
1
– W budynku znajdują się trzy cele – zakomunikował beznamiętnym tonem głos z centrali. – Według przewidywań nie są uzbrojeni ani nie spodziewają interwencji. Skala zagrożenia została określona na cztery.
– Cztery? – Garrido prychnął pogardliwie. – Wysyłają cały oddział przy tak niskiej skali?
– Mogę cię tam wpuścić samego! – krzyknąłem i zmierzyłem podwładnego wzrokiem. – Nie pamiętasz, co się stało z grupą Colungi w Barrio-4 dwa tygodnie temu?
– Pamiętam, sargento. Przepraszam.
Roberto Colunga wraz ze swoim oddziałem dostał zlecenie na likwidację nielegalnego zgromadzenia w jednym z bloków socjalnych. Według prekognitów z Wydziału Przyszłych Zbrodni kilku z mężczyzn tam przebywających miało w przyszłości przewodzić ruchom rewolucyjnym coraz częściej pojawiającym się w mieście. Niestety, specjaliści źle ocenili zagrożenie, bo organizacja już działała, a w budynku zgromadzono broń oraz wiele środków wybuchowych. Podczas interwencji doszło do strzelaniny, w wyniku której śmierć poniosło dwanaście osób, w tym czterech funkcjonariuszy. Dwóch kolejnych doznało trwałego kalectwa, a jeden do dziś był utrzymywany w śpiączce farmakologicznej.
– Szykować broń. W razie jakiegokolwiek zagrożenia strzelać bez ostrzeżenia. To ma być szybka i gładka robota. Żebym potem nie musiał pisać zbędnych raportów. Zrozumiano? – spytałem. Wszyscy podwładni pokiwali głowami. Nie była to nasza pierwsza, wspólna interwencja. Wiedzieli, czego od nich oczekuję, a jakich zachowań nie toleruję. Uśmiechnąłem się i powiedziałem: – Świetnie.
2
Dom pogrążony był w ciemności. Mieszkańcy niczego nie podejrzewali. Funkcjonariusze byli już na pozycjach, czekali tylko na mój sygnał. Jeszcze raz na szybko przeanalizowałem sytuację. Raporty prekognitów były dość dokładne odnośnie rozkładu pomieszczeń, pokrywały się ze zdjęciami satelitarnymi.
Celami było trzech studentów, którzy za parę lat mieli przeistoczyć się w przywódców młodzieżowego buntu przeciw rządowi. Wizje prekognitów pokazywały, że najmłodszy z nich, Luis Anibal Salzedo, miał w przyszłości stać się groźnym agitatorem. Jego mieliśmy pojmać żywego, pozostałych zlikwidować na miejscu.
Mrugnąłem, okiem aktywując tryb bojowy i dając znak do rozpoczęcia akcji.
Garrido wyważył drzwi, stojący za nim Jaquez wrzucił granat ogłuszający. Odczekali parę sekund aż usłyszeli huk wybuchu i wpadli do budynku. Dotarły do mnie krzyki i kilka stłumionych wystrzałów. Odbezpieczyłem broń i również wbiegłem do środka.
Wszystko poszło gładko. Dwaj studenci nie zdążyli wstać z łóżek, leżeli z dziurami w głowach. Jeśli mieli szczęście, nawet się nie obudzili. Garrido schwytał Salzedo. Chłopak był bokserkach i zmiętej koszulce, wodził błędnym spojrzeniem po pomieszczeniu, nie mogąc zogniskować wzroku. Przelewał się przez ręce wyraźnie oszołomiony i zdezorientowany. Podszedłem do niego i spytałem:
– Luis Anibal Salzedo?
Student spojrzał na mnie, ale jego wzrok był nieobecny, z kącika usta wyciekała strużka śliny. Uderzyłem go w twarz otwartą dłonią. To najlepszy sposób na otrzeźwienie.
– Nazywasz się Luis Anibal Salzedo?
– Tak… – odpowiedział piskliwym głosem. Był wyraźnie przestraszony, na majtkach wykwitła plama moczu. – O co chodzi?
– Jesteśmy funkcjonariuszami Wydziału Przyszłych Zbrodni. Zostałeś oskarżony o spiskowanie przeciwko rządkowi przez Sąd Prekognicyjny. Zabieramy cię do centrali w celu przesłuchań.
– Ale… – Salzedo był w wyraźnym szoku. Nie miałem pewności, czy dotarły do niego moje słowa. – Ale ja nic przecież nie zrobiłem.
– Jeszcze nic. Lecz niedługo byś zrobił. – Uśmiechnąłem się. – Zabrać go i zwijamy się.
3
Droga do centrali przebiegała bez przeszkód. Funkcjonariusze dowcipkowali, zadowoleni z udanej akcji. Ja również byłem usatysfakcjonowany. Wykonaliśmy zadanie podręcznikowo, bez strat własnych ani wśród przypadkowych przechodniów czy cywilów. Zlikwidowaliśmy wskazane cele, a głównego podejrzanego schwytaliśmy żywcem.
Który to już rok nienagannej służby, pomyślałem. Czy w końcu doczekam się upragnionego awansu? Może chociaż za zasługi dostanę przydział na pobyt w Los Barejos. Położony nad oceanem, rządowy ośrodek wypoczynkowy dla prominentnych działaczy i funkcjonariuszy był marzeniem każdego oficera służącego w Wydziale Przyszłych Zbrodni. Nigdy nie miałem wątpliwości co do znaczenia i słuszności mojej służby. Chciałem również, żeby została ona należycie doceniona.
Zobaczyłem migającą ikonkę przychodzącego połączenia i mrugnięciem odebrałem rozmowę.
– Część, syneczku – powiedziałem, widząc uśmiechniętą twarz mojego pięcioletniego syna, Miguela.
– Cześć, tato. – Chłopak wyszczerzył się w szczerbatym uśmiechu. Niedawno wyleciały mu dwa przednie mleczaki. – Kiedy będziesz w domu?
– Zejdzie mi się jeszcze kilka godzin. Muszę odstawić groźnego przestępcę do więzienia.
– Łaaa – krzyknął uradowany Miguel. – Kto to jest? Co zrobił?
– Nie mogę ci powiedzieć. – Chłopak zrobił smutną minę. – Chyba, że będziesz grzeczny?
– Będę, będę.
– Pomyślę wieczorem. A teraz muszę kończyć. Do zobaczenia.
– Paa, tato.
Zakończyłem rozmowę i wyjrzałem przez holowizjer. Lecieliśmy nad rozświetlonym neonami miastem, zmierzając w kierunku budynku Sądu Prekognicyjnego. Na pojmanego przez nas Salzedo czekało już grono jasnowidzów, którzy mieli zdecydować o jego dalszym losie. Podejrzewałem, że resztę życia spędzi w więzieniu na wyspie San Cebrero. W odosobnionej, położonej na klifie celi, w której ledwo można się wyprostować, a jedynymi jego towarzyszami będą szczury i insekty. Chyba że jego przyszłe zbrodnie okażą się poważniejsze niż dotychczas sądzono. Wtedy zostanie zlikwidowany w trybie natychmiastowym.
Zamigotała kolejna ikona przychodzącego połączenia. Tym razem dzwoniła Maria Pelegrino, moja bezpośrednia przełożona i szefowa Wydziału Przyszłych Zbrodni.
– Sargento Aguilar. – Odebrałem mrugnięciem i przedstawiłem się zgodnie z procedurą.
– Misja zakończona powodzeniem?
– Tak, szefowo. Wszystko w jak najlepszym porządku. Właśnie dolatujemy do Sądu Prekognicyjnego i przekazujemy Salzedo.
– Dobrze. – Na chwilę zawiesiła głos. – Kiedy wrócisz do centrali, przyjdź do mnie. Mam pewną sprawę do omówienia.
– Coś się stało? – spytałem lekko zaniepokojony.
– Wszystkiego dowiesz się na miejscu. – Uśmiechnęła się i zakończyła połączenie.
Ciekawe, o co może chodzić, pomyślałem. Czyżby upragniony awans?
4
Odstawiliśmy Salzedo i wróciliśmy do centrali. Garrido i reszta ucieszyli się z zakończenia służby i rozeszli do domów. Szybko spisałem raport z akcji, a następnie udałem się do biura szefowej wydziału.
Kiedy wszedłem, Maria Pelegrino siedziała pogrążona w myślach. Widząc mnie, wstała i uśmiechnęła się lekko.
– Oto raport. Wszystko poszło podręcznikowo, więc jest krótki i zwięzły – powiedziałem, wręczając jej czytnik z dokumentacją.
– Dziękuję. Proszę, usiądź.
Spocząłem na wygodnym fotelu i zapytałem:
– O czym chciałaś porozmawiać?
– Chcę ci coś pokazać. – Włączyła rzutnik na tablecie i na jednej ze ścian ujrzałem obraz.
Wielokrotnie już zdarzało mi się oglądać w jej gabinecie podobne projekcje przyszłości wygenerowane przez rządowych jasnowidzów. Ta przedstawiała młodego, może dwudziestoletniego chłopaka o ciemnych włosach i ostrych rysach twarzy. Stał na ulicy z pistoletem w dłoni, w tle płonął budynek Sądu Prekognicyjnego. Wokół szalały zamieszki, wojsko ścierało się z tłumem. Latały kule, strzelały armatki wodne, na niebie widać było wojskowe drony i działka powietrzne. W pandemonium krzyków, wybuchów i ognia wyróżniała się postać chłopaka. Kroczył na czele uzbrojonej grupy i wykrzykiwał jakieś hasła, których w panującym hałasie nie sposób było zrozumieć. Po chwili obraz zbladł i zgasł. Nagrana wizja się zakończyła.
– Jak rozumiem to nasz kolejny cel? – spytałem.
Maria powoli kiwnęła głową. Wydawała się dziwnie milcząca, przeważnie podczas podobnych odpraw dużo mówiła i tłumaczyła założenia misji i konsekwencje jakie mogą towarzyszyć ewentualnemu fiasku.
– Kim jest ten chłopak?
– To twój syn, Miguel.
5
Wracając do domu miałem mętlik w głowie. Po obejrzeniu projekcji przyszłości, Pelegrino wręczyła mi raport jasnowidzów. A ten nie napawał optymizmem i nie pozostawiał złudzeń.
Ze złością zakląłem i uderzyłem zaciśniętą pięścią w pulpit pojazdu. Aire-turismo na chwilę zmienił kurs, jednak szybko złapałem za ster i wyrównałem lot. Muszę wszystko przemyśleć, ochłonąć i przeanalizować sytuację. Tak jak to robiłem przed każdą akcją w Wydziale Przyszłych Zbrodni. Miałem jeszcze trochę czasu. Do domu powinienem dotrzeć za około dwadzieścia minut.
Miguel w wieku piętnastu lat miał zacząć spotykać się z grupą rewolucjonistów planujących obalenie rządu i obecnie panującego porządku. Uważali oni, że prekognicja to oszustwo mające na celu manipulowanie społeczeństwem. Że każdy ma prawo do wytyczania własnej ścieżki życia, a skazywanie ludzi na śmierć i więzienie za zbrodnie, które rzekomo mieli popełnić, to rodzaj represji służący zastraszaniu mieszkańców państwa.
Początkowo jedynie agitował, najpierw w szkole, potem na uczelni. Następnie razem z kilkoma bojówkarzami zaczął podkładać ładunki wybuchowe pod komisariaty policji i mniejsze budynki rządowe. Ostatecznie jego działania miały doprowadzić do wysadzenia siedziby Sądu Prekognicyjnego i ogólnokrajowego buntu.
Nie mogłem w to uwierzyć. Jak mój mały syn, od niemowlęcia wychowywany jako przestrzegający praw i obowiązków obywatel, mógł zejść na tak złą drogę. Co gorsza z tej drogi nie było odwrotu. Według raportów jasnowidzów żadne podejmowane działania nie mogły go odwieść od takiej przyszłości. Każda ścieżka jego życia prowadziła w to samo miejsce.
A to oznaczało, że miałem tylko jedno wyjście.
6
Kiedy wszedłem do domu, Miguel rzucił mi się na szyję. Uniosłem go w górę i obróciłem kilka razy. Po chwili postawiłem syna na podłodze i poczochrałem mu włosy.
– Stęskniłeś się?
– Tak. Miałem już iść spać. Jutro muszę iść do szkoły, a mamy jechać na wycieczkę do kanionu El Chorrito, więc muszę wstać bardzo wcześnie. – Wpadł w tak uwielbiany przeze mnie słowotok.
– Byłem tam kiedyś, piękne miejsce – powiedziałem cicho.
W drzwiach od kuchni stanęła moja żona.
– Zjesz coś? Zrobiłam paelle z owocami morza.
– Może później.
– Ciężki dzień w pracy? – spytała Rosita, widząc moją zmęczoną twarz.
– Tak, nawet bardzo.
– Tato, tato! – krzyknął Miguel, tarmosząc mnie za rękaw. – Miałeś mi opowiedzieć o przestępcy, którego dzisiaj zatrzymałeś.
– Chodź do twojego pokoju. Opowiem ci.
Przechodząc, pocałowałem żonę w policzek.
Położyłem Miguela do łóżka. Opowiadałem mu o różnych sprawach, czekając aż zaśnie. Kiedy w końcu zamknął oczy, odczekałem jeszcze chwilę, aż zapadł w sen. Usiadłem na podłodze tak, by moja twarz znalazła się dokładnie na wysokości jego buzi. Wypatrywałem oznak buntu, czy złości, ale nie znalazłem nic. Jego twarzyczka była tak samo niewinna i słodka, jak kilka godzin temu, przed ogłoszeniem wyroku. Dobry Boże, dlaczego? Zagryzłem zęby, żeby nie krzyczeć. Miguel oddychał spokojnie i głęboko, na podłożoną pod policzek rączkę wyciekała odrobina śliny z rozchylonych ust. Tak jak u Salzedo, gdy go schwytaliśmy. Co zrobiłem nie tak? Jaki błąd popełniłem? Dlaczego nie można tego zmienić?
Sięgnąłem do kurtki i z wewnętrznej kieszeni wyjąłem rewolwer. Pogłaskałem syna po głowie i przystawiłem do niej pistolet.
– Przepraszam – wyszeptałem, łkając i pociągnąłem za spust.
Poduszki, ściana, pościel, moja twarz i ubranie w sekundę pokryły się krwią i kawałkami mózgu. Osunąłem się na podłogę. Zaalarmowana hałasem Rosita wpadła do pokoju. Po jej spojrzeniu widziałem, że nie rozumie, co się stało. Że nie chce rozumieć i uwierzyć w to co widzi.
– Coś ty zrobił? – krzyknęła roztrzęsiona i podbiegła do ciała Miguela. Przytuliła syna, jej dłonie i przedramiona pokryły się krwią. Zaszlochała i odwróciła się w moją stronę. Odsunąłem się w stronę drzwi, broń rzuciłem na podłogę i wpatrywałem się we własne ręce, nie mając odwagi spojrzeć Rosicie w oczy.
– Coś ty zrobił? – wrzasnęła histerycznie. Upuściła ciało syna i dobiegła do mnie, okładając mnie drobnymi pięściami i krzycząc. Przyjmowałem ciosy z pokorą, po chwili objąłem ją i przytuliłem. Szarpała się i odpychała mnie, odwracając głowę, jakbym nagle stał się kimś obcym. Przyciskałem jej ciało do siebie, starając się ją uspokoić.
– Zapewniłem nam przyszłość – powiedziałem płacząc.