
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Teleport
Warszawa – Praga Północ. Autobus uciekł mi sprzed nosa. Nie namyślając się długo, pobiegłem w stronę postoju taksówek. Nadaremno, jakiś facet zabrał ostatnią.
Spojrzałem na zegarek, jak zaraz czegoś nie złapie to na pewno spóźnię się do roboty. Już w wyobraźni widziałem złośliwe uśmieszki kolegów jak szef mnie opierdala. Jeszcze raz spojrzałem na zegarek i westchnąłem. Ta chwila w końcu musiała nadejść , postanowiłem skorzystać z najnowszego cudu techniki jakim był Teleport. Dzięki teleportacji błyskawicznie przenosił do jednego z Teleportów które były rozsiane na całym świecie. Przyznam się że bałem się tego wynalazku i nadal korzystałem z tradycyjnych metod przemieszczania.
Pobiegłem szybko w kierunku najbliższego Teleportu na Pradze, ale pośpiech nic mi nie dał. Otóż przed wejściem stała całkiem nie mała kolejka z czego większość stanowili emeryci.
To stanowiło dla mnie jedną z największych tajemnic, gdzie u diabła chodzą emeryci z samego rana, blokując i zapychając przy okazji wszelkie środki komunikacji. Oczywiście ławeczka dla oczekujących była zajęta przez kilka Moherowych Babć.
– A wie sąsiadka że wczoraj Goździkową tak łeb bolał że nawet etopiryna nie pomogła.
Rad nie rad musiałem słuchać dialogów.
– A tak, tak – odpowiedziała koleżanka objuczona jakimiś ogromnymi pakunkami -mnie wczoraj tak w kościach łupało że nawet nie miałam siły swego Pimpka na spacer wyprowadzić , to wszystko Pani przez ten efekt ochłodzenia klimatu. A wie Pani jakie ładne warzywa kupiłam koło Stadionu i takie tanie że 20 kilo kupiłam i tu wskazała na swoje pakunki.
Z podziwem patrzałem na Babcie reumatyczkę i zastanawiałem się w jaki sposób tak szybko wyzdrowiała by dała radę tachać dwie ogromne torby jakichś bliżej nieokreślonych zakupów.
Ze zniecierpliwieniem bębniłem o ławkę palcami w czasie gdy jak jakiś starszy Pan o okularach grubych jak denka od butelki bałandy studiuje panel portalu. Podszedłem i spytałem czy pomóc.
– O tak – ucieszył się starszy Pan – nie mogę odczytać kodu Teleportu do Poznania w centrum. A bo wie Pan ja do wnusia się wybieram. Przeczytałem dla staruszka kod. Ten po chwili poklikał parę chwil i zniknął.
Nadeszła w końcu moja chwila. Z drżeniem serca weszłam do środka kabiny. By gdzieś się dostać wystarczyło wsadzić kartę płatniczą, wstukać kod interesującej nas lokalizacji i nacisnąć start.
Z drżeniem wybrałem Teleport na Ursynowie i wcisnąłem przycisk. Pstryk, byłem w innej kabinie. Oszołomiony łapałem powietrze i sprawdzałem czy jestem cały. Kończyny jak i głowa były na swoim miejscu. Byłem zachwycony.
– Panie, kopsnij Pan szluga – z ekstazy – wyrwał mnie zachrypły głos. Właścicielem głosu był brudny śmierdzący lump. Nie mam, nie pale – odrzekłem – i minąłem go w drzwiach. I tu stanąłem jak wryty, Ursynów od wczoraj bardzo się zmieniał, o czym świadczyło mnogość kominów jaki i szybów windowych kopalni węgla. Panie gdzie ja jestem – spytałem lumpa
– Kopsnie Pan szluga ?– usłyszałem znajome pytanie.
Za dwa złote uzyskałem wiadomość że jestem na obrzeżach Katowic. Rozeźlony weszłam ponownie do kabiny i znalazłem numer infolinii.
Tu zielona linia – wszystkie linie są obecnie zajęte, proszę poczekać na konsultanta. Po pięciu minutach zachrypły głos spytał o co chodzi. Podniesionym głosem wyjaśniłem sprawę i zażądałem darmowego teleportowania na Ursynów oraz przeprosin.
Zachrypły głos z niewzruszoną tonacją powiedział żebym zapisał sobie numer sprawy i czekał na telefon.
Po dziesięciu minutach łaskawie do mnie oddzwoniono
– Faktycznie mieliśmy problemy na siecią, przepraszamy. Proszę wbić kod stacji docelowej, zostanie Pan na nasz koszt przetransportowany, jak rozumiem mogę zamknąć sprawę.
Moje zgryźliwe tak, zakończyło rozmowę.
Wbiłem kod na Ursynów i bach, byłem znowu na Pradze. Zawyłem ze złości i dawaj łączyć się z infolinią. Oczywiście linie były zajęte. Nagle zmaterializował się przy mnie jakiś smutny Pan. Machnął mi przed oczami jakąś plakietką.
– Bileciki proszę – rzekł donośnym głosem
– Jaki bileciki – zamrugałem oczami
– O przepraszam to z przyzwyczajenia, wiele lat sprawdzałem bilety w autobusie. Proszę o Pański numer karty płatniczej.
– A po co – spytałem na razie grzecznie
– Jak to po co, muszę sprawdzić na jakiej podstawie dokonał Pan ostatniej Teleportacji.
Zacząłem mu tłumaczyć że teleportacja został dokonana na koszt sieci z powodu ich pomyłki i podałem mu nawet numer sprawy.
– To mnie nie interesuje – odrzekł – ja jestem od sprawdzania i mandatów. Numer Pana karty nie zgadza się z ostatnią Teleportacją, czyli jak dla mnie lewizna. Nakładam na Pana mandat 200 złotowy.
– Odmawiam!!! – krzyknąłem oburzony.
– W razie nie opłacenia sprawa trafi do sądu -rzekł spokojnym tonem– dziękuję
Klik, klik i zniknął.
Oburzony zacząłem ponownie dobijać się do infolinii niestety nadaremno.
Panie – jakiś tajemniczy szept odezwał się za moimi plecami . Ostrożnie się obróciłem. Przede mną stał mały osobnik w długim płaszczu. Oczka podejrzanie latały mu na boki.
– Panie, może lewa karta podróżnicza. Tanio sprzedam, ważna prze tydzień na całą Europę.
– Jak to lewa – sam zacząłem szeptać
– Za stówkę może Pan się teleportować przez tydzień po całej Europie. A może kartę cyfry albo Polsatu za pięć dych ze wszystkimi pornosami.
– E buja mnie Pan z tą kartą podróżniczą
– Zaraz udowodnię– zaszeptał – choć Pan do kabiny
Wsadził tajemniczą kartę w czytnik – no klikaj Pan gdzie chcesz. Poszukałem odpowiedni kod i go wklepałem.
Znaleźliśmy się w Paryżu gdzie akurat padał deszcz ale i tak widok wieży Eifla zrobił na mnie wrażenie.
– A nie mówiłem – zaszeptał facet. Byłem zachwycony.
– To jak bierze Pan – spytał gdy wróciliśmy na Pragę.
– Biorę – rzekłem twardo pamiętając o niesłusznym mandacie i prawem moralnym do piractwa.
Tajemniczy klient zniknął a ja z lekkim podenerwowaniem wsadziłem lewą kartę. Spojrzałem na zegarek i aż zasyczałem z przejęcia, tak byłem spóźniony.
Wklepałem ponownie Ursynów. Klik, rozejrzałem się wokoło. Tak to nie był z pewnością Ursynów ba nie była to również Europa. A pewność tą nabyłem gdy po opuszczeniu kabiny uderzył we mnie żar oraz piasek pustynny.
– One dolar, one dolar – krzyczał do mnie jakiś arab wciskając mi coś do reki. Ledwo się uchyliłem gdy wielbłąd zaczął seriami pluć w moim kierunku. Zdesperowany wskoczyłem do kabiny. Wsadziłem kartę do czytnika i zamarłem. Panel był innego typu na dodatek z napisami po arabsku. Eksperymentowałem przez chwilę ale nie udało się uruchomić ustrojstwa. Wyszedłem ponownie na żar pustynny. Na szczęście dla wielbłąda skończyła się amunicja.
One dolar, one dolar -wrzeszczał jeszcze głośniej arab.
Speak english – spytałem zdesperowany jak bym sam umiał angielski – arab uśmiechnął się ukazując ostatnie kilka zębów
– yes, five dolars.
Udaliśmy się do kabiny i po 20 minutach przecudnej rozmowy polsko angielsko arabskiej dogadaliśmy się.
Arab z uśmiechem przymierzał sobie mój zegarek ja zaś z ponurą miną ale i z wiedzą jak obsłużyć panel podałem koordynaty na Ursynów. Z niepokojem myślałem gdzie mnie przeniesie tym razem.
– Kopsnie Pan szluga ?– usłyszałem znajome pytanie. Co utwierdziło mnie ze jestem w Polsce.
Kominy w Katowicach tym razem napawały mnie radością.
Gdy radość z powrotu do kraju minęła. Z uporem maniaka wystukałem kod na Ursynów. Niestety lewa karta odmówiła posłuszeństwa. Stówka poszła się je….
Zły na siebie , na cwaniaczka z kartą i na cały świat ponownie się teleportowałem tym razem na oryginalnej karcie.
Nawet się nie zdziwiłem, Ursynów musiał być widocznie strefą zakazaną dla mnie gdyż za drzwiami portalu ponownie ujrzałem rodzinną Pragę Północ. Wyskoczyłem jak obłąkany szukając jakiejś taksówki.
I po co mi była ta teleportacja, a wystarczyło szybko przebiec 600 metrów, złapać autobus potem trochę tramwajem, później szybciutko metrem, następnie sprint kilometrowy i bym zdążył na czas do pracy.
Ech zachciało mi się nowoczesności, ale jutro i tak spróbuję tyle że wcześniej przed emerytami.
Tragedia techniczna. Interpunkcja leży, konstrukcja zdań leży, powtórzenia, dialogi zaczynane z małej litery, literówki, spacje, brak spacji, cuda na kiju...
"tuż mi sprzed nosa jakiś facet zabrał ostatnią"
Jezu...
Zgubiłam się w trakcie. Niby jakiś pomysł, ale.. No ale.
Dodając do uwag Mortycjana: zmienia się płeć bohatera. Raz jest: Spojrzałem na zegarek, a raz Z drżeniem serca weszłam. A nawet: Rozeźlony weszłam ponownie
No i to patrzałem...
O dialogach rozpoczynanych małą literą ktoś wspominał przy każdym Twoim opowiadaniu. Zgaduje, że komentarze Cie nie intersują, więc już kończe.
Musisz pojąć prostą zasadę- możesz pisać dla siebie, ale przy publikacji musisz już pomyśleć o innych... Zrezygnowałem już po przeczytaniu czwartego zdania.
O Matko! Nie jest dobrze. Pełno błędów interpunkcyjnych - jakbyś nawet nie raczył do tekstu zajrzeć po jego napisaniu.
Dialogi sztuczne i niepoprawne.
Dowcip z Goździkową jest wybitnie nieudany.
"Nadaremno, tuż mi sprzed nosa jakiś facet zabrał ostatnią." - tuż mi? Chyba lepiej zdanie brzmi w takiej formie: Nadaremno. Jakiś facet, tuż sprzed nosa zabrał mi ostatnią taxówkę.
Nie miałem, co prawda, okazji ujrzeć zdań/wypowiedzi zaczynających się od litery (z drobnymi wyjątkami)... Ale mimo wszystko... Ekhem. Właściwie to nawet trochę się pośmiałem. Szaleństwo stylu i techniki pisania, jakby przeczytał to imć Lisek, rzekłbym zapewne, iż tekst jest nowatorski i wprowadza nowe rozwiązania językowe. Ja jednak powiem tylko, że przed wrzuceniem opowiadania zaleca się jego analizę i korektę ewentualnych błędów. Ba, przy pisaniu też dobrze jest pomyśleć nad tym co tworzymy - np. jaką płeć w końcu ma ten nasz bohater/bohaterka. O ile wiem, to jeszcze nie żyjemy w Holandii, i problem z odróżnianiem płci nas nie dotyczy :-)
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
*od małej litery - Wydaje się, że sam powinienem sprawdzać co piszę czasem.
Pozdrawiam :)
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Łłojjj...
To było o tym, jak jest napisane.
No, no...
To o tym, jak mogło zostać napisane, bo pomysł broni się. Satyrka przyjemna...