.jpeg)
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Zadzwonili w nocy. W środku nocy, jak zwykle, takie właśnie mam szczęście. Albo to po prostu taka domena pracy policyjnego detektywa. Ludzie lubią zabijać innych w nocy.
Do muzeum dotarłem kilkadziesiąt minut później, nie zamierzałem odpuścić sobie szybkiej kąpieli i śniadania tylko dlatego, że ktoś znalazł kolejnego nieboszczyka. Nawet jeśli ów leżał w największym ośrodku muzealnym w mieście, a pewnie i w kraju.
Noc była ciepła i bezchmurna. W marynarce było mi nawet odrobinę za gorąco. W drzwiach budynku powitał mnie gruby, spocony strażnik w ciemnoniebieskim mundurze. Machnąłem mu przed nosem odznaką i natychmiast oznajmił, że zaprowadzi mnie gdzie trzeba. Po drodze mało mówił, głównie ciężko dyszał. Zresztą pewnie niewiele wiedział.
Pokonaliśmy dwa piętra, przechodząc przez kilka sal ozdobionych obrazami i rzeźbami, aż w końcu zatrzymaliśmy się przed dębowymi drzwiami ze złotą tabliczką, oznajmiającą, że jest to biuro kustosza. Grubas wskazał mi drzwi, skinąłem mu głową i bez słowa nacisnąłem klamkę.
Zarówno przeciwległa ściana, jak i ta w której znajdowały się drzwi, była całkowicie zapełniona regałami z książkami w różnokolorowych okładkach. Pachniało drewnem i papierem. Naprzeciwko wejścia stało dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn, ewidentnie wojskowych. Widać to było po broni, sposobie jej trzymania i ogólnej postawie. Najwyraźniej ktoś na górze zrozumiał, że nawet przy najprostszym śledztwie może przydać się ktoś z dużym karabinem. Dwóch ktosiów tym bardziej.
Spojrzałem w prawo, na biurko kustosza, dwa fotele stały przed nim a jeden obracany za. Na tymże obracanym siedzeniu, znajdował się nieboszczyk, obsunął się nieco w dół, resztki głowy spoczywały pomiędzy rozrzuconymi ramionami, nogi miał niezdarnie wykrzywione i wyciągnięte przed siebie. Za nim znajdowała się rozsuwana gablota z różnymi dyplomami. Teraz właśnie była otwarta, ukazywała skryty za nią duży, plazmowy telewizor. Bardzo duży. Przy monitorze poznaczonym siecią pęknięć prowadzących, czy może raczej wychodzących, z niewielkiego otworu w strukturze panelu, stała młoda kobieta. Delikatną twarz miała lekko poznaczoną piegami, kasztanowe włosy upięte w prosty kok z tyłu głowy. Wiśniowa koszula była delikatnie rozpięta, odsłaniała dokładnie tyle, żeby człowiek zaczął się zastanawiać co jest dalej. Brązowa spódnica kusząco opinała zgrabne uda i cienką talię.
Ostatni członek mojego tymczasowego zespołu siedział na kanapie i uwierzcie, gdy tylko go zobaczyłem, od razu wiedziałem, że bardzo ale to bardzo nie mam ochoty go poznawać.
Leżał na ciemnej, skórzanej sofie, do góry nogami tak, że głowa zwisała mu w miejscu gdzie normalnie znajdują się kolana, nogi przerzucił przez oparcie na drugą stronę. Na sobie miał czarne jak smoła, w gruncie rzeczy skromne, minimalistyczne wręcz, eleganckie szaty, końcówki włosów tegoż samego koloru muskały lekko podłogę. Skórę miał białą. Blada to za ma mało powiedziane, była biała jak świeży śnieg. Oczy też miał ciemne, tęczówki nienaturalnie szerokie, źrenice prawie nieodróżnialne.
Psionicy, tak ich nazywali. Cholera wie, czy to bardziej czarownicy, czy technologiczne monstra. Podobno faktycznie obcują z siłami wyższymi, magią czy co tam jeszcze pozwala wyczyniać różne cuda… i choć osobiście ich nie lubię, odrażają mnie wręcz, to muszę przyznać, że ich zdolności często są niezastąpioną pomocą w śledztwie. Powiada się, że na polu bitwy jest podobnie. Personalnie wiem, że to niebezpieczne świry, które ciężko kontrolować. Wiem również, że wszystko co związane z wszelkimi czarami jest dla takich jak ja wybitnym zagrożeniem, porównywalnym do tego które głodny kot uliczny stanowi dla szczura. Chociaż lepiej by było tego kota zamienić na tygrysa.
Sęk w tym, że takich jak ten tutaj nie jest wielu, w związku z czym nie wysyła się ich byle gdzie. Kustosz kustoszem, ale nie byłoby go tutaj, gdyby nie chodziło o jakąś grubszą aferę.
W każdym razie psionik w żaden sposób nie zareagował na moje przybycie. Dwaj żołnierze zasalutowali sprężyście, piękna kobieta odwróciła się od telewizora, posłała mi wyćwiczony uśmiech i odezwała się czystym, słodkim głosem:
– Witamy, agencie Constantin. Śledczy Alison… – W geście powitania podała mi drobną, ciepłą dłoń. – …dowodziłam dochodzeniem do pańskiego przybycia, teraz pan przejmuje sprawę. Jestem na pańskie rozkazy, oczywiście. Tak jak panowie Johnson i Radu. Ten na kanapie nazywa się Szrama. Albo Blizna, nie jestem pewna jak przetłumaczyć jego prawdziwe imię. Zakładam, że on też posłucha rozkazu, choć głowy nie dam.
– Rozumiem, dziękuję Ci. I darujmy sobie formalności. Jak masz na imię? – To ją trochę zbiło z tropu. Nie takiego postępowania z wyższymi stopniem uczą ich w Akademii.
– Em… Ata, panie Con…
– Ertu, miło cię poznać. – Przerwałem jej.
– Rozumiem. Ertu. – Szybko się uczy, daleko zajdzie.
– Panowie? – Skierowałem spojrzenie ku zbrojnym.
– Sev.
– John.
– Was również miło poznać. Załóżmy, że ten tam to Szrama. Ata, opowiedz mi wszystko co wiemy. – Podczas tego dialogu rzuciłem marynarkę na kanapę, obok Szramy, po czym z barku zamontowanego w jednej z biblioteczek wziąłem szklankę i napełniłem ją z otwartej butelki whiskey.
– Właściwie nie ma tego za wiele. – Zaczęła opowiadać Ata. – Nie wiadomo jak zabójca się tu dostał, strażnicy nic nie widzieli, na kamerach nic nie ma, ani cienia. W pokoju również żadnych poszlak, włosów, śladów butów, czegokolwiek z zewnątrz, nic absolutne. Ekipa techniczna odjechała chwilę przed twoim przybyciem. – Te słowa przypomniały mi, że faktycznie mijałem znajomą furgonetkę po drodze tutaj. – Mamy ciało kustosza, jak widzisz praktycznie pozbawione głowy, i rozwalony telewizor. Wewnątrz znaleźliśmy kulę, technicy zabrali ją do laboratorium.
– Jaką kulę?
– Kaliber dziewięć milimetrów, standardowa.
– Takie naboje nie przechodzą na wylot przez głowy, a już na pewno nie zostawiają za sobą krwawej paćki.
– Wiem, ale najwyraźniej tak właśnie było.
– Czyli ktoś włożył w strzał dodatkową energię, a skoro tak, to mamy do czynienia z czarownikiem.
– Tak właśnie podejrzewaliśmy. Miałam nadzieję, że nasz przyjaciel coś pomoże… – Tu zerknęła znacząco na Szramę. – … ale odkąd się pojawił tylko obejrzał pokój, po czym zastygł w takiej właśnie pozycji… – Spojrzała mi w oczy i wzruszyła ramionami. Zwykły, ale przyjemny gest, w przypadku tak pięknej dziewczyny.
– Rozumiem. – Odparłem. – W takim wypadku powinniśmy chyba…
Nagle coś przeszyło powietrze. Bliżej niezidentyfikowane coś. Tylko i wyłącznie z doświadczenia wiedziałem, że to dziwne coś, objawiające się jako mrowienie skóry i tępe, uciskające poczucie w głowie, to magia. Albo technologia, jak kto woli. Efekt pozostaje taki sam, w tym konkretnym wypadku było to całkowite zatrzaśnięcie się drzwi oraz wszystkich okien. Bez użycia tych dziwnych mocy, nikt z pewnością nie da rady ich otworzyć.
– Jest tutaj. – To mówił Szrama. Suchym, zimnym, nieludzkim głosem. Otworzył szerzej oczy i powiedział te dwa słowa, które miały błyskawicznie i drastycznie odmienić całe postępowanie.
Podszedłem do niego i przykucnąłem, patrząc mu w oczy pokonywałem wewnętrzne obrzydzenie tym stworzeniem, walczyłem z chęcią odebrania mu życia, albo choćby zrobienia krzywdy tylko dlatego, że istnieje wbrew prawom natury. Dopiero później pomyślałem, że być może ta olbrzymia niechęć bierze się ze świadomości, że to on, psionik o bladej skórze i kruczoczarnych włosach, jest istotą o wiele potężniejszą niż ja, młody, choć doświadczony detektyw. Bo to Szrama, a nie Ertu Constantin potrafi burzyć budynki i wyrywać kręgosłupy z ciał jedynie myślą. Ja muszę mieć pistolet żeby zabić, jego bronią jest jego niezwykły umysł.
– Szrama?
– Słucham cię, człowieku.
– Kto jest tutaj?
– Zabójca.
– W budynku? Wrócił tu?
– W pokoju.
Usłyszałem, jak wszyscy wstrzymują oddech. Zobaczyłem, że żołnierze podświadomie mocniej chwytają broń, poczułem jak piękna, młoda agentka śledcza rozgląda się nerwowo. I wiedziałem, że moje myśli pędzą szalone, nie będąc w stanie ułożyć jakiejkolwiek sensownej historii do tego, co powiedział czarownik.
I choć odzywali się rzadko, to wiedziałem, że oni się nie mylą. Nie w tych przeklętych, magicznych sprawach.
– Szrama, posłuchaj mnie uważnie…
– Cały czas słucham uważnie, człowieku.
– Wybacz, nie jestem pewien czy mam z tobą kontakt. – Tym zdaniem wspiąłem się na wyżyny mojego uzewnętrznienia się jeśli chodzi o obcowanie z psionikami.
– Zawsze cię słyszę, człowieku.
– Rozumiem. Powiedz mi, czy wyczułeś, że zabójca jest w tym pokoju po tym jak wszedłem? Sugerujesz, że to ja nim jestem?
Powietrze zafalowało. Miałem wrażenie, że czarno-białe barwy Szramy na chwilę zamieniły się miejscami, jak w efekcie negatywu.
– Nie. Nie wiem kto to. Któreś z nas. Nie wiem kiedy przybyło. Może to ty, człowieku. A może nie.
Spojrzałem na pozostałych. Na plecach poczułem pojedyncze krople potu leniwie spływające z karku. Wystarczyła iskra, jedno głupie słowo, by wszyscy zaczęli do siebie celować.
– Proponuję, żebyśmy wszyscy pozbyli się broni, w celu nie zrobienia niczego głupiego. – Powiedziałem, jednocześnie dwoma palcami kładąc mój pistolet na środku ciemnoczerwonego dywanu. Dziewięć milimetrów. Cholera. Nie raz spotykałem się z przypadkami gdy zabójca nie wiedział co robi, nawet nie pamiętał, wszystko to przez magiczne manipulacje. Oczywiście wszyscy policjanci czy wojskowi byli w większym bądź mniejszym stopniu szkoleni w ochronie swojego umysłu, odkąd odkryto te potężne technologie pozwalające korzystać z magii taka ochrona stała się dla ludzi czymś zwyczajnym. Wiedziałem jednak doskonale, że takie bariery można łamać.
Na szczęście wszyscy pozostali okazali się na tyle opanowani, że także odłożyli broń. John i Sev musieli z siebie zdjąć dwa razy więcej sztuk zabójczych zabawek. Nawet Szrama wstał po czym wyciągnął gdzieś z odmętów szat zdobiony pistolet i rzucił go na biurko kustosza, a potem spokojnie zatoczył łuk po pokoju. Zdawał się być oderwany od rzeczywistości jak autystyczne dziecko, ale widziałem, że postrzega świat i otoczenie znacznie szerzej niż my. Poprosiłem ich, żebyśmy usiedli w kółku, możliwie daleko od małego stosiku broni, posłuchali, psionik także.
– Czy ktoś ma coś ważnego do powiedzenia? Ktoś chce się przyznać?– Spytałem.
Nikt nie chciał.
– Zakładam, że Szrama się nie myli… tak właściwie, to dobrze cię nazywam?
– Kobieta przetłumaczyła poprawnie.
– Świetnie. A więc skoro na pewno się nie mylisz, to znaczy, że ktoś z nas kłamie, bądź nie jest świadom tego, co uczynił. Dobrze mówię?
Szrama słuchał uważnie, zgadzając się ze mną skinął głową, zdawał się chwalić moje… opanowanie? Myślenie? Z jednej strony pogarda, z drugiej pewien rodzaj szacunku. Z tymi typami nic nigdy nie wiadomo, skaranie boskie.
– Każdy z nas ma przy sobie pistolet, niefortunnie wszystkie są odpowiedniego kalibru. Chociaż wcale jest powiedziane, że kustosz został zabity z broni znajdującej się obecnie w tym pokoju. – Ata i żołnierze lustrowali mnie czujnymi spojrzeniami, domyślając się co zaraz powiem, co zresztą nie wymagało wybitnej inteligencji.
– Szrama, co możesz mi powiedzieć o swojej broni?
– Ostret. Ręcznie montowany. Zwyczajny wśród niezwyczajnej broni psioników. Nie modyfikowałem go osobiście. Kula przeszłaby na wylot zostawiając tunel, nie kisiel.
– Czyli ktoś użył dodatkowej magii.
– Tak. Wszyscy byliście szkoleni w podstawowych myślowych działaniach.
– Czy ktoś z nas posiada wystarczającą moc by, nawet podświadomie, zrobić coś takiego?
– Wszyscy. Liczy się wola sterującego, nie sterowanego. Kobieta najsilniejsza. Niewystarczające wyszkolenie by zabić samemu. Kontrolę nad nią musiałby przejąć ktoś wybitnie potężny. Nie ma powodu.
– Do czego nie ma powodu?
– Ktoś tak potężny zabiłby króla. Nie kustosza. Osobiste porachunki. – Ata wyraźnie zbladła czując, że to ją kreuje się na morderczynię. Doskonale widziała, że pod wpływem potężnych czarów, oczywiście surowo zabronionych, mogłaby dokonać czegoś takiego, absolutnie nie zdając sobie z tego sprawy.
– Albo to nie ona. – Powiedziałem, rzucając niewzruszonemu psionikowi stanowcze spojrzenie, które chyba miało mu pokazać, że ja tu dowodzę i ja oskarżam bądź uniewinniam. Ja stawiam wnioski. Nie wydaje mi się, żeby przekaz do niego dotarł. Zresztą sam zaczynałem czuć, że nie do końca rozumiem jego tok myślenia.
– Zgoda. Możliwe.
Powietrze znów zafalowało, a Szrama na mgnienie oka odmienił swe kolory. Nie jestem pewien czy robił to świadomie. Właściwie to nie jestem pewien, czy tak naprawdę w ogóle to robił.
– To nie kobieta. Była w domu. Jadła kolację, gdy zadzwonił telefon. Jadła w samej bieliźnie. Czarnej. Niewinna. Czysta. Taka czysta… – W dziwny, naprawdę dziwny sposób lekko wyciągnął ku niej rękę, jego oczy wciąż były nieobecne, wpatrzone w dal. Gwałtownie cofnął dłoń z rozcapierzonymi palcami, jakby powstrzymywał swoje drugie ja. I pewnie tak właśnie było, mówiłem, że to niebezpieczny świr. Nienawidzę z nimi pracować.
– Możesz tak sprawdzić każdego z nas?
– Potrzeba dużo energii.
– Zrób to.
– Spróbujcie otworzyć swoje umysły, ludziki. Będzie mi łatwiej.
Powietrze migotało kilka minut, kolory wariowały mi przed oczami, na twarzy Szramy odmalował się wysiłek. Ale właściwie nie poczułem, gdy przeglądał moje podświadome wspomnienia. No chyba, że w ogóle do mnie nie doszedł.
W pewnym momencie poczułem straszny ucisk w piersi, ułamek sekundy później zorientowałem się, że jestem całkowicie sparaliżowany, niczym posąg zastygłem w pozycji siedzącej. W tamtym momencie tylko moje myśli należały do mnie, całe ciało odmówiło posłuszeństwa. No, prawie całe. Oczami mogłem ruszać. Ata siedziała z przerażonym spojrzeniem, jej piersi nerwowo drgały, gdy raz za razem usiłowała złapać oddech. Nie miałem jej jak przekazać, że jeśli przestanie z tym walczyć, organizm sam przeprowadzi wszystkie niezbędne procesy. Żołnierze patrzyli gniewnie na psionika. Szrama natomiast wstał i podszedł do biurka kustosza. Teraz już miałem pewność, że te paraliże to jego sprawka. Co takiego odkrył?
On natomiast wziął do ręki swój pistolet, szybkim ruchem wysunął magazynek i spojrzał ku niemu. Musiałem mocno wytężyć wzrok, ale ujrzałem to, czego się spodziewałem, jednej kuli brakowało, a przed misją na pewno dokładnie przygotował cały swój sprzęt.
– Pewność. – Powiedział wciąż spokojnym głosem Szrama. – Zabiłem kustosza, choć tego nie pamiętam. Nade mną nie można przejąć kontroli tak jak nad wami, ludziki. Muszę go odnaleźć. Muszę zniknąć i rozwiązać tę sprawę. Będą mnie ścigać. – Podszedł do mnie, nachylił się tak, że nasze oczy znalazły się bardzo blisko siebie. Za blisko, jak na mój gust. – Nie goń mnie, detektywie. Nie chcę wam robić krzywdy. Muszę się wynieść ponad prawo. Nie poddam się. Dowiem się o co chodzi. Nie goń.
Zniknął momentalnie. Jakby rozpłynął się w powietrzu, rozmazał się i już go nie było. Usłyszałem ciche, niezwykle szybkie kroki. Zbiegał po schodach. Jednocześnie uwolnił nas z paraliżu, nawet dla niego nie było łatwe kontrolować cztery ciała na raz i nie zatracić się w swoim szaleństwie, wywoływanym przez niepojęte dla mnie myśli. Ata upadła na ziemię, oddychała ciężko. Żołnierze rzucili się do broni, jak także.
Nie chcę, naprawdę nie chcę. Ale i tak będę go gonił.
Takie moje szczęście. Albo domena pracy detektywa.
Opisy godne chirurga plastycznego - jak dla mnie za długie, zbyt szczegółowe i za mało intuicyjne. Generalnie za dużo było napisane, a za mało się działo. Naturalne dialogi - to wielki plus. W ogóle napisane bardzo dobrze, z czego na pewno zdajesz sobie sprawę.
Napięcie sexualne pomiędzy głównym bohaterem i jedną z pobocznych kobiet - jakież to hollywoodzkie... ;)
Dzięki za opinię :)
Wiem, że trochę za bardzo opisowo, za mało akcji, takie rzeczy się niestety pojmuje po skończeniu tekstu. No ale pewnie z każdym kolejnym będzie lepiej.
Bardzo dobrze napisane, wciągające, z pomysłem. "Złote zasady kryminałów" mówią wyraźnie, że nie powinno się mieszać magii do zagadek kryminalnych, ale pokazujesz z rewelacyjnym skutkiem, że zasady są od tego, żeby je łamać :) Trzeba tylko to potrafić, a ty z pewnością potrafisz.
Jak bym już się miała czegoś czepić, to błędów w zapisie dialogów, kropek i wielkich liter po myślniku; zamiast:
- Albo to nie ona. - Powiedziałem.
Powinno być:
- Albo to nie ona - powiedziałem.
Jeżeli z każdym kolejnym tekstem będzie lepiej, to trzymam kciuki! :D
Dzięki Tobie też wielkie za opinię i wsparcie. ^^
No i za tę poprawkę o dialogach, przyznaję się bez bicia, byłem pewien, że piszę dobrze. Człowiek się całe życie uczy. Dzięki raz jeszcze.