- Opowiadanie: Antyradek - Kontakt bezpośredni

Kontakt bezpośredni

Opowiadanie o dwójce przyjaciół, którzy przylatują na obcą planetę w celu badawczym.  Rozpatruje sprawę szarości zachowań i tego, czy przeskakiwanie od skrajności w skrajność jest tym, czego na prawdę chcemy.

Pozostałe opowiadania z tego uniwersum i format PDF

(http://antyradek.eu5.net/projects/quadreversum).

Wersja 1.0.0 – Umieszczenie na stronie

Wersja 1.1.0 – Poprawione akcje gębowe w dialogach i trochę przecinków.

Wersja 1.2.0 – Zakończenie napisane od nowa, mniej enigmatycznie.

Wersja 1.2.1 – Liczne poprawki po długiej nieobecności

Wersja 1.3.0 – Dodana ilustracja i kilka poprawek.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Kontakt bezpośredni

Dźwięki doskonale zsynchronizowanej opery na dwanaście głosów wypełniały przestrzeń kokpitu.

– Dziennik pokładowy, wpis numer… och, jeden. – Psychit uderzał trójpazurzastymi szczypcami rytmicznie w klawiaturę. – Misja typu kontakt bezpośredni z niezbadaną wcześniej cywilizacją. Uczestniczą potwór Psychit i Ziemianin Ziemowit.

– Urodziłem się na Felicji – poprawił potwora Zimi. – Od ostatniej wizyty na Ziemi nie chcę mieć z nią już nic wspólnego.

– I tak nikt tego nie będzie czytał – odpowiedział Psychit, nie odrywając wzroku z ekranu – …Felicjanin Ziemowit. Statek typu strzałkowiec piątej generacji, napęd na pręty operowe. Nazwa?

– Jeszcze nie wymyśliłem. Myślisz, że tak prosto nadać imię, gdy przed chwilą dostało się swój własny, ukochany statek? To trzeba przemyśleć – wyjaśnił Ziemowit. – Poza tym, jakie to ma teraz znaczenie? Chyba nie wierzysz w te przesądy, że latanie nienazwanym statkiem przynosi pecha?

– Nie, ale łatwiej jest później skompletować jego fragmenty, gdy eksploduje. – Psychit wyszczerzył srebrzyste zęby. – Powierzchnia planety jest całkowicie biała. Na razie brak reakcji ze strony mieszkańców. Rozpoczynamy podchodzenie. Ziemowit prawdopodobnie znowu połamie wszystkie pręty.

– Nie pisz tego! – oburzył się Zimi i pociągnął tak nieuważnie stery, że jeden z dwunastu prętów rozsypał się z dźwiękiem mordowanej śpiewaczki operowej.

Reszta lądowania odbyła się bez niedogodności, nie licząc złośliwego uśmieszku na paszczy Psychita.

 

***

Planeta okazała się przykryta grubą warstwą chmur, światło centralnej gwiazdy rozpraszało się całkowicie i produkowało depresyjny, jesienny dzień. Pod nimi, na powierzchni równie białej, jak niebo, zobaczyli niewielkie skupiska czarnych domków. Ziemowit postanowił postawić swój stateczek na skraju małego miasteczka.

Wszytko na tym świecie było czarno-białe. Biała trawa, kamienie i chodniki kontrastowały z murami z czarnej cegły i mieszkańcami ubranymi we wzorzyste ubiory. Nigdy się jeszcze nie zdarzyło, aby przy kontakcie bezpośrednim nie powstał chaos, a mieszkańcy nie uciekali przed intruzami w popłochu. Odpowiedniki wojska pojawiały się zazwyczaj w przeciągu dwóch kilopulsów. Tym razem wszyscy kontynuowali swoje czynności. Co jakiś czas, niektórzy ukradkiem przyglądali się gościom, ale zaraz wszechobecni policjanci zwracali im uwagę, głośno bucząc. Zimi postanowił nazwać ich dyrygentami, bo tak śmiesznie wymachiwali patyczkami.

Mieszkańcy planety nie wyróżniali się niczym szczególnym. Mieli po dwie nogi, zginane w trzech miejscach, kręcone rogi na trójkątnych głowach i cztery mackowate ręce. Dość normalne, zważywszy na różnorodność całego wszechświata. Nienormalne natomiast było ich zachowanie. Każdy chodził prosto, jak po linie, ze stałą prędkością, lub całkowicie stał w miejscu. Wszystkie czynności mieszkańcy wykonywali grupowo, do taktu.

Co ciekawe, to Zimi i jego statek przyciągali najwięcej spojrzeń, a nie stojąca przy nich, kolczasta, pięciometrowa, zębata bestia. Tak się złożyło, że Psychit także był czarny, ze srebrnymi pazurami i kolcami w kształcie wielkich igieł chirurgicznych, widocznie to uchodziło za całkowicie normalne w tym świecie, w przeciwieństwie do wściekle pomarańczowego strzałkowca i ubranego specjalnie pod jego kolor pilota. Ziemowit nieśmiało poprawił kaptur swojej bluzy.

Oprócz dyrygentów z pałeczkami i różnorodnie ubranych obywateli, po miasteczku kręciło się także całe mnóstwo malarzy. Każdy z nich dźwigał dwa wiadra z farbą i biegając po całym mieście, malował na bieżąco wszystkie obtłuczenia, pobrudzenia i szarości świata. Mała grupka nieustraszenie zebrała się obok przybyszów, chyba aby rzucić się na Ziemowita i go ,,naprawić”, lecz Psychit warknął na nich tak, że uciekli, rozlewając farbę. Jednak jeden, najmniejszy malarz, zaraz wrócił i starannie zamalował ślad uciekinierów.

 

***

Dwójka dziwaków (a właściwie tylko jeden dziwak) szła środkiem chodnika z równą prędkością, taką jak wszyscy. Zwolnili na chwilę, przechodząc na bok, aby obejrzeć wspaniałą fontannę w centrum. Mała rzeczka wpływała u dołu i wytryskiwała z pomnika na szczycie w nudnobiałe niebo. Być może fontanna uczestniczyła w produkcji tych całych chmur. Gdyby nie rozproszenie światła przez niebo, woda mieniłaby się zapewne wszystkimi kolorami tęczy. Wielu mieszkańców, po kolei, nabierało z niej wody do wiader i od razu duszkiem wypijało, pod czujnym okiem dyrygentów. Całe szczęście że woda jest przezroczysta i nie trzeba jej barwić.

Naraz wokoło przybyszów zerwało się wielkie buczenie. Wszyscy dyrygenci skakali wokół, krzycząc coś w niezrozumiałym języku, a z daleka nadbiegała tym razem chyba prawdziwa policja, z elektrycznymi włóczniami. Ziemowit sięgnął do pasa po szyfrator, aby zamrozić ich w splocie czasoprzestrzeni, ale potwór nie chciał się bronić. Postanowili więc pokojowo rozwiązać konflikt.

Kłując swoich gości w plecy, policjanci zaprowadzili ich do budynku z kratami w oknach i zamknęli w dużej celi. Na szczęście środek budynku był biały, więc nie było to aż tak depresyjne miejsce, na jakie wyglądało z zewnątrz.

– Ciekawe, co z nami zrobią? Mają tu sąd, będą chcieli się porozumieć jakimś językiem migowym, a może zaraz nas wypuszczą i ugoszczą w pałacu? Zdarzało się to już przecież – Zimi bombardował pytaniami swojego znajomego.

Potwór wzruszył ramionami i wskoczył na łóżkopodobną strukturę w kącie, która zarwała się pod jego ciężarem.

– Demolowanie im mebli na pewno nam nie pomoże – Zimi skarcił Psychita. – Myślę, że nikt ich nie budował, żeby wytrzymywały trzy tony.

– Wypraszam to sobie, nie jestem aż tak wielki. Ważę jedynie dwie i pół tony, a to spora różnica – ryknęło monstrum. – I to ich wina, powinni byli być przygotowani na przyjęcie członków jednej z czołowych organizacji wszechświata. Większość cywilizacji słyszała o nas i zawsze jest gotowa na nasze przyjście.

– Większość cywilizacji słyszała o was tyle, że jesteście morderczymi jaszczuropodobnymi istotami, zabijającymi w okrutny sposób całe populacje i jedzącymi małe dzieci – poprawił Zimi, gapiąc się przez okno. – Podobno jest was tyle, że niszczycie sprawnie całe galaktyki. Niezłe legendy jak na dziewiątkę istot na cały wszechświat.

– To Pyrroq zjada chętnie dzieci, nie ja – bronił się. – Poza tym, jak wiesz, zabijanie kogokolwiek jest od ponad osiemdziesięciu gigapulsów, znaczy tych… waszych dwóch tysięcy lat zabronione, zwłaszcza dla nas. Teraz mamy być posłusznymi zwierzątkami i nieść pokój i szczęście. Już raz Niebo ukarało mnie utratą mocy na… em… miesiąc. Straszne przeżycie. Ty jeszcze nie masz mocy, więc co możesz wiedzieć. To tak jakby ci ktoś odciął ogon, skrzydła, wszystkie kończyny i zostawił dryfującego w przestrzeni kosmicznej.

– Mieszkam na Felicji! – Zimi się odwrócił. – My też liczymy czas w pulsach, mam już gdzieś ziemskie lata! Zapamiętaj, że…

Przerwał w połowie zdania, bo trójka policjantów z włóczniami przyszła i otworzyła kratę, wyprowadzając więźniów. Psychitowi zamknęli na rękach kajdany, między pierwszym a drugim kolcem, tak sprawnie jakby aresztowali istoty z kosmosu regularnie.

Poprowadzili ich do wielkiego pokoju, na środku którego widniała spora konstrukcja. Miała ona wiele igieł, świdrów i harpunów skierowanych do środka, gdzie przymocowana była krata z pasami. Malarze sprawnie zacierali czerwone ślady po ostatnim użyciu urządzenia.

– Śmierć za przejście na nieprawidłową stronę chodnika – zaśmiał się Psychit. – Dość tej zabawy – ryknął nisko i zerwał kajdany, jakby były z plasteliny.

Zaraz rzucili się na niego policjanci, ale on podciął im nogi ogonem, w locie łapiąc ich włócznie w łapę i wbił z całej siły w podłogę, jakby chciał pokazać, że mógł równie dobrze w nich.

Popatrzył słodko na przewodniczącego, który ukrywając strach, krzyknął coś niezrozumiałego do podwładnych. Zaraz otworzyli główne drzwi i zaprosili byłych więźniów do wyjścia, jak gdyby nic się przed chwilą nie stało.

 

***

– Nie mam pojęcia, co się właśnie wydarzyło, a ty? – zagadnął Zimi, wracając w stronę rakiety. – Oczywiście dziękuję za ratunek. Jak zwykle.

– Myślę, że ten świat nie jest jedynie czarno-biały. Jest także czarny i biały nawet u podstaw – Psychit głośno rozmyślał. – Nie ma tu miejsca na szarości, nawet w zachowaniu obywateli. Śmierć, albo wolność, środek chodnika, albo stanie w miejscu. Wypicie całego wiadra wody na raz, albo wzięcie całego ze sobą. Wszyscy robią rzeczy albo doskonale, albo wcale. Za zejście z linii od razu śmierć.

– Taki perfekcjonizm może powodować dużo dobrego, ale jakoś nie widać po ludziach, żeby byli szczęśliwi. Myślę że jednak ich system działa gorzej, niż lepiej.

– Już nie raz widywaliśmy zniewolone światy. Ale ci mogą zawsze przeskoczyć na inny kolor, zrobić dokładnie odwrotnie, niż robili wcześniej, więc technicznie rzecz biorąc, mają więcej wolności od nas. – Potwór zmrużył ślepia. – Ja nie mogę jednego dnia burzyć miast, a drugiego odbudowywać bez konsekwencji.

– Nasze prawo nakazywałoby naprawić ten system. ALOPP zostało przecież przez was powołane tylko po to, żebyśmy my, ludzie, pomogli wam, potworom nieść dobro, a tutaj nie za dużo go widzę. Ale tym razem może postaraj się nie rozwalić wszystkiego w drobny mak.

– To jedna wielka kolorowanka. Możemy użyć tylu kolorów, ilu chcemy. – Psychit przystanął. – A zaczniemy od przywrócenia twojej rakiety z powrotem do pomarańczowego.

Nieuważnie zostawili statek nieupilnowany, doskonały kąsek dla malarzy. Ci z największą dokładnością pokryli każdą powierzchnię białą farbą, nawet okna.

– Mój stateczek. Moje dziecko! – Zimi pobiegł do swojego nowego nabytku. – Nawet nie zdążyłem się tobą wystarczająco nacieszyć!

Ziemowit biegał w kółko wokół urządzenia.

– Farba się zmyje, lepiej sprawdź czy… – Przerwał mu krzyk.

Wygląda na to, że malarze aż za bardzo przyłożyli się do swojej pracy. Zajrzeli w każą dziurkę, w każdy zakamarek. Twardymi pędzlami potłukli wszystkie delikatne, zasilające pręty operowe. Znaczy prawie wszystkie, bo jeden zbił wcześniej Zimi.

Ziemowit pokazał garść niebiesko-białych kryształków.

– Masz zapasowe, prawda? Masz całe dwa zestawy. – Psychit się nie przejął. – W najgorszym razie to wyniosę cię poza atmosferę na rękach, a tam otworzymy przejście do dolnej warstwy.

Dał się słyszeć drugi krzyk. Czarna farba wylała się ze środka, gdy tylko Zimi otworzył właz.

– Ty ostatni wychodziłeś, nie zamknąłeś włazu, prawda? – wysyczał przez zęby. – Chyba czeka cię nieco dłuższy lot do domu na własnych skrzydłach. I będziesz trzymał mnie, statek i pięć ton powietrza w bańkach energii, bo farba zalała grubą warstwą wszystkie ściany i nie mam ochoty siedzieć w środku w czasie podróży. A przedtem jeszcze sam zanurkujesz do środka i wyłowisz klucz dolnej warstwy, żebyśmy nie spędzili na podróży tryliona pulsów.

– Dobrze, popsułem. – Potwór podwinął ogon. – Ale nie mam wystarczającej siły na lot do domu, jeszcze rozciągając tak wielkie tarcze. To wykańcza, wiesz? A gdybym ja kazał ci teraz biec podwójny maraton ze mną na plecach? Zrobiłbyś to bez problemu? My też się męczymy – bronił się. – W dodatku ten system gwiezdny jest na skraju kwadry, podróż dolną warstwą, nawet prosto przez środek wszechświata, zajęłaby mi kilka kilopulsów. Lepiej wezwij pomoc, Floria z Mojmirą miały zwiedzać sąsiednią galaktykę, na pewno szybciutko tu przylecą swoją latającą szklarnią. Może nasza mistrzyni życia wyrośnie tu kilka kolorowych kwiatów, ciekawe jak zareagowaliby mieszkańcy.

Ziemowit wyjął z kieszeni swój okrągły komunikator, aby wezwać pomoc, ale okazał się on być odłączony od korpusu. Te urządzenia używają wewnątrz małych portali do dolnej warstwy, jak baterii, dzięki czemu mają nieograniczoną moc obliczeniową. Czasami zdarza się, że połączenie się zerwie i zostajemy wtedy jedynie z podstawką pod szklankę.

 

***

– Skoro i tak spędzimy tu trochę czasu, to równie dobrze moglibyśmy trochę z nimi poeksperymentować – westchnął Psychit, patrząc w stronę fontanny. – Zacznijmy od czegoś prostego.

Złapali więc jednego z obywateli i zmusili do patrzenia na żarówiastą bluzę Ziemowita. Psychit wypalił laserem ze swojej dłoni dziurę w ziemi i pokazywał mu barwne przekroje skał oraz jak świeci rozgrzana farba. Obsypywali go niebieskim proszkiem z prętów.

Kosmita nic sobie z tego nie robił. Na każdy kolor zawsze zamykał oczy i siedział w milczeniu. Czy dlatego że nie chciał, czy dlatego że się bał, bo za doświadczanie koloru groziło podziurawienie na wylot? Na dedykowanej ku temu maszynie.

Próbowali podobnie robić z kilkoma innymi istotami. Od buczenia dyrygenta więdły im uszy, najwięcej zainteresowania wykazał jednak malarz, który opryskał wszystko pokazywane farbą.

– Pora na krok ostateczny. Dość mam już tego cackania się – powiedział czarny potwór z białe kropki.

– Nie róbmy im krzywdy, nie wolno nam! – odpowiedział pomarańczowy człowiek w czarne kropki. – Co zamierzasz wyprodukować swoją mocą?

– Jeśli nie chcą patrzeć na kolory, to zrobimy tak, żeby widzieli je nawet przy zamkniętych oczach – powiedział, wkładając pazury do fontanny. – Zjedz tę grudkę, to antidotum na to, co się zaraz stanie.

Każdy z potworów ma jakąś podstawową moc. Psychit na przykład potrafi wytworzyć swoim ciałem dowolne lekarstwo, narkotyk, truciznę, czy halucynogen. Na niego samego jednak jego substancje nigdy nie działają. Nośnikiem tych związków jest czarny smar, nazywany potocznie ektoplazmą.

Psychit najeżył się i wypuścił z kolców na rękach czarną substancję, która natychmiast zmieszała się z wodą. Dumny ze swojego dzieła był zaskoczony, że nawet sikawka zaczęła pompować jego ektoplazmę, rozpylając czarne chmury, brudząc nieskazitelnie białe chodniki.

Z wrednym uśmiechem obserwował istoty nabierające czarną wodę do kubłów, pijące ją z trzęsącymi się mackami i przerażeniem w oczach. Nie odważyliby się zaprotestować, nawet gdyby kazano im pić płynne żelazo.

 

***

Potwór i człowiek wygodnie usiedli na końcach strzałek statku i obserwowali rozwój wydarzeń. Pierwsi zareagowali malarze. Pędzlami malowali i tak doskonale białe substancje. Rozlewali gwałtownie farby na siebie nawzajem i wymachiwali pędzlami w powietrzu, chcąc widocznie je także pomalować.

Wkrótce wszyscy obywatele wewnętrznie spanikowali. Chodzili drżącymi krokami, zakrywali oczy, ale nikt nie odważył się zejść z wytyczonych linii. Nikt nie zwolnił, nikt nie wyszedł poza binarność. Pomimo że w ich głowach i przed oczyma tańczyły wszystkie kolory wszechświata, wytworzone jednym z najsilniejszych halucynogenów jakie Psychit potrafił wyprodukować, nikt nie dał tego po sobie poznać.

Wyglądało to śmiesznie, dopóki jedna osoba nie wykłuła sobie oczu, i szczęśliwa, dalej po omacku nie szła w kolejce środkiem chodnika. Kilkoro pozostałych poszło w jej ślady, zanim Psychit nie podbiegł i nie zalepił wszystkim wkoło oczu swoją ektoplazmą w przeciwbólowym trybie, oślepiając ich jedynie tymczasowo, żeby nie robili sobie krzywdy.

Środek rozpylony w chmurze podziałał na wszystkich, ale nie chcieli oni reagować na jego efekty. Jedni próbowali pomalować niebo, więc wygląda na to że wierzyli w widziane kolory. A z kolei ci, którzy wyłupili sobie oczy, prawdopodobnie byli świadomi, że wszystko powstaje tylko w ich głowach. Nie mogli wewnętrznie znieść nawet tego.

Ziemowit w milczeniu zastanawiał się, czy nie posunęli się za daleko. Być może wyrządzili nieświadomym istotom niepotrzebną krzywdę. Chociaż z drugiej strony, wytwór Psychita niedługo przestanie działać i wszystko wróci do normy. Chodniki zostaną pokryte kolejną warstwą bieli, a fontanna na nowo odmalowana. Statek się weźmie na hol i nie pozostanie tu po nich żaden ślad. Nawet wspomnienia obywateli zostaną szybko wyplewione przez wiecznie wiszący topór śmierci za każde odstępstwo od normy.

A Psychit? On smakował farbę. Ze wszystkich dziwności wszechświata, ta planeta nawet go nie ruszyła. Ziemowit wziął trochę czerni na palec i pomyślał, że sporo musi się jeszcze o życiu nauczyć.

Fuj, obrzydlistwo.

Koniec

Komentarze

 W opowiadaniu występuje błędny zapis dialogów. Tu jest poradnik, jak robić to prawidłowo: link.

 

Nie wiem, czy ten wstęp coś wnosi. Potem było lepiej, nawet przez chwilę skojarzyło mi się z “Dziennikami Gwiazdowymi”. Czuję niedosyt, mimo jakiejś tam puenty. Wydaje mi się, że limit znaków nie posłużył.

Ogólnie, niezły pomysł, ale wart czegoś dłuższego.

 

 

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

To trzeba przemyśleć. – Wyjaśnił Ziemowit.

Didaskalia opisujące jak coś zostało wypowiedziane zapisujemy z małej litery; w tym przypadku zniknęłaby także pierwsza kropka. Zobacz tutaj.

 

ze stałą prędkością, lub stał całkowicie w miejscu.

“Lub” wprowadza zdanie równorzędne (tak to się chyba nazywało), więc bez przecinka przed nim.

 

Dwójka dziwaków (a właściwie tylko jeden dziwak) szła pośrodku chodnika

Środkiem chodnika

 

Zwolnili na chwilę[+,] przechodząc na bok,

Wszyscy dyrygenci skakali wokół[+,] krzycząc coś w niezrozumiałym języku

Potwór wzruszył ramionami i wskoczył na łóżko, które zarwało się pod jego ciężarem.

– Demolowanie im mebli na pewno nam nie pomoże. – Skarcił Psychita. – Myślę, że nikt ich nie budował, żeby wytrzymywały trzy tony.

Podmiotem domyślnym jest tutaj potwór, więc żeby ta konstrukcja się broniła, musisz wspomnieć, że to Ziemowit skarcił. W obecnym kształcie potwór skarcił sam siebie.

 

Poza tym[+,] jak wiesz[+,] zabijanie kogokolwiek jest od ponad osiemdziesięciu gigapulsów

podciął im nogi ogonem łapiąc ich włócznie

Na pewno da się podciąć komuś nogi łapiąc włócznię?

 

który ukrywając strach[+,] krzyknął coś niezrozumiałego do podwładnych. Zaraz otworzyli oni główne drzwi

żebyśmy my[+,] ludzie[+,] pomogli wam[+,] potworom[+,] nieść dobro,

Gratulacje, autorze. Rozbiłeś bank z przecinkami. :D

 

Statek typu strzałkowiec składa się ze ściętego, równoległobocznego korpusu. Po bokach przytwierdzone jest sześć dużych dwuramiennych strzałek, w ich ramionach umieszczone są pręty operowe tworzące napęd urządzenia. W każdym ramieniu są poziome dziurki odpływowe przez które widać pręty. Statek lądując podpiera się sześcioma dolnymi ramionami. Całość wygląda dość elegancko i dynamicznie, aczkolwiek mało aerodynamicznie, stąd nazwa.

Kogo to obchodzi? I mean jak się ma ten infodump do fabuły i treści? Bo niewiele wnosi, żeby nie powiedzieć – nic. 

 

Twardymi pędzlami popękali wszystkie pręty operowe.

Co to znaczy popękać pręt? Do tego pędzlem?

 

Wyglądało to śmiesznie, do puki jedna osoba nie wykuła sobie oczu i szczęśliwa[+,] dalej po omacku[+,] nie szła w kolejce środkiem chodnika.

Czym jest puka? Czy może chodzi o “dopóki”? I “wykłuła”.

 

Równie dobrze mogła być to aż tak makabrycznie nienaturalna społeczność, że łamie wszystkie zasady i obala wszystkie teorie.

Pomieszanie czasów. → łamała, obalała.

 

Potencjał świata pozostał niewykorzystany. A szkoda, bo miło zaskoczyło mnie, że nie jest on dwojaki jedynie w barwy, lecz także binarne są decyzje mieszkańców, wybory, ogólnie wszystko. Dialogi głównych bohaterów niestety wypadły infantylnie zamiast zabawnie. Nie bardzo wiem też, co mają oznaczać ostatnie akapity zakończenia. Kosmici zaczęli wydłubywać sobie oczy, nie próbując nawet zdzierżyć barw w swoim świecie, ale co dalej? Dostałem jakiś bełkot obwieszczający prawdy objawione. Brakuje mi tu zakończenia z prawdziwego zdarzenia; to jest bardzo byle jakie.

Pozdrawiam!

Temat konkursu jest. I to dobrze widoczny :)

Powiedziałbym, że nawet w dwojakiej formie. Do bólu dosłowne zrozumienie biało-czarnego świata, jako faktycznie białego i czarnego świata (malowanego farbą!), oraz świata “albo,albo”, w myśl definicji, że czarno-biały świat to świat skrajności – albo coś jest dobre, albo złe.

 

Pomysł był, ale słabo przemyślany. Wykonanie równie słabe. Szczególnie humor, ale to akurat kwestia gustu. No i ten morał na końcu opowiadania, wyrzucony jak wieloryb na plaży ;)

Życzę powodzenia.

 

Peace and love :)

 

 

 

Melduję, że przeczytałam.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

To było moje pierwsze opowiadanie na tej stronie w całej historii Ziemi. Pianie nigdy nie było moją mocną stroną, ale chcę nadrobić kreatywnością. Ciężko było się wpasować z tematem w jakąś bardziej przyziemną opowieść.

@Zalth:

Dziękuję za rady dotyczące dialogów. Nie sądziłem, że to tak skomplikowane, a nigdy nie zwróciłem uwagi, że chodzi o gębiastość akcji. Wydawało mi się, że zawsze można użyć małej litery dowolnie.

 

@MrBri­ght­si­de:

Niesamowite, że możesz zobaczyć taką ilość błędów. Nasz mózg nawet przy normalnym czytaniu pomija niektóre słowa i naprawia tekst. Myślałem, że błędy interpunkcyjne, a przede wszystkim ortograficzne zostawiłem w podstawówce, ale jak widać nie. Dziękuję za dużo rad, ciekawe czy część błędów można wykryć jakimś algorytmem.

 

Ogólnie chciałem, żeby tekst dobrze wpasowywał się w wizję świata tego całego ALOPP. Polacy jako agenci z technologią i mocami zwalczający zło wszechświata. A ciężko napisać zrozumiałą historię bez wyjaśniania niektórych aspektów. Następnym razem spróbuję coś wprowadzającego do tego świata od podstaw, dzięki czemu będzie w pełni zrozumiałe.

Żeby wyjaśnienia nie stanowiły 50% postanowiłem pominąć niektóre z nich dając efekt niezrozumienia tak częsty w fantastyce naukowej.

 

Pręty operowe to niebieskie, świecące patyki, które przy niewielkim zasilaniu łapią się czasoprzestrzeni i pozwalają na bardzo wydajne energetycznie przemieszczanie się. Problemem jest, że są bardzo delikatne i łatwo się kruszą również przy gwałtownym sterowaniu. Ich nazwa pochodzi od tego, że wydają przy pracy dźwięk podobny do śpiewania w operze. I można je zbić nawet dotykiem. Myślałem, że części można się domyślić z tekstu, ale jak widać potrzeba pewnie osobnego opowiadania, żeby czytelnik zrozumiał.

 

Interesująca, bardzo dosłowna interpretacja konkursowego tematu. Spodobała mi się. Wykonanie, po tych kilku poprawkach już nie jest złe, ale, IMO, tekst został skiepszczony końcówką. Zbyt nachalnie, zbyt moralizatorsko… Ale ogólnie nie jest źle.

Niesamowite, że możesz zobaczyć taką ilość błędów.

Poczekaj, aż zajrzą tu Regulatorzy. ;-)

Uczestniczą potwór Psychit i ziemianin Ziemowit.

Nazwy mieszkańców planet dużą literą.

Babska logika rządzi!

Reg. Jest na pewno zajęta pisaniem swojego opowiadania a konkurs :D

Witaj! Całkiem fajne opko chociaż końcówka odataje od reszty (cztałem przed poprawkami). Pomysł ciekawy i to chyba najlepsze co w tym opku znalazłem ;)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Taaak, anonimowy konkurs, Reg wreszcie ma szansę coś wstawić, nie obalając mitu. ;-)

Obecna końcówka znacznie bardziej mi się podoba.

Babska logika rządzi!

Nie chcę być tu czarnowidzącą, ale musiałaby napisać słabo, żeby nie zostać zgłoszoną do piórka i nie wygrać – bo wtedy – po ogłoszeniu wyników – autorzy już zostaną ujawnieni. Inni – wedle ich woli – ujawnią się, lub nie. A mocno wątpię, by zdecydowała się na taki ruch – Reg pisząca z błędami nie na konkurs grafomanii? Nie, prędzej piekło zamarznie ;)  

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nie wiem, jak wyglądało opko w poprzednim wydaniu i co się zmieniło, ale w tym kształcie całkiem mi się podoba. Przyjemnie się czyta; pomysł jest, humor też.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Czytałem wersję 1.2.0. Fajny pomysł z czarno-białymi zachowaniami mieszkańców planety. Zakończenie (w wersji, którą czytałem) też w miarę ok. Z minusów, nie podpasowały mi żarty.

Także nieźle, więc klik.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Przeczytałam. Pomysł na konkurs nawet ciekawy, ale jakoś mnie nie wciągnęło. Może gdyby było dłuższe…

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Widzę kliki do Biblioteki, to myślę: no, przeczytam coś fajnego, doklikam. No i nie doklikam.

 

– Urodziłem się na Felicji – poprawił potwora Zimi – od ostatniej wizyty na Ziemi nie chcę mieć z nią już nic wspólnego. ← zły zapis dialogu

 

I tak nikt tego nie będzie czytał – odpowiedział Psychit(+,) nie odrywając wzroku z ekranu – …Felicjanin Ziemowit. ← zły zapis, a z ekranu nie można oderwać wzroku, tylko od ekranu

 

To trzeba przemyśleć – wyjaśnił Ziemowit – poza tym jakie to ma teraz znaczenie? ← zły zapis

 

Pod nimi, na równie białej powierzchni, jak niebo zobaczyli niewielkie skupiska ← jeśli już chcesz rozdzielać wtrącenie przecinkami, to całe, czyli przecinek przed jak niebo trzeba dać za 

 

ubranymi w modne wzorzyste ubiory ← ubranymi w ubiory xD poza tym przydałby się przecinek

 

stał całkowicie w miejscu. ← to można nie stać w miejscu? Całkowicie????

 

kolczasta pięciometrowa zębata bestia. ← co się stało z przecinkami?

 

że uciekli(+,) rozlewając farbę.

 

Zasilana ona była małą rzeczką i tryskała z pomnika na szczycie pióropuszem wody w nudnobiałe niebo, chyba częściowo produkując też te całe chmury. ← to zdanie jest… źle skonstruowane.

 

Wiele mieszkańców ← wielu mieszkańców

 

Na szczęście środek budynku był biały, więc nie było to

 

Zdarzało się to już przecież. – Zimi bombardował pytaniami swojego znajomego. ← zły zapis

 

– Demolowanie im mebli na pewno nam nie pomoże – Zimi skarcił Psychita – myślę, że nikt ich nie budował, żeby wytrzymywały trzy tony. ← zły zapis

 

poprawił Zimi(+,) gapiąc się przez okno

 

między pierwszym, a drugim kolcem ← w takim wypadku przed a nie ma przecinka!

 

Co to jest kratowane łóżko?

 

– Śmierć za przejście na nieprawidłową stronę chodnika – zaśmiał się Psychit – dość tej zabawy ryknął nisko i zerwał kajdany, jakby były z plasteliny ← zły zapis

 

– Nie mam pojęcia, co się właśnie wydarzyło, a ty? – zagadnął Zimi(+,) wracając w stronę rakiety – i oczywiście dziękuję za ratunek. Jak zwykle. ← zły zapis

 

działa gorzej, niż lepiej. ← w takim przypadku nie dajemy przecinka przed niż

 

Brak didaskaliów, nie wiadomo, co kto mówi, a dialogi są miejscami łopatologiczne.

 

Ziemowit biegał w kółko urządzenia. ← chyba wokół?

 

Twardymi pędzlami popękali wszystkie delikatne ← CO ZROBILI pędzlami?

 

– Ty ostatni wychodziłeś, nie zamknąłeś włazu, prawda? – wysyczał przez zęby – chyba czeka cię nieco dłuższy lot ← zły zapis

 

Ziemowit wyjął z kieszeni swój okrągły komunikator, ale okazał się być odłączony od korpusu. Komunikatory posiadają w sobie małe portale do dolnej warstwy łączą się z olbrzymimi umieszczonymi tam maszynami. Dzięki temu taka mała komóreczka, która mieści się w kieszeni ma nieograniczoną niemal energię i moc obliczeniową machiny wielkości wieżowca, która umieszczona jest niejako „pod spodem” czasoprzestrzeni.

Jednak czasami w dolnej warstwie pojawiają się wybuchy gejzerów, które zniszczyłyby te maszyny. Odłączają się one zatem automatycznie, gdy tylko wykryją pod sobą turbulencje i uciekają na bezpieczną odległość zostawiając tymczasowo właściciela komunikatora po drugiej stronie z bezużytecznym kawałkiem elektrozłomu. ← nieuzasadniony infodump

 

– Skoro i tak spędzimy tu trochę czasu, to równie dobrze moglibyśmy trochę z nimi poeksperymentować – westchnął Psychit(+,) patrząc w stronę fontanny – zacznijmy od czegoś prostego. ← zapis

 

Pomimo, że w ich głowach ← mimo że, jako że nie dajemy przecinka

 

Nie mogli wewnętrznie nawet tego zmieść. ← czego nie mogli wewnętrznie zrobić? :o

 

 

Niestety, przeszłam przez opowiadanie z trudem, by niewiele z niego zapamiętać :( Wizja do mnie nie przemówiła, wykonanie zmęczyło. Ale życzę powodzenia w pisaniu.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Heroino, IMO, w niektórych wskazanych przez Ciebie przypadkach można uznać, że didaskalia są wtrąceniami, a wtedy zapis dialogu byłby prawidłowy.

Babska logika rządzi!

No nie wiem. Daj mi na to paragraf, zasadę :P Znam trzy sposoby zapisu dialogów i ten mi kuleje, bo najczęściej wykorzystany jest tutaj ten najmniej popularny, lecz w sposób niepoprawny bądź na granicy poprawności.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Paragrafu nie mam (może 22 będzie pasować ;-) ), ale wyguglałam wypowiedź Wolańskiego na ten temat.

Babska logika rządzi!

Mogę zrezygnować z formalizmu w kilku przypadkach, ale nie we wszystkich, np:

 

Zdarzało się to już przecież. – Zimi bombardował pytaniami swojego znajomego.

 

– Nie mam pojęcia, co się właśnie wydarzyło, a ty? – zagadnął Zimi wracając w stronę rakiety – i oczywiście dziękuję za ratunek. Jak zwykle.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Nie upieram się przy wszystkich. :-) Napisałam, ze w niektórych. I niech Autor sam kombinuje, co, jak i dlaczego.

Babska logika rządzi!

Miałem bardzo podobnie jak enazet, od siebie dorzucę jeszcze:

Gdyby nie rozproszenie światła, mieniłaby się zapewne wszystkimi kolorami tęczy. – nie rozumiem, tęcza jest właśnie wynikiem rozproszenia.

Pod nimi, na równie białej powierzchni, jak niebo – dziwny szyk, raczej: pod nimi, na powierzchni, równie białej jak niebo.

czynności mieszkańcy robili grupowo do taktu – czynności można co najwyżej wykonywać, nie robić; do taktu – raczej: w równym rytmie

Oprócz dyrygentów z pałeczkami i różnorodnie ubranymi obywatelami - chyba raczej “różnorodnie ubranych obywateli”

Każdy z nich posiadał dwa wiadra z farbą - no fajnie, że chociaż własność prywatna była w tym świecie dozwolona, ale raczej “dźwigał”

Naraz wokoło przybyszów zerwało się wielkie buczenie – czy buczenie się zrywa?

Ziemowit wyjął z kieszeni swój okrągły komunikator, ale okazał się być odłączony od korpusu – infodump infodumpem, ale wygląd na to, że to Ziemowit jest odłączony od korpusu…

Żeby nie było, że tylko narzekam – bardzo podoba mi się pomysł napędu operowego!

Niestety wykonanie mogłoby (a nawet powinno) być lepsze – część zdań jest złożonych w dość dziwny sposób. Dialogi też nie przypadły mi do gustu, trochę mało w nich życia (mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi ;) ).

Całość jednak mi się spodobała. Jak dla mnie największym plusem opowiadania jest wizja świata i przedstawienie jej z dobrze dobranym poziomem szczegółowości (jak na tekst z taką a nie inną liczbą znaków). Pręty operowe jako napęd statku, dosłownie czarno-biały świat, malarze, buczący dyrygenci, proste, ale ciekawe zasady rządzące planetą – dzięki temu czytało mi się naprawdę przyjemnie. No i nie spodziewałem się aż tak ścisłego związku z tematyką konkursową.

Niedoskonałości trochę niestety jest, ale pomysł ogólnie mi się spodobał.

 

Komunikatory posiadają w sobie małe portale do dolnej warstwy łączą się z olbrzymimi umieszczonymi tam maszynami. – Tutaj zdania składowe muszą być czymś rozdzielone. Przydałby się przynajmniej przecinek przed „łączą”.

powiedział czarny potwór z białe kropki – Literówka.

 

 

Pomysł niewątpliwie był, nawet całkiem czarno-biały i szkoda, Anonimie, że potraktowałeś go zaledwie z grubsza, by nie rzec, po macoszemu. Do tego fatalne wykonanie; część wskazanych błędów nadal straszy. :(

 

ob­ser­wo­wał isto­ty na­bie­ra­ją­ce czar­ną wodę do ku­błów i pi­ją­ce ją trzę­są­cy­mi się rę­ko­ma i prze­ra­że­niem w oczach. – Pierwszy raz stykami się z istotami, które piły wodę rękami i przerażeniem w oczach? ;-)

 

Być może wy­rzą­dzi­li nie­świa­do­mym isto­tom, nie­po­trzeb­ną krzyw­dę. – Czy bywa też krzywda potrzebna?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mytriksie, Finklo, Śniąca – jak możecie posądzać mnie o coś tak nieprawdopodobnego, jak potajemne pisanie opowiadania?

Niniejszym stanowczo zaprzeczam, dementuję, obalam i ukręcam łeb zarodkom podobnych insynuacji! ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Skoro jawnie nic nie publikujesz, zostaje tylko potajemnie. ;-)

Babska logika rządzi!

Uczestniczą potwór Psychit i ziemianin Ziemowit. – dlaczego mówiąc o sobie Psychit nie używa nazwy świata, z którego pochodzi, tylko pejoratywnego słowa „potwór”?

Zakładam, że misja zaczęła się od startu, a nie od lądowania u celu. Dlatego zgrzyta mi pierwszy wpis w dzienniku pokładowym i sprzeczka o nazwę statku tuż przed samym lądowaniem.

Fajny pomysł z napędem operowym.

“Myślę, że ten świat nie jest jedynie czarno-biały. Jest także czarny i biały nawet u podstaw. – Psychit rozmyślał. – Nie ma tu miejsca na szarości nawet w zachowaniu obywateli.” – to mi się podoba. Nie przepadam za absurdem, ale tu ma on jednak jeśli nie ręce i nogi, to przynajmniej macki.

Szkoda tylko, że wykonanie nie dorównuje pomysłowi. I mam tu na myśli głównie słabą interpunkcję i dziwaczane sformułowania, które się czasem pojawiały, szwankujący zapis dialogów (nie wszystkie błędy zostały wyeliminowane). 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nowa Fantastyka