- Opowiadanie: Rivijczyk98 - Tunele

Tunele

Świat wciąż ma się dobrze, mimo kilku dodatkowych wojen światowych, nowych chorób cywilizacyjnych i zmianie armosfery ziemskiej. To jednak tylko tło, dla tego, co można spotkać schodząc niżej.
        Pierwsza moja przygoda z pisaniną i próba stworzenia świata pod wzglądem istnienia mechanizmu tuneli, trochę innego od tych, z którymi już się spotkałem. W sumie całość wyszła od samego pomysłu przejścia dla pieszych... a reszta napisała się już sama.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Tunele

Budzę się po raz trzeci w tym tygodniu, gdy budzik dzwoni już dobrych kilkanaście minut. Błyskawicznie wstaję z łóżka, przebieram się we wczorajsze ciuchy i łapię suchą bułkę do zjedzenia po drodze. To nie moja wina – spanie jest zbyt przyjemne, a ulubiony serial ma premierę późno w nocy. Z tego powodu, w ten piękny środowy poranek, muszę biec starannie przebierając zdrową i mechaniczną nogą z jednakową częstotliwością.

 Na końcu ulicy przez wadermitową barierę zauważam jadącego Collosa – pochodną starych pojazdów przewożących ludzi. Nie zastanawiam się dłużej, tylko przyspieszam i biegnę do pierwszego wolnego tunelu. Ledwo wpadam na hydrauliczny mechanizm, a ten, łagodnie (ale wystarczająco szybko), sprowadza mnie pod poziom ulicy. Znajduję się w wąskim, dobrze oświetlonym przejściu podziemnym, pokonuję je w niecałe dwie-trzy sekundy i kolejny mechanizm, obliczając na szybko mój poziom spóźnienia (średni czas przejścia minus mój czas pokonania tunelu), z maksymalną możliwą prędkością wyrzuca mnie na powierzchnię. Jeszcze zanim kończy swoją pracę, wybiegam z niego, ledwo nie potykając się o próg, i doganiam pojazd na przystanku. W ostatniej chwili naciskam przycisk i mechanizm, chcąc nie chcąc, musi jeszcze raz otworzyć drzwi.

Silniki jak zwykle przyjemnie mruczą, rekompensując brak miejsc siedzących na pierwszym piętrze. Idę wyżej, ale mijam drugie piętro, nawet nie patrzę czy są wolne miejsca. Kieruję się na ostatnie – trzecie piętro, gdzie widzę, tak jak każdego dnia, artystów i turystów patrzących przez oszklone okna. Z reguły jest to najspokojniejsze miejsce w całym pojeździe. Siadam na wolnym miejscu i wykorzystuję, przy okazji podróży, ostatnią dawkę morfiny ze zbiornika umieszczonego w mechanicznej nodze. Lekkie ukłucie i narkotyk spokojnie płynie w moich żyłach. Powoli chyba zaczynam się od tego uzależniać.

 Z nudów przyglądam się reklamom na powieszonych przy suficie telewizorkach, jedząc suchą bułkę. Jak co dzień widzę maski przeciwsmogowe kreowane na te sprzed ostatnich pięciu wojen światowych (jednocześnie spełniających wszystkie wymogi Nowej Pangei), kolejny środek na panującą wszędzie niedowagę (chociaż nikt na głód nie może narzekać) lub na nowo odkryte gatunki drzewek, które można kupić za jedyne trzy tysiące syriuszów. Już mam się zbierać do wyjścia, gdy kątem oka widzę reklamę “Zejdź do podziemi” – Tuneli spod ulic oraz tych najdłuższych, łączących dwa ostatnie istniejące megamiasta i podmiejskie farmy. Schodzę z platformy, służącej jako przystanek, i kieruję się do swojego biura.

Przypomina mi się, że w przeszłości zajmowałem się, przez dłuższy czas, inżynierią tuneli. Było to ciekawe zajęcie, w którym znalazłem swoje przeznaczenie i chciałem to robić do końca życia. Wszyscy przestrzegali przepisów BHP i nic nie zapowiadało, że może się stać coś złego. Do czasu, gdy poprzez złe wyliczenie planów przekopu natrafiliśmy na źródło sprężonego powietrza, które, uderzając pod odpowiednim kątem w metalową belkę, wytrąciło ją z rusztowania. Spadła tak niefortunnie szybko i dokładnie, że jednym uderzeniem odcięła mi nogę w kolanie. Mimo błyskawicznej reakcji współpracowników nie udało się jej uratować. Miałem możliwość oddać ją do celów badawczych lub wrzucić do półmetrowego słoika z formaliną i postawić z dala od dzieci. Do dziś mam ją w salonie jako całoroczną ozdobę na święta duchów.

Po tamtym zdarzeniu moi pracodawcy byli na tyle wyrozumiali, że przenieśli mnie za biurko, gdzie jestem do dziś. Staram się jak najwięcej radości czerpać z drobnych rzeczy. Dzięki temu jeżdżę rano górnym pokładem i wypatruję promieni słońca. Czasem rozmawiam nawet z innymi ludźmi przywiązanymi do biurka, co nie za często mi wychodzi. Nie jestem pewien czy, gdybym mógł chcę zmieniać swoje życie. Mimo wszystko lubię ten spokój.

Idę chodnikiem spokojny, że na pewno się nie spóźnię. Zaczynam z nudów myśleć o prostych rzeczach. Chodniki, nawet te w centrum są oddzielone barierami od ulicy, żeby żadne zanieczyszczenia nie przedostawały się na zewnątrz. Dzięki nim i Tunelom wypadki drogowe z udziałem pieszych spadły do zera. Tunele są jednym z najbezpieczniejszych miejsc, bo jednocześnie może przebywać tam tylko jedna osoba lub matka z dziećmi. Systemy zabezpieczające pilnują, aby nikt więcej nie wszedł, dopóki osoba wewnątrz nie znajdzie się po drugiej stronie. Zjeżdża się na hydraulicznej platformie, nie zużywając energii, lecz tworząc ją na swój ponowny wjazd. Nie lubię ich, ponieważ od dołu nie widać świata, a same w sobie są dosyć wąskie.

Przechodzę przez ostatni Tunel stojący na drodze do biura i mam zamiar wejść do oszklonego budynku. Miałem, bo właśnie w momencie gdy wychodzę ktoś potrąca mnie i muszę się przytrzymać bramki, żeby nie upaść. Chłopak przebiega parę kolejnych metrów i zatrzymuje się. Czeka chwilę, odwraca się, robi ukłon i sprayem pisze na barierze parę szlaczków. Zauważa to jeden ze stróżów prawa i od razu zaczyna go gonić. Chłopak jak gdyby nigdy nic macha ręką w moją stronę i wskakuje na deskę, którą trzymał wcześniej w dłoni. Widzę tylko jak odjeżdża, szurając jedną dłonią o barierę. Zerkam kątem oka co napisał i idę w kierunku biura, uznając, że to już więcej nie moja bajka. “W dół” – tylko tyle zdążył napisać. Przechodzę przez oszklone drzwi budynku i zapominam o wszystkim.

 Klikam elektroniczną kartą, logując swoją obecność w systemie, i idę do windy. Wjeżdżam na trzysta pięćdziesiąte ósme piętro oglądając w międzyczasie reklamy firmy. W biurze siadam przy swoim biurku i rozkładam na nim, to co najbardziej mi pomaga w pracy. Główna rzecz, którą się zajmuję to patrzenie w ekran i sprawdzanie stanu technicznego przejść podziemnych. Praca nudna jak flaki z olejem, prawie nigdy nic się nie dzieje. Udaję jednak, że czymś się zajmuję i patrzę w ekran, przyglądam się kamerom.

Po kilkunastu minutach łapię się na myśleniu o napisie z chodnika. W trakcie lunchu specjalnie schodzę na dół, zobaczyć czy wciąż tam jest. Jest, ale aktualnie ścierany przez służbę porządkową. Nie wiem, czego się spodziewałem po zwykłym wandalizmie. Idę do swojej ulubionej restauracji na szybki lunch i, zanim skończy się przerwa, wracam do pracy. Godzę się z faktem istnienia fanatycznych sekt i zapominam o niej. Pod Tunelami nic nie ma, przecież sam po części to sprawdzałem, nie ma jakiejkolwiek możliwości zejścia niżej.

Siedzę i patrzę w ekran szukając czegokolwiek, czym mógłbym się zająć. Kątem oka widzę w swoich kamerach chłopaka machającego w stronę wizjera. Pokazuje palcem na dół, podpiera się o ścianę i znika. Serce bije mi coraz mocniej i staję się nerwowy. Zaczynam patrzeć w sufit, uspokajam oddech. Staram się myśleć logicznie i włączam powtórkę z tej jednej kamery na całym ekranie. Chłopak ewidentnie tam był i zrobił to samo, co widziałem wcześniej. Oglądam całą sytuację kilkanaście razy, również w zwolnionym tempie i klatka po klatce. Odpuszczam dopiero gdy przekonuję się, że zmieniam klatki do przodu i do tyłu i między jedną, a drugą jest różnica istnienia człowieka. Muszę to przed sobą przyznać – zniknął.

-Wyślijcie kogoś do Tunelu pięćset osiemdziesiąt. Podejrzenie niesprawności technicznej kamery.– mówię do służbowej słuchawki i po chwili odpowiada mi kobiecy głos. Strasznie nie lubię tego formalnego tonu.

 -Nie mamy nikogo wolnego aktualnie, wyślemy tam kogoś tak szybko jak to możliwe.

 -Dziękuję sam pójdę. Jako były robotnik w tunelach mam umiejętności i prawo do naprawy niesprawnego sprzętu.– Po głowie krążą mi myśli, o tym co tak naprawdę się tam wydarzyło. Czuję, że powinienem to sprawdzić, bo nie mogła to być jedynie kwestia przypadku.

 -Jak pan uważa. Przyjęłam zgłoszenie, proszę o informację po dokonaniu przeglądu.

 

 Miejsce usterki oddalone było o parę kilometrów od biura, ale nie mam ochoty korzystać z Collosa, wolę się przejść. W dłoni trzymam walizkę z najpotrzebniejszymi rzeczami, a mapa jest dobrze schowana w głowie. Nie muszę nawet przechodzić tunelami, aby dostać się na wyznaczone miejsce. Droga biegnie wciąż prosto, bez żadnych zakrętów i przecznic. Przyjemnie idzie się po takich drogach, w świecie wolnym od głośnego ruchu ulicznego, z lekkim szumem rozmów i odgłosami kroków. Nie zobaczyłbym jednak nigdy drugiej strony bariery, dopóki nie przeszedłbym dołem.

W tej części miasta za budynkami i barierą nie ma zbyt dużo miejsca na słońce i przyjemne widoki. Latarnie pracują praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę, doświetlając ulice. Jeżeli chce się trochę go uchwycić trzeba wyjechać poza centrum lub stanąć idealnie w południe w odpowiednim miejscu. Nawet ja w swoim biurze w chmurach nie mam go zbyt wiele i zbyt często. Druga warstwa wodoru stworzona nad warstwą ozonową, może, tak jak podają naukowcy, wydłuża nasze życia o kolejne sto– sto pięćdziesiąt lat, ale utrudnia nam kontakt ze słońcem.

W miejscu gdzie znajduje się tunel do sprawdzenia, budynki są już dużo mniejsze i gdzieniegdzie widzę minimalne przebłyski słońca. Nie mogę się jednak zatrzymywać i szybko zamykam przejście żółtą taśmą i elektronicznie je blokuję. W tunelu jest tylko jedna kamera. Sprawdzam dokładnie każdy kabelek i soczewkę, ale niczego podejrzanego nie widzę, wszystko działa bez zarzutu. Muszę odbezpieczyć jak najszybciej przejście, coś kusi mnie jednak, aby stanąć dokładnie w tym samym miejscu co tamten chłopak i powtórzyć jego pozy. Przesuwam lekko dłonią po ścianie i czuję delikatne mrowienie. Zanim się orientuję nie jestem już w tym samym tunelu, a gdzieś obok. Jest ciemno, próbuję poruszyć się, ale nie mogę nawet drgnąć. Spędzam tam pięć, dziesięć, może czterdzieści minut uwięziony sam ze swoim umysłem zanim budzę się z letargu i widzę światełko w oddali. Nie jest zbyt jasne i nie daje jeszcze poczucia istnienia czegokolwiek. Klatka, w której jestem uwięziony rozszczelnia się i spadam w nicość.

 

***

 

 Budzę się w starym drewnianym domku z antycznym wystrojem. Czuję się dziwnie nieswojo. Wychodzę z niego i widzę krainę jak z bajki z mnóstwem roślinności, o której nawet najbogatsi ludzi mogą jedynie pomarzyć. Kręci mi się w głowie od nadmiaru tlenu, zieleni i światła. Ludzi jest raczej niewielu, noszą podniszczone ubrania, ale wyglądają schludnie. Kręcę się po okolicy szukając punktu zaczepienia.

Zwykle w takich momentach coś, czego szukasz, szybciej znajduje ciebie i tak jest tym razem. Chłopak z tuneli niespodziewanie chwyta mnie za ramię i bez przywitania zaczyna opowiadać o świecie “na dole”. Mówi o tym, że żyją tu od kilkunastu lat, ale wszystko, co widzę, istnieje być może od kilku wieków. Rośliny są tu praktycznie od zawsze i nikt się nie zastanawia skąd się wzięły. Na powierzchni wszystko co tu mają warte jest więcej niż ma najbogatszy człowiek w mieście. Opowiada mi przez ponad godzinę o utopijnym życiu w tym świecie, gdzie wszyscy pracują na swoje szczęście, każdy dzieli się z każdym wszystkim co ma.

Słuchając go rozglądam się i widzę wielu uśmiechniętych ludzi na polach. Uprawiają rośliny, które widzę po raz pierwszy w życiu. Niektórzy chodzą, nic nie robiąc tylko podziwiając naturę. Niektórych, zaglądając zaciekawiony do niektórych domków, widzę śpiących lub odpoczywających na prowizorycznych łóżkach. Jeszcze inni jedzą dziwne potrawy. Chłopak opowiada mi o braku małżeństw, więc każdy może spać gdzie chce i z kim chce. Zadziwia mnie prostota i brak technologii, znanej mi z powierzchni. Nikt nie używa tu niczego co powstało po pierwszych wojnach światowych.

 -Jeżeli chcesz zostać na parę dni i zobaczyć życie od środka, proszę bardzo, chętnie cię ugościmy. Oczywiście będziesz musiał się do nas dostosować.

 -Jasne.– odpowiadam. Chętnie zobaczę jak ludzie tu żyją. Przy okazji zniknąłem przecież z realnego świata, więc mam możliwość odpoczynku przez parę dni na łonie natury, wśród zieleni. – Zobaczę jak tu jest.

 -Opuszczę cię teraz, ktoś na pewno da ci coś do roboty jeżeli poprosisz.– Dziwnie się czuję z taką wskazówką. Chłopak już poszedł zająć się swoimi sprawami, a ja się zastanawiam jak ma na imię. Rozglądam się, idąc jedną z dróg w kierunku centrum. Obcy pewnie bardzo szybko muszą się tu gubić, wszystko wygląda identycznie i trudno znaleźć jakiś punkt odniesienia. Ja rozróżniam kierunki świata, patrząc na dwie jaskinie – jedną, z której wyszedłem, a drugą – naprzeciwko, wydrążoną w czerwonej skale. Stanowią one dla mnie północ i południe. Światło tysięcy żarówek oświetla krainę dostatecznie, żeby było widać wszystko i dostarczać odpowiednie warunki roślinom, ale w pierwszym domku, do którego wchodzę, panuje przyjemny półmrok. Na początku, zanim oczy nie przyzwyczają się do ciemności nie widzę nic szczególnego. Najpierw pokazują się niewyraźne kształty prowizorycznych mebli i sylwetki– widzę dwie osoby w intymnej pozycji. Oni jednak nic nie robią sobie z mojej obecności, kontynuując to co zaczęli. Zauważam, że kobieta zerka na mnie z pożądaniem, czuje się speszony i od razu wychodzę przez koralikowe sznurki zasłaniające wyjście.

Kieruję się na wschód. Spotykam tam kilka osób pochylonych nad roślinami. Wyrywają niektóre i rzucają na stos. Jeden z mężczyzn wstaje i bierze połowę góry liści i korzeni.

 -Pomożesz?– Ostatnie zdanie jest skierowane do mnie. Od razu biorę się za drugą połowę i niesiemy razem chwasty na południe. Mogę się teraz dobrze przyjrzeć jaskini z czerwoną ścianą. Otwór jest niezbyt szeroki, półkolisty i kończy się nieprzeniknioną ciemnością. Kładziemy na wysypisko to co przynieśliśmy. Dziwnym wydaje mi się wyrzucanie tego, co “na górze” uznałbym za unikalne i drogie. Tu jednak nie ma takiej wartości. Odpuszczam rozmyślania o tym i skupiam się na grocie.

-Co tam jest? – Pokazuję na jaskinię. Osadnik jednak wzrusza ramionami i ignoruje moje pytanie. Idę chwilę za nim, a on w końcu odzywa się niepewnie.

-Arden, zobaczysz go jutro. – Po czym zmienia temat. –  Co stało ci się w nogę? Dziwnie chodzisz.

Ciągle jeszcze nie do końca dobrze sobie radzę z wolniejszym chodzeniem. Podciągam nogawkę, a on kiwa tylko ze zrozumieniem i nic więcej nie mówi. Idę chwilę obok niego, ale szybko nudzi mi się droga powrotna i skręcam w pierwszą lepszą uliczkę. Mijam grupki ludzi rozmawiających ze sobą. Słucham chwilę jednym uchem, specjalnie idąc dużo wolniej, ale niczego nie rozumiem. Mówią o przeżyciach wysysania, lekkich umysłach, błogostanie i chęci do życia we wspólnocie. Mógłbym zapytać o to źródło szczęścia, coś jednak podpowiadało mi, że jeszcze nie muszę tego wiedzieć.

Staram się wtopić w tłum. Idę spokojnie, rozglądając się dookoła czy nikt nie potrzebuje pomocy. Zauważam wielu ludzi, którzy są zajęci własnymi sprawami, a w ich oczach widzę pewność tego co robią. Tylko jedna dziewczyna, mniej więcej w moim wieku, idzie za mną nieśmiało. Dopiero kilkadziesiąt kroków później czuję jej rękę, chwytającą moją dłoń. Idziemy chwilkę jak para, nie odzywam się trochę zszokowany jej zachowaniem. Być może jest to jedna z ich tradycji i, nie chcąc nikogo obrazić, nie odtrącam ręki, czekam tylko na kolejny jej ruch.

 -Możemy wejść do jednego z domków?– pyta magicznie uroczym głosem. Czuję promieniującą z niej aurę niewinności i nie odmawiam, ciekaw tego co zdarzy się później. Wchodzimy do zaciemnionego pomieszczenia, podobnego do wszystkich innych domków. Siada na dużym łóżku i zdejmuje z siebie bluzkę i spodnie. Nie posuwa się jednak dalej. W półmroku wygląda zmysłowo, ale zmęczenie (które czuję dopiero teraz) wygrywa z pożądaniem.

-Jesteś głodny? Mam dwie bułki, wzięłam ze spiżarni.– Kiwam głową z aprobatą. Nie jadłem już od dobrych kilku, jeżeli nie kilkunastu godzin, więc dopiero gdy wyciąga pachnące bułki z ziołami, czuję jak bardzo jestem głodny. Kończę pierwszy i jeszcze parę minut patrzę jak, ona dojada swoją. Przez panujący półmrok i zmęczenie nie potrafię wstrzymać ziewnięcia, co nie umyka jej uwadze. Zmieszany wstaję i zdejmuję buty. Stawiam je przed domkiem sygnalizując, że jest zajęty.

 -Chcesz się ze mną przespać? – Ta propozycja zwaliłaby mnie z nóg gdybym stał. Na szczęście jestem zbyt zmęczony żeby, oponować i godzę się na wszystko skinieniem głowy.– Ale nie tak jak myślisz-mówi w swojej obronie.– Po prostu iść spać, lubię czuć bliskość innych osób, a niewielu zostało, z którymi mogłabym przebywać spokojna, że ja dostanę to co chcę. Życie tu jest przyjemne, utopijne, nawet pomimo Ardena. Ludzie posiadają jeszcze tą pierwotną cząstkę, w której romantyzm nie ma prawa bytu. Tu i teraz są inne priorytety…

-Jesteś dzisiejszy?– dodaje po chwili. Po raz kolejny kiwam głową. Leżymy jak stare dobre małżeństwo na niewielkim łożu w jednoizbowym domku pośród tysiąca innych identycznych. Ktoś przechodzi obok i zagląda do środka. – Widzę, byłeś trochę zagubiony. Jutro będzie lepiej… Jeżeli oczywiście będziesz chciał zostać. Jeśli się martwisz że tu nie pasujesz, to zmienisz zdanie, gdy Go poznasz. Wszyscy zmieniają. Miło mi się tak z tobą leży, dawno już czegoś takiego nie robiłam.

-Masz tam na górze żonę? -Zaprzeczam.– To dobrze bo bym się z tym źle czuła. Czasem się zastanawiam, czy pod nami też coś jest, jakieś inne tunele. Mogłyby być, przecież ty też do dzisiaj nie wiedziałeś, że pod twoim światem, pod twoimi Tunelami coś istnieje. To tak jak z człowiekiem, prawda? Mamy powierzchnię, myśli, świadomość, podświadomość i drugą podświadomość, o której istnieniu pojęcia nawet nie mamy. Starzy ludzie sprzed wojen, powiedzieliby tak o bogach. Jest religia, którą widzimy na powierzchni, są bóstwa, które kierują ziemią oraz ci eteryczni, często nie wiemy nawet o ich istnieniu, a są bóstwami bóstw. Myślisz… albo nieważne. Śpimy?– To chyba jest pytanie retoryczne, bo moje oczy od dawna są zamknięte i tylko chwila dzieli mnie od przejścia w stan snu.

 

Budzę się wypoczęty, ale nie potrafię określić, która może być godzina. Całą dobę “słońce” świeci tu tak samo, a domki przystosowane są do spokojnego wypoczynku. Dziewczyna już się obudziła i leży twarzą do mnie. Trochę mnie to onieśmiela, więc odwracam wzrok. Dziewczyna po chwili wstaje, ubiera się i rzuca krótkie…

-Dziękuję.

… po czym wychodzi z domku. Po chwili czuję się bardzo samotny. Ubieram się więc i wychodzę. Nie widzę zbyt wiele osób. Większość jest na polach lub śpi w domkach. Wiem to, bo podchwycili mój pomysł i wystawili buty przed domki. Zdziwiłem się, jak cywilizacje, nawet takie jak ta, potrzebują postępu. Za kilkaset lat, jeżeli przetrwają i tak po ich wyglądzie współczesnym nie zostanie nawet najmniejszy ślad. Jesteśmy krwią, która (cokolwiek by się nie działo) musi płynąć żeby tunele mogły żyć.

 Nagle słyszę za sobą bojowe wycie, jakie wydają z siebie niektóre stwory tuż przed szarżą. Ciarki przechodzą mi po całym ciele, na karku wyczuwam zimny pot. Obracam się dookoła siebie, szukając źródła dźwięku. Pierwszą reakcją, gdy go widzę, jest chęć natychmiastowej ucieczki. Pierwotna siła wydostaje się z jego cielska i otacza całą jaskinię. Chowam się do najbliższego domu, tak jak inni, nie zważając na to, że w środku jest już para ludzi zajętych sobą. Nie obchodzi mnie ich zachowanie, skupiam się na, jak mi się wydaje – Ardenie.

Porusza się na sześciu ogromnych łapach, ma potężne ciało pokryte tysiącem mieniących się szkiełek. Gdyby nie fragmenty futra wystające od czasu do czasu między nimi, mógłbym powiedzieć, że cały jest ze szkła. Ciągnął się za nim jedynie długi, puszysty ogon. Arden jednym skokiem pokonuje dzielącą nas odległość. Wypuszcza z nozdrzy błękitno-czerwony dym i moje ciało samo wychodzi na zewnątrz i idzie wraz z nim.

 Z trudem otwieram oczy, widzę wnętrze groty i Ardena, który leży przede mną, czekając, aż się obudzę. Wstaję i dotykam jego szklanej skóry. Jest ostra, ranię sobie rękę, z której zaczyna lecieć krew. Cofam ją i przyciskam otwarte miejsce, aby zahamować utratę krwi. Arden porusza nozdrzami, wyczuwając krew. Muszę się cofnąć, aby przypadkiem nie zostać stratowanym i przez nieuwagę potykam się o coś leżącego na podłodze. Upadam na plecy, a monstrum wykorzystuje sytuację – naciera na mnie i łapą przygniata moją klatkę piersiową, tak że nie mogę się poruszyć. Jest silny, ale łagodny. Z jego nosa wylatuje krwista mgła. Próbuję się przed nią bronić, miotając się na wszystkie strony i wstrzymując oddech. Obłok wyszukuje jednak zranioną dłoń i czuję się jakby w odwróconym filmie – rana goi się w przyspieszonym tempie. Nie przestaję się jednak wyrywać z nadzieją, że uda mi się jakimś sposobem uciec. Sztuczną nogą zapieram się o jedną z jego łap i odpycham się od niej, po czym udaje mi się spod niego wyturlać, wstać i zacząć biec w stronę, gdzie (jak mi się wydaje) powinno znajdować się wyjście. Nie robię jednak paru kroków i czuję, jak znowu padam na ziemię. Jeszcze przed chwilą łagodna kończyna Ardena, ląduje na mojej zdrowej nodze i łamie mi ją wpół. Ból jest paradoksalnie tak silny, że go nie czuję.

Przelatuje mi po głowie wspomnienie o momencie, gdy traciłem pierwszą nogę i widzę moje przyszłe życie. Jeżeli się stąd wydostanę niewątpliwie będę musiał chodzić o dwóch sztucznych nogach. Mocnym pchnięciem łapy przewraca mnie na plecy i szczerzy zęby w najpierw złowrogim, a chwilę później przyjaznym uśmiechu. Zaczyna mi się przyglądać. Z jego nosa na zmianę wylatują różnokolorowe obłoki dymu. Jeden zajmuje się moją złamaną nogą, drugi – przyszpila mnie do ziemi, trzeci uspokaja mnie, a czwarty pokazuje obrazy, których nigdy wcześniej nie widziałem. Są to dziwne stwory, nie z tego świata, tańczące wokół ogniska. Upadają do niego, tworząc coś na kształt odwróconej litery Y wpisanej w okrąg. Nic złego im się jednak nie dzieje, zamieniają się w kwiaty, a ogień znika, zostawiając po sobie tylko wiatr.

Arden odchodzi i odsłaniania zasłonę znajdującą się na końcu jaskini. W następnym pomieszczeniu na szpitalnym, kamiennym łóżku leży człowiek w łachmanach. Odór rozkładającego się ciała momentalnie wypełnia pomieszczenie – ręka tego człowieka gnije wraz z całą lewą połową ciała. Istota (nie jestem pewien czy nadal można  ją nazwać człowiekiem) już się nie rzuca, chociaż widać, że wcześniej nie szczędziła sobie na to sił. Cała ściana umazana jest zaschniętą krwią i nadal ciepłą, rozprzestrzeniającą się po pokoju, czarną substancją. Arden podchodzi do niej i dmucha mocniej niż kiedykolwiek widziałem. Z całego ciała monstrum zaczyna wydobywać się dym, mgła o barwie fantastycznej i niemożliwej do wyobrażenia. Jest połączeniem jednocześnie wszystkich kolorów istniejących na świecie i ma się wrażenie, że żaden z kolorów nie może stworzyć czegoś podobnego. Mgła unosi istotę ponad ziemię i otula ją swoją mocą. Eteryczność przenika przez jego pory. Z mgły unosi się krzyk i można mieć wrażenie, że krzyczy cały wszechświat, a wraz z nim również pradawni bogowie i bogowie ich bogów. Jest to jednak tak nierealne, że można zamknąć to w cichym przekleństwie, które wydobywa się z ust przechodnia potykającego się w tunelu kilkaset metrów nade mną o wystającą płytkę podłogową.

Przenika mnie przejmujący smutek, nieszczęście tysiąca istnień ludzkich. Chcę umrzeć i nie narodzić się ponownie. Chwilę później znika mgła i ten sam człowiek siedzi spokojnie na kamiennej płycie przełamanej na pół. Rusza lewą ręką i przeciąga się jakby nigdy nic mu się nie stało. Znikła również narośl z jego boku i ze ściany za nim. W powietrzu latają drobinki światła i kurzu. Zaczynam odczuwać spokój i zagubienie przez te nagłe zmiany świata.

Nagle jak grom z jasnego nieba błyskawice okalają pacjenta i wysysają z niego całą energię. Martwe ciało pada na ziemię i zamienia się w tysiące motyli. Są one podobne jednak bardziej do wysłanników gorszej części zaświatów. Ogarnia mnie zobojętnienie i motyle tylko przelatują obok, trzepocząc skrzydełkami.

Arden podchodzi bliżej i staje na tylnych łapach. Czuję, jak podnosi moje ciało siłą umysłu i stawia na nogi. Na początku przygotowuję się na niesamowicie przykry ból i upadek, ale utrzymuję się na nogach. Spoglądam w dół i rzeczywiście– złamana noga wygląda na zdrową. Robię parę kroków dla testu. Coś mi jednak w niej nie odpowiada, bo nie dam rady chodzić ze sztuczną nogą tak jak dawniej. Przechodzą przez nią impulsy, których od bardzo dawna nie czułem. Jednak gdy spoglądam ponownie, wciąż jest tam ten sam mechanizm, tak samo połączony metalowymi rurkami, które ciągle pompują i sprawdzają moją krew. Ale czuję, jakbym połączył się z maszyną i czuł, co ona czuje. Wydaje mi się to bardzo niedorzeczne.

Chcę spojrzeć na Ardena, ale gdy podnoszę wzrok widzę zamiast niego chmurę, na której siedzi, na podobieństwo mnichów, stwór ze szkła. Nie odbija światła, ale zachowuje się jakby był światłem. W rozłożonych dłoniach trzyma wszechświat i jeden malutki domek. Rozumiem, że teraz muszę ostatecznie wybrać: zostać czy odejść. Wyciągam ku niemu dłoń i czuję jak przez moje ciało przepływa energia. Mój umysł nie ogarnia tego co robi ciało i na chwilę przed podjęciem decyzji umysł odpływa w nicość.

 

***

 

 Budzę się w półmroku. W pierwszej chwili wydaje mi się, że jestem w tunelu. Otwieram szerzej oczy i przyzwyczajam się do mroku. Mój umysł próbuje połączyć wszystkie informacje i po pewnym czasie rozumiem, że zostałem. Wstaję z łóżka i momentalnie przypominam sobie cały wczorajszy dzień. Przez mechaniczną nogę przepływa impuls, który budzi wszystkie moje zmysły. Z każdym krokiem moją sztuczną nogę odczuwam coraz bardziej, aż w końcu mam wrażenie, że drgają mi w niej mięśnie.

Siadam na łóżku szukając butów. Odnajduję je wzrokiem przy wejściu. Są ciężkie, masywne i zupełnie nie pasują do tego krajobrazu, ale cieszę się na ich widok. Zostaję u wylotu tunelu donikąd i próbuję oswoić się z tą myślą. Pochylam głowę patrząc na posadzkę i już po chwili słyszę czyjeś kroki. W powietrzu rozbrzmiewa głos… Ten głos co ostatnio.

 

 -Masz ochotę na bagietkę? Wzięłam z magazynu.

 

Koniec

Komentarze

Rivijczyku, pokazałeś dwa światy –  jeden z tunelami i drugi, położony pod pierwszym. Istnienie pierwszego przyjmuję do wiadomości, wydaje mi się w miarę oczywisty, natomiast nie bardzo wiem, o co chodzi w drugim, a już zupełnie zgłupiałam kiedy objawił się Arden.

Miałeś pomysł, ale bardzo mu zaszkodziło nie najlepsze wykonanie.  Bardzo źle czyta się zwarte bloki tekstu, w dodatku niemal pozbawione akapitów, za to wypełnione myślami stanowiącymi jeden tak długi ciąg, że często trudno zorientować się, o co właściwie chodzi. Do znaczących utrudnień dodam jeszcze źle zapisane dialogi i pozostawiającą wiele do życzenia interpunkcję. Musze też wspomnieć o nie zawsze poprawnie skonstruowanych zdaniach.

Mam nadzieję, że lektura Twoich przyszłych opowiadań dostarczy mi więcej satysfakcji.

 

i me­cha­nizm, chcąc-nie chcąc, musi… – …i me­cha­nizm, chcąc nie chcąc, musi

 

Sia­dam na wol­nym miej­scu i ko­rzy­stam wol­nej chwi­li, wy­ko­rzy­stu­jąc… – Powtórzenia.

 

nar­ko­tyk spo­koj­nie pły­nie po moich ży­łach. – A nie w żyłach?

 

Scho­dzę na dół i kie­ru­ję się do swo­je­go biura… – Masło maślane. Czy można schodzić na górę?

 

które, ude­rza­jąc pod od­po­wied­nim kątem w me­ta­lo­wą belkę, wy­trą­ci­ła ją z rusz­to­wa­nia. – Literówka.

 

Młody chło­pak prze­bie­ga parę ko­lej­nych me­trów… – Masło maślane. Chłopak jest młody z definicji.

 

Wjeż­dżam na trzy­sta pięć­dzie­sią­te ósme pię­tro oglą­da­jąc w mię­dzy­cza­sie re­kla­my firmy. Do­jeż­dżam na swoje pię­tro… – Powtórzenia.

 

Nie wiem, czego się spo­dzie­wa­łem po zwy­kłym wan­da­liź­mie.…zwy­kłym wan­da­liz­mie.

 

Serce za­czy­na mi moc­niej bić i staję się ner­wo­wy. Za­czy­nam pa­trzeć w sufit… – Powtórzenie.

 

-Wy­ślij­cie kogoś do Tu­ne­lu 580. Po­dej­rze­nie nie­spraw­no­ści tech­nicz­nej ka­me­ry.– mówię do… – Wy­ślij­cie kogoś do Tu­ne­lu pięćset osiemdziesiąt. Po­dej­rze­nie nie­spraw­no­ści tech­nicz­nej ka­me­ry – mówię do

Liczebniki zapisujemy słownie. Podobny błąd pojawia się jeszcze w dalszej części opowiadania.

Źle zapisujesz dialogi. Może przyda się ten wątek: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

-Jak Pan uważa. Jak pan uważa.

Formy grzecznościowe piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Droga bie­gnie wciąż do przo­du, bez żad­nych za­krę­tów i prze­cznic. – Raczej: Droga bie­gnie wciąż prosto, bez żad­nych za­krę­tów i prze­cznic.

 

ubra­ni są w znisz­czo­ne ubra­nia… – Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …noszą znisz­czo­ne ubra­nia

 

Chło­pak z tu­ne­li nie­spo­dzie­wa­nie chwy­ta mnie z ramię… – Literówka.

 

chęt­nie Cię ugo­ści­my. – …chęt­nie cię ugo­ści­my.

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

wszyst­ko wy­glą­da iden­tycz­nie i cięż­ko zna­leźć jakiś punkt od­nie­sie­nia. – …i trudno zna­leźć…

 

ale zmę­cze­nie (które czuję do­pie­ro teraz) wy­gry­wa nad po­żą­da­niem. – Można wygrać z czymś, ale nie można wygrać nad czymś.

 

czuję jak brzuch mi się za­ci­ska. – W jaki sposób zaciska się brzuch?

 

 Nagle sły­szę za sobą bo­jo­we wycie… – Co to jest bojowe wycie?

 

Arden jed­nym sko­kiem po­ko­nu­je pół ja­ski­ni od swo­jej groty do miej­sca gdzie się ukry­wam. – Co to znaczy po­ko­nać pół ja­ski­ni od swo­jej groty do jakiegoś miejsca?

 

Wsta­ję i do­ty­kam jego szkla­nej skóry. Jest ostra w do­ty­ku… – Powtórzenie.

 

drugi – przy­szpi­la mnie do pod­ło­gi… – Podłoga w jaskini?

 

Ogar­nia mnie zo­bo­jęt­nie­nie i mo­ty­le tylko prze­la­tu­ją obok mnie, trze­po­cząc skrzy­deł­ka­mi. Arden pod­cho­dzi do mnie i staje na tyl­nych ła­pach. Czuję, jak pod­no­si mnie siłą umy­słu i sta­wia na nogi. Na po­cząt­ku przy­go­to­wu­ję się na nie­sa­mo­wi­cie przy­kry ból i upa­dek, ale moje nogi mnie utrzy­mu­ją. – Nadmiar zaimków.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorko, dziękuję za tak rzetelne pokazanie mi błędów. Zaraz zabieram się do edycji tekstu . 

Ciężko mi jednak napisać o co dokładnie chodzi w drugim świecie. Gdybym musiał – wytłumaczyłbym, ale oddzielne komentarze do opowiadania nie mają, tak mi się wydaje, sensu. Może uda mi się napisać inaczej pewne wątki, tak, aby w przyszłości było to łatwiejsze do zrozumienia (ale nie wiem, czy nie poczkekam z tym dwa-trzy tygodnie, aby kolejna wersja “ochłonęła”). Nad interpunkcją i językiem będę pracował i znając mnie (eh…), czeka mnie duuuużo pracy /: Mam nadzieję, że większą satysfakcję sprawię Ci, jeżeli następne opowiadanie, będzie lepsze dzięki Twoim wskazówkom.  

Bardzo się cieszę, Rivijczyku, że uznałeś uwagi za przydatne. ;D

A skoro masz zamiar poddać opowiadanie zabiegom, dzięki którym Tunele staną się jaśniejsze i bardziej zrozumiałe, pomocny może okazać się ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17

Powodzenia! ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Dzięki Anet ;) Cieszę się, że komuś się spodobało ^^

Definitywnie jest pomysł – choć tematyka dwóch równoległych światów wydaje się ograna, to jednak udało Ci się pokazać coś ciekawego. Dużo gorzej z wykonaniem. Tekst trochę siermiężny, błędy utrudniają czytanie. Ale od czegoś trzeba zacząć. Powodzenia! :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Hmmm. Jest jakiś pomysł. Ale drugi świat wydaje mi się niewiarygodnie wspaniały. No, ta utopia jest zbyt piękna, żeby mogła być prawdziwa. Nawet w bajkach mają jakieś problemy, czarowników i złe królowe, a tu powszechna szczęśliwość. Tym trudniejsza do łyknięcia, że nijak jej nie wyjaśniasz. Ot, istnieje sobie drugi, tajemniczy świat, raj wręcz. Gdybyś chociaż zasugerował, że do raju nie wchodzi się za życia… No, przydałaby się szczypta czegoś o innym smaku w tej beczce miodu. IMO.

Z tego powodu, w ten piękny środowy poranek, muszę biec starannie przebierając zdrową i mechaniczną nogą z jednakową częstotliwością.

Słów kilka o przecinkach: zawsze w zdaniach złożonych z imiesłowem. W tym przypadku gdzieś w okolicach “starannie” – zależy, czy starannie biegł, czy przebierał.

Ludzie posiadają jeszcze tą pierwotną cząstkę,

Tę cząstkę.

Babska logika rządzi!

NoWhereMan – dzięki za znalezienie i docenienie, chociaż trochę, tej “ciekawej” części kreacji świata. Mam świadomość, że wykonanie leży, ale po to właśnie zaczynam pisać ;)

Finkla – z drugim światem, głównie z istotą, która nim kieruję, mogłem zrobić trochę inaczej… Chciałem wprowadzić ten element strachu i władzy, ale wydaje mi się, że za mało o tym napisałem ;-; Może nie najgorszym pomysłem jest dopowiedzenie niektórych spraw… <myśli> 

Jest element strachu, ale to głównie strach przed nieznanym, a on szybko minie.

Babska logika rządzi!

A Arden, który ma teoretycznie świat w zasięgu ręki? Za słabo to jest opisane, prawda? eh ;-; W sumie racja, niezbyt pokazuje tą swoją “władzę”… Przydałby się wątek (demolki) kiedy pokaże coś więcej. Motyw zniszczenia utopii dla jeszcze większego celu. Powoli zaczynam zrażać się wykonania tekstu :P Potrzebuję… czegoś dalej… tylko… czy jest tego sens?

Prawda – władza Ardena jest słabo zaznaczona, bardziej się koncentrujesz na uzdrawianiu.

Babska logika rządzi!

Rywijczyku, powiedzmy, że ten tekst to taka wprawka, ja czekam na kolejny :)

Nowa Fantastyka