- Opowiadanie: mstronicki - Rozpłyń się, kochanie

Rozpłyń się, kochanie

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Rozpłyń się, kochanie

Przed oczami wirowały jej piękne kształty, błądzące w postaci bezcielesnych cieni.

 

Narkotyk drążył umysł, krążył dookoła jak padlinożerca upatrujący cudzej ofiary, istota pozbawiona wyższych uczuć.

 

Na kolanie poczuł ciepły dotyk. Postaraj się troszkę – usłyszał. Pora zaczynać, kochany.

 

To, co nastąpiło, było dla niego czymś niespodziewanym – rozrywający ból i uczucie ustępujących mięśni. Czuł, jak opada z sofy i zwija się na puchowym dywaniku, wijąc się niczym zarzynane za przeznaczenie prosię.

 

***

 

Znów pora – poznał ten słodki głos, należał do Magdy, jego dziewczyny. W porządku, może dziewczyna była w tym przypadku określeniem przesadzonym. Prędzej panienka, choć i ono zawiera w sobie nadmiar emocji wziętych znikąd.

 

Podniósł się powoli, rozszerzył powieki. Strumień światła wbił mu się w oczy, odnosił wrażenie, jakby ktoś dla zabawy się nad nim znęcał.

 

Przestań, idiotko - chciał powiedzieć dopóty, dopóki nie przypomniał sobie wydarzeń z ostatnich godzin. No tak, powinienem być jej wdzięczny, przeto jest chyba jedyną dziwką, która w zakresie swych usług zapisała opiekę nad zawałowcem. Ano, czy to był zawał?

 

Zawał – uprzedziła pytanie. Możesz zapytać, skąd wiem, ale odpowiedź i tak uznasz za niewystarczającą.

 

Machnął ręką, pomyślał – Ważne, że pomogła – i rozprostował ręce. Niespodziewanie poczuł się lepiej.

 

Skoro zawał, zastanawiał się w duchu, to jakim cudem nadal jestem wśród żywych?

 

Przepełniony pytaniami, zapytał, lecz usłyszał tylko wymijające Nieważne i szczęknięcie zamka w drzwiach po tym, jak ogłosiła, że przejdzie się do najbliższego sklepu.

 

***

 

Dziękuję – zrozumiał, iż tej dziwce, panience którą można mieć za dwie i pół stówy albo, w przypadku specjalnych okazji, i taniej, zawdzięcza życie. To, co jest przed nim i czego omal nie stracił.

 

Uśmiechnęła się delikatnie, spuściła wzrok. Zrobiłam, co powinnam – lecz on nadal czekał. Nie był pewien, czy zna ją na tyle dobrze, by wyczekiwać czegoś, co stanowiło posunięcie do przewidzenia. Wszak nawet dogłębne zapoznanie nie jest równoznaczne z pojęciem czyjegoś podwójnego, potrójnego a nawet, głównie w przypadku urodziwych kobiet, pięciokrotnego ja. Nie wiem, czy wiecie, ale istnieją dwa rodzaje pięknych panien – pierwsze z nich są urocze, rzekomo pełne zrozumienia i dobroci. Drugie, co staje się zabawką w rękach alfonsów, pragnienie uwodzenia stawiają nad pragnieniem bycia uwodzoną. I te drugie, które, niestety, zdają sobie sprawę z własnej zewnętrzno wewnętrznej siły, potrafią wykorzystać umiejętności wrodzone i nabyte. Dlatego co dzień zmieniają twarz.

 

Sięgnął po suchą kromkę, przypadkiem spojrzał na krzyż. W dziecięcym odruchu złożył dłonie do modlitwy. Nie wiedziałam, że wierzysz – wyznała dziewczyna. Też wierzę, ale nikomu o swojej religijności nie opowiadam, bo który klient by mnie wtedy chciał? Oni liczą tylko na ochy i achy – zaśmiała się cicho.

 

No tak, przytaknął, bądź co bądź miała rację. Tak to jest z ludźmi, choćby nie wiadomo jak z kimś się zgadzali i tak wolą słuchać tego, co adekwatne do sytuacji. Niezależnie od poglądów czy samopoczucia, liczy się tylko pewność nie wyśmiania.

 

Przeżegnał się, chwycił za zanurzony w maśle nóż, rozłożył je na kanapce.

 

Po raz kolejny przyłapał się na zainteresowaniu ciałem Magdy, w szczególności jej nogami. Nie zwyczajnymi, przynajmniej nie w jego zapitych oczach – długie, w sam raz opalone, obdarowujące pożądaniem.

 

Potrzebujesz czegoś? – zapytała, przegryzając kęs żółtego sera. Pokręcił głową. W porządku, jakby co, mów.

 

Zabrał się za pałaszowanie. Kiedy skończył, naszła go chęć na zadanie dziewczynie paru istotnych pytań.

 

No cóż, zacznę tak, byśmy się nie pogubili – zatarła ręce. Przedzwoniłeś wczoraj wieczorem, powiedziałeś, że się stęskniłeś, to przyjechałam – przerwała, jakby dalsza część opowieści miała być niewartą przypomnienia. No, a później… to co zwykle. I dostałeś zawału.

 

Spojrzał na nią pytająco. A ty sobie poradziłaś?

 

Odpowiedziała, w jej głosie wyczuwało się nutkę fałszu – Poprosiłam kuzyna o pomoc, jest kardiologiem, zna się na tym.

 

Nie wątpię, burknął pod nosem, tak, by nie dosłyszała. No cóż, ocaliłaś mnie, dziękuję.

 

Zachichotała. Ocaliłam jedynie twoją przyszłość, z ocaleniem samego człowieka jest inaczej.

 

Zaintrygowała go. Jak? – dopytywał. Co masz przez to na myśli?

 

To – kontynuowała – że niektórzy są skazani od urodzenia i można uratować najwyżej ich przyszłość. To nie kwestia przeznaczenia, sama nie wiem, co lub kto odpowiada za cel. Po prostu ktoś potężniejszy od nas decyduje: ty zginiesz w wypadku, ty spłoniesz żywcem, ty dożyjesz starości u boku zdradzającej, młodszej kochanki. I bawi się naszymi pogmatwanymi losami.

 

Wzruszył ramionami ze zrozumieniem. Właśnie tak, podsumował, wielu interesujemy wyłącznie w gestii cierpień.

 

Uśmiechnęła się szeroko, kątem oka odczytała godzinę z zegara. Czas na mnie, kiedy mam wpaść?

 

Zastanowił się chwilę. Kiedy zechcesz, odparł wreszcie, po czym utulili się na pożegnanie i zasypali komplementami. Gdy odchodziła, wciąż wpatrywał się w jej śliczne nogi.

 

Wóz Magdy zjechał z podjazdu, rozległ się klakson i maszyna ruszyła. Odpowiedział radosnym machnięciem, potem usiadł na sofie w salonie, z głową podpartą na ręce. Rozmyślał nad tym, co miało miejsce przed atakiem, w pamięci odnajdywał przebłyski wydarzeń, w których, jak podejrzewał, brał czynny udział.

 

***

 

Z pomocą przycisku złożyła dach, teraz jej włosy unosiły się na wietrze.

 

Nie oszukałam go, usprawiedliwiała się, nie powiedziałam mu przedtem, że kocham, nie kłamałam, co najwyżej zatajałam.

 

***

 

Był wieczór, kiedy się u niego zjawiła. Ubrana jak zwykle, za porządnie jak na dziewczynę ze swojej grupy. Miała na sobie elegancki kostium i długi płaszcz z lisim szalikiem.

 

Powitali się serią muśnięć, wylądowali na kanapie. Kiedy on się rozbierał, przylgnąwszy już do niej, ona omackiem wyszukała strzykawkę. Środek zadziałał w przeciągu paru sekund, serce biło coraz wolniej, nie wytrzymało.

 

Siedziała okrakiem na jego kolanach, wycofała się więc uważnie i przekręciła klucz w zamku. Upewniwszy się, że dom poza nimi jest pusty, odszukała skórzaną walizkę. Dalej wszystko szło jak z płatka; zbudził się, zaczęło się blefowanie, a nad ranem dokończyli to, za co zapłacił, choć – na śmierć zapomniała – tym razem wredna nazwałaby wspomniane zapomnienie błędem z winy klienta, gwałtem. Ale ona była inna, ostrożna, działała potrójnie – jako urocza, pewna siebie i pracownica wywiadu.

 

Później, po wypełnieniu rozkazu co do joty, winna pozostawić uśpionego na pastwę losu i pozwolić mu zemrzeć. Postanowiła jednak, zapewne przez tę nietypową fascynację, złamać obowiązujące zasady na rzecz czegoś silniejszego.

 

Antidotum przedostało się do żył, umysł otrzeźwiał, wszystko, co widziały oczy, zaczynało przybierać normalne kształty. Rozlane plamy ścieśniały się, tworząc otaczającą materię.

 

Druga dawka spowodowała natychmiastowy sen. Padł, z głową spoczywającą na ramieniu.

 

Magda pozbyła się medykamentów, pomyślała, że rano życie wróci do normy. Po omacku odnalazła kieliszek z niedopitym winem, zanurzyła w nim usta. Poczuła, jak jej serce się uspokaja.

 

***

 

Nim doszedł do siebie, uruchomił czytnik zdrowia. Szpilę wbił w żyłę, wręcz z rozkoszą patrzył, jak wpija się w skórę.

 

Rejestry na ekranie miały służyć, w mniemaniu producenta, każdemu, tymczasem z setek zawodowych oznaczeń zrozumiał jedynie kardio.

 

Chyba po staremu – ostrożnie wyciągnął igłę. To dobrze.

 

Wspomnień nie potrafił zlepić w spójną całość, przysiadł więc nad walizką, zapytał – Sprawdzić? A nuż do niej nie zajrzała?

 

Odsunął ciężki przedmiot. W ramach przebaczenia. Pokuta dziwki. Mam nadzieję, że się rozpłynęłaś.

 

Koniec

Komentarze

Wszystkim, którzy przeczytali, dziękuję. Jednocześnie proszę o wyrażanie opinii, nad czym powinienem jeszcze popracować.

Miłego dnia! ;)

Styl fajny, trzyma w napięciu, ale... czy tylko ja mam jakieś chwilowe zaćmienie i nie mogę zrozumieć o co potem chodzi?

Pierwsze zdanie: "Przed oczami wirowały jej piękne kształty, błądzące w postaci bezcielesnych cieni." Pomijam rzewność tego zdania, skupię się na konstrukcji. Po pierwsze, powinno chyba być: "Przed jej oczami wirowały piękne kształty". Bo tak, jak jest, sugeruje, że to JEJ KSZTAŁTY wirowały. Bezsens. Chyba, że ktoś inny patrzył. Potem mamy: "bezcielesne cienie". To się zapytam: a są też "cienie cielesne"? Przecież cień ma właśnie to do siebie, że jest "bezcielesny". Zatem pisanie o tym nie ma sensu. Jednym słowem: klapa. Klapa już na poziomie pierwszego zdania. Tekst do gruntownej obróbki redakcyjnej. Nie oceniam.
Pozdrawiam.

Przestań, idiotko - chciał powiedzieć dopóty, dopóki nie przypomniał sobie

- Rany, to strasznie długo chciało mu się to powiedzieć. A poważnie, to chybione użycie "dopóty, dopóki". Bardziej pasuje "jednak przypomniał sobie" albo "ale przypomniał sobie".



Przepełniony pytaniami, zapytał

- pytaniami zapytał. Paskudne powtórzenia. Czy nie lepiej: "Przepełniony wątpliwościami, zapytał"?



chwycił za zanurzony w maśle nóż, rozłożył je na kanapce.

- "Za" zbędne. Cóż, rozsmarować masło po kromce chleba, to chyba żaden problem, ale żeby je rozłożyć... pierwsze słyszę.



 Nie zwyczajnymi, przynajmniej nie w jego zapitych oczach - długie, w sam raz opalone, obdarowujące pożądaniem.

- Trochę więcej konsekwencji w opisie. Jeśli "Nie zwyczajnymi" to i "długimi", "opalonymi", "obdarowującymi". W końcu to jedno zdanie.



Kilka niedoskonałości w opisie:



 w których, jak podejrzewał, brał czynny udział.

- Dla odróżnienia od biernego udziału? Czyli braku udziału? Skoro brał udział, to po kiego dydka informować, że czynny?



 Miała na sobie elegancki kostium i długi płaszcz z lisim szalikiem.

-Miała na sobie elegancki kostium, długi płaszcz i lisi(?) szalik... Nie wiem, co to za cudo: płaszcz z szalikiem.



Kiedy on się rozbierał, przylgnąwszy już do niej, ona omackiem wyszukała strzykawkę

-Musiało być mu diabelnie trudno niewygodnie, tak rozbierać się, jednocześnie do niej przylegając.



Fabuła przemknęła gdzieś obok. I nawet wiem, co jest temu winne: formatowanie dialogów. Ja wiem, że to takie oryginalne, użyć kursywy. Oryginalne, superfajoskie, bajeranckie i w ogóle. Myślniki? Phi. To takie przyziemne i niegodne Artysty użyć myślników. Tylko, że aby być oryginalnym, trzeba poznać podstawy. Co z tego wyszło? Chaos. Chaos wypowiedzi. Chaos myśli, a wszystko to na poziomie zapisu. Bo kursywą oznaczono tu wszystko, co nie jest opisem - myśli, dialogi. Separatorem między kursywą a częścią narracyjną raz jest przecinek, raz myślnik - kompletny brak konsekwencji. I w tym chaosie czytelnik, czyli drobny, mały ja, miał odnaleźć fabułę?



Za ekperymentowanie na biednym czytelniku 2

Ta kursywa to jakieś pokłosie angielszczyzny chyba.

Ja jestem tępa i nic nie zrozumiałam. Element fantastyczny też jakoś mi umknął. Gdybym chciała ocenić, oceniłabym nisko. Ale nie ocenię.

Przyznaję się bez bicia, że też nie zrozumiałam. Błędy już wytknięto, ja wyłapałam kilkanaście literówek ("e" zamiast "ę" itd.). Fantastykę też musiałam przeoczyć. Po obróbce i poprawkach, plus oczywiście wstawieniu myślników, mogłoby być niezłe.

Nie tylko Lassar cierpi na zaćmienie umysłu.
Za dużo trzeba sobie dopowiadać --- i bez śladu pewności, że właściwie --- więc trudno, by się podobało. Intryguje, owszem --- ale irytuje też. No i te błędy, dziwna, nie polska maniera zapisu dialogów...

Nowa Fantastyka