- Opowiadanie: Wilk który jest - Skalne bramy

Skalne bramy

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Skalne bramy

Nawet z ostatnich wozów karawany kupieckiej widać było, że rozległa dotychczas dolina gwałtownie się zwęża, a droga znika za skalnym przesmykiem. Przedni oddział zbrojnych pachołków schował się już za tą naturalną bramą, gdy woźnica zagadnął przewodnika:

– Zbójców tu nie ma?

– A są, ino nie dzisiaj i nie przy tych skałach.

– A czemuż to: nie dzisiaj?

– Ano najokrutniejszy z nich został zabity i o babę, co to po nim została, tak się pozostali „dobrzy chłopcy” pobili, że na razie rany leczą.

– A dlaczego: nie w tym miejscu?

– Sami się niebawem przekonacie…

– Opowiedzcie – poprosiła cicho kupcowa. Kilku jeźdźców podjechało bliżej i też zaczęło domagać się opowieści. Przewodnik ściągnął z głowy mycę, zmierzwił kędzierzawą czuprynę i rzekł spokojnie.

– Poczekajcie do bramy, a wszystko się wyjaśni.

– Oj, nie bądźcie już tacy – dołączył się do głosów, bogato ubrany kramarz. – Nim woły się tam dowloką, pewnie ze dwa razy tę historię skończycie.

– Bydlęta faktycznie wolno idą. Nie tylko ze swej natury, ale i upał dzisiaj niemożebny… – dodał jeden ze zbrojnych, jeżdżących wzdłuż kawalkady wozów.

– Za skalną bramą blisko będzie do strumienia. Zrobi się chłodniej, a i góry dadzą więcej cienia. Las tu lichy. Gęstszy obaczymy dopiero pod wieczór i tam urządzimy obozowisko. Na razie jedźmy, bo droga na Liptów daleka i trudna. Popas urządzi się za drugą bramą skalną. Woda tam słabiej rwie i na głazach przysiąść wygodnie można.

– To skoro do popasu jeszcze drogi kawał, to nam bodaj tę drogę przez żar iście piekielny opowieścią okraście!

Przewodnik popatrzył przed siebie. Skalne iglice zbliżały się faktycznie bardzo wolno. Zmarszczył czoło, jakby w sobie dystans rozważał i badał, czy mu czasu na opowieść starczy. Pociągnął łyk z bukłaka. Skrzywił się lekko i widać było, że dreszcz jakowyś przeszedł przez jego grzbiet i członki. Naciągnął głębiej czapkę i rozpoczął opowieść.

– Wiele lat temu, gdy pacholęciem jeszcze byłem, najechali te ziemie Tatarzy. Nieśli po głównych grodach trwogę, a po mniejszych osadach śmierć i pożogę. W dolinkach tych gór niebosiężnych pochowali się okoliczni chłopi z całymi rodzinami i skromnym dobytkiem. Przybyły też na drewnianych wozach klaryski. Siedzieliśmy tu w spokoju. Krowy i kozy mleko dawały, woda była blisko. Szałasy chłopi pobudowali, a strawa na ogniskach i wykopanych w ziemi paleniskach się warzyła. Z tej iglicy bardziej na zachód widocznej, na którą łatwiej wspiąć się można, obserwatorzy śledzili okolicę. Przynosili smutne wieści o łunach pożarów widocznych na horyzoncie. Nas tu jednak nikt i nic nie niepokoiło.

Tu przerwał. Obrócił się w siodle i spojrzał ku wylotowi doliny. Żadnego ruchu za wozami nie dostrzegł. Wrócił więc do opowieści.

– Traf chciał, że gdy chłopy poszły w las, żeby większą zwierzynę jakąś upolować i od dnia ich już tu nie było, zwiadowcy dostrzegli oddział tatarski. Zrazu Mongołowie jechali powoli. Widać było, że tropów szukają. Nagle wyprostowali się w siodłach i ruszyli żywiej ku naszej dolinie. Strach padł na zebranych. Chłopów zostało tu tylko czterech. Bez koni przed jeźdźcami się nie ucieknie. Nie pozostało więc nic innego, niż stawić wrogom czoła. Jedna z sióstr zakrzyknęła: „do modlitwy”. Na to druga się ozwała w te słowa: „modlitwa najważniejsza, ale i za kamienie trzeba się nam brać”! I tak chłopy wspięli się na skrzydła tej skalistej bramy, a siostry stanęły po obu stronach drogi.

Wół napiął grzbiet mocniej, bo jakiś większy kamień utkwił pod okutym metalową wstęgą kołem. Przewodnik dobył kija i pchnął z boku przeszkodę. Zachybotał się wóz, zebrane na nim pakunki i ludzie. Zwierz jakby zaskoczony łatwością ciągnięcia pojazdu, która nastąpiła po oporze, zrobił kilka kroków szybciej. Zdawało się nawet przez moment, że za chwilę pobiegnie. Wrócił jednak rychło do swego powolnego marszu, a przewodnik do zawieszonej opowieści.

– Ślady nasze były stare. Ogniska pogaszono, zresztą palono je tak, by nie dawały dymu. Jechali więc Tatarzy bez trwogi i zastanowienia. Może nie spodziewali się nas tuż za tą bramą skalną znaleźć? A może tacy pewni swej siły byli? Niepodobna ustalić. Dość powiedzieć, że kiedy dwóch pierwszych jeźdźców przekroczyło bramę, wnet padli ugodzeni celnie rzucanymi kamieniami. Tych, którzy byli akurat między skałami, chłopi prawie zasypali głazami. Zebranych zawczasu ułamków skalnych w końcu brakło i wówczas wdarli się po trupach swoich pobratymców pierwsi ciemni jeźdźcy na drugą stronę. Tu stanęli na chwilę, wyraźnie zaskoczeni. Nie zobaczyli zbrojnych, a jedynie zakonnice, baby i pacholęta. Z góry nikt już nic nie zrzucał. Pozbawieni pocisków chłopi zamarli z przerażenia na swych stanowiskach.

Wóz zbliżał się powoli do wysokich, białych skał. Gdy wjechał między nie, echem odbił się stukot toczących się pojazdów, końskich kopyt i wolego, miarowego kroku. Przewodnik bez słowa, laską wskazał niszę w skale. Wysoko nad ziemią widniała w niej postać kobieca. Może Przenajświętsza Panienka? Może jaka inna święta? Twarz jej trudno było dostrzec. Widać tylko było, że rozkrzyżowanymi ramionami jakby drogi komuś wzbraniała. Góral zdjął czapkę, głowę pochyli i znak krzyża uczynił. Pozostali z czcią zrobili podobnie. Gdy przejechali na drugą stronę, ich oczom ukazała się rozległa polana, otoczona wysokimi górami, łagodnymi przełęczami a od południa zamknięta bramą, podobną do właśnie miniętej. Strumień, który towarzyszył im dotąd z oddali, teraz biegł wzdłuż drogi. Przewodnik znów się obrócił i poczekał, aż ostatni ze zbrojnych pachołków przekroczy przesmyk. Upewniwszy się, że cała karawana jest już za skalną bramą, podjął opowieść w przerwanym miejscu.

– Nikt nie mógł już zatrzymać Tatarów. Wreszcie cały oddział znalazł się po tej stronie skał, a my cofaliśmy się przed nimi w rozpaczy. Wtedy przeorysza wyszła naprzód. Wzniosła ręce ku niebu i zakrzyknęła wielkim głosem, a siła i majestat takie od niej biły, że zaskoczeni wojownicy przystanęli na chwilę. Widząc jednak, że nic więcej się nie dzieje, zaśmiali się straszliwie i ruszyli śmielej po nas. Nie wiedzieli nieszczęśni, że ostatni to ich śmiech na tej ziemi był.

Tu zamilkł, jakby tamten dzień znów całym sobą przeżywał. Wreszcie podjął wątek.

– Gdy ruszyli ku nam, rozległ się nagle od tamtej drugiej bramy skalnej łoskot potworny. Jakby cyklopi głazy przesuwali i kruszyli dla zabawy. Zatkałem uszy i przywarłem mocniej do maminej kiecki. Gdy hurgot ten straszliwy wreszcie się skończył, usłyszeliśmy odgłosy jakby kopyt i miarowy ciężki krok, niby armia jakowaś wielka do nas nadciągała. Pomyślałem, że może to ojciec z pozostałymi chłopy z łowów ku nam wracają i, że zaraz na Tatarów się rzucą, ale nic nie było u wylotu widać. Po chwili już jednak wyraźnie docierało do nas rżenie koni, odgłosy dobywanego oręża i ten krok taki potwornie ciężki. Ziemia od niego drżała. Woda ze strumienia wypłynęła wartko, odgradzając nas od Mongołów. To coście widzieli, ta nisza z figurą, to nie dzieło rąk ludzkich. Ułamków skalnych wtedy wiele od tej naturalnej bramy odpadło i zagrodziło wyjście. Tak do ostatecznej rozprawy szykowała się kraina cała.

Przewodnik pociągnął z bukłaka. Rozejrzał się po okolicy, jakby znów obraz tamten sobie w myślach powtarzając. Milczał długo, ale nikt z obecnych nie śmiał zakłócić tej chwili. W końcu zreflektował się. Zauważył wpatrzone w niego oczy i dokończył historię.

– Gdy Tatarzy tak stali zaskoczeni między rwącą wodą a skałą, wjechał na drogę widmowy oddział zbrojnych. Mieli na sobie prastare zbroje. Powiewały nad nimi proporce wysokie z orłami. Parli naprzód, pochyliwszy kopie. A taka siła i brak litości od nich biły, że trwoga padła na wszystkich. Osaczeni Tatarzy, szybko się otrząsnęli ze zgrozy i zakrzyknęli wściekle. Zerwali z pleców swoje lekkie łuki i wypuścili strzał tyle, że zdawało się, iż niebo pociemniało. Widmowych rycerzy nie imał się jednak żaden oręż. Popędzili koło nas galopem, a ciżba ich była taka, że przesłonili całkiem przed naszymi oczami wrogów. Po chwili wjechali w zamykające drogę skały i zniknęli nam z widoku. Przy bramie bielały jedynie kości tatarskie. Nie ostał się żywy nikt. Przeorysza zakazała nam komukolwiek tę historię opowiadać, póki ona żyje. Mówiliśmy więc żeśmy sami wrogów usiekli. A, że ich kości bał się tknąć nawet najbardziej dziki zwierz i na widoku leżały do kolejnej zimy, to i wąwóz ten od nich nazwano.

Przewodnik wyprostował się w siodle. Spojrzał przed siebie, by ocenić, czy już trzeba wydać polecenie popasu. Już miał krzyknąć, gdy kupcowa zapytała.

– I nikt więcej tych widmowych wojów nie widział?

Góral spojrzał na nią. Rozważył odpowiedź w sobie i rzekł:

– Z tych, co tu ze mną byli nikt. A w każdym razie, ja o tym nie słyszałem. Jedynie ojciec wspominał, że kiedy dwa dni później z ubitymi jeleniami ku nam wracali, to zdawało im się, że oddział jakiś zbrojny do nieznanej im groty wjeżdża. Jednak gdy ostrożnie podeszli do miejsca, w którym woje zniknęli, ukazała im się jedynie lita skała. Przy niej kapliczkę, „zbójecką” zwaną, ustawilim. Na obszarze od niej do tej bramy, żaden łotr zbójować nie śmie. Bo to ziemia dla nas szczególna.

– Powiadają w naszych stronach, że jak będzie kraj nasz w potrzebie – wtrącił się jeden z pachołków – to ci zbrojni powrócą, by nas ocalić.

– W to uwierzyć mogę – powiedział przewodnik. – Byle tylko był wtedy między nami taki ktoś, kto będzie ich wezwać potrafił…

Zapadło milczenie. Każdy zasłyszane słowa w swym sercu ważył na nowo. Wozy wjeżdżały między drugą ze skalnych bram. Tu często czekali zbójcy, ale nie dziś. Podróżnych zaraz czekał popas. Przewodnik gestem pchnął naprzód zbrojnych pachołków, by zaczęli szykować obozowisko na noc. Jeśli Bóg da, jutro przekroczą grań, a za dwa dni znów będą mogli sprzedawać swoje towary, każdemu, kto będzie dość majętny, by za nie godziwie zapłacić. Na samą tę myśl rozpogodziły się twarze podróżnych i tylko młode pacholę, siedzące na wozie obok kupcowej, zapytało przewodnika:

– A to prawda, że głęboko, w górskich jaskiniach czarownicy złoto kują? I że jest gęś, która raz do roku znosi złote jajo? I, że od wschodu widać sto szczytów, tonących w chmurach i sto dolin? I…

Zaśmiał się przewodnik. Podjechał bliżej do wozu i pogłaskał chłopca po głowie.

– Dużo w tobie pytań, młodzianku, to dobrze. Pewnie i lata by nam nie stało, by na nie odpowiedzieć. Pokrótce więc ci powiem, że czarodzieje rzeczywiście tu kruszce cenne dobywają i obrabiają. Może jak w nocy nie zaśniesz zbyt rychło, to odgłosy ich tajemnych kuźni usłyszysz? O gęsi każdy z okolicznych słyszał i wielu tego skarbu szukało. Znaki przez nich pozostawione, znajdziesz na skałach i przy wejściach do jaskiń. Mówią nimi sobie nawzajem „to nie tutaj – próbujcież dalej”. A ile tu szczytów? Gór, chłopaczku, w świecie wiele. Życia nie starczy, by je wszystkie nie tylko poznać, ale choćby zobaczyć. No, dosyć tej opowieści. Zaraz czas na popas. Woły i konie trzeba napoić. Cieszmy się dobrą drogą i spokojem. Na dalsze opowieści jeszcze przyjdzie czas przy wieczornym ogniu.

Koniec

Komentarze

Wilku! Jak miło znów Cię widzieć :) Już się zabieram za czytanie.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Życzę miłej lektury, Śniąca! :-)

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

Nie zawodzisz, Wilku. I chociaż nie jestem szczególną miłośniczką opowiadania po raz nty tej samej historii, to doceniam te nieliczne przykłady dobrego wykorzystania znanego motywu. I to mam tu u Ciebie – bardzo ładnie pociągniętą opowieść. Nieśpiesznie, jak te wlokące się traktem woły, ale do celu. Prosto, ale ze smaczkami, które nadają historii klimat – na przykład jak ten przerywnik o kamieniu blokującym koło.

Życzenie więc spełnione – lektura była miła, dziękuję :) 

 

Edytka.

Tak się rozpędziłam z plusami, że zapomniałam o minusie. W trakcie czytania miałam wrażenie, przynajmniej w pierwszej połowie, jakby za często powtarzały się słowa “skalna brama”. Ale nie liczyłam, nie sprawdzałam, to tylko wrażenie, że przed chwilą było i znów się pojawia.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Lubię takie historie. Nic na siłę, opowieść ciągnie się naturalnie. Poza tym, wielkim plusem jest ładne wykorzystanie legendy. 

Trudne jest umieszczenie opowieści w rozmowie. Tobie, przynajmniej moim zdaniem, się to udało. Stylizacja języka nie utrudniała przekazu, a to kolejna zaleta. 

Podsumowując, uważam, że to naprawdę dobre opowiadanie. :)

Choć fanem średniowiecznego fantazy nie jestem, to Twoje opowiadanie przeczytałem z dużą przyjemnością. Podobało mi się jak snujesz opowieść.

Chyba dawno nie zaglądałeś na portal.

 

EDIT: Dodam, że rzeczywiście połączenie rozmowy podróżujących ze snutą opowieścią wyszło naturalnie i płynnie. Podobały mi się opisy, które są bardzo wymowne i nadają klimatu – jak ten:

Przewodnik pociągnął ze skórzanego bukłaka. Rozejrzał się po okolicy, jakby znów obraz tamten sobie w myślach powtarzając. Milczał długo, ale nikt z obecnych nie śmiał przerwać tej chwili.

Ogólnie, jestem kontent.

 

Ciao!

Wielki plus za język, bo nadał pewien charakter. Bardzo fajna, wciągająca historia. Przyjemnie się czytało :) Gratulacje :)

Przyjemna opowieść o górskiej legendzie. Mnie trochę znużyła pod koniec monotonia narracji, ale język i stylizacja definitywnie na plus.

Podsumowując: miła, nieśpieszna lektura na wieczór :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Słyszałam i czytałam różne wersje legendy o armii duchów/śpiących rycerzach, którzy powracają w chwilach szczególnego zagrożenia. Ta też jest ciekawa. 

Podoba mi się sposób, w jaki ją opowiadasz, niespiesznie, obrazowo. Pewnie dlatego nie przeszkadzało mi, że motyw jest znany i wiadomo było, co się wydarzy ;)

Jestem zadowolona z lektury.

Przynoszę radość :)

Nasze góry mo­gły­by dać świa­dec­two nie­jed­nemu wy­da­rze­niu, trudnemu, zda­wa­ło­by się, do wy­tłu­ma­czenia. Do­brze, Wilku, że po­sta­no­wi­łeś ura­czyć nas jedną z ta­kich le­gend, opo­wie­dzia­ną w spo­sób, który spra­wił, że na czas lek­tu­ry zdało mi się, iż uczest­ni­czę w ku­piec­kiej wy­pra­wie.  :)

 

po­dra­pał się w kę­dzie­rza­wą czu­pry­nę i rzekł spo­koj­nie. –> Obawiam się, że czupryny podrapać się nie da.

Może: …zmierzwił kę­dzie­rza­wą czu­pry­nę i rzekł spo­koj­nie.

 

Po­cią­gnął łyk ze skó­rza­ne­go bu­kła­ka. –> Wystarczy: Po­cią­gnął łyk z bu­kła­ka.

Bukłak jest skórzany z definicji.

 

Przy­by­ły też na drew­nia­nych wo­zach kla­ry­ski. –> Czy wozy mogły być inne, nie drewniane?

 

Nie po­dob­na usta­lić. –> Niepo­dob­na usta­lić.

 

Widać tylko było, że roz­krzy­żo­wa­ny­mi dłoń­mi jakby drogi komuś wzbra­nia­ła. –> Można rozkrzyżować ramiona/ ręce, ale nie wydaje mi się, by można rozkrzyżować dłonie.

 

Wtedy prze­ory­sza wy­szła na przód. –> Wtedy prze­ory­sza wy­szła naprzód.

 

Prze­wod­nik po­cią­gnął ze skó­rza­ne­go bu­kła­ka. –> Jak wcześniej.

 

Mil­czał długo, ale nikt z obec­nych nie śmiał prze­rwać tej chwi­li. –> Czasu, także chwili, chyba nie można przerwać:

Proponuję: Mil­czał długo, ale nikt z obec­nych nie śmiał zakłócić tej chwi­li.

 

– W to uwie­rzyć mogę – po­wie­dział Prze­wod­nik. –> Dlaczego przewodnik napisano wielką literą?

 

Prze­wod­nik ge­stem pchnął na przód zbroj­nych pa­choł­ków… –> Prze­wod­nik ge­stem pchnął naprzód zbroj­nych pa­choł­ków

 

Życia nie star­czy, by je wszyst­kie nie tylko po­znać, ale choć­by zo­ba­czyć. No, wy­star­czy tej opo­wie­ści. –> Nie brzmi to najlepiej.

Może w drugim zdaniu: No, dosyć tej opo­wie­ści.

 

edycja

Chciałabym odesłać opowiadanie do Biblioteki, ale usterki…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Śniąca

Ciebie również miło widzieć! :-) Dzięki za dobre słowo! O wołach pisał już Anonim tzw. Gall, nie mogło więc ich w takiej historii zabraknąć. Niebawem następna opowieść. Jesień idzie – słowem się trzeba dzielić! :-)

Pozdrawiam, Wilk

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

@Rossa

Dzięki za pozytywną ocenę! Te opowieści w drodze są charakterystyczne dla dialogu greckiego. Profesor Kazimierz Korus streszczał typowy zarys zawiązania akcji tak:

– Byłeś tam?

– Byłem!

– No, to mi opowiedz!

– Opowiem! ;-)

Z pozdrowieniem, Wilk

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

@Blackburn

Dzięki za dobre słowo i dostrzeżenie mojej nieobecności. Faktycznie ostatnio dodałem tylko jedno drabble. Nic to – poprawię się szybko! :-)

Z pozdrowieniem, Wilk

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

@Annn

Dzięki! Cieszę się, że podróż kupiecką karawaną wciągnęła Cię na chwilę. :-)

Pozdrawiam, Wilk

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

@NoWhereMan

Dzięki! Tak, to dobra lektura na wieczór ale słyszałem, że i w południe daje radę. ;-)

Pozdrawiam, Wilk

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

@Anet

Jeśli jesteś zadowolona po lekturze, to cieszę się niezmiernie. :-) W dziedzinie sięgania po znane motywy, mistrzami są Ajschylos, Sofokles i Eurypides. Każdy znał te mity, ale każdy też gnał do teatry, by je obejrzeć w ich wersji.

Jak to było? „Ten, który oszukał, jest sprawiedliwszy od tego, który tego nie uczynił. A ten, który dał się oszukać, mądrzejszy od tego, który nie dał się nabrać”. ;-)

Pozdrawiam, Wilk

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

@Regulatorzy

A na końcu komentarzy, żeby autor nie doznał zawrotu głowy od sukcesów, pojawia się Bogini i przypomina mu, że jest śmiertelnikiem. :-D

W większości wypadków, nie mam nic na swoją obronę. „Bukłak” wprowadził mnie w stan głębokiej refleksji nad sobą. Zawsze mi się wydaje, że sporo czasu spędziłem nad „Słownikiem polszczyzny XVI wieku”, a tu taka wtopa. :-D Upieram się tylko przy drewnianych wozach. Zgoda, betonowe być nie mogły, ale to określenie pasuje do stylu epoki.

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wkład i zaangażowanie! Wilk

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

Wilku, jak zwykle bardzo się cieszę, że mogłam być przydatna. ;)

No i mam nadzieję, że kolejny czytelnik, także usatysfakcjonowany lekturą, odeśle opowiadanie na biblioteczną półkę. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Co prawda nie czytelnik, a czytelniczka, ale znalazła się taka, co odesłała do biblioteki. ;)

Mnie też się raczej podobało, bo bardzo ładnie piszesz, nienachalnie i bezpretensjonalnie stylizujesz. To, co mnie jednak nieco przeszkadzało w odbiorze, to nadmiar tych przejść między opowieścią a rzeczywistością. Za dużo tych łączników typu “pociągnął z bukłaka i coś tam”, “zapadło milczenie itd.”, “popatrzył przed siebie itp.”. Jak na mój gust – nieco za bardzo poszatkowało to historię. Ale być może to tylko mój gust. ;)

Zgodzę się z przedpiścami, że to ładnie opowiedziana historia. Taka pogodna jak letnie landszafty z gór. Ale i to prawda, że niewiele nowego wnosi do tematu.

Babska logika rządzi!

@Regulatorzy

Raz jeszcze dziękuję za uwagi! Dajesz do myślenia. :-)

Pozdrawiam, Wilk

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

@Ocha

Dziękuję! :-) Też się zastanawiałem, nad tym przeplataniem opowieści. Postawiłem jednak na wersję, która ułatwi kiedyś prace scenarzystom. ;-)

Pozdrawiam, Wilk

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

@Finkla – właśnie zaatakowałaś klasyczny teatr grecki! ;-) Swoją droga, trzeba napisać coś, w czym wystąpi chór w maskach. :-)

Dzięki za dobre słowo! Przy porównaniu do landszaftu dostrzegłem cień jelenia, wydłużony przez zachodzące Słońce.

Pozdrawiam, Wilk

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

Nie poczuwam się do skrzywdzenia Ajschylosa i jego kumpli… ;-)

Tak, jeleń mógł tam przez chwilę stać, na tle siklaw. Ale cepry spłoszyły…

Babska logika rządzi!

Górskie legendy zawsze bardzo mnie inspirowały, zupełnie więc się nie dziwię, że zainspirowały i Ciebie – i absolutnie nie przeszkadza mi wysłuchanie znanej historii jeszcze raz :o) Tym bardziej, że ładnie opowiedziana. Może rzeczywiście nie ma tu jakiegoś wielkiego wow, ale jest bardzo przyjemna, spokojna lektura.

To nie jest mój klimat, ale stylistykę doceniam. Opowiadanie ładnie wpisuje się w klimat gór i górali. Sama historia może porywająca nie jest, ale to coś w sam raz na wieczór. Pozdrawiam.

Historyjka po prostu opowiedziana, ale choć zgrabnie, to bez większego polotu. Pochwalę przyjemną stylizację języka, która nie odstrasza.

W przeciwieństwie do przedmówców, nie znałam wcześniej tej legendy, ale Twoje jej przedstawienie, bardzo mi się podobało. Lektura lekka i przyjemna, nie nudzi, a przedstawiony świat wciąga, stając jak żywy przed oczyma. Bardzo udana stylizacja językowa, która nie drażni, a nadaje naturalności. Tempo narracji też stosowne do atmosfery przedstawionej w opowiadaniu. Posiliłabym się na jakąś krytykę, gdyby mi przychodziła do głowy, ale że tak nie jest, mogę jedynie pogratulować świetnej pracy. :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Dobre opowiadanie w konwencji legendy i stylistyka też pasuje. W sumie bardzo miło się czytało.

Wszystko, co wyżej się zgadza – i ładnie napisane i plastycznie pokazane i ustylizowane nieprzesadnie i w ogóle zajmujące, acz niezobowiązujące, sam bym sobie na koniec sobie usiadł przy takim ognisku i posłuchał historii.

Jednak choć na pewno bezczelnością z mojej strony jest mówienie autorowi, co ma pisać, to tutaj coś spróbuję powiedzieć. A żeby bezczelność złagodzić, ubiorę to w formę “jak się czułem po przeczytaniu”. No więc po przeczytaniu czułem, że tu aż prosi się o jakiś twist, o coś co by mnie zostawiło w stanie “o, to ciekawe…”, “a tego się nie spodziewałem”, “oj, niepokojące”, albo “ha! wiedziałem, że coś tutaj nie gra”. W ogóle wymyślanie twistów to nie jest coś, co przesadnie lubię i polecam, zwłaszcza na siłę, ale tutaj jest wszystko, żeby to nie było na siłę – i język i historia i bohater. Na końcu historii okazuje się, że wszystko jest właśnie tak, jak się przez cały czas wydawało. Nie ma w tym nic złego, tylko czuję się jakoś nienasycony.

Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w stół

Chciałem wszystkim serdecznie podziękować i za czas poświęcony na lekturę i za komentarze. Biorę je sobie w całości do wilczego serca!

Pozdrawiam Was serdecznie,

Wilk który jest

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

Jakoś umknął mi wcześniej ten tekst. Spokojny, niespieszny, melancholijny wręcz i to chyba główna jego zaleta. Nie licząc szczegółowych i klimatycznych opisów i całkiem niezłej opowieści. Dobrze się czytało :)

Cieszę się! :-) Tak miało być. Droga w górach niesie spokój. :-)

Z pozdrowieniem, Wilk

Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)

Nowa Fantastyka