- Opowiadanie: MPJ 78 - Misja ratunkowa

Misja ratunkowa

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy, śniąca, Użytkownicy II

Oceny

Misja ratunkowa

Lubię takie chwi­le, gdy pa­trzę w czerń wszech­świa­ta roz­świe­tlo­ną bia­ły­mi krop­ka­mi gwiazd. Wszyst­ko wy­da­je się takie jasne i pro­ste jak ten czar­no-bia­ły świat na ze­wnątrz stat­ku. Moja flo­tyl­la do­pie­ro wy­szła z punk­tu skoku. Okrę­ty po­pra­wia­ją szyk. Zwy­kła rzecz po wyj­ściu z tu­ne­lu nad­prze­strzen­ne­go. Spę­ta­ne gra­wi­ta­cją gwiaz­dy two­rzą­ce serce tego ukła­du są ma­leń­kie jak pi­łecz­ki ping­pon­go­we. Je­stem tu aby za­bez­pie­czyć im­pe­rial­ną ko­lo­nię przed za­gro­że­niem ze stro­ny Mon­gów. Mam też list sta­ro­mod­nie na­pi­sa­ny czar­nym tu­szem na bia­łym pa­pie­rze. To on mnie tu tak na­praw­dę spro­wa­dził, i to jego treść bę­dzie de­ter­mi­no­wać moje dzia­ła­nia. Po­rucz­nik Witt skła­da mi ru­ty­no­wy mel­du­nek.

– Ad­mi­ra­le, wcho­dzi­my w sys­tem dwa ty­sią­ce sie­dem­set je­de­na­ście, szyk alfa, kurs na drugi księ­życ Rani, pręd­kość zero koma trzy świetl­nej, brak oznak obec­no­ści nie­przy­ja­cie­la.

– Utrzy­mać for­ma­cję i kurs. Co wiemy o tu­tej­szych si­łach?

– Cen­trum do­wo­dze­nia ko­lo­nii znaj­du­je się dwie go­dzi­ny świetl­ne od nas. Wedle po­sia­da­nych in­for­ma­cji na or­bi­cie księ­ży­co­wej zgro­ma­dzo­no też flotę. Mo­że­my użyć łącz­no­ści nad­prze­strzen­nej i skon­tak­to­wać się na­tych­miast.

– Nie warto. Wy­ślij­cie ra­diem stan­dar­do­we po­wi­ta­nie.

– Tak jest.

 

Gwiaz­dy rosną, przy­bie­ra­jąc czer­wo­ny kolor. Mi­ja­na pla­ne­ta, de­mon­stru­je pa­le­tę si­nych błę­ki­tów ty­po­wych dla ga­zo­wych ol­brzy­mów. Oglą­dam to wszyst­ko sto­jąc na po­mo­ście bo­jo­wym. Chcę po­czuć ten sys­tem, swo­imi zmy­sła­mi, Stwo­rzyć w pod­świa­do­mo­ści jego mapę, zanim utonę w da­nych sys­te­mów bo­jo­wych, set­kach ko­lo­ro­wych tra­jek­to­rii, dzie­siąt­kach ozna­czeń.

– Panie ad­mi­ra­le, mamy mel­du­nek grupy bo­jo­wej chro­nią­cej ten sys­tem.

– Sta­tus?

– Dys­po­nu­ją tu pan­cer­ni­kiem, trze­ma sta­cja­mi or­bi­tal­ny­mi, dwu­na­sto­ma krą­żow­ni­ka­mi i sze­ścio­ma eska­dra­mi po pięć eskor­tow­ców każda.

– Wszyst­kie z dru­gie­go rodu?

– Tak jest.

 

Rody są pod­sta­wą na­sze­go Im­pe­rium. Jest ich sie­dem. Do pierw­sze­go na­le­żą sys­te­my we­wnętrz­ne, tam pa­nu­je od wie­ków pokój. Nie ma on ro­do­wej armii, a je­dy­nie jed­nost­ki o cha­rak­te­rze po­li­cyj­nym. Mimo to go sza­nu­je­my. Wielu jego człon­ków wie­dzio­nych pa­trio­ty­zmem, żądzą zy­sków lub przy­go­dy służy w armii i flo­cie rodów sta­no­wią­cych miecz i tar­czę im­pe­rium. Te są czte­ry i noszą nu­me­ry czwar­ty, piąty, szó­sty i siód­my. Do tego ostat­nie­go na­le­ży moja flota. Chro­ni­my ru­bie­że, a jak się da po­sze­rza­my gra­ni­ce. Nasze życie jest pod­po­rząd­ko­wa­ne woj­nie. Rody drugi i trze­ci, kon­tro­lu­ją wiele ukła­dów gwiezd­nych po­mię­dzy bez­piecz­nym cen­trum a sys­te­ma­mi ze­wnętrz­ny­mi. Za­pra­co­wa­li sobie na kiep­ską opi­nię za­rów­no na ru­bie­żach jak i w sercu im­pe­rium.

– Panie ad­mi­ra­le, zbli­ża się do nas grupa okrę­tów lo­kal­nej floty – mel­du­je wach­to­wy.

– Dy­stans?

– Osiem minut świetl­nych.

– Na­wią­zać łącz­ność audio.

– Tak jest.

 

Za­sia­dam w fo­te­lu ad­mi­ral­skim, po­pra­wiam płaszcz z futra czar­ne­go wilka, tak by za­sło­nić nim mój wła­sny herb no­szo­ny na lewej pier­si. Obcy na razie po­win­ni wi­dzieć je­dy­nie nie­ska­zi­tel­nie biały pan­cerz, na nim gra­fi­to­wy sym­bol siód­me­go rodu, oraz płaszcz no­szo­ny je­dy­nie przez we­te­ra­nów.

– Ze­spół w pa­śmie wiąz­ki kie­run­ko­wej – mel­du­je wach­to­wy.

– Ha­kel­ber Ana­ti­dae ad­mi­rał siód­me­go rodu do­wód­ca wy­dzie­lo­nej flo­tyl­li za­da­nio­wej sie­dem ty­się­cy pięt­na­ście wita przed­sta­wi­cie­li dru­gie­go rodu. – Cze­kam ponad kwa­drans zanim przy­by­wa od­po­wiedź.

– Wa­le­rian Gel skarb­nik pią­tej rangi rodu dru­gie­go. – Ho­lo­gra­ficz­na po­stać ubra­na jest w szaty o bar­wie złota. – Pro­szę o po­da­nie in­for­ma­cji, kiedy przy­bę­dą głów­ne siły wa­szej floty?

– Cała wy­dzie­lo­na flo­tyl­la rodu siód­me­go w skła­dzie li­nio­wiec, czte­ry krą­żow­ni­ki, dzie­sięć eskor­tow­ców, sta­tek baza pułku my­śliw­skie­go oraz klucz jed­no­stek ku­rier­skich jest już w sys­te­mie.

– To kpina! Obie­ca­li­ście nam pomoc! – Twarz mo­je­go roz­mów­cy przy­bra­ła barwę czer­wo­ne­go złota.

– Nasza flo­tyl­la jest ade­kwat­na do po­sta­wio­ne­go przed nią za­da­nia. – Cze­ka­jąc na od­po­wiedź za­sta­na­wiam się czy Wa­le­rian już ochło­nął?

– Ade­kwat­na! Prze­cież to le­d­wie garst­ka okrę­tów nic nie zna­czą­ca prze­ciw ła­wi­cy Mon­gów! – Jed­nak nie ochło­nął.

– Pra­gnę za­uwa­żyć, że każdy mój eskor­to­wiec ma siłę ognia więk­szą od wa­sze­go krą­żow­ni­ka. Li­nio­wiec, na po­kła­dzie któ­re­go je­stem, bez więk­sze­go ry­zy­ka mógł­by pro­wa­dzić bój jed­no­cze­śnie ze wszyst­ki­mi jed­nost­ka­mi jakie tu zgro­ma­dzi­li­ście. Wasze okrę­ty mają im­po­nu­ją­cy tonaż, ale pan­ce­rze i uzbro­je­nie da­le­ko po­ni­żej na­sze­go stan­dar­du. Two­rzo­no je do walk z pi­ra­ta­mi i prze­wo­zu cen­nych ła­dun­ków. Moje stwo­rzo­no z myślą o walce z sil­nym i prze­wa­ża­ją­cym li­czeb­nie prze­ciw­ni­kiem. Ja nie rzu­cam słów w próż­nię, jeśli mówię, że mam wy­star­cza­ją­ce siły, to zna­czy, że tak jest.

– Pań­skie słowa zwe­ry­fi­ku­je czas.

 

Na most­ku po­ły­sku­je ho­lo­gra­ficz­na mapa ob­sza­ru, dwie gwiaz­dy w cen­trum, sie­dem­na­ście obie­ga­ją­cych je pla­net. Wcho­dzi­my na or­bi­tę ósmej z nich, Rani, ga­zo­we­go gi­gan­ta. Drugi ród oto­czył tę pla­ne­tę sie­cią or­bi­tal­nych sta­cji po­zy­sku­ją­cych su­row­ce wprost z at­mos­fe­ry ol­brzy­ma. Wybór był nie­przy­pad­ko­wy, za­de­cy­do­wa­ły o nim za­le­ty Gerdy, dru­gie­go księ­ży­ca okrą­ża­ją­ce­go pla­ne­tę: gra­wi­ta­cja wy­no­szą­ca jeden koma trzy stan­dar­do­wej, oce­any wody pod po­kry­wą lodu, oraz pasma gór ze zło­ża­mi me­ta­li. Po­wsta­ło tam kil­ka­na­ście du­żych i dość bo­ga­tych miast. Do pełni szczę­ścia ko­lo­nia po­trze­bo­wa­ła jesz­cze tylko żyw­no­ści. Tę pro­du­ko­wa­no w sta­cjach-ogro­dach za­wie­szo­nych w ekos­fe­rze ukła­du gwiezd­ne­go koń­czą­cej się ja­kieś sie­dem minut świetl­nych od Rani. Jest tu jesz­cze jedna za­miesz­ka­ła pla­ne­ta zwana Przed­pie­klem. Znaj­du­je się na niej po­kry­te ko­pu­łą mia­sto, kil­ka­dzie­siąt ko­pal­ni i hut me­ta­li. Po­sia­da­ją­ca rzad­ką at­mos­fe­rę skała, gdzie w dzień tem­pe­ra­tu­ry do­cho­dzi­ły do dzie­więć­dzie­się­ciu stop­ni Cel­sju­sza, a no­ca­mi spa­da­ły nie­mal do minus sie­dem­dzie­się­ciu. Osie­dlo­no się tam tylko dla tego, że po­sia­da­ła złoża skan­du, lanta­nu, ceru, dys­pro­zu i neo­dy­mu.

 

Za­pro­szo­no mnie do bo­jo­wej sta­cji or­bi­tal­nej, sta­no­wią­cej cen­trum do­wo­dze­nia. Sala gdzie zgro­ma­dzi­li się wszy­scy do­wód­cy eskadr i licz­ne grono lo­kal­nych urzęd­ni­ków dru­gie­go rodu, ro­bi­ła wra­że­nie swymi roz­mia­ra­mi i ol­brzy­mim pa­no­ra­micz­nym oknem. Gu­ber­na­tor sys­te­mu roz­po­czął nudną prze­mo­wę, słu­cha­łem go grzecz­nie, acz nie­spe­cjal­nie uważ­nie. W końcu prze­szedł do kon­kre­tów.

– De­fen­so­rze, jak wi­dzisz nasza sy­tu­ację? – spy­tał do­wód­cę obro­ny.

– Z mi­li­tar­ne­go punk­tu wi­dze­nia, sys­tem jest sto­sun­ko­wo łatwy do obro­ny. Nie­mal wszyst­kie jego in­sta­la­cje są bli­sko sku­pio­ne. Dy­stans mniej niż dzie­się­ciu minut świetl­nych, po­zwa­la na kon­cen­tra­cję stat­ków. Po­trze­bu­je­my jed­nak wię­cej jed­no­stek, by za­pew­nić nam sku­tecz­ną ochro­nę przed Mon­ga­mi. Nie­ste­ty po­sił­ki z siód­me­go rodu są nie­wiel­kie. – Pa­trzył na mnie z wy­rzu­tem.

– Po­zwo­lę się nie zgo­dzić z przed­sta­wio­ną opi­nią – rze­kłem spo­koj­nie. – Po pierw­sze w ukła­dzie jest do­sta­tecz­nie dużo jed­no­stek, by po­wstrzy­mać Mon­gów, są one jed­nak źle roz­miesz­czo­ne.

– Ad­mi­ra­le Ha­kel­ber, co nam pan in­sy­nu­uje! – de­fen­sor wy­raź­nie nie pa­no­wał nad ner­wa­mi.

– Wszyst­kie jed­nost­ki są skon­cen­tro­wa­ne na or­bi­cie Rani, brak choć­by jed­ne­go wy­dzie­lo­ne­go ze­spo­łu do obro­ny Przed­pie­kla. Tym­cza­sem tamta pla­ne­ta jest od nas od­le­gła o czter­dzie­ści trzy mi­nu­ty świetl­ne. W razie ataku nie zdą­ży­my przyjść jej z po­mo­cą. Można by to za­ak­cep­to­wać, gdyby z tam­tej­szych in­sta­la­cji ewa­ku­owa­no pra­cow­ni­ków. Tym­cza­sem nie zro­bio­no tego. Nie mogę też zna­leźć ra­por­tu po­twier­dza­ją­ce­go speł­nie­nie pa­ra­gra­fu siód­me­go Ko­dek­su Wo­jen­ne­go Im­pe­rium na­ka­zu­ją­ce­go po­bra­nie ma­te­ria­łu DNA i za­pi­sów pa­mię­ci od wszyst­kich za­gro­żo­nych śmier­cią pod­czas dzia­łań bo­jo­wych oraz umiesz­cze­niu tych ma­te­ria­łów w bez­piecz­nym miej­scu.

– Ewa­ku­acja Przed­pie­kla jest pla­no­wa­na. Na tam­tej­szym ko­smo­dro­mie czeka od­po­wied­nio po­jem­ny frach­to­wiec. – Do­wód­ca obro­ny sta­rał się mnie uspo­ko­ić – Jed­nak­że tak długo, jak nie wy­stą­pi bez­po­śred­nie za­gro­że­nie, nie mo­że­my sobie po­zwo­lić na unie­ru­cho­mie­nie tam­tej­szych ko­pal­ni i hut.

– Dla­cze­go?

– To wy­ge­ne­ro­wa­ło­by gi­gan­tycz­ne kosz­ty?

– Ko­deks czar­no na bia­łym sta­wia wy­ma­ga­nia i na­le­ży je bez­względ­nie speł­niać.

– Cza­sem po­trze­ba odro­bi­ny ela­stycz­no­ści – rzekł gu­ber­na­tor.– W tej chwi­li nie po­sia­da­my w re­jo­nie od­po­wied­niej jed­nost­ki do wy­peł­nie­nia tego za­da­nia.

– Nie szko­dzi, wyślę skocz­ka z mojej flo­tyl­li.

– Co pan wyśle? – Urzęd­nik nie ro­zu­miał, co do niego mówię.

– Szyb­ką jed­nost­kę ku­rier­ską mo­gą­cą w razie za­gro­że­nia sa­mo­dziel­nie opu­ścić sys­tem.

– Ten ku­rier nie­wie­le po­mie­ści – rzu­cił któ­ryś z woj­sko­wych dru­gie­go rodu.

– Prób­ki DNA i krysz­ta­ły pa­mię­ci pię­ciu ty­się­cy miesz­kań­ców gór­ni­czej ko­lo­nii nie zaj­mu­ją wiele miej­sca.

– Czy siód­my ród po­nie­sie kosz­ty tej ope­ra­cji?

– Oczy­wi­ście.

– W takim razie nie widzę prze­szkód.

– Pro­po­nu­ję też wy­dzie­lić ze­spół jed­no­stek do ochro­ny tam­tych in­sta­la­cji.

– To zbęd­ne. – De­fen­sor był nie­ugię­ty. – Mon­go­wie nie in­te­re­su­ją się ska­li­sty­mi pla­ne­ta­mi.

– Za to in­te­re­su­ją ich nie­któ­re mi­ne­ra­ły wy­do­by­wa­ne w ko­pal­niach Przed­pie­kla.

– Gdyby pan ad­mi­rał przy­pro­wa­dził choć pięć pan­cer­ni­ków i sto­sow­ną do tego eskor­tę, można by o tym my­śleć. Jed­nak­że w za­ist­nia­łej sy­tu­acji to nie­moż­li­we.

– Oba­wiam się, że bę­dzie­my tego ża­ło­wać.

 

Trzy go­dzi­ny póź­niej sta­tek ku­rier­ski za­mel­do­wał wy­ko­nie za­da­nia. Na po­kła­dzie mo­je­go okrę­tu fla­go­we­go za­mel­do­wał się, Sy­riusz la For­tu­na­to ofi­cer łącz­ni­ko­wy dru­gie­go rodu. W ciągu ko­lej­nej go­dzi­ny po­ja­wi­li się też Mon­go­wie. Szyb­ko ob­li­czy­li­śmy kurs ich ła­wi­cy, zgod­nie z moimi przy­pusz­cze­nia­mi skie­ro­wa­li się wprost na Przed­pie­kle. Nie cze­ka­jąc na dys­po­zy­cje lo­kal­ne­go de­fen­so­ra moja flo­tyl­la ru­szy­ła w od­sie­czą. Mon­go­wie ko­rzy­sta­jąc ze swo­ich zdol­no­ści two­rze­nia tu­ne­li nad­prze­strzen­nych, wsko­czy­li do ukła­du w od­le­gło­ści le­d­wie dwu­na­stych minut świetl­nych od Przed­pie­kla. Choć w nor­mal­nej prze­strze­ni są wol­niej­si od moich stat­ków, to bio­rąc po­praw­kę na pra­wie go­dzin­ne opóź­nie­nie, z jakim świa­tło przy­nio­sło in­for­ma­cje o ich po­ja­wie­niu się, nie było szans by zdą­żyć. Cią­gle przy­spie­sza­li­śmy, pa­trząc jak ła­wi­ca sunie w stro­nę ska­li­stej pla­ne­ty.

Mon­go­wie są fa­scy­nu­ją­cy, wy­ewo­lu­owa­li w at­mos­fe­rze ga­zo­wych gi­gan­tów, stąd też ich kształt bę­dą­cy skrzy­żo­wa­niem me­du­zy z ba­lo­nem. Ich ra­mio­na cią­gną się za nimi na nie­mal sto dwa­dzie­ścia me­trów. Po­dró­żu­ją przez ko­smos bez stat­ków, bo sami nimi są. Do sko­ków nad­prze­strzen­nych nie po­trze­bu­ją żad­nych urzą­dzeń. Zda­niem na­szych na­ukow­ców, to naj­bar­dziej za­awan­so­wa­ne ge­ne­tycz­nie isto­ty w zna­nym wszech­świe­cie. Rów­no­cze­śnie ich struk­tu­ra spo­łecz­na jest na po­zio­mie wę­drow­ne­go stada. Prze­mie­rza­ją ko­smos igno­ru­jąc gra­ni­ce, biorą to czego ak­tu­al­nie po­trze­bu­ją z mi­ja­nych pla­net i ru­sza­ją dalej. Wy­glą­da­ją na de­li­kat­nych i wiot­kich, ale są śmier­tel­nie nie­bez­piecz­ni. Wal­czą mio­ta­jąc mi­kro­oso­bli­wo­ści kwan­to­we, zdol­ne ro­ze­rwać na strzę­py nawet pan­cer­nik. Do­brze więc, że daje się z nimi ne­go­cjo­wać.

– Czy ewa­ku­owa­no już cy­wi­li z Przed­pie­kla? – pytam ofi­ce­ra łącz­ni­ko­we­go.

– Brak po­twier­dze­nia – od­po­wia­da mi drżą­cym gło­sem. Spo­glą­dam na niego ze zdu­mie­niem.

– Prze­cież oni tam po­win­ni do­strzec Mon­gów nie­ca­ły kwa­drans po ich wej­ściu w sys­tem, a nie po go­dzi­nie jak my.

– Może ewa­ku­acja się prze­cią­gnę­ła? – Ra­czej pyta niż stwier­dza.

– Co widać na ska­ne­rach? – zwra­cam się do wach­to­we­go ?

– Frach­to­wiec klasy Dro­ma­der opusz­cza or­bi­tę czwar­tej.

– Zdążą uciec?

– Jeśli wy­ci­sną z tego gru­cho­ta mak­sy­mal­ne przy­spie­sze­nie, a Mon­go­wie się nimi nie za­in­te­re­su­ją, po­win­no się udać.

– Pro­szę mnie in­for­mo­wać na bie­żą­co o sy­tu­acji.

– Tak jest.

 

Mi­nu­ty wloką się wy­jąt­ko­wo po­wo­li. Moje jed­nost­ki usta­wia­ją się w szyku bi­tew­nym delta. Li­nio­wiec, krą­żow­ni­ki i eskor­tow­ce two­rzą coś na kształt zwró­co­nej w stro­nę Przed­pie­kla tar­czy, za którą sunie sta­tek baza pułku my­śliw­skie­go. Wszy­scy moi żoł­nie­rze są na swo­ich sta­no­wi­skach. For­tu­na­to wy­da­je się wy­raź­nie nie­spo­koj­ny.

– Czy aby na pewno po­win­ni­śmy tak szar­żo­wać? – pyta w końcu. – Prze­cież resz­ta jed­no­stek zo­sta­ła na or­bi­cie Rani.

– I pew­nie się stam­tąd nie ruszy – do­po­wia­dam. – My sami zro­bi­my co trze­ba.

– Byłem na Onyk­sie. Wi­dzia­łem jak o po­ło­wę mniej­sza ła­wi­ca roz­bi­ła naszą flotę, choć mie­li­śmy tam kilka pan­cer­ni­ków i trzy­krot­nie wię­cej krą­żow­ni­ków niż pan ma we flo­tyl­li. – W jego oczach widzę strach bę­dą­cy echem tam­te­go po­gro­mu.

– Przy odro­bi­nie szczę­ście może obej­dzie się bez walki.

– Panie ad­mi­ra­le, ła­wi­ca się dzie­li. Więk­szość zbli­ża się do pla­ne­ty, ale kil­ka­dzie­siąt osob­ni­ków rusza na prze­chwy­ce­nie frach­tow­ca – mel­du­je wach­to­wy.

– Szlag by to tra­fił! Osło­ni­my go zanim go do­pad­ną?

– Nie. On po­ru­sza się wy­jąt­ko­wo wolno, jakby roz­pę­dzał się z peł­ny­mi ła­dow­nia­mi.

– Moż­li­we – stwier­dza For­tu­na­to

– Prze­cież miał ewa­ku­ować miesz­kań­ców.

– To praw­da ale nie było pew­no­ści czy Mon­go­wie za­ata­ku­ją Przed­pie­kle, więc poza ła­dow­nią prze­zna­czo­ną do ewa­ku­acji, od­by­wał się nor­mal­ny za­ła­du­nek su­row­ców.

– To nie­wia­ry­god­na nie­od­po­wie­dzial­ność.

– Stan­dar­do­wa pro­ce­du­ra, ogra­ni­cza­my w ten spo­sób stra­ty.

– Kiedy Mon­go­wie do­pad­ną tego Dro­ma­de­ra?

– W prze­cią­gu naj­wy­żej szes­na­stu minut.

– Jak długo nam zaj­mie do­le­ce­nie do niego?

– Mi­ni­mum dwa­dzie­ścia trzy mi­nu­ty.

– Od­pa­lić salwę dłu­gich lanc ze wszyst­kich krą­żow­ni­ków i znisz­czyć frach­to­wiec.

– Tak jest.

– Co wy wy­pra­wia­cie! – krzy­czy przed­sta­wi­ciel dru­gie­go rodu.

– Wy­ko­nu­je­my za­pi­sy pa­ra­gra­fu dzie­więć­dzie­sią­te­go dzie­wią­te­go Ko­dek­su Wo­jen­ne­go Im­pe­rium. Za­pi­sa­no w nim czar­no na bia­łym, że nie wolno do­pusz­czać do sy­tu­acji, aby oby­wa­te­le Im­pe­rium tra­fi­li w ręce wroga.

– Je­ste­ście nie­nor­mal­ni. Z kon­tek­stu wy­ni­ka, że tam­ten punkt do­ty­czył walk z Sza­ry­mi, zna­ny­mi jako zło­dzie­je dusz.

– Ko­deks nie ogra­ni­cza swych pa­ra­gra­fów do okre­ślo­nych ras.

– Za­bi­je­cie swo­ich, prze­cież ro­bot­ni­cy w ko­pal­niach byli ze wszyst­kich rodów, rów­nież z wa­sze­go.

– W pa­ra­gra­fie set­nym, czar­no na bia­łym za­pi­sa­no, iż za­bi­tych w wy­ni­ku dzia­łań wo­jen­nych na­le­ży sklo­no­wać, za­szcze­pia­jąc im wspo­mnie­nia z krysz­ta­łów pa­mię­ci. De facto za ja­kieś pół roku, będą żywi, w pełni spraw­ni i świa­do­mi.

– Czy dla was wszyst­ko jest takie czar­no–białe.

– Taki jest ko­deks wo­jen­ny, który re­gu­lu­je całe nasze życie.

 

For­tu­na­to mil­czy. Dłu­gie lance roz­no­szą frach­to­wiec na strzę­py. W prze­strze­ni po­wsta­ła chmu­ra neo­dy­mu, skan­du i ceru. Część ła­wi­cy ści­ga­ją­ca Dro­ma­de­ra w prze­lo­cie na peł­nej pręd­ko­ści wy­ła­pu­je in­te­re­su­ją­ce ich mi­ne­ra­ły, po czym zmie­nia­ją kurs, scho­dząc z drogi mojej flo­tyl­li.

– Panie ad­mi­ra­le Mon­go­wie na­da­ją glify – mel­du­je wach­to­wy. Na po­więk­sze­niu widać czar­ne sym­bo­le po­ja­wia­ją­ce się na cia­łach tych istot.

– Co nam ko­mu­ni­ku­ją?

– Wkrót­ce opusz­czą ten układ, jeśli nie bę­dzie­my z nimi wal­czyć.

– Prze­ka­zać, że ro­zu­mie­my i ak­cep­tu­je­my, po czym roz­po­cząć pro­ce­du­rę ha­mo­wa­nia.

– Tak jest.

– Nie ata­ku­je­cie ich? – Sy­riusz był w szoku.

– To zbęd­ne, zaraz sami się stąd wy­nio­są.

– Po co znisz­czy­li­ście frach­to­wiec? Gdzie w tym sens?

– Wbrew po­zo­rom jest to bar­dzo pro­ste. Gdyby Dro­ma­der zdą­żył zna­leźć się pod osło­ną mojej flo­tyl­li, wal­czył­by do ostat­niej kro­pli krwi żeby za­bez­pie­czyć jego od­wrót. Tak na­ka­zu­je honor i Ko­deks Wo­jen­ny Im­pe­rial­ny. Wal­czy­łem a nawet umie­ra­łem nie raz i nie dwa w ta­kich ak­cjach. Tym razem nie było szan­sy na za­pew­nie­nie mu ochro­ny, więc wy­peł­ni­łem inny sto­sow­ny do sy­tu­acji pa­ra­graf ko­dek­su.

– Nie ro­zu­miem was. – Zre­zy­gno­wa­ny For­tu­na­to krę­cił głową.

– Spójrz więc na to, jak na naj­tań­sze roz­wią­za­nie.

– Naj­tań­sze? – Jego oczy za­bły­sły za­in­te­re­so­wa­niem.

– Po­peł­nio­no błędy, a to za­wsze kosz­tu­je. Ko­lo­nia gór­ni­cza na Przed­pie­klu zo­sta­ła po­zo­sta­wio­na bez osło­ny floty. W efek­cie mu­sie­li­śmy znisz­czyć ten frach­to­wiec. W innym przy­pad­ku Mon­go­wie by go zdo­by­li. Mie­li­by nie tylko su­row­ce z ła­dow­ni, ale i do­stęp do bazy na­wi­ga­cyj­nej z kom­pu­te­rów po­kła­do­wych. Jak my­ślisz, w jaki spo­sób ta ła­wi­ca wy­ko­rzy­sta­ła­by in­for­ma­cje o in­sta­la­cjach, do któ­rych woził on uro­bek?

– Oni mogą coś ta­kie­go zro­bić? Prze­cież to nie­mal zwie­rzę­ta.

– Po­zo­ry mylą, Mon­go­wie są bar­dzo in­te­li­gent­ni i wierz mi, do­sko­na­le dają sobie radę z od­czy­ty­wa­niem nawet za­szy­fro­wa­nych da­nych.

– Teraz ro­zu­miem. Mając dane na­wi­ga­cyj­ne po­le­cie­li­by śla­dem su­row­ców do in­nych na­szych ukła­dów.

– Skoro już usta­li­li­śmy kwe­stię frach­tow­ca, przejdź­my do two­je­go py­ta­nia, czy ich za­ata­ku­je­my? Mo­że­my to zro­bić. Je­stem pewny, że wy­gra­li­by­śmy bitwę. Nie­ste­ty stra­ty by­ły­by dużo więk­sze niż jeden sta­tek.

– Źle pana oce­ni­łem ad­mi­ra­le. Wy­da­je się pan taki pro­sto­li­nij­ny, a tak na­praw­dę uwzględ­nia pan wszyst­ko.

– Je­stem taki, jak wy­ma­ga tego ko­deks – rzu­cam dum­nie.

 

Dwa dni póź­niej opu­ści­li­śmy sys­tem dwa ty­sią­ce sie­dem­set je­de­na­ście. Zanim we­szli­śmy do punk­tu skoku, znów przez chwi­lę byłem w moim raju czer­ni ko­smo­su i bia­łych kro­pli gwiazd. Je­stem za­do­wo­lo­ny, po­nie­waż zre­ali­zo­wa­łem mój praw­dzi­wy cel. Klo­no­wa­nie i zwią­za­ne z tym, dłu­gie życie spra­wia, że mam bar­dzo licz­ne ro­dzi­ny. Wśród ro­bot­ni­ków na Przed­pie­klu była moja pra­pra­wnucz­ka. Jakiś czas temu otrzy­ma­łem od niej list z proś­bą o pomoc. Na­iw­nie pod­pi­sa­ła dłu­go­ter­mi­no­wy kon­trakt o pracę z dru­gim rodem. Li­czy­ła na świet­ne za­rob­ki, a zo­sta­ła czymś w ro­dza­ju nie­wol­ni­ka. Wa­run­ki pracy były kosz­mar­ne, a ze­rwa­nie umowy obar­czo­no ka­ra­mi umow­ny­mi wie­lo­krot­nie prze­wyż­sza­ją­cy­mi wszyst­ko, co mogła za­ro­bić.

Była na Dro­ma­de­rze. Zgod­nie z Ko­dek­sem Wo­jen­nym Im­pe­rium jej kon­trakt w chwi­li śmier­ci zo­stał roz­wią­za­ny, a jej jako ofie­rze dzia­łań wo­jen­nych na­le­ży się od­szko­do­wa­nie. Po sklo­no­wa­niu znów bę­dzie żyć, mając na star­cie cał­kiem przy­zwo­ity ka­pi­tał. Może nie było to z mojej stro­ny naj­bar­dziej ele­ganc­kie za­gra­nie, ale razem z nią po­dob­ny los spo­tkał pra­wie czte­ry ty­sią­ce ludzi na­le­żą­cych do siód­me­go rodu, ha­ru­ją­cych za psi pie­niądz na Przed­pie­klu. Nasi pa­triar­cho­wie dali mi wolną rękę w wy­ko­na­niu tej misji.

Jaki jest więc mój świat? Szla­chet­ny, ry­cer­ski, czar­no-bia­ły a może pod­stęp­ny, po­kręt­ny, szary? No cóż, cza­sem to co wy­da­je się szare, z innej per­spek­tyw staje się białe lub czar­ne. Czym bo­wiem jest sza­rość, jeśli nie wy­mie­szo­ny­mi czą­stecz­ka­mi bieli i czer­ni.

 

 

Koniec

Komentarze

Hmmm. Bar­dzo długo nie mo­głam się wgryźć w ten tekst. Jakiś taki mało in­te­re­su­ją­cy się wy­da­wał, a in­fo­dum­py nic a nic nie po­ma­ga­ły. Do­pie­ro od roz­mów żoł­nie­rzy z tu­byl­ca­mi za­czę­ło robić się cie­ka­wie.

In­ter­punk­cja szwan­ku­je.

gra­wi­ta­cja wy­no­szą­ca jeden koma trzy stan­dar­do­wej,

A stan­dar­do­wa to jaka? Czy w Twoim uni­wer­sum stała gra­wi­ta­cji jest jakaś inna? Może miało być cią­że­nie? A i wtedy warto jakoś zde­fi­nio­wać to stan­dar­do­we.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Przyj­mij­my, że stan­dar­do­wa gra­wi­ta­cja ro­zu­mia­na jako cią­że­nie jest równa Ziem­skiej. 

 

Cza­sem tak mam, że ła­twiej mi wy­my­ślić jakiś świat, niż do­brze go sprze­dać. 

 

Choć po­czą­tek nie był zbyt zaj­mu­ją­cy, cier­pli­wie czy­ta­łam, mimo że nie naj­lep­sza in­ter­punk­cja ni­cze­go nie uła­twia­ła. Na szczę­ście in­nych uste­rek nie było zbyt wiele, więc do­trwa­łam do końca, a ten oka­zał się cał­kiem sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cy. ;)

 

– Cen­trum do­wo­dze­nia ko­lo­ni znaj­du­je się… – – Cen­trum do­wo­dze­nia ko­lo­nii znaj­du­je się

 

Rody są pod­sta­wą na­sze­go Im­pe­rium. Jest ich sie­dem. […] Jest ich czte­ry i noszą nu­me­ry czwar­ty, piąty, szó­sty i siód­my. – Pi­szesz o ro­dach, więc w ostat­nim zda­niu: czte­ry i noszą nu­me­ry czwar­ty, piąty, szó­sty i siód­my.

 

Ja nie rzu­cam słów na próż­nię… – Ja nie rzu­cam słów na próż­no/ na wiatr/ w próż­nię

 

Osie­dlo­no się tam tylko dla tego, że po­sia­da­ła złoża skan­du, la­ta­nu, ceru, dys­pro­zu i neo­dy­mu.Osie­dlo­no się tam tylko dla­te­go, że po­sia­da­ła złoża skan­du, lanta­nu, ceru, dys­pro­zu i neo­dy­mu.

 

Czy dla was wszyst­ko jest takie czar­no – białe. Czy dla was wszyst­ko jest takie czar­no-białe?

 

Nasi pa­triar­cho­wie dali mi wolna rękę w wy­ko­na­niu tej misji. – Li­te­rów­ka.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Tekst miał dużo in­fo­dum­pów i sztucz­no­ści, przez co cięż­ko się go czy­ta­ło. Ko­smicz­ne ro­ba­ki są dość ogra­ne, a ko­deks wy­da­wał mi się mocno nie­na­tu­ral­ny. 

Ale mimo wszyst­ko mi się po­do­ba­ło. Szału nie ma, ale po­do­ba­ło mi się. Była bitwa ko­smicz­na, ga­lak­tycz­ne ro­ba­ki – zja­da­ki, nie­sna­ski do­wód­ców, ukry­ty cel ad­mi­ra­ła, sło­wem dużo faj­nych mo­ty­wów, które za­trzy­ma­ły mnie przy lek­tu­rze. 

Chciał­bym się jed­nak po­chy­lić nad pro­ble­mem prze­dłu­ża­nia życia przez klo­no­wa­nie. Wy­da­je mi się, że wszy­scy bo­ha­te­ro­wie przyj­mo­wa­li go zbyt lekko, to prze­cież bar­dzo po­waż­ne za­gad­nie­nie. Czy klo­no­wa­nie prze­dłu­ża życie? Nie wy­da­je mi się.  

Przy “nie rzu­cam słów na próż­nię” to było za­mie­rzo­ne, pa­ra­fra­zo­wa­łem po­wie­dze­nie “nie rzu­cam słów na wiatr”. No wie­cie ko­smos, stat­ki ze sztucz­ną at­mos­fe­rą itd. La­ta­ją­cy tam lu­dzie w moim za­my­śle mieli w ten spo­sób pod­kre­ślać, że ich de­kla­ra­cje są na po­waż­nie.

 

Po­do­ba­ło mi się :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Mel­du­ję, że prze­czy­ta­łam.

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Dzię­ku­ję za opi­nię.

 

Co do klo­no­wa­nia. Ad­mi­rał Ha­kel­ber stwier­dza, że umie­rał nie raz w walce, dla niego klo­no­wa­nie i prze­nie­sie­nie w klona pa­mię­ci to zwy­kła ope­ra­cja. Coś ta­kie­go, jak dla nas współ­cze­snych np. ope­ra­cja wsz­cze­pie­nia za­sta­wek. Jesz­cze sto lat temu serce trak­to­wa­no jako sie­dzi­bę duszy, dla nas jest bar­dziej pompą tło­czą­ca krew. Se­ryj­ność i po­wszech­ność odar­ła klo­no­wa­nie jako takie z otocz­ki fi­lo­zo­ficz­nej.

 

Klo­no­wa­nie z opo­wia­da­nia jest pewną formą ob­cho­dze­nia śmier­ci. Lu­dzie giną, ale jeśli klon ma ich pa­mięć i od razu jest peł­no­let­ni to w pe­wien spo­sób żyją nadal, więc teo­re­tycz­nie klo­no­wa­nie prze­dłu­ża życie. 

Ano­ni­mie, po­wie­dze­nie: rzu­cać słowa na wiatr jest związ­kiem fra­ze­olo­gicz­nym, czyli formą usta­bi­li­zo­wa­ną, utrwa­lo­ną zwy­cza­jo­wo, któ­rej nie ko­ry­gu­je­my, nie do­sto­so­wu­je­my do współ­cze­snych norm ję­zy­ko­wych, nie pa­ra­fra­zu­je­my, nie ad­ap­tu­je­my do ak­tu­al­nych po­trzeb pi­szą­ce­go/ mó­wią­ce­go.

Fra­ze­olo­gi­zmy, że po­wtó­rzę za Wi­tol­dem Do­ro­szew­skim, są „usta­bi­li­zo­wa­nym w danym ję­zy­ku związ­kiem wy­ra­zo­wym”.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Za­sad­ni­czo związ­ków fra­ze­olo­gicz­nych się nie rusza, ale da­ła­bym tro­chę wol­no­ści Au­to­rom pod tym wzglę­dem. Mają prawo do neo­lo­gi­zmów, a od neo­fra­ze­olo­gi­zmów wara?

Tym chęt­niej bym po­zwo­li­ła twór­com na odro­bi­nę sza­leń­stwa, że sama lubię do­sto­so­wać ja­kieś przy­sło­wie do świa­ta.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Może się mylę, ale rzu­ca­nie cze­goś na próż­nię, moim zda­niem, brzmi fa­tal­nie. :(

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Może za­mie­nię to na “rzu­ca­nie słow w próż­nię”? Bę­dzie brzmia­ło le­piej?

 

Moim zda­niem, Ano­ni­mie, zde­cy­do­wa­nie le­piej. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

po­pra­wio­ne :)

OK.  ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

No. W próż­nię le­piej. I po­wie­dzon­ko na­bie­ra no­we­go, cie­ka­we­go zna­cze­nia – próż­nia wszak nie prze­wo­dzi dźwię­ków, więc i wrzu­ca­nie tam słów mija się z celem. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Za­łóż­my taką sy­tu­ację: sta­tek ad­mi­ra­ła wy­bu­cha, wszy­scy mają go za zmar­łe­go. Two­rzą klona na jego miej­sce. Oka­zu­je się jed­nak, że ad­mi­rał ja­kimś cudem prze­żył. Le­ka­rze przy­wra­ca­ją go do zdro­wia. I co teraz? Dwaj ad­mi­ra­ło­wie się spo­ty­ka­ją. Który jest tym wła­ści­wym? Na pewno nie obaj. Ten pierw­szy? Chyba tak. Ale widać wy­raź­nie, że pro­ces klo­no­wa­nia nie prze­dłu­żył mu życia. Je­dy­nie stwo­rzył inną osobę, ma­ją­cą jego oso­bo­wość i wspo­mnie­nia.

Dla­te­go wy­da­je mi się nie­wia­ry­god­ne, że klo­no­wa­nie może stać się po­wszech­ne i na­tu­ral­ne. 

Rody 4, 5, 6 i 7 siód­my, to wo­jow­ni­cy, więc pro­blem po­dwo­jo­ne­go przez klo­no­wa­nie ad­mi­ra­ła, mo­gli­by roz­strzy­gnąć za po­mo­cą po­je­dyn­ku. Prze­żył by go naj­lep­szy z nich. To dość eks­tre­mal­ne roz­wią­za­nie ale na pewno eli­mi­nu­ją­ce tą nie­do­god­ność.

 

W po­zo­sta­łych przy­pad­kach klon ma­ją­cy wspo­mnie­nia tego kogo DNA wy­ko­rzy­sta­no do jego stwo­rze­nia byłby kon­ty­nu­acją a więc miał­by wra­że­nie dłuż­sze­go życia.

 

Jeśli świat który opi­su­je byłby dość wo­jow­ni­czy to klo­no­wa­nie prę­dzej czy póź­niej uzna­no by za jakąś formę uzu­peł­nie­nia strat w sile żywej. Z cza­sem prze­szło­by to do cy­wi­la, jako me­to­da prze­dłu­ża­nia sobie życia. W końcu wspo­mnie­nia by­ły­by kon­ty­nu­owa­ne.  

 

 

Lem fi­lo­zo­fo­wał na ten temat. Ale nie mogę sobie przy­po­mnieć, w jakim opo­wia­da­niu. Jakaś po­dróż Ti­che­go?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Czy roz­wią­żą to po­je­dyn­kiem na mie­cze czy w bier­ki jest nie­istot­ne. 

Istot­ne jest to, że klo­no­wa­nie nie prze­dłu­ża życia. Two­rzy osobę skraj­nie po­dob­ną do ory­gi­nal­nej, ale nie­ste­ty po­sia­da­ją­cą osob­ny, nie­za­leż­ny byt. Rów­nie do­brze można stwo­rzyć dru­gie­go, trze­cie­go i pią­te­go ad­mi­ra­ła już za życia pierw­sze­go, praw­da? I nie sądzę żeby kto­kol­wiek o zdro­wych zmy­słach uznał to za prze­dłu­że­nie życia skoro widać wy­raź­nie, że to po pro­stu dwie, trzy czy czte­ry inne osoby. Jeśli ory­gi­nał zgi­nie to zgi­nie. Dla­te­go po­wi­nien mieć do śmier­ci taki sam sto­su­nek jak każdy nor­mal­ny czło­wiek. W klo­no­wa­niu nie ma żad­ne­go po­cie­sze­nia ani ra­tun­ku. 

Lem fi­lo­zo­fo­wał o tym w dia­lo­gach. To wiem na pewno, ale moż­li­we, że jesz­cze w ja­kichś in­nych ty­tu­łach.

Było ja­kieś opo­wia­dan­ko o pla­ne­cie, któ­rej miesz­kań­cy na­gmin­nie ko­rzy­sta­li z two­rze­nia wła­snych kopii – dla skró­ce­nia ocze­ki­wa­nia, przy po­dró­żo­wa­niu…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Tego nie czy­ta­łem. 

Ze wzglę­du na fakt, że opo­wia­da­nie po­ru­szy­ło cie­ka­wą stru­nę, chciał­bym no­mi­no­wać je do Bi­blio­te­ki. 

Panie Łu­ka­szu z fi­lo­zo­ficz­ne­go i etycz­ne­go punk­tu wi­dze­nia ma pan rację. Spójrz­my jed­nak na ten pro­blem z punk­tu wi­dze­nia eko­no­mii.

Czym jest czło­wiek z eko­no­micz­ne­go punk­tu wi­dze­nia? Wie­dzą, siłą na­byw­czą, pracą.

Klon ma wie­dzę dawcy DNA, może świad­czyć tą samą pracę, bę­dzie wiec miał tą samą siłę na­byw­czą. Na do­da­tek daje gi­gan­tycz­ne oszczęd­no­ści ro­bo­czo­go­dzin, bo np edu­ka­cja od ze­rów­ki po stu­dia to ja­kieś 18 lat

 

Ow­szem, dawca DNA umie­ra, ale co to ozna­cza dla klona? Dla niego to tylko jedno z wielu do­świad­czeń jakie ma już na star­cie. 

Ładne opo­wia­da­nie, ale dla mnie nie wy­cho­dzi­ło poza stan­dard mi­li­tar­nej fan­ta­sty­ki na­uko­wej. Fajne opisy pla­net, sys­te­mów i spo­łe­czeń­stwa, choć w for­mie mę­czą­cych na dłuż­sza metę in­fo­dum­pów. Mam jed­nak na nie sporą od­por­ność :) Spodo­bał mi się opis ko­dek­su i nie­mal praw­ni­cze do niego po­dej­ście.

Pod­su­mo­wu­jąc: stan­dard, ale przy­jem­nie na­pi­sa­ny.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Ko­smicz­na opo­wieść, która, nie wiem czemu, przy­wo­dzi­ła mi na myśl Żoł­nie­rzy ko­smo­su. Są tu pewne ele­men­ty cie­ka­we (jest bitwa, im­pe­rium, obcy wcale w nie ta­kiej złej od­sło­nie), ale są też ele­men­ty, które nie do końca sa­tys­fak­cjo­nu­ją. Ad­mi­rał jest do prze­sy­tu sztyw­ny jak dla mnie. Jego od­wo­ła­nia do ko­dek­su po­wo­do­wa­ły u mnie dresz­cze. W koń­ców­ce na szczę­ście nieco jego sztyw­ny wi­ze­ru­nek nieco się roz­ja­śnił i ocie­plił, gdy po­ka­za­łeś, że jed­nak nie jest on jed­nak taki stric­te zero je­dyn­ko­wy w swoim po­stę­po­wa­niu. 

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Co jak co ale sys­tem zero je­dyn­ko­wy jest na swój spo­sób biało czar­ny ;)

 

Z tego co pa­mię­tam w “Żoł­nier­zach ko­smo­su” klo­no­wa­nia nie było. Po­nad­to obcy byli sto­sun­ko­wo pry­mi­tyw­ni (książ­ka) i mak­sy­mal­nie pry­mi­tyw­ni (pierw­szy film). Nota bene w po­rów­na­niu z książ­ką lu­dzie też zo­sta­li po­zba­wie­ni więk­szo­ści wy­po­sa­że­nia. Ko­lej­ne filmy nie miały nic wspól­ne­go książ­ko­wym ory­gi­na­łem i w po­ło­wie dwój­ki sobie od­pu­ści­łem.

 

Co do ob­cych, rów­nie dużo za­wdzię­cza­ją ja­kie­muś pro­gra­mo­wi o po­ten­cjal­nej ewo­lu­cji na ga­zo­wych ol­brzy­mach (kształt),  co serii afer z pol­ski­mi sę­dzia­mi krad­ną­cym np pen­dri­ve’a w su­per­mar­ke­cie (bra­nie tego co im po­trzeb­ne nie przej­mu­jąc się ni­czym i nikim) :D 

Nowa Fantastyka