej czar­no-bia­ły świat, jaki mo­głem sobie wy­obra­zić, to świat po Są­dzie Osta­tecz­nym. Tak już mam, że wiecz­ność i nie­zmien­ność mnie prze­ra­ża­ją. Wy­my­śli­łem sobie dan­tej­ski czy­ściec, jako prze­strzeń i czas przy­go­to­wa­nia do tego osta­tecz­ne­go po­dzia­łu. To przy­go­to­wa­nie, w sen­sie sym­bo­licz­nym miało po­le­gać na oczysz­cza­niu z barw (ro­zu­mia­nych jako rze­czy po­wierz­chow­ne, wspo­mnie­nie daw­ne­go życia) i od­sła­nia­niu tego co pod spodem, co praw­dzi­we i jed­no­znacz­ne. Wi­zu­al­nie in­spi­ro­wa­łem się czar­no-bia­ły­mi ry­ci­na­mi Pi­ra­ne­sie­go przed­sta­wia­ją­cy­mi ar­chi­tek­tu­rę Rzymu. W świe­cie tym umie­ści­łem re­ne­san­so­wy dwór pa­pie­ski, znany wła­śnie z za­mi­ło­wa­nia do splen­do­ru, sztu­ki, bo­gac­twa. I do­da­łem re­ne­san­so­wych ar­ty­stów, zmu­sza­nych przez pa­pie­ża do cią­głe­go od­twa­rza­nia ziem­skiej chwa­ły (stąd za­mie­rzo­na dwu­znacz­ność ty­tu­łu – Dru­gie Kró­le­stwo jako okre­śle­nie Czyść­ca w cy­ta­cie z Bo­skiej Ko­me­dii, ale też jako pod­kre­śle­nie wtór­no­ści tego, co z upo­rem ma­nia­ka pró­bu­je w za­świa­tach od­two­rzyć pa­pież). Na ko­niec za­uwa­ży­łem, że dwoje z tych ar­ty­stów nosi ar­cha­niel­skie imio­na i po­my­śla­łem, że cie­ka­wym twi­stem fa­bu­lar­nym bę­dzie uczy­nie­nie z nich za­ka­mu­flo­wa­nych za­rząd­ców tego świa­ta, pró­bu­ją­cych skło­nić pa­pie­ża i kar­dy­na­łów do zro­zu­mie­nia jak po­zor­na jest ich chwa­ła i nie­trwa­łe dą­że­nie do od­two­rze­nia daw­ne­go stylu życia. Pa­pież, w toku roz­mo­wy z Mi­che­lan­ge­lo uświa­da­mia sobie, że poza Pie­kłem i Nie­bem ist­nie­je jesz­cze trze­cia (ale tym­cza­so­wa opcja) a wi­dząc frag­ment wła­sne­go ciała nie po­kry­ty farbą przez Ra­fa­el­la, uświa­da­mia sobie po­trze­bę oczysz­cze­nia z tego co sztucz­ne. Nota bene Leon X bę­dą­cy pier­wo­wzo­rem po­sta­ci pa­pie­ża, był po­dej­rze­wa­ny (uczci­wie mó­wiąc głów­nie przez śro­do­wi­ska an­ty­kle­ry­kal­ne) o ate­izm – tu po­sta­no­wi­łem go uspra­wie­dli­wić.

Chcia­łem czy­tel­ni­ka wpro­wa­dzić w ten świat stop­nio­wo i za­ska­ki­wać od­sła­nia­niem nowej per­spek­ty­wy w każ­dym ko­lej­nym roz­dzia­le, aż do ostat­nich słów – chyba za dużo na tak krót­ki tekst.

Hmmm. Chyba do­da­ła­bym jakąś scen­kę z roz­mo­wą dwóch za­ka­mu­flo­wa­nych, z któ­rej jasno wy­ni­ka, jaką peł­nią rolę. Może to samo wy­da­rze­nie (słoń by się nadał) z per­spek­ty­wy nor­mal­ne­go, naj­le­piej no­we­go, słabo wta­jem­ni­czo­ne­go widza i któ­re­goś z nich.

Może jesz­cze wy­ja­śnie­nie (prze­mo­wę do oczysz­cza­nych?), że po­win­ni dążyć do bieli, aby jak naj­ja­śniej wy­glą­dać, kiedy staną przed zbli­ża­ją­cym się Sądem. Ale to by już mogło za­ha­czać o ło­pa­to­lo­gię.

Może scen­kę przy­ję­cia nowej duszy?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dzię­ki Fin­kla, (czemu Ty jesz­cze nie śpisz?) pierw­szy po­mysł pa­su­je mi naj­bar­dziej. Bo ro­zu­miem, że głów­ny pro­blem jest z toż­sa­mo­ścią Ar­cha­nio­łów?

Bo je­stem noc­nym mar­kiem. ;-)

Mnie naj­bar­dziej prze­szka­dza­ło to, że nie po­tra­fi­łam usta­lić ich toż­sa­mo­ści – tak nie pa­su­je, owak zgrzy­ta… A jak nie wia­do­mo, gdzie leży ka­mień wę­giel­ny, to całe fun­da­men­ty szlag tra­fia…

Dante w motto nie­źle na­pro­wa­dza, ale Czy­ściec i Niebo uwa­żam za pa­skud­nie nudne.

I zwróć uwagę, że ano­ni­mo­we tek­sty czyta się tro­chę ina­czej. Wia­do­mo, są różni lu­dzie. Przy jed­nych nic­kach trze­ba kmi­nić na maksa, przy in­nych można spo­koj­nie czy­tać co drugą li­nij­kę w celu od­la­nia zbęd­nej wody. W tym kon­kur­sie od­ru­cho­wa wie­dza, jak po­dejść do da­ne­go Twór­cy, nie dzia­ła.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Niebo i Pie­kło są nudne.

Czy­ściec jest fa­scy­nu­ją­cy.

Ze spe­cy­fi­ką ano­ni­mo­wych kon­kur­sów masz cał­ko­wi­tą rację. Wła­śnie się tego na­uczy­łem.

Wizja stała się ja­śniej­sza, choć wo­lał­bym wy­czy­tać ją tek­stu. Mimo wszyst­ko zo­sta­nę przy swo­ich in­ter­pre­ta­cjach, które w dużej mie­rze nie od­bie­ga­ły zna­czą­co od Two­ich :)

F.S

Dzię­ki Fo­lo­in!

Zmie­ni­łem nieco za­koń­cze­nie. Mam na­dzie­ję, że teraz jest le­piej.

Mnie się po­do­ba­ło. Zin­ter­pre­to­wa­łem sobie że Anio­ło­wie szy­ku­ją sąd osta­tecz­ny w czyść­cu. Za da­le­ko z in­ter­pre­ta­cją się jed­nak nie po­su­ną­łem, bo to nie za długi tekst ;P a w ręcz jak dla mnie za krót­ki na tyle roz­wa­żań i płasz­czyzn. Choć po ko­men­ta­rzach au­to­ra ro­zu­mien i widzę jego za­mie­rze­nia za­ko­twi­czo­ne w tek­ście. Nie­ste­ty nie miały oka­zji zbyt­nio się roz­wi­nąć. Po­zdra­wiam!

"Taki ide­al­ny wy­lu­zo­wy­wacz do obia­du." NWM

Dzię­ki My­trik­sie! Ja po pro­stu nie lubię lania wody. A że po­mysł tro­chę drab­blo­wy, to i roz­mia­ro­wo sta­ra­łem się tylko nie zejść po­ni­żej dol­ne­go kon­kur­so­we­go li­mi­tu. Za to li­czy­łem, że sku­szę wię­cej czy­tel­ni­ków.

Po chwi­li dał się sły­szeć cichy ter­kot a potem dwa po­tęż­ne tąp­nię­cia

Prze­ci­nek przed “a potem”

 

Mi­che­lan­ge­lo chęt­ni od­stą­pił­by

li­te­rów­ka

 

Jedna była tylko osoba

dziw­ny szyk

 

– Nie bra­ku­je ci tutaj błę­ki­tu? – Usły­szał nagle za ple­ca­mi.

roz­po­czął­bym tutaj di­da­ska­lia z małej

 

– Prze­cież szko­da two­je­go ta­len­tu! – Kusił dalej Oj­ciec Świę­ty.

tutaj to samo, błąd za­pi­su po­wta­rza się gdzieś jesz­cze, chyba przy “nie wy­trzy­mał”

 

Po­cze­kaj młody

prze­ci­nek przed wo­ła­czem

 

Poza tymi pa­ro­ma po­tknię­cia­mi na­pi­sa­ne bar­dzo do­brze, z kon­kur­so­wych tek­stów, które do­tych­czas czy­ta­łem – naj­le­piej. Po­my­sły barw­ne, takie jak lubię. Już przy pierw­szym czy­ta­niu zro­bi­ło wra­że­nie, choć byłem nieco nie­pew­ny in­ter­pre­ta­cji. Potem prze­czy­ta­łem jesz­cze raz, by wy­ła­pać jak naj­wię­cej smacz­ków i tekst tylko na tym zy­skał. Po­czą­tek i za­koń­cze­nie sta­no­wią nie­złą klam­rę. Przy uważ­nym czy­ta­niu licz­ne ele­men­ty oka­zu­ją się two­rzyć lo­gicz­ną ca­łość. Może to jest wła­śnie minus, że trze­ba UWAŻ­NIE czy­tać. Ele­men­ty ukła­dan­ki po­wo­li wska­ku­ją na swoje miej­sce – jak dla mnie da­ło­by radę w ogóle bez cy­ta­tu i przy­pi­su. Przy po­now­nym czy­ta­niu widać, jak zo­sta­wiasz tropy na po­zio­mie zda­nia. 

Ogól­nie bar­dzo dobry tekst. Ale ano­ni­mo­wość też się kła­nia. 

 

PS Uśmia­łem się przy tych żół­wiach ninja ;)

 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Dzię­ki, Fun!

Tak czu­łem, że są tu Czy­tel­ni­cy, któ­rym się w końcu spodo­ba. Piszę tak, jak sam lubię czy­tać. Może po­wi­nie­nem spró­bo­wać opo­wia­dań de­tek­ty­wi­stycz­nych?

Za­pi­sy dia­lo­gów zgod­ne z je­dy­nym słusz­nym (na po­trze­by kon­kur­su) lo­kal­nym po­rad­ni­kiem. Choć, ku­si­ło, żeby przy­naj­mniej w dwóch przy­pad­kach użyć małej li­te­ry (zwłasz­cza przy tym ku­sze­niu). Szyk zda­nia, na które zwró­ci­łeś uwagę, też uwa­żam za dziw­ny, ale jakoś się do mnie przy­kle­ił i do­brze mi w tym miej­scu brzmi.

Myślę, że jesz­cze się znaj­dą czy­tel­ni­cy, a dwie szóst­ki dadzą do zro­zu­mie­nia, że coś w tym opo­wia­da­niu jest ;)

Po­rad­nik nie jest ide­al­ny. Ale weźmy to na zdro­wy rozum. 

 

– A gdzie my w ogóle je­ste­śmy?! – Nie wy­trzy­mał Mi­che­lan­ge­lo.

Moim zda­niem wy­po­wie­dze­nie tych słów jest wła­śnie “nie­wy­trzy­ma­niem”. “Nie wy­trzy­mał” trak­tu­ję w tym przy­pad­ku jako “wy­pa­lił”. Na­to­miast jeśli chcesz stwier­dzić, że Mi­che­lan­ge­lo nie wy­trzy­mał, bo np. stłukł fi­li­żan­kę czy oka­zał to w jakiś inny spo­sób za po­mo­cą gestu, a nie słów, wy­pa­da­ło­by za­sto­so­wać nor­mal­ny szyk: “Mi­che­lan­ge­lo nie wy­trzy­mał”.

 

– Nie bra­ku­je ci tutaj błę­ki­tu? – Usły­szał nagle za ple­ca­mi.

Tutaj usły­sze­nie także od­no­si się do wy­po­wie­dzi. Krop­ka od­dzie­la dwa zda­nia. Co to za zda­nie “Usły­szał nagle za ple­ca­mi”? Nawet jak zmie­nisz szyk, to bez do­peł­nie­nia bę­dzie ku­la­wy. Bez krop­ki otrzy­mu­je­my: “Nagle za ple­ca­mi usły­szał py­ta­nie, czy nie bra­ku­je mu tutaj błę­ki­tu?” (w luź­nym prze­ło­że­niu na mowę za­leż­ną). Jeśli to jed­nak dwa zda­nia – co su­ge­ru­je wiel­ka li­te­ra – kon­struk­cja nie ma sensu. Bo (1) naj­pierw padły ja­kieś słowa (2) bo­ha­ter usły­szał coś za ple­ca­mi – od­dzie­le­nie krop­ką za­su­ge­ro­wa­ło­by, że to “coś” to nie owe słowa. Do­pusz­czal­ne by­ło­by ewen­tu­al­nie:

“Nagle usły­szał głos za ple­ca­mi.

– Nie bra­ku­je ci tutaj błę­ki­tu?”

Choć w tym przy­pad­ku po­sta­wił­bym za­miast krop­ki dwu­kro­pek. 

Zatem “usły­szał” także z małej. Co koń­czy dowód ;)

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Po­pie­ram Funa względ­nie Funta. Zwłasz­cza w kwe­stii usły­sze­nia – takie niby zda­nie nie ma sensu. Przy nie­wy­trzy­ma­niu już zo­sta­wi­ła­bym wybór Au­to­ro­wi.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Jeśli “nie wy­trzy­mał” ma być z dużej li­te­ry, to szyk jest błęd­ny, przy­naj­mniej tak na moje oko i we­dług punk­tu 5. → http://www.jezykowedylematy.pl/2011/09/jak-pisac-dialogi-praktyczne-porady/

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

No dobra, remis ze wska­za­niem na wer­sję Funa. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Sza­now­nym Bluź­nier­com zwra­cam je­dy­nie uwagę, że tekst był już opi­nio­wa­ny przez Reg…

Z całym sza­cun­kiem, nawet Reg nie jest nie­omyl­na, choć na pewno jej pomoc jest nie­oce­nio­na ;)

Co do błędu, który Ci wy­tknę­ła, to mi umknę­ło. Ale idąc za i moimi wnio­ska­mi, i por­ta­lo­wym po­rad­ni­kiem, po­wi­nie­neś zo­sta­wić małą li­te­rę i zmie­nić szyk, bo słowo “gę­bo­we”. 

– Dar Jego Kró­lew­skiej Mości, Ma­nu­ela Por­tu­gal­skie­go! – Pa­pie­ski he­rold wy­krzy­czał wresz­cie słowa, na które wszy­scy zgro­ma­dze­ni cze­ka­li od wielu mie­się­cy.

Choć wtedy trud­no by wci­snąć do­peł­nie­nie… Można by to roz­wią­zać roz­bi­ja­jąc blok tek­stu:

“Pa­pie­ski he­rold wy­krzy­czał wresz­cie słowa, na które wszy­scy zgro­ma­dze­ni cze­ka­li od wielu mie­się­cy:

- Dar Jego Kró­lew­skiej Mości, Ma­nu­ela Por­tu­gal­skie­go!”

I ośmie­lę się su­ge­ro­wać, że otwar­cie by­ło­by o tyle cie­kaw­sze, że od razu po­ja­wi­ła­by się jakaś mi­ni-za­gad­ka: na co wszy­scy mogli tyle cze­kać? 

 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

No i zo­sta­łam bluź­nier­czy­nią. Do­brze cho­ciaż, że przez duże B. ;-)

Mam tylko na­dzie­ję, że Reg tak bez­tro­sko fa­twa­mi nie rzuca. Bo ka­pła­ni, to wia­do­mo, jak po­trak­tu­ją… ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ja naj­bar­dziej boję się po­nu­rej klą­twy, za­czy­na­ją­cej się od słów: “Nie za­wsze po­praw­nie za­pi­su­jesz dia­lo­gi…” Brrr!

Sam po­mysł i wy­ko­na­nie po­do­ba­ło mi się, jed­nak fa­bu­ła już nie do końca. Po­ten­cjał nie zo­stał wy­ko­rzy­sta­ny choć temat był wdzięcz­ny (po­le­cam opo­wia­da­nie Ro­ber­ta Si­lver­ber­ga Na scenę wkra­cza żoł­nierz, a po nim wkra­cza drugi).

Dzię­ki Bel­ha­ju za lek­tu­rę, ko­men­tarz, ocenę i po­le­caj­kę. Zna­la­złem sobie tego “Żoł­nie­rza” i po pierw­szych aka­pi­tach za­po­wia­da się ape­tycz­nie. Mó­wisz, że po­ten­cjał nie wy­ko­rzy­sta­ny? Si­lver­berg, który wiel­kim pi­sa­rzem był,  po­trze­bo­wał 80K zna­ków, ja, sługa nie­uży­tecz­ny, wo­la­łem się skon­den­so­wać niż potem ście­śniać pod ko­niec li­mi­tu ;)

Nota bene, już jeden tekst o kon­kwi­sta­do­rach, któ­rzy tra­fi­li w spe­cy­ficz­ne za­świa­ty, po­ja­wił się w tym kon­kur­sie. Nie po­wiem czemu, ale po­le­cam. 

Li­mi­ty cza­sem po­tra­fią zabić po­mysł. Wiem coś o tym :)

Do­rzu­ci­łem klika do bi­blio­te­ki :-)

 

A widzę, że fun rzu­cił do no­mi­na­cji.

"Taki ide­al­ny wy­lu­zo­wy­wacz do obia­du." NWM

Dzię­ki My­trix!

Już jakby tro­chę z górki ;)

Uro­cze opo­wia­da­nie, bar­dzo zgrab­nie i cie­ka­wie wy­ko­rzy­stu­ją­ce kon­tekst hi­sto­rycz­ny. Nie mia­łem pro­ble­mu ze zro­zu­mie­niem, kim są w rze­czy­wi­sto­ści ma­la­rze. Bar­dzo spodo­ba­ła mi się pierw­sza scena z me­cha­nicz­nym sło­niem ;) 

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Dzię­ki No­Whe­re­Man,

Faj­nie, że wy­da­ło Ci się uro­cze. Takie wła­śnie chcia­łem, żeby było: krót­kie, zgrab­ne i smacz­ne.

We­ssa­ła mnie ta scena ze sło­niem. Świet­ny wstęp. Dalej też czy­ta­łam z dużą przy­jem­no­ścią, pły­nąc przez ko­lej­ne, świet­nie na­pi­sa­ne sceny. Na ko­niec zo­sta­łam ze zna­kiem za­py­ta­nia i mu­sia­łam dłuż­szą chwi­lę po­głów­ko­wać o co kaman. Z ko­men­ta­rzy au­to­ra wnio­sku­ję, że jakoś w miarę ogar­nę­łam, ale nie do końca. Czuję się po­ko­na­na – rebus wy­szedł aż na­zbyt in­te­li­gent­ny ;) 

 

PS Cie­ka­wa je­stem, czy moje do­my­sły od­no­śnie toż­sa­mo­ści au­to­ra okażą się słusz­ne :)

Spe­cjal­nie dla We­rwe­ny (choć pa­mię­tam, że Ce­sa­rzo­wa woli te he­ba­no­we) wi­ze­ru­nek bia­łe­go sło­nia, skre­ślo­ny aniel­ską dło­nią Raf­fa­el­la.

 

 

 

źró­dło: https://en.wikipedia.org/wiki/Hanno_(ele­phant)

 

P.S. Też je­stem cie­kaw tych do­my­słów.

 

 

:D

Fun, Fo­lo­in, My­trix – dla Was też po pa­pie­skim sło­ni­ku, po­dziel­cie się ;)

Zwra­cam uwagę, że jeden zo­sta­nie bez opie­ku­na.

 

Znalezione obrazy dla zapytania hanno elephant

Ja biorę tego po pra­wej. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

To mój ten na dole.

"Taki ide­al­ny wy­lu­zo­wy­wacz do obia­du." NWM

Ależ uczta dla wy­obraź­ni. Czy­ta­ło mi się świet­nie i coś tam zro­zu­mia­łam, choć może nie do­kład­nie tak, jak Autor sobie za­mie­rzył.

... życie jest przy­pad­kiem sza­leń­stwa, wy­my­słem wa­ria­ta. Ist­nie­nie nie jest lo­gicz­ne. (Cla­ri­ce Li­spec­tor)

Fleur, dzię­ki!

Mo­żesz wy­brać mię­dzy sło­niem lewym a środ­ko­wym ;)

 

P.S. Autor za­mie­rzył sobie przede wszyst­kim, żeby się czy­ta­ło z sa­tys­fak­cją.

Biorę środ­ko­we­go, bo ma trąbę do góry. Tylko, żeby mi nie za­dep­tał jasz­czur­ki ;)

... życie jest przy­pad­kiem sza­leń­stwa, wy­my­słem wa­ria­ta. Ist­nie­nie nie jest lo­gicz­ne. (Cla­ri­ce Li­spec­tor)

Nie ma po­py­tu na sło­nia od dupy stro­ny… ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Świet­nie na­pi­sa­ne. Nie­ste­ty po­trze­bo­wa­łem Two­ich wy­ja­śnień, żeby zro­zu­mieć tekst. A to jest na­praw­dę świet­na kwe­stia: "– Po­ło­wa skła­du orze­kła że je­ste­śmy w Nie­bie, po­ło­wa że w Pie­kle. Do­brze, że nie mieli wię­cej opcji…"

Oj tam, Nim­rod, co tu jest do ro­zu­mie­nia? Jakąś kon­cep­cję mu­sia­łem mieć, żeby na­pi­sać te min. 10K zna­ków. Ale naj­waż­niej­sze, żeby czy­tel­nik był za­do­wo­lo­ny. Też lubię tę kwe­stię i dwie ko­lej­ne. Po­dob­ne ostre dia­lo­gi pro­wa­dził Mi­chał Anioł z pa­pie­żem w “Udrę­ce i eks­ta­zie” Irvin­ga Stone.

Sło­nie już się skoń­czy­ły (a wła­ści­wie trzy­mam jesz­cze jed­ne­go dla Śnią­cej) ale dzię­ki za ko­men­tarz i ocenę!

Słoń to nie­zbyt dys­kret­na ła­pów­ka ;)

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Zwłasz­cza jeśli lubi ob­le­wać wodą ob­da­ro­wa­ne­go wraz z oto­cze­niem. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Fun, wzią­łeś swo­je­go? No, to nie wy­dzi­wiaj!

To jesz­cze ja, jesz­cze ja się “po­chwa­lę”, że w Twoim tek­ście, Ano­ni­mie, za­błą­dzi­łam :) Acz­kol­wiek nie tak cał­ko­wi­cie, bo cho­ciaż­by te po­sta­ci roz­k­mi­ni­łam tak, jak sobie tego ży­czy­łeś. Z tym, że jakoś nie bar­dzo za­ła­pa­łam, co tu się wła­ści­wie dzie­je :P A jak już, czy­ta­jąc, mia­łam na­dzie­ję na roz­wid­nie­nie w gło­wie, to tekst się skoń­czył :P ALE ja prze­cież zo­sta­wiam ko­men­ta­rze tylko tam, gdzie mogę po­chwa­lić… czyli: to opo­wia­da­nie mi się po­do­ba­ło. Scena ze sło­niem – bar­dzo, taka pla­stycz­na, ory­gi­nal­na, po­my­sło­wa. Co do resz­ty to po­do­ba­ły mi się na przy­kład… moje wła­sne frag­men­ta­rycz­ne in­ter­pre­ta­cje róż­nych ele­men­tów tego opo­wia­da­nia, wy­bacz szcze­rość ;) :P No, oczy­wi­ście żar­tu­ję – chcę na­pi­sać, że tekst jest faj­nie na­pi­sa­ny i ma­low­ni­czy, pro­wo­ku­je do sko­ja­rzeń, prze­my­śleń, wy­obra­żeń. Także sym­pa­tycz­nie, na­praw­dę :)

Z ca­łe­go opo­wia­da­nia naj­bar­dziej spodo­bał mi się me­cha­nicz­ny słoń. Tekst bar­dzo do­brze się czy­ta­ło, choć hi­sto­ria nie jest dla mnie kla­row­na. Ogól­nie dobry po­mysł, choć ja­sno­ści fa­bu­le by się przy­da­ło. 

Bo to wie­cie, ro­zu­mie­cie, są w ogóle tro­chę nie­ja­sne spra­wy…

I chyba do­brze ;)

 

A za prze­czy­ta­nie, ko­men­ta­rze i oceny dzię­ku­ję. I cie­szę się, że lek­tu­ra opo­wia­da­nia była, mimo wszyst­ko, źró­dłem przy­jem­no­ści.

“…za­chwiał się do przo­du, do tyłu, znowu do przo­du i sta­nął w miej­scu. Na mo­ment za­pa­dła cał­ko­wi­ta cisza. Wi­dzo­wie, wciąż sto­jąc, wstrzy­my­wa­li…”

 

Prze­czy­ta­łam tekst i zgłu­pia­łam. Prze­czy­ta­łam Twoje wy­ja­śnie­nia i choć mi roz­ja­śni­ły, nomen omen, obraz, to uwa­żam, że prze­kom­bi­no­wa­łeś z sym­bo­li­ką. Ach, jakże trud­no jest prze­my­cić obraz z głowy na pa­pier… (przy oka­zji – tak, nie ukry­wam, że silne sko­ja­rze­nie z żół­wia­mi ninja prze­szka­dza­ło mi przez cały tekst, mimo że nigdy nie byłam fanką ; p). W skró­cie – Le­onar­do za­bu­rza ten cały in­te­res, Mi­che­lan­ge­lo fak­tycz­nie ko­ja­rzy się przede wszyst­kim z Bu­ona­rot­tim i nie­ste­ty za­kła­da­nie, że ktoś za­sta­no­wi się nad wy­so­ko­ścią po­da­ną w łok­ciach to jed­nak duży opty­mizm ;) Ja ogól­nie sku­pi­łam się przede wszyst­kim na pró­bach wy­obra­że­nia sobie tego mgli­ście opi­sa­ne­go “ob­ra­zo­we­go” świa­ta, z któ­re­go można spłu­kać kolor, a nie na bo­ha­te­rach jako ta­kich, no ale to już mój pro­blem, rzecz jasna.

"Nigdy nie re­zy­gnuj z celu tylko dla­te­go, że osią­gnię­cie go wy­ma­ga czasu. Czas i tak upły­nie." - H. Jack­son Brown Jr

Chwi­la­mi mia­łam wra­że­nie, że tekst jest świet­nie na­pi­sa­ny, a przy nie­któ­rych zda­niach cał­ko­wi­cie wy­pa­da­łam z rytmu i mu­sia­łam wra­cać po kilka razy, żeby zro­zu­mieć o co cho­dzi. Ale może to wina póź­nej pory.

Opo­wia­da­nie mnie nie wcią­gnę­ło. Mia­łam wra­że­nie, że czy­tam opis ład­ne­go ob­raz­ka. Ale teraz, po prze­czy­ta­niu czuję bar­dzo dziw­ną sa­tys­fak­cję, że nie zre­zy­gno­wa­łam w po­ło­wie, więc chyba muszę po­wie­dzieć, że mi się po­do­ba­ło.

Zgu­bi­łem się w tek­ście. Pa­nia­łem, że po śmier­ci są czar­no-bia­li, ze się ko­lo­ru­ją etc. etc., ale co, skąd, jak, dla­cze­go… Niby sa ja­kies pod­po­wie­dzi, ale po­gma­twa­ne, za­owa­lo­ne toto nad­mier­nie jak na mój gust.

 

Za to ład­nie na­pi­sa­ne. I otwie­ra­ją­ca scena ze sło­niem za­sy­sa na­le­zy­cie.

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Jose, Wy­bu­cho­wa Dziew­czy­no i Psy­cho­fi­szu – dzię­ku­ję za nocne od­wie­dzi­ny, ale sami ro­zu­mie­cie, że sło­nie już się skoń­czy­ły ;( Zresz­tą, po co rybie słoń?

Za dużo sym­bo­li, po­wia­da­cie, zbyt po­gma­twa­ne… Nawet jak na apo­ka­lip­sę?

Prze­czy­ta­łem opo­wia­da­nie i ko­men­ta­rze i mam tak samo jak po­przed­ni­cy: czy­ta­ło mi się do­brze, ale nadal nie wiem, w jakim celu jego bo­ha­te­ro­wie zna­leź­li się w za­świa­tach i dla­cze­go w ta­kiej for­mie.

Mar­ci­nie Ro­ber­cie – dzię­ku­ję za ko­men­tarz.

w jakim celu jego bo­ha­te­ro­wie zna­leź­li się w za­świa­tach – ro­zu­miem, że py­ta­nie jest na­tu­ry eg­zy­sten­cjal­nej i od­po­wiedź “bo umar­li” Cię nie sa­tys­fak­cjo­nu­je. Nie czuję się jed­nak kom­pe­tent­ny aby udzie­lić głęb­szej od­po­wie­dzi.

 dla­cze­go w ta­kiej for­mie – a to już li­cen­tia po­eti­ca + wy­mo­gi kon­kur­su.

No tak, lecz autor po­wi­nien chyba czymś wię­cej uza­sad­nić opi­sy­wa­ny świat, niż tylko pro­stym “bo tak mi się chcia­ło”.

Mar­ci­nie, masz cał­ko­wi­tą rację co do obo­wiąz­ków au­to­ra – on musi wie­dzieć, o co mu cho­dzi. Dość roz­wle­kle opi­sy­wa­łem swój po­mysł kil­ka­na­ście ko­men­ta­rzy wyżej (wpis z 11.03. tuż po pół­no­cy), je­że­li chcesz abym coś jesz­cze wy­ja­śnił, na­pisz kon­kret­nie, który ele­ment budzi Twoje wąt­pli­wo­ści. Będę na­to­miast upar­cie bro­nił za­gad­ko­wej formy sa­me­go opo­wia­da­nia, uwa­żam, że o rze­czach osta­tecz­nych po pro­stu nie wy­pa­da pisać w spo­sób do­sad­ny i jed­no­znacz­ny.

Po­zdra­wiam!

Coś w tym jest, Ano­ni­mie.

Precz z sy­gna­tur­ka­mi.

Nie twier­dzę, że ma być do­sad­nie i jed­no­znacz­nie.

Jak ze wszyst­kim, warto zna­leźć pewne equ­ili­brium – tu, jak mi się wy­da­je, jest za bar­dzo za­gad­ko­wo, za­bra­kło prost­szych pod­po­wie­dzi co do klu­cza in­ter­pre­ta­cyj­ne­go lub ob­ję­to­ści, by wpro­wa­dzić czy­tel­ni­ka w za­mysł stop­nio­wo, nie po­wo­du­jąc mę­tli­ku w gło­wie. Ale to tylko moja opi­nia.

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Bar­dzo pla­stycz­ty i ładny język. Sama lek­tu­ra z tej stro­ny była więc przy­jem­no­ścią. Zbyt jed­nak enig­ma­tycz­ne jak dla mnie, bym mogła w pełni zro­zu­mieć, o co do­kład­nie cho­dzi. Cięż­ko więc też jest mi tu na­pi­sać jakiś kon­kret­niej­szy ko­men­tarz.

Zo­sta­wiam ory­gi­nal­ną część ko­men­ta­rza, a po po­wtór­nym przej­rze­niu po za­koń­cze­niu, widzę, że zmie­ni­ła się koń­ców­ka. Przy­zna­ję, że w obec­nej po­sta­ci sporo rze­czy mi się wy­kla­ro­wa­ło. I jeśli do­brze teraz od­czy­tu­ję, to widzę tu czy­ściec, w któ­rym do­pie­ro ma na­stą­pić wybór/ocena – czar­ny czy biały świat z jed­no­cze­sną tę­sk­no­tą i pra­gnie­niem po­zo­sta­nia w re­al­nym, peł­nym ko­lo­rów świe­cie. 

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

O pro­szę, Śnią­ca zro­zu­mia­ła bez pod­po­wie­dzi!

I za to ostat­ni sło­nik, spod lady ;)

Znalezione obrazy dla zapytania hanno elephant

Trud­ny w oce­nie tekst. Z jed­nej stro­ny – na­pi­sa­ny ob­ra­zo­wo, bia­ło-czar­ność po­do­ba­ła mi się bar­dzo, jest też ele­ganc­ko upa­ko­wa­na w nie­wiel­kiej ob­ję­to­ści akcja, jed­nak pro­ble­my ze zro­zu­mie­niem (o któ­rych wspo­mnia­ła spora ilość przed­pi­ś­ców) spra­wi­ły, że i ja za­koń­czy­łem czy­tać lekko zdez­o­rien­to­wa­ny.

Póź­niej­sze wy­ja­śnie­nia oraz mo­dy­fi­ka­cje w za­koń­cze­niu po­pra­wi­ły od­biór ca­ło­ści. Opko na plus :)

 

Tyle ode mnie.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu prze­strze­ni ani mi­ło­ści. Jest tylko cisza."

Dzię­ku­ję za sło­ni­ka :) 

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Co­bol­dzie po­gra­tu­lo­wać opka :-) i wy­róż­nie­nia :D

"Taki ide­al­ny wy­lu­zo­wy­wacz do obia­du." NWM

Dzię­ki My­trix!

Dbaj o swo­je­go sło­nia i nie prze­kar­miaj go! Ory­gi­nał zdechł na za­twar­dze­nie.

Prze­kar­mić to ja go nie prze­kar­mię, prę­dzej w drugą stro­nę jak za­po­mnę dać mu fi­stasz­ki.

"Taki ide­al­ny wy­lu­zo­wy­wacz do obia­du." NWM

Fajne, ale mnie nie prze­ko­na­ło. Mam wra­że­nie, że już coś ta­kie­go czy­ta­łam, nie ma tu po­wie­wu świe­żo­ści. Mo­ty­wom, z któ­rych sko­rzy­sta­łeś, można było dać wię­cej, a wy­da­je mi się, że wzią­łeś je­dy­nie sko­ru­py i sko­ru­pa­mi je po­zo­sta­wi­łeś.

Bar­dzo po­do­ba­ła mi się pierw­sza scena. Taka w stylu se­ria­lu De­mo­ny da Vinci. Obie­cy­wa­ła co in­ne­go niż do­sta­łam. Potem za dużo ga­da­nia :P

Do­ce­niam wy­ko­na­nie. Nie roz­pi­szę się, bo już wszy­scy wszyst­ko po­wie­dzie­li.

 

– Po­cze­kaj(+,) młody, naj­lep­sze jesz­cze przed nami!

 

Z dru­giej stro­ny, rze­ko­my po­da­ru­nek był ta­kich roz­mia­rów, że trud­no by­ło­by go prze­ga­pić

"Po opa­no­wa­niu warsz­ta­tu na­le­ży go wy­rzu­cić przez okno". Vita i Vir­gi­nia

Wszyst­kie no­mi­no­wa­ne ano­ni­my prze­czy­ta­łem jesz­cze zanim prze­sta­ły być ano­ni­mo­we, ale to chyba bez zna­cze­nia, bo uczci­wie mogę po­wie­dzieć, że żaden nie po­do­bał mi się na tyle, bym wsparł go swoim gło­sem piór­ko­wład­nym.

 

Naj­więk­szym grze­chem, za który ska­zu­ję to opo­wia­da­nie na – no tak – czy­ściec, jest to, że ni cho­le­ry nie zro­zu­mia­łem, o co w tym wszyst­kim cho­dzi. Nawet ło­pa­to­lo­gia w ko­men­ta­rzach nie spra­wi­ła, bym zro­zu­miał, choć wiem już, o co cho­dzi­ło.

Pierw­sza scena (która, wy­ję­ta z kon­tek­stu, wy­da­ła mi się ab­sur­dal­na) wska­zy­wa­ła mi jed­no­znacz­nie, że opo­wia­da­nie bę­dzie ra­czej hu­mo­ry­stycz­ne, lek­kie łatwe i, dej­cie Bóg, przy­jem­ne. Stety nie­ste­ty, z tych przy­pusz­czeń nie zo­sta­ło pra­wie nic, bo o ile fak­tycz­nie pro­ces czy­tel­ni­czy był swo­je­go ro­dza­ju przy­jem­no­ścią, po­nie­waż styl fajny, a tekst do­piesz­czo­ny, to jed­nak nie mogę po­wie­dzieć, by lek­tu­ra przy­no­si­ła ja­ki­kol­wiek ro­dzaj sa­tys­fak­cji.

Po­zwo­lisz, że nie będę wy­łusz­czał, gdzie do­kład­nie się po­gu­bi­łem, bo sam już nie wiem. Pew­nie wszę­dzie. Pa­mię­tam tylko, że już koń­ców­ka pierw­szej sceny mi nie za­gra­ła. Ale to aku­rat z przy­czyn tech­nicz­nych. Otóż:

Jak pa­pie­ro­wa za­baw­ka na wie­trze, krę­cił się w miej­scu, wy­raź­nie zdez­o­rien­to­wa­ny, aż w końcu za­stygł w per­spek­ty­wicz­nym skró­cie, oskar­ży­ciel­sko wy­cią­ga­jąc zarys ręki w kie­run­ku loży zaj­mo­wa­nej przez Raf­fa­el­la i Le­onar­da.

– Po­wi­nien pa­mię­tać, że tak się to skoń­czy – gde­rał sta­rzec, nie­chęt­nie dźwi­ga­jąc się z ławy. – Masz, młody, pędz­le ze sobą? Szy­ku­je ci się do­dat­ko­wa ro­bo­ta!

Z po­cząt­ku byłem pe­wien, że tym gde­ra­ją­cym star­cem jest spło­wia­ły pa­pież, bo tak wska­zu­je pod­miot, ale fi­nal­nie cho­dzi o jed­ne­go z Mi­strzów. To mi jakoś utknę­ło.

Resz­ta, jak wspo­mnia­łem, to już to­tal­ny chaos, nad któ­rym nie zdo­ła­łem za­pa­no­wać.

 

Peace!

 

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Psy­cho­Fi­shu – “za­bra­kło prost­szych pod­po­wie­dzi co do klu­cza in­ter­pre­ta­cyj­ne­go lub ob­ję­to­ści” – o, z tym dru­gim je­stem w sta­nie się zgo­dzić. Tra­fić w equ­li­brium to jest sztu­ka, ale z dwoj­ga złego wolę opo­wieść zbyt trud­ną, niż zbyt ło­pa­to­lo­gicz­ną. Moż­li­we na­to­miast, że roz­cią­gnię­cie tego tek­stu da­ło­by czas czy­tel­ni­ko­wi na prze­my­śle­nie pod­po­wie­dzi. Dzię­ki!

Śnią­ca – sło­nik jak sło­nik. Ale jaki kor­nak! I z jakim an­ku­sem!!!

Co­unt­Pri­ma­gen – dzię­ki so­jusz­ni­ku! Fakt, że byłeś współ­ty­po­wa­nym do au­tor­stwa to dla mnie osob­ny powód do sa­tys­fak­cji.

Ena­zet – żal, że tym razem nie roz­wa­li­ło… “wzią­łeś je­dy­nie sko­ru­py i sko­ru­pa­mi je po­zo­sta­wi­łeś” – za­brzmia­ło bar­dzo sta­ro­te­sta­men­to­wo, muszę to prze­my­śleć.

Cie­niu – “styl fajny, a tekst do­piesz­czo­ny” – wy­star­czy­ło tyle na­pi­sać ;)

Sorry, Win­ne­tou, je­stem na nie.

Prze­czy­ta­łam drugi raz.

Zmia­ny uła­twi­ły od­gad­nię­cie, o co Ci cho­dzi (do­ce­niam psi­ku­sa zro­bio­ne­go pa­pie­żo­wi), ale nadal mam gło­wie mę­tlik ma­lar­sko-ar­cha­niel­ski. Być może, gdy­bym le­piej znała hi­sto­rię Włoch, Rzymu i Wa­ty­ka­nu… No i nadal nie widzę wszyst­kie­go, co za­war­łeś w ko­men­ta­rzach. Na przy­kład oj­ciec świę­ty uświa­da­mia­ją­cy sobie ist­nie­nie trze­ciej moż­li­wo­ści.

Bar­dzo ładna i pla­stycz­na pierw­sza scena. Cho­ciaż i tam zgrzyt­nę­li mi zgro­ma­dze­ni cze­ka­ją­cy na coś od mie­się­cy. Tak w jed­nym miej­scu się ze­bra­li i cze­ka­li?

I tak z cie­ka­wo­ści: dla­cze­go w tym miej­scu był tylko jeden pa­pież?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nie gnie­wam się, Old Fin­kle­hand.

Kon­se­kwen­cja to zacna cecha.

Wy­ja­śniam po­zo­sta­łe wąt­pli­wo­ści:

 

“oj­ciec świę­ty uświa­da­mia­ją­cy sobie ist­nie­nie trze­ciej moż­li­wo­ści” – o tu, mię­dzy wier­sza­mi:

Do­brze, że nie mieli wię­cej opcji…(…) – od­parł z pew­nym roz­tar­gnie­niem Oj­ciec Świę­ty. (…) Jego Świą­to­bli­wość jakby za­po­mniał o celu swo­jej wi­zy­ty. Przyj­rzał się raz jesz­cze skle­pie­niu, po­bło­go­sła­wił ma­chi­nal­nie ma­la­rza i ru­szył ku dra­bi­nom wio­dą­cym w dół rusz­to­wa­nia.

 

“dla­cze­go w tym miej­scu był tylko jeden pa­pież?” – bo w takim miej­scu każdy jest sa­mot­ny. Dla naj­wni­kliw­szych czy­tel­ni­ków ukry­łem prze­kaz pod­pro­go­wy w tej dziw­nej kon­struk­cji gra­ma­tycz­nej:

Jedna była tylko osoba, któ­rej straż­ni­cy nie mogli za­bro­nić wej­ścia na rusz­to­wa­nie” – z punk­tu wi­dze­nia walki o duszę tej kon­kret­nej osoby, wszy­scy po­zo­sta­li to tylko de­ko­ra­cje. Dla­te­go mogli tak sobie stać i cze­kać. Taka za­ba­wa so­lip­sy­stycz­na.

 

 

Ufff! Do­brze, że mój czer­wo­ny brat nie chowa urazy. ;-)

No, to przy­znam, że za­sko­czy­łeś mnie in­for­ma­cją, że to był te­atrzyk zor­ga­ni­zo­wa­ny dla jed­ne­go widza. My­śla­łam, że nie mogli mu za­bro­nić ze wzglę­du na fuchę pa­pie­ską.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dla mnie rów­nież o krzty­nę zbyt za­gad­ko­we. Nie znam Dan­te­go na tyle do­brze, aby wie­dzieć, co miał na myśli, pi­sząc o dru­gim kró­le­stwie, a tekst nie za­wie­ra wy­star­cza­ją­co wy­raź­nej pod­po­wie­dzi (choć wy­da­je się, że mogła bez zbęd­nej ło­pa­to­lo­gii zo­stać wple­cio­na w dia­lo­gi).

Scena ze sło­niem <3. Warsz­tat na plus. Na­to­miast ca­łość odro­bi­nę prze­kom­bi­no­wa­na – nie doj­rza­łem do ta­kiej li­te­ra­tu­ry ;P.

 

Skąd mieli pig­men­ty? Wspo­mi­nasz, że ich źró­dłem był Sąd Osta­tecz­ny, ale do­pie­ro, gdy za­czę­ły się koń­czyć. W takim razie, wszyst­ko było czar­no-bia­łe czy nie?

 

Mogło być go­rzej, ale mogło być i znacz­nie le­piej - Gan­dalf Szary, Hob­bit, czyli tam i z po­wro­tem, Rdz IV, Górą i dołem

No, nie da się ukryć, że prze­kom­bi­no­wa­ne ;)

Też nie znam Dan­te­go, otwo­rzy­łem sobie po­czą­tek Czyść­ca i zna­la­złem taki frag­ment. Ce­lo­wo pod­pi­sa­łem go tylko imie­niem au­to­ra, bo słowo “czy­ściec” chcia­łem umie­ścić na samym końcu, jako zwor­nik opo­wie­ści, ele­ment, który po­wo­du­je, że wszyst­kie ce­gieł­ki wsko­czą na swoje miej­sca. Ale prze­kom­bi­no­wa­łem.

Fak­tycz­nie, tro­chę nie­ja­sno opi­sa­łem de­ko­ra­cje – wyj­ścio­wo, po wpro­wa­dze­niu się pa­pie­skie­go dworu, wszyst­ko (z wy­jąt­kiem fre­sku) miało być czar­no-bia­łe, a na roz­kaz pa­pie­ża ar­ty­ści za­czę­li od­twa­rzać dawne ko­lo­ry. Ja­kieś pig­men­ty mieli, jak to ma­la­rze w swo­ich pra­cow­niach, ale wobec ogro­mu pracy za­czę­ło ich bra­ko­wać i wtedy Oj­ciec Świę­ty wpadł na ob­ra­zo­bur­czy po­mysł sku­cia fre­sku. Sam zo­stał zresz­tą, po ob­la­niu przez sło­nia, od­no­wio­ny przy uży­ciu tych barw­ni­ków. Ich cu­dow­ne roz­mno­że­nie po­win­no dać mu do my­śle­nia…

Muszę przy­znać, że prze­czy­ta­łam z przy­jem­no­ścią, ale zro­zu­mia­łam o co cho­dzi do­pie­ro w ko­men­ta­rzach. Nie­ste­ty nigdy nie za­głę­bia­łam się w taką te­ma­ty­kę, dla­te­go moja wie­dza w jej za­kre­sie jest mocno ogra­ni­czo­na. Na­stęp­nym razem po­pro­szę o mniej nie­ja­sno­ści. :P

"Myślę, że jak czło­wiek ma w sobie tyle nie­sa­mo­wi­tych po­my­słów, to musi zo­stać pi­sa­rzem, nie ma rady. Albo do czub­ków." - Jo­na­than Car­roll

No cóż, po­wtó­rzę za przed­pi­ś­ca­mi – bar­dzo do­brze na­pi­sa­ne “nie wiem, co prze­czy­ta­łam” :D Co gor­sza, przy ko­niunk­cji też mia­łam wąt­pli­wo­ści, więc twoje tek­sty co­bol­dzie są chyba zbyt nie­ja­sny dla mo­je­go ma­łe­go ro­zum­ku ;)

Ni to Sza­tan, ni to Tęcza.

Zna­czy, że do "Smoko" nie mam nawet co słać? ;)

O rety, no co ty! Tak sobie za­żar­to­wa­łam. Poza tym “Życie Lo­tha­ra…” gło­so­wa­łam wszyst­kie­mi rę­ca­mi i no­ga­mi, i w ple­bi­scy­cie też. No i w Smoko oce­nia­my tek­sty gru­po­wo, więc jedna osoba nie de­cy­du­je o wszyst­kim ;) A że pisać umiesz, to za­pra­szam go­rą­co :D

Ni to Sza­tan, ni to Tęcza.

Za­pro­sze­nie przy­ję­te ;-)

Moż­li­we, że zro­bi­łam coś źle, bo zro­zu­mia­łam tekst. ;) Chcia­łam zo­sta­wić krót­ki ko­men­tarz, że jak to miło, jak tekst ma ręce i nogi, wszyst­ko ład­nie, pla­stycz­ny język, misię, po czym we­szłam w ko­men­ta­rze i widzę, że pa­nu­je tu po­wszech­ny brak zro­zu­mie­nia. Teraz tro­chę za­pa­dłam w kon­ster­na­cję. Z re­gu­ły to ja je­stem tą je­dy­ną na sto, która nie zro­zu­mia­ła tek­stu.

Tak czy ina­czej – choć czy­ta­ło mi się dość wolno (dużo opi­sów i dia­lo­gów, mało akcji) to ostat­nia scena mi wszyst­ko wy­na­gro­dzi­ła. A za­koń­cze­nie od­bie­ram jako otwar­te do in­ter­pre­ta­cji (przy­naj­mniej dla mnie jest tu kilka moż­li­wo­ści). Chyba że wy­ja­śnie­nie “ko­lo­ro­we­go świa­ta” jest tylko jedno, i tu się zgu­bi­łam?

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

Dzię­ku­ję, kam_mod!

 

Za­koń­cze­nie zde­cy­do­wa­nie otwar­te, ale ra­czej dobre. A na pewno trze­ba mieć taką na­dzie­ję.

Nowa Fantastyka