
Na zamówienie NoWhereMan coś o Templariuszach ;)
Przyznam uczciwie, że za końcówkę odpowiada zasłyszana niegdyś piosenka z Kabaretu Olgi Lipińskiej pod tytułem “Pompadura”
Na zamówienie NoWhereMan coś o Templariuszach ;)
Przyznam uczciwie, że za końcówkę odpowiada zasłyszana niegdyś piosenka z Kabaretu Olgi Lipińskiej pod tytułem “Pompadura”
Komisarz Pierre Levrier uważał, iż sprawa do jakiej go oddelegowano, nie zasługuje na to, by zajmował się nią najlepszy francuski glina. Jednakże kiedy dzwoni do ciebie bezpośrednio sam minister, odmówić nie wypada. Coś takiego na pewno miałoby negatywny wpływ na wizerunek policyjnego asa. Chcąc nie chcąc, z przewagą tego drugiego, wziął się do pracy.
Zebranie zespołu kryzysowego, w sali konferencyjnej. Gliniarzy do niego wybrali inni już wcześniej, teraz dołączył on, najlepszy z najlepszych. Kolorowe zdjęcia katedry Notre Dame robią dziesiątki tysięcy turystów. W tym przypadku Stara Dama była jedynie tłem. Tym, na czym koncentrował się fotograf, były zwęglone ciała kilku działaczek organizacji feministycznych. Choć nie pożałowano makabrycznych szczegółów, to komisarz i tak uważał, że mogło być gorzej. Nie musiał bowiem udawać się na miejsce zbrodni, a co za tym idzie obraz nie był uzupełniony o swąd spalenizny.
– Co udało się nam ustalić? – zapytał jednego z podległych policjantów.
– Działaczki rozebrały się przed katedrą i nagie wdarły do środka.
– Skoro weszły do środka, to czemu leżą przed?
– Ochrona tym razem nie zdążyła interweniować. Jacyś ludzie schwytali je i wyrzucili na zewnątrz.
– Ustaliliście kto to był?
– Niestety, gdy zaczęły płonąć, zrobiło się straszne zamieszanie. – Po tylu latach pracy Pierre bezbłędnie wychwytywał kiedy podwładni zaczęli kręcić.
– Jak to zaczęły płonąć? Same? Przecież ludzie sami z siebie nie stają w ogniu.
– Lepiej będzie jak pan komisarz obejrzy skonfiskowane przez nas nagrania z tego zajścia. – Policjant mówił to dość enigmatycznym tonem.
Nagranie powstało na zlecenie feministek. Zaczyna się banałem. Działaczki w dość chaotyczny i niezbyt logiczny sposób uzasadniają przyczyny wdarcia się nago do katedry. Widać zaskoczenie, gdy akcja spotyka się z reakcją. Levrier stara się ocenić ludzi wyrzucających kobiety. Silni, dobrze zorganizowani, smagli, ten i ów ma latynoski wąsik. Być może to wojskowi? Za, przemawia to, że wszyscy ubrani są pod kolor w brązowe koszule i bojówki. Nie raczej nie, przemoc sprawia im zdecydowanie za dużo przyjemności. Współczesne armie nie przyjmują w swoje szeregi takich ludzi. Wniosek stąd prosty, to są członkowie jakiegoś gangu. Dowodzi nimi wyjątkowy oryginał – długie włosy, broda, biały garnitur z czerwonym krzyżem wyhaftowanym na lewej piersi. Za coś takiego na ulicach Paryża bardzo łatwo dostać łomot od muzułmanów lub mandat od policji. Kiedy tylko feministki znalazły się za drzwiami, staje pomiędzy nimi a świątynią, wznosi do góry ręce w teatralnym geście i deklamuje
„Pan króluje: wesel się ziemio
radujcie się mnogie wyspy.
Obłok i ciemność wokół Niego,
sprawiedliwość i prawo podstawą Jego tronu.
Ogień idzie przed Jego obliczem
i pożera dokoła Jego nieprzyjaciół”.
Dokładnie w tym momencie działaczki zaczynają płonąć jak pochodnie. Na nagraniu nie widać było niczego, co mogło odpowiadać za pojawianie się ognia.
– Mamy problem – Pierre stwierdził oczywistość.
– Wiemy szefie. Pobraliśmy próbki zarówno z ciał jak i z placu, ale tam nie było żadnej znanej nam substancji, która tłumaczyłaby całe zdarzenie.
– Skoro nie mamy przyczyny ognia, to chcę mieć tego faceta. – Stuka palcem w ekran komputera.
– Nie ma go w naszych bazach.
– Ale przecież się nie rozpłynął.
– No właśnie… Gubimy go w dymie.
– Sprawdźcie monitoring z placu. Najlepiej klatka po klatce. Chociaż… – komisarz na chwilę zamyślił się. – On nie chodzi po ulicach tak ubrany. Szukajcie samochodów do jakich wsiadają ci ubrani na brązowo. Jak weźmiemy go na dołek i dociśniemy, sam nam powie jak je spalił. Poruszcie niebo i ziemię, ale namierzcie mi go.
– To niepotrzebne. – Jakiś gliniarz z końca sali nieśmiało podniósł rękę do góry.
– Co?
– Ja wiem gdzie on teraz jest.
– Możesz jaśniej?
– Pokazują go właśnie w telewizji. – Wszyscy jak na komendę patrzą przez szklaną ścianę na ekran telewizora w pokoju obok.
Magazyn gdzieś na obrzeżach Paryża płonął jasnym czystym ogniem. Od czasu do czasu coś w środku eksplodowało. Człowiek sprzed katedry wyjaśniał ekipie telewizyjnej, że oto właśnie jest niszczony jeden z arsenałów Kalifatu.
– Łapcie go! Ale to już! – Levrier krzyczał by dać upust swej złości.
– Macie go? – Pierre znał już odpowiedź, ale uznał, że nie zaszkodzi w swoich podwładnych wzbudzić poczucie winy.
– Znów nam się urwał.
– A co znaleźli strażacy?
– On nie kłamał, wewnątrz było prawdopodobnie około pięćdziesięciu kałaszy, ze dwa razy tyle pistoletów, amunicja, materiały wybuchowe.
– Pytanie za sto punktów. Skąd on wiedział o tej broni?
– Tam było coś jeszcze – cicho wtrącił się jeden z policjantów.
– Mianowicie?
– Fabryczka fenetyliny, narkotyku szahidów.
– Czyli on uderzył nie tylko w ich skład broni, ale też w źródło dochodu.
– Szefie, to musi być jakiś szajbus, przecież libijskie gangi dostaną teraz kociokwiku.
– Strzelanina w Neuilly-sur-Seine – Ktoś z sali właśnie odebrał telefon.
– Dlaczego ma mnie to zainteresować?
– Dużo zabitych, nasi twierdzą, że zastrzeleni mogą być członkami libijskich gangów. Ponadto jest tam kolejny spektakularny pożar.
– Jedziemy.
Neuilly-sur-Seine elegancka dzielnica zamieszkała przez francuską finansjerę i polityków. Pierre Levrier czuł narastający ból skroni. Za chwilę będzie miał na głowie całe to ustosunkowane tałatajstwo. Trzeba kończyć tę sprawę i to za wszelką cenę. Podjazd dopalającej się willi, wrak ciężarówki, czterdzieści a może pięćdziesiąt ciał w czarnych strojach leży na trawniku. Atakujący nie silili się na finezję. Staranowali bramę, ale wioząca ich scania straciła na tej operacji opony. Potem biegiem ruszyli do szturmu. Biorąc pod uwagę ilość leżących łusek, nie oszczędzali amunicji. Kilku zabitych ma granatniki RPG-7. Komisarz przez chwilę ma wrażenie, że znalazł się gdzieś w Syrii czy Afryce Północnej, a nie w Paryżu. Te trupy nie budzą jego większego zainteresowania. Libijscy gangsterzy, ludzie z dawnych służb Kadafiego, eksbojówkarze, poszukiwacze szybkiego zarobku. W strzelaninie zginął jednak co najmniej jeden obrońca. Musiał być gdzieś przy bramie w chwili ataku. W przeciwieństwie do napastników ubrany jest w brązowy mundur i ma na sobie solidną kamizelkę kuloodporną. Liczne ślady trafień na niej, kałasz w martwych rękach i łuski dokoła niego sugerują, iż zginął w walce. Kim on był?
– Miejmy nadzieję, że na sekcji powie nam co nieco o sobie – rzekł komisarz.
– Oczywiście, szefie.
– Pilnujcie go jak oka w głowie. Chcę też wiedzieć wszystko o tej willi, do kogo należała, kto tu mieszkał. Rozumiemy się?
– Tak jest, szefie.
– Co do tych tam – rzucił okiem na ciała napastników. – Ruszycie naszych wywiadowców, dociśniecie wszystkie dziwki i alfonsów, weźmiecie na warsztat drobne kanalie i dowiecie się, co ulica mówi na ten temat. Czy to jasne?
– Tak jest!
Następna narada zespołu. Nastrój dyktują kolejne telefony od znajomych prezydenta oraz ministrów. W pewnym momencie komisarz Levrier podejmuje jedyną słuszną decyzję.
– Wszyscy wyłączamy telefony, jeśli to nie pomoże, wyjmujemy z nich baterie.
– Tak jest, szefie.
– Zacznijmy od tego, co mówi ulica. Ahmed, czego się dowiedziałeś?
– Gangi z Afryki Północnej nazywają naszego faceta w białym garniturze, Królem Ryszardem. Wedle ulicy jest on wodzem krzyżowców, złem wcielonym, synem hieny i szakala, ewentualnie jakimś diabłem. Podobno, kiedy z dymem szły feministki pod katedrą, jego ludzie zniszczyli kilka laboratoriów produkujących prochy na miejscowy rynek.
– Interesujące – rzekł komisarz. – A jak go namierzyli?
– Rozpoznał go chłopak rozwożący kebaby i dał znać, komu trzeba.
– Henry, streść nam wyniki sekcji obrońcy willi. Co wiemy o ludziach walczących dla tego „wodza krzyżowców”?
– Mężczyzna lat między dwadzieścia, a dwadzieścia pięć, wysportowany, sporo tatuaży. Według „zimnych doktorów” pochodził prawdopodobnie z Ameryki Środkowej. Jeśli idzie o używki czysty.
– Pokaż te jego tatuaże.
– Wewnętrzną stronę prawego przedramienia zajmowała łacińska sentencja „Non nobis Domine, non nobis, sed nomini Tuo da gloriam!„ na plecach znajdował się makabryczny wizerunek. Twarz młodej dziewczyny, a zarazem śmierci, pod nią zaś napis Santa Muerte. Na lewym ramieniu tarcza krzyżowców, a na piersi rycerz w zakonnym płaszczu.
– Los Caballeros Templarios – rzekł cicho Pierre.
– Co szef powiedział?
– Rycerze Templariusze, jeden z najsilniejszych meksykańskich karteli, denat do niego należał. Wojna narkotykowa tłumaczyłaby wiele, ale czy wszystko? Co wiemy o willi?
– Właściciele, to de Molay Group, jedna z najstarszych instytucji finansowych Szwajcarii. Są tak dyskretni, że nie dość, iż nikt nie zna ich klientów, to nawet tak naprawdę nie wiadomo nawet, kiedy zaczęli działalność.
– Może wczoraj – ktoś z sali pozwolił sobie na drobny żarcik.
– Na pewno nie, sugerują, że pierwsze przekazy wystawiali już w czasie wypraw krzyżowych, ale nie mogą ujawnić klienta.
– Postarajcie się wycisnąć, co się da z ludzi związanych z tą firmą.
– Dobrze, szefie.
Komisarz Pierre Levrier nie miał złudzeń. Jego ludziom nie uda się czegokolwiek ustalić. Było oczywiste, że utkną na barykadach wzniesionych przez prawników. Co innego on. Dzięki swej żonie Janette został członkiem kultu Welesa. Jeśli de Molay Group jest tak stara jak sugeruje i cały czas robi w finansach, kult powinien sporo o niej wiedzieć. Wysłał co inteligentniejszych ze swoich ludzi z raportami do szefa policji, ministra spraw wewnętrznych i prezydenta, po czym zadzwonił do Janette, by umówiła go na spotkanie z Janem Zabłockim, kapłanem Welesa dbającym o interesy kultu we Francji.
– Witaj przyjacielu – Jan powitał go w viploży jednego z paryskich klubów. – Z czym przybywasz?
– Dzień dobry. Mam drobny dar dla Welesa i nieśmiałą prośbą. Nie wiem tylko czy możemy tu swobodnie rozmawiać? – odpowiedział Pierre.
– To mój klub, ta loża jest absolutnie czysta.
– Zatem przekazuję mój dar.
Lavrier położył na serwetce kartę pamięci. Był to zaginiony dowód w sprawie ukrywania, przed francuskim fiskusem, dochodów przez kilku ludzi powiązanych z kultem. Bez tej karty, całe śledztwo skończy się niczym.
– Weles błogosławi cię mój przyjacielu – uśmiechnął się Jan. – Zjedz ze mną obiad i powiedz, o co nas prosisz.
– Chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej o de Molay Group.
– Bardzo dobrze przemyślana prośba, zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń. Instytucja ta, jest tak stara, jak Szwajcaria. Założyli ją byli templariusze, którzy uciekli z Francji w Alpy. Nota bene ci sami rycerze mieli olbrzymi wkład w powstanie samego kraju. Podczas bitwy pod Morgarten szarżując w bok wojsk Leopolda Habsburga, dali kantonom zwycięstwo, a Szwajcarii niepodległość. Zaraz potem wzięli się za robienie interesów.
– Czy oni mogą robić interesy z kartelami narkotykowymi?
– Zazwyczaj nie, ale w niektórych przypadkach ich założyciel robi wyjątki.
– Założyciel?
– De Molay Group założył ostatni mistrz zakonu templariuszy.
– A on nie skończył na stosie?
– Sprawa jest bardziej skomplikowana. Zakon założyli rycerze znacząco odbiegając od stereotypu kretyna uwielbiającego machać mieczem. Oni szukali i co więcej, zdobyli bardzo starą wiedzę. Mistrz Jakub chciał trafić na stos, mimo iż jako szlachetnie urodzonemu przysługiwał mu przywilej ścięcia mieczem.
– Chciał umrzeć w męczarniach?
– On oszukał śmierć. Stos jedynie stanowił dopełnienie rytuału, dzięki któremu stał się ifrytem, demonem ognia. Problem w tym, iż choć eksperyment się udał, to wcześniejsze tortury, a może i sam stos sprawiły, że de Molay jest odrobinkę… niestabilny psychicznie.
– Odrobinkę?
– Przez dziesięciolecia robi spokojne interesy, ale od czasu do czasu nawiedza go ochota na poddanie Francji jakiemuś rodzajowi sądu bożego, puści z dymem miasto, przywlecze wirus, by wybuchły epidemie, podburzy tłum do rewolucji, albo znajdzie fanatyków, którzy przeleją morze krwi.
– Można go jakoś powstrzymać?
– Dysponujemy jedynie dość niejasnym starym babilońskim opisem zabicia ifryta. Osobiście nie próbowałbym tego. Sam rozumiesz, tłumaczenie poetyckiego tekstu sprzed jakiś trzech tysięcy lat, to kiepska instrukcja. Zresztą walka z nim jest nieopłacalna. Wyszaleje się, potem uspokoi i za parę lat dalej będzie się z nim robić dobre interesy.
– To co mam robić? – Pierre szukał rady.
– Najlepiej wyjechać na dłuższe wakacje do Polski. Jakub dziś rano reporterowi stacji al Jazeera obiecał spalenie Wielkiego Meczetu w Paryżu. Masz świadomość, co tu się będzie działo?
– Niestety, zanim wyjadę, muszę przygotować szefom raport, w który będą skłonni uwierzyć.
– Na twoim miejscu, nie czekałbym z nim do wieczora.
Paryż był w żałobie. Paryż świętował, był przerażony i w euforii zarazem. Na większości skrzyżowań stały wojskowe patrole, transportery opancerzone i zasieki. Dostępu do Wielkiego Meczetu broniły czołgi, worki z piaskiem, betonowe płyty i barykady obsadzone spadochroniarzami. Za kordon nie wpuszczano zarówno muzułmanów chcących bronić przybytku, jak i nikogo innego. Wszyscy czekali na noc, kiedy obudzą się demony.
Prezydent Piątej Republiki z właściwym sobie wdziękiem dyskretnie opuścił miasto i przebywał od kilku godzin w Pałacu Wersalskim. Ochronę zapewniały mu dwa regimenty Legii Cudzoziemskiej. Emmanuel przeglądał właśnie raport ze śledztwa, który dostarczył mu osobiście komisarz Pierre Levrier.
– Brigitte, kochanie, jak myślisz? Jeśli ogłośmy, w telewizji, że wedle niezależnego miarodajnego śledztwa, całe te zamieszanie, to tylko przykrywka wojny narko-gangów, sytuacja się uspokoi?
– Może? Wiesz, mnie interesuje coś innego. Widziałam tego komisarza tu na korytarzu, i zauważyłam, że on wygląda dużo młodziej niż na zdjęciach w Internecie.
– Kochanie, Paryż może zapłonąć, a ty interesujesz się jakimś gliną.
– Po pierwsze mówi się policjantem, po drugie nie nim, tylko tym, jak on to zrobił. Rusz służby, niech ustalą, jakie przeszedł zabiegi i który chirurg plastyczny się nim zajmował.
– Ale…
– Żadne ale! Ja też chcę wyglądać młodziej.
– Cukiereczku, przecież wiesz, że kocham cię taką.
– Milcz i rób co ci każę, bo postawię cię do kąta.
– Oczywiście, proszę pani.
Skoro na zamówienie, to nie mogłem się nie pojawić :)
Podoba mi się intryga z templariuszami w roli głównej. Ta przykrywka wojen narkotykowych, rytuał. Kult Welesa też niczego sobie :) Najbardziej rozbawiła końcówka – nie powiem, jakoś pasowała mi do stereotypowego przedstawiania Francuzów :)
Jednak w ogólności z trzech tekstów o spiskach, ten akurat najmniej mnie śmieszył. Nie wiem czemu, po prostu nie wszystkie żarty nie do końca trafiły.
Podsumowując: jest okej :)
Deus vult!
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
Przykro mi, ale tym razem opowiadanie o powiązaniach templariuszy z wydarzeniami współczesnego świata zupełnie do mnie nie przemówiło. :(
Gliniarzy do niego wybrali inni już wcześniej, teraz dołączył do niego on… – Powtórzenie.
…pożera dokoła Jego nieprzyjaciół.” – Kropkę należy postawić po zamknięciu cudzysłowu.
Za chwilę będzie miał na głowie całe to ustosunkowane tatałajstwo. – …całe to ustosunkowane tałatajstwo.
…ludzie z dawnych służb Kadafiego, eks bojówkarze… – …ludzie z dawnych służb Kadafiego, eksbojówkarze…
…to de Molay Grup, jedna z najstarszych instytucji finansowych Szwajcarii. – W dalszej części opowiadania piszesz: …de Molay Gruop…
…i barykady obsadzone spadochroniarzami. – Dlaczego na barykadach byli spadochroniarze?
Za kordon nie wpuszczano zarówno Muzułmanów… – Za kordon nie wpuszczano zarówno muzułmanów…
…niż na zdjęciach w internecie. – …niż na zdjęciach w Internecie.
…a ty interesujesz jakimś gliną. – …a ty interesujesz się jakimś gliną.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ładnie pokombinowałeś z Templariuszami. Wątek ifryta naprawdę niezły, założenie państwa też daje radę. Mnie końcówka jakoś słabo przypadła do gustu, jakby zamieniała cały tekst w żarcik. Ale ogólnie na plus.
Magazyny gdzieś na obrzeżach Paryża płonął jasnym czystym ogniem.
Literówka.
– Henry streść nam wyniki sekcji obrońcy willi.
Wołacz. Co Ci mówi to słowo-klucz?
Babska logika rządzi!
Wskazane poprawki naniosłem.
Co do spadochroniarzy. W niemal wszystkich armiach świata jest swoista piramida elitarności. Na samej górze są jednostki specjalne (np. Delta Fprce, Grom, Specnaz) a zaraz za nimi spadochroniarze. Specjalsi są z natury rzeczy nieliczni i mogą być użyci do zdobycia/likwidacji jakiegoś priorytetowego celu. Jednak gdy taki obiekt trzeba zabezpieczyć jest ich z po prostu za mało. Użycie spadochroniarzy do ochrony Wielkiego Meczetu oznacza, że sytuacja jest bardzo poważna i rzuca się na linię elitę.
Co do końcówki, gdy patrzę na obecne elity UE w tym prezydenta Francji, mam deja vu. To już było. Tak jak pisałem oprócz “zamówienia” NoWhereMan na coś o Templariuszach, do napisania tego tekstu natchnęła mnie zasłyszana niegdyś piosenka z Kabaretu Olgi Lipińskiej.
https://www.youtube.com/watch?v=6Xl4zNO2V-Y
Nie zmienię tego jak wygląda świat, jedyne co mogę zrobić, to opisać to tak by było zabawne.
Końcówka ma podkreślać kontrast pomiędzy tym co się dzieje, a zachowaniem elit. de Molay prze do sądu bożego, rewolty, wojny domowej, chce krwi na ulicach, atakuje silne gangi przy pomocy meksykańskich zakapiorów z kartelu Rycerzy Templariuszy, a prezydent Francji nadskakuje swej małżonce niczym Ludwik z kabaretowej piosenki o madame Pompadour .
a zaraz za nimi spadochroniarze.
Oj, oby nie przeczytali tego członkowie innych formacji lądowych :) Ale fakt, spadochroniarze – o ile sami nie są w rzeczywistości formację sił specjalnych – są uważani za elitę piechoty (podobnie jak piechota morska swoją drogą). Ale i tak pancerniacy czy artylerzyści nimi gardzą. Sam słyszałem z ust zawodowych żołnierzy ;D
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
MPJ 78, dziękuję za wyjaśnienie. Teraz już wiem, że na barykadach była doborowa jednostka wojskowa, a nie panowie ze spadochronami na plecach. ;D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Fakt piloci czy czołgiści mogą nie podzielać poglądu co do elitarności spadochroniarzy, ale tak szczerze, czołgistę chroni pancerz, pilota prędkość i ileś tam systemów samolotu, a spadochroniarz musi być twardy sam w sobie.
Historycznie rzecz biorąc, można mówić o swoistym remisie. Podczas operacji Market Garden, spadochroniarze trafili na niemieckie dywizje pancerne SS i nie dali rady. Jednak podczas ostatniej niemieckiej kontrofensywy w Ardench dywizje pancerne SS trafiły na spadochroniarzy i ofensywa utknęła.
Historycznie rzecz biorąc, można mówić o swoistym remisie. Podczas operacji Market Garden, spadochroniarze trafili na niemieckie dywizje pancerne SS i nie dali rady. Jednak podczas ostatniej niemieckiej kontrofensywy w Ardench dywizje pancerne SS trafiły na spadochroniarzy i ofensywa utknęła.
Statystycznie podczas Drugiej Wojny Światowej nie udała się żadna operacja powietrznodesantowa, gdzie użyto siły powyżej kompanii. Spadochroniarzom znacznie lepiej szło jak walczyli na froncie, niż gdy zrzucano ich w dużej ilości za linie wroga ;) Choć nie ukrywam, że argumenty przemawiające za tym stwierdzeniem są dla mnie mocno naciągane. Choćby wsparcie D-Day od strony desantów spadochronowych: Brytyjczycy i Kanadyjczycy poradzili sobie świetnie, to Amerykanie trochę zaniemogli, bo rozrzuciło ich na cztery wiatry, przez co nie wykonali stawianych przed nimi celów. Podobnie jak Market Garden – większość elementów zadziałała, tylko zabrakło szczęścia przy najważniejszym elemencie układanki.
Na szczęście po Drugiej Wojnie szło im znacznie lepiej ;D
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
Całkiem zgrabnie posługujesz się elementami kryminału, kolejne wskazówki ładnie pobudzają ciekawość w miarę czytania. Poprawić można z pewnością koherencję prezentowanych scen i wydarzeń – na przykład nie wiem dlatego spalono feministki, chociaż miała miejsce wojna narkotykowa. Czy to sugestia, że feministka=dilerka? :D Moty w z ifrytem bardzo fajny, natomiast zakończenie nijakie i, niestety, nieśmieszne.
Duży potencjał w tym opowiadaniu; nie do końca, moim zdaniem, wykorzystany.
Pozdrawiam!
Przeczytałam, ale zupełnie nie mam o opowiadaniu zdania. Chyba mam tak jak Reg ;<
"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia
Straszna gonitwa w tym opowiadaniu, spokojnie materiału na 40k. Dużo info o kartelach, narkotykach i gangach zbyt ciasno upchanych. Coś mi się wydaje, że to taki tekst na szybko.
MrBrightside spalenie feministek miało nomem omen być upieczeniem kilku pieczeni na jednym ogniu. Po pierwsze to prezentacja de Molaya jako kogoś, kto panuje nad ogniem w sposób niezrozumiały dla innych. Drugi wątek to kreowanie się ifryta na obrońcę wiary, pali profanów itd. Jednocześnie to operacja odwracająca uwagę, mediów i policji od wojny narkotykowej jaką on prowadzi. Zakładam, że libijskich gangsterów nie obchodziłoby spalenie jakiś kobiet przed katedrą, ale wykonane jednocześnie uderzenia na ich laboratoria, doprowadziłoby je do szału. De Molay zaś w ten sposób podkręca temperaturę by doprowadzić do swoiście rozumianego sądu bożego.
Los Calleros Templarios – nie ma czegoś takiego, są caballeros templarios (raczej z małych liter, jak templariusze po polsku). Callero po hiszpańsku musiałoby znaczyć “ulicznik”, od calle – ulica, ale chyba nie ma takiego słowa.
Legia Cudzoziemska nie ma prawa prowadzić działań bojowych na terenie Francji, więc lepiej znaleźć inną jednostkę.
W pałacu w Wersalu jest muzeum, toteż jest to dość ostatnie miejsce, gdzie ewakuowałby się prezydent w razie zagrożenia – nie ten typ zabezpieczeń i mnóstwo innych problemów.
Zakończenie jak dla mnie niesmaczne, nie kupuję, mimo że Pompadurę z KOL lubię.
http://altronapoleone.home.blog
Ok hiszpańskiego nie znam toteż zaproponowaną poprawkę naniosłem.
Wojsko we Francji ogólnie nie ma prawa działać na terenie kraju. Tyle że opowiadanie to pisałem jak oni mieli tam stan wyjątkowy i wojo było na ulicach ;)
Co do zakończenia. Moim zdaniem Macron to nie samodzielny polityk, ale “projekt” stworzony przez grupy interesów. Nie lubię go więc zrobiłem z niego w zakończeniu groteskowego “Ludwika” siedzącego w Wersalu.
Mam wrażenie, że Legia Cudzoziemska nie ma prawa działać na terenie Francji nawet w czasie stanu wyjątkowego, to jednak specyficzna jednostka o specyficznym statusie i regulaminie – wystarczyłoby ci w tej sytuacji właśnie zwykłe wojsko. Legia ma oczywiście swoje bazy na terenie Francji (sama ich widziałam i nawet obfotografowałam na Korsyce), ale działanie to co innego, wymagałoby prawdopodobnie specjalnej ustawy, uchwały albo dekretu.
Skądinąd spędziłam we Francji, głównie w Paryżu, w sumie pół roku podczas tego stanu wyjątkowego i to nie było tak jak w Polsce zaraz po wprowadzeniu stanu wojennego, że czołgi na ulicach itede. W sumie gdybym nie wiedziała, że jest stan wyjątkowy, w zasadzie bym tego nie odczuła. Wojsko w newralgicznych punktach Paryża widywałam i kilka lat wcześniej. Może były dzielnice, gdzie to widać bardziej, nie wiem. Nikt z moich znajomych też się tym stanem wyjątkowym nie przejmował jakoś specjalnie.
Wersal nie był siedzibą królewską/rządową już od Rewolucji, używano w zasadzie jedynie Grand Trianon, a w pałacu dość szybko za Monarchii Lipcowej utworzono muzeum, więc nadal jestem nieprzekonana. A tym, co mnie w zakończeniu zniesmaczyło jest raczej niezbyt smaczna uwaga o pani Macron.
http://altronapoleone.home.blog
drakaina z mojego punktu widzenia Macron i jego żona budzą niesmak. Pal diabli różnice wieku, miłość w kalendarz nie patrzy, ale nauczycielka, która zostaje żona swojego ucznia, do tego w kampanii wykorzystują wnuczkę pani Brigitte żeby udawała ich dziecko.
Może to kwestia perspektywy, ja ich głównie obserwuję podczas pobytów we Francji, w tamtejszych mediach, poprzez opinie moich znajomych… No i na tle tego, co ogólnie robią politycy, nie wydaje mi się to jakimś skandalicznym zachowaniem.
http://altronapoleone.home.blog