
Zbysław siedział ponury przy stole, mieszając zupę i gapił się na kozę, która siedziała tuż obok niego na krześle, i szeptała czule:
-Be-be-be, zuppaaa dobraaa…
Nagle Zbysław usłyszał przez otwarte okno – rżenie konia. Poruszyło to do go głębi i zaczął płakać jak niemowlę.
– Zbychu! Idź na dwór! – powiedział Krzysław, który znajdował się na dworze.
Zbysław, wytarł oczy i wybiegł na zewnątrz, trzaskając drzwiami.
– Zbysław, coś spłoszyło naszego konia. Trzeba coś zrobić.
– Czego nasz kochany Marianek się przestraszył? On jest najdzielniejszym koniem na świecie!
– No nie wiem głąbie, dlatego cie wołam, pan Marian ma ostatnio ma rozwolnienie, jest blady, boli go brzuch i krzyczy…
– To niepokojące objawy, a co to rozwolnienie, czy masz na myśli sraczkę?
– Nieważne co to jest, ważne że na naszej farmie dzieje się coś niedobrego…
– Masz na myśli UFO?
– Właśnie to, mój przyjacielu.
Nagle na podwórku wieśniaków, rozległ się hałas.
– Co to za odgłos, czy to nasza kochana koza spadła z krzesła?
Krzychu pobiegł na tył farmy, nie było tam nic. Natomiast Zbysław wrócił do domu i przytulił kozę, która jadła zupę .
Rozległo się pukanie do drzwi, po chwili stara babka otworzyła drzwi, wołając:
-Zbysiu mam mleko dla twojej kozy, a twojemu koledze chyba coś się stało, leży na podwórku i śpi.
– O nie! Muszę sprawdzić babciu, a przy okazji daj mleko kozie – po czym wyskoczył z domu jak strzała. Ujrzał na chodniku przed bramą swojego kompana, leżał na brzuchu, otoczony fasolą i grochem.
– Krzysławie! Co ci się stało? Czemu leżysz przed bramą i chrapiesz jak nasza świnia?
Z domu wychyliła się stara babka, wołając:
– On chyba ci nie odpowie bo śpi, wczoraj wieczorem słyszałam dziwne krzyki kobiety, dobiegające z lasu, czy ty też to słyszałeś Zbyszku?
-Nie babciu, bo wtedy doiłem moją kozę. Ale babciu czemu Krzysiu śpi?
-Zobacz czy oddycha, może trzeba zadzwonić po pogotowie, dziwne rzeczy dzieją się na naszej farmie.
– Jak sprawdzić czy oddycha, babciu?
Krzysław się obudził, wrzeszcząc:
– O nie! Nie podchodź do mnie!
-Panie Krzysiu co się stało? Chce pan wody albo mleka, akurat niosę? – zapytała babcia.
– Nie! Mleko jest dla mojej kozy! Oddawaj niedobry Krzysławie! – krzyknął ze złościa Zbysław.
-Ale jeszcze nie wziąłem, nie chce żadnego mleka ani wody. Zasnąłem, coś mnie poraziło jakby kopniecie prądu, ale nikogo tu nie było. Chyba ma związek z naszym koniem i wczorajszym krzykiem kobiety…
-Czyli słyszałeś co mówiła babka? –zapytał podejrzliwie Zbysław.
-Wczoraj jak jechałem na targ kupić mleko, to zanim odpaliłem stacyjkę, w nasz samochód uderzył piorun i usłyszałem krzyk jakiejś kobiety.
Zbysław zrobił minę jakby chciało mu się kupę i wyrzekł:
– Ty mnie tu, mojej kozy w to nie mieszaj, to nie ona walnęła piorunem i tak w ogóle to idę zrobić kupę, ale jak wrócę to pojadę na naszym Marianku po… – wypowiedź Zbysława przerwał wielki huk dochodzący z lasu.
Krzysław nic nie mówiąc, wyruszył w stronę lasu.
– To ja pójdę dać mleko kozie, a ty Zbysiu wracaj, bo muchy do izby lecą – stwierdziła babcia.
– Nie babciu muszę wyruszyć na nieznaną przygodę z Krzychem, ale najpierw muszę zrobić kupę…
Babcia weszła do pokoju nakarmić kozę
-Zbyszku kozy nie ma, pomocy!
Tymczasem Zbysław robił kupę.
-Co jak to? Może poszła na dwór pooddychać świeżym powietrzem, poczekaj babciu, zaraz pójdę ją poszukać.
Zbysław skończył potrzebę fizjologiczną i czym prędzej udał się na dwór, po czym rozpoczął poszukiwania zaginionej kozy. Postanowił wszcząć śledztwo. W tym celu, wyjął lupę detektywistyczną i udał się na dwór, szukając wskazówek i śladów. Po dłuższej infiltracji podwórza, spostrzegł niewielkie ślady kopyt, wiodące w stronę lasu.
– To tajemnicza i dziwaczna historia… – rzekł Zbysław . Po tych inteligentnych słowach wyruszył w głąb lasu.
Tymczasem Krzysław błąkając się po wielkim, ciemnym lesie, usłyszał wybuch. Gdy podbiegł bliżej zobaczył dwóch nastoletnich piromanów, bawiących się materiałami wybuchowymi.
– Co wy tu wyprawiacie? Tu mogły się bawić dzieci!
– Och! My tutaj nic nie robimy, tylko zbieramy grzyby –odrzekli młodociani przestępcy.
– Tak? A gdzie się podziały wasze koszyki?
– Oddaliśmy je czerwonemu kapturkowi, gdyż potrzebował ich dla chorej babci.
– O nie! Ja znam tą bajkę i czerwony kapturek nie potrzebował koszyka, gdyż dostał go od swojej mamy, bezczelnie mnie kłamiecie!
– To nie tak jak myślisz… My tutaj tylko bawiliśmy się w chowanego.
– Tak, a czy to jest zamek? – powiedział Zbysław podchodząc do pudełka z fajerwerkami, kopiąc go.
-Nie! Nie kop tego! – po chwili siła wybuchu, odrzuciła Krzysława na dobre kilka metrów. Wylądował na czymś miękkim, natomiast grzybiarze zdążyli odskoczyć i uchylić się przed eksplozją. Niestety nasz kochany Krzysław leżał na kozie, tracąc przytomność.
Jak na dobrego detektywa przystało, Zbysław, był już o krok od rozwiązania zagadki znikającej kozy. Prowadzony zmysłami detektywa, biegł niestrudzenie przez las, gdy usłyszał wybuch. Instynkt natychmiast kazał mu to zbadać więc wziął lupę w garść i rzucił się w kierunku miejsca wybuchu. Po kilku chwilach, zobaczył Krzysława leżącego na kozie. Jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył że jego niedoszła zaginiona koza, leży tuż przed nim, a on sam stoi na jej mlecznych wymiotach.
-Och… Ludzie co za nieszczęście, biada, biada, Krzysław przygniata mojego kamrata…
Nagle Krzysław obudził się mówiąc;
– O kurde! Na czymś leżę…
– Nie na czymś bandyto, tylko na mojej ukochanej kozie. Wytłumacz się natychmiast, bo cię zagryzę!
– No kurdę, jak co robię? To przez tych debili co bawili się fajerwerkami. Wybuchli je i tak tutaj wylądowałem.
– Tak, a gdzie są przestępcy?!
W tej chwili, grzybiarze podeszli do Krzycha, mówiąc:
– My już spadamy, tylko nie mów o tym nikomu, jasne? Aha… Wasza koza też odleciała, tyle że wcześniej. Jakby kózka nie skakała to by nóżki nie złamała. – Po tych brzemiennych w skutku słowach, dwoje nastolatków, wyruszyli w swoją stronę.
Dopiero teraz Zbysław doznał olśnienia, wszystkie poszlaki zaczęły się ze sobą sklejać, intensywne myśli przenikające przez umysł Zbysia, spowodowały niewyobrażalne swędzenie jego czaszki.
– Już wszystko wiem, połączyłem wszystkie dowody i wiem co się wydarzyło…
– Co? Opowiadaj! – krzyknął podekscytowany Krzysław.
– Więc było tak; Otóż to zaczęło się od samego rana, gdy ja jadłem zupę, obok mnie siedziała koza, wtedy usłyszałem twój krzyk Krzysławie i wybiegłem nad dwór, zobaczyć naszego rżącego konia. W tym samym czasie, nasza koza zjadła moją zupę mleczną, poczuła się niedobrze i spadła z krzesła, stąd ten huk co słyszeliśmy, ja wtedy pobiegłem do domu. Niczego nieświadomy przytuliłem kozę przez co zrobiło się jej jeszcze bardziej niedobrze…
– Kontynuuj, świetnie ci to idzie – powiedział z zachwytem Krzysław.
– Wtedy ty, wdepnąłeś w kałuże, w której był kabel z prądem, zostałeś porażony i straciłeś przytomność, wiem, bo gdy chodziłem z lupą to sam o mało co nie wpadłem.
– No tak, ale co z kozą, czemu znalazła się w lesie? – zapytał Krzysław.
– Pamiętasz jak przyszła babcia?
– Tak i co w związku z tym?
– Otóż chciała dać mleka naszej kozie i ta gdy o tym posłyszała, uciekła, biegnąc w niewiadomym kierunku, pobiegła do lasu, gdzie dwóch grzybiarzy odpalało fajerwerki i materiały wybuchowe…
– Rozumiem… ale została jeszcze sprawa konia i tej krzyczącej kobiety, wiesz czemu krzyczała?
– Ano niestety wiem, pamiętasz okrąg z fasoli i grochu co był obok ciebie?
– No tak, obudziłem się koło fasoli i grochu.
– Otóż, ta kobieta cały czas karmiła naszego konia tym grochem i fasolą przez co wywołała u niego bolesne rozwolnienie czyli sraczkę…
– To nie głupie, ty możesz mieć rację, ale czemu truła naszego pana Mariana?
– Wpadłem na to przez przypadek, pamiętasz jak wybiegłeś do lasu?
– No przecież jestem w lesie to jak mam nie pamiętać!
– Dobra, no więc ja zapomniałem zamknąć furtki, często mi się to zdarza i przypomniałem sobie, że wczoraj również nie zamknąłem furtki, przez co pan Marian uciekł do lasu. Tam znajdowała się nasza sąsiadka, która bardzo lubi zwierzęta i prawdopodobnie zaczęła go głaskać, a on połknął jej pierścionek z ręki, dlatego krzyknęła, bo się wystraszyła i postanowiła dawać naszemu Mariankowi fasolę i groch aby wysrał jej pierścionek… – odparł zadowolony z siebie Zbysław.
– No dobrze, wszystko ładnie pięknie, ale skąd wiesz, że coś takiego miało miejsce i to akurat był pierścionek?
– Po prostu, gdy chodziłem z lupą po naszym podwórku i prowadziłem śledztwo, zdziwiłem się, bo nasz koń przestał skomleć więc poszedłem go przytulić i znalazłem jego rzygi, w których coś się błyszczało. Spójrz – Zbysław wyciągnął złoty drogocenny pierścionek i pokazał go Krzysławowi.
-Niesamowite Zbysiu, jesteś inteligentniejszy niż mogło mi się zdawać. W nagrodę pozwolę ci samemu iść po mleko dla naszej kozy.
-Krzysławie, ale właśnie przez to mleko wszystko, jakby koza mleka nie piła to w lesie by nie była.
Po tym inteligentnym powiedzonku, zanieśli kozę do domu i ją wyleczyli. A pierścionek oddali sąsiadce.
Po przeczytaniu stwierdzam, że tag grafomanii jest jak najbardziej uzasadniony…
I'M SIGNIFICANT! Screamed the dust speck.
Jak na groteskę – za mało celnych żartów. Generalnie sensu w opowiadaniu znaleźć nie mogę. Chyba faktycznie tekst napisany dla samego pisania.
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
Hmmm. Czy tag “grafomania” został dodany świadomie i z premedytacją? Bo nie wiem, jak się ustosunkować do tekstu.
po chwili siła wybuchu, odrzuciła Krzysława na dobre kilka metrów, lądując na czymś miękkim,
W zdaniach tego typu nie wolno zmieniać podmiotu.
Babska logika rządzi!
Fatalnie napisany koszmarek, który nie powinien ujrzeć światła dziennego. Bełkot, kompletnie pozbawiony sensu.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Architekt Chaosu – Dziękuję za komentarz.
NoWhereMan – Zgadzam się, że brakuje kilku chwytliwych żartów. To było moje pierwsze opowiadanie takiego typu. Dziękuję za opinie.
Finkla – Tag “grafomania” został dodany świadomie, ponieważ od samego początku, chciałam stworzyć zabawne opowiadanie, nie do końca poprawnie gramatycznie. Dziękuję za komentarz i wprowadzę poprawki.
Regulatorzy – Dziękuję za Twoją opinie, w grafomanii niekoniecznie musi być sens. Głównie stawiałam na komizm postaci i komizm sytuacyjny. Szkoda, że się nie spodobał.
Jeśli Ci się nie spodoba, wyślę Zbycha i Krzycha! Bój się Zbycha ;)
Jak świadomie, to nie ma co wprowadzać. ;-)
Babska logika rządzi!
Głównie stawiałam na komizm postaci i komizm sytuacyjny.
No cóż, Inessi, chyba inaczej rozumiemy pewne pojęcia, bo ja nie znalazłam w tekście komizmu, postaci wydały mi się idiotyczne a sytuacje żałosne.
I owszem, uważam że w grafomańskim tekście, szczególnie w pisanym z pełną tego świadomością, powinien być sens. Może grafomański, ale jednak.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hmm… Według mnie tag pasował. Wszystko tutaj – od pojawiających się znikąd bohaterów po wypowiadane przez nich kwestie wydaje się podrabiać opowiadania pisane przez dziesięciolatki. Samym absurdem to też raczej nie stoi – za mało poprawności i prześmiewczości. Niby wyśmiewasz oklepany motyw genialnego detektywa, ale co poza tym?
Panta rhei (choć niekoniecznie z mainstreamem)
chciałam stworzyć zabawne opowiadanie, nie do końca poprawnie gramatycznie.
Cóż, osiągnęłaś połowiczny sukces. Nie rozbawiło, za to jest nie do końca poprawne gramatycznie.
Nie rozumiem, po co zaczynać swoją przygodę z publikowaniem od wrzucania celowej grafomanii?
https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/
Czuję się zażenowana :/
Przynoszę radość :)