- Opowiadanie: Broszan - Stary przyjaciel

Stary przyjaciel

Witajcie. To jest moje pierwsze opowiadanie. Zapraszam do oceniania.

Oceny

Stary przyjaciel

Tego dnia przybyłem do Asztor, aby podziwiać coroczne wielkie święto Cudu. Na ulicach roi się od przybyłych z najodleglejszych zakątków świata.. Od prostych chłopów zajmujących się, na co dzień, sprawami przyziemnymi po wielkich królów i władców, których jedno skinienie głowy decydowało o życiu innych. Wszyscy zawitali tu w tym samym celu, co moja skromna osoba. Bowiem dzisiaj objawi nam się kolejne z Rodzeństwa, które wręczy nam dar. Może to być urodzajny rok, gdzie wieśniacy zbierać będą plon kilka razy, może otrzymamy błogosławieństwo życia, które uwolni nas od chorób na chwalebne 12 miesięcy. Nikt z tu przybyłych nie wie, co tym razem nas czeka, jednakże w każdym z nas rodzi się wprost niewyobrażalna radość.

Przemierzając kolejno zakurzone, ciasne od tego  natłoku ludzi aleje ogromnego miasta, zmierzam do karczmy ,,Diamentowa Niewiasta”. Umówiłem się tam, ze swoim dawnym przyjacielem, towarzyszem wypraw, jak i kompanem w boju. Będąc już na ulicy Zwycięstwa zauważyłem, że od pewnego czasu śledzi mnie dwóch masywnych jegomości, co oznacza, że ptaszki Arcykapłana wyśpiewały mu moje przybycie. Nim spotkam się z moim znajomym muszę zgubić ogon. Pośpiesznym krokiem skręcam w ciemny zaułek, gdzie zyskam cenny czas na przygotowanie specjalnego specyfiku, który umożliwi mi zgubienie mi niechcianych towarzyszy. Ze swojej torby wyciągam korzeń zimy, dwa wysuszone kwiaty zmierzchowca, rośliny miażdżę na proch w moździerzu, po czym przesypuję do fiołki którą, zalewał jadem węża bengaza. To powinno ich zwalić z nóg, teraz wystarczy tylko się na nich poczekać, kucnąłem więc za beczkami z nieznaną mi zawartością. Tak jak myślałem pojawili się chwilę później. Byli ubrani długie czarne płaszcze przyozdobione symbolami religijnymi spod których wystawało stylisko topora. Zatem świątynni zatrudniają teraz berserków z Valhalli do ochrony. Całkiem rozważne posunięcie. Jednak dla takiego starego wygi jak ja, dwóch północników nie stanowi większego problemu. Flakon rzuciłem im pod nogi, gdy tylko się zbliżą. Nadeszli, jeden z nich, tylko po dotarciu do niego nozdrzy oparów zachwiał się na nogach, jednak nie upadł, drugi zdążył zasłonić twarz chustą. Cholera musiano ich ostrzec z kim mają przyjemność. Trzeba załatwić sprawę po staremu. Wyskoczyłem na nich kopiąc jedną z beczek dla lepszego wrażenia. Ze sztyletem w ręce, ciąłem tego osłabionego po udzie. Teraz wystarczy doliczyć do trzech, aż upadnie. Raz, dwa, trzy i śpi już nasza księżniczka. Został drugi, który już trzymał w ręce topór. Teraz już nie będzie tak łatwo. Odskakuje przed pierwszym ciosem z nad głowy, lecz drań jest szybki. Nawet nie wiem kiedy dostaję cios z pięści w szczękę. Zachwiało mną i zamroczyło na chwilę. Pada drugi cios z topora, tym razem z boku, który cudem unikam. Robię przewrót, w czasie, którego tnę przeciwnika po nodze. Raz, dwa, trzy leży kolejny, no i po kłopocie. Pewnie zastanawiacie się, moi drodzy, jak jedno cięcie z małego sztyleciku może powalić dwóch osiłków. Ano zawsze w razie potrzeby, nacieram jego ostrzem sokiem z Jadodrzewa. Gdy tylko ta substancja dostanie się do krwiobiegu, paraliżuje przeciwnika na długie godziny. Tak więc zostawiając leżących panów, ruszyłem dalej w kierunku spotkania z kompanem. Na rozmowę z kapłanami przyjdzie jeszcze pora.

,,Diamentowa Niewiasta” leży na brzegu Wisłicy przecinającej Asztor. Jest to najbogatsza karczma w mieście. Jej właściciel jest moim serdecznym dłużnikiem, więc w jej progach zawsze jestem mile widziany. Drzwi przybytku zostały wykonane arcymistrzowską robotą. Wyrzeźbiono na nich historię miasta, od wskazania miejsca jego założenia przez najstarszego z Rodzeństwa Arakiela, po ofiarowanie nam pierwszego Cudu przez czcigodną Holle. Naprawdę można wpaść chwilę zadumy nad tym niezwykłym wyrazem sztuki. Wchodząc do środka nie da się nie poczuć bogatości tego lokalu. Od progu uderza we mnie zapach ziół i roślin z najdalszych zakątków kontynentu. Rozpoznaje wśród nich smoczy krzew, roślinę tak rzadką, że dla podobnych mi jest spełnieniem marzeń. Tylko w tym miejscu za oświetlenie służą kamienie ogniskujące emitujące niebieską poświatę, która dodaję wnętrzu bogatości. A do tego można dodać piękne obrazy, bogate marmurowe rzeźby, klatki z tropikalnym ptactwem. Po prostu mały zalążek raju w tym obskurnym świecie. Przybiegłem do mnie radośnie właściciel, który już z daleka wykrzykiwał, że dla mnie ma specjalne miejsce. Zaprowadził na balkon, z którego rozciągała się panorama na drugie wybrzeże miasta. Rzeka w tym roku niosła ze sobą wyjątkowe duże ilości wody, co wpłynęło na transport. Po jej wodach pływały barki naładowane żywnością, ogromne statki wiozące kolejne książęta na dzisiejszą uroczystość, a także wojskowe galery pilnujące spokoju . W oddali widziałem złotą kopułę głównej świątyni. Jej blask zdawał się istną latarnią nawet w ciągu dnia. Usadowiwszy swój zadek przy stolę, zamówiłem tutejszy specjał, wino o tak unikalnym smaku i zapachu, że dla zwykłego człowieka zdaję się darem od bogów. Jego receptura jest znana tylko lokalnemu enologowi, zbił na tym niemałą fortunę. Delektując się tym zacnym trunkiem, oczekiwałem na swojego przyjaciela, który niedługo powinien przyjść.

Przyszedł odziany w purpurowe, haftowane złotą nicią szaty. Na głowie miał ubrany kapelusz wysadzany szafirami. Od blasku jego pierścieni na palcach można oślepnąć. Widać powiodło mu się na tej wyprawie do Krainy Piasku.

-Witaj Edgardzie, proszę siadaj stary przyjacielu!-wskazałem miejsce wcześniej go serdecznie wyściskując.

-Asterze, ty stary pryku. Widzę, że nadal nosisz te stare szmaty-spojrzał na mój ubiór ze szczerą przykrością-za te zlecenia powinieneś już dawno sobie kupić coś nowego!

-Większość tego co zarobię wydaję na składniki alchemiczne, których sam nie zdobędę. Resztę pieniędzy wydaję na podróże-odparłem z przekorom– A ten stary prochowiec i skórzana koszula posłużą mi jeszcze przez lata. Za to widzę, że Tobie się powodzi.

-Ano, bo widzisz, w mojej podróży do ciepłych krajów spotkałem lokalnego, zamożnego władcę. Okazał się on aż nadto skłonny do handlu, a miał czym, od przypraw nieznanym nam wcześniej po niesamowite wielkie konie, które mogą podróżować wiele mil bez wody i paszy-odpowiedział z zachwytem-Tu u nas w świecie na takie rzeczy jest popyt, dlatego moja kompania handlowa utworzyła szlak handlowy, który mi przynosi ogromne zyski.

-Napij się przyjacielu, bo mam pewną ważną sprawę do obgadania. Ale jeszcze o jedno chcesz spytać. Wiesz, że Arcykapłan zatrudnia teraz do ochrony Berserków?-spytałem

-Słyszałem, słyszałem. Sam mam dwóch takich ochroniarzy. Chłopaki jak naprawdę się wkurwią to zasiekają każdego nim ten zdąży dobyć broni. Tylko nie można im pozwolić wpaść w szał bo wtedy samemu można oberwać toporem przez łeb-odpowiedział ze śmiechem-A skąd ty o tym wiesz co? Niech zgadnę Arcykapłan Ereb już wie kto zawitał do miasta.

-Tak, widać stęsknił się za mną-powiedziałem– Może ma pewien uraz po tym jak ostatnim razem go potraktowałem.

-Do dziś bardowie śpiewają ballady, jak to stary kapłan został ośmieszony przez jednego z Alchemików. Jak ty to zrobiłeś, że zamieniłeś go w świnie?-spytał z podziwem Edgard

-Parę tajnych składników i mamy miksturę polimorfii-rzekłem z przechwałą-Nie trzeba było wydawać nakazu aresztowania na mnie

-Przecież zamieniłeś jego zapasy srebra w miedź. Sam bym się nieźle wkurwił-odparł-Powiedz mi jak mogłeś spieprzyć zadanie dla tak ważnej osobistości? Przecież on ma dobre stosunki z większością władców!

-Drogi przyjacielu, zacznę od tego, że zadania wcale nie spieprzyłem. Bowiem srebro, drogiego Ereba, trafiło do mojego prawdziwego zleceniodawcy. Miedź przyniosło kilku przekupionych strażników-wytłumaczyłem ze spokojem– A że głupi kapłan myślał, że parę składników zmieszanych, na szybko stworzy tak wybitne alchemiczne dzieło, to już nie moja wina.

-Więc wypijmy za tych mądrzejszych. Zdrowie przyjacielu!-krzyknął z radością

-Zdrowie!-odrzekłem z równym entuzjazem-Ale wracając do mojej sprawy. Pamiętasz jak pomagałem Ci z pozbyciem się twojej poprzedniej żony, która chciała rozwodu i większości twojego majątku?

-Jakbym mógł zapomnieć. Ta mikstura co wtedy stworzyłeś, na Rodzeństwo, nie widziałem, że ktoś tak szybko zszedł po wypiciu zatrutego wina. Nie zdążyła przełknąć, a już nie żyła-odpowiedział bez najmniejszego wyrazu smutku

-Ano tak, i jak się okazało jest ojczulek, a twój były teść dowiedział się, że to ja pozbawiłem życia jego jedyne dziecko, ukochaną córeczkę. A że był to człowiek dość bogaty, nasłał na mnie cały pieprzony oddział najemników-kontynuowałem patrząc w oczy przyjacielowi– Oczywiście poradziłem sobie przy pomocy paru wybuchowych zasadzek ale sam fakt, że ktoś mu podkablował przyprawia mnie o wymioty

-Może to ten zielarz od którego kupowałeś składniki? Przecież on się zna na tym, wiedział do czego one służą-odpowiedział z wyraźnym zmieszaniem-Jak tylko wrócę do domu wyśle paru moich chłopaków aby go zasiekali

-Nie, drogi Edgarze, już sam wypytałem tego człowieka, to nie on. To ty podkablowałeś mnie swojemu teściowi, że to ja zabiłem twoją ukochaną żoneczkę. W ten sposób zyskałeś sojusznika w interesach-rzekłem z gniewem w oczach-I teraz wiesz jak to się potoczy? W twoim kielichu umieściłem pył konwalii makowej. Zostały Ci może dwie, trzy minuty życia. Tylko ja mam odtrutkę ale dostaniesz ją pod jednym warunkiem.

-Ty ludzka gnido!-podniósł się na nogi ale zaraz usiadł, widać trucizna zaczęła już działać

-Po pierwsze, poproszę tysiąc złotych denarów od ręki, a jak przy sobie nie masz to twoje pierścienie też mogą być-spojrzałem na jego siniejącą już twarz-Po drugie chce słowo, że nie wyślesz za mną swoich ludzi. I po trzecie po dzisiejszym dniu już więcej się nie spotkamy.

-Przysięgam-rzucił na stół sakwę z pieniędzmi-Tylko daj mi już ten cholerny flakonik!

Położyłem miksturę na stolę, po czym zacząłem wychodzić. Kątem oka widzę jeszcze jak łapczywie połyka specyfik. Stary głupiec, nie wie, że to tylko oddali jego śmierć o dzień może, dwa. Bo musicie wiedzieć, moi drodzy, że ze mną się nie zaczyna, a już tym bardziej mnie się nie okłamuję. Załatwiwszy wszystkie sprawy, no może poza spotkaniem z Arcykapłanem, mam już za sobą. Teraz czas ujrzeć najważniejsze wydarzenie dla nas wszystkich Cud. 

Koniec

Komentarze

Mam wrażenie, że jest to bardziej fragment niż samodzielne opowiadanie. Niezbyt mnie zaciekawiło. Jest to pierwsze Twoje opowiadanie, Autorze, więc nie zrażaj się. Musisz jeszcze popracować nad warsztatem, ponieważ robisz zbyt dużo karygodnych błędów. 

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Ponieważ Stary przyjaciel nie jest skończonym opowiadaniem, bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na FRAGMENT.

Broszanie, to jest chyba Twoje trzecie opowiadanie, o którym piszesz, że jest pierwsze. Ile jeszcze będzie takich pierwszych opowiadań? ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mam wrażenie, że początek już kiedyś czytałam.

Mnie się wydaje, że historia jest zamknięta – bohater spotkał się ze znajomym, wyrównał rachunki. Tylko niepotrzebnie wspominasz o tym święcie, to stwarza złudzenie fragmentaryczności.

BTW, czy ktoś Ci wyjaśniał, że lepiej pisać zamknięte opowiadania, bo fragmenty nie cieszą się dużym wzięciem?

Czeka Cię jeszcze sporo pracy nad warsztatem. Zdania często chropawe, dużo literówek, interpunkcja leży i pokwikuje. Myślniki oddzielamy spacjami od reszty zdania – o tak. Obustronnie.

które uwolni nas od chorób na chwalebne 12 miesięcy.

Liczby w beletrystyce raczej piszemy słownie.

po czym przesypuję do fiołki którą, zalewał jadem węża bengaza.

Dwie literówki i jeden przesunięty przecinek.

Flakon rzuciłem im pod nogi, gdy tylko się zbliżą.

To już rzucił, czy dopiero rzuci, kiedy się zbliżą?

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka