
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Południowe słońce świeciło tak mocno i radośnie, że jego promienie przebijały się nawet przez gęste korony drzew. Siostra Nathanaela cieszyła się, że nawet tu, w głuchym lesie, nie opuszcza jej światło Pana.
Wracała właśnie z klasztoru św. Faustyny, gdzie stoczyła zwycięską walkę z jednym ze Złych, piekielnych demonów, które Pan Ciemności, niech przeklęty będzie na wieki!, posyła na Ziemię, aby nękały śmiertelników.
Podróżowała leśnym traktem na mule, którego ofiarowały jej wdzięczne siostrzyczki. Słuchała śpiewu ptaków, obserwowała czmychające między drzewami zajączki i sarenki, a także inne stworzenia, które Pan w swej dobroci umieścił tutaj, żeby cieszyły oko przejeżdżających.
Wtem spokój jej ducha zmącił przejmujący krzyk, który dobiegł gdzieś z oddali:
– Ratunku! Pomocy!
Zdziwiona i zatroskana, siostra Nathanaela pogoniła muła, aby przyspieszył kroku. Po kilku minutach wyjechała z lasu i wtedy jej oczom ukazał się gorszący widok.
Dwóch bandytów brutalnie gwałciło młodą dziewczynę, która bezradnie wzywała pomocy. Napastnicy przygnietli ją swoimi ciałami do ziemi i bezlitośnie zabawiali jej kosztem. Na dodatek działo się to tuż obok przydrożnej kapliczki! Siostrę Nathanaelę przez moment aż zatkało na widok takiej niegodziwości.
Potem zsiadła z muła i przemówiła:
– W imię Pana wzywam was, abyście przestali! Natychmiast zostawcie tę biedną dziewicę!
Jeden z oprychów uśmiechnął się obleśnie.
– Zapewniam siostrę, że dziewicą to ona już nie jest.
Jego towarzysz spojrzał pogardliwie na Nathanaele.
– A tym zmiataj stąd, beczko gówna, albo pokroimy cię na plasterki!
Na potwierdzenie swoich słów oderwał się na chwile od pozbawiania dziewczyny cnoty i wyjął za pasa długi nóż, którym machnął w powietrzu.
Siostra Nathanaela, niepomna na jego groźby, podeszła do niego i szybkim ruchem złapała go za krocze, po czym z całej siły ścisnęła.
Nóż wypadł z dłoni rozbójnika, a jego oczy omal nie wyszły z orbit. Siostra Nathanalea była potężnie zbudowaną kobieta, a w jej dłoniach drzemało niemal tyle siły, co u biblijnych siłaczy pokroju Goliata czy Samsona.
– Podajesz się woli Sługi Bożego, grzeszniku? – zapytała.
Ponieważ bandyta wahał się z odpowiedzią aż pół sekundy, walnęła go w łeb swoim żelaznym krucyfiksem, z którym nigdy się nie rozstawała.
Gdy pierwszy zbój padł bez przytomności na ziemię, przeniosła spojrzenie na drugiego. Ten gwałtownie podciągnął spodnie i chwycił leżący w pobliżu krótki miecz. Gdy już miał go w dłoniach, spróbował wyprowadzić nim cięcie, które dosięgłoby Nathanaelę.
Przeszkolona w takich sytuacjach siostra z łatwością uniknęła ciosu, a gdy napastnik cofał miecz, złapała go za nadgarstek i przekręciła. Miecz wyleciał z dłoni, a po chwili rozległ się trzask łamanej kości.
Bandyta, jęcząc z bólu, padł na kolana i zaczął błagać o litość. Nathanaela spojrzała na leżąca w trawie, pohańbioną i płaczącą dziewczynę, a potem jeszcze raz na złoczyńcę, przypominając sobie jego roześmianą jeszcze przed chwilą gębę. Potem spojrzała na kapliczkę i uświadomiła sobie, że tu przecież nie tylko doszło do gwałtu, ale został także obrażony majestat Pański. To przeważyło. Chwyciła odebrany bandycie miecz i przebiła go nim na wylot.
Choć było już po wszystkim, dziewczyna nadal leżała na ziemi, głośno płacząc.
Nathanaela podniosła ją i położyła na grzbiecie swojego muła. Potem chwyciła za jego uzdy i ruszyła przed siebie.
Do najbliższej wioski dotarła po niecałej godzinie. Krzątający się dookoła wieśniacy przyglądali się jej z podejrzliwym zainteresowaniem. Widok potężnej kobiety w zakonnym habicie, która prowadzi ze sobą muła wiozącego półprzytomną młódkę, nie należał tutaj do codzienności.
– Chłopcze, podejdź tu – zwróciła się Nathanaela do jednego z młodszych mieszkańców. – Poznajesz tę nieszczęśnicę? Czy pochodzi z tej wioski?
Chłopak spojrzał na twarz przerzuconej przez grzbiet muła dziewczyny.
– Ano. To przecie jest Anezka, córka kowala.
Do muła zbliżyło się kilka chłopów i wiejskich bab, przeżuwających w ustach źdźbła trawy.
– A co to ona taka poszarpana? – zapytała jedna z nich.
– Rozbójnicy napadli ją przed lasem i pozbawili cnoty – obrazowo wyjaśniła siostra Nathanaela. – Dobry Bóg sprawił, że przejeżdżałam akurat obok w samą porę, aby zakończyć jej cierpienia i ukarać niegodziwców.
– Trzeba ją chyba do znachora zanieść – stwierdziła miejscowa starowinka, mająca tak na oko jakieś czterdzieści kilka lat.
– Znachora? A nie jest to przypadkiem jakiś szarlatan?
– Nie, nie! Stary Matias to dobry, pobożny człowiek. Modli się, chodzi do kościoła i daje na tacę – odparła starowinka, szczególny akcent kładąc na ostatni człon wypowiedzi, przekonana najwidoczniej, że dla przedstawicieli Kościoła ten aspekt jest najbardziej istotny.
Nathanaela spojrzała na zwisającą z muła nieszczęśnicę. Nie wyglądała wprawdzie najlepiej, ale nic nie wskazywało, aby był jej potrzebny ostatni sakrament.
– Zatem dobrze. Zabierzcie ją do niego.
Dwóch krzepkich wieśniaków pochwyciło dziewczynę i zaniosło w stronę jednej z chat.
– Dzięki Panu niech będą za twą pomoc siostro – rzekła starowinka. – Zdradź nam swe imię, abyśmy mogli wznieść w twej intencji dziękczynne modły do Wszechmogącego.
– Jestem siostra Nathanaela.
Słońce schowało się za ciemnymi chmurami, ptaki z wrzaskiem poderwały się z dachów, a psy zaskomlały żałośnie.
Wieśniacy rzucili się do ucieczki. Nie minęło pół minuty, a wszyscy pochowali się w swoich chatach.
Siostra Nathanaela westchnęła. Jej sława jak zwykle ją wyprzedziła.
Miejscowy ksiądz pleban był jedynym, który dobrowolnie otworzył przed nią drzwi.
– Ależ to wielki zaszczyt dla naszej parafii! Cieszymy się, że możemy gościć najwierniejszą spośród wszystkich sług Pana – stwierdził. – Niech siostra wejdzie do środka. Z najwyższą przyjemnością udzielę siostrze gościny.
Był szczupłym, około trzydziestoletnim mężczyzną, o krótkich czarnych włosach i wygolonej na środku głowy tonsurze. Osiemset lat później taka fryzurę zwać się będzie „na pożyczkę”.
– Bóg zapłać, ojcze– odpowiedziała Nathanaela i weszła do środka.
Gdy tylko ksiądz odwrócił się do niej plecami, z jego twarzy zniknął fałszywy uśmiech, a pojawił się grymas złości, jego usta zaś wyszeptały „a niech ją cholera, że też musiała przywlec się akurat tutaj”. Jednak gdy odwrócił się z powrotem, znów był uosobieniem gościnności.
– Niech siostra siądzie. Powiem mojej gospodyni, żeby przygotowała posiłek – stwierdził i wyszedł do sąsiedniej izby.
Nathanaela usiadła na miękkim, wygodnym krześle. Plebania była, obok kościoła, jedynym murowanym budynkiem we wsi. W środku bardzo ładnie ją urządzono. Meble były starannie wykonane, ściany zdobiły rzeźbione krzyże i malowane ornamenty, a w gablocie stały złote i srebrne kielichy. Nathanaela pomyślała, że ksiądz musi wyjątkowo dobrze pełnić swą posługę, skoro mieszkańcy wioski z wdzięczności tak dbają o parafię.
– Och, to nic wielkiego – zapewnił ksiądz po powrocie. – Tymczasem przejdźmy do jadalni. Nakryto już do stołu.
Ponieważ była środa, na obiad przygotowano ryby. Gosposią plebana okazała się młodziutka, około dziesięcioletnia dziewczynka. Ksiądz pogładził ją po główce i kazał iść pozamiatać przed plebanią.
Gdy wyszła, wyjaśnił, że dziewczynka jest sierotą, a on, z dobroci serca, przygarnął ją i dał dach nad głową, w zamian za pomoc na plebani. Przygotowywała dla niego posiłki, a także wykonywała różne drobne prace, takie jak: sprzątanie, pranie, zamiatanie, przynoszenie w ciężkim wiadrze wody ze studni, rąbanie drwa na opał, ścieranie ptasich odchodów z krzyża na dachu kościoła, czy chodzenie piechotą na targ do oddalonego o pięćdziesiąt kilometrów miasteczka. Czasami też zaspokajała go ustami, ale ksiądz uznał, że o tym akurat lepiej nie wspominać.
– Wioska wygląda na spokojną – uznała Nathanaela.
– I w rzeczy samej taka jest – potwierdził ksiądz, wyjmując ość spomiędzy zębów.
– Nie macie tu żadnych problemów, w których mogłabym wam pomóc?
– Ależ nie! Wszyscy mieszkańcy są cnotliwi i pobożni.
– Czy zdarzały się wam przypadki opętania przez diabła?
– Nigdy. Dzięki wstawiennictwu Pana, Szatan trzyma się z daleka od naszej wioski.
– Nie mieszkają tu żadni odszczepieńcy albo heretycy?
– Boże uchowaj! Pojawił tu kiedyś taki jeden, ale dobrzy ludzie od razu obrzucili go kamieniami i wygnali z wioski.
– Hmm… a może macie Żydów, którzy trudnią się lichwą?
– Ostatniego z nich rzuciliśmy dwa lata temu psom na rozszarpanie.
– Cóż… naprawdę w niczym nie mogę pomóc?
Ksiądz pokręcił głową.
– Wszystko jest tu w jak najlepszym porządku.
– Bogu niech będą dzięki, że są na tym grzesznym świecie takie miejsca – powiedziała siostra Nathanaela. – W takim razie chyba nic tu po mnie. Zaraz po posiłku wyruszę w dalszą drogę.
Ksiądz z aprobatą skinął głową. Niech mógł się już doczekać, aż uciążliwy gość wyniesie się z jego parafii.
Tymczasem do izby weszła młoda gosposia.
– Księże plebanie, przed wejściem stoi mały Jaśmin. Mówi, ze chciałby z księdzem porozmawiać?
– Co? A czego ten wysrany przez konia pomiot… tfu!… to znaczy ten słodki mały aniołek ode mnie chce?
– Nie chce mi powiedzieć, mówi tylko, że to bardzo ważne.
– Być może chodzi mu o ważne sprawy wiary – wtrąciła siostra Nathanaela.
„Gówno, a nie sprawy wiary”, pomyślał ksiądz. „Z pewnością chce wyłudzić ode mnie jakieś pieniądze”. W normalnych okolicznościach nie pozwoliłby mu nawet zbliżyć się do przodu. Teraz jednak, ze względu na zainteresowanie siostry Nathanaeli, nie miał wyjścia. Musiał wpuścić go do środka.
– Nie stój tak, Różyczko. Wprowadź go tutaj.
Po chwili wraz z gosposią pojawił się chłopiec, mniej więcej w jej wieku. Był mały, potwornie wychudzony, ubrany w podarte łachmany i brudny jak sumienie biskupa. Poza tym śmierdział jak kilkudniowe kozie truchło.
Jaśmin był synem najbiedniejszej rodziny w wiosce. Rodzice co jakiś czas przysyłali go, żeby prosił o jałmużnę. Ksiądz ani razu nie dał im ani grosza. Był gorącym zwolennikiem powiedzenia „daj biednym palec, a od razu poproszą o rękę”.
– Księże plebanie, przysyła mnie mama… – zaczął wynędzniały chłopiec. – Od kilku dni nie mamy co jeść. Tata mówi, że jeśli do jutra czegoś nie znajdziemy, będziemy musieli zjeść babcię. Gdybyśmy dostali choć kilka groszy…
– Synu – przerwał mu ksiądz. – Powiedz mi, czy regularnie się modlicie?
– Tak, księże plebanie, codziennie…
– A więc tak naprawdę nie jesteście głodni! Wiadomo przecież, że modlitwa jest pokarmem dla duszy. A że dusza zawsze ma pierwszeństwo przed ciałem, wobec sytości duszy głód ciała jest niczym. Pieniądze nie są wam potrzebne.
– Tak… ale my nie tylko nie mamy pieniędzy, ale w ogóle nic… Żeby mieć wcześniej co jeść, musieliśmy sprzedać wszystko, co było w chacie: wszystkie nasze zwierzęta, meble, cnotę mojej siostry… I teraz nie mamy nic.
– I powinniście się z tego tak naprawdę cieszyć, chłopcze. Dobra materialne sprowadzają tylko grzech i zepsucie. Jeśli jesteście od nich wolni, to znaczy, że szczególnie umiłował was Pan. Zaufaj mi chłopcze: przedmioty i dobra materialne są złe.
Chłopiec rozejrzał się po wnętrzu.
– No ale tu jest całkiem dużo przedmiotów i dóbr materialnych…
– Oczywiście, że tak, synu. Ktoś przecież musi brać na swoje barki ciężar ich posiadania! A któż ma to czynić, jeśli nie wierny Sługa Boży? Zaprawdę, strasznie cierpię z tego powodu, ale gotów jestem znosić to nadal, jeśli dzięki temu moi parafianie przybliżają się do zbawienia.
– Ale…
– Z pewnością twoi rodzice niepokoją się, że tak długo nie wracasz. Nie mogę cię dłużej zatrzymywać. Różyczko, zaprowadź naszego kochanego Jaśmina do wyjścia.
Różyczka szybko i sprawnie pozbyła się chłopca z plebani. Ksiądz rozłożył ręce.
– Nie wszyscy wierni rozumieją, że ciało jest tylko pojemnikiem dla duszy i nie ma żadnego znaczenia – powiedział ze smutkiem.
– To prawda – przyznała siostra Nathanaela.
Kilka chwil później pożegnała się z księdzem plebanem, wsiadła na swojego muła i wyruszyła w dalszą drogę, zadowolona, że parafia znajduje się w tak dobrych rękach.
Nie ujechała daleko od wioski, gdy drogę zastąpiło jej trzech uzbrojonych mężczyzn.
– To ona! – oznajmił tryumfalnie jeden z nich. Jego głos był dziwnie cienki i wysoki.
Nathanaela przyjrzała mu się uważnie. Rozpoznała w nim jednego z bandytów, na których natknęła się za lasem. Był to rzecz jasna ten, którego ogłuszyła i zostawiła przy życiu. Za nim stało dwóch potężnych, brodatych mężczyzn. Jeden ściskał w rękach morgensztern, a drugi obusieczny topór.
– Zabiłaś mojego przyjaciela – kontynuował piskliwym głosikiem oprych – a mnie… mnie skrzywdziłaś jeszcze bardziej! – pełnym bólu wzrokiem zerknął poniżej swej koszuli. – Teraz zapłacisz za to. Męczywór, Zwaligrucha, bierzcie ją!
Dwóch potężnych bandytów wystąpiło do przodu i rzuciło się w jej kierunku.
Później wszytko potoczyło się błyskawicznie. Nathanaela, widząc ich szarżę, zeskoczyła z muła. Bandyci mogli spodziewać się po niej wiele, ale na pewno nie spodziewali się tego, co po chwili zrobiła.
Chwyciła muła za kopyta i podniosła go do góry. Gdy napastnicy byli wystarczająco blisko, zakręciła zwierzęciem niczym olbrzymią, żywą maczugą, po czym potężnym zamachem powaliła obydwu na ziemię. Gdy padli, upuściła rżącego w niebogłosy wierzchowca i złapała za wielki, dwuręczny topór, który wypadł z ręki bandycie.
Jego właściciel próbował podnieść się z ziemi po potężnym ciosie, jaki przed chwilą otrzymał. Gdy tylko mu się to udało, od razu stracił głowę. Dosłownie.
W tym czasie drugi z potężnych oprychów zdołał jednak powstać i chwycić ponownie swojego morgenszterna. Siostra Nathanaela ruszyła w jego kierunku. Mężczyzna wzniósł broń i szykował się do uderzenia. Zamiast skrzyżować z nim mordercze narzędzia w powietrzu, siostra Nathanaela uchyliła się przed ciosem i upuściła mu topór na stopę. Bandyta znów runął na ziemię, wrzeszcząc i łapiąc się za nogę.
Nathanaela spokojnie zaszła go od tyłu, chwyciła za głowę i szybkim ruchem skręciła mu kark.
Ostatni z bandytów, stał w bezpiecznej odległości, niepewnie ściskając w dłoniach swój nierobiący specjalnego wrażenia nóż. Na widok tego, co spotkało jego kompanów, morderczy zapał wyraźnie go opuścił.
– E… ten tego… to ja już może sobie pójdę.
Nathanaela dopadła go w kilku susach, uniosła do góry i, wytężając wszystkie siły, rozerwała go na pół. Krew i nieczystości bandyty zalały ją od głowy do stóp.
Potem przyszło otrzeźwienie. Upuściła rozkawałkowane zwłoki bandyty i przyklękła na kolanach.
Znów to się stało. Znów dała ponieść się gniewowi.
Tak się czasem działo. Jeśli siostra Nathanaela wpadła w gniew, wtedy nie kontrolowała swoich czynów.
Pokręciła głową i obiecała sobie, że już nigdy więcej nie pozwoli sobie na takie zachowanie. Gdy tylko znajdzie się w odpowiednim miejscu, ukarze swoje grzeszne ciało uderzeniami bicza, a potem w długiej modlitwie poprosi dobrego Boga o przebaczenie.
Obejrzała się na muła. Zwierzę nie wyglądało na zdolne do dalszej drogi. Leżało na ziemi i skręcało się w agonii.
Nathanaela podniosła się i ruszyła dalej na piechotę. Piesza wędrówka będzie częścią jej pokuty.
W tym samym czasie w wiejskim kościele ksiądz pleban udzielał sakramentu spowiedzi.
Ze swoich grzechów zwierzał się Kłębek, dorastający syn owczarza.
– Ojcze, popełniłem grzech nieczystości… – wyznał. – Tosia, córka młynarza, pokazała mi swe obnażone piersi, a ja, powodowany żądzą, przyglądałem się i dotykałem ich.
– Twoje zachowanie bardzo zasmuciło Boga, synu. Jako pokutę wyznaczam ci spacer na boso po ostrych kamieniach przed kościołem. A co do Tosi… Powiedz jej, żeby przyszła wieczorem na plebanię. Wydaje mi się, że muszę osobiście udzielić jej kilku nauk, a także dokonać na jej ciele rytualnych ablucji, aby… hmm… oczyścić ją z grzechu. Nie zapomnisz jej wspomnieć, żeby przyszła?
– Oczywiście, że nie, księże plebanie. Powiem jej o tym natychmiast.
– Doskonale, doskonale. Idź w pokoju Chrystusa, synu. Pan Bóg odpuszcza ci twoje grzechy.
Gdy Kłębek się wyniósł, ksiądz pleban siedział jeszcze przez chwilę w konfesjonale, myśląc o atrakcjach, jakie czekają go wieczorem. Gdy sądził, że nikt już nie przyjdzie do spowiedzi, podniósł się, żeby wyjść z konfesjonału.
– Chwileczkę, jeszcze ja – usłyszał nieznajomy głos.
Ksiądz wychylił się na zewnątrz, aby zobaczyć, kto to taki. Zaraz potem krzyknął z przerażenia.
Trudno mu się dziwić. Każdy na jego miejscu zareagowałby tak na widok masywnej, smoliście czarnej postaci z długim rogiem na czole.
– Witaj, śmiertelniku. Jestem Belzebub – przedstawił się gość. – Przysyła mnie Pan Ciemności. Ma dla ciebie pewną propozycję…
Calkiem fajnie się to czyta! 5
obserwowała czmychające między drzewami zajączki i sarenki – moim zdaniem mogłyby czmychać między drzewa, w sensie uciekać, a lepiej by brzmiało np. skaczące, biegające, hasające między drzewami.
Na dodatek działo się to tuż obok przydrożnej kapliczki! Siostrę Nathanaelę przez moment aż zatkało na widok takiej niegodziwości.
Potem zsiadła z muła i przemówiła: - To „potem” troszkę nie bardzo tu pasuje.
Potem chwyciła za jego uzdy i ruszyła przed siebie. – Uzda to jedna rzecz, więc w liczbie pojedynczej powinno być.
i chwycić ponownie swojego Morgensterna – swój Morgenstern? Chyba tak jest poprawnie, bo to brzmi jak np. chwycił swojego miecza, swojego topora.
Tyle mi się jakoś bardzo w oczy rzuciło. Ogólnie to fajnie opisałes obłudę księdza. Lepiej mi ta część podeszła niż pierwsza. W pierwszej walce było trochę za duzo "miecza", a gdzieś tam dalej "muła". Tutaj daję solidne 4+. Nie, podobał mi się naprawdę opis skurwysyństwa księdza. Daję pięć.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.