
– Dzień dobry panu, przyszliśmy zabrać pana na operację – powiedziało równocześnie dwóch agentów Poczty, stojąc w drzwiach mojego domu.
– Jaką znowu operację? – Dobrze wiedziałem, jaką operację. W końcu to się musiało stać. Jednak nadal nie wiedziałem, dlaczego akurat dzisiaj.
– Nie wie pan? – Agenci spojrzeli po sobie. Mniejszy zajął głos. – No tak, jak mógłby pan to wiedzieć, nie ma pan przecież jeszcze mrówki. Nie ogląda pan telewizji. Tak, tak. W związku z ostatnimi, niewytłumaczalnymi atakami spazmów u obywateli w całym mieście, Poczta stwierdziła, że dla bezpieczeństwa, wszyscy nieochipowani przy urodzeniu powinni obowiązkowo mieć zainstalowaną mrówkę.
– Ale przecież tylko osoby z właśnie takimi mrówkami doznają ataków, bezpieczniejsi będziemy bez nich. – Próbowałem się bronić, ale wiedziałem że to i tak nie ma sensu i że to nie o bezpieczeństwo chodzi. – Poza tym, operacja wszczepienia u dorosłych ma wysokie ryzyko niepowodzenia, nie stosuje jej się.
– Tak, tak. Niefortunne narodzenie w samolocie, awaryjne lądowanie na pustkowiu, nie można było wszczepić mrówki od razu po narodzinach, przykro nam. Ale teraz może być pan spokojny, wynaleziono nową, bezpieczną metodę. Dzięki niej każdy może cieszyć się swoją mrówką w dowolnym wieku. Czy to dorośli, czy dzieci, teraz operacja jest bezbolesna, całkowicie bezpieczna i trwa tylko godzinę. W pełni refundowana przez Pocztę. Zamów już dziś – agent wyrecytował reklamę, która prawdopodobnie leci w telewizji co pięć minut. – Zapraszamy z nami, chip jest dla bezpieczeństwa wszystkich. Przyczyny ataków nadal są nieznane i jest szansa, że nosicielami mogą być niezachipowani. Poczta musi wyeliminować taką możliwość. Chyba nie chce być pan oskarżony o celowe wywoływanie zamachów? – Odsunął się, pokazując miejsce w prywatnej kapsule na szynach, która zawiezie mnie prosto do głównego szpitala. Zastanawiałem się, czy jeszcze kiedyś wrócę do swojego domu.
***
Kapsuła od razu wjechała na wewnętrzny tor szpitala i skierowała się do bloku operacyjnego. Wielki, płaski gmach, złożony z setek małych pudełek, spełniał zapotrzebowania całego miasta na operacje. Dojście do każdego z nich było możliwe jedyne wielkimi podajnikami, które przenosiły cały personel, chorych i towary, jeżdżąc od kratki do kratki. Nadto skomplikowany cud inżynierii pocztowej, jednakże wymagany aby zmieścić cały szpital w centrum miasta na tak małej powierzchni.
Wjechaliśmy na podajnik, który przeniósł nas razem z kawałkiem toru prosto pod tylne wejście sali operacyjnej 433. Pielęgniarki właśnie kończyły przygotowywać autochirurga do pracy, wielki pająk z tysiącem odnóży, przywiązany do sufitu, zaraz będzie dobierał mi się do mózgu. I to dosłownie. Jaka ma być ta nowa metoda? Wyglądała dokładnie tak samo, jak standardowa operacja. No cóż, może zmieszczę się w tych 83% udanych zabiegów.
Kątem oka spojrzałem na pozostałe wejścia, kapsuły na podajnikach przychodziły i odchodziły od każdego z nich. Z prawej strony ktoś nadal próbował się siłować, szybko dostał środek uspokajający. W formie tabletki podawanej dopięściowo. W lewej sali widać było, że czekali na kapsułę już bardzo długo, pielęgniarki zasnęły z przemęczenia, oparte o ścianę nad przepaścią. Gdzieś dalej dał się słyszeć krzyk i strzał agenckiego elektronowca. Pocztowcy delikatnie, acz stanowczo, powiedli mnie za bark w kierunku łóżka operacyjnego.
***
To było dzisiaj rano. W tej chwili wracam niebusem ze szpitala na stację górnego dworca, gdzie poczekam dziesięć minut na pociąg magnetyczny do domu. Jadę sto trzydzieści jeden metrów nad ziemią, w wagoniku zawieszonym na szynie, z prędkością pięćdziesięciu pięciu kilometrów na godzinę. Pode mną są slumsy, miejsce od którego powinienem się trzymać z daleka. To składowisko podejrzanych osób, niebezpiecznej technologii, mafii i wszystkich odpadów z miasta. Wyznają nawet swoją zakazaną [CENZURA] . Dziwne, nie mogłem znaleźć odpowiedniego słowa. Niebus dojedzie do stacji za dwadzieścia trzy minuty.
Wiedziałem wszystko, nie musiałem nawet spoglądać na ekran z rozkładem, aby znać kolejność stacji. Dworzec górny, fabryki jedzenia, jezioro pocztowców, centrum handlowe klasy średniej, rezerwat. Byłem wszystkim, mogłem wszystko. Dzięki ci, Poczto, za tę mrówkę. Ty, która zaczęłaś od dowożenia listów, tak się rozrosłaś, przejmując firmę za firmą, że sprawnie zarządzasz teraz całym miastem. Jedyną myślą, która nie pozwala mi być w pełni szczęśliwym, to myśl o atakach. Przecież prawdopodobieństwo dostania spazmów jest tak małe. Jest większa szansa na wygranie w loterię, kupon kupię na stacji za dychę, niż to że jakiś atak nastąpi teraz w tym szynobusie. I nie stwierdzono, jakoby było to zaraźliwe.
– Proszę się nie bać, w telewizji mówili że liczba ataków maleje. Pewnie ten program komputerowy zaczął już atakować sam siebie. – Kobieta z obcisłej spódniczce z animowanymi kwiatami uśmiechnęła się, odsłaniając nienaturalnie białe zęby. – Naukowcy Poczty ciężko pracują na szczepionkę, jestem pewna że wkrótce każdy z nas dostanie aktualizację systemu.
– A jeśli to nie wirus, tylko taki… no… niekomputerowy wirus? Taki prawdziwy wirus, jak kiedyś były, albo bakteria jakaś? – zapytałem. Czyta mi w myślach, czy to pocztowy automat właśnie podsunął jej ten pomysł, gdy zobaczył co zaprząta moją głowę?
– Przy obecnej służbie zdrowia? Proszę pana, nie żyjemy przecież w XXI wieku! Musiałoby coś uciec chyba z muzeum. – Biodra jej zafalowały, to po tych lekcjach tańca na które chodzi z chłopakiem. – Chociaż w tym śmietniku pod nami, to nigdy nie wiadomo, co się czai – dodała.
– Wystarczy tam nie chodzić i wszyscy będą bezpieczni – wyrwało mi się niespodziewanie. – Pewnie wszystkie poszkodowane osoby same sobie były winne.
To były moje myśli? Jeszcze rano bałem się wyjść z domu, bojąc się tej tajemniczej choroby, ale teraz coś mi mówi że byłem w dużym błędzie. Tysiące informacji, potwierdzających że to nic groźnego, przelatuje przez moją głowę. Kierują mną, abym stwierdził że sam doszedłem do takich wniosków. Albo też nic mną nie kieruje, wszystko jest tak, jak dawniej. To ja mam całkowitą kontrolę nad sobą.
Kupię sobie ładną nakładkę na czoło, w tej chwili goła mrówka jest brzydkim, wystającym trójkątem. Widzę, jakie inni noszą ciekawe rozwiązania, nie muszę szukać podobnych w sklepach po całym mieście, od razu wiem, gdzie sprzedają, który model. O, ten ma takiego fajnego irokeza, który świeci kolorowo w zależności od uczuć. Patrzy w okno, różowy oznacza miłość. Wraca właśnie z udanej randki w kinie, grają tydzień starych filmów w 2D.
[CENZURA] . Ostatnimi siłami spróbowałem przywołać na myśl [CENZURA] . Zarówno to, jak i [CENZURA] oraz [CENZURA] były zakazane. Same te słowa, jakby były wymazywane z głowy jeszcze przed interpretacją przez mózg. Ale przecież to nie problem, nie powinienem w ogóle zaprzątać tym sobie głowy. Tylko mieszkańcy slumsów robią [CENZURA] , jestem porządnym obywatelem, trzymam się od tego z daleka.
Słabość, czuję się słabo. Tak, to pierwszy objaw ataku, ale nie ma się czego bać. Każdemu może się zrobić słabo, tak duszno jest w tym wagoniku, 50% stężenia CO2. Ale zaraz, przy takiej ilości już bym nie żył, przypominały mi się lekcje chemii. Coś się zepsuło? Nogi odmawiają posłuszeństwa, dźwięk zanika, tracę kontakt z otoczeniem. Tracę władzę nad ciałem! Irokez zmienił swój kolor na czerwony. Ktoś wezwał pomoc. Karetka nie podleci do wagonika, jest zajęta innym atakiem! Spokojnie. Nic mi nie będzie.
Wtem wychodzi z tłumu wysoki człowiek w płaszczu. Nogi skrywa sutanna, pod szyją ma biały kołnierzyk, to musi być [CENZURA] . Patrzy na moją mrówkę, przeszywa ją na wylot, wzrok utkwiony w zewnętrznym gnieździe do podłączania. Słyszę teraz jego słowa, to stary język, łacina. Treść jest nieistotna, mrówka podpowiada że nie muszę znać tego bezużytecznego języka. Surowe spojrzenie, ręką wykonuje znak [CENZURA] , w lewej dłoni trzyma wisiorek z [CENZURA] . W prawej butelkę z wodą [CENZURA] , otwiera ją, wylewa na nas. Piecze, piecze! To kwas. Palimy się. Ciszej, ciszej! Tylko nie Ojcze Nasz, nie wypowiadaj Jego Imienia, nie przyzywaj Jej, nieee! Uciekać, trzeba uciekać. Zabije nas. Z tego śmiertelnika już nic nie będzie, odwołać atak. Gdzie uciekać? W dół, do slumsów. Tam, dwójka ma sprawne mrówki, rozdzielić legion! Ha, żegnaj ojczulku, nie uratujesz go już. Chwila, czy to pendrive z Mrówixem? Cholera, ale to nic. Ten system też wkrótce padnie.
– Wolne oprogramowanie, tworzone przez wszystkich, dla wszystkich. Napisane z miłości, waszej największej słabości. – Usłyszałem niski głos. – Postać wyciągnęła rękę w kierunku mojej głowy.
Ciemność. A potem szturchanie przez nieznajomego. Wysoka osoba w płaszczu była pochylona nade mną, uśmiechała się, jakby właśnie uratowała człowieka przed śmiercią. Mężczyzna pomógł mi wstać i utrzymać się na nogach, choroba ustąpiła natychmiast. Miałem mokrą twarz, ale nie od potu. Po co mnie oblał wodą?
– Czy dobrze się czujesz? – Jego głos pełen był nadziei. – Udało się, Bogu dzięki. Przy okazji, jestem Ojciec Tomasz, franciszkanin.
– Przepraszam, chyba trochę zasłabłem. – Ludzie wokół stali, jak zamrożeni. Nikt się nie poruszał, nie mrugał. – Czy…
– Dobrze, potem wyjaśnimy, goni nas czas. A dokładniej Poczta. – Ksiądz pociągnął rękojeść awaryjnego otwierania drzwi. – Tak na szybko. Zostałeś zaatakowany przez demona, udało mi się go przepędzić i zainstalować Mrówixa, wspinamy się na górę i uciekamy po szynie. Masz pełną kontrolę nad chipem, Poczta nie będzie wiedzieć, gdzie jesteś. Ci ludzie zostali zdalnie spauzowani, żeby nic nie widzieli i nic nie słyszeli. Oczywiście Poczta nadal wszystko przez nich widzi, możesz jej pomachać. Za kilka minut włączą ręczne sterowanie i ci wszyscy ludzie nas rozszarpią, dlatego spiesz się. Tu jest rączka, podnieś się, zaprzyj nogą tam.
– Przecież szyna jest pod napięciem! – Tak stwierdziłem wedle mojej niewspomaganej mrówką wiedzy. – Sto-ileśtam metrów w dół!
– Tylko niektóre części są niebezpieczne, masz w głowie wykradzione plany budowy niebusa, poszukaj dokładnie, póki co, rób to, co ja, i nie dotykaj niczego więcej.
Wyszliśmy ostrożnie na dach i zaczęliśmy biec po szynie do najbliższej podpory. Niebus. Szynobus. Mam. Dokładne plany linii, przekroje, schematy budowy i działanie. Pod napięciem są tylko zewnętrzne brzegi. Już nie byłem wszystkim. Byłem książką, dokładniej biblioteką. I to dość zakurzoną. Brak bezpośredniego połączenia z Internetem. Już nic mi informacji nie podsuwało, musiałem je sobie sam znaleźć.
Przęsło numer 23, będą schody na dół. Zamek szyfrowy przy wejściu to PoczLok-2122, zamknięty, ale zabezpieczenia dziurawe, jak Windows P. Znalazłem kilka exploitów i program do hackowania. Jest też instrukcja obsługi, ale to plik tekstowy, trzeba przeczytać samodzielnie.
Akurat dopadliśmy schodów, gdy pocztowy grawitowiec wysunął się zza budynku. Zbiegliśmy, prawie zeskoczyliśmy ze schodów. Zamek poszedł w kilka sekund, byliśmy w centrum slumsów. Miałem mapę, na niej zaznaczone kryjówki, dopadliśmy pierwszej z nich i zniknęliśmy w sieci starej kanalizacji. Notatka mówiła, że Poczta nie zna jej przebiegu. Jeszcze.
***
Mieszkanie Ojca było bardzo biedne, ale czyste i zadbane. Usiedliśmy pod oknem, patrząc na ostatnie pocztowe grawitowce opuszczające zawieszony w górze wagonik. Gdy ruszył, wszystko wróciło do normy, ludzie zostali odpauzowani, nikt nic nie pamiętał, nikt nie zauważył mojego zniknięcia. Z wyjątkiem mnie samego.
– …i taka właśnie jest historia – Ojciec Tomasz skończył opowiadać o atakach. – Tym razem to ani nie wirus, ani nie choroba, ani żadna broń biologiczna, ale demony nie z tego świata. Przez setki lat ludzie mieli w mózgu naturalną obronę przed tymi pomiotami, ale teraz, wraz z nadejściem mrówek, to się zmieniło. Kiedyś trzeba było interesować się voodoo, odprawiać czarne msze i wróżyć z kart, aby zaprosić szatana do siebie. Dzisiaj sam wchodzi, atakując chip przez połączenie internetowe, i dalej mózg. Nowoczesne czasy, nowoczesne opętanie.
– I może jeszcze szatan wgrywa tam swoje własne oprogramowanie? – zażartowałem. Trudno mi było uwierzyć w to wszystko.
– Nazywa się BorutOS, mamy jego obraz i inżynierią wsteczną opracowaliśmy exploity, aby przełamać go i zastąpić otwartym projektem Mrówixa. – Ksiądz skrzywił się, widząc uśmiech na mojej twarzy. – Nie wierzysz? To dzięki temu właśnie cię uratowałem, wykorzystałem lukę w systemie, który demony wysłały do twojej mrówki, i zastąpiłem naszym. Póki co, nie mogą znieść faktu że ten system jest tworzony przez różne, niepowiązane osoby. Non-profit, z miłości. Na razie jesteśmy bezpieczni.
– No dobrze. W każdym bądź razie żyję, jestem uodporniony na ataki, ale co dalej? – Doszło do mnie, że nie mogę teraz tak po prostu wrócić do domu.
Ojciec otworzył okno, smród stęchlizny, spalonych silników elektrycznych i smarów wdarł się do pomieszczenia.
– Czekamy na koniec świata – powiedział, wskazując ręką na miasto. Grupa pocztowych grawitowców ponownie gdzieś zmierzała. – Albo pomożesz mi ratować ludzi. Nie żebyś miał jakiś większy wybór, do domu nie pójdziesz, legalnie nie popracujesz, właściwie to oficjalnie umarłeś. Każdy się przyda, trzeba zdobywać informacje, ulepszać nasz system, pisać wirusy, podkładać bomby, dbać o słabszych… czasem zabijać pocztowców.
– Zabijać? Szkodzić innym? Przecież Pismo Święte wyraźnie zakazuje!
– Chciałbym być doskonały, ale zobacz na nasz świat. Albo zabijesz pocztowca, albo on zabije dziesięciu z nas. To nie jest tworzenie dobra. To jest tworzenie mniejszego zła. Ja nie… – Tomasz wziął głęboki wdech. – …umiem… tworzyć takiego dobra, jakie powinienem. Nie jesteśmy w stanie działać tak, jak nakazuje Biblia. Przykro mi. Nie mogę obiecać ci Nieba, bo mam wrażenie, że sam idę w złym kierunku. Czy zatem zgodzisz się popełniać ze mną zło przeciwko złu?
– Tylko jeśli ty pozwolisz sobie pomóc w odejściu od zła.
– Dam sobie pomóc – odpowiedział.
– Dam swoją pomoc. – Nie zastanawiałem się długo. I tym razem był to mój świadomy wybór.