- Opowiadanie: Jidda - Czasem lepiej nie wiedzieć

Czasem lepiej nie wiedzieć

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Czasem lepiej nie wiedzieć

Światła miasteczka rzucały ostre cienie na nierówną powierzchnię skał wąwozu, tworząc na nich fantastyczne kompozycje jasności i ciemności. Postać starego mężczyzny, siedzącego na płaskim kamieniu, była niemal całkowicie pogrążona w mroku. Wiatr przepływał między skałami, gwiżdżąc i zawodząc żałośnie, ale stary człowiek tego nie słyszał. Cała jego uwaga skupiona była na tym, co mógł poczuć.

Przez otwarty umysł przelewały się olbrzymie ilości myśli, odczuć. Nie jego myśli i nie jego odczuć. Staruszek był ulgą skał stygnących po upalnym dniu, swobodą wiatru, krążącego wśród kamiennych ścian, tęsknotą roślin za chłodnym ukojeniem deszczu i całą mieszanką ludzkich emocji. Wszystko to kotłowała się w jego siwej głowie, niczym ławica spłoszonych ryb. Co pewien czas jedna z nich wyrywała się nad powierzchnię myśli mężczyzny i w heroicznym skoku kąsała jego nerwy, powodując ostre zawroty głowy.

Już dawno temu staruszek nauczył się nie czuć siebie, obdzierać się z tożsamości, by żyć światem dookoła. Była to jedyna droga ucieczki od nieznośnego uczucia rozbicia i bezsensu życia na jawie. Być sobą i dla siebie mógł tylko przez te krótkie godziny snu, kiedy to do jego świadomości nie docierało nic ze świata zewnętrznego, gdy mógł się odizolować cienką zasłoną. Z tego też powodu cierpiał bardzo uświadamiając sobie, że z wiekiem spoczynku snu skrócił się niemal dwukrotnie, przedłużając przytłaczające trwanie w nieznośnej samoświadomości. A właściwie niczym nieograniczanej świadomości materii otaczającej mężczyznę.

Starzec zobaczył parę ludzi, chłopaka i dziewczynę, przemykających się cicho po moście nad wąwozem. Emanowali ekscytacją, podnieceniem i radością tłumionymi przez niepewność. Mężczyzna ostrożnie podniósł się z kamienia, pozwolił starym mięśniom powoli rozruszać się i podpierając się sękatą laską z ciemnego drewna poczłapał w górę wąwozu. Po około stu krokach stanął u podnóża schodków wykutych w skale. Były zmęczone, wytarte, roztaczały wokół siebie uczucie znużenia. Weź się w garść, Tewie, pomyślał sam do siebie. Powoli, walcząc z odczuciami kamiennych stopni zaczął się po nich wspinać. Im szedł wyżej tym bardziej napełniała go rześkość i lekkość wieczornego powietrza, a ustępowało znudzenie. Na samym szczycie znajdował się maleńki, murowany domek. Był w pełni szczęśliwy, za dnia cieszył się ciepłem promieni słonecznych i śpiewem ptaków, a wieczorem chłodem i szumem drzew. Tylko tutaj Tewie był w pełni spokojny. Uśmiechnął się do chatki i siebie.

Wewnątrz panowało przyjemne ciepło, roznosił się zapach mocnej, ziołowej herbaty. Wszystkie sprzęty tu emanowały spokojem i zadowoleniem. Starzec starał się o to bardzo, pragnąc czuć się naprawdę dobrze chociaż w jednym miejscu na całym świecie. Oczywiście świata całego nie zwiedził, nie zwiedził nawet jego niewielkiej części. Już uczucia tego sennego, greckiego miasteczka, leżącego nad spokojną, szczęśliwą zatoką były dla niego zbyt przytłaczające. Ludzie żyli tu względnie przyjemnie, ale w głowie mężczyzny zbierały się i nawarstwiały w szczególności złe uczucia i myśli. Te dobre zbyt szybko odpływały w niepamięć.

Tewie nalał sobie ciepłej, uspakajającej herbaty. Usadowił się w ciepłym, zadowolonym fotelu i wyciągnął przed siebie nogi. Pozwolił własnym myślom dryfować bez celu i mieszać się z uczuciami i emocjami kłębiącymi się w powietrzu, niczym gęsty, duszny dym kadzidła. Nawet nie spostrzegł jak obce doznania wyciekły z jego umysłu. Zasnął.

Spał niespokojnie, często rozbudzany przez gniew wiatru i burzy, szalejących na dworze. Kiedy w połowie nocy w końcu się uspokoiły, staruszek ocknął się, niemal zdziwiony brakiem wściekłości przeszywającej całe wybrzeże. Podniósł się z fotela i poczłapał do stojącego pod ścianą łóżka. Wpełzł pod służące mu za okrycie prześcieradło. Leżał długo, próbując zasnąć, jednak nie pozwalały my napięcie i wyczekiwanie ukryte w ceglanych murach chatki. Kiedy przez stare, nadgryzione zębem czasu, zmęczone zasłonki, zaczęły się do wnętrza wdzierać pierwsze promienie porannego słońca, Tewie zdecydował, że dalsze próby zaśnięcia nie mają sensu. Podniósł się z posłania i rozpoczął kolejny, pełen udręki dzień.

Gdy już uporał się ze wszystkim porannymi czynnościami, owinął się cienkim, wytartym i wiernym płaszczem, wziął spracowaną laskę i wyszedł z chatki. Owiał go chłodny, radosny wiatr, baraszkujący wśród podekscytowanych drzew, czekających niecierpliwie na pierwsze krople deszczu. Po niebie pędziły szare, ciężkie chmury, jednak nie zasłaniały słońca, wiszącego wciąż zbyt nisko nad horyzontem. Tewie uśmiechnął się do świata. Z ulgą spojrzał na obłoki, przemierzające nieboskłon zbyt wysoko, by mógł je odczuć. Wcisnął rękę do kieszeni i namacał w niej kilka metalowych, okrągłych obiektów. Skrzywił się. Monety były znudzone i niezadowolone z długiego trzymania w ciemności i ciasnocie. Trzeba je szybko wydać, pomyślał i niezgrabnie ruszył do schodków. Starał się nie zwracać uwagi na ich permanentne znużenie, jednak zanim dobrnął do ich końca przesiąkł ich uczuciami i stracił jakąkolwiek ochotę do życia. Wielkim wysiłkiem przemógł się i szedł dalej wąwozem. Idąc, pozbył się własnych myśli, otworzył umysł, pozwalając doznaniom otaczającej go materii przelewać się przez niego.

Na końcu wąwozu czekały Tewiego kolejne schody, te były raczej niezadowolone i niechętne, niż znużone. Na szczęście było to tylko kilka stopni i pokonał je szybko. Przemierzył kamienną ścieżkę, dzielącą go od miasta. Z wyraźną ulgą odetchnął, uświadamiając sobie, że większość mieszkańców nadal śpi, wypełniając myślowy eter jedynie przyjemnym ciepłem pościeli. Wyłowił kilka odczuć należących do sklepikarki, krążyły one głównie wokół kubka ciepłej kawy trzymanego w rękach i Tewiemu udało się szybko zepchnąć je w tył głowy.

Ktoś jeszcze jednak nie spał. Na spracowanym chodniku, przed staruszkiem siedziała mała dziewczynka, najwyżej sześcioletnia. Jak na Greczynkę miała nienaturalnie jasną cerę i włosy. Kiedy spostrzegła mężczyznę, uśmiechnęła się szeroko, pokazując ziejące, czarne braki w jej uzębieniu. Emanowała wręcz radością i ciekawością świata.

– Ceść – powiedziała zdecydowanie, z dziwnym akcentem, wstając i otrzepując zielone ogrodniczki, które miała na sobie. Były trochę nadąsane, za tak brutalne traktowanie, ale lubiły swoją małą właścicielkę – jestem Teli. A ty kim jesteś?

Staruszek mimowolnie się uśmiechnął, przesiąknięty uczuciami dziewczynki. Jej dziecinne, niewinne myśli były dla niego niczym zimny prysznic w upalny dzień: odświeżały i przynosiły ukojenie.

– Jestem Tewie. Co tu robisz?

– Cekam na mamę. Wcolaj wiecolem pzewlóciła się na chodniku i pzyjechał po nią taki duzy samochód ze światełkami – powiedziała, wyraźnie sepleniąc – powiedzieli mi ze nic jej nie będzie i pojechali.

Do staruszka dotarły strzępy wspomnień: wywracająca się i chwytająca za pierś, jasnoskóra kobieta, o blond włosach. (To, dlatego dziewczynka ma tak jasną karnację.) Karetka pogotowia, ta sama kobieta na noszach, reanimujący ją sanitariusze. Ich pełne przejęcia krzyki: brak akcji serca, intubujcie, już za późno, zgon 19.22… Mała najwyraźniej nie rozumiała tego, co się właśnie stało, bo cały czas pochłonięta była niecierpliwym, ale radosnym oczekiwaniem. Rześkość i odświeżenie szybko wyparowały z umysłu mężczyzny.

– Czekałaś tu całą noc? – zapytał zatroskany. Przecząco pokręciła główką.

– Spałam u takiej miłej pani ze sklepu. Powiedziała, ze dzisiaj zobacymy, co ze mną dalej zlobić -widział, a właściwie czuł, że dziewczynka nie miał pojęcia w jak trudnej jest sytuacji – a ty gdzie idzies?

Poczuł własne uczucia. Znacznie silniejsze, niż te, których doznawał przez ostatnie lata. Właściwie nie pamiętał swojego życia, sprzed wprowadzenia się do chatki w górze wąwozu. Czy jego umysł był wtedy otwarty? Czy cierpiał tak jak teraz? Nie miał pojęcia.

Tewiego wypełnił żal i obezwładniające współczucie. Opanował się jednak i spojrzał na małą, przyglądającą się mu z zaciekawieniem.

– Idę do sklepu. Powiedz mi Teli, co robiłaś tu z matką?

– Na wakacje pzyjechałyśmy – wyszczerzyła się – a co ty tu lobis?

– Mieszkam tutaj. Powinniśmy zadzwonić do twojej rodziny i powiedzieć im, że mamy chwilowo nie ma – wiedział, że powinien powiedzieć dziewczynce prawdę, ale nie potrafił się do tego zmusić, czasem po prostu lepiej nie wiedzieć.

– Nie mam innej rodziny – posmutniała natychmiast, a jej smutek rozlał się falą nieprzyjemnego zimna po ciele starce – tylko mamę, kiedyś mieskała tu moja babcia, ale umarła w zesłym roku.

Tewie nie czuł się tak źle od bardzo dawna. Nawet nieprzyjemne odczucia i myśli całego miasteczka nie dorównywały temu uczuciu przygnębienia. Jedyną pocieszającą rzeczą był fakt, że były to jego własne uczucia. Spojrzał na małą stojącą przed nim w brudnych spodenkach i potarganych, szarych warkoczykach. Był to smutny obraz, ale w Tewiem wywoływał dodatkową kaskadę dziwnych i niesprecyzowanych uczuć. A kiedy popatrzyła na niego wielkimi, brązowymi oczami, zrozumiał, że nie potrafi już zostawić jej tutaj samej.

Wyciągnął do niej rękę.

– Chodź Teli, kupimy coś do jedzenia i pójdziemy do mojej chatki na śniadanie.

Kiwnęła główką i chwyciła Tewiego, swą małą, dziecięcą dłonią. Staruszek zorientował się, że nacisk odczuć kłębiących się dookoła jakby zelżał, oddzielony woalą jego własnych.

– A opowies mi jakąś bajkę? – odezwała się, stawiając swoje małe kroczki, obok długich, powolnych należących do Tewiego.

Uśmiechnął się do dziewczynki.

– Opowiem, opowiem – westchnął i po raz pierwszy od dawna poczuł się naprawdę szczęśliwy. To ostatnie uczucie jeszcze mocnej przysłoniło otaczający ich eter myśli i doznań.

Wziął głęboki oddech, kiedy z zaskoczeniem spostrzegł, że w jego umyśle kołują teraz już tylko jego własne uczucia. Zrozumiał, że naprawdę czasem lepiej nie wiedzieć…

Koniec

Komentarze

Tytuł jest bardzo ciekawy i zachęca do lektury opowiadania. Historia jest dosyć prosta, ale ma w sobie pewien morał, wynikający z tytułu. Jakbym mógł, oceniłbym na 4

 Rozumiem, że tu bardziej chodzi o formę i emocje bijące z tekstu, niż wielowątkową historię. Ja jestem chamem bez emocji, więc pewnie dlatego nic nie poczułem, ale może inni.

 

Fajne to opowiadanie. Bardzo ciekawy pomysł z tym przejmowaniem emocji przez Tewiego. Tylko z wykonaniem gorzej, tam na początku jest sporo powtórzeń, zwłaszcza w scenie ze schodami i z kieszenią. Niektóre zdania wytrącają też z rytmu. Ja daję 4.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Literówka do edycji:
"Starzec zobaczył parę ludzie"
Opowiadanie dobrze napisane i ciekawe, chociaż pomysł do najorginalniejszych nie należy (wspomnę chociaż Ghosty z SC). Według mnie 4 z plusikiem.

Najoryginalniejszych*

Kurcze, a zakończenie czemu takie słabe i nijakie? Bo czytało się przyjemnie, a tu taka przyjkra niespodzianka na koniec...

Kurcze, a zakończenie czemu takie słabe i nijakie? Bo czytało się przyjemnie, a tu taka przyjkra niespodzianka na koniec...

Styl odrobinę przekombinowany, aczkowliek czytało sie przyjemnie dosamego końca. Może trochę za dużo tych emocjonalnie rozchwianych przedmiotów i miejsc - ten element odrobinę strywializował tekst. Może zbyt mało kosekwencji w wymowie dziecka, które raz sepleni, raz mówi wyraźnie. I może rzeczywiście zbyt prosta fabuła jak na tak bogatą formę.

Dla mnie na 5-

A dla mnie to nadal trojka. I niestety ja postawie. Az tak, zeby postaic piatke, to opowiadanie mna nie ruszylo.

Daje nadzieję, że połączenia tych wszystkich górnolotnych słówek nie były wcale takie przypadkowe, jak w jednym z ostatnio czytanych na tej stronie tekstów ;)

niezgoda.b serdecznie przeprasza za literówki w swoich komentarzach - klawiatura o układzie innym niż zwykle potrafi człowieka porządnie zmylić.

Daję piatkę. Zakończenie naprawdę chwyta za ... - jest emocjonalne.

Chociaż w życiu tak nie jest (czytając nie myślałem o tym, a to plus) - dziadkowi zaraz dziecko odbiorą i wsadzą do bidula, gdzie będą się nad nim znęcać wychowawcy i starsze, zdeprawowane już dzieciaki z patologicznych rodzin.

Nowa Fantastyka