- Opowiadanie: Eferelin Rand - Polowanie na smoka (DRAGONEZA)

Polowanie na smoka (DRAGONEZA)

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Polowanie na smoka (DRAGONEZA)

Ko­lej­ni łowcy zbli­ża­li się. Dzie­się­cio­oso­bo­wa grupa sta­ra­ła się bez­sze­lest­nie prze­my­kać przez las. Noc była bez­gwiezd­na i nawet naj­now­szej ge­ne­ra­cji nok­to­wi­zo­ry nie uła­twia­ły zbyt­nio za­da­nia. Co chwi­lę w ciem­no­ściach roz­le­ga­ły się rzu­ca­ne szep­tem prze­kleń­stwa.

 

 

Smok uśmiech­nął się. Po raz ko­lej­ny na­szła go myśl, że po­wrót na Zie­mię po trzech ty­sią­cach lat nie­obec­no­ści oka­zał się świet­nym po­my­słem. W lo­do­wa­tych i bez­gło­śnych ob­ję­ciach pust­ki ko­smo­su od­na­lazł spo­kój, ale przez wszyst­kie wieki po­dró­ży żar w jego wnę­trzu nie za­gasł. Wręcz prze­ciw­nie, go­rzał coraz moc­niej, na­war­stwiał się, aż w końcu spra­wił, że wył z tę­sk­no­ty za domem, za­pa­chem świe­że­go po­wie­trza, sma­kiem go­rą­cej krwi w pysku i dresz­czem emo­cji to­wa­rzy­szą­ce­mu po­lo­wa­niu.

 

Z ra­do­ścią od­krył, że ludz­kość prze­trwa­ła. Po­stęp tech­no­lo­gicz­ny, któ­re­go do­ko­na­li lu­dzie, był osza­ła­mia­ją­cy. Smok przej­rzał jed­nak otocz­kę cy­wi­li­za­cji i pod spodem zna­lazł stare kom­plek­sy, odzia­ne je­dy­nie w nowe szaty.

Hi­sto­ria za­to­czy­ła koło.

 

Od­głos ła­ma­nych ga­łę­zi, sta­wia­ne ostroż­nie kroki, na­prę­żo­ne mię­śnie, za­pach na­oli­wio­nej broni – po­lo­wa­nie znów trwa­ło. Mie­cze i łuki ode­szły w prze­szłość. Za­stą­pi­ły je ka­ra­bi­ny, ła­dun­ki wy­bu­cho­we i wspo­ma­ga­ne pan­ce­rze, ale w osta­tecz­nym roz­ra­chun­ku ni­cze­go to nie zmie­nia­ło.

Nie mieli naj­mniej­szych szans.

 

Smok pod­niósł się i prze­cią­gnął. Stawy za­trzesz­cza­ły gło­śno, gdy roz­ło­żył skrzy­dła i mach­nął nimi kilka razy. Wydał przy tym gar­dło­wy ryk, który po­niósł się echem przez las. Z za­do­wo­le­niem stwier­dził, że łowcy mo­men­tal­nie za­trzy­ma­li się. Trwa­li bez ruchu przez do­brych kilka minut, jakby dzię­ki temu mogli po­zo­stać nie­zau­wa­że­ni. Smok wy­czuł ich na długo wcze­śniej, nim wpa­dli w ogóle na jego trop.

 

Lu­dzie za­wsze go lek­ce­wa­ży­li. Zu­peł­nie za­po­mi­na­li, że nie można po­ko­nać sta­ro­daw­nej isto­ty, która sto­czy­ła ty­sią­ce walk, sto­su­jąc cią­gle te same stra­te­gie i sztucz­ki. Zgod­nie z prze­wi­dy­wa­nia­mi po­dzie­li­li się na trzy grupy. Naj­licz­niej­sza, sze­ścio­oso­bo­wa ru­szy­ła pro­sto w jego kie­run­ku. Po­zo­sta­łe, zło­żo­ne z dwóch człon­ków, za­czę­ły okrą­żać go z obu stron. Tak­ty­ka stara jak świat.

 

Po­cze­kał na od­po­wied­ni mo­ment i gdy sześć po­sta­ci wy­pa­dło spo­śród drzew, wy­pu­ścił w ich stro­nę kłąb gę­ste­go, smo­li­ste­go dymu. Na­stęp­nie z gra­cją wzniósł się w po­wie­trze. Ciszę nocną prze­rwa­ła ka­no­na­da wy­strza­łów. Za­sko­cze­ni i ośle­pie­ni łowcy wa­li­li se­ria­mi, gdzie po­pad­nie. Tylko cudem nie po­strze­li­li się na­wza­jem.

 

Gdy tylko dym roz­wiał się, smok opadł całym cię­ża­rem na zie­mię. Wstrząs zbił prze­ciw­ni­ków z nóg. Zanim zdą­ży­li się po­zbie­rać, zgar­nął dwóch ła­pa­mi i zgniótł w uści­sku. Po­czuł tward­nie­ją­ce pod jego do­ty­kiem pan­ce­rze, które uchro­ni­ły na­past­ni­ków przed cał­ko­wi­tym zmiaż­dże­niem. Zła­mał im tylko parę kości, ale to wy­star­czy­ło, żeby ode­brać im chęć do walki. Ciała zwiot­cza­ły, gdy stra­ci­li przy­tom­ność. Od­rzu­cił je na bok.

 

Nagle z lasu za zadem smoka wy­padł łowca uzbro­jo­ny w dwu­ręcz­ny topór. Wspo­ma­ga­ny kom­bi­ne­zon po­zwo­lił wy­sko­czyć mu na wy­so­kość kilku me­trów. W locie wo­jow­nik zło­żył się do za­da­nia mor­der­cze­go ciosu.

Oho! Nie­zły choj­rak! – po­my­ślał smok i sma­gnię­ciem ogona ode­słał go z po­wro­tem głę­bo­ko w gę­stwi­nę.

 

Czuł się roz­cza­ro­wa­ny. Miał na­dzie­ję, że przyj­dzie mu zmie­rzyć się z za­wo­dow­ca­mi, a nie kom­plet­ny­mi ama­to­ra­mi.

Nie­spo­dzie­wa­ne ude­rze­nie po­sła­ło go z im­pe­tem na bok. Po­zo­sta­li człon­ko­wie grup okrą­ża­ją­cych włą­czy­li się do walki. Smok zawył wście­kle. Roz­pacz­li­wie po­de­rwał się w górę, cudem uni­ka­jąc ko­lej­nych tra­fień z gra­nat­ni­ków. Niebo roz­świe­tli­ły wstę­gi po­ci­sków. Be­stia la­wi­ro­wa­ła po­mię­dzy nimi, do­pó­ki nie szczęk­nę­ły puste ma­ga­zyn­ki. Wtedy zio­nę­ła ogniem. Fala po­żo­gi prze­to­czy­ła się przez po­la­nę. Za­pa­so­we na­bo­je i ła­dun­ki eks­plo­do­wa­ły pod wpły­wem go­rą­ca, uniesz­ko­dli­wia­jąc na­past­ni­ków.

Parę moc­nych ude­rzeń skrzy­dła­mi za­że­gna­ło groź­bę roz­prze­strze­nie­nia się po­ża­ru.

 

Smok ro­zej­rzał się. Osta­tecz­nie łowcy nie oka­za­li się tacy źli. Coś się jed­nak nie zga­dza­ło. Do­ko­ła le­ża­ło osiem nie­ru­cho­mych ciał. Gdzieś w lesie znaj­do­wał się to­por­nik. Razem dzie­wię­ciu. Bra­ko­wa­ło jed­ne­go.

 

Wy­szedł spo­mię­dzy drzew pew­nym kro­kiem. Pod pachą trzy­mał duży pa­ku­nek. Po­sta­wił go kilka me­trów przed smo­kiem i roz­pa­ko­wał, po czym z po­wro­tem scho­wał się w krza­kach.

Smok nie mógł uwie­rzyć wła­snym oczom.

Stała przed nim owca. Sztucz­na.

Tra­fił mu się pie­przo­ny Dra­tew­ka!

Chwy­cił po­da­ru­nek i z całej siły ci­snął w kie­run­ku ostat­nie­go łowcy. Owiecz­ka roz­pa­dła się przy ude­rze­niu na ka­wał­ki, ale cał­kiem sku­tecz­nie zno­kau­to­wa­ła ostat­nie­go śmiał­ka.

Po chwi­li smok od­le­ciał do swo­jej kry­jów­ki.

 

***

Spo­kój nie trwał długo.

Wraz ze świ­tem, u wej­ścia do pie­cza­ry sta­nął niski, pulch­ny czło­wie­czek. Był sam. Nie­uzbro­jo­ny. Męż­czy­zna dy­szał cięż­ko. Je­dwab­ną chust­ką ocie­rał raz za razem pot z czoła. Wy­glą­dał na łatwą ofia­rę, lecz z pew­no­ścią taką nie był.

Smok po­znał się na nim od razu. W prze­szło­ści rów­nież miał do czy­nie­nia z ta­ki­mi ludź­mi. Za­kli­na­cza­mi rze­czy­wi­sto­ści. Ma­ga­mi swo­ich cza­sów. Współ­cze­śnie ich tytuł brzmiał ina­czej.

Me­ne­dże­ro­wie.

 

 

Zanim męż­czy­zna zdą­żył się ode­zwać, smok ryk­nął mu pro­sto w twarz. Stru­gi śliny mo­men­tal­nie ob­le­pi­ły drogi gar­ni­tur.

– Prze­stań się wy­głu­piać, sze­fie! – jęk­nął męż­czy­zna, my­śląc o ko­lej­nym hor­ren­dal­nie wy­so­kim ra­chun­ku za pral­nię. – Spra­wa jest po­waż­na. Znowu prze­sa­dzi­łeś!

– Bzdu­ra!

– Sie­dem zła­mań, kilka po­pa­rzeń, w tym jedno dru­gie­go stop­nia, wstrząs mózgu i nie­zli­czo­na licz­ba stłu­czeń. To ma być bzdu­ra?! Znowu nas pozwą. Mam dość świe­ce­nia ocza­mi w są­dzie! Nie wspo­mi­na­jąc już o tym, jak wpły­nie to na wi­ze­ru­nek firmy.

– Nijak nie wpły­nie – prze­rwał mu smok. – Do­sta­łem cynk, że w tej gru­pie było kilku po­de­sła­nych na­jem­ni­ków. Kon­ku­ren­cja bę­dzie sie­dzieć cicho.

Z ust me­ne­dże­ra wylał się ko­lej­ny potok pytań, wąt­pli­wo­ści i nie­zno­śne­go bia­do­le­nia, któ­re­go smok nie mógł ścier­pieć. Wy­łą­czył się i z roz­rzew­nie­niem wspo­mniał dawne czasy, kiedy po pro­stu urwał­by głowę wku­rza­ją­ce­mu czło­wie­ko­wi. Pła­cił mu jed­nak ab­sur­dal­nie wy­so­kie pie­nią­dze za to za­mar­twia­nie się i ewen­tu­al­na de­ka­pi­ta­cja by­ła­by bar­dzo nie­ren­tow­nym po­su­nię­ciem.

 

 

Cof­nął się my­śla­mi o kilka lat wstecz. Za­strze­że­nie wła­sne­go wi­ze­run­ku, nazwy i znaku to­wa­ro­we­go „Smok" oka­za­ło się świet­nym ru­chem. Nie obyło się wpraw­dzie bez dłu­gie­go pro­ce­su, ale osta­tecz­nie mię­dzy­na­ro­do­wy, po­wo­ła­ny spe­cjal­nie w tym celu sąd, orzekł na jego ko­rzyść.

W nie­dłu­gim cza­sie stru­my­czek pie­nię­dzy zmie­nił się w rwącą rzekę. Pro­du­cen­ci ko­szu­lek, fi­gu­rek, pla­ka­tów i nie­zli­czo­nej ilo­ści po­zo­sta­łych ga­dże­tów mu­sie­li wy­ku­py­wać u niego li­cen­cję. Do tego do­szedł cały rynek fil­mów i gier kom­pu­te­ro­wych fan­ta­sy. Przez jakiś czas sprze­da­wał nawet swoje stare łuski na Ebay (Nick: Krwa­wy­Zni­wiarz_17), gdzie jako mo­no­po­li­sta mógł swo­bod­nie win­do­wać ceny.

 

 

Taki obrót spraw był solą w oku kon­ku­ren­cji. Nie­mal na­tych­miast po­ja­wi­ły się tony pod­ró­bek i bez­czel­nych, po­śred­nich na­wią­zań do smo­cze­go mo­ty­wu. Smok nie po­zo­sta­wał bier­ny i bez­li­to­śnie szczuł armią ad­wo­ka­tów każ­de­go, kto na­ru­szał jego prawa.

 

 

Kiedy le­gal­ne drogi za­wio­dły, jego prze­ciw­ni­cy pró­bo­wa­li go za­stra­szyć i usu­nąć. Wy­na­ję­ci za­bój­cy wy­ska­ki­wa­li jak kró­li­ki z ka­pe­lu­sza i rów­nie szyb­ko zni­ka­li w prze­past­nej gar­dzie­li smoka. Na dłuż­szą metę było to jed­nak mę­czą­ce i iry­tu­ją­ce. „Po­lo­wa­nie na smoka" oka­za­ło się pro­stym i ele­ganc­kim roz­wią­za­niem pro­ble­mu.

Nowy sport eks­tre­mal­ny spo­tkał się z ogrom­nym za­in­te­re­so­wa­niem. Mimo że z za­ło­że­nia miał być roz­ryw­ką tylko dla bar­dzo za­moż­nych, to licz­ba chęt­nych prze­kro­czy­ła naj­śmiel­sze wy­obra­że­nia. Obec­nie na sesję trze­ba było cze­kać nawet parę mie­się­cy. Za­sa­dy były pro­ste: wy­bierz uzbro­je­nie, skom­ple­tuj dru­ży­nę i spró­buj zabić smoka. Ostra amu­ni­cja czy­ni­ła grę wy­jąt­ko­wo eks­cy­tu­ją­cą.

 

 

Zgod­nie z prze­wi­dy­wa­nia­mi „Po­lo­wa­nie na smoka" stało się nie­od­par­tą po­ku­są dla wszyst­kich za­ma­chow­ców, któ­rzy mogli teraz jaw­nie i le­gal­nie pró­bo­wać po­zba­wić go życia, co zresz­tą prze­ro­dzi­ło się w spe­cy­ficz­ną grę po­mię­dzy nimi.

Naj­trud­niej było prze­ko­nać rządy mo­carstw, że nic mu nie grozi. Możni i wpły­wo­wi tego świa­ta to­le­ro­wa­li wszyst­kie jego wy­bry­ki w na­dziei, że po­dzie­li się swoją bez­cen­ną wie­dzą z ko­smicz­nych po­dró­ży. Oprócz niej pra­gnę­li jesz­cze jed­ne­go. Po­znać se­kre­ty magii. Cały świat drżał z ocze­ki­wa­nia, kiedy zdra­dzi tę naj­wspa­nial­szą z ta­jem­nic. Ty­sią­ce ludzi co­dzien­nie pi­sa­ło do niego listy z proś­ba­mi o naukę.

 

 

Nagła cisza przy­wró­ci­ła go do rze­czy­wi­sto­ści. Me­ne­dżer w końcu się za­mknął. Pa­trząc na jego ru­mia­ną gębę, smok za­sta­na­wiał się, na ile fron­tów ka­blu­je. Nie miało to więk­sze­go zna­cze­nia. I tak ni­cze­go nie mogli się do­wie­dzieć.

 

 

Smok mi­liar­der uśmiech­nął się. Pa­ra­dok­sal­nie to on uczył się od ludzi. Żadna z jego mocy nie mogła rów­nać się po­tę­gą magii opa­no­wa­nej przez nich do per­fek­cji. Magii kształ­tu­ją­cej ob­li­cze świa­ta. Magii, któ­rej smok stał się wy­bit­nym adep­tem.

Magii pie­nią­dza.

 

 

To­masz Za­wa­da

 

Rze­szów, 25.08.2010 r.

Koniec

Komentarze

Uhm, brawa za pomysł. Podoba mi się współczesna wersja gromadzenia smoczych skarbów - fajnie, że to nie tylko motyw smoka przeniesiony do współczesności, ale motyw smoka przeniesiony do współczesności konsekwentnie. Do tego zgrabnie napisane. Przeczytałam z przyjemnością i uśmiechnęłam się przy KrwawymZniwiarzu_17 :)
 

Bardzo ciekawe spojrzenie na temat. Mam nadzieję, że autor nie będzie musiał oddać 90% wszystkich korzyści z opowiadania Smokowi (tm). Bo stawiam ocenę i to relatywnie wysoką :).

O tak, pomysł był z pewnością, oraz konsekwencja w jego realizacji. Ale mnie za bardzo nie podszedł. Nie chcę psuć tak świetnie zapowiadającej się oceny, więc nie zapunktuję.

Niezwykle świeże podejście do tematu i udane połączenie specyfiki fantasy z domieszką science fiction. Bardzo dojrzały styl pisarski, widać, żeś połamał niejedno pióro. Zajmujące, ciekawe - co o tyle niezwykłe, że nawet nie zbliżyłeś się do limitu znaków, na który narzekało wielu autorów biorących udział w DRAGONEZIE. Widać, że da się opowiedzieć coś z sensem, jeśli tylko się chce i potrafi. Bravo, bravissimo.

Dałbym w pełni zasłużone pięć.

Chyba nie jest tajemnicą, jak bardzo uwielbiam smocze opowiadania. W związku z tym ciężko mi zachować obiektywizm przy ocenianiu takich historii, ale mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to jedno z najlepszych opowiadań dragonezy. Uwielbiam teksty oparte na przenoszeniu elementów baśniowych we współczesność, pomysł tutaj jest naprawdę bardzo dobry i w dodatku udało ci się go nie popsuć gdzieś po drodze. Dodatkowo obie "części" opowiadania doskonale się uzupełniają - pierwsza podobała mi się, ta wizja współczesnego polowania, a potem nagle boom, taki kontrast, nienachalny humor (a spodziewałam się raczej, że całość będzie poważna).
Co jeszcze mogę powiedzieć? Strasznie przyjemnie się czytało;) W pełni zasłużona piątka, nie sześć tylko dlatego, że twardo sobie postanowiłam nie rozdawać w konkursie najwyższej oceny na prawo i lewo.

Do konkursu. :)

Ciekawie i konsekwentnie. Na plus. :)

Dziękuję użytkownikowi Sebrus za ocenę - 1. Jak wynika z jego komentarza była w pełni uzasadniona.

Bardzo ciekawy i sprawnie poprowadzony pomysł. Druga część podobała mi się bardziej niż samo polowanie, które chwilami wydawało mi się lekko toporne.
Mnie tylko zawsze zastanawia, po co się te smoki bogacą?... Ale to chyba już zupełnie inna bajka :)

Ciekawy pomysł. Lubię, kiedy smoki nie są zwykłymi prymitywami. :-)

wył z tęsknoty za domem, zapachem świeżego powietrza, smakiem gorącej krwi w pysku i dreszczem emocji towarzyszącemu polowaniu.

Towarzyszącemu?

 

Edit: no dobra, kliknęłam to kliknęłam. Ale mógłbyś otagować te najstarsze opowiadania?

Babska logika rządzi!

Dziękuję za komentarz. Otaguję w wolnej chwili. ;)

Świetne:) Ciekawy pomysł, porządne wykonanie i sympatyczne smaczki. Daj znać, jak otagujesz to też klepnę Bibliotekę.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Lekkie, przyjemne w odbiorze, zabawne. Może fabuła nie jest jakaś szałowa, ale przy tej objętości intrygująca wizja wystarczy w zupełności.

Stawiam staruszkowi stempel jakości.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Rzeczywiście bardzo sympatyczne. Niestety, magia pieniądza to najsilniejszy rodzaj tajemnych nauk.

Dokładam klika.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

O, język, pomysł i żartobliwy dystans do współczesności przez pryzmat smokowatości – bardzo ok. Morał może nazbyt nachalny, ale konsekwentny. Klikam i ja ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nieszablonowe podejście do smoczego tematu. Nader satysfakcjonująca lektura. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Lubię smoki, lubię smoki, lubię smoki …

Nowa Fantastyka