
UCIECZKA
1
Najokazalszy był kasztanowiec.
To pod nim rozbili obóz, rozpalili ognisko, starali się odpocząć.
Spadające liście drzewa przykrywały mech, gałęzie i ścieżki które prowadziły w głąb lasu, a słońce, które zachodziło, widniało jeszcze przez chwilę, by w końcu zniknąć, zostawić ich w zimną jesienną noc. Sath westchnął i popatrzył na swoich towarzyszy, skulonych, okrytych czarnymi płaszczami, łapiących resztki ognia. Większość z nich nie mogła zasnąć. On sam stał z dala od ogniska, słysząc jak Marakrus po raz kolejny narzeka. Wymachiwał jedną ręką, podczas gdy druga schowana była w temblaku, który zrobili mu z resztek płaszcza. Pozostali nawet nie próbowali uciszyć maga, byli na skraju wyczerpania.
– Chłopcy, prześpijcie się trochę, ja będę trzymał wartę! – zawołał, patrząc kolejno na ich zmęczone, ciągłą ucieczką twarze.
– Damy radę, szefie! – odkrzyknęli prawie równocześnie.
Był dla nich szefem, choć tak na prawdę w ogóle się nie znali.
Nie dadzą rady, pomyślał.
Dwa tygodnie minęły, odkąd wydostali się z lochów Belhana. Dwa pieprzone tygodnie, żywili się jakimiś śmieciami, które znaleźli uciekając przed strażnikami lochu, magami tego cholernego zamku. Sath prychnął krwią i zgiął się wpół, okropny ból przeszył jego klatkę, oddech początkowo równy stał się nagle przyspieszony, chrapliwy i niespokojny.
Zaraz ustanie, zaraz…
Ustało.
Powoli otarł twarz ręką.
Cholera, co oni mi zrobili?
Mrok lasu stopniowo przytępiał zmysły ludzi i choć siał strach w ich sercach, wkrótce jeden po drugim pogrążyli się we śnie. Sath nie chciał spać, bał się, że gdy zamknie na chwilę oczy, obudzi się przykuty kajdanami do zimnych cegieł lochu…
Bał się też lasu i jego szeptów.
Po drugiej stronie lasu leżało ich wybawienie, ale to co mogli tu spotkać budziło zwątpienie w to, że kiedyś dotrą do celu. Usiadł na płaskim głazie i zamyślił się spoglądając w mrok.
Znał tą historie.
Kiedyś, lat temu wiele, było tu naprawdę pięknie. Budzące radość kwiaty, drzewa wznoszące się wiele stóp nad głową, wyprostowane, dumne i zieleń. Tak, zieleń…
Przychodzono tu każdego dnia, spędzano mnóstwo czasu, odpoczywano przy śpiewie ptaków, wśród traw, pięknych fiołków i stokrotek. Później jedynym co chwytało za serce było przerażenie. Wszystko rozpoczęło się, gdy zaczęli schodzić się tam druidzi. Pomocnicy lasu, słudzy natury, obrońcy tego co człowiek niszczył, i niszczyć chciał. Wielu z nich, uważanych za odludków, zaczęło podróżować razem. Widziano ich na gościńcach, czasem w karczmach, i przydrożnych domkach gdzie spali by nad ranem kontynuować wędrówkę. Z nikim nie rozmawiali, milczeli, wspólnie podróżując do serca lasu skrywającego tajemnice, którą chcieli poznać.
Gdzie nie gdzie szeptano o jakimś wspólnym celu, o czymś co miało ich połączyć, nadać większy cel ich istnieniu.
Ale nikt się tym nie przejmował. Do czasu.
Kilka tygodni po tym, zaczęli ginąć ludzie, którzy szli tam odpocząć lub inni którzy przypadkowo zabłądzili i chcieli odnaleźć drogę skracając ją sobie przez las. Wtedy widziano ich po raz ostatni. Kiedy problem nie znikał postanowiono to sprawdzić.
Kapitan Harrven który pełnił wtedy służbę na najbliższym posterunku, wziął dziesięciu ludzi i poszedł. Gdy weszli do lasu humor dopisywał wszystkim, w końcu dostali zaległy żołd i każdy z nich myślał o tym ile dziś wypije i jaką panienkę będzie posuwał.
Na pierwszy rzut oka las wyglądał tak samo, ale coś nieprzyjemnego wisiało w powietrzu. Czuli to gdy znaleźli pierwsze zwłoki. To był zapach śmierci.
Ciało kobiety było zmasakrowane, dziwnie powykręcane.
– Kobieta średniego wieku, leży tu już co najmniej tydzień. Ciało zostało rozszarpane. Stawiałbym na wilki. – powiedział kapitan, uważnie oglądając zwłoki.
Wiatr zerwał się dopiero później. Gdy znaleźli kolejnych zabitych.
Kapitan nagle wstrzymał grupę.
– Widzicie to? – zapytał.
Lekko czerwone światło widniało przed nimi, gdzieś z daleka było słychać głosy.
Harrven był człowiekiem, którego nazywano Skałą. Nie drgnąłby nawet gdyby umierały przed nim dziesiątki dzieci. Nigdy nie okazywał współczucia, a tym bardziej strachu, ale tym razem na jego twarzy pojawiła się emocja.
– Naprzód – rzekł po chwili.
Gdy zbliżali się do światła zobaczyli postacie starców, stojących naprzeciwko siebie z wyciągniętymi rękami. Kołysali się niespokojnie, inkantując jakąś pieśń.
Strumień czerwonego pyłu wił się przy nich jak wąż.
– Akhaa, an ear, sabah tu rakna! – wykrzyczał człowiek stojący na środku.
Drzewa nie daleko od nich, poruszały gałęziami, jak by żyły.
I wtedy… las ożył, i było już za późno.
Dlaczego?
Barrt, jeden ze strażników, szedł czujnie rozglądając się na boki.
Coś chwyciło go za nogę i upadł, wbijając sobie kawałek gałęzi w rękę.
– Kurwa! – krzyknął z bólu.
Jeden z druidów odwrócił głowę w stronę intruzów, w jego oczach widniał płomień. Powiedział tylko kilka słów, a ziemia zaczęła ruszać się tak, jak gdyby chciała ich pożreć. Bartt, został chwycony przez gałąź i rozerwany na pół.
Nawet nie zdążył pomyśleć o tym, żeby krzyknąć.
Jakiś stwory podobne do szczurów, wyłoniły się zza krzaków, rzuciły się na nich. Gałąź chwyciła jednego za nogę i cisnęła daleko. Zatrzymał się na jakimś drzewie, jego ręka wygięła się w nienaturalny sposób, kość pękła i przebiła się przez mięśnie. Ostatnim co słyszał był przeraźliwy krzyk jego dowódcy.
Gdy się obudził nikogo nie było, nawet jego kolegów. Ciała w jakiś tajemniczy sposób zniknęły. Cudem dobiegł do wioski i zemdlał. Ręki oczywiście nie dało się uratować więc mu ją odcięli. Początkowo nikt nie wierzył w to co opowiadał, każdy krzyczał „Szaleniec!”.Ale gdy zaczęły znikać kolejne osoby, powoli każdy zaczynał rozumieć prawdę.Las się zmieniał. Zmieniali go druidzi.
Sath, próbował wyprzeć te historie z głowy, ale wciąż
nie dawała mu spokoju. Tym który przeżył był jego brat.
Straż była dla niego wszystkim ale nikt nie chciał przyjąć go w swoje szeregi z powrotem. Poszedł więc nad rzekę i się utopił.
Co tak naprawdę się dzieje?
Czyżby druidzi chcieli podnieść całą naturę przeciw człowiekowi?
Czy właśnie siedząc ukryci w lesie, łączą się we wspólnym wymierzenia kary tym, którzy dopuścili się okrucieństw wobec tego co kochają?
Sath, siedząc na głazie, oparł się o swój miecz i zasnął.
***
Śnił o domu do którego chciał wrócić, o ludziach którzy tam na niego czekają.
Wszedł przez bramę, wszystko było wystawione na dwór. Ogromny stół, złączony z kilku innych był przepełniony siedzącymi biesiadnikami, wszyscy śmiali się głośno pijąc wino.
Jego brat siedział przy stole, miał obie ręce, a na piersi przypięty haladak, odznakę w kształcie miecza symbolizującą przynależność do straży. Jego żona biegła do niego, we włosach miała wianek ze stokrotek.
Wygląda tak niezwykle…
Ból przeszył jego klatkę, odruchowo zamknął oczy.
Nie teraz, nie teraz…
Otworzył oczy i ogarnął go strach.
Wszyscy byli martwi, zobaczył że niektórzy jeszcze dygotali, gdy pomiędzy nimi przechodzili starcy z kapturami zakrywającymi głowę. Nie widział twarzy żadnego z nich.
– Nie wyjdziecie stąd. Nie wyjdziecie stąd. Nie wyj… – mówili jakby do siebie.
Zobaczył jak ziemia rozsuwa się pod ciałami martwych ludzi i pożera ich ciała, chciał biec ale coś mu nie pozwalało. Spojrzał w dół.
Gałęzie oplotły jego członki, szarpał się rozpaczliwie ale nic to nie dało. Patrzył jak gałąź pełznie po jego nodze niczym wąż, zbliżający się do swojej ofiary. Podniósł wzrok. Przed jego twarzą stał starzec, twarz miał oblepioną błotem, szeptał coś ledwie słyszalnie.
Sath spojrzał na jego oczy i jedynym co dostrzegł był płomień. Przyjrzał się dokładniej. W tym płomieniu palili się ludzie.A później zemdlał.
Ze snu obudziło go szelest krzaków. Odruchowo sięgnął po miecz.
– Spokojnie szefie! – krzyknął Aadem, chudy elf. – To tylko Grapen poszedł się odlać.
Przeklęty sen. Czym prędzej trzeba wydostać się z tego lasu.
Słońce wschodziło powoli na horyzoncie, kiedy cała siódemka zbierała się by wyruszyć w dalszą drogę. Ognisko już dawno wygasło i jedyne co po nim zostało to popiół i spalone gałęzie.
Krasnolud przyglądał się im ze smutkiem.
Aadem położył mu rękę na ramieniu.
– Wiem o czym myślisz. Powinniśmy mieć więcej czasu na odpoczynek…
– Czym zasłużyliśmy sobie na to? –powiedział cicho i głos załamał mu się nagle. – Czym?
– Nie długo to się skończy, przyjacielu. Obiecuje.
To pod nim rozbili obóz, rozpalili ognisko, starali się odpocząć.
Jego spadające liście przykrywały mech, gałęzie i ścieżki które prowadziły w głąb
lasu.
Czyje liście? Obozu?
Jego spadające liście przykrywały mech, gałęzie i ścieżki które prowadziły w głąb
lasu.
Słońce które zachodziło, przebijało się przez dziury tych liści, które trzymały się
jeszcze gałęzi, by w końcu zniknąć, zostawić ich w zimną jesienną noc.
Powtórzenie, brakujące przecinki. Drugie zdanie bardzo nieporadne.
łapiących resztki ognia dla siebie.
Zbędne.
On
sam stał z dala od nich.
Cała ich grupa, była na skraju wyczerpania.
Zaimki, sporo niepotrzebnych zaimków.
– Chłopcy, prześpijcie się trochę, ja będę trzymał wartę! – zawołał, patrząc
kolejno na ich zmęczone, ciągłą ucieczką, twarze.
– Damy radę, szefie. – odkrzyknęli prawie równocześnie.
Dlaczego tak dziwnie zapisujesz dialogi? Widać je. Po szefie raczej wykrzyknik, skoro odkrzyknęli.
W ogóle dziwny zapis opowiadania. Każdy niemal akapit, i nie tylko, od “enteru”. Kiepsko się to czyta. Nie potrafiłem się skupić na niczym. Dalej też nie jest dobrze.
F.S
Dzięki za wytknięcie błędów.
Postanawiam poprawę :)
Nie postanawiaj, Vodo, tylko poprawiaj, żeby innym czytało się lepiej. A już obowiązkowo zlikwiduj te wytłuszczone dialogi! :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Witam nowego użytkownika.
– Na przód. – rzekł kapitan.
Okropna literówka :(
Więcej zbędnych przecinków:
Po drugiej stronie, leżało ich wybawienie
stokrotek, i begonii.
Jeden z moich braci, potknął się.
I jeszcze wiele, wiele innych.
Naprawdę nie trzeba używać entera po każdych kilku słowach… Nie wiem, skąd u Ciebie ten pomysł, autorze. Budowa jest bardzo dziwna: najpierw narracja trzecioosobowa, potem retrospekcja, potem narracja pierwszoosobowa. O co tu w ogóle chodzi? O.o
Precz z sygnaturkami.
Czemu to wszystko wyrównane do lewej o.O pali mi oczy :D
"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM
Nie wiem, co przeczytałam. Mam wrażenie, że to zaledwie początek czegoś i dlatego trudno się zorientować o co tu chodzi. Czyta się bardzo źle, albowiem jest tu sporo wszelkich błędów, powtórzeń, literówek, zbędnych zaimków, fatalnie i niezrozumiale skonstruowanych zdań, że o zlekceważonej interpunkcji nie wspomnę. Lekturę bardzo utrudnia koszmarne wyedytowanie tekstu.
Vodo22, jeśli, tak jak podejrzewam, nie jest to skończone opowiadanie, bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na FRAGMENT.
…choć tak na prawdę w ogóle się nie znali. – …choć tak naprawdę w ogóle się nie znali.
Dwa tygodnie minęło, odkąd wydostali się z lochów Belhana. – Dwa tygodnie minęły…
Prychnął krwią i zgiął się w pół. – Prychnął krwią i zgiął się wpół.
Po drugiej stronie, leżało ich wybawienie… – Po drugiej stronie czego leżało wybawienie? Zbędny przecinek.
Kiedyś, lat temu wiele, ten las był pięknym miejscem. Budzące radość kwiaty, drzewa wznoszące się wiele stóp nad głową, wyprostowane, prężnie wznoszące się w górę, i zieleń. – Masło maślane. Czy można wznosić się w dół?
Pierwsze zdanie jest niezrozumiałe.
Powtórzenia.
A zaczęło dziać się, gdy zaczęli schodzić się tam druidzi. – Czy to celowe powtórzenia?
…zaczęły ginąć karawany kupieckie, a później ludzie […] Nikt się tym tak bardzo nie przejmował. – Nie rozumiem – giną ludzi i karawany, i nikogo to nie obchodzi?
Humor dopisywał każdemu, w końcu każdy dostał zaległy żołd. Każdy myślał… – Czy to celowe powtórzenia?
Wszystkie drzewa, cały las, wyglądały nie pozornie. – Wszystkie drzewa, cały las, wyglądały niepozornie.
Ale nie było tak samo. – Tak samo jak co/ gdzie?
Kwiaty pod naszymi stopami obumierały.Kapitan… – Brak spacji po kropce.
– Widzicie to? – powiedział. – Raczej: – Widzicie to? – zapytał.
Nie drgnął by nawet… – Nie drgnąłby nawet…
I dlatego na chwilę każdy członek został skrępowany, jakby liną… – Domyślam się, że byli tam sami mężczyźni. ;-)
– Na przód. – rzekł kapitan. – – Naprzód – rzekł kapitan.
Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Pewnie przyda się ten wątek: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550
Stali patrząc na siebie, wyciągając ręce szeroko przed siebie… – Powtórzenie.
Drzewa nie daleko od nich, poruszały gałęziami, jak by żyły. – Drzewa niedaleko od nich, poruszały gałęziami, jakby żyły.
Szedł czujnie rozglądając na przed siebie i w pewnym potknął się o korzeń. – Zdanie do remontu.
Za chwile skoczył na kolejnego człowieka. – Literówka.
Sath, próbował wyprzeć te historie z głowy, ale wciąż nie dawała mu spokoju. – Literówki.
…ten las tnie nasze ciała jak kolce… – A jak tnie się kolce?
I wszyscy razem odpowiedzieli w geście aprobaty. – Powiedzenie czegoś nie jest gestem.
Na rynku dzieci ganiały się, w około fontanny… – Na rynku dzieci ganiały się wokoło fontanny…
Uśmiechała się drwiąco, trzymają ręce z tyłu za plecami. – Literówka.
Zobaczyłem pod ich stopami moich towarzyszy. – Pod czyimi stopami?
– To przez was, zajęło dziać się to co się dzieje. – Chyba miało być: – To przez was zaczęło dziać się to, co się dzieje.
– Czym zasłużyliśmy sobie na to? –powiedział cicho, i głos załamał mu się nagle. – – Czym zasłużyliśmy sobie na to? – zapytał cicho i głos załamał mu się nagle.
– Nie wiem, na prawdę nie wiem… – – Nie wiem, naprawdę nie wiem…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Coś przeczytałem. “Coś” to dobre określenie, bo nie mam pojęcia przez tę zaserwowaną formę, jaką treść niosą niektóre zdania. Tylu “enterów” to ja czasem nie widzę w kodzie prostych programów :P
Tak więc czeka Ciebie, drogi Autorze, sporo pracy. Ale nie martw się, wielu tak zaczynało ;) Powodzenia w dalszym pisaniu :)
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
Czy to miał być biały wiersz?
Czemu błędy jeszcze nie poprawione? Naprawdę (tak, to się pisze łącznie) źle się czyta tekst w takim stanie.
No i faktycznie nie wygląda mi to na zamknięte opowiadanie.
Babska logika rządzi!
Lepiej nie mieszać i lecieć tylko 3 os. narracją?
To Ty tu jeszcze narracje mieszałeś? Nie zauważyłam.
Babska logika rządzi!
"Niebieski_kosmita" zauważył.