- Opowiadanie: Wicked G - Augkwalit

Augkwalit

Tekst wysłany na ostatni konkurs Silmarisa, nie dostał się do publikacji.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy II, Finkla, Użytkownicy III

Oceny

Augkwalit

Absolutną ciszę zakłócił wyłącznie delikatny stukot. Równy rytm wybijany przez obcasy uderzające o trakt wyłożony taflami kolorowego kamienia.

W powietrzu unosiła się dusząca woń egzotycznych kwiatów rosnących w donicach po bokach alei. Fasady okazałych kamienic opalizowały w świetle lamp, blasku uwięzionym w bańkach z półprzeźroczystego szkła.

Dzielnicę Javat wypełniało bogactwo i przepych, a o tej porze również i spokój. Szanowani, zamożni obywatele wraz ze zmierzchem skryli się w swych rezydencjach, by odpocząć po kolejnym dniu pełnym zajęć. Straż pilnowała, by nie kręcił się tu nikt podejrzany – złodzieje, pijacy, awanturnicy. Spacerująca para młodych arystokratów z pewnością nie wyglądała na przedstawicieli jakiejkolwiek z tych grup, więc nie musiała się o nic martwić. Przynajmniej w teorii.

– Dłużej tego nie wytrzymam – powiedział Hatir.

– Ja również, temperatura jest nie do zniesienia – odrzekła Tila, rzucając swojemu partnerowi ostrzegawcze spojrzenie. – Nawet po zmroku panuje upał. Na szczęście zbliżamy się do celu.

Kilka warstw luksusowych szat przyprawiało zakochanych o duszności. Zmierzali do domu niejakiego Duhama Meniego, by razem z nim uczynić… coś istotnego. Zachowywali się najzupełniej swobodnie. Trzymali się za ręce, na ich twarzach gościły szerokie uśmiechy. Ciekawscy dawno zamknęli oczy do snu, toteż młoda para nie miała prawie nic do ukrycia.

– Strażnik – szepnął Hatir, zauważywszy odzianą w lśniący pancerz postać wyłaniającą się zza rogu.

Para kroczyła dalej. Konfrontacja wydawała się nieunikniona. Zmiana trasy oznaczała nagły obrót na pięcie i powrót do miniętego chwilę wcześniej skrzyżowania, co mogłoby wzbudzić podejrzenia. Ale nie przejmowali się tym. W końcu byli porządnymi ludźmi, nie mieli sobie nic do zarzucenia.

– Dobry wieczór – powitał ich stróż prawa. – Co skłania państwa do przebywania na zewnątrz o tak późnej porze, jeśli mogę zapytać?

– Razem z małżonką uwielbiamy spacerować po zmroku – wyjaśnił Hatir. – Wreszcie można odpocząć od zgiełku i tłumów.

– Rozumiem. – Strażnik skinął głową. – Sam jestem typem nocnego marka, dlatego zgłosiłem się do tej służby. Cóż, nie będę państwa dłużej zatrzymywał. Życzę miłej przechadzki. Proszę tylko nie zapuszczać się… w mniej przyjazne dzielnice.

– Ma się rozumieć. Kto w ogóle chciałby tam zaglądać? – Tila wymówiła te zdania z ukrytą odrazą. – Dobranoc.

– Dobranoc państwu.

Gdy zbrojny oddalił się na dostateczną odległość, Hatir głęboko westchnął z ulgą. Myślał, że podczas spotkania serce wyskoczy mu z klatki piersiowej.

– Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha – stwierdziła Tila. – Przecież nic nam nie groziło. Spokojnie, już jesteśmy na miejscu.

Tila nienawidziła straży. Gdyby tylko ona i Hatir byli gorzej ubrani, tamten gbur nie omieszkałby dokładnie wypytać o cel podróży, przeszukać i na końcu zamknąć w areszcie za „zakłócanie porządku”, po drodze nie skąpiąc razów. Na szczęście bogaci cieszyli się pewnymi przywilejami.

Rezydencję Duhama Meniego na przekór panującej modzie pokryto matową, białą farbą. Otaczał ją rozległy ogród ze ścieżkami wyznaczonymi rzędami cyprysów. Para arystokratów podeszła do drzwi wejściowych. Tila zastukała srebrną kołatką. Otworzył im służący o bladej twarzy i drobnej posturze.

– Zapraszam. – Mężczyzna ukłonił się i wykonał zachęcający gest dłonią. – Pan Duham oczekuje w salonie.

Hatir i Tila przemierzyli rozświetlony kandelabrami hall i wstąpili do sporego pomieszczenia ogrzewanego kominkiem. Duham, nieco otyły mężczyzna w średnim wieku, siedział w skórzanym fotelu tuż przy biblioteczce i czytał jakiś opasły tom. Młode małżeństwo przywitało się z gospodarzem i spoczęło na sofie.

– Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie mogliśmy przyjść za dnia – rzekł Hatir.

– Przesadzasz, mój miły – odpowiedziała Tila. – Nawet jeśli strażnik zwęszyłby coś, z pewnością dałby się przekupić.

– Poza tym, stróżowie buszują tu nawet, gdy słońce wisi wysoko nad horyzontem. Czyżbyś po prostu lękał się ciemności, Hatirze? – Na twarzy Meniego pojawił się szeroki uśmiech.

– Nie. – Pokręcił głową. – Po prostu boję się, że zostaniemy wykryci.

– Zatem noc to pora, w której twój strach powinien się rozwiać. – Duham spojrzał Hatirowi prosto w oczy. – Mrok to bóg odważnych i ciekawych świata. Osłania nas przed wzrokiem tych, którzy chcą zatrzymać wiedzę wyłącznie dla siebie.

– Dostaliśmy dodatkową porcję augkwalitu od alchemika. Chwalił się, że to najmocniejsza odmiana, jaką udało się dotychczas otrzymać. – Tila włożyła dłoń w rękaw i gdzieś spod fałd luźnej sukienki wyciągnęła mały woreczek, po czym ostrożnie położyła go na stole. – Kosztowało majątek, lecz to nieistotne. Tym razem uda nam się osiągnąć przełom.

Duham wysypał zawartość sakiewki na blat. Dziewięć niewielkich, błyszczących romboedrów. Pozornie przypominały kryształy, lecz były miękkie w dotyku. Wszyscy wzięli swój przydział.

– Chodźmy na zewnątrz – zaproponował Meni.

Zebrani podnieśli się z miejsc i podążyli na osłonięty parawanem taras. Nieba nie przysłaniała żadna chmura, lecz blask gwiazd przyćmiewały światła miasta.

Antycypacja podnosiła tętno. Wkrótce grupka arystokratów miała wznieść się na wyżyny życia, które od martwej materii oddzielała trójca Jakości. Kinergia, esencja ruchu. Lumergia, nośnik światła i ciepła. Kogergia, wyznacznik myśli. Augkwalit nasycał spożywającą go istotę każdą z Ergii, umożliwiając to, co nieosiągalne dla zwykłych osób. Dlatego został zakazany przez władzę. Z zażywaniem augkwalitu wiązało się też pewne ryzyko. Podobno gdy ktoś korzystał z niego zbyt często, jego naturalna obecność Jakości spadała, aż stawał się zimnym, otępiałym cieniem człowieka. Pragnienie poznania często było jednak silniejsze niż obawa przed konsekwencjami.

– Zobaczymy, dokąd los zabierze nas tym razem – rzekł Duham.

Meni wrzucił do ust i połknął alchemiczną substancję. Hatir i Tila uczynili to samo.

Powoli ich wnętrza zaczęły wypełniać fale przyjemnego gorąca. W umysłach ustąpiła nerwowość, a pojawił się spokój i skupienie. Pobudzeni przypływem energii zaczęli dreptać w kółko po tarasie.

– Czuję to! – wykrzyknęła Tila. Jej oczy błyszczały Lumergią. – Doznałam przełomu! Potrafię… zrobić wszystko!

Całe ciało kobiety zajaśniało oślepiającym blaskiem. Odbiła się od podłoża, roztrzaskując terakotę i wzniosła się w przestworza, zostawiając za sobą smugę światła.

Hatir i Duham obserwowali w zdumieniu. Wkrótce i oni poczuli się podobnie. Niczym bogowie. Polecieli za Tilą i rychło ją dogonili.

To było niesamowite. Fruwali nad kontynentami. Poruszali się z tak zawrotną prędkością, że byli jednocześnie wszędzie i nigdzie. Zdawało im się, że umysłami ogarniają całą rzeczywistość. Odczuwali narastającą ekstazę sięgającą najgłębszych zakamarków duszy. Mieli w sobie coraz więcej Lumergii, Kinergii i Kogergii.

Pożądali, by ten stan trwał wieczność. I rzeczywiście, mijało wiele lat, które dla nich trwały tyle, co ułamki sekund. Świat pod nimi się zmienił. Stał się szary, homogeniczny. Nie było już ani miast i wiosek, ani pól i lasów.

Duham zatrzymał się jako pierwszy. Poczuł, że rzeczywistość zbytnio się zmieniła i należy przerwać ten proces. Przekazał tę myśl towarzyszom, którzy również ustali w ruchu. Postanowili wylądować, lecz wszystko pokrywało teraz morze srebrzystej substancji. Kogergia podpowiedziała im, że to płynny metal. Po krótkich poszukiwaniach odnaleźli małą wysepkę, na której postawili stopy.

– Cały świat się rozpadł. Scalił w jedno. – Świadomość tego przerażała Meniego.

– To nasza wina – rzekła Tila. – Pobraliśmy całość każdej z Ergii. W ten sposób działał augkwalit. Kradł Jakość i oddawał ją nam. Świat bez niej zamarł. Dopiero teraz to zrozumiałam, choć Kogergią dorównywałam milionom osób razem wziętych. Zaślepiała mnie pycha.

– Mistrz Gyaram doprawdy stworzył arcydzieło alchemii. Sam nie był świadom potęgi augkwalitu. Uśmierciliśmy wiele istnień przez pragnienie wielkości. Hańba okryła nas, iż dopuściliśmy się takiego grzechu – wyznał Meni.

– Musimy jakoś to naprawić! – krzyczał Hatir.

– Nie cofniemy zmian. Nikt nie może przeciwstawić się czasowi – powiedział Duham. – Jedyne, co możemy uczynić, to zwrócić Ergie światu.

– Tworzywo się zmieniło. Została tylko stal. Ten świat nie będzie taki jak wcześniej. – Tila wyraziła swoje obawy.

– Być może nie – stwierdził Duham Meni. – Lecz to bez znaczenia. Lumergia, Kinergia i Kogergia potrafią transformować materię. Musimy tylko je uwolnić.

– Dlaczego nie możemy zatrzymać Jakości i pozostać bogami? – zapytał Hatir. – Mamy moc, która pozwala kreować wszystko!

– Jeszcze tylko przez niedługi okres. – Meni usiadł na brzegu. – Augkwalit tymczasowo odwrócił chaos. Próżnia wyssie z nas Ergie. Już to odczuwam.

Blask ludzi powoli zaczął gasnąć. Stawali się słabsi i zimniejsi. Hatir krzyknął na znak protestu, lecz to było na nic. Z trójki arystokratów uszło tchnienie, a ich ciała się rozpłynęły.

Jakości na nowo wypełniły świat i zaczęły weń wnikać. Światło ogrzało stal. Ruch uformował z niej sylwetkę kobiety. Myśli zakwitły w głowie niewiasty. Z morza wyłoniła się pierwsza machina, nowa postać życia.

Koniec

Komentarze

Na pewno plus za budowę świata, zabawę neologizmami. Gorzej, że fabuła mi raczej nie podeszła.  Wyszła taka bardziej scenka pokazująca jakiś alternatywny świat/mechanizm niż opowiadanie. No i ten cały augwalit bardzo over powered wyszedł. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Dziękuję za przeczytanie, SzyszkowyDziadku :) Miło znowu Cię gościć w gronie komentujących.

Kreowanie fabuły to element, który nadal u mnie nieco kuleje. Albo mam nie dobieram odpowiednio wydarzeń, przez co wychodzą Deus Ex Machiny, albo chęć przekazania jakiegoś konceptu, przemyśleń spycha mi akcję na drugi plan.

Augkwalit miał wyjść przekokszony, tekst dość symboliczny :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Pomysł niezły, klimat też całkiem ciekawy, ale fabuła, w moim odczuciu, trochę kuleje. Tak trochę to wszystko za szybko i za krótko. Przydałoby się pewne elementy nieco rozbudować. Nieco więcej o bohaterach opowiadania albo historii tej substancji, coś w tym stylu.

Początek był,  końcówka była, a rozwinięcie jakby ucięło :( A szkoda, bo uniwersum, substancja i bohaterowie mają potencjał. Tylko taki raczej długotekstowy :)

Ciekawy pomysł na świat, ale bardzo wiele zostało upchnięte w bardzo krótkim tekście. Dodatkowo sporo czasu poświęcasz dojściu bohaterów do miejsca spotkania, a samo wydarzenie opisujesz bardzo szczątkowo. A szkoda :( Jak dla mnie jest to tekst niewykorzystanego potencjału.

 

Co do wykonania – interpunkcyjnie tekst niedomaga, jest też trochę innych drobiazgów, m.in.:

 

Absolutną ciszę zakłócał wyłącznie cichy stukot. – powtórzenie; jeśli cisza była absolutna to jak coś mogło ją zakłócać? Bardziej zrozumiałe byłoby użycie formy dokonanej – zakłócić

 

toteż młodzieńcy nie mieli prawie nic do ukrycia. – zrobiłeś z Tili młodego mężczyznę ;)

 

– Strażnik – szepnął Hatir, zauważając odzianą – jakoś nie jestem sobie w stanie wyobrazić jednoczesnego szeptania i zauważania; ta druga czynność jest raczej bardzo krótka

 

Mężczyzna ukłoniła się – coś się tej mężczyźnie złej końcówki użyło…

 

Nie było już miast ani wiosek, ani pól i lasów. – troszkę niezgrabny ten szyk; może: Nie było już ani miast i wiosek, ani pól i lasów?

 

Ogólnie miałam wrażenie, że stosunkowo często szyk zdań jest jakiś taki niezręczny – wybijający z rytmu czytania.

 

It's ok not to.

Dla mnie też za krótko :(

Pokazujesz nowy świat i kończysz. 

Ale czytało się dobrze :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję za kolejne komentarze :) Wskazane błędy poprawiłem.

Diagnoza jest jasna – tekst ucierpiał przez próbę zmieszczenia zbyt obszernego pomysłu w zbyt małej objętości.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Widzisz Wicked, nie tyle zbyt obszerny pomysł, co spaprana kompozycja. Rysujesz świat fantasy, bardzo plastycznie, ze społeczno-ekonomicznym sztafażem, kreślisz cechy bohaterów, a potem w ogóle tego nie wykorzystujesz. Właściwie to samo mogłoby dotyczyć części, nazwijmy to, filozoficzno-ontologicznej. Troszkę po łebkach. Dlaczego trójka nic nie zrobiła z nabytymi, boskimi mocami, poza lataniem w kółko? Dlaczego po zabraniu światu Jakości pozostała akurat stal? Pytań jest dużo.

Kurde, zrób taki tekst na trzydzieści tysięcy znaków, a będę bardziej, niż zadowolony.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Wicked – komentarze do Twoich tekstów mógłbym skopiować z innego opowiadania. Dobra kreacja świata, zabawa z narkotykami, fascynacja bogami, jednak po raz kolejny zabrakło fabuły. Może zrób mały skok w bok i napisz dla odmiany jakiegoś akcyjniaka dla odświeżenia umysłu :)

Dzięki za przeczytanie i komentarze :)

Rzeczywiście, muszę chyba spróbować pisać opowiadania z innym focusem. W najbliższym czasie spróbuję sklecić coś dłuższego, muszę tylko wpaść na dobry pomysł….

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

“Trzymali się za ręce, na ich twarzy gościły szerokie uśmiechy“ – Twarzach w liczbie mnogiej.

 

“–Wreszcie można odpocząć od zgiełku i tłumów.“ – brak spacji po półpauzie.

 

“Nieba nie spowijała żadna chmura“ – Nie wydaje mi się, by niebo mogło być czymkolwiek spowite.

 

“należy zaprzestać ten proces“ – przerwać albo zakończyć, ale nie zaprzestać

 

Hm… zgadzam się z przedmówcami, czegoś tu zabrakło. Wygląda to jak dla mnie tak, jakbyś chciał jednocześnie napisać opowiadanie i coś na kształt mitu o stworzeniu/konstrukcji świata, a w rezultacie nie wyszło Ci niestety ani jedno, ani drugie ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

No niestety nie spodobało mi się. Przyćpali w wysokich progach, a potem kac moralny, że przeholowali. Choć… no, okej, pomysł na technogenezę zamiast biogenezy zaciekawił, ale pokazałeś zaledwie zalążek pomysłu. Za szybko, pobieżnie i chyba nic nowego, bo narkotematycznie. Potrafisz lepiej. ;)

Dzięki za komentarze, wskazane błędy poprawiłem :)

No nic, tak to zwykle bywa, że raz wychodzi lepiej, a raz gorzej, klucz to się nie poddawać :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Czytało się płynnie, był klimat, widać parę fajnych pomysłów. Zazgrzytały mi nieco sztuczne dialogi, szczególnie ten ze strażnikiem brzmiał nienaturalnie i właściwie niewiele wnosił. Zakończenie urwane, ale ma przez to urok “odlotu”. Z pewnym wahaniem pójdę  “kliknąć”, ale wiedz, że stać Cię na więcej ;)

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Dziękuję za przeczytanie i bibliotekę, Funie :)

Zakończenie urwane, ale ma przez to urok “odlotu”.

Taki właśnie był zamiar.

 

Może powinienem przerzucić się na pisanie rozpraw filozoficznych i teologicznych? Tam nie potrzeba fabuły i dialogów… ;)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

No cóż, przeczytałam, a potem okazało się, że mój komentarz napisał Blackburn. W tej sytuacji pozostaje mi tylko podpisać się pod nim. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Rzecz jest do przepisania bez konkursowych ograniczeń.

Przyznaj, że noc była wciśnięta trochę na siłę i prawdopodobnie (dla uwiarygodnienia) nadmiernie rozbudowana. Z kolei pod koniec wyraźnie przydusił Cię limit znaków (a może też czasu?). Proporcje tekstu zdecydowanie do odwrócenia. Na razie nie zachwyca.

Trzy “ergie” ciekawe, ale tracą przez powtarzanie się w tekście.

 

Dziękuję za komentarze :)

 

Przyznaj, że noc była wciśnięta trochę na siłę i prawdopodobnie (dla uwiarygodnienia) nadmiernie rozbudowana

Jest w tym odrobinę racji, początkowy koncept, który miałem w głowie, nie wiązał się z nocą, ale uznałem, że można ją tam wpleść.

 

Tekst raczej zostawię taki jaki jest, nie planuję rozbudowywać tego uniwersum.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Przedpiścy wymienili już sporo wad.

Główna to słaba fabuła. Końcówka nawet ciekawa, ale wcześniej mamy długi opis, jak to arystokracja, w poczuciu bezkarności, coś przyćpała i ma odlot.

Ale napisane całkiem przyzwoicie. To nie jest zły tekst. Niestety, najlepszy też nie.

Babska logika rządzi!

Tekst raczej zostawię taki jaki jest, nie planuję rozbudowywać tego uniwersum.

 

Oj tam, od razu budowa uniwersum:) Wystarczy trochę popracować na tym tekstem. Dobre pomysły nie leżą na ulicy, żeby je tak odrzucać. No chyba, że leżą?

Ja najczęściej znajduję pomysły w książkach. A ktoś stosunkowo niedawno wpadł na pomysł, żeby wyściełać ulice w różnych miastach książkami. Czyli zdarza się, że leżą. ;-)

Babska logika rządzi!

Dobre pomysły nie leżą na ulicy, żeby je tak odrzucać. No chyba, że leżą?

Na niektórych ulicach leżą. Takie biedne, porzucone przez pisarzy, którzy się nimi szybko znudzili. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Dziękuję za przeczytanie i bibliotekę, Finklo :)

 

Wystarczy trochę popracować na tym tekstem. Dobre pomysły nie leżą na ulicy, żeby je tak odrzucać. No chyba, że leżą?

Hmm… Może kiedyś? Na początku nigdy nie mam ochoty do przerabiania/rozwijania gotowych tekstów ;) Moja “Ściana Światła” też miała być pojedynczym opowiadaniem, a zrobiłem z niej mikropowieść.  Na razie jednak inne rzeczy są w planie.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Bardzo fajnie zarysowany świat i jego wierzenia/konstrukcja. Jednak na koniec fabuła w dziwny dla mnie sposób się urywa – jakby zabrakło kropki nad “i” w całej tej sytuacji. Przydałyby się też dodatkowe informacje o tej substancji i bohaterach. Poza tymi niedociągnięciami, to bardzo ciekawa lektura.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Mnie wystarczy tak jak jest – dużo treści w krótkim tekście. I metal, i końcówka – zaczyn do następnego testu, do miliona pomysłów. Świetne, skondensowane opowiadanie dające do myślenia.

F.S

Dziękuję za kolejne komentarze i bibliotekę.

 

Świetne, skondensowane opowiadanie dające do myślenia.

Lubię, kiedy moje teksty wzbudzają refleksję, dlatego miło mi to widzieć :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Stety niestety przyłączam się do grona tych, którzy uważają, że proporcje alchemik w tym specyfiku pomieszał. Moim zdaniem zbędny jest zbyt długi początek, który zajął miejsce “akcji” po zażyciu augkwalitu. I się w związku z tym zastanawiam, czy ten konkretny pomysł był rzeczywiście dobry na konkurs silmarisowy. Wymóg fabuły poprowadzonej nocą trochę mi się kłóci z tym, co wymyśliłeś. Albo – można było skondensować tę szaloną podróż do jednej nocy (dlaczego nie? ale z rozwinięciem tego motywu i skróceniem obecnego początku) i dać powstać nowemu światu o świcie.  

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, Śniąco :)

 

Cóż więcej mogę dodać? Nie mam zbytnio mocy, by bronić tego tekstu, pozostaje przyjąć na klatę krytykę :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Hm, właściwie trudno mi dodać coś nowego do tego, co już zostało napisane ;) Przeczytałam w zasadzie z zaciekawieniem, ale po lekturze mam spory niedosyt. Niepotrzebna ta nocna wędrówka, znacznie ciekawszy byłby dla mnie szerszy opis wrażeń po zażyciu augkwalitu. 

 

Dziękuję za komentarz, Werweno :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nowa Fantastyka