- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Tajemnica łąki

Tajemnica łąki

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Tajemnica łąki

Czarny król spoglądał na pole bitwy ze wzgórza. Wiatr niósł komendy wydawane przez generałów. – Podpalić strzałę, naciągnąć cięciwę… Ognia! – Bitwa była dość wyrównana. Wprawiało to władcę w zakłopotanie, gdyż przez ostatni tydzień miał sporą przewagę. Ignorując jednak sytuację w dole, pouczał pierworodnego.

 – Widzisz synu, tamci barbarzyńcy roszczą sobie prawa do naszej łąki…

 – Ojcze przecież to…

 – Ale nie oddamy im naszej ziemi, zgodziłbym się odpuścić gdyby to był kto inny, niestety… Niedamir Białe Uszko, nikt z tego rodu i nikt im podległy nie będzie równy nam. Ja, Arnold Czarne Futerko nie dopuszczę do tego!

Ostatnie słowa monarchy zostały zagłuszone świstem płonącego pocisku, wyrzuconego z trebusza. Linia frontu niebezpiecznie zbliżyła się do stóp tronu.

***

Ogień w kominku dogasał. Ustawiony obok złotych kielichów dzban jabłkowego wina, powoli zaczynał ukazywać dno. A zaryglowane drzwi zamkowej komnaty, skutecznie zatrzymywały dźwięki uczty, odbywającej się w królewskiej sali. Kochankowie leżeli, wtuleni w siebie, w ciszy, strachu i rozpaczy.

 – Książę mój wspaniały, pragnienia me z rozsądkiem igrały. Wpuściłam cię, strach okropny, lecz tylko tyś mej miłości godny.

 – Cecylio, ukochana, przyszłość daleka jest mi nieznana. Nazajutrz po zmroku uciekniemy i już na zawsze razem będziemy. Nie ważne jak długo żyć los mi pozwoli, wolę z tobą przez chwilę niż samemu w niewoli.

Następca tronu wstał, przywdział swą czarną niczym noc zbroję i podszedł do okna.

 – Arturze, czekaj na mnie jutro kochany…

 – Nie zawiodę, lecz świta, czasu już nie mamy…

Rycerz uśmiechnął się i zniknął w mroku.

***

Księżyc w nowiu i pochmurne niebo sprawiały, iż na zewnątrz panowała nieprzenikniona ciemność. Król pochrapywał w sali tronowej gdy na dziedzińcu podniesiono alarm. Chwilę później przed obliczem monarchy zjawił się jeden z wartowników. Opowiedział o zajściu. Intruzem okazał się być wilk, co wzbudziło trwogę we władcy.

 – Ser Malcolmie. Zbierz kilku wartowników i osobiście stań na straży pod komnatą mej córki.

 – Jak rozkażesz mój Panie.

Rycerz skłonił się i wyszedł. W korytarzach zamczyska panował ogromny chaos. Dowódca straży królewskiej zwerbował kilku przechodzących obok strażników i udał się wykonać zlecone mu zadanie. Stanęli przed pięknymi brzozowymi drzwiami, najzdobniejszymi w całym królestwie. Hałasy powoli cichły, lecz Ser Malcolm miał wrażenie, że coś jest nie tak. Nie mogąc się uspokoić postanowił sprawdzić jak się czuje księżniczka. Zapukał do drzwi, cisza.

 – Księżniczko! Księżniczko Cecylio! Jesteś tam? Proszę się odezwać.

Zaniepokojony chwycił za klamkę drzwi, jak się spodziewał były zaryglowane. Wysłał kilku podwładnych po coś, co pomogło by je wyważyć. Wrócili błyskawicznie od razu przechodząc do dzieła. W pokoju nikogo nie było, po królewskiej córce pozostało tylko otwarte okno. Rycerz bez zwłoki udał się zdać raport monarszy. Ledwie dziesięć minut później praktycznie cała straż znajdowała się poza murami zamku. Część przeszukiwała okolice pola bitwy, pozostali lasy i łąki na północ od rzeki.

O świcie wszyscy poszukujący zebrali się na dziedzińcu, by wysłuchać królewskiego orędzia.

– Wczoraj w nocy, moja ukochana córka, Jaśniejąca Dama została porwana. Tej samej nocy, z marszu wyruszyliście ją odnaleźć, lecz wróciliście z niczym. W tym momencie ogłaszam, iż ten, który przyprowadzi księżniczkę Cecylię całą i zdrową, dostanie jej rękę, bez względu na to kim jest. Więc ruszajcie i niech Bóg was prowadzi.

***

Zbliżał się wieczór. Król Arnold dreptał niespokojnie po całej sali, zerkając niecierpliwie na drzwi komnaty. Niewątpliwie kogoś oczekiwał. Dla zabicia czasu podziwiał obrazy wiszące w głównej sali. Pierwszy z nich przedstawiał jego prapradziadka, Alberta Budowniczego. Rozbudował on stolicę, a co najważniejsze zastąpił palisadę kamiennym murem. Następny portret wyobrażał Anatola, zwanego zdobywcą. Podporządkował on sobie kilka sąsiednich królestw. Trzeci wizerunek przedstawiał Arutoara Pojednawcę, dziadka obecnego monarchy. nie zbyt chętnie wspominanego…

Rozległo się pukanie, drzwi sali otwarły się. Nie czekając na pozwolenie, do pomieszczenia wszedł rycerz, odziany w pełną zbroję łuskową. Podszedł do króla, skłonił się, a następnie podniósł przyłbicę hełmu.

 – Panie, wzywałeś.

 – To prawda, lecz nie spieszyłeś się ser Richardzie.

 – Wybacz zwłokę, przybyłem najszybciej jak było to możliwe. W czym mogę pomóc?

 – Trzy dni temu mój syn, a twój najlepszy przyjaciel wyruszył na polowanie. Do tej pory nie wrócił, nie przysłał również żadnej informacji. Chcę cię prosić byś wyruszył go odszukać.

 – Wasza wysokość, jestem pewien, iż nic mu nie jest. Może król być spokojny to Ciemny Książe…

 – To jest rozkaz ser, bez gadania.

 – Tak jest Wasza Królewska Mość.

***

Rozpędzony oddział czarnych wojowników rozbił się o defensywną formację białych pikinierów. Krew była wszędzie, chłop który jeszcze przed chwilą zbierał marchewki z pola, leży teraz martwy obok szlachcica. Tu na froncie, po rozbiciu formacji, przestaje mieć znaczenie status społeczny. A jeszcze niżej, gdy już czołgasz się bez którejś z kończyn, czekając na śmierć, nawet wróg jest lepszy niż samotność. W końcu jest on ostatnią osobą, którą widzisz przed śmiercią. I po co ta wojna? Dla kawałka ziemi? Kawałka łąki? Dlaczego nie możemy się dzielić, wspólnie korzystać z tego co oferuje natura? Z powodu koloru? Jakie znaczenie ma to czy jesteś czarny czy biały? Zabawy wielkich panów, szachy, tylko bardziej realistyczne, a biedni giną na darmo…

***

Gdzieś głęboko w puszczy, pośród prastarych drzew i zdradliwych bagien w wielkiej, wilczej jamie, dwoje nieszczęśliwych kochanków, może w końcu spokojnie nacieszyć się sobą.

 – Cecylio, jaśniejąca damo, szczęścia mego bramo. Udało nam się, jak planowaliśmy, wyjścia innego nie mieliśmy.

 – Wiem ukochany, gdyby na jaw wyszła nasza miłość, los mój jest mi znany, to cela w wieży zimna niczym kość.

 – Wolni jesteśmy lecz co to za życie, bogowie? Czy to widzicie?

 – Ojcowie nasi walczą ze sobą, innej barwy zrozumieć nie mogą.

 – Uczucia naszego również nie zrozumieją, Bez wątpienia nas wyśmieją.

 – Prędzej czy później nas tu znajdą, a wtedy ciężkie czasy nadejdą.

 – Ty szczęśliwca za męża dostaniesz, matką jego dzieci się staniesz.

 – Ciebie za szczęściarę z dobrego rodu wydadzą, jak dawne zwyczaje radzą.

 – Tak być nie może…

 – I tak się nie stanie…

 – Na samą myśl się trwożę.

 – Zły los mej miłości nie złamie.

 – Zakończymy nasze cierpienie – powiedzieli razem – oddając życia swego tchnienie.

W objęciach swych zakochani trwali, czekając na chwilę dogodną. Wpatrywali się wzajemnie w swoje oczy, jego nieprzeniknione, brązowe, jej błyszczące, szare. W splecionych dłoniach trzymali kielich. Złoty puchar goryczy, który miał rozwiązać ich problemy. Trwali tak, wydawało by się w nieskończoność – jeszcze chwilę – powtarzali sobie w myślach.

 – Zaczekajcie – zachrypiał głos starego przyjaciela – nie róbcie tego.

 – Rozwiązania innego przyjacielu nie mamy…

 – Koniec historii tej już znamy.

 – Jest jeszcze sposób by rozwiązać wasz problem, wstrzymajcie się jeszcze trochę.

 – Cóż jeszcze zrobić możemy? Powiedz, gdyż sami już nie wiemy.

Stary wilk podszedł bliżej, spojrzał prosto w oczy wybranki księcia i rzekł.

 – Żyję już długo, bardzo długo i potrafię ujrzeć to co na pozór jest niewidoczne. Jasna Księżniczko, znasz rozwiązanie. Spójrz w głąb serca, wiem, iż tam dostrzeżesz co mam na myśli.

Cecylia zamyśliła się, trwała w tym stanie przez chwilę, następnie odłożyła kielich na stół.

 – Arturze, przyszły królu świata, zmienimy wszystko tego lata. Przyjaciel nasz, oczy mi otworzył, a przecież ratunek sam się już rozmnożył.

***

Słońce grzało niemiłosiernie. Właśnie dziś przypadał koniec zawieszenia broni, właśnie dziś ostatnia bitwa miała wszystko rozstrzygnąć i właśnie dziś miało wydarzyć się coś, czego nikt się nie spodziewał. Jak co dzień w obu obozach pobudka z samego rana, spać mogli jedynie wartownicy schodzący z nocnej zmiany. Przegląd pancerzy i broni, ostrzenie mieczy i poprawianie lotek strzał, rutyna. W okolicy południa żołnierze byli już ustawieni w formacje. Władcy wygłaszali swe mowy, a pospólstwo z przymusowego poboru liczyło na cud. Być może nie bez podstawnie, gdyż w szeregach białych uszek coś zaczęło się dziać. Wybuchła panika. Pierwsze rzędy formacji cofnęły się, gdy tuż przed nimi zjawił się majestatyczny wilk, a na nim dwóch zakapturzonych jeźdźców. Słychać było broń upadającą na ziemie i uciekających wojowników.

 – Stójcie – Niczym za sprawą zaklęcia wszyscy zamarli w bezruchu. – Chcę widzieć się z królem. – Nikt nie wydał z siebie najmniejszego dźwięku. – Widzę, że tak się nie dogadamy…

Zwierz wziął głęboki wdech i ryknął.

 – Królu Niedamirze, jeśliś wart tego miana staw się tam, na środku tego krwawego pola. W innym wypadku utracisz władzę, a także szansę na odnalezienie córki.

Nim ktokolwiek zdążył się poruszyć bestia była już daleko. Chwilę później wilk stał przed obliczem czarnego króla.

 – Więc chcesz bym oddalił się z tobą od mego wojska, tym samym spisując siebie na śmierć? Niedoczekanie. Łucznicy!

Grad strzał poleciał w stronę intruza. Ku zdumieniu żołnierzy, wszystkie chybiły. Wilk stracił cierpliwość, chwycił monarchę za kolczugę i poniósł w zębach na wyznaczone miejsce. Tak jak się spodziewał drugi z władców już tam był.

 – I po co nas tu sprowadziłeś potworze? – Arnold czarne futerko poprawił ułożenie pancerza.

 – Chcesz nas zjeść – spytał białe uszko – czy tylko dla zabawy?

 – Ja chciałem by was sprowadził.

 – I dobrze sobie poradził.

Jeźdźcy zsiedli z grzbietu i zdjęli kaptury.

 – Cecylio?

 – Arturze!

 – Co to ma znaczyć – powiedzieli jednocześnie.

 – Wojny, zabawy swoje macie, o dobro ludu już nie dbacie.

 – Miłości naszej zrozumieć nie potraficie, jedynie różnice widzicie.

 – Lecz jest sposób by królestwa zwaśnione pogodzić, musicie się z nami zgodzić. Choć miłość nasza siły takiej nie posiada, bo dla was to tylko podła zdrada.

 – Wy również pokochać potraficie, a zaraz to sobie uświadomicie.

 – Spójrzcie tylko to dzieci nasze…

 – Następcy tronu, wnuczęta wasze…

Księżniczka odwinęła powoli zawiniątko trzymane na rękach, a oczy władców zalśniły widząc dwa srokate króliczki. Od tej pory panował niezachwiany pokój między dwoma króliczymi państwami. A o parze dzielnych kochanków do dziś opowiadane są legendy.

Koniec

Komentarze

“Romeo i Julia” zaadaptowani na potrzeby konkursu? Można i tak.

Tekst nie przekonał (nie lubię romansideł), rymy kochanków mogą przyprawić o ból zębów.

Interpunkcja kuleje. I są jeszcze inne usterki, być może wynikające z pośpiechu.

 – Jak rozkażesz mój Panie.

Ty, twój, pan itp. w dialogach piszemy małą. Ale może dla władcy da się zrobić wyjątek. Na pewno przydałby się przecinek.

Opowiadanie, choć czerpie z dobrego wzoru, to zostało napisane w sposób nijak się do owego wzoru mający. :(

Kiedy Cecylia i Artur przebywali w komnacie i przemawiali do siebie grafomańskimi rymami, byłam przekonana, że to skutek wypicia całego dzbana wina z jabłek i zachodzę w głowę, co, kiedy już byli trzeźwi, nadal kazało im gadać częstochowskimi rymami.

 

Nie ważne jak długo żyć los mi po­zwo­li… – Nieważne jak długo żyć los mi po­zwo­li

 

Ry­cerz bez zwło­ki udał się zdać ra­port mo­nar­szy. – Literówka.

 

dziad­ka obec­ne­go mo­nar­chy. nie zbyt chęt­nie wspo­mi­na­ne­go… – …dziad­ka obec­ne­go mo­nar­chy. Niezbyt chęt­nie wspo­mi­na­ne­go

Problem z przecinkami, przykłady:

 

Ogień w kominku dogasał. Ustawiony obok złotych kielichów dzban jabłkowego wina, powoli zaczynał ukazywać dno. A zZaryglowane drzwi zamkowej komnaty, skutecznie zatrzymywały dźwięki uczty, odbywającej się w królewskiej sali.

 

 – Jak rozkażesz(+,) mój Panie.

 

 – To prawda, lecz nie spieszyłeś się(+,) ser Richardzie.

 

Chcę cię prosić(+,) byś wyruszył go odszukać.

 

 Przyjaciel nasz, oczy mi otworzył, a przecież ratunek sam się już rozmnożył.

 

W pewnym momencie siada konsekwencja czasu i osoby narracji:

 

Rozpędzony oddział czarnych wojowników rozbił się o defensywną formację białych pikinierów. Krew była wszędzie, chłop który jeszcze przed chwilą zbierał marchewki z pola, leży teraz martwy obok szlachcica. Tu na froncie, po rozbiciu formacji, przestaje mieć znaczenie status społeczny. A jeszcze niżej, gdy już czołgasz się bez którejś z kończyn, czekając na śmierć, nawet wróg jest lepszy niż samotność. W końcu jest on ostatnią osobą, którą widzisz przed śmiercią. I po co ta wojna? Dla kawałka ziemi? Kawałka łąki? Dlaczego nie możemy się dzielić, wspólnie korzystać z tego(+,) co oferuje natura? Z powodu koloru? Jakie znaczenie ma to czy jesteś czarny(+,) czy biały? Zabawy wielkich panów, szachy, tylko bardziej realistyczne, a biedni giną na darmo…

 

Nie jestem targetem tego opowiadania. Ale doceniam, że jest inne niż te, z którymi zwykle mam styczność.

Tekst co prawda nie jest utrzymany w klimatach słowiańskich, ale ten Niedamir to chyba się z cyklu wiedźmińskiego urwał :)

Mam mieszane uczucia co do tego opowiadania. Pomysł niby ciekawy, ale wykonanie takie sobie. A te rymy na końcu w ogóle mi nie pasują. W dramacie to jakoś ładnie wygląda, ale w epice tak średnio.

Pozdrawiam. 

 

Melduję, że przeczytałam.

Z przykrością przyznaję, że rymowane dialogi były dla mnie koszmarem. Do tego wolę oryginalną formę Sir, bo za każdym razem czytając „ser Richard” (czy inne sery), to miałam przed oczami olbrzymi krąg dojrzewającego ementalera.

Od razu też w oczy rzuca się inspiracja, a czerń i biel w sumie wydają się być włożone na siłę. Króliczki, króliczkami, ale jakoś do mnie ta opowieść nie przemówiła. Do tego sporo w niej usterek. 

Nowa Fantastyka