- Opowiadanie: Malah - Tajemnicza, z kwiatami we włosach

Tajemnicza, z kwiatami we włosach

Moje pierwsze ukończone opowiadanie, dlatego proszę o wyrozumiałość i żarliwą krytykę, bo ta dla autora jest najcenniejsza :)

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

Finkla, Użytkownicy III

Oceny

Tajemnicza, z kwiatami we włosach

O niczym innym nie mówiono. Wieść rozeszła się szybciej niż wiatr przemierzający górskie szlaki. Król nasz, Teodor Trzeci z rodu Kruków, wybrał wreszcie niewiastę na małżonkę. A nowinka ta była wręcz niesłychana, budząca radość i euforię wśród ludu, gdyż wszyscy dobrze wiedzieli, że władca, choć mądrym, sprawiedliwym i wszechstronnie uzdolnionym był człowiekiem, od  towarzystwa kobiet stronił. Księgi wolał wertować, zapachem atramentu się rozkoszować niż zanurzyć się w delikatnym ciele panny i woń słodkich perfum poczuć.

I Marcus, gdy usłyszał wiadomość, aż podskoczył z wrażenia, potrącając przy tym stosy książek. W ostatniej chwili złapał garść zwojów staczających się prosto w objęcia zabójczej świeczki.

– Jak to się żeni? – wykrztusił zdezorientowany.

–  No normalnie, panie. Piękną damę znalazł i się żenić chce – powtórzył posłaniec.

– Ale że król?!

– A o kim ja prawię? I o ministrów pyta, bo ślub trza wyprawić, formalności dopilnować, więc pan Marcus musi się stawić w sali tronowej i to natychmiast. Jego wysokości chyba się spieszy przysięgę złożyć.

Marcus podrapał się po siwej czuprynie. Księgi i zwoje zabezpieczone – świeca im już nie zagrażała. Można było ruszać i dziwną sprawę zbadać.

– A powiedz mi, mój drogi, co to za panna, która skradła serce naszego najjaśniejszego i najukochańszego władcy? – dopytywał się uczony, kiedy opuszczali bibliotekę.

– Wiele to mi nie przekazano… – Zadumał się posłaniec. – Ale słuchy głoszą, że ładną buzię ma ta nasza przyszła królowa.

Marcus zmarszczył czoło i popatrzył z politowaniem na towarzysza. Szczęśliwy człowiek, który wiedzy nie docieka. Dobrze, że wieści roznosił tylko po dworze królewskim, bo wysłany w teren, zapewne w pierwszej karczmie jako trup by skończył.

– Aaa! No przecież! Mówią jeszcze, że z polowania ją przywiózł – wtrącił po chwili posłaniec. Minister aż przystanął ze zdumienia.

– Z polowania?!

– Ano jelenia chciał ustrzelić, to rano, nim Świetłanka zza gór się wychyliła, kazał osiodłać konia i ruszył w las. Ale jelenia nie dopadł, tylko pannę.

– To przyszłą żonę, królową naszą z polowania przywiózł?

– Ale panie, on ją żywą przywiózł, nie ustrzeloną.

Uczony pogładził brodę, zastanowił się chwilę, brwi zmarszczył tak, że na pewno od tego kolejna fałdka przybyła na czole – symbol czasu, rozmyślań i rozterek.

Niedobrze.

– Wiesz może z jakiego rodu wywodzi się narzeczona jego wysokości?

– Tego to żem też nie dosłyszał.

– A czy owa panna jest w ogóle szlachetnie urodzona? – dopytywał się gorliwie minister.

– Panie, jak w lesie przed świtem szlachciankę można spotkać, to może i jest, ale z tego co wiem, to trudno tam taką poznać.

Niedobrze.

Marcus przyspieszył kroku.

Być może sprawa ta nie była tyle co dobrą nowinką, ale aferą państwową, kryzysem wymagającym interwencji najwyższych ministrów. Jeśli szlachta nie wyraziłaby zgody na ślub, a król by się uparł… Jak nic, wojna domowa wisiała na włosku!  

W sali tronowej panował tłok niczym na placu podczas jesiennych targów. Wszyscy chcieli zobaczyć piękną niewiastę, wybrankę serca najjaśniejszego pana. Męska część widowni wzdychała z zachwytu. Wśród hrabin, baronowych i dam dworu słychać było szepty zazdrości i niedowierzania.

Marcus próbował się przecisnąć i odszukać źródło niecodziennego zamieszania. Nic z tego. Wszyscy stali uparcie  jakby przybici do  podłogi, spoglądając w głąb sali. Już prędzej przesunąłby drzewa w lesie. Wspiął się na palce, ale jedyne co dostrzegł to wymyślnie upięte włosy niektórych szlachcianek i kolorowe czapki kilku panów, bodajże muzykantów. Bóstwo, co prawda, obdarowało uczonego błyskotliwym umysłem, ale poskąpiło wzrostu. Przeciętna kobieta była od niego wyższa o głowę. Zrezygnowany oparł się o ścianę przy drzwiach wejściowych i wytężył słuch.

Zapadła cisza, a więc przybył król. Do Marcusa dotarł dźwięk zgrzytania masywnego mebla, co oznaczało, że władca zasiadł na tronie. Napięcie wzrastało, każdy z niecierpliwością oczekiwał obwieszczenia monarchy. Powietrze stawało się coraz cięższe, oddechy ludzi coraz głośniejsze, atmosfera była nie do zniesienia. Minister nerwowo gładził brodę, aż kilka białych włosów przykleiło się do spoconej dłoni.

– Panie i panowie, Najwyższa Rado Ministrów, szlachetni dworzanie – rozbrzmiał echem głos człowieka młodego, lecz doświadczonego i oczytanego – król przemówił. – Zwołałem was tu byście ze mną doświadczyli historycznego momentu. Ja, Teodor Trzeci z rodu Kruków, władca i protektor krainy Ord, zdobywca Czerwonych Stepów i triumfator z Doliny Wilczych Mgieł, ogłaszam wszem i wobec, że nadszedł czas by ciężar korony podzielić i królestwo obdarować skarbem najwyższym jakim jest stabilna władza przez dwoje ludzi podtrzymywana. Od dzisiaj obok tronu Ord jak i w sercu moim zasiadać będzie ta oto osoba. – Głowy zebranych drgnęły zgodnie w prawą stronę jak gałęzie drzew pchane przez ten sam wiatr. Marcus zrozumiał, że narzeczona monarchy już siedziała obok tronu. Miała przygotowane miejsce, a to oznaczało, że król nie czekał na opinie dworu. Zgromadzenie szlachty stanowiło jedynie formalność.

Niedobrze. Niedobrze. Niedobrze.

– Imienia swego pani zdradzić nie chciała – kontynuował władca. – A jako, że w starym gaju w lesie pałacowym dane mi było ją napotkać, obwołuję jejmość Gają, z lasu zrodzoną, przyszłą królową Ord.

Cisza wiła się po sali niczym zatruta mgła pachnąca sceptycyzmem i konsternacją. Uczony po chwili zdał sobie sprawę ze słów władcy. Oświadczył się kobiecie, która nie miała nawet imienia! Była zwykłą przybłędą, żebraczką, a być może jakąś ułomną dziewuchą!

Marcus poczuł jak nogi zapadają się pod jego ciężarem. Runął na ziemię, spojrzał w górę, wyobrażając sobie wojnę domową oraz chylące się ku upadkowi niegdyś potężne mocarstwo. I wtedy cisza została przerwana.

Oklaski, wiwaty, okrzyki. Radość tłumu nie miała końca.

Minister długo siedział zupełnie otępiały, nie pojmując co nastąpiło.

Czyżby ludzie nie słyszeli? Ta baba nie miała imienia. A może to on coś źle zrozumiał. Może nie dotarła do niego informacja, że dziewczyna wprawdzie nazwana nie została, ale tytuł szlachecki posiada i wielopokoleniowy ród, co by siłą oraz wpływami Ord wspomógł.

Gwar nagle ustał, co oznaczało, że monarcha wykonał odpowiedni gest by uciszyć tłum.

– Wiadome jest, że król radców swych winien pytać, dlatego proszę by pierwszy minister zdanie swe wyraził – przemówił.

Nareszcie! Ktoś kompetentny, oświecony podzieli się swymi obawami, przytoczy odpowiednie argumenty i ożenek z nieznajomą wybije z głowy władcy.

Marcus wytężył słuch, z nadzieją wyczekując słów ministra wojny.

– Wasza wysokość –  odezwał się ochrypły głos. – Wybranka serca twego urodą nas oczarowała. Jej piękność jaśnieje przy tronie Ord jak ogień mężów w czasie bitwy, gdy ziemi swojej bronią. Jeśli światło to do sąsiednich krain dotrze, jak nic uznają Ord bóstwom przychylne, sojusze będą żądni zawierać, a od wojny stronić, bo któż by chciał atakować państwo, które wzięła pod opiekę tak urodziwa istota.

Marcus zdębiał. Dokładnie oczyścił uszy jakby za wszystko odpowiedzialny był brud zalegający w kanałach słuchowych.

Czyżby właśnie wypowiedział się Lancres, człowiek, który dokładnie zna oblicza wojny, generał zwycięskiej armii z Doliny WIlczych Mgieł? Czy jego zdaniem funkcja królowej to tylko piękna twarz?

– Pierwszy minister wyraził swoje zdanie. Czy drugi minister również popiera moją decyzję? – Król kontynuował naradę.

Uczony jeszcze raz rozpalił w sobie płomyk nadziei. Arter – minister skarbu – był osobą nadzwyczaj rozumną. Na pewno zdawał sobie sprawę z zagrożenia jakie niesie bezmyślne wybranie królowej. Ile razy próbował namówić władcę na ożenek? Rozwodził się na temat wpływów, stabilności kraju, spokojnych serc obywateli. Rozważał kolejne kandydatki, kiedy monarcha odrzucał poprzednie, jednak każda pochodziła z dobrego domu i mogła przynieść wiele korzyści koronie.

– Najjaśniejszy panie, umysł mój może wreszcie zaznać spokoju, widząc przy tronie damę nie tylko godną twej ręki, ale należycie dostojną by jako królowa przynieść chwałę majestatowi Ord. – Arter rozpoczął swój wywód, a Marcus zupełnie pogrążył się w rozpaczy.

– Co się do Peruna wyprawia! –  zaklął cicho. – Czyżby wszyscy postradali rozum? Od kiedy przybłęda z ładną twarzyczką może reprezentować największe, najpotężniejsze mocarstwo na kontynencie?! Do czorta! Tak to może i burdel się prowadzi, ale nie królestwo!

– O skarby i dochody pałacowe również nie będę się zamartwiać – kontynuował drugi minister – jako że państwo przez piękną królową strzeżone, boską łaską zostanie otoczone, która na wieki urodzaj zapewni.

Marcus przestał słuchać. Wizja wojny, wizja buntu stanęły przed jego oczami. Ledwo dochodziły do niego przemówienia kolejnych ministrów, którzy jak zahipnotyzowani ciągle opowiadali o tym samym. Piękna królowa, boska przychylność, potęga i bogactwo.

A niech ich licho weźmie, pomyślał. Z taką radą kraj pewniej spłonie niż się na szczyty wzniesie.

– Czy piąty minister chce się podzielić swoją opinią?

Zguba, czeka nas zguba. I  ta szlachta… Spójrzcie tylko jak wszyscy zgodnie przytakują! Głupie kurki, nie wiedzące, że idą na rzeź.

– Czy jest na sali piąty minister?

Zguba. Jak nic inne krainy najpierw nas wyśmieją, a potem podburzą lud, który rządami przybłędy raczej się nie uraduje.

– Minister nauki?

Zguba.

– Marcus?!

– Tak! – Uczony podskoczył niczym kocur gromem przebudzony. –  Tak, jestem tutaj! –  machnął ręką  aby głowa państwa i wszyscy zebrani dostrzegli wreszcie drobną istotę skrywającą się na końcu sali.

Podziałało. Tłum rozstąpił się, odsłaniając wąską ścieżkę prowadzącą do tronowego wzniesienia. Uczony najpierw ujrzał Najwyższą Radę, starszych, doświadczonych mężów, którzy uśmiechali się w jego stronę. Jak nic, oczekiwali kolejnej aprobaty. Później odnalazł wzrokiem króla. Ruda czupryna sterczała niedbale spod korony, tors zdobiła źle zapięta szata jakby zakładano ją w pośpiechu, a na czole świecił pot. Wyglądało na to, że monarcha nie poświęcił dużo czasu na przygotowania do narady. Na jego twarzy malowało się szczęście, ale nie entuzjazm jaki prezentuje mąż z udanego polowania, tylko dziwna, spokojna błogość.

Strach ogarnął ministra. Nie mógł przerwać tego cudacznego rozradowania. Wszyscy tkwili w upojeniu jakby zostali otumanieni. Słowa krytyki mogłyby ich oburzyć, zmienić radość w dziką furię, a to z kolei wysnułoby niepotrzebne oskarżenia. Marcus nie chciał zostać posądzony o zdradę, nie chciał stracić głowy, już był wystarczająco niski.

– Panie, cóż może dodać pomniejszy minister, kiedy wszystko zostało powiedziane – wtrącił szybko, po czym ukłonił się nisko. I wtedy ją zobaczył.

Siedziała ukryta za tłumem natrętnych gapiów. Najpierw dostrzegł białą szatę, delikatną, przeszytą złotą nicią, która połyskiwała w świetle kandelabrów. Nigdy wcześniej nie widział takiej tkaniny. Potem przyjrzał się włosom. Srebrzyste pasma opadały na podłogę, tworząc pod krzesłem lśniącą kałużę pukli. Gdzieniegdzie miała wplątane kwiaty i liście jakby otulił ją las. Spojrzał na twarz dziewczyny. Blade lico zdobiły delikatne rumieńce, a pod małym noskiem rysowały się pełne, różane usta. Na końcu dostrzegł jej oczy. Nie należały do człowieka, żadna ludzka istota nie skrywała pod powiekami czystego złota.

 Tajemnicza postać błądziła wzrokiem po sali jakby nie wiedziała na czym skupić uwagę. Pałał od niej smutek i zmieszanie, nie chciała się tam znaleźć, nie chciała zasiąść na tronie.

Marcus nie wpatrywał się więcej w piękną nieznajomą ale dyskretnie opuścił pomieszczenie, gdy inni ministrowie zachwalali wybrankę króla. Próbował połączyć fakty. Srebrne włosy okryte kwiatami, złote oczy, dziwny błogostan. Gdzieś już o tym słyszał, a może przeczytał?

Wpadł do biblioteki niczym rozjuszony byk i rozpoczął poszukiwania.

Cuda i dziwy Bogusa Muzykanta. Nie.

Gromy i kary z nieba zesłane Mnicha Anonima. Nie

Wędrówki bogów przez Wandera Heremitę zbadane. Nie

Bóstwa i ich posłańcy Dziada Rączki. Zaraz…

Uczony przekartkował starą księgę spisaną niezgrabną ręką. Autor postarał się nawet o obrazki, które niestety bardziej przypominały dziecięce bohomazy.

Marcus dokładnie sprawdzał każdy rozdział. Nie należało to do łatwych zadań, gdyż niektóre stronice były posklejane, a inne tłuste i poplamione. Zupełnie jakby ktoś dawno temu, dzień w dzień zapoznawał się na nowo z historiami Dziada Rączki.

Bóstwa niebios. Nie.

Boginki rzek i jezior. Też nie.

Marcus po pewnym czasie zdał sobie sprawę, że książka nie była wcale naukową dedukcją, ale czytanką dla dzieci. Opowiadała historie wieśniaków, którzy napotkali na swej drodze istoty wyższe i później popadali w różne tarapaty. Chciał już odłożyć tomisko, ale coś go powstrzymało. Skądś znał tą księgę, skądś wiedział, że tam kryje się odpowiedź.

W końcu dotarł do ostatniego rozdziału. Wysłanki bogów najwyższych. Gdzieś, pod koniec księgi widniał smętny malunek, a w nim skrywała się srebrnowłosa dziewczyna.

Kwietnica Niebiańska – głosił napis. Marcus w całości oddał się lekturze.

 

Bywa tak, że las człekowi nie sprzyja i zwierzyny pod strzałę oddać nie chce.

Bywa też i tak, że kipi urodzajem i zwierzyna sama do gara się pcha, co by rodzinę całą nakarmić.

Kajek, młody łowczyk, spostrzegł raz, że dwudziestego drugiego dnia wiosny ile by sideł nie zastawił, tyle królików i saren do domu przyniósł.

Zaciekawiony chłopczyna postanowił zbadać sprawę. A wiedzieć trzeba, że co natura daje, to przez łaskę bóstwa jest czynione, a gdzie bóstwo się miesza lepiej zostawić sprawę niezbadaną.

Tak więc, gdy północ wybiła i dwudziesty drugi dzień wiosny nadszedł, Kajek wziął pochodnię i ruszył do ciemnego lasu.

Długo szukał, lecz źródła cudów znaleźć nie mógł. Nim świt nastał, zmęczył się chłopina i do domu postanowił wrócić lecz szedł okrężną drogą przez stary gaj. A tam, przy pradawnym dębie zastał niecodzienny widok – piękną zjawę o srebrnych włosach i złotych oczach.

Mądry człek odwróciłby się i poszedł w drugą stronę, głupiec uciekłby w popłochu. Kajek jednak nie był ani mądry, ani głupi, tylko ciekaw.

Oglądał więc dziewczynę, co kwiaty w srebrne włosy wplatała, a kiedy tak patrzał w jej piękną buzię, oczarowany został,  bo któż by się oparł urokowi nieziemskiej bogini?

W końcu świt nastał i blask Świetłanki dolinę pokrył, dając znak złotookiej zjawie, że czas do domu wracać.

Kajek jednak nie chciał rozstać się z nieznajomą. Zatrzymać ją zapragnął, toteż chwycił dziewczynę za rękę i do swojej chałupy zaprowadził.

Biedak,  nie miał pojęcia, że srogą karę na swą krainę sprowadził, gdyż właśnie porwał Kwietnicę Niebiańską, bogów najwyższych nałożnicę.

Wiosną, pod odsłoną nocy Kwietnica zstępuje na ziemię by zioła zerwać i o urodę zadbać. Stare gaje zwiedza, gdzie dary lasów są najznakomitsze, a w zamian za borowe plony ofiaruje zwierzynę dziką. Rankiem powraca na niebiosa, wdzięki swe pokazać ku uciesze bogów.

Tego dnia nie wróciła. Zamartwiali się stwórcy, a kiedy dowiedzieli się, że za zniknięciem nałożnicy Kajek-łowczyk był odpowiedzialny, gniew na jego krainę przelali, furię jakiej grom Peruna nigdy nie zaznał…

 

Marcus zamknął księgę. Tyle informacji całkowicie mu wystarczyło – Ord było w niebezpieczeństwie. I nie chodziło o zwykły bunt chłopów, czy też najazd wrogich państw. Ord groziła wojna z bogami!

Wziął czytadło pod pachę i czym prędzej ruszył w stronę sali tronowej.

Narada dobiegła końca. W miejscu, gdzie wcześniej kłębiła się masa ludzi zastał pustkę zupełnie jak w bibliotece o nocnych porach. Tylko w cieniu szczytowej ściany dostrzegł dwie postacie. Jedna siedziała obok tronu, a druga klęczała i gładziła jej policzki jakby podziwiała mistrzowskie arcydzieło.

Król został oczarowany, przeraził się Marcus. Musi poznać prawdę, musi zobaczyć kim jest ta dziewucha!

Minister podbiegł pod tronowe wzniesienie.

– Panie, nie wolno ci poślubić tej kobiety! – krzyknął ledwo łapiąc oddech. – Nie wolno ci nawet na nią patrzeć!

Król nie zaszczycił poddanego choćby jednym spojrzeniem jakby właśnie wydarł się na niego piskliwy szczeniak. Twarz pozostawała beznamiętna w stanie dziwnej błogości. Dalej przyglądał się bogince, dalej gładził jej policzki.

– Wasza wysokość – nie dawał za wygraną uczony. – W tej księdze… tu jest napisane… toż to Kwietnica Niebiańska…

Bóstwa i ich posłańce Dziada Rączki – przerwał mu władca, nadal wpatrując się w narzeczoną. – Czytałem te historie milion razy jak byłem dzieckiem, niektóre znam na pamięć.

Marcus zdębiał. Czyżby to znaczyło, że król wiedział, że od początku był świadom na co naraża królestwo?!

– Czytałem je również tobie, dawno temu, pamiętasz? Przychodziłeś od czasu do czasu sprawdzić jak postępuje moja edukacja.

Minister sięgnął w głąb wspomnień, kolejne obrazy przemknęły przed oczami, widok małego rudzielca zapełnił jego myśli. Malec biegał w kółko i śmiał się radośnie.

Wuju Marciusie, wuju Marciusie! – wołał książę. – A ci tą ksiąśkę teś psiecitałeś? – chłopiec machnął  grubym tomiskiem, a następnie otworzył je na losowej stronie. – O, tu jeśt histolia o potwozie, cio zamykał dzieci w jaśkini, ale Tomko – pastusiek go psiechytsił i uwolnił dzieci… O, a tu jeśt opowieść o takiej dziewcinie…

No tak, pomyślał uczony. Te posklejane stronice, te plamy kolorowych farbek. To wszystko sprawka małego księcia.

– Wasza wysokość, jeśli wiedziałeś, czemu postanowiłeś skraść Kwietnicę bogom?

Król obrócił się w stronę poddanego.

– Od pewnego czasu obserwowałem dziwne zjawisko – odparł beznamiętnie. –  Raz do roku, w okresie wiosny nastawał taki dzień, kiedy to wracając z polowania nie mogłem udźwignąć łowczych trofeów. Tyle ich zgarniałem! Gdybyś miał choć cień podejrzeń, ziarenko nadziei na spotkanie postaci z baśni, nie sprawdziłbyś, Marcusie? Nie chciałbyś poznać prawdy?

Minister przełknął głośno ślinę. To był obłęd, król oszalał! Na tronie nie zasiadał światły, roztropny człowiek lecz obłąkany głupiec!

– Najjaśniejszy panie, nie możesz przytrzymywać bogini, ona musi zostać puszczona wolno. Plagi, zarazy, susze…kto wie, co zrodzi nam furia niebios?!

– Spójrz na to piękno, Marcusie! – zawołał władca, po czym odwrócił się do narzeczonej. – Czyż moja wybranka nie jest urocza?

Zgroza ogarnęła uczonego. Nie mógł nic poradzić. Przypatrywał się jedynie szaleńcowi, który gorliwie pieścił włosy ukochanej. Śliczne srebrzyste włosy.

Bogini nawet nie drgnęła. W oczach malował się smutek i tęsknota. Miała takie nieziemskie oczy, duże, głębokie, i to złoto otaczające źrenice… Ach! I te usta. Namiętne, soczyste, koloru dzikich róż. A policzki? Wyglądały jakby przeszył je chłód, ale jednocześnie parzyły. Marcus chciałby pogładzić jej rumiane lica, chciałby zanurzyć ręce w srebrnych puklach, oglądać ją każdego dnia.

Ale przecież może! Przecież ta dziewczyna zostanie królową! Codziennie zastanie ją w tej sali! Ach! Ładną buzię ma ta nasza przyszła królowa.

 

 

Koniec

Komentarze

Jest jakiś pomysł na fabułę, chyba nawet dość oryginalny.

A przesłanie stare jak świat: facet na widok pięknej buzi (taaa, załóżmy, że to o buzię chodzi) przestaje myśleć.

Wykonanie całkiem przyzwoite, ale interpunkcja szwankuje.

W ostatniej chwili złapał garść zwoi staczających się prosto w objęcia zabójczej świeczki.

Zwojów.

– A o kim ja rzeczę?

“Rzec” jako czasownik dokonany raczej nie występuje w czasie teraźniejszym. Jeśli już musi być, to “rzekę”. Ale lepiej “prawię” albo coś podobnego.

Babska logika rządzi!

“Prawię” mi się podoba, dzięki wielkie :) A co do przesłania… chciałam trochę zahaczyć o tematykę ludzkiej ciekawości…frown 

"Tylko szczenięta władców czuwają nocą, szczerząc kły"

No to dla mnie bardziej wybija się koncentracja na ślicznym opakowaniu niż ciekawość. Ale może to dlatego, że jestem daleka od potępiania (i obwiniania o cokolwiek) ciekawości. ;-)

Babska logika rządzi!

Taka sobie bajeczka, nawet przyjemne, ale, moim zdaniem, lekko przegadana.

Zdumiewa mnie, że król ogłasza, iż będzie się żenić, a nikt pannę nawet nie zapytał, czy jej się ten pomysł podoba.

Wykonanie niezłe, ale mogłoby być lepsze. Mam wrażenie, jakby brakło ostatniego czytania.

 

Książ­ki wolał lu­bo­wać… – Sprawdź znaczenie słowa lubować.

 

Mar­cus po­dra­pał się po si­wiź­nie. – W jaki sposób drapie się siwiznę?

 

– Wiele to mi nie prze­ka­za­no… – za­du­mał się po­sła­niec – ale słu­chy do­no­szą… – – Wiele to mi nie prze­ka­za­no… – Za­du­mał się po­sła­niec. – Ale słu­chy głoszą

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Może przyda się ten wątek: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

ale z tego co wiem, to cięż­ko tam taką po­znać. – …ale z tego co wiem, to trudno tam taką po­znać.

 

trium­fa­tor z Do­li­ny WIl­czych Mgieł… – Literówka.

 

sta­bil­na wła­dza przez dwój­kę ludzi pod­trzy­my­wa­na. – Raczej: …sta­bil­na wła­dza przez dwoje ludzi pod­trzy­my­wa­na.

 

Miała przy­go­to­wa­ne miej­sce,a to ozna­cza­ło… – Brak spacji po przecinku.

 

Cisza wiła się po sali ni­czym za­tru­ta mgła pach­ną­ca scep­ty­zmem i kon­ster­na­cją.Cisza wiła się po sali ni­czym za­tru­ta mgła, pach­ną­ca scep­tycy­zmem i kon­ster­na­cją.

 

Potem przyj­rzał się wło­som. Sre­brzy­ste pasma opa­da­ły na zie­mię… –Sre­brzy­ste pasma opa­da­ły na podłogę/ posadzkę

Chyba że w królewskiej sali tronowej, zamiast podłogi, było klepisko.

 

Uczo­ny prze­kart­ko­wał starą księ­gę spi­sa­ną nie­zgrab­ną reką. – Literówka.

 

ale czy­tan­ką dla dzieci.Opowia­da­ła hi­sto­rie… – Brak spacji po kropce.

 

bo któż by się oparł uro­ko­wi nie­ziem­skjej bo­gi­ni? – Literówka.

 

Król nie za­szczy­cił pod­da­ne­go choć­by swoim wzro­kiem… – Raczej: Król nie za­szczy­cił pod­da­ne­go choć­by jednym spojrzeniem

 

kiedy to wra­ca­jąc z po­lo­wa­nia nie mo­głem udźwi­gnąć łow­czych trium­fów. – Podejrzewam, że miało być: …kiedy to wra­ca­jąc z po­lo­wa­nia, nie mo­głem udźwi­gnąć łow­czych trofeów.

 

Wy­glą­da­ły jakby prze­szył je chłod, ale jed­no­cze­śnie pa­rzy­ły. – Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy, dzięki za poprawki, bardzo cenny komentarz :D Jeśli chodzi o to, że nikt panny o zdanie nie pyta, tak właśnie wyobrażam sobie urok. Ludzie przestają myśleć racjonalnie…

"Tylko szczenięta władców czuwają nocą, szczerząc kły"

Malah, bardzo się cieszę, że mogłam pomóc. ;D

No właśnie, ale chodziło mi też o dziewczynę, o to, że panna jakaś taka bezwolna – pozwoliła wyprowadzić się z lasu, przywieść do zamku, decydować za siebie, a jednocześnie siedzi smutna i widać, że cierpi. Trochę tego nie rozumiem.

 

Masz w awatarku śliczne Koty! ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Heh… taki był zamysł przy tworzeniu tej postaci: bezbronna owieczka, czekająca na ratunek opiekunów indecision. Natura boginki polegała na tym, że każdy może ją zabrać i podziwiać, trzeba się tylko liczyć z konsekwencjami laugh

"Tylko szczenięta władców czuwają nocą, szczerząc kły"

Fajnie się czyta, czuć ten bajkowy klimat :) Opowieść o chłopie jest mocnym punktem, ale tak naprawdę to kupiłaś mnie tym zdaniem: ,, …brwi zmarszczył tak, że na pewno od tego kolejna fałdka przybyła na czole”. Nazwanie zmarszczek na czole uczonego fałdkami, polepszyło mój dzień :D 

 

Z uwag to tylko jedna rzecz mi się rzuciła, nie wiem czy to przypadkiem nie jest celowy zabieg:

,,że władca, choć mądrym, sprawiedliwym i wszechstronnie uzdolnionym był człowiekiem, od  towarzystwa kobiet stronił‘‘.

 

To był trochę mi zgrzyta w tym miejscu. Po prostu bym zmienił jego położenie:

,,że władca, choć był mądrym, sprawiedliwym i wszechstronnie uzdolnionym człowiekiem, od  towarzystwa kobiet stronił”

 

Pozdrawiam!

 

Choć historyjka nie jest jakaś mocna, to bardzo, ale to bardzo spodobało mi się opakowanie. Te rozmowy, opisy, działania. Jednak na koniec zabrakło jakiejś puenty. Nie wiem, po prostu czuję, że coś jeszcze powinno być dopowiedziane. Mimo to jednak jestem zadowolony z lektury.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Kiejstut, NoWhereMan, dzięki za opinię. Cieszę się, że historia się spodobała albo chociaż oprawa. :)

"Tylko szczenięta władców czuwają nocą, szczerząc kły"

Przeczytałem, choć tematyka średnio w moim guście, więc jest naprawdę nieźle. 

 

“sprawa ta nie była tyle co dobrą nowinką, ale aferą” – to zdanie zdecydowanie przydałoby się przearanżować.

W ogóle ta nowinka powtarza się w tekście ze dwa razy i lepiej brzmiałaby zwyczajna nowina, bo ta pierwsza kojarzy się współcześnie bardzo mocno z gadżetami technologicznymi.

 

dwoję ludzi” – literówka

 

Fragment z księgi Dziada jest chyba najsłabszą częścią opowiadania. Lepiej byłoby to skrócić lub dać tylko jakiś wyimek. Nie pasowało mi też zdziwienie Marcusa jednoznacznie pozytywnymi opiniami doradców (jasne, spowodowanymi przez urok, ale nie w tym rzecz). Rozsądny “naukowiec” raczej nie oczekiwałby publicznej krytyki króla w obecności tłumu poddanych.

 

Na zakończenie liczyłem na coś mocniejszego, ale da się je przełknąć.

 

Podsumowując, największy plus to to, że tekst jest zgrabnie i lekkostrawnie napisany. Podobne opowiadanie z lepszym pomysłem i bardziej dopracowane, to mogłoby być coś, czym nawet najwybredniejsze tygryski by nie pogardziły ;) .

 

P.S. Teraz dopiero przeczytałem, że to Twoje pierwsze opowiadanie. Jak na debiut, tym bardziej doceniam. Trochę szlifowania warsztatu i będzie ciekawie.

 

Aha, jeszcze jedno – nie bij, ale tytuł, jak dla mnie, tragiczny :D .

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Całkiem niezły debiut, Malah :)

Pomysł fajny, wykonanie dobre, chociaż muszę przyznać, że odrobinkę mi brakowało jakiejś akcji, takiego dreszczyku emocji, który lubię w opowiadaniach. Ciekawie przedstawiłaś Marcusa, widać, że ma całkiem rozsądne przemyślenia. Natomiast trochę mi kulał fakt, że król (nawet pod wpływem uroku) od razu zwołał taki dziki tłum, by obwieścić rychły ożenek (o którym chyba już wszyscy i tak wiedzieli). Może za dużo GoT się naoglądałam, ale w mojej wyobraźni raczej bym widziała najpierw bardziej kameralne spotkanie, zwłaszcza, że wspominasz o ministrach i tym, że władca pyta ich o zdanie. Wiem, że tłum był potrzebny, żeby Marcus dopiero pod koniec zobaczył wybrankę króla, no ale jednak…

No i wielgachny plus za awatara – koty rządzą! :D

 

EDIT: Zgadzam się też, że tytuł nie bardzo Ci wyszedł ;)

Bailout, Iluzja, dzięki za opinię. Długo myślałam nad tytułem i naprawdę nie miałam pomysłu, więc wyszło jak wyszło :/ 

"Tylko szczenięta władców czuwają nocą, szczerząc kły"

Nowa Fantastyka