- Opowiadanie: Herkus - Złoty hełm

Złoty hełm

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Złoty hełm

 

 

Na kamiennym „ołtarzu” znajdował się jedynie złoty hełm.

Doktor Małecki spoglądał na niego ze zdziwieniem. W sąsiednich pieczarach znajdował metalowe narzędzia, a także drobne ozdoby i monety. Nigdzie jednak nie natknął się na broń lub bojową ochronę, zupełnie jakby żyjący tu Celtowie nie czuli żadnego zagrożenia – ani sami go nie stanowili. Taką opcję uważał za nieprawdopodobną, wszak plemiona, które przyniosły kulturę halsztacką na Morawy, z pewnością nie należały do pacyfistów.

Szyszak był zaskakująco mały, a przy tym lekko podłużny, jakby sporządzony dla długogłowego dziecka. Spoczywał na potężnym głazie niczym ofiara ku czci nieznanego bóstwa. Doktor zastanawiał się, czy ma do czynienia z jak dotąd nieznaną archeologii formą kultu. W takim przypadku nie potrafił zrozumieć jej osobliwej formy. Z drugiej strony, potężny kamień, który odruchowo nazwał ołtarzem, mógł przecież spełniać wiele innych funkcji.

„No i dlaczego nie ma tu nic poza tym przeklętym hełmem?”, pomyślał. „Gdzie się podziały ludzki szczątki, miecze, narzędzia pracy? Czyżby tutejsi kapłani zabronili ludziom wchodzić do tego miejsca, ogłaszając je świętym?”.

Postanowił zaniechać jałowych rozważań. Spoglądając na niezwykły skarb, doszedł do wniosku, że nie został on wykuty ze złota, ale z innego, nieznanego mu tworzywa. Co więcej, nie wyglądał ani trochę na typowy zabytek z epoki halsztatu – ani jakiejkolwiek innej. Prędzej przypominał nakrycia głowy stosowane przez prusackich żołnierzy w czasie Wielkiej Wojny, miał jednak w sobie coś kompletnie nieznanego.

Chcąc dokładniej zbadać znalezisko, podszedł do głazu i wyciągnął rękę. W tym momencie oczy zaszły mu mgłą. Stracił równowagę, czując się przy tym, jakby pochłaniało go piekło.

 

* * *

 

Lezał na zimnym, twardym podłożu. Powoli otworzył oczy i ucieszył się, że nie ma problemów ze wzrokiem. Jednakże widok, który ujrzał, przyprawił go nie o radość, lecz o kompletne osłupienie.

Spoglądały na niego dwie otoczone aureolą postaci. Świetlisty poblask stanowił, jak się zdawało, nierozerwalną część ich ciał, nie przypominając przy tym ani neonowych afiszy, ani nimbów widocznych na obrazach przedstawiających świętych.

Na pierwszy rzut oka obcy wyglądali wręcz nieziemsko pięknie. Dopiero po paru sekundach przypatrywania się ich twarzom spostrzegł, że miały one niewielkie, niemal niedostrzegalne uszy i nozdrza. Również lekko zielonkawa karnacja wyglądała przedziwnie.

Postaci patrzyły na niego, nie zdradzając w żaden sposób uczuć. Nie wydawały się speszone jego przebudzeniem, w ich oczach nie dostrzegł również ciekawości typowej dla ludzi obcujących z nieznanym. Czekał na jakąkolwiek reakcję, lecz na próżno.

Ni z tego, ni z owego zaczął szukać powiązań pomiędzy niecodziennym zjawiskiem a nadnaturalnymi bohaterami celtyckich legend, które w przerwach między wykopaliskami uważnie studiował

– Tuathá De Danann? – spytał z głupia frant, starając się nadać obcym słowom poprawną irlandzką wymowę.

Baśniowe miano nie zrobiło na istotach żadnego dostrzegalnego wrażenia. Wciąż wpatrywały się w niego, milcząc.

Doktor zdał sobie sprawę, że nie został związany, lecz leżał swobodnie na kamieniu – czyżby tym samym, na którym spoczywał hełm? Nie wyczuł też żadnego złamania ani nawet bolącej rany. Mógł spokojnie stanąć na nogi i tak też zamierzał uczynić.

Podźwignął się – być może nazbyt gwałtownie, gdyż jedna z osób natychmiast przyparła go z powrotem do głazu. Próbował się wyswobodzić, lecz bezskutecznie. Ostatecznie zrezygnował z wszelkich prób oporu.

Przypatrzył się nieznajomym raz jeszcze. Zauważył, że ten, który zniewolił go żelaznym uściskiem, musiał być mężczyzną, natomiast druga z postaci należała do płci pięknej. Archeolog nie miał jednak zupełnej pewności, wszak stały nad nim stworzenia niewątpliwie nie z tej ziemi.

Mimo, że odczuwał coraz większy niepokój, postanowił poddać się losowi.

Nie musiał czekać długo. Druga z postaci obróciła się i, nie wydając żadnego dźwięku, lewą ręką uczyniła niezrozumiały dla niego gest.

Po chwili podeszło do niego może z pięć podobnych do tej dwójki osób z takim samym, kamiennym wyrazem twarzy. Obserwując je, czuł się jak pacjent na stole operacyjnym… lub raczej niczym zwierzę doświadczalne, na którym zamierzano przeprowadzić jakiś paskudny eksperyment.

Jedna z istot, swoją władczą postawą sprawiająca wrażenie przywódcy, skinięciem lewej ręki nakazała uwolnić jeńca z uścisku. Następnie otworzyła drugą dłoń, w której trzymała drobny, srebrnawy przedmiot o kształcie nieociosanej bryły.

Doktor poczuł, że ktoś chwycił jego ramię i mocnym szarpnięciem zerwał z niego rękaw koszuli. „Przywódca” wyciągnął nie wiadomo skąd długi, niezwykle cienki sztylet i bez ceregieli wbił go głęboko w przedramię jeńca. Archeolog wrzasnął odruchowo, spodziewając się potężnej eksplozji bólu. Zamiast tego poczuł stopniowo narastające narkotyczne odrętwienie. Czyżby broń została nasączona środkiem odurzającym? Nie zdołał się nad tym zastanowić, gdyż oczy ponownie zaszły mu mgłą, choć tym razem zupełnie innego rodzaju.

 

* * *

 

Ocknął się z twarzą wciśniętą w głaz. Doszedłszy do siebie, wstał i spojrzał na ołtarz. Hełm zniknął. Rozejrzał się dookoła i dostrzegł jego resztki, rozrzucone jak gdyby wskutek wybuchu.

Z miejsca przyszły na myśl niezwykli ludzie, z którymi się zetknął. Lecz czy do spotkania z nimi naprawdę doszło? Czy to nie był jakiś przedziwny sen? „Może w hełmie krył się jakiś halucynogenny proszek?”, pomyślał.

Jednakże uparcie nasuwające się skojarzenie z mitycznymi Tuathá De Danann nie dawało mu spokoju. Owszem, ów lud rzekomo żył przez dwieście lat w starożytnej Irlandii, nie zaś nad Morawą. Lecz według legend przybył on zza morza, a potem związał swe losy z Celtami, którzy przecież rozeszli się po niemal całej Europie. Niewykluczone, że tu znajdowała się jego kolebka – albo miejsce zesłania.

Poczuł, że ponosi go nieprzystająca badaczowi przeszłości fantazja. Mimo wszystko postanowił myśleć racjonalnie, nie dając wiary pradawnym mitom. Przypomniał sobie paskudną „operację” i odruchowo spojrzał na lewe ramię. Rękaw koszuli został z niego zerwany, zaś na bicepsie znajdowała się blizna – niewielka, za to o niepokojąco regularnym, elipsowatym kształcie, który nie mógł powstać w wyniku zwykłego nacięcia ani skaleczenia. Dotknął jej i wzdrygnął się z obrzydzeniem, wyczuwając ukryty w ciele drobny, twardy przedmiot.

Stracił kontrolę nad sobą. Wyjął z kieszeni scyzoryk, otworzył i bez opamiętania wbił ostrze powyżej łokcia, aby wyrwać ohydną rzecz, czymkolwiek ona nie była. Nie zważając na przeszywający ból, wiercił wbitym w mięsień nożykiem. Ucieszył się, gdy zrozumiał, że obiekt nie został przymocowany do kości, lecz tkwił luźno w ciele. W końcu potężnym szarpnięciem wyrwał z przedramienia metalową bryłę.

Chciał się jej przyjrzeć, lecz poczuł potężny, rozrywający tkanki ból. Upadł na twarz, bezskutecznie próbując zlokalizować jego przyczynę. Odnosił wrażenie, że coś wysysa jego energię życiową. W ostatnim przebłysku świadomości dostrzegł, że obiekt zaczął syczeć.

 

* * *

 

 

„To był świat G3”, stwierdził dowódca. „Opuściliśmy go ponad trzy tysiące lat temu, lecz najwidoczniej niektóre przekaźniki nadal tam zostały. Szkoda, że akurat ten okazał się wadliwy”, wysłał wiadomość, spoglądając lekko zasępiony na gasnący hologram. Nie przejmował się dogorywającą ofiarą doświadczenia, lecz widok resztek cennego kasku napawał go smutkiem.

„Czy nie popełniliśmy przypadkiem błędu?”, odebrał myśl jednego z Adeptów. „Czy nie można go było uśpić albo usunąć operację z pamięci?”

„Z całą pewnością”, odparł spokojnie dowódca. „Pamiętam jeszcze przedstawicieli tej rasy, bardzo posłusznych i zabobonnych wobec nas, przybyszy z innego świata. Może nam się trafił wyjątkowo niepokorny przypadek. Nie wiem. W każdym razie, od teraz działamy ostrożniej”.

„Od teraz?”, odebrał pytanie. Obrócił się w stronę telepatycznego rozmówcy i zobaczył na jego twarzy z trudem ukrywane zdumienie.

„Owszem”, odparł po chwili. „Czy widziałeś jego ekwipunek? Ta planeta musiała się znacząco rozwinąć pod względem technologicznym, a zatem jej mieszkańcy są dla nas więcej warci. Dlatego będziemy regularnie wysyłać Szaraków, aby ci łapali okazy doświadczalne. Aprobata Rady w tej kwestii to, jak wiesz, zwykła formalność”.

Hologram wygasł całkowicie. Wyglądało na to, że wyrwany z ciała implant eksplodował.

Koniec

Komentarze

Hmmm. Nie rzuciło na kolana.

Fabuła z tych znanych – artefakt, cywilizacja. Ale przynajmniej ubierasz całość w oryginalne szczegóły; Celtowie, kultura halsztacka.

Trochę mam wrażenie, że to raptem zarys – o bohaterze praktycznie nic nie wiemy. Zapewne jakiś archeolog. Scenki krótkie.

Tekst można było lepiej dopracować – masz relatywnie dużo banalnych usterek.

We sąsiednich pieczarach znajdował metalowe narzędzia

W. Przed słowem zaczynającym się od pojedynczej spółgłoski zawsze w.

Spoczywał na na potężnym głazie

Dubel dubel.

gdyż jedna z osób natychmiast przywarła go z powrotem do głazu.

Przyparła?

Babska logika rządzi!

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Czołem,

Gdzie się podziały ludzkie szczątki, miecze, narzędzia pracy? – zjadło jedną literę

… prusackich żołnierzy w czasie Wielkiej Wojny., – podwójny znak interpunkcyjny

… lewą ręka uczyniła niezrozumiały dla niego gest. – lewą ręką

Jedna z istot, swoją władczą postawą sprawiająca wrażenie przywódcy, skinięciem lewej ręki nakazała uwolnić jeńca z uścisku. – może się czepiam, ale skąd bohater wiedział, co oznaczał gest tej obcej istoty?

Poczuł, że ponosi go nie przystająca badaczowi przeszłości fantazja. – nieprzystająca

 

Opowiadanie czytało się przyjemnie, chociaż po zakończeniu wciąż nie mam pojęcia, czemu miał służyć implant w ramieniu bohatera – wydaje się jedynie środkiem do jego uśmiercenia.

Dziękuję za lekturę i pozdrawiam smiley

Dzięki za komentarze.

Krew człowieka zalewa, kiedy wydaje mu się, że opowiadanko jest od strony technicznej dopracowane, a tu wychodzą takie babole. frown

Implant ma związek z histerią na temat rzekomych eksperymentów przeprowadzanych na ludziach przez kosmitów, która to histeria zaczęła się jakiś czas po II wojnie światowej (akcja opowiadania toczy się po pierwszej, zwanej wówczas Wielką Wojną).

Bohater wykitował po tym, jak wydarł z ciała implant, wcześniej ten miał służyć do kontroli nad człowiekiem.

 

“może się czepiam, ale skąd bohater wiedział, co oznaczał gest tej obcej istoty?” – może powinieniem był dopowiedzieć, że chodzi o uniwersalny gest machnięcia dłonią w górę.

Odniosłam wrażenie, że Złoty hełm jest niepełny, że brakuje w nim pewnych dopowiedzeń, które mogłyby sprawić aby tekst stał się czytelniejszy i jaśniejszy. Wolałabym, Herkusie, aby o tym, co wyjaśniasz w komentarzu, można było przeczytać w opowiadaniu.

 

na ob­ra­zach przed­sta­wia­ją­cych świę­tych – Brak kropki na końcu zdania.

 

trzy­ma­ła drob­ny, srebr­na­wy przed­miot o kształ­cie nie­ocio­sa­nej bryły. – A jaki kształt ma nieociosana bryła? Skoro przedmiot był drobny, to chyba nie bryła, a raczej bryłka.

Może: …trzy­ma­ła drob­ną, srebr­na­wą bryłkę o nieregularnym kształcie.

 

Ock­nął się z twa­rzą wci­śnię­tą w głaz. – Można mieć twarz przyciśniętą do głazu, ale czy można cokolwiek wcisnąć w głaz?

 

ten oka­zał się lekko wa­dli­wy”, wy­słał wia­do­mość, spo­glą­da­jąc lekko za­sę­pio­ny… – Powtórzenie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No – czasu akcji w ogóle nie wyczułam, założyłam, że współcześnie.

Babska logika rządzi!

“Czyżby broń została nasączona środkiem odurzającym?” – nie wiem, jak cienki sztylet można by czymkolwiek nasączyć, to .przecież metal, raczej pokropić, oblać.

Sama powiastka nie zrobiła wrażenia, kosmici kontrolujący ludzi to już znany szablon.

Zgadzam się z reg, zbyt wiele niedopowiedzeń, żeby czerpać pełną satysfakcję z lektury. Choć sam pomysł i wykonanie stoi na przyzwoitym poziomie. 

Pomysł dla użycia typowo nieczęsto spotykanych w fikcji kultur jest interesujących. Niestety sam rdzeń – czyli dawni obcy przybysze – jest dla mnie zbyt wyświechtany. Wykonanie przyzwoite, nic nie przeszkadzało czytać. To właściwie tyle, nic powiem jakoś mocno, oprócz tych ludzkich kultur, nie zapadło w pamięci.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Przypomnieli mi się "Tajni agenci czasu" Andre Norton. Ale zgadzam się z przedpiścami, że tekst  wygląda bardziej na szkic niż na skończone opowiadanie.

Nowa Fantastyka