- Opowiadanie: wiking40 - Jutro... pojutrze

Jutro... pojutrze

Opowiadanie napisane w lutym gdy sytuacja polityczna w kraju o którym mowa była bardziej niepewna. Czasami jest miejsce na poważniejsze tematy. Tak mnie coś tchnęło, chociaż nie cierpię polityki to opowiadanie trochę nią śmierdzi.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Jutro... pojutrze

Bogdan obudził się z potwornym bólem głowy. W ustach miał jak w starym trampku. – Przesadziłem i to podwójnie – wspomniał wczorajszy wieczór w knajpie.

 Tydzień temu wrócił z misji we Francji. W ramach pomocy międzynarodowej jego jednostka brała udział w likwidacji dzielnic zamieszkałych przez imigrantów. To już nie było pokojowe przenoszenie ludności afrykańskiej w inne miejsce. Siłowa, całkowita eliminacja getta. Młodzi mężczyźni i kobiety zabierani do obozów pracy. Dzieci umieszczane w szkółkach dla sierot gdzie miały zostać wychowane na praworządnych Francuzów. Starsi natychmiast deportowani do Afryki z przesłaniem co czeka tych co szukają lepszego życia w Europie. Młodzież wspierana przez miejscowe gangi chwyciła za kamienie, koktajle Mołotowa i próbowała stawić opór. Brygady antyterrorystyczne z pomocą wojska jak i „ochotników” z innych krajów z brutalną skutecznością wypełniało swoje zadania. Przez dwa tygodnie lała się krew, głównie ta należąca do mieszkańców podparyskich dzielnic. Setki ludzi zginęło, tysiące rannych. Najgorsze były widoki okaleczonych ludzi, którym nikt nie pomagał. Ciężej ranni dogorywali na ulicach. Po kilku dniach złamano opór głównych grup. Przez kolejne wysiedlano niechcących dobrowolnie opuścić swoje mieszkania czy też baraki. Grupy szturmujące nie ryzykowały wejścia w niepewne miejsca. Najpierw leciały granaty. I to nie dymne czy hukowe ale od razu bojowe. Jeżeli z jakiegoś domu miejscowi się ostrzeliwali to budynek wraz z kilkoma sąsiednimi przestawał istnieć po szybkiej interwencji lotnictwa lub artylerii. Ciała dorosłych jak i dzieci walały się po ulicy. Bezpańskie psy, koty jak i ptaki szybko przyswajały sobie nowe źródło pożywienia.

Odkąd wrócił nie przespał nocy. Pił do świtu aż padał na chwilę po czym budził się po koszmarnych snach. Był na kilku misjach zagranicznych ale nie był psychicznie przygotowany do tego co się wydarzyło pod Paryżem. W większości europejskich krajach władzę zdobyli populistyczni radykałowie szybko przemieniając zdobyty mandat we władzę czysto dyktatorską. Nie licząc się z opozycją, mając poparcie większości wystraszonej, bojącej się napływu imigrantów i terrorystów ludności robili co uznawali za słuszne. Mając władzę nad mediami rządzący wszystko przedstawiali jak chcieli. Kraje rządzone przez radykałów doskonale współpracowały ze sobą zwłaszcza w różnych drażliwych kwestiach. A wczoraj…..

 Poszedł wieczorem do baru aby urżnąć się i przynajmniej przytłumić wspomnienia. Po kilkunastu głębszych był już mocno chwiejny gdy przyszli ci dwaj z wewnętrznego. Podeszli do niego i przysiedli się naprzeciw.

– Wydział wewnętrzny – wyższy z mężczyzn mignął odznaką – To zajmie chwilę.  Bogdan nalał sobie z flaszki kolejnego kielicha. Wychylił. Zapalił papierosa i wydmuchując dym w twarz gościa z „bezpieki” spytał:

 – Interesuje was co piję?

– Państwo a zarazem nas interesuje to co mówisz.

– Gówno was to obchodzi!

– A tu jesteś w błędzie kochany – odezwał się niższy. Jego chytre świńskie oczy świdrowały żołnierza – To co mówisz jest niedobrze odbierane przez górę. Gdyby nie twoje liczne zasługi dla kraju już byś gnił w celi.

– Czego chcecie?

-Masz zamknąć jadaczkę na temat tego co robiłeś we Francji. Dzisiaj grzecznie prosimy. Następnym razem nie będziemy tacy mili.

– A jak nie to co? – dmuchając im kolejny raz dym w twarz spokojnie zapytał Bogdan. – Zostaniesz zaproszony do KZ 2.

 Z twarzy żołnierza nie można było wyczytać aby ta informacja wywarła jakiekolwiek wrażenie. Z reguły wizyta w KZ 2 oznaczało wyrok śmierci, dożywotni obóz lub pranie mózgu. To ostatnie w przypadku tak wyszkolonego człowieka było najbardziej prawdopodobne. Państwo dbało o swoje inwestycje.

 – I tak miałem zmienić swoje życie – mruknął wychylając kolejny kielich.

– Co powiedziałeś? – zapytał wyższy.

-Że mam was w dupie.

Zanim przebrzmiało ostatnie słowo Bogdan zdzielił wyższego butelką w głowę i pchnął stolik na dwójkę agentów. Pierwszy wygramolił się niższy. Ruszył z wyciągniętym paralizatorem. Szybki unik żołnierza, pociągnięcie za rękę i urządzenie wyładowało ładunek elektryczny w ciało właśnie wstającego z ziemi drugiego z mężczyzn. Ten ponownie zwalił się w drgawkach na ziemię. Niższy mocno wkurzony sięgał po pistolet gdy dosięgło go kopnięcie w bok kolana. Cios był tak silny, że uderzony zwalił się jak kłoda. Bogdan podszedł, złapał głowę jęczącego i walnął nią o kant ławy. Ten ze zmiażdżoną twarzą padł bez czucia na ziemię.  Żołnierz podszedł do leżących. Zabrał ich pistolety, zapasowe magazynki, paralizator, dokumenty i pieniądze. Działał szybko i dokładnie. Wiedział, że ma niewiele czasu. Świadkowie całego zajścia patrzyli na to oniemiali. Podszedł do niego barman.

– Zwijaj się chłopie. Musiałem po nich zadzwonić. Już jadą.

-Rozumiem. Już mnie nie ma.

 Włożył bluzę i wyszedł z baru. Kluczył. Kilkukrotnie zmieniając kierunek aby sprawdzić czy nie idzie za nim szpicel czy też „praworządny obywatel” chcący się przysłużyć państwu. Nie mógł wrócić do koszar. Pojechał na przedmieścia. Z kapturem na głowie miał nadzieję, że nikt go nie rozpozna. Jesienna szarówka była jego sprzymierzeńcem. Było ciemni i mocno padało. Państwo Polski dla Polaków, jedynej słusznej opcji politycznej działało szybko. Jadąc tramwajem już widział swoje zdjęcie wyświetlane na bilbordach: 

„Niebezpieczny i uzbrojony, żywy lub martwy – 500.000 zł”.

Wiedział, że nie może skorzystać z żadnego motelu. Na szczęście wiedział gdzie mieszka jego kumpel, też kawaler, który był na misji uszczelniania granic greckich. Wyskoczył z tramwaju i ostatni kilometr przeszedł pieszo. Wszedł na klatkę starej kamienicy nie zaświecając światła. Odnalazł właściwe drzwi na poddaszu i otworzył je bez problemu. Stary łatwy zamek.  Padł nie rozbierając się na fotel. Ściągnął tylko buty. Po raz pierwszy od kilkunastu dni zasnął głębokim snem.

– Przesadziłem i to podwójnie… – wstał z fotela i podszedł do lodówki. Wyciągnął mineralną i jednym ciągiem wypił półlitrową butelkę. Paskudny smak w ustach trochę zelżał.

– A może i nie przesadziłem. Mam dość tego kraju. Tej obłudy i zakłamania. Wstąpiłem do wojska aby bronić swój kraj przed wrogiem. A zamiast tego kolejne misje podczas których strzelamy do cywili jak do kaczek.  Sprawdził magazynki w obydwu pistoletach po czym wsunął broń za pasek. Podszedł ostrożnie do okna. Stojąc w jego rogu przez żaluzje obserwował ulicę.  Staruszek na skrzyżowaniu sprzedający z wózka rządową gazetę Jedna Polska. Bo to była jedyna gazeta jaka wychodziła. Obok babcia z koszykiem z jajami. Parę osób śpieszących się do pracy.

– Muszę poczekać do wieczora. Dostać się do Zakopanego. Potem przez Tatry na Słowacje i dalej na południe. Tam jest takie zamieszanie, że bez trudu się ukryję aż postanowię co dalej. Już miał odejść od okna gdy zobaczył samochód, który zatrzymał się u wylotu ulicy i dokładnie taki sam po drugiej stronie. Ledwo wykonał pół kroku w stronę butów leżących obok fotela gdy potężny wybuch wyrzucił go przez okno.  Na wpół oszołomiony starał się zorientować co się stało. Spojrzał w górę i trzy metry nad sobą zobaczył okno przez które wyleciał. Spadł na balkon piętro niżej. Poza kilkoma skaleczeniami i obtarciami nic poważniejszego mu nie było.

– Stój! Nie ruszaj się! – dobiegło go z góry. Instynktownie rzucił się przez barierkę w dół licząc na to że pod nim jest identyczny balkon. Świsnęły kule. Poczuł jak jedna z nich musnęła mu lewą skroń.

 – Znowu jak kot na cztery łapy –pomyślał podnosząc się piętro niżej. Naparł barkiem na drzwi balkonowe a następnie na wejściowe. Wybiegając na klatkę schodową zderzył się w drzwiach z antyterrorystą. Wpadł na niego z takim impetem, że obydwaj sturlali się kilkanaście schodów w dół na półpiętro. Bogdan pozbierał się pierwszy. Ledwo zdążył wstać a kule zaczęły wbijać się w podłogę tuż obok niego.

– Strzelają nie patrząc na swojego – pomyślał i wskoczywszy na poręcz śmignął na dół. Wybiegł na podwórze na tył domu. Wspinając się na garaż poczuł lekkie ukłucie w prawe ramie. Zdołał jeszcze podciągnąć się na dach. Zrobił kilka kroków. Czuł coraz większą bezwładność swego ciała. Nogi ugięły się pod nim. Padł na klęczki.

– Tak… tak wygląda koniec ?

Bezwładne ciało jak na zwolnionym filmie zaczęło się przechylać aż położył się na skraju dachu. Ostatkiem sił obrócił się i spadł na trawnik poniżej. Do nieruchomego ciała podeszło czterech mężczyzn w prochowcach. Antyterroryści trzymali się z boku. Żołnierz leżał na brzuchu. Cała głowa we krwi.

– Martwy?

 Jeden z bezpieki przykucnął obok ciała. Sprawdził puls. Oglądnął głowę. Wyciągnął z ramienia strzałkę ze środkiem usypiającym.

 – Nic mu nie jest. Stracił ucho i to stąd tyle krwi.

 – Takich jak on powinno się rozstrzelać.

– Tacy jak on kosztowali miliony nasze państwo. Będzie jeszcze przydatny. Bierzemy go do KZ 2.

 

 

…………………………

 

 

 

 Pochmurny zimowy poranek. Gęsty mokry śnieg padał na mundury żołnierzy, którzy podwójnym kordonem otaczali małe podkrakowskie miasteczko.

 – Panie majorze melduję, cała strefa zabezpieczona! Nikt się nie przedostanie – zameldował prężący się na baczność porucznik.

– Wszyscy na pozycjach? – spytał major patrząc na sylwetkę starca zbliżającego się od strony zabudowań.

 – Tak jest! Czekamy na rozkaz.

Siwy Rom z twarzą pooraną bruzdami upływu czasu stanął przed dowódcą: – Szanowny panie czy znowu nas przesiedlacie? Mamy zapewnienie rządu, że możemy tu zostać aż do śmierci.

– Rząd nie łamie danego słowa.

Strzał. Na głowie starca pojawiła się dziura po kuli. On sam chwilę jeszcze stał jakby nie dowierzając temu co się stało. Po chwili prawo grawitacji zwyciężyło i bezładne ciało padło w śnieg. Szybko powiększająca się plama krwi otaczała głowę Cygana.

– Zaczynamy – rzucił krótko dowódca.

– Panie majorze rozkazy bez zmian? – upewnił się porucznik. Major popatrzył mu zimno w oczy:

– Jeśli pytacie poruczniku czy likwidacja dotyczy dzieci i kobiet to powtarzam, tak! Rząd uznał, że skażenie genetyczne nie daje nadziei na wychowanie potomstwa tych morderców i złodziei na praworządnych obywateli. A ich wrodzona niechęć do wysiłku nie daje szans na opłacalną pracę. Jeżeli choć jedna osoba wymknie się z miasteczka uznam to za zdradę i osobiście pana rozstrzelam.

 Był późny wieczór tego samego dnia. Przenośne lampy zasilane generatorami oświetlały plac na którym koparki skończyły właśnie kopanie dziesiątek głębokich rowów. Zaraz też podjeżdżały ciężarówki jedna za drugą. Z ich wnętrza rzucano wprost do dołów ciała mężczyzn, kobiet i dzieci. Dowodzący major wraz z kilkoma innymi oficerami dobijali tych którzy dawali jeszcze jakieś oznaki życia. Strzał w głowę, kolejny, kolejny… Zmiana magazynku. Strzał, strzał… Minęły dwie godziny. Major patrzył jak zasypywano ostatni dół. Kładziono tabliczki ostrzegawcze:

„Teren skażony. Wstęp wzbroniony”.

Teren już był ogradzany drutem kolczastym.  Mocno zmęczony bo cała akcja trwała prawie dwadzieścia godzin ale zadowolony z siebie wsiadł do łazika. Zapalił papierosa i mimochodem chciał się podrapać w swędzące lewo ucho. Po chwili uświadomił sobie, że przecież stracił je w jakiejś akcji. Choć mocno wytężał pamięć nie przypomniał sobie jak to się stało…

Koniec

Komentarze

Wikingu, popraw tytuł. Wielokropek ma zawsze trzy kropki!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki:) Piknie się zaczyna. Już tytuł zawalony:(

Zbyt dużo błędów interpunkcyjnych. Tu praktycznie nie ma interpunkcji. Samo opowiadanie jest mocnym średniakiem. Mimo tego czytało się dość przyjemnie.

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Wizja zaiste mocno nieprzyjemna.

Wydaje mi się, że opowiadanie wybrzmiałoby mocniej, gdybyś związał czytelnika z bohaterem – dał pierwszemu porządny powód, żeby kibicować temu drugiemu. A tak… Został żołnierzem z własnej nieprzymuszonej woli, jak sądzę. Jeśli dał się nabrać na propagandę…

Interpunkcja faktycznie kuleje na obie nogi.

Ubrał bluzę i wyszedł z baru.

Ubrań się nie ubiera.

Babska logika rządzi!

Poprawione.

Dzięki za uwagę. 

Rozumiem, że napisałeś opowiadanie poruszony tragicznymi wydarzeniami, jednak sposób przedstawienia historii żołnierza nie zrobił na mnie szczególnego wrażenia. No i brakło fantastyki.

Wykonanie, niestety, pozostawia bardzo wiele do życzenia. Źle czyta się opowiadanie, w którym interpunkcja została zlekceważona, a mnogość usterek dodatkowo utrudnia lekturę.

 

– Prze­sa­dzi­łem i to po­dwój­nie – wspo­mniał wczo­raj­szy wie­czór w knaj­pie. – Pewnie przyda się wątek o zapisywaniu myśli: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

 

Przez ko­lej­ne wy­sie­dla­no nie­chcą­cych do­bro­wol­nie opu­ścić swoje miesz­ka­nia czy też ba­ra­ki. Przez ko­lej­ne wy­sie­dla­no nie­chcą­cych do­bro­wol­nie opu­ścić swoich miesz­ka­ń czy też ba­ra­ków.

 

Bez­pań­skie psy, koty jak i ptaki szyb­ko przy­swa­ja­ły sobie nowe źró­dło po­ży­wie­nia. – Można przyswajać pożywienie, ale chyba nie jego źródło.

Proponuję: Bez­pań­skie psy, koty jak i ptaki, szyb­ko odkryły nowe źró­dło po­ży­wie­nia.

 

W więk­szo­ści eu­ro­pej­skich kra­jach wła­dzę zdo­by­li… – W więk­szo­ści eu­ro­pej­skich kra­jów wła­dzę zdo­by­li

 

Mając wła­dzę nad me­dia­mi rzą­dzą­cy wszyst­ko przed­sta­wia­li jak chcie­li. Kraje rzą­dzo­ne przez ra­dy­ka­łów… – Powtórzenie.

 

A wczo­raj…..A wczo­raj

Wielokropek ma zawsze trzy kropki. Po wielokropku nie stawia się kropki.

 

– Wy­dział we­wnętrz­ny – wyż­szy z męż­czyzn mi­gnął od­zna­ką – To zaj­mie chwi­lę. – Wy­dział we­wnętrz­ny.Wyż­szy z męż­czyzn mi­gnął od­zna­ką. – To zaj­mie chwi­lę.

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Zajrzyj do tego wątku: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

-Masz za­mknąć ja­dacz­kę na temat tego co ro­bi­łeś we Fran­cji. – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Ten błąd pojawia się jeszcze w dalszej części opowiadania.

 

– A jak nie to co? – dmu­cha­jąc im ko­lej­ny raz dym w twarz spo­koj­nie za­py­tał Bog­dan. – Raczej: – A jak nie, to co? – spo­koj­nie za­py­tał Bog­dan, ko­lej­ny raz dmuchając im dymem w twarz.

 

– Zo­sta­niesz za­pro­szo­ny do KZ 2.– Zo­sta­niesz za­pro­szo­ny do KZ dwa.

Liczebniki, zwłaszcza w dialogach, zapisujemy słownie.

 

Z re­gu­ły wi­zy­ta w KZ 2 ozna­cza­ło wyrok śmier­ci… – Literówka.

 

urzą­dze­nie wy­ła­do­wa­ło ła­du­nek elek­trycz­ny w ciało… – Brzmi to fatalnie.

 

Ten po­now­nie zwa­lił się w drgaw­kach na zie­mię. – Rzecz dzieje się w knajpie, więc: Ten, w drgawkach, po­now­nie zwa­lił się na podłogę.

 

Niż­szy mocno wku­rzo­ny się­gał po pi­sto­let gdy do­się­gło go kop­nię­cie… – Powtórzenie.

 

Było ciem­ni i mocno pa­da­ło. – Literówka.

 

Pań­stwo Pol­ski dla Po­la­ków, je­dy­nej słusz­nej opcji po­li­tycz­nej dzia­ła­ło szyb­ko. – Nie rozumiem tego zdania.

 

Wie­dział, że nie może sko­rzy­stać z żad­ne­go mo­te­lu. Na szczę­ście wie­dział… – Powtórzenie.

 

Wszedł na klat­kę sta­rej ka­mie­ni­cy nie za­świe­ca­jąc świa­tła. – Brzmi to fatalnie.

Proponuję: Wszedł na klat­kę sta­rej ka­mie­ni­cy, nie zapalając świa­tła.

 

Pod­szedł ostroż­nie do okna. Sto­jąc w jego rogu… – Stał w rogu okna???

 

Potem przez Tatry na Sło­wa­cje i dalej na po­łu­dnie. – Literówka.

 

– Znowu jak kot na czte­ry łapy –po­my­ślał… – Brak spacji po półpauzie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wizja syfiasta i zła, ale niestety jakoś nie wzbudza entuzjazmu – czytałem i widziałem wiele takowych w dziełach literatury oraz filmów. Bohater nie wydał mi się w ogóle interesujący, nie miał nic, co by przykuło uwagę. Wykonanie katowało mnie brakiem interpunkcji, która pewnie została przegoniona wraz ze starszymi imigrantami :P

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Nowa Fantastyka