- Opowiadanie: justyna2868 - Demoniczny pies

Demoniczny pies

Oceny

Demoniczny pies

Rozdział 1 "Nowy członek rodu"

Gdzieś w miasteczku Omanistar żył młody szlachcic z rodzicami w wielkiej i zarazem pięknej posiadłości, która od pokolenia na pokolenie dziedziczona zostawała przez potomków rodu Vampirena. I tak jest teraz, rodzice młodego szlachcica Werto przed tragiczną śmiercią zapisali w testamencie spadek, a co za tym idzie posiadłość w ręce swego jedynego syna.

Wydarzyło się to pewnej chłodnej nocy, gdy hrabia Josef z małżonką i pięcioletnim synkiem jechali dorożką z willi hrabiów Mossetti do swojej posiadłości wtedy wpadli w przepaść, cudem przeżył ich syn, nie wiadomo jak to się stało. Kto mu pomógł?. Czy to był człowiek, a może demon? Po tym incydencie wystraszony mały Werto szukał drogi do domu, kiedy ją odnalazł ruszył szlakiem. Po miesiącu wędrówki dotarł do drzwi domu w którym mieszkał ze swoimi rodzicami. Gdy otworzył drzwi i wszedł do środka powitali go stary lokaj i służąca. Lecz od tej chwili mały panicz dziwnie się zachowywał. Lokaj myślał, że to za sprawą śmierci jego rodziców. Ale Werto miał sekret, który zmienił jego życie. Panicz objął stanowisko właściciela posiadłości Vampirena wraz z pomocą starego lokaja nauczył się jak ma działać, by dom był jego bogactwem. Po piciu latach Werto kończył dziesięć lat, więc lokaj mógł wręczyć mu list od ojca

Drogi Werto!

Jeśli to czytasz znaczy, że już nie żyje. Jesteś jedynym spadkobiercą Vampirenów w tobie pokładamy nadzieje na dalsze poprowadzenie ku świetności naszego dumnego rodu. Wiemy, że dasz radę, synu nasz lokaj Lip pomoże Ci za nim się nie wdrożysz. Kochamy Cię Mama i Tata.

Po tym liście Werto zaczął płakać tuląc kawałek kartki do piersi.

– Werto czas na obiad – powiedział lokaj

– Nie życzę sobie, abyś mówił do mnie po imieniu. Masz do mnie zwracać się paniczu. Zrozumiałeś!! Przekaż to wszystkim – powiedział z podniesionym głosem

– Tak jest paniczu – rzekł lokaj wychodząc

Wszyscy byli zdziwieni zachowaniem młodego spadkobiercy, ale nikt nie śmiał mu się przeciwstawić. W końcu posiadłość to ich dom od wielu lat, gdyby panicz ich wyrzucił nie mieli by dokąd się udać. Werto dręczyło poczucie, że to los dał mu szanse na życie dalej bo czeka go coś wyjątkowego. Był przekonany, że to tylko cud, że żyje nie wiedział jednak, iż ten cud pewnego dnia przyjdzie do niego.

Półtora roku później…

Rozległo się pukanie do drzwi. Lokaj Lip miał w swym zwyczaju otwierać drzwi, więc zrobił to i teraz. Kiedy otworzył drzwi oczom lokaja ukazał się wysoki mężczyzna w płaszczu z psem u swego boku.

– Tak. W czym mogę służyć? – zapytał grzecznie

– Nazywam się Michael i byłem umówiony z właścicielem tego domu– rzekł mężczyzna

– Ale panicz nic nie mówił, że kogoś się spodziewa – rzekł Lip

– A czy musi się tłumaczyć staremu lokajowi – powiedział mężczyzna wchodząc dalej

– Ale chwileczkę Werto znaczy panicz jest zajęty – odrzekł lokaj Lip

– To przerwie to co robi – powiedział stanowczo mężczyzna wchodząc po schodach na górę

Kiedy stanął na przeciw drzwi pokoju młodego właściciela posiadłości otworzył je i wszedł bez pukania jak do siebie

– Czego pan tu szuka? – spytał Werto zły wtargnięciem nie proszonego gościa

– Ciebie Werto – rzekł siadając na kanapie

– Skąd znasz me imię? – spytał młody panicz

– Skąd znam to znam – rzekł głaskając swego wiernego przyjaciela

– Co tu sprowadza eleganckiego mężczyznę z pięknym psem u swego boku

– No właśnie z psem – rzekł – jestem Michael, a to jest Ares – dodał mężczyzna wskazując na psa o krwiście-czerwonych oczach

– Jest chyba rzadki w swojej rasie? – spytał młody panicz

– Tak to najlepszy ogar w swojej rasie rzekł Michael

Pies patrzył swymi krwiście-czerwonymi oczami na młodego chłopca. Nagle Werto coś sobie uświadomił, że to ten pies go uratował kiedy był bliski śmierci

– Czy ten pies… – przerwał mu Michael

– Pytasz czy on uratował Ci życie tej feralnej nocy? – dokończył Michael

– Tak – rzekł Werto

– Otóż sam musisz się tego dowiedzieć – rzekł mężczyzna – a pro po Aresa chcę, aby go zatrzymał w Tobie jest coś co poskramia jego charakter – odrzekł Michael wypuszczając smycz z ręki

Pies czując, że smycz spada podszedł do młodego panicza i usiadł obok jego krzesła

– Dobrze razem wyglądacie. Uwierz mi jeśli on tak do Ciebie podszedł będzie Ci wierny do końca swoich dni. Ares to wyjątkowo tajemniczy pies, ale Ty dasz sobie z nim radę. Właściciele, którzy mi go oddali nie mogli nad nim zapanować, więc porzucili to psisko i ja szukałem dla niego odpowiedzialnego właściciela, aż do dziś. Werto teraz ten piękny pies o krwiście-czerwonych oczach należy do Ciebie – odpowiedział Michael wychodząc

Werto odprowadził go wzrokiem do drzwi.

– Paniczu co to za pies? – spytał lokaj

– Od dzisiaj jest członkiem rodu Vampirenów – odparł Werto głaskając psa

– Jak sobie życzysz – odparł Lip

Werto spiorunował lokaja wzrokiem, więc stary mężczyzna wyszedł, a młody panicz został ze swoim nowym towarzyszem

– Widzisz Aresie to mój najlepszy lokaj – rzekł Werto

Pies po patrzył na chłopca mądrym wzrokiem jakby go rozumiał.

– Coś nie tak Aresie? – spytał Werto

Pies tylko kichnął i pokręcił głową. Chłopak wstał i szedł do drzwi, a pies nie odstępował go na krok.

– No tak Michael mówił coś o wierności tego psa – rzekł Werto wychodząc z pokoju

Panicz był na dole i wyszedł na zewnątrz z Aresem

– Paniczu gdzie panicz się wybiera w taką pogodę? – spytał lokaj zaniepokojony

– Nie twoja sprawa – powiedział opryskliwie chłopiec

– Co się z nim dzieję – rzekł do siebie Lip – nigdy taki nie był – dodał lokaj

– Masz rację starcze – powiedział ktoś

– Kto to powiedział – rzekł Lip

Ale gdy się odwrócił widział psa, którego Werto dostał od Michaela

– To ty to powiedziałeś? – spytał lokaj psa

– Lip nie bądź śmieszny – powiedział Werto zza drzwi. Aresie chodź na spacer – odrzekł chłopak ubrany w swój ulubiony długi płaszcz i cylinder. Kiedy chłopak wyszedł poszedł na grób swoich rodziców, a potem udał się na miejsce gdzie uratował go Ares.

 

 

 

 

Rozdział 2 "Historia jak z horroru “

Nazywam się Werto i jestem panem w posiadłości rodzinnej Vampirenów. Opowiem teraz co widziałem przed wypadkiem gdzie moi kochani rodzice stracili życie…

To wydarzyło się szybko i ledwo co zdążyłem zapamiętać tą sytuację. Jechaliśmy wraz z rodzicami z posiadłości ich najlepszych przyjaciół państwa Mossetti byli to mili ludzie i zawsze służyli Josefowi i Marii pomocą. Uwielbiali mnie byłem dla nich jak syn, oni byli moimi rodzicami chrzestnymi więc często się spotykaliśmy. Gdy pewnej zimowej nocy jechaliśmy z powrotem, woźnica pomylił drogę i zboczył z trasy, która prowadziła do naszego domu. Kiedy wjechaliśmy w głąb lasu konie spłoszyły się słysząc wycie wilków. Pogalopowały prosto jak strzała niosąc za sobą powóz. Gdy woźnica opanował zwierzęta zauważył, że jest na krawędzi wielkiego urwiska. Furman zmusił konie do cofnięcia się od przepaści. Był przerażony całą sytuacją

– Co się dzieję mój drogi Otto? – spytał Josef

– Konie się spłoszyły panie

– Radził bym wysiąść powoli z powozu… – urwał widząc jak jeden z koni ześlizguję się z ośnieżonej góry

Woźnica próbował zapanować nad końmi, które coraz bardziej ześlizgiwały się w dół. Państwo

runęli razem z powozem, na szczęście urwisko nie było tak strome jak się mogło wydawać. Powóz zatrzymał się na środku zamarzniętego jeziora przykrytego śniegiem. Gdy rodzice z dzieckiem wysiedli z pojazdu nie mieli pojęcia na czym stoją. Werto szedł, chciał zrobić krok, lecz poślizgnął się i upadł. W tym miejscu co upadł chłopiec odsłonił się lód. Rodzice małego panicza byli przerażeni wiedząc gdzie stoją. Chcieli jak najszybciej wydostać się na brzeg. Furman powoli ciągnął konie w stronę brzegu. Pod ciężarem powozu lód zaczął pękać i konie wpadły do lodowatej wody wierzgając jak oszalałe i łamały dalsze oblodzone miejsca. Josef wraz z Marią i synkiem byli prawie przy lądzie nagle moi rodzice widzieli jak lód pod ich stopami pęka chcąc mnie uratować wzięli mnie na ręce i biegli jak najszybciej mogli. Gdy postawili mnie na brzegu zarwał się od nimi lód. Nagle ześlizgnąłem się w stronę lodowatej wody. Ktoś lub coś mnie przytrzymało za ubranie i wciągnęło dalej na brzeg. Kiedy odwróciłem się nikogo nie było, ale widziałem ślady łap na śniegu. Zastanawiał się co to był za zwierz…

Zmarznięty i przerażony szukałem drogi do domu, ale cały czas miałem przeczucie, że ktoś mnie obserwuje i pomaga dotrzeć do celu. Chciałem wrócić do moich chrzestnych rodziców, ale droga przez las wydawała mi się bardzo straszna więc postanowiłem iść spokojniejszym szlakiem.

W czasie wędrówki próbowałem przetrwać więc jadłem różne rzeczy najwięcej było owoców chodź był to koniec zimy i ciężko było je znaleźć. Po żmudnej wędrówce w końcu dotarłem do rodzinnego domu. Gdy byłem u drzwi swojej posiadłości zapukałem i otworzył mi lokaj Lip od razu zaprowadził mnie do salonu gdzie płonął ogień. Usiadłem więc w fotelu, a mój lokaj przykrył mnie kocem i przyniósł ciepłą herbatę.

– Gdzie panicz był i gdzie są pańscy rodzice?

– Nie chcę o tym rozmawiać – powiedziałem nie chcąc wracać do tych zdarzeń z przed miesiąca

– Dobrze Werto jak chcesz. Szukaliśmy was wszędzie nawet u państwa Mossetti, lecz oni powiedzieli, że wyjechaliście od nich. Nie mogliśmy natrafić na żaden ślad, który by doprowadził nas do panicza i twoich rodziców – rzekł lokaj

Werto od tamtej chwili był zamknięty w sobie i mało co mówił. Zrobił się oschły nawet dla swojej służby. Cały czas się zastanawiałem dlaczego moja służba nie mogła natrafić na mój ślad, może to za sprawą tego tajemniczego zwierzęcia co mnie uratował od wpadnięcia do wody… Myśli kłębiły mi się w głowie, lecz musiałem się uporać z tym w końcu jestem panem posiadłości Vampirenów.

Mijały miesiące, a ja byłem bardziej zaradny za pomocą lokaja, który pomagał mi na każdym kroku.

Kiedy byłem na cmentarzu gdzie pochowani są moi rodzice rozmyślałem dużo na temat tajemniczego czworonoga który nie dawno zawitał do mojego domu…

 

Rozdział 3 " Wspomnienia"

Wieczorem Werto wrócił z Aresem po długim spacerze.

– Paniczu wie panicz która godzina? – spytał Lip

– Jakoś późno – rzekł Werto – Musiałem pobyć trochę w samotności. Był ze mną Ares, więc nic mi nie jest – dodał siadając przed kominkiem

– Lip podaj mi herbaty, a Aresa przykryj kocem – rozkazał Werto swojemu lokajowi

– Tak już przynoszę – powiedział mężczyzna kłaniając się w geście jak miał w zwyczaju

Kiedy lokaj przyniósł herbatę dla Werto i przykrywał Aresa, wspomnienia wzięły górę

– Przypominają mi się czasy kiedy państwo siedzieli w tych fotelach, a jego dziecko bawiło się przy nich, w kominku płonął ogień, a twoi rodzice rozmawiali o różnych sprawach.

– Mówisz o mnie? – spytał Werto

– Oczywiście paniczu– odparł Lip

– A powiedz mi Lip czy moi rodzice mieli psa? – spytał Werto

– Twoi rodzice uważali, że pies nie jest eleganckim zwierzęciem, więc woleli koty – rzekł lokaj – Ale widząc jak Ares się do Ciebie przywiązał myślę, że twoi rodzice się mylili – dodał

– Pamiętaj moi rodzice nigdy się nie mylili jak tak zrobili to mieli swoje powody – odpowiedział Werto

– Masz rację paniczu. Widać, że odziedziczyłeś mądrość po rodzicach. Niech spoczywają w pokoju – odpowiedział Lip

Ares podniósł łeb i spojrzał w ogień, który tańczył wokół siebie. Pies nagle wstał i poszedł na górę

– A temu co się stało? – spytał Lip

– Zaraz do niego pójdę – rzekł Werto

Kiedy chłopiec wstał nagle zakołysał się i upadł na fotel

– Paniczu wszystko w porządku? – spytał lokaj podrywając się do fotela gdzie siedział Werto

Kiedy Lip przyłożył rękę do czoła chłopca, czoło okazało się bardzo rozpalone

– Werto masz gorączkę – powiedział Lip pomagając chłopcu dojść do pokoju

Werto położył się do łóżka, a jego lokaj wyszedł, żeby chłopiec odpoczął. Ares przez cały czas czuwał przy chłopcu był jak jego anioł stróż. Gdy chłopiec chciał wstać zwierzę nie pozwoliło na to. On też wyczuwał kiedy jest dobrze, a kiedy źle. Lokaj był na każde skinienie swojego młodego pana. Wiedział i pamiętał jak to pierwszy raz Werto się rozchorował. Państwo byli wtedy zdruzgotani jego stanem. Przez cztery dni miał bardzo wysoką gorączkę tak jak teraz. Lip był dla niego jak ojciec. Lokaj wie, że mimo tego iż chłopiec jest dla niego opryskliwy to i tak bardzo go szanuję jako panicza, i młodego spadkobierce rodu Vampirenów. Lip jest coraz starszy i nie długo Werto będzie musiał wybrać innego lokaja, który będzie mu wiernie służył jak Lip do tej pory. Werto spał przez całe dwa dni. Kiedy się obudził czuł się lepiej, lecz poczucie, że coś się wydarzy narastało z każdą sekundą. Gdy Werto zadzwonił po lokaja ten przyszedł posłusznie i wykonał polecenie młodego panicza. Chłopiec postanowił wstać i rozprostować kości, więc udał się do salonu i usiadł przy kominku. Lip przyszedł do niego z gorącym kakaem i naleśnikami z syropem klonowym.

– Dziękuję Lip – powiedział panicz

Lokaj popatrzył na niego ukłonił się i oddalił do kuchni.

Werto zjadł śniadanie, wypił kakao i udał się do pokoju gdzie załatwia interesy. Lokaj wiedział, że chłopiec tam będzie, więc postanowił iść do niego. Zapukał i wszedł

– Paniczu. Przypominam, że powinieneś się oszczędzać – powiedział Lip

– Tak, tak. Popracuję trochę i przyjdę do salonu odpocząć, a Ty w między czasie przygotuj mi moją ulubioną herbatę – rzekł Werto

– Tą Indii? – spytał Lip

– Tak tą – odparł chłopiec

– Aha. Lip jeszcze jedno pojedź do sklepu i kup Aresowi obrożę – rzekł Werto

– Jak sobie życzysz – odpowiedział wracając do kuchni

Po 10 minutach lokaj przyniósł do salonu swojemu panu herbatę wraz z ciastkami

Werto wziął napój i pociągnął łyk. A później przegryzł ciastko. Ułożył się wygodnie w fotelu i patrzył na płonący ogień w kominku. Lokaj wyszedł po obrożę dla psa. W tym czasie Werto zanurzył się w krainie Morfeusza w głębokim śnie. Ares był na tyle mądrym psiskiem, że okrył kocem swojego nowego właściciela. Kiedy lokaj wszedł do środka zastał panicza i Aresa jak śpią. Gdy wchodził, pies podniósł łeb. Więc mężczyzna przyłożył palec do ust na znak, żeby zwierzak był cicho. Pies zainteresowany tym co kupił lokaj poszedł za nim. Lip wyciągnął obrożę dla niego. Obroża była czarna z kolcami po bokach. Gdy Ares ją zobaczył, podszedł do lokaja, więc on założył mu ją. Werto przebudziwszy się, spostrzegł brak przyjaciela u boku, poderwał się na równe nogi. Gdy Werto zobaczył psa ze swoim lokajem ulżyło mu.

– Aresie chodź do mnie – powiedział chłopiec

Pies podszedł do chłopaka. Kiedy młody panicz zauważył obrożę na szyi psa obejrzał ją

– No, no, no Aresie ładną obrożę dostałeś. Pasuje ci nawet – rzekł chłopak głaskając psa po głowie

Pies tylko kiwnął głową i poszedł na górę. Lip był zadowolony, że chłopcu się podoba zakup.

– No w końcu pies wygląda dobrze. I ta obroża do niego pasuje – przyznał Lip

– To prawda Lip teraz widać dużą różnice – rzekł Werto

Pod wieczór młody panicz wraz z lokajem usiedli na fotelach przy kominku. Werto przypominał sobie czasy kiedy bawił się razem z rodzicami, a lokaj patrzył na obraz idealnej rodziny. Chłopiec zaczął nagle płakać.

– Paniczu coś nie tak? – spytał mężczyzna

– Wszystko dobrze – odrzekł Werto ocierając policzki z łez

Ares wpatrywał się w swojego pana. Kiedy chłopiec patrzył na jego oczy nagle zaświeciły się rubinowym blaskiem jak jakiś klejnot, Werto nagle usłyszał głos w swojej głowie

– Nie martw się. Jestem przy tobie. I nigdy cię nie opuszczę

– Co jest – rzekł chłopak patrząc się na psa – to ty to powiedziałeś? – dodał

Zwierzę spojrzało na niego przekręcając łeb na bok.

– Nie! Pewnie mi się wydawało – powiedział do siebie chłopak

– A może Lip wtedy miał rację, że ten pies coś powiedział – rzekł do siebie chłopak

– W sumie to Michael powiedział, że to tajemniczy pies. Muszę tą zagadkę rozwikłać – rzekł w myślach Werto

Wieczorem Werto poszedł do gabinetu, aby popracować

– Nie przeszkadzajcie mi – powiedział Werto zamykając się.

Ares chciał wejść, ale nawet jego nie wpuścił. Zwierzak leżał pod drzwiami i czekał, aż jego pan wyjdzie. Po godzinie czekania pies usłyszał huk. Nie wiedział co to, więc zaczął szczekać. Lokaj przybiegł na górę słysząc szczekanie psa.

– Co się dzieję Aresie? – spytał lokaj

Pies zaczął drapać łapą w drzwi.

– Paniczu – rzucił stary mężczyzna

Lecz nie było odpowiedzi. Lip postanowił wyważyć drzwi. Kiedy wszedł do środka zastał panicza leżącego na podłodze w kałuży krwi, a przy nim leżał zakrwawiony nóż. Okno miało wybitą szybę

– Paniczu. Werto otwórz oczy! – krzyczał lokaj

Zadzwonił po pogotowie i zabrali młodego spadkobierce do szpitala od razu na salę operacyjną

– Co tu się dzieję? – spytał w myślach Lip siedząc przed salą operacyjną

Po półtorej godzinie operacja się skończyła. Kiedy lekarz wyszedł lokaj podszedł do niego i zapytał:

– Co z paniczem. Znaczy z tym chłopcem co wzięliście go na salę operacyjną?

– Jego życiu nic nie zagraża. Ale jest w śpiączce. Teraz trzeba czekać, aż się wybudzi – odpowiedział lekarz – a teraz przepraszam śpieszę się – dodał idąc korytarzem prosto

Gdy przywieźli go na salę po operacyjną Lip cały czas przy nim był

– Czyżby ktoś chciał zabić Werto. Ale po co i dlaczego – rzekł lokaj sam do siebie

Po tygodniu Werto obudził się. Lip widząc to był szczęśliwy, że widzi panicza w lepszym stanie

– Co się stało? Gdzie ja jestem? – pytał cały czas chłopiec

– Ktoś Cię zaatakował w gabinecie, a jesteś w szpitalu. Przeszedłeś poważną operację

– Ile tu będę – rzekł przerażony chłopiec

– Wiem, że nie lubisz szpitali. Pójdę i zapytam lekarza kiedy będziesz mógł wyjść – odparł Lip

Po pół godzinie lokaj wrócił i zaczął pakować rzeczy panicza

– Lekarz powiedział, że możesz wrócić do domu, lecz musisz się oszczędzać – odpowiedział lokaj

– Niech będzie – odparł Werto

Godzinę później…

Werto wraz z lokajem wrócili do domu. Ares widział ich jak wysiadają z samochodu. Pies czekał, aż Werto będzie leżeć w łóżku i dopiero przyjdzie się przywitać. Nie minęło pół godziny, a Ares wszedł do pokoju Werto. Chłopiec nie miał zakrytych rąk, więc pies trącił go nosem, ale chłopiec nie pogłaskał go jak zawsze. Zdziwił się, ale pies nie dawał za wygraną. Werto nagle krzyknął

– Ares zostaw, nie chce się bawić

Pies skulił uszy i położył się koło łóżka. Czekał cały czas, aż chłopiec będzie miał ochotę na zabawę. Lokaj zapukał do pokoju panicza i zapytał czy nie chce czegoś do picia. Werto po prosił szklankę gorącego mleka. Lip poszedł do kuchni i zrobił paniczowi gorące mleko na wierzchu posypał je kakaem robiąc wzór rodu Vampirenów.

– Czy życzysz sobie coś jeszcze? – spytał lokaj stawiając szklankę przy łóżku

– Na razie. Jakby co to będę dzwonił – powiedział chłopak wskazując na dzwonek

– Dobrze paniczu, jestem na twoje rozkazy – rzekł Lip wychodząc z pokoju

Koniec

Komentarze

Justyno2868, skoro to tylko pierwszy rozdział, a nie skończone opowiadanie, bądź uprzejma zmienić oznaczenie na FRAGMENT.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Szykuj się na krucjatę od błędów autorstwa reg. Niestety to nie jest dobry kawałek większej całości. Cóż niektóre konstrukcje spowodowały jedynie uśmiech na mojej twarzy, co niestety nie było prawdopodobnie zamierzone.

Dużo zdań wydaję się zbyt emocjonalna sugerując, że dzieją się wielkie rzeczy niestety nie wychodzi to najlepiej. Radziłbym się skupić na subtelniejszym rysowaniu świata przedstawionego, bo trudno się dowiedzieć coś więcej o rodzinie czy samej posiadłości.

Konstrukcja fabularna jest nieco karkołomna. Wprowadzasz na początku fabuły rodziców, a później natychmiastowo giną. Cóż nijak jestem w stanie poczuć więzi emocjonalnej, nie wspominając że to dosyć sztampowe rozwiązanie bohater tracący na początku przygody rodzicieli.

Jeśli dobrze zrozumiałem bohater po półtora roku ma maksymalnie 12 lat. Pomijając fakt, że na posiadłość takiego małolata pewnie ustawiłoby się kilku pretendentów, to trudno mi zawiesić niewiarę, że takie dziecko było najważniejszą osobą przy podejmowaniu decyzji.

Nic więcej nie potrafie powiedzieć. Jest zdecydowanie zbyt krótko może masz dobre pomysły na kontynuacje z tym psem i wyjaśnisz pewne zawiłości fabularne, tworząc świetną intrygę. Niemniej potrzebujesz treningu literackiego aby twoje dzieło prezentowało przyzwoity poziom.

 

PRO TIP: Wiesz, że nie musisz koniecznie po każdym dialogu mówić kto co rzekł? W tym wypadku nadmierne przypominanie, tylko spowodowało że nie mogłem za bardzo skupić się na treści.

Tymczasowy lakoński król

Myślę, że jako początek historii to w sam raz – zaciekawiło mnie, chciałbym się dowiedzieć o co chodzi z psem, ale pod pewnym warunkiem: musi być to napisane lepiej i bardziej szczegółowo. Jeżeli to tylko fragment (pewnie książki) to chciałbym chociaż jakieś śladowe opisy jak wyglądały postaci, miejsca, bardziej rozpisana sfera emocjonalna bohaterów itd. Innymi słowy wszystko, co pozwoliłoby zbudować klimat. Pomysł jakiś masz, teraz po prostu trzeba go ładnie ubrać w słowa :) I jak najbardziej jest to osiągalne. Pozdrawiam!

Verman

Napisane jest po prostu tragicznie. Taka sugestia, że na końcu zdań stawiamy kropki. Ciężko sie to czyta, bo nie zostały zachowane jakiekolwiek zasady.

Historia  jest nijaka, to tylko fragment, który nie zachęcił mnie do dalszego czytania. Za mało fabuły, aby zaciekawić potencjalnego czytelnika. Przedstawiony świat nie został odpowiednio nakreślony, tak samo jak bohaterowie. 

Gratuluję debiutu i życzę coraz lepszych prac. Pozdrawiam!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Niestety pomysł nie zaciekawił, a do tego tekst jest bardzo źle napisany, delikatnie ujmując. 

Justyno, przykro mi to pisać, bo minęło kilka miesięcy od Twoich poprzednich publikacji, a nie poczyniłaś żadnych postępów. Opowiadana przez Ciebie historia toczy się w sposób dość chaotyczny, rzec można bez ładu i składu, a przedstawionym wydarzeniom trudno dać wiarę.

Demoniczny pies jest napisany bardzo źle. Próbowałam wytknąć błędy i usterki, i poprzestałam na trzech pierwszych akapitach, albowiem poprawienia wymaga każde zdanie, a ja nie mogę napisać Twojego opowiadania.

Nie tracę nadziei, że może kiedyś opanujesz zasady rządzące naszym językiem i napiszesz tekst, który będę mogła przeczytać z przyjemnością.

 

Gdzieś w mia­stecz­ku Oma­ni­star żył młody szlach­cicro­dzi­ca­mi w wiel­kiej i za­ra­zem pięk­nej po­sia­dło­ści, która od po­ko­le­nia na po­ko­le­nie dzie­dzi­czo­na zo­sta­wa­ła przez po­tom­ków rodu Vam­pi­re­na. I tak jest teraz, ro­dzi­ce mło­de­go szlach­ci­ca Werto przed tra­gicz­ną śmier­cią za­pi­sa­li w te­sta­men­cie spa­dek, a co za tym idzie po­sia­dłość w ręce swego je­dy­ne­go syna. –> Powtórzenia. Dziedziczy się z pokolenia na pokolenie.

dziedziczona była

Skoro zapisali posiadłość w testamencie, to oczywiste, że był to spadek.

Spadek zapisuje się komuś, nie w jego ręce.

Proponuję: Gdzieś w mia­stecz­ku Oma­ni­star, w pięknej i wielkiej posiadłości żył młody szlach­cic z ro­dzi­ca­mi. Rezydencja od po­ko­le­ń pozo­sta­wa­ła w rękach potomków rodu Vam­pi­re­na. I tak jest teraz – po tragicznej śmierci ro­dzi­ców, młody Werto odziedziczył cały majątek.

 

hra­bia Josef z mał­żon­ką i pię­cio let­nim syn­kiem… –> …hra­bia Josef z mał­żon­ką i pię­ciolet­nim syn­kiem

 

je­cha­li do­roż­ką z willi hra­biów Mos­set­ti… –> …je­cha­li powozem z willi hra­biów Mos­set­ti

Dorożka to, rzec można, konna taksówka. Z dorożek korzystano raczej w mieście. Właściciele rezydencji przeważnie mieli własne powozy, karety, bryczki.

 

Kto mu po­mógł?. –> Po pytajniku nie stawia się kropki.

 

Po tym in­cy­den­cie wy­stra­szo­ny mały Werto szu­kał drogi do domu… –> Wypadek, w którym pięcioletni brzdąc nagle traci rodziców, nazywasz incydentem?

Poznaj znaczenie słowa incydent.

A co się stało ze stangretem i ewentualnie forysiem?

 

Werto szu­kał drogi do domu, kiedy ją od­na­lazł ru­szył szla­kiem. –> W jaki sposób pięcioletni chłopiec znalazł drogę do domu? A skoro ją znalazł, dlaczego i dokąd ruszył szlakiem?

 

Po mie­sią­cu wę­drów­ki do­tarł do drzwi domu w któ­rym miesz­kał ze swo­imi ro­dzi­ca­mi. –>  Po mie­sią­cu wę­drów­ki do­tarł do drzwi rodzinnego domu.

Wiemy, że mieszkał z rodzicami.

Czym pięcioletni chłopiec żywił się przez miesiąc?

 

Gdy otwo­rzył drzwi i wszedł do środ­ka po­wi­ta­li go stary lokaj i słu­żą­ca. –> Czy podczas trwającej miesiąc nieplanowanej nieobecności państwa i panicza, nikt ich nie szukał?

 

Pa­nicz objął sta­no­wi­sko wła­ści­cie­la po­sia­dło­ści… –> Nie ma czegoś takiego, jak stanowisko właściciela posiadłości.

 

z po­mo­cą sta­re­go lo­ka­ja na­uczył się jak ma dzia­łać, by dom był jego bo­gac­twem. –> Dom był bogactwem, niezależnie od działań. Chłopiec mógł, osiągnąwszy stosowny wiek, uczyć się, jak zarządzać majątkiem.

 

Po piciu la­tach Werto koń­czył dzie­sięć lat… –> Po pięciu la­tach Werto skoń­czył dzie­sięć lat

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Justyno, większość komentarzy będzie krytyczna, przede wszystkim za niechlujne wykonanie. Na portalu jest ponad pięć tysięcy opowiadań, z czego tysiąc najciekawszych w bibliotece. Naprawdę trzeba się trochę postarać, żeby przykuć uwagę czytających.

Co do samego opowiadania, pomijając już błędy i brak interpunkcji, to najbardziej przeszkadzała mi dziwna składnia zdań.

Był przekonany, że to tylko cud, że żyje nie wiedział jednak, iż ten cud pewnego dnia przyjdzie do niego

Lokaj Lip miał w swym zwyczaju otwierać drzwi, więc zrobił to i teraz.

Pies czując, że smycz spada podszedł do młodego panicza i usiadł obok jego krzesła

Spójrz na pierwsze cytowane zdanie: “że to, że żyje, iż ten”, jak to brzmi? Słabo.

Ma się w zwyczaju coś, co nie jest oczywiste dla wszystkich. Na przykład lokaj mógłby mieć w zwyczaju zapalić fajkę wieczorem. Lokaj otwiera drzwi z obowiązku, a nie z przyzwyczajenia.

Nadajesz osobowość psu, co w tym przypadku pewnie nie było zamierzone, który siada obok krzesła. A jakie krzesło ma znaczenie? Żadne.

“Pies podszedł do panicza i usiadł obok niego”. O puszczonej smyczy pisałaś w zdanie wcześniej, po co to powtarzać.

Sama historia brzmi naiwnie. Pięciolatek, który wędruje przez miesiąc i jak nigdy nic dociera do domu, mówi dzień dobry i po sprawie. Dziwny facet chodzący swobodnie po tymże domu i służba zdziwiona zachowaniem młodego. Oj nieporadne to wszystko. Dużo jeszcze pracy przed tobą.

 

Nie wygląda to na zamkniętą całość, więc wypadałoby oznaczyć jako fragment.

Historia naiwna. Mnie też zaskoczył pięciolatek wędrujący przez miesiąc. I dlaczego tak długo? Na jaką odległość można odjechać powozem?

Dlaczego błędy jeszcze nie poprawione?

która od pokolenia na pokolenie dziedziczona zostawała przez potomków rodu Vampirena.

Można posiadać coś od pokoleń albo dziedziczyć z pokolenia na pokolenie.

gdy hrabia Josef z małżonką i pięcio letnim synkiem jechali dorożką

Pięcioletni łącznie.

Babska logika rządzi!

Hej :)

 

Wygląda na to, że dopiero zaczynasz przygodę z pisaniem i jesteś jeszcze młoda (zakładam na podstawie tej sporej dozy naiwności jaką dało się wyczuć w tekście ;)). 

Mam tylko jedną radę dla Ciebie. Czytaj jak najwięcej i staraj się przyglądać tekstom, które czytasz pod względem budowy (np.jak zapisujemy dialogi), sposobu prowadzenia historii i logiki wydarzeń. Uwierz mi, tylko tak nabędziesz umiejętności świadomego kierowania opowieścią :)

 

Czytaj i ćwicz, a będzie lepiej :)

Historia może i nieco naiwna, ale masz u mnie plusa za nie (aż takie) powielanie schematów i ciekawy motyw psa. Wykonanie jest niestety kiepściutkie i sugeruje, że jesteś jeszcze na początku swej twórczej drogi. Dużo czytaj, aby podpatrzeć u uznanych autorów jak pisać i by obyć się z technikaliami jak zapis dialogów.

Pozdrawiam!

Motyw psa ciekawy. Ogólnie pomysł widzę. Ale wykonanie woła o pomstę do pustego od fajerwerków nieba. Zamordowało wręcz pomysł, bo czytelnik skupia się na błędach, a nie na przedstawianej treści.

Chwytaj poniższe linki:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Powodzenia w pisaniu coraz lepszych tekstów! :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Nowa Fantastyka