- Opowiadanie: Michael Holmes - "Księżycowa Talia"

"Księżycowa Talia"

Oceny

"Księżycowa Talia"

En­da­ria po­wo­li we­szła na salę tro­no­wą. Ręce trzę­sły jej się ni­mi­ło­sier­nie. Chcia­ła uciec, być teraz gdzie in­dziej, ale wie­dzia­ła, że nie może – skut­ko­wa­ło­by to za­pew­ne śmier­cią. Ści­ska­ła w ręce pięk­ny me­da­lion. 

Była elfką o nie­spo­ty­ka­nej uro­dzie. Nikt nie po­my­ślał­by, że jest cza­ro­dziej­ką. Elfy za­zwy­czaj poza swo­imi zdol­no­ścia­mi ko­mu­ni­ka­cji z przy­ro­dą, nad­ludz­ko wy­czu­lo­ny­mi zmy­sła­mi i swoją pre­cy­zją w strze­la­niu z łuku, nie prze­ja­wia­ją szcze­gól­nych zdol­no­ści ma­gicz­nych. 

Cza­ro­dziej sie­dzą­cy na tro­nie miał za­mknię­te oczy. Jedną nogę za­rzu­cił na po­ręcz tronu. Do ra­mion przy­pię­tą miał czer­wo­ną opoń­czę, która ście­li­ła się pod tro­nem i wy­glą­da­ła jak plama krwi.

Gdy tylko po­de­szła bli­żej cza­ro­dziej otwo­rzył oczy. Wy­czu­wał bi­ją­cą od niej magię, czół jej nie­zwy­kłość, przej­rzał ją na wylot zanim zdą­ży­ła po­wie­dzieć co­kol­wiek.

– Wasza wy­so­kość – skło­ni­ła się. Jej ukłon w żad­nym wy­pad­ku nie przy­po­mi­nał dwor­ne­go dy­gnię­cia damy, czy księż­nicz­ki. Skło­ni­ła się po ry­cer­sku. Nie­na­wi­dzi­ła gdy ktoś mówił, że jest ko­bie­tą. Wcale się tak nie czuła.

– Mnie­mam, że masz to o co cię pro­si­łem?

– Nie do końca – mi­mo­wol­nie jej cia­łem wstrzą­snął dreszcz. – Lecz mam to – wy­cią­gnę­ła przed sie­bie me­da­lion. – Do­my­ślam się jak dzia­ła, ale jakoś nie po­tra­fię go uak­tyw­nić…

– To oczy­wi­ste – prych­nął cza­ro­dziej. Spoj­rzał na nią spod przy­mru­żo­nych po­wiek. – Daj mi go.

Za­wa­ha­ła się przez chwi­lę. Ostrze­ga­li ją przed nim. Nie po­słu­cha­ła, tar­ga­ło ją dziw­ne uczu­cie, że po­zo­sta­li mylą się. Wtedy nie chcia­ła nawet do­pu­ścić do sie­bie tej myśli. Strach przy­szedł do­pie­ro póź­niej. Teraz, gdy tak przed nim stała za­czę­ła na nowo się uspa­ka­jać. Wy­da­ło się to jej co­najm­niej dziw­ne; jej za­cho­wa­nie było nie­lo­gicz­ne. Spoj­rza­ła mu pro­sto w oczy. Zo­ba­czy­ła w nich mą­drość, po­tę­gę, siłę, ale i de­li­kat­niść oraz głę­bo­ko skry­wa­ną wraż­li­wość ktôrą za wszel­ką cenę chiał wy­przeć.

Po­da­ła mu me­da­lion.

Gdy cza­ro­dziej wziął go do ręki cała sala wy­peł­ni­ła się ośle­pia­ją­cym bla­skiem. Póź­niej mo­men­tal­nie za­le­gły ciem­no­sci. Któ­ryś z słu­żą­cych który stał naj­bli­żej drzwi wrza­snął. Co co za­szło wi­dział tylko cza­ro­dziej i elfka. W drzwiach stał czło­wiek w czar­nej zbroi. Jego kon­tu­ry fa­li­wa­ły, jakby był du­chem. W ręku trzy­mał miecz, a na ostrzu spo­czy­wa­ło mar­twe ciało słu­żą­ce­go.

– Cena za ten me­da­lion jest wiel­ka… – głos do­bie­ga­ją­cy z ciała dziw­nej isto­ty roz­prze­strze­niał się na cały zamek, a jego dźwięk do­tkli­wie ranił słuch. – Mo­żesz w to wie­rzyć, lub nie. Tylko od cie­bie za­le­ży ilość ofiar. 

– Nie dbam o ofia­ry. Liczy się tylko cel ktôry osią­gnę – cza­ro­dziej pró­bo­wał wstać, ale jakaś nie­wi­dzial­na siła trzy­ma­ła go w prze­ra­ża­ją­cym bez­ru­chu. 

Roz­legł się głę­bo­ki i upior­ny śmiech.

– Miże jed­nak bę­dzie mniej ofiar niż mi się zda­wa­ło. Jesz­cze tego nie wiesz, ale masz w sobie dar uro­dzo­ne­go przy­wód­cy. Po­do­basz mi się. Je­steś od­waż­ny, cha­ry­zma­tycz­ny, aro­ganc­ki i nie boisz się wy­zwań. Ale jak więk­szość wład­ców za­śle­pio­nych swą potęą nie wiesz jak do­nie­rać prze­ciw­ni­ków.

Cza­ro­dziej wbił pa­znok­cie w po­rę­cze tronu. Po­czuł ostry ból w rze­brach. Po pew­nym cza­sie ku wiel­kie­mu zdzi­wie­niu ta­jem­ni­cze­go de­mo­na, wstał z tronu i z tru­dem pod­szedł bli­żej. 

– Jed­ne­go je­stem pe­wien – wy­po­wia­da­nie słów przy­cho­dzi­ło mu z wiel­ką trud­no­ścią.  – Prze­kaz swo­je­mu panu, czy komu tam słu­żysz… niech nie wcho­dzi mi w drogę, lub wy­to­czy swe naj­więk­sze dzia­ła. Wtar­gnię­cie do mo­je­go zamku było bo­wiem naj­więk­szym z moż­li­wych po­su­nięć. 

Wy­cią­gnął rękę w stro­nę de­mo­na. Po­twór zawył prze­raź­li­wie, gdy stru­mień po­tęż­nej magii tra­fił w niego i zwa­lił z nóg. Elfka rów­nież sta­ra­ła się pomóc – z jej pal­ców wy­strze­li­ły małe stru­mie­nie po­tęż­nej ener­gii. Jed­nak to cza­ro­dziej do­koń­czył dzie­ła. Skon­cen­tro­wał się i po­słu­żył te­le­ki­ne­zą. Demon skoń­czył się. W po­miesz­cze­niu znów za­pa­no­wa­ło olśnie­wa­ją­ce świa­tło. Po chwi­li wsz­zyst­ko wró­ci­ło do normy. Cza­ro­dziej za­chwiał się i za­drżał, ale nie upadł. Nie­pew­nym kro­kiem pod­szedł do tronu. Pod­niósł me­da­lion który tym razem tylko za­drgał w jego ręce. 

– Nic ci nie jest panie.

– A jak ci się wy­da­je. Oczy­wi­ście, że nie. Zo­staw­cie mnie sa­me­go. Wszy­scy! Wy­no­ście się.

Gdy sala opu­sto­sza­ła swoje myśli skie­ro­wał tylko ku me­da­lio­no­wi. Zaj­rzał w jego głąb i ta­jem­ni­ce które skry­wał. Uj­rzał od dawna upra­gnio­ny przed­miot. 

Sie­dem kart ma­ja­czy­ło przed nim. Były spo­wi­te we mgle. Sta­rał się roz­po­znać ich lo­ka­li­za­cje, po­ło­że­nie, gdzie się teraz znaj­du­ją… mu­siał to wie­dzieć… mu­siał. 

Karty przed­sta­wia­ły wiel­kich ry­ce­rzy i wo­jow­ni­ków. Wszy­scy no­si­li zbro­je. Ich ekwi­pu­nek wy­glą­dał na ma­gicz­ny. Mie­cze sze­ro­kie jak dłu­gość dłoni, szty­le­ty wy­sa­dza­ne dro­go­cen­ny­mi krysz­ta­ła­mi… 

Pię­ciu z nich było męż­czy­zna­mi, po­zo­sta­ła trój­ka ko­bie­ta­mi. 

Ich zbro­je za­czy­na­ły lśnić coraz bar­dziej w miarę jak kon­cen­tro­wał na nich swoją uwagę. 

Miej­sce. Chciał znać miej­sce. 

Ru­cerzw mieli na sobie pięk­ne i mi­ster­nie wy­ko­na­ne łań­cusz­ki, wi­sior­ki i ozdo­by. Każdy z nich nosił kilka pier­ście­ni. 

Nagle coś go olśni­ło. Za kar­ta­mi, dla­eko, da­le­ko we mgle ma­ja­czy­ły dwie wie­rze. 

Star­cil orien­ta­cje. Za­czę­ło mu się krę­cić w gło­wie. Za­chły­snął się. Gdy znów otwo­rzył oczy uj­rzał znów swą sale tro­no­wa.

– Ar­nath!

Wrza­snął. Wstał gwał­tow­nie z tronu, ale nagły ból w gło­wie po­słał go na niego spo­wro­tem. 

– Czy coś się stało wasza wy­so­kość? – spy­ta­ła elfka wbie­ga­jąc na salę.

– Ar­nath. Mia­sto o czar­nych wier­szach które pod wpły­wem świa­tła księ­ży­ca zmie­nia­ją kolor ba srebr­ne i stają się pu­łap­ką dla tych, któ­rzy chcą ukraść karty. Ta twier­dzą to istny la­bi­rynt, a jej ścia­ny, mury i wie­rze wcale nie uła­twia­ją spra­wy. Jak mo­głem wcze­śniej na to nie wpaść… Co wiesz o Księ­ży­co­wej Talii? Złote Karty? Krew Wscho­du? 

– Cóż… to ar­te­fakt. Owia­ne są ta­jem­ni­cą i róż­ny­mi le­gen­da­mi; nie­któ­re są zło­wro­gie, mrocz­ne i prze­ra­ża­ja­ce. Trak­tu­ją o po­że­ra­niu i wy­sy­sa­niu dusz nie­śmier­tel­nych; inne o gwa­ran­cji nie­spo­ty­ka­nej po­tę­gi, przy­gód, złota, skar­bów ma­te­rial­nych i du­cho­wych…

– Świet­nie. Wy­ru­szysz ze mną. W resz­tę in­for­ma­cji wta­jem­ni­cze cię póź­niej. Muszę udać się tam sam. Tylko ja mam wy­star­cza­ją­cą in­te­li­gen­cję i po­tę­gę by spro­stać temu za­da­niu.

Na­za­jutrz cza­ro­dziej przy­go­to­wał wszyst­ko co mogło oka­zać się nie­zbęd­ne pod­czas po­dró­ży. Ofia­ro­wał En­da­rii pięk­ną, męską zbro­ję i miecz o ma­gicz­nych wła­ści­wo­ściach – sam po­ma­gał w two­rze­niu go i prze­lał na niego wiel­ką moc. 

Wy­ru­szy­li bar­dzo wcze­śnie. 

Konie prze­szły w galop.

Przed sobą mieli góry. 

W oczach cza­ro­dzie­ja błysz­cza­ła de­ter­mi­na­cja i am­bi­cja. 

Koniec

Komentarze

skut­ko­wa­ło by – skut­ko­wa­ło­by 

po­my­ślał by – po­my­ślał­by

Do ra­mion przy­pię­tą miał czer­wo­ną opoń­czę – Ma­so­chi­sta jakiś? A jak mu przy­pi­na­li, to krew nie le­cia­ła?

czół jej nie­zwy­kłość – czół a czuł to zde­cy­do­wa­nie różne słowa

że jest ko­nie­tą – czym jest?

Za­wa­cha­ła się przez chwi­lę. – or­to­graf: za­wa­ha­ła

Nie czy­tam dalej, nie­ste­ty, mo­gła­bym sko­pio­wać swój ko­men­tarz spod pierw­sze­go za­miesz­czo­ne­go tu tek­stu.

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

Widzę, Mi­cha­el – po po­bież­nym przej­rze­niu tek­stu i po ko­men­ta­rzu Bemik – że za­mie­ści­łaś ko­lej­ny, bar­dzo nie­do­pra­co­wa­ny frag­ment. Ro­zu­miem, że pra­gniesz za­in­te­re­so­wać nas swo­ich dzie­łem, ale nie zdo­bę­dziesz czy­tel­ni­ków, do­pó­ki nie ro­bisz nic, by tekst nada­wał się do czy­ta­nia. :(

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Na­pi­sa­łam ten tekst w nie­ca­łą go­dzi­nę na te­le­fo­nie… bledy mu­sia­ły jakoś same wsko­czyć, albo winą jest po­śpiech.

PS: Tak, opoń­czę miał przy­pie­tą klam­ra­mi do zbro­ji.

No wła­śnie – do zbroi, a nie do ra­mion.

A mo­żesz wy­ja­śnić, po co się tak spie­szy­łaś  z pu­bli­ko­wa­niem tek­stu, że nawet nie mia­łaś czasu po­rząd­nie go spraw­dzić?

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

Nie­ste­ty chyba nie mam na to wy­ja­śnie­nia… W przy­szło­ści trze­ba wy­cią­gnąć wnio­ski i się tak po pro­stu nie spie­szyć, tylko prze­czy­tać wcze­śniej tekst trzy razy.

Na­pi­sa­łam ten tekst w nie­ca­łą go­dzi­nę na te­le­fo­nie… bledy mu­sia­ły jakoś same wsko­czyć, albo winą jest po­śpiech.

Błędy, takie jak w tym tek­ście, nie wy­ska­ku­ją same. Ktoś je zro­bił. Zgad­nij kto i dla­cze­go.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Mimo błę­dów prze­czy­ta­łem do końca,  choć było cięż­ko. Poza błę­da­mi mamy tu frag­ment, który nie za­chę­cił mnie do dal­sze­go czy­ta­nia:(

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Bemik, jak to dla­cze­go? Mło­dość :) Au­tor­ko, warto po­pra­wiać błędy, nie tylko pisać.

Mnie też frag­ment nie za­chę­cił do dal­szej lek­tu­ry. Nic nad­zwy­czaj­ne­go i nie­sztam­po­we­go w nim nie ma. Tylko ko­lek­cja błę­dów im­po­nu­ją­ca. In­ter­punk­cja ku­le­je, zapis dia­lo­gów takoż, li­te­rów­ki różne dro­bia­zgi, ale ra­żą­ce or­to­gra­fy?! To już wy­glą­da na ole­wa­nie czy­tel­ni­ków.

En­da­ria po­wo­li we­szła na salę tro­no­wą.

Ale na dach? Ra­czej wcho­dzi się do sali.

Do ra­mion przy­pię­tą miał czer­wo­ną opoń­czę, która ście­li­ła się pod tro­nem i wy­glą­da­ła jak plama krwi.

Gdy tylko po­de­szła bli­żej cza­ro­dziej otwo­rzył oczy.

Kto pod­szedł? Bo ostat­nim pod­mio­tem była opoń­cza. BTW, prze­ci­nek po “bli­żej”.

Wy­czu­wał bi­ją­cą od niej magię, czół jej nie­zwy­kłość,

To “czół” to po to, aby unik­nąć po­wtó­rze­nia z “wy­czu­wał”?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nowa Fantastyka