- Opowiadanie: rogas - Wybudzenie

Wybudzenie

Moje dru­gie opo­wia­da­nie, które umiesz­czam na por­ta­lu. Je­stem cie­kaw czy wy­pad­nie le­piej od po­przed­nie­go.

Akcja roz­gry­wa się w przy­szło­ści, w jed­nym po­miesz­cze­niu, wy­peł­nio­nym ko­mo­ra­mi do krio­hi­ber­na­cji. Głów­ni bo­ha­te­ro­wie to tech­nik – czło­wiek “wy­bu­dza­ny” do usu­wa­nia uste­rek, oraz sztucz­na in­te­li­gen­cja, która za­rzą­dza całym pro­ce­sem.

Uwaga – za­wie­ra kilka de­li­kat­nych wul­ga­ry­zmów.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Wybudzenie

Budzę się. Ko­pu­ła bio­ko­mo­ry jest wciąż za­mknię­ta. Przez umiesz­czo­ny w niej, częściowo oszro­nio­ny wi­zjer, widzę pro­wa­dzą­cy na wprost wąski ko­ry­tarz, a przy­naj­mniej tę jego część, która nie jest po­grą­żo­na w mroku. Nie wszyst­kie lampy są włą­czo­ne. Ste­ru­je nimi BERT i za­wsze za­pa­la tylko te, które są naj­bli­żej mnie. Tak jest oszczęd­niej. Zresz­tą, nawet gdyby włą­czył wszyst­kie świa­tła, nie sądzę, żeby udało mi się do­strzec ko­niec ko­ry­ta­rza. Nie pa­mię­tam nawet, czy kie­dy­kol­wiek do niego do­sze­dłem.

W bio­ko­mo­rze jest cia­sno. Ob­ra­cam głowę, by spoj­rzeć na panel po swo­jej lewej stro­nie. Pali się na nim zie­lo­na lamp­ka. Przy­kła­dam do niego dłoń i już po chwi­li ko­pu­ła sar­ko­fa­gu za­czy­na się otwie­rać z sy­kiem. Ude­rza mnie smród stę­chłe­go po­wie­trza. Muszę od­kaszl­nąć kilka razy. Po­trwa chwi­lę, zanim przy­wyk­nę. Do mo­je­go im­plan­tu wzro­ko­we­go na­pły­wa­ją in­for­ma­cje:

BIO­EN­GI­NE­ERING & RO­BO­TIC TECH­NO­LO­GY

Tech­nik John Fin­ley, Nr 208392

Sta­tus: ak­tyw­ny

Ro­ta­cja: 194

– Witaj, Bert – mówię w pustą prze­strzeń. Przy­kła­dam dłoń do po­licz­ka. Wy­da­je mi się, że czuję na nim wil­goć… Dziw­ne.

– Witaj, John. – Mój im­plant słu­cho­wy od­bie­ra od­po­wiedź od cen­tral­ne­go kom­pu­te­ra. BERT ma męski, spo­koj­ny głos. Za­wsze ko­ja­rzył mi się z ojcem, cier­pli­wie tłu­ma­czą­cym coś ma­łe­mu dziec­ku.

Wy­cho­dzę z bio­ko­mo­ry. Pierw­sze kroki po dłu­gim śnie są za­wsze nie­pew­ne i trud­ne. Ciało musi przy­po­mnieć sobie pod­sta­wo­we ruchy, mię­śnie znowu po­czuć im­pul­sy. Cho­ciaż wiem, że BERT wy­bu­dzał mnie już od kilku go­dzin, wciąż czuję do­tkli­we­ zimno po hi­ber­na­cji.

– Jaki mamy sta­tus? – pytam, sta­wia­jąc ostroż­nie stopy.

– Awa­ria bio­ko­mo­ry numer sto osiem­dzie­siąt pięć, John. – BERT wy­świe­tla mi w im­plan­cie mapę, a na niej lo­ka­li­za­cję sar­ko­fa­gu z uster­ką.

Biorę głę­bo­ki wdech i ru­szam przed sie­bie, dzię­ku­jąc Bogu, że jest tylko jedna awa­ria. Idę po­wo­li, mi­ja­jąc usta­wio­ne po obu stro­nach ko­ry­ta­rza ko­mo­ry. Są ich ty­sią­ce. Na każ­dej, którą mijam, świe­ci się zie­lo­na lamp­ka. Ozna­cza, że funk­cje ży­cio­we uśpio­ne­go są pra­wi­dło­we, a pa­ra­me­try bio­ko­mo­ry nie prze­kra­cza­ją do­pusz­czal­nych norm. Przez częściowo oszro­nio­ne wi­zje­ry widzę umiesz­czo­nych we wnę­trzach ludzi – męż­czyzn, ko­bie­ty, a nawet dzie­ci.

W miarę jak idę do przo­du, BERT gasi za mną ko­lej­ne lampy i włą­cza te przede mną. Zbli­żam się do pierw­sze­go sar­ko­fa­gu, na któ­rym do­strze­gam czer­wo­ną lamp­kę. Jego ko­pu­ły nie po­kry­wa szron jak u po­zo­sta­łych. Bio­ko­mo­ra jest od dawna nie­czyn­na. Przez pro­sto­kąt­ny wi­zjer spo­glą­dam w puste wnę­trze. Do im­plan­tu w lewym oku na­pły­wa­ją in­for­ma­cje:

Anett Wat­son, Nr 0097. Sta­tus: Nie­ak­tyw­na

Ad­no­ta­cja tech­ni­ka: Wy­ciek chło­dzi­wa. Ro­ta­cja 23.

Czy­tam dalej, za­głę­bia­jąc się w szcze­gó­ły. Tech­ni­ko­wi udało się na­pra­wić ko­mo­rę i za­trzy­mać wy­ciek, ale było już za późno. Przez nie­do­bór płynu chło­dzą­ce­go or­ga­ny uśpio­nej ule­gły uszko­dze­niu. BERT osza­co­wał, że Anett miała 13% szans na prze­ży­cie i tylko 7% na wy­bu­dze­nie ze śpiącz­ki. Sar­ko­fag zo­stał odłą­czo­ny, a ciało za­bra­ne do dal­sze­go prze­two­rze­nia. Dal­sze prze­two­rze­nie. Co to w ogóle, do cho­le­ry, ozna­cza?

– John? Czemu się za­trzy­ma­łeś? – Sły­szę głos BERT-a.

– To nic ta­kie­go – mówię cicho.

– Mamy ogra­ni­czo­ny czas, John.

– Tak, tak. Wiem prze­cież – od­po­wia­dam ma­rud­nie, zo­sta­wia­jąc za sobą ko­mo­rę Anett Wat­son.

Wstu­ku­ję kilka ko­mend w panel kom­pu­te­ra, który jest na trwa­łe zin­te­gro­wa­ny z moim przed­ra­mie­niem. W lewym oku po­now­nie wy­świe­tlo­na zo­sta­je mapa z ozna­czo­nym miej­scem uster­ki. Ru­szam dalej, zo­ba­czyć kto tym razem miał pecha. Krop­ka ozna­cza­ją­ca moją lo­ka­li­za­cję zbli­ża się coraz bar­dziej do czer­wo­ne­go punk­tu – celu mojej pod­ró­ży.

Nagle sły­szę jakiś dźwięk. Za­mie­ram w bez­ru­chu.

Pierw­szy raz od nie pa­mię­tam jak dawna, sły­szę coś poza gło­sem swoim lub BERT-a…

Znowu ten huk, po któ­rym aż drgną­łem.

– Co to jest, do cho­le­ry? – pytam gło­śno.

– Nie wiem, o czym mó­wisz, John – od­po­wia­da BERT.

No tak, BERT może ko­mu­ni­ko­wać się tylko z ak­tyw­nym tech­ni­kiem, nie od­bie­ra in­nych sygnałów audio. Po co zresz­tą miał­by mieć takie sen­so­ry? Tu prze­cież nie po­win­no być żad­nych in­nych od­gło­sów.

Znowu to sły­szę.

We­dług mapy je­stem już bli­sko. Za­czy­nam iść po­wo­li. Co jakiś czas po­wra­ca ten dziw­ny dźwięk. Wy­da­je mi się, że jego źró­dło jest coraz bli­żej. Gdy przede mną za­pa­la się ko­lej­ne świa­tło, do­strze­gam po pra­wej sar­ko­fag z czer­wo­ną lamp­ką.

– Zbli­żasz się, John. Bio­ko­mo­ra numer sto osiem­dzie­siąt pięć po­win­na być już w za­się­gu two­je­go wzro­ku.

Znowu głu­chy od­głos.

– Tak. Widzę ją, Bert. – Mój głos jest nie­pew­ny. Czuję pot na skro­niach. Uświa­da­miam sobie, że to strach. Czuję strach. Nie pa­mię­tam, kiedy ostat­nio się bałem. Wła­ści­wie, to nie pa­mię­tam chyba nic sprzed tego miej­sca…

Pod­cho­dzę bli­żej. Wi­zjer sar­ko­fa­gu jest po­kry­ty z ze­wnątrz kro­pel­ka­mi wody. Nagle ude­rza w niego ludz­ka dłoń, a po ko­ry­ta­rzu roz­cho­dzi się głu­chy od­głos. Od­ska­ku­ję wy­stra­szo­ny. Czło­wiek… Dobry Boże, ktoś się obu­dził!

– Bert? – mówię nie­pew­nie, nie wie­dząc do końca jak za­re­ago­wać.

– Tak, John?

Szyb­ko wer­tu­ję w pa­mię­ci in­struk­cje. Czy pro­to­kół prze­wi­du­je takie sy­tu­acje? Nie pa­mię­tam ni­cze­go ta­kie­go. Co mam robić, w przy­pad­ku wy­bu­dze­nia? Pust­ka.

– Daj mi chwi­lę, Bert. – Pod­cho­dzę bli­żej.

W sar­ko­fa­gu widzę ko­bie­tę. Nie śpi, cho­ciaż ma za­mknię­te oczy. Unosi po­wo­li dłoń i ude­rza nią znowu w ko­pu­łę.

– Pro­szę pani? – pytam nie­pew­nie.

Nie sły­szy mnie, ko­mo­ra ma grubą po­kry­wę.

– John? Zdia­gno­zo­wa­łeś przy­czy­nę uster­ki? – pyta BERT.

– Jesz­cze nie, daj mi chwi­lę – od­po­wia­dam w prze­strzeń. – Pro­szę pani! – krzy­czę, pu­ka­jąc mocno w wi­zjer.

Otwo­rzy­ła sze­ro­ko oczy, jakby nie­do­wie­rzając. Przy­war­ła gwał­tow­nie do szyby.

– Dzię­ki Bogu! – krzyk­nę­ła. – Wy­cią­gnij mnie, bła­gam!

– Pro­szę się uspo­ko­ić, zaraz pani po­mo­gę! – od­po­wia­dam, wy­ko­nu­jąc uspo­ka­ja­ją­ce gesty. Jak mam jej pomóc? Jak otwo­rzyć sar­ko­fag? Pro­to­kół nic na ten temat nie mówi.

– Bert?

– Tak, John? – sły­szę po­przez im­plant.

Ko­bie­ta wpa­tru­je się we mnie, z jej oczu ciek­ną łzy. W lewym oku wy­świe­tla­ją mi się in­for­ma­cje:

Sa­man­ta John­son, Nr 0185. Sta­tus: Awa­ria

Ad­no­ta­cja tech­ni­ka: …

– Je­stem przy sar­ko­fa­gu sto osiem­dzie­siąt pięć, Sa­man­ta John­son nie śpi, po­wta­rzam, nie śpi. Jest wy­bu­dzo­na. Jakie mam pod­jąć czyn­no­ści?

Cisza.

– Bert?

– Tak, John?

– Jakie mam pod­jąć kroki? Jak ją uwol­nić? Jak otwo­rzyć sar­ko­fag?

– Bio­ko­mo­ry nie można otwo­rzyć, John – od­po­wia­da BERT swoim spo­koj­nym gło­sem.

– Co ty ro­bisz, do cho­le­ry!? – krzy­czy uwię­zio­na ko­bie­ta. – Pomóż mi! Wy­cią­gnij mnie stąd! – Ude­rza dłoń­mi o szybę.

Widzę, że jest zmę­czo­na, bra­ku­je jej sił. Musi nie spać już od ja­kie­goś czasu. Po­karm do­star­cza­ny do­żyl­nie wy­star­cza na pod­trzy­ma­nie życia w uśpio­nym or­ga­ni­zmie, ale wy­bu­dzo­na osoba po­trze­bu­je go znacz­nie wię­cej.

– Co ty mó­wisz, Bert? Jak mam otwo­rzyć ten cho­ler­ny sar­ko­fag?!

– Bio­ko­mo­ry nie można otwo­rzyć, John – od­po­wia­da BERT tym samym, spo­koj­nym gło­sem. – Czy sta­tus Sa­man­ty John­son stał się nie­ak­tyw­ny?

– Nie, do cho­le­ry! Sa­man­ta John­son jest ak­tyw­na! Ro­zu­miesz? Ona nie śpi! – krzy­czę.

Nigdy nie otwie­ra­łem ko­mo­ry, nie wiem jak to zro­bić. Wszyst­kich na­praw i ser­wi­su do­ko­nu­je się z ze­wnątrz.

– Otwórz ten prze­klę­ty sar­ko­fag, Bert!

Cisza. Muszę spró­bo­wać ina­czej.

– Bert, uru­chom pro­ce­du­rę wy­bu­dze­nia. Sa­man­ta John­son, bio­ko­mo­ra numer sto osiem­dzie­siąt pięć.

– Nie mogę tego zro­bić, John.

– Jak to nie mo­żesz tego zro­bić? – pytam sfru­stro­wa­ny.

– Nie mogę tego zro­bić, John. – Kom­pu­ter po­wta­rza jak za­cię­ta płyta.

Po raz pierw­szy kon­takt z nim wy­da­je mi się iry­tu­ją­cy. BERT, odkąd pa­mię­tam, był moim je­dy­nym to­wa­rzy­szem, jeśli można to tak na­zwać. Je­dy­ną „isto­tą”, z którą mo­głem się ko­mu­ni­ko­wać. Bez niego – był­bym tu zu­peł­nie sam, oto­czo­ny ty­sią­ca­mi po­grą­żo­nych we śnie ludzi. Je­stem pra­wie pe­wien, że bez niego bym zwa­rio­wał. A teraz, po raz pierw­szy, czuję się za­gu­bio­ny, a BERT do­pro­wa­dza mnie do szału.

Myśl, czło­wie­ku! Sar­ko­fag musi dać się otwo­rzyć z ze­wnątrz. Musi być jakiś spo­sób. – Ner­wo­we myśli za­czę­ły prze­wi­jać się w mojej gło­wie.

– Pro­szę się cof­nąć! – krzy­czę do Sa­man­ty. Kiw­nę­ła do mnie w od­po­wie­dzi i opar­ła się o tylny panel ko­mo­ry. Otwie­ram bocz­ny pul­pit i przy po­mo­cy kom­pu­te­ra łączę się z sys­te­mem sar­ko­fa­gu. Im­plant w lewym oku wy­świe­tla listę ko­mend:

1. Sta­tus

2. Dia­gno­sty­ka

3. Po­wrót

Stu­kam w kla­wi­sze i wy­bie­ram dia­gno­sty­kę. Po chwi­li otrzy­mu­ję od­po­wiedź:

Ko­mo­ra 0185 – awa­ria głów­ne­go prze­kaź­ni­ka.

Cofam się i wy­bie­ram sta­tus. Sys­tem zwra­ca mi od­po­wie­dzi:

1. Ustaw nie­ak­tyw­ny

2. Po­wrót

Tylko tyle. Nie ma opcji otwo­rze­nia sar­ko­fa­gu. Nie ma pro­ce­du­ry wy­bu­dze­nia.

– Bert, panel bio­ko­mo­ry nie za­wie­ra ko­men­dy umoż­li­wia­ją­cej otwo­rze­nie ko­pu­ły.

– Zga­dza się, John. Takie są wzglę­dy bez­pie­czeń­stwa.

– Nie ma też pro­ce­du­ry wy­bu­dze­nia.

– Nie ma ta­kiej pro­ce­du­ry, John.

– Jak to nie ma ta­kiej pro­ce­du­ry? Co ty chrza­nisz Bert? – pytam zde­ner­wo­wa­ny.

– Ta jed­nost­ka nie ma moż­li­wo­ści dłu­go­trwa­łe­go pod­trzy­my­wa­nia ak­tyw­ne­go życia, John. Wszy­scy muszą po­zo­stać uśpie­ni.

– Ale prze­cież musi być jakiś spo­sób na otwo­rze­nie komór? Prze­cież to się musi kie­dyś skoń­czyć!

– Co musi się skoń­czyć, John?

– To! – krzy­czę, wska­zu­jąc rę­ko­ma wszyst­ko do­oko­ła. – To wszyst­ko musi się kie­dyś skoń­czyć, Bert! Ci lu­dzie muszą się kie­dyś obu­dzić!

Cisza.

Przy­wo­łu­ję widok ostat­nich ko­mend do swo­je­go im­plan­tu.

– Bert, co się sta­nie, jeśli usta­wię sta­tus ko­mo­ry na nie­ak­tyw­ny?

– Ciało Sa­man­ty John­son zo­sta­nie prze­trans­por­to­wa­ne do dal­sze­go prze­two­rze­nia, John.

Na­my­ślam się przez chwi­lę. Żeby po­zbyć się ciała, trze­ba otwo­rzyć sar­ko­fag, praw­da? Nie wiem, jak wy­glą­da ta pro­ce­du­ra. Nigdy tego nie wi­dzia­łem. Po dia­gno­sty­ce i na­pra­wie muszę wra­cać do ko­mo­ry, bo BERT od­ci­na sys­tem pod­trzy­my­wa­nia życia. Waham się, ale wci­skam od­po­wied­nie kla­wi­sze.

Sa­man­ta John­son, Nr 0185. Sta­tus: Nie­ak­tyw­ny

Ad­no­ta­cja tech­ni­ka: Wy­bu­dzo­na; Ro­ta­cja 194

Pod­cho­dzę do fron­tu ko­mo­ry. Sa­man­ta znowu jest przy wi­zje­rze, szuka mnie wzro­kiem. Do­my­ślam się, że się boi, że nie chce zo­sta­wać sama. Przy­kła­dam dłoń do jej dłoni, od­dzie­lo­nej grubą war­stwą wzmac­nia­ne­go szkła. Uśmie­cham się. Nie chcę, żeby się bała.

– Mu­si­my chwi­lę za­cze­kać! Nie bój się! – krzy­czę, a ona kiwa do mnie głową.

Po jej po­licz­kach nadal spły­wa­ją łzy, ale się uśmie­cha. Boże, jak dawno nie mia­łem kon­tak­tu z innym czło­wie­kiem. Jak dawno nie wi­dzia­łem już ni­czy­je­go uśmie­chu ani łez…

Coś za­czy­na się dziać. W ko­mo­rze Sa­man­ty od­zy­wa­ją się ja­kieś me­ta­licz­ne dźwię­ki. Roz­glą­da się wy­stra­szo­na. Cofam się o krok. Nie mam po­ję­cia, co się dzie­je. Nagle Sa­man­ta znika. Sły­szę jej stłu­mio­ny krzyk. Pod­bie­gam do sar­ko­fa­gu – jest pusty. W miej­scu, w któ­rym po­wi­nien być jego spód, zieje sze­ro­ki otwór. Mu­sia­ła tam wpaść. Po chwi­li klapa pod­ło­go­wa za­trza­sku­je się, wra­ca­jąc na swoje miej­sce.

– Bert! Gdzie ona jest!? – krzy­czę w pa­ni­ce.

– O kogo py­tasz, John?

– Do­brze wiesz, do cho­le­ry! Gdzie jest Sa­man­ta!? – Ude­rzam kilka razy dło­nią w jej sar­ko­fag, jakby to mogło spro­wa­dzić ją z po­wro­tem.

– Ciało Sa­man­ty John­son jest teraz prze­twa­rza­ne, John. Za­si­li w sub­stan­cje od­żyw­cze po­zo­sta­łe bio­ko­mo­ry.

– Jak to… Sub­stan­cje od­żyw­cze? Boże… Co ja zro­bi­łem… – Czuję łzy zbie­ra­ją­ce się w moim oku. Bez­rad­ność. Za­gu­bie­nie.

– John, ro­ta­cja zo­sta­ła za­koń­czo­na. Mu­sisz wró­cić do swo­jej bio­ko­mo­ry. Za dzie­sięć minut wy­łą­czę sys­tem pod­trzy­my­wa­nia życia.

– Za­bi­łem ją. Bła­ga­ła mnie o pomoc, a ja ją za­bi­łem. – Ta myśl wy­peł­nia mi umysł. Nie po­zwa­la się sku­pić na ni­czym innym. Łza po­wo­li spły­wa po moim po­licz­ku.

– John, zo­sta­ło pięć minut.

Pięć minut. Za pięć minut BERT za­bi­je także mnie. Otrzą­sam się, muszę biec. Kiedy do­cie­ram do sar­ko­fa­gu, kom­pu­ter in­for­mu­je mnie, że zo­sta­ła już tylko mi­nu­ta. Przy­kła­dam dłoń do pa­ne­lu i ko­pu­ła za­czy­na się otwie­rać. Wcho­dzę do środ­ka.

– Bert, chcę o coś za­py­tać. – Nie po­zna­ję swo­je­go głosu, jest pełen żalu, któ­re­go nie czu­łem już chyba od bar­dzo dawna.

– Pytaj, John.

– Kiedy oni się obu­dzą? Kiedy to się skoń­czy? – Ko­lej­na łza zo­sta­wia wil­got­ny ślad na mojej twa­rzy.

Cisza.

BERT za­my­ka ko­pu­łę. Świa­tła na ko­ry­ta­rzu gasną, a ja po­wo­li za­pa­dam w sen.

***

Budzę się. Przy­kła­dam dłoń do pa­ne­lu i sar­ko­fag za­czy­na się otwie­rać. Za­pach stę­chłe­go po­wie­trza spra­wia, że muszę od­kaszl­nąć kilka razy. Do im­plan­tu w lewym oku napływają in­for­ma­cje:

BIO­EN­GI­NE­ERING & RO­BO­TIC TECH­NO­LO­GY

Tech­nik John Fin­ley, Nr 208392

Sta­tus: ak­tyw­ny

Ro­ta­cja: 195

– Witaj, Bert – mówię w pustą i ciem­ną prze­strzeń.

– Witaj, John.

– Jaki mamy sta­tus? – pytam, zanim wyjdę z ko­mo­ry. Wy­da­je mi się, że na po­licz­ku czuję wil­goć… Dziw­ne.

Koniec

Komentarze

 Steruje nimi BERT i zawsze zapala tylko te, które są najbliżej mnie. Tak jest oszczędniej. Zresztą, nawet gdyby zapalił wszystkie światła, nie sądzę, żeby udało mi się dostrzec koniec korytarza. Nie pamiętam nawet, czy kiedykolwiek dotarłem do jego końca.

 

. Przykładam do niego dłoń i już po chwili kopuła sarkofagu zaczyna się otwierać z sykiem. Uderza mnie smród stęchłego powietrza. Muszę odkaszlnąć kilka razy. Potrwa chwilę, zanim przywyknę. Do mojego implantu wzrokowego zaczynają napływać informacje

 

W dwóch pierwszych akapitach sporo powtórzeń. Warto zrobić z nimi porządek, żeby początek bardziej zachęcał ;)

Początkowe opisy, całkiem zresztą klimatyczne, według mnie ciut za bardzo koncentrują się na tych lampkach i co i gdzie akurat się świeci. Ale w sumie to mało istotne.

Fajnie udało Ci się oddać klaustrofobiczną atmosferę, osamotnienie, bezsilność i irytację bohatera. Aż sama to poczułam, serio. Na poziomie emocjonalnym tekst wypada bardzo dobrze.

Natomiast jak tak na nim myślę, to umyka mi sens. Wydaje się, jakby cała rzecz działa się tylko po to, byś mógł napisać tą opowieść. Mam na myśli to, że nie rozumiem dlaczego bohater musi być wybudzany do tego typu usterek (bo jak rozumiem z zakończenia, sytuacja jest powtarzalna), tylko po to, by zdezaktywować kapsułę. Wydawałoby się, że sztuczna inteligencja mogłaby sama sobie z tym poradzić. 

 

Im dalej w tekst, tym czytało mi się płynniej, choć zdarzały się literówki i jeszcze kilka powtórzeń, np:

 

Oznacza, że funkcje życiowe uśpionego są prawidłowe, a parametry biokomory mieszczą się w dopuszczalnej normie. Przez oszronione wizjery widzę umieszczonych we wnętrzach ludzi – mężczyzn, kobiety, a nawet dzieci.

 

Zmień też zapis liczebników na słowny.

 

Ogólnie, lektura budząca emocje, ale pozostawiająca niedosyt.

Czołem,

Werwena – Cieszę się, że lektura nie była zmarnowanym czasem smiley

Dziękuję za zwrócenie uwagi na powtórzenia i zapis liczebników, już poprawione.

Odnośnie Twojej uwagi dotyczącej technika (mały spoiler) – opisując jego przystanek przy komorze Anett, chciałem delikatnie zasugerować, że naprawa tych usterek nie zawsze kończy się “odcięciem wtyczki”. Tam w końcu prawie się udało! wink Może faktycznie trochę za lekko to zasygnalizowałem.

Pozdrawiam

Ciekawy pomysł, podobało mi się.

Dlaczego trzeba wybudzić technika? Może Berta ograniczają prawa robotyki?

Masz jeszcze jakieś sporadyczne literówki, ale czytało się przyjemnie.

Babska logika rządzi!

Dziękuję, Finklo. Cieszę się, że opowiadanie było przyjemne w odbiorze.

Wyłapałem i poprawiłem jeszcze kilka literówek, powtórzenie i brak przecinka. Mam nadzieję, że już nic więcej mi nie uciekło smiley

Jak tu zajrzy Reg, to pewnie okaże się, że jednak jeszcze coś. ;-)

Babska logika rządzi!

Co do tego nie mam nawet wątpliwości! ;)

Ladnie skonstruowany klimat, jest napiecie i niepokoj, dobrze oddana ludzka niemoc w starciu z maszyna ;) Troche zabraklo tla – po co wlasciwie byli hibernowani? ale nie przeszkadza to w idbiorze tekstu

Bellatrix – Cieszę się, że przypadło do gustu.

Odnośnie tła – celowo nie napisałem po co byli hibernowani. Ba! Można odnieść wrażenie, że nawet główny bohater tego nie wie. Może BERT… ale on raczej i tak tego nie zdradzi. wink Uznałem, że tajemnica, nad którą czytelnik może pogłówkować i wysilić wyobraźnię, będzie w tym wypadku lepszym rozwiązaniem – nic tak nie budzi lęku i niepokoju, jak nieznane.

 

Nie podzielam Twojego poglądu, Rogasie, że zmuszanie czytelnika do wyobrażenia sobie zakończenia jest najlepszym wyjściem. Wzmianka o wilgoci na policzku Johna każe mi wnioskować, że opisana sytuacja powtarza się, ale z tego co przeczytałam, nie potrafię domyślić się, dlaczego.

Napisałeś ciekawe, całkiem niezłe opowiadanie, ale czyżby zabrakło pomysłu na logiczne wyjaśnienie niedopowiedzeń? ;)

 

Przez umiesz­czo­ny w niej oszro­nio­ny wi­zjer, widzę pro­wa­dzą­cy na wprost wąski ko­ry­tarz… – Skoro wizjer jest oszroniony, to jak można coś przezeń zobaczyć?

 

Cho­ciaż wiem, że BERT wy­bu­dzał mnie już od kilku go­dzin, wciąż prze­ni­ka mnie uczu­cie do­tkli­we­go zimna po hi­ber­na­cji. – Czy oba zaimki są konieczne?

 

Przez oszro­nio­ne wi­zje­ry widzę umiesz­czo­nych we wnę­trzach ludzi… – ?

 

– John? Czemu się za­trzy­ma­łeś? – sły­szę głos BERTa.– John? Czemu się za­trzy­ma­łeś? – Sły­szę głos BERT-a.

W takich połączeniach używamy dywizu/ łącznika.

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi.

 

sły­szę coś poza gło­sem swoim lub BERTa

Znowu głu­chy od­głos, po któ­rym aż drgną­łem.

– Co to jest do cho­le­ry? – pytam gło­śno. – Powtórzenia.

 

Uczu­cia, któ­re­go nie czu­łem już chyba od bar­dzo dawna. – Nie brzmi to zbyt dobrze.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję regulatorzy za wszystkie uwagi, naniosłem już poprawki. smiley Cieszę się, że opowiadanie zaciekawiło. Sprawę niedopowiedzeń będę miał na uwadze następnym razem. wink

Dziękuję też wszystkim za nominacje do biblioteki! 

Miło mi, Rogasie, że mogłam pomóc. Czekam na kolejne, zajmujące teksty. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

BERT w mojej wyobraźni miał głos innego znanego komputera ;)

Bardzo mi się spodobało. Duszna atmosfera, komputer będący jednocześnie niańką, katem i nadzorcą. sugestywne opisy. Niedopowiedzenia kompletnie mi nie przeszkadzały – choć fajnie byłoby poznać dalszy ciąg historii. I ta sugestywna cisza na sam koniec ;)

Warsztatowo jest dobrze, nic nie przeszkadzało czytać. Tak jak Reg, czekam na kolejne zajmujące teksty tego typu :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Największą zaletą szorta jest klimat i dynamika narracji. Przez to tekst mi się podoba. Czytając, też miałem silne skojarzenie z Halem 9000, a ponadto z Passengers. Mimo mocnych skojarzeń podobało mi się.

Ciao!

Podobało mi się, ale myślę, że pod względem logiki akcji, opowiadanie jest troszeczkę niedopracowane. 

  1. BERT jest źle zaprogramowany, powinien mieć instrukcję przewidującą awarię kriokomory. Jestem właścicielem małej firmy programistycznej, sam programuję i wiem, że żadna firma na świecie nie puściła by takiego felernego programu w obieg. Już na etapie projektowania aplikacji, każdy, logicznie myślący programista, przewidziałby taki scenariusz i wdrożył odpowiednią procedurę. Chyba, że… ta kobieta miała zginąć. Ale wtedy, to co wstawiłeś, to dobry wstęp do kosmicznego kryminału ;)
  2. Wygląda na to, że Kontroler– Technik d/s awaryjnych, to osoba przypadkowa albo idiota. BERT go prawidłowo wybudził, bo stwierdził awarię, ale Kontroler nie miał żadnej wiedzy, jak zareagować. Nawet nie znał skutków wywołanej komendy, ani terminologii BERTA. 
  3. Kriokomora w jakimś zaawansowanym programie kosmicznym bez możliwości awaryjnego (bez udziału BERTA) wybudzenia czy uwolnienia zamkniętego tam człowieka? No przepraszam, ale to idiotyzm :) A co, w przypadku, gdyby BERT uległ awarii? Wszyscy na przemiał?

Pozdrawiam :)

Ciało musi przypomnieć sobie podstawowe ruchy, mięśnie znowu poczuć impulsy.

Bardzo niezręcznie.

Po co zresztą miałby mieć takie sensory?

No właśnie kurrrrrde po to, żeby słyszał jakieś anomalne dźwięki i mógł na nie reagować jakby coś.

– Nie mogę tego zrobić, John.

Dobrze, że nie “Obawiam się, że nie mogę tego zrobić” hehe. Chyba ciut za mocna inspiracja ;]

 

Ale nie licząc powyższego, świetny tekst. W “ferworze walki” zupełnie nie zwróciłem uwagi, że nie doprecyzowałeś, czy w ogóle mamy do czynienia ze statkiem kosmicznym, czy nie i za to ogromny plus. Stopień niedopowiedzenia dokładnie taki jak lubię. Plastyczne opisy, brak dłużyzn, naturalne i wiarygodne zachowanie bohatera, naprawdę wszystko tutaj mi się podoba. Końcówką udało Ci się mnie zaskoczyć, a niełatwa to sztuka.

Super. :D

 

BTW, oprócz Hala z Odysei, całość kojarzy mi się jeszcze z filmem “Oblivion” z Tomem Cruisem, sci-fi sprzed kilku lat, zaskakująco dobre i zaskakująco mało znane. A i soundtrack świetny, polecam.

No nieźle.

Za dziesięć minut wyłączę system podtrzymywania życia.

– Zabiłem ją. Błagała mnie o pomoc, a ja ją zabiłem. – Ta myśl wypełnia mi umysł. Nie pozwala się skupić na niczym innym. Łza powoli spływa po moim policzku.

– John, zostało pięć minut.

Bardzo długo John wypowiadał tę kwestię. :p

 

Po przedmowie podchodziłem do tekstu nieufnie, bo miałem mocne skojarzenia z filmem “Pasażerowie”. Moje obawy wiązały się z tym, że mając realia statku kosmicznego pełnego zahibernowanych ludzi, wątek fabularny można poprowadzić tylko w jednym kierunku… i tak też go poprowadziłeś. Chociaż tekst napisano zajmująco, to jednak trudno tutaj o zaskoczenia. Elementy, które miały się wyróżniać, pozostawiły mnie z niedosytem, bo nie wiadomo ani gdzie statek leci, ani dlaczego Bert nie odpowiada, kiedy ludzie się wybudzą. A to właśnie tutaj można by się oderwać od kliszy i uknuć jakąś ciekawą intrygę.

Tak czy owak, to porządna lektura. Dobrze się czytało.

Pozdrawiam!

Świetny, klaustrofobiczny klimat. Mnie też podobają się niedopowiedzenia i fakt, że w sumie nic nie wiadomo.

Co do zarzutów odnośnie braku logiki. Coś w tym jest, zakładając że mamy do czynienia z jakąś długoterminową misją kosmiczną. Albo z arką mającą ochronić ludzi na czas kataklizmu, na przykład, na Ziemi. Z drugiej strony, nie mamy jednak pewności, że tak jest. Może to jakiś eksperyment. Albo sytuacja rodem z Matrixa, gdzie maszyny wykorzystują w jakiś sposób ludzi. Chciałoby się wiedzieć więcej, poznać tło tej historii.

Czytało się dobrze, ale pozostał niedosyt. Chciałby człowiek więcej :)

– Biokomory nie można otworzyć, John. – odpowiada BERT swoim spokojnym głosem.

Zły zapis dialogu, nie powinno być tej kropki po Johnie. Tu masz poradnik: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112 Gdzieś jeszcze miałeś potknięcia tego typu. Zabrakło też kilku przecinków,  poza tym napisane przyzwoicie. 

Bardzo spodobał mi się pomysł na niekończący się korytarz z komorami, fajnie też sobie wyobrazić te zapalające się i gasnące światła. Skojarzenia z “Obcym” i “Pasażerami” są oczywiste, co jest dużym minusem, bo przydałoby się trochę więcej świeżości. Ale przeczytałem bezboleśnie, przez moment nawet poczułem jakieś emocje. W przeciwieństwie do innych mnie nie przeszkadza brak wyjaśnienia tej zagadki. Był klimat, był jakiś pomysł (choć mocno inspirowany innymi dziełami) – jest satysfakcja z lektury. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Przez umieszczony w niej(+,) częściowo oszroniony wizjer, widzę prowadzący na wprost

 

Co to w ogóle(+,) do cholery(+,) oznacza?

 

– Co to jest(+,) do cholery? – pytam głośno.

 

Proszę pani! – krzyczę, pukając mocno w wizjer(+.)

 

– Biokomory nie można otworzyć, John. – odpowiada BERT swoim spokojnym głosem. ← podobnie przy dwóch podobnych wypowiedziach BERTA, kropki nie może być na końcu.

 

– Co ty robisz(+,) do cholery!? – krzyczy uwięziona kobieta. – Pomóż mi! Wyciągnij mnie stąd! – Uderza dłońmi o szybę.

 

Myśl(+,) człowieku!

 

nie zawiera komendy, umożliwiającej otworzenie kopuły.

 

Co ty chrzanisz(+,) Bert?

 

Przyjemnie napisane, ale wydaje mi się wtórne wobec Pasażerów i Moona.  Nie czuję powiewu świeżości. I ten technik jakiś taki kompletnie bezradny i nie znający się na niczym.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Ach, Moon. Zestawienie Bert – Gerty też nie działa na korzyść tego opowiadania. :<

“Biorę głęboki wdech i ruszam przed siebie, dziękując Bogu, że jest tylko jedna awaria.

(…)

Zbliżam się do pierwszego sarkofagu, na którym dostrzegam czerwoną lampkę.“

Dlaczego pierwszego? Słowo pierwszy sugeruje, że są też i inne, a przecież awaria jest tylko jedna.

 

A jednak są inne awarie? A zatem informacja, że “tylko jedna” na początku, jest nieprawdziwa.

 

“– Co to jest[+,] do cholery? – pytam głośno.“

 

Dziwne mi się wydaje, że przy tak zaawansowanej technologii główny komputer nie rozpoznaje dźwięków…

 

“– Biokomory nie można otworzyć, John[-.] – odpowiada BERT tym samym, spokojnym głosem.“

 

Nie wiem co robić. Nigdy nie otwierałem komory, nie wiem jak to zrobić.“ – Zbędne powtórzenie informacji.

 

“– Nie mogę tego zrobić, John. – kKomputer powtarza jak zacięta płyta.“

 

“BERT[+,] odkąd pamiętam, był moim jedynym towarzyszem”

 

…”czuję się zagubiony[+,] a BERT doprowadza mnie do szału.“

 

“– Myśl[+,] człowieku! Sarkofag musi dać się otworzyć z zewnątrz. Musi być jakiś sposób. – Nerwowe myśli zaczęły przewijać się w mojej głowie.“

Raz, powtórzenie. Dwa, że jeśli to myśli, to nie ma powodu, by zapis zaczynać od półpauzy, jak dialog.

 

“– Bert, panel biokomory nie zawiera komendy[-,] umożliwiającej otworzenie kopuły.“

 

“Co ty chrzanisz[+,] Bert?“

 

Widzę pomysł, ale wydaje mi się niedopracowany. Jakoś nie kupuję tak ograniczonego komputera pokładowego oraz braku możliwości otwierania komór. Jeżeli nie da się ich w ogóle otworzyć, to po co ktoś zadawał sobie w ogóle trud pakowania ludzi i wysyłania ich gdziekolwiek? Tym bardziej, że sarkofag Johna jakoś się otwiera? No i nie wiem, co mu się w sumie dzieje, że stracił pamięć o poprzedniej rotacji? Tak sobie lecą, co rotację kogoś tracą i będą lecieć, aż zostanie tylko John?

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Miałam mocne skojarzenia z Pasażerami. Chyba trochę za mocne, przez co tekst odbieram jako bardzo wtórny. 

Nie pojmuję, po co John był budzony, skoro nie potrafił tak naprawdę nic zrobić. Nie kupuję braku jakiegokolwiek wyjaśnienia, czy tropu dotyczącego tła wydarzeń – dlaczego ci ludzie są uśpieni, na jak długo, jeśli lecą to dokąd itd. I dlaczego komór nie da się otworzyć. To wszystko mnie dość mocno w trakcie czytania uwierało. 

Pozostało też trochę niepoprawionych usterek – nie wypisywałam, bo zobaczyłam, że dziewczyny zrobiły to już przede mną. 

Za to czytało mi się szybko i tekst w pewnej części ratuje wyczuwalny klimat.  

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

O rany, ale emocje! I nie piszę tego sarkastycznie, czułam napięcie jak w dobrym thrillerze. Świetnie się czytało to Twoje opowiadanie.

A na końcu naszła mnie refleksja – no super, ale właściwie po co to wszystko? Ta hibernacja, naprawy etc., skoro tak naprawdę nie miało to sensu, nie mogło być dobrego zakończenia w żadnym przypadku? Przejrzałam część komentarzy i widzę, że nie jestem w tym odczuciu osamotniona. Niestety, Twoje wyjaśnienia też nie za bardzo mnie przekonują. 

Więc – ostatecznie – pozostał pewien niedosyt. Ale co się naemocjonowałam, to moje! ;)

Przyznaję, ze nie oglądałem Pasażerów (ciekawe, czy autor oglądał : >). Skoro tyle osób pisze, że są podobieństwa, może coś w tym jest.

 

Ja, podobnie jak ocha, czułem w tekście konkretne napięcie i nie rozpracowywałem drobiazgowo logicznych aspektów funkcjonowania relacji Bert – John – zahibernowani ludzie, bo odebrałem Wybudzenie jako manifest bezradności człowieka wobec maszyny. W tym kontekście nieporadność Johna nabiera znaczenia, choć rozumiem, że niektórym czytelnikom takie przedstawienie technika może się wydać nieprawdopodobne i niedorzeczne. 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Sorry, Winnetou, ale byłam na nie. Owszem, jest tu ciekawy pomysł, wystarczający na Bibliotekę, ale za mało na piórko. Wolałabym bardziej przemyślany świat, w którym bohater ma jakąś faktyczną rolę do odegrania, a nie jest tylko marionetką w chwytakach SI. Bo tak, bo bez tego nie byłoby opowieści. Świat, w którym te wszystkie biokomory mają jakiś sens, a nie tylko czekają na kolejne awarie.

Babska logika rządzi!

Czołem!

 

Miałem krótką przerwę spowodowaną majowym urlopem smiley Dziękuję za kolejne wskazania błędów – poprawki naniesione. Mam nadzieję, że niczego nie ominąłem.

 

Wszelkie uwagi dotyczące fabuły wziąłem sobie do serca i serdecznie za nie dziękuję. Mogę mieć tylko nadzieję, że lekcja została odebrana i następnym razem będzie lepiej wink

 

Nevaz – Pasażerów oczywiście oglądałem, ale zainspirowało mnie coś zupełnie innego. Pomysł na kriokomory i uwięzionych ludzi, zrodził się po przeczytaniu książki Hugh C. Howey  Zmiana

 

Pozdrawiam!

Właściwie, to to fajne opowiadanie jest. Napisane dobrze, ciekawe i przekonujące. Ode mnie byłaby biblioteka i żółwik. Piórka natomiast nie ma, bo “fajne” to zwyczajnie za mało. No i brak w tym prawdziwej świeżości. Nie opowiadasz tutaj nic nowego ani w żaden nowy sposób. Inna rzecz, że mimo wszystko opowiadasz po prostu dobrze i z przyjemnością się poznaje Twoją historię. Szczególnie podobał mi się finał i mroczna, ciężka puenta. Oby tak dalej.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Nowa Fantastyka