- Opowiadanie: Aleksandra1994 - Zło czai się za rogiem

Zło czai się za rogiem

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Zło czai się za rogiem

Je­sień nie­ste­ty na­de­szła, cho­ciaż da­ła­bym wszyst­ko żeby ją omi­nąć na tym kole pór roku. Bie­głam na ko­ło­wrot­ku ze złud­ną jak się oka­za­ło na­dzie­ją. Je­sie­nią świat jest szary, cho­ciaż owia­ny złotą po­świa­tą. De­pre­sja i czar­ny na­strój do­pa­da nawet tych naj­wy­tr­wal­szych. Nawet i mnie. Wszyst­ko wokół usy­pia a budzi się zło. Pra­daw­ne, zio­ną­ce grozą, zda­wa­ło­by się, że za wszel­ką ceną za­bra­ło­by nas w naj­czar­niej­sze ot­chła­nie pie­kieł, a stam­tąd się już nie wraca.

 

Je­stem Daisy Wal­ker, mam blond włosy, z fi­glar­ny­mi locz­ka­mi a twarz usia­ną mam pie­ga­mi, je­stem fi­li­gra­no­wą dziew­czy­ną, która całe życie spę­dzi­ła­by to­wa­rzy­sząc bo­ha­te­rom ksią­żek w ich nie­sa­mo­wi­tych przy­go­dach. Mam też dość słabą psy­chi­kę i nie są­dzi­łam wpraw­dzie, że im mnie bę­dzie dane prze­żyć coś czego nikt inny nie za­znał. Acz­kol­wiek to co mnie spo­tka­ło wy­ry­ło bli­znę w mojej duszy na całe życie, i nie­ste­ty czas nie jest w sta­nie tego ule­czyć. Po­mo­że je­dy­nie po­dzie­le­nie się z Wami tym zda­rze­niem, i tak też uczy­nię, a wszyst­kie mary, które Was na­wie­dzą będą cią­gle o tym przy­po­mi­nać.

Miesz­kam w Ar­kham, które sły­nie ze szpi­ta­la dla obłą­ka­nych. Ale mi tam się do­brze żyło, a przy­naj­mniej do pew­ne­go czasu. Ostat­nio za­czę­ły dziać się dziw­ne rze­czy, nawet bar­dzo dziw­ne. Gdy teraz sobie o nich po­my­ślę, nadal me ciało opie­wa mro­żą­cy chłód. W ciągu mie­sią­ca w Ar­kham za­gi­nę­ło wiele osób, co wcze­śniej ra­czej nie miało miej­sca. Część po­szu­ki­wań nadal trwa, część zo­sta­ło za­koń­czo­nych, zna­le­zio­no kilka ciał w lesie, widok okrop­ny, od­ra­ża­ją­cy, zwło­ki wy­glą­da­ły ewi­dent­nie na bru­tal­nie ro­ze­rwa­ne wy­głod­nia­ły­mi szczę­ka­mi, roz­szar­pa­ne na pół… Jako, że je­stem re­zy­dent­ką mia­stecz­ka już jakiś czas wy­de­le­go­wa­no mnie i drugą “szczę­ścia­rę” do roz­wią­za­nia za­gad­ki. Tak na­praw­dę nie mia­ły­śmy pew­no­ści, że wró­ci­my stam­tąd żywe, ale dla dobra ogółu i na­sze­go spo­ko­ju zgo­dzi­ły­śmy się pod­jąć śmier­tel­ne wręcz ry­zy­ko.

Moją part­ner­ką była nie­ja­ka Wendy Adams, z wy­glą­du przy­po­mi­na­ła, zwy­kłą pro­stą dziew­czy­nę, była ścię­ta na pazia, a jej brą­zo­we ku­deł­ki opa­da­ły jej nie­zgrab­nie na twarz. Jej mocną stro­ną była ma­ni­pu­la­cja emo­cjo­nal­na, oraz nie­sa­mo­wi­ta zwin­ność. Ja za to mia­łam sporą wie­dzę. Pod tym kątem uzu­peł­nia­ły­śmy się ide­al­nie. Po­cie­sza­ją­ce było to, że cho­ciaż mia­łam fajną part­ner­kę.

Po chwi­li uda­ły­śmy się do domu. Od po­cząt­ku coś tu śmier­dzia­ło, było prze­raź­li­wie chłod­no a w po­wie­trzu uno­si­ły się szep­ty od­bi­ja­jąc się od ścia­ny do ścia­ny. Jed­nak na prze­kór złym prze­czu­ciom po­szły­śmy pro­sto do ga­bi­ne­tu, który to w sumie znaj­do­wał się naj­bli­żej wszyst­kich pokoi. Drzwi otwo­rzy­ły się ję­cząc przy tym nie­mi­ło­sier­nie. Prze­stra­szo­ne ru­szy­ły­śmy przed sie­bie z na­dzie­ją, że uda się zna­leźć jakąś po­szla­kę, która przy­bli­ży­ła by nas do roz­wią­za­nia spra­wy. Jakże myśmy się my­li­ły wcho­dząc aku­rat tam… Spy­ta­cie dla­cze­go? Po kilku mi­nu­tach mar­nych prze­szu­ki­wań, ob­ró­ci­ły­śmy się w stro­nę drzwi by czym prę­dzej wyjść, jed­nak ku na­sze­mu zdzi­wie­niu drzwi opie­wa­ła jasna po­świa­ta, tak jasna, że suk­ce­syw­nie nas ośle­pia­ła, jed­nak drzwi tam nie było, zu­peł­nie jakby roz­pły­nę­ły się po­wie­trzu, tylko ta cho­ler­na ja­sność śpie­wa­ła swoją pieśń ze­msty, która bez­li­to­śnie wdzie­ra­ła nam się coraz głę­biej wy­peł­nia­jąc już nie tylko głowę ale i całe ciało. Utknę­ły­śmy. Chyba, że znaj­dzie­my inne wyj­ście.

Wendy krę­ci­ła się ner­wo­wo w kółko, jakby to miało nam w czymś pomóc. Wga­pia­ła się bez celu w tą kosz­mar­ną pod­ło­gę i li­czy­ła okrę­gi na dy­wa­nie. Nagle za­cze­pi­ła się o od­sta­ją­cą kra­wędź dy­wa­nu, która była nieco przy­bru­dzo­na chyba bło­tem. Wy­ko­rzy­stu­jąc swoją siłę, po­czę­ła prze­su­wać meble ob­ro­śnię­te ku­rzem tak by wy­su­nąć spod nich dywan. Wszę­dzie uno­sił się smród brudu, naf­ta­li­ny oraz stra­chu. Jed­nak gdy w pod­ło­dze uj­rza­ły­śmy klam­kę za­świe­ci­ło się świa­teł­ko w tu­ne­lu. Otwo­rzyw­szy drzwi uka­za­ło się ku na­szej ra­do­ści wyj­ście z upior­ne­go ga­bi­ne­tu.

Wy­lą­do­wa­li­śmy w holu;  gdy prze­sta­ło wi­ro­wać w gło­wie, od nad­mia­ru ne­ga­tyw­nych emo­cji, po­sta­no­wi­ły­śmy za­koń­czyć to dzie­ło i po­dzie­li­ły­śmy się po­miesz­cze­nia­mi. Idąc na górę chy­bo­cą­cy­mi się scho­da­mi,w któ­rych bra­ko­wa­ło stop­ni uka­zał się strych, ob­ro­śnię­ty ze­wsząd pa­ję­czy­na­mi a już z da­le­ka czuć było kosz­mar­ny swąd zgni­li­zny. Po wej­ściu na strych moim oczom uka­za­ło się wi­szą­ce bez­wład­nie ciało od­kro­jo­ne a ra­czej ro­ze­rwa­ne na pół, które z ape­ty­tem i pie­ty­zmem kon­su­mo­wa­ły stwo­rze­nia lu­bią­ce ten ro­dzaj dań. No cóż, wy­szu­ka­ne pod­nie­bie­nie. Lecz ten widok już na za­wsze zo­sta­nie w mej pa­mię­ci. Jak szu­ka­łam w po­śpie­chu po­szlak, Wendy po­sta­no­wi­ła zejść do piw­ni­cy, już wia­do­mo, że ten po­twor­ny prze­ni­ka­ją­cy chłód, nie był na­szym wy­my­słem. Lo­do­wa­te łap­ska opę­ta­ły już scho­dy do piw­ni­cy, które zresz­tą zro­bi­ły się bar­dzo śli­skie a teraz pięły się ku górze żeby do­stać i nas. W po­miesz­cze­niu piw­nicz­nym w ką­tach le­ża­ły kości, tra­wio­ne stop­nio­wo przez at­mos­fe­rę tam pa­nu­ją­cą. Coś ci­ska­ło w Wendy po­zo­sta­ło­ścia­mi po szkie­le­tach. Na szczę­ście ta w porę uni­ka­ła cio­sów. Gdy zmie­rza­ła do wyj­ścia jej oczom uka­zał się ghoul, który wy­glą­dem przy­po­mi­nał od­ra­ża­ją­ce­go szczu­ra, a w oczach miał rzą­dzę ze­msty.

Wendy po­sta­no­wi­ła użyć jed­nej z kości jako broni prze­ciw­ko gho­ulo­wi. Z całej swo­jej siły ude­rzy­ła po­two­ra w oko bo je­dy­nie tam miał swój czuły punkt. Ten padł tra­wio­ny przez wła­sną ozię­błość.

Wtedy zo­stał nam jesz­cze salon. Jed­nak­że wej­ście do niego opie­wa­ła nie­mal ta sama świetl­na za­sło­na jaką wi­dzia­ły­śmy w ga­bi­ne­cie. Po­zo­sta­ło tylko się przez nią prze­do­stać, tylko albo i aż. Roz­pę­dzo­ne ru­szy­ły­śmy ku bia­łej po­świa­cie a na­stęp­nie z hu­kiem wy­lą­do­wa­li­śmy na pod­ło­dze w sa­lo­nie. Z góry spo­glą­da­ła na nas bla­do­li­ca ko­bie­ta, minę miała nie­tę­gą. Lecz ja je­stem zwo­len­nicz­ką do­ga­dy­wa­nia się mimo wszyst­ko i tak też zro­bi­łam, po dłu­giej, tre­ści­wej roz­mo­wie udało się prze­ko­nać Litę do sie­bie. Le­piej mieć so­jusz­ni­ków ani­że­li wro­gów.

Nagle za ple­ca­mi usły­sza­ły­śmy prze­raź­li­wy ryk, i ta­jem­ni­cza po­stać ru­szy­ła z im­pe­tem na nas. To był Ka­płan Gho­uli, we dwie nie mia­ły­by­śmy żad­nych nawet naj­mniej­szych szans bo­wiem ta isto­ta ci­ska­ła w nas chło­dem i ogniem na prze­mian, stop­nio­wo tra­ci­ły­śmy siły, ale ostat­ni i fi­nal­ny cios za­da­ła Lita, wy­ko­rzy­sta­ła siłę po­two­ra prze­ciw­ko niemu.

To były kosz­mar­ne prze­ży­cia, żeby za­po­mnieć, spró­bo­wać żyć nor­mal­nie po tym wszyst­kim, po­sta­no­wi­ły­śmy jed­no­gło­śnie spa­lić dom wraz z tym złem wy­pły­wa­ją­cym z niego ni­czym lawa.

Już sama nie wiem, czy le­piej jest umrzeć, czy żyć dźwi­ga­jąc takie brze­mię i cią­żą­cy bagaż do­świad­czeń.

Koniec

Komentarze

Gdy teraz sobie o nich po­my­ślę, nadal me ciało opie­wa mro­żą­cy chłód.

Prze­stra­szo­ne ru­szy­ły­śmy przed sie­bie z na­dzie­ją, że uda się zna­leźć jakąś po­szla­kę, która przy­bli­ży­ła by nas do roz­wią­za­nia spra­wy.

… jest tego wię­cej. In­ter­punk­cja też do we­ry­fi­ka­cji.

 

Re­la­cje ge­ne­ral­nie wy­pa­da­ją słabo, a tu w do­dat­ku ewi­dent­nie za­bra­kło sił na finał… I naj­waż­niej­sze, dla mnie, bo dzię­ki temu prze­czy­ta­łem Twój tekst. Czy mo­żesz wska­zać mi, w któ­rych frag­men­tach mogę do­szu­kać się s-f? Jaką taką fic­tion zna­la­złem, ale umiesz­cze­nie w tek­ście tak pro­ste­go me­cha­ni­zmu jakim są drzwi to ździeb­ko za mało ;)

 

Po­zdra­wiam.

 

 

 

Opo­wia­da­nie jest na­pi­sa­ne na pod­sta­wie gry plan­szo­wej Po­sia­dłość Sza­leń­stwa. To ro­dzaj pa­mięt­ni­ka z prze­żyć bo­ha­te­rów, pod­czas ogry­wa­nia jed­ne­go ze sce­na­riu­sza. Zde­cy­do­wa­łam się wsta­wić, po­nie­waż byłam cie­ka­wa, czy komuś się to choć tro­chę spodo­ba, a, że są  błędy to zdaję sobie z tego spra­wę, cią­gle po­zna­ję coś no­we­go :) Scien­ce może fak­tycz­nie tu nie ma, ale już fan­ta­sty­ka i ow­szem :)

Alek­san­dro, tekst nie jest na­pi­sa­ny naj­le­piej. Dużo tutaj wy­da­rzeń, ale opi­sa­nych tak cha­otycz­nie, że trud­no się w tym wszyst­kim po­ła­pać. Nie udało mi się od­gad­nąć ani jak dziew­czy­ny tra­fi­ły do tego domu, ani kim jest Lita, ani skąd wie­dzia­ły­ście jak zabić gho­ula… Ogól­nie rzecz bio­rąc, mo­gło­by to nawet być fajne opo­wia­da­nie z ka­te­go­rii hor­ror fan­ta­sy, gdyby zor­ga­ni­zo­wać wy­da­rze­nia, może zre­zy­gno­wać z ja­kichś wąt­ków (to prze­cho­dze­nie z po­miesz­cze­nia w po­miesz­cze­nie, gdzie czai się prze­ciw­nik bar­dzo trąci grą, ale mało opo­wia­da­niem, bo za mało po­świę­casz czasu i opi­sów na każdą po­tycz­kę), dać czy­tel­ni­ko­wi tro­chę wię­cej in­for­ma­cji o po­sta­ciach i całym świe­cie, który je ota­cza. 

Swoją drogą, czy pi­sząc taki pa­mięt­nik, po­stać na­praw­dę opi­sy­wa­ła­by swój wy­gląd? Z uwzględ­nie­niem fi­glar­nych loków? No i mówi, że ma słabą psy­chi­kę, a wcze­śniej pi­sa­ła “. De­pre­sja i czar­ny na­strój do­pa­da nawet tych naj­wy­tr­wal­szych. Nawet i mnie.” co su­ge­ru­je, że ma silną psy­chi­kę więc jest też brak kon­se­kwen­cji. Ogól­nie, po­mysł cał­kiem fajny, ale wy­ma­ga sporo pracy. Kwe­stii tech­nicz­nych typu in­ter­punk­cja się nie cze­piam, bo to nie moja dział­ka i sama jesz­cze robię w tej ka­te­go­rii błędy… 

To­mor­row, and to­mor­row, and to­mor­row, Cre­eps in this petty pace from day to day, To the last syl­la­ble of re­cor­ded time; And all our yester­days have li­gh­ted fools The way to dusty death.

Je­stem Daisy Wal­ker, mam blond włosy, z fi­glar­ny­mi locz­ka­mi a twarz usia­ną mam pie­ga­mi, je­stem fi­li­gra­no­wą dziew­czy­ną, która całe życie spę­dzi­ła­by to­wa­rzy­sząc bo­ha­te­rom ksią­żek w ich nie­sa­mo­wi­tych przy­go­dach. Mam też dość słabą psy­chi­kę i nie są­dzi­łam wpraw­dzie, że im mnie bę­dzie dane prze­żyć coś czego nikt inny nie za­znał. – po­wtó­rze­nia, nie tylko tu – to tylko przy­kład, dalej w tek­ście też ich sporo; li­te­rów­ki – jak im; nie je­stem fanką opi­sy­wa­nia sie­bie sa­me­go przez nar­ra­to­ra w za­pre­zen­to­wa­ny spo­sób, za­miast wy­glą­du wo­la­ła­bym jakąś in­for­ma­cję kim z za­wo­du była Daisy, że zo­sta­ła wy­de­le­go­wa­na do roz­wią­za­nia za­gad­ki.

 

Gdy teraz sobie o nich po­my­ślę, nadal me ciało opie­wa mro­żą­cy chłód – chyba owie­wa (opie­wać http://sjp.pwn.pl/sjp/;2495583 )

 

Moją part­ner­ką była nie­ja­ka Wendy Adams, z wy­glą­du przy­po­mi­na­ła, zwy­kłą pro­stą dziew­czy­nę, była ścię­ta na pazia, a jej brą­zo­we ku­deł­ki opa­da­ły jej nie­zgrab­nie na twarz. – wiem, że cho­dzi o fry­zu­rę, wiem, że nar­ra­cja jest pierw­szo­oso­bo­wa, ale mimo wszyst­ko brzmi to fa­tal­nie… Do­dat­ko­wo wy­da­je mi się, że to zda­nie brzmia­ło­by le­piej po­dzie­lo­ne na dwa, albo po­łą­czo­ne w inny niż samym prze­cin­kiem spo­sób. 

 

Po chwi­li uda­ły­śmy się do domu. – czy­je­go domu? 

 

ga­bi­ne­tu, który to w sumie znaj­do­wał się naj­bli­żej wszyst­kich pokoi. – nie ro­zu­miem tego. Jaki był roz­kład po­miesz­czeń w tym domu, że ga­bi­net był naj­bli­żej wszyst­kich pokoi?

 

ku na­sze­mu zdzi­wie­niu drzwi opie­wa­ła jasna po­świa­ta, tak jasna, że suk­ce­syw­nie nas ośle­pia­ła – to już było wyżej; ja­ki­mi eta­pa­mi po­stę­po­wa­ło to ośle­pie­nie? 

 

Wga­pia­ła się bez celu w  kosz­mar­ną pod­ło­gę i li­czy­ła okrę­gi na dy­wa­nie. Nagle za­cze­pi­ła się o od­sta­ją­cą kra­wędź dy­wa­nu, która była nieco przy­bru­dzo­na chyba bło­tem. Wy­ko­rzy­stu­jąc swoją siłę, po­czę­ła prze­su­wać meble ob­ro­śnię­te ku­rzem tak by wy­su­nąć spod nich dywan. – tę pod­ło­gę; po­wtó­rze­nia dy­wa­nu – nigdy to nie wy­glą­da do­brze; się i swoją zbęd­ne; 

 

Idąc na górę chy­bo­cą­cy­mi się scho­da­mi,w któ­rych bra­ko­wa­ło stop­ni uka­zał się strych, ob­ro­śnię­ty ze­wsząd pa­ję­czy­na­mi a już z da­le­ka czuć było kosz­mar­ny swąd zgni­li­zny. – zwróć uwagę na pod­miot w tym zda­niu, teraz brzmi tak, że strych szedł na górę; 

 

Lo­do­wa­te łap­ska opę­ta­ły już scho­dy do piw­ni­cy – chyba znów nie o to słowo cho­dzi­ło… 

 

To po­wy­żej to tylko kilka przy­kła­dów uste­rek. Jak wspo­mniał Black­tom – in­ter­punk­cja leży i kwi­czy.

Tag SF za­mie­ni­ła­bym na “Inne”, a na upar­te­go “fan­ta­sy”, bo ze scien­ce-fic­tion tekst nie ma ab­so­lut­nie nic wspól­ne­go i mi­ło­śni­cy ga­tun­ku mogą być po lek­tu­rze bar­dzo roz­ża­le­ni. 

 

Teo­re­tycz­nie jakiś po­mysł w tym jest, ale sko­pa­ny nie tylko uster­ka­mi, ale i formą opo­wie­ści. Teraz brzmi to jak słaba opo­wiast­ka przy kawce, jak stresz­cze­nie, a nie po­ry­wa­ją­ca hi­sto­ria. Bra­ku­je tu akcji (za­miast opisu w kilku sło­wach, że Daisy do­ga­da­ła się z Litą, wo­la­ła­bym prze­czy­tać ten dia­log i po­znać bli­żej ko­bie­tę), kli­ma­tu. Same słowa bo­ha­ter­ki nie brzmią prze­ko­nu­ją­co, nie po­ka­zu­ją grozy, która aku­rat z Ar­kham po­win­na się ko­ja­rzyć przy takim kla­sycz­nym uję­ciu. 

Jeśli chcesz pisać co­kol­wiek (nie tylko opo­wia­da­nia, ale i re­cen­zję – acz­kol­wiek nie zdą­ży­łam jej prze­czy­tać), to mu­sisz się jesz­cze tro­chę na­uczyć. Ale ćwicz, ko­rzy­staj przy tym ze słow­ni­ków i zasad pi­sow­ni (za­glą­da­jąc tam sama bę­dziesz w sta­nie zli­kwi­do­wać sporą część pro­ble­mów z prze­cin­ka­mi).

 

 

 

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Ar­kham i cała resz­ta mocno su­ge­ru­je Lo­ve­cra­fta – ale ja tu nie znaj­du­ję nic poza re­la­cją z gra­nia w plan­szów­kę, o któ­rej wspo­mnia­łaś. To nie­ste­ty słabo, bo po prze­czy­ta­niu mo­głem wła­ści­wie tylko po­wie­dzieć “Meh”. Ot, taki tekst do prze­czy­ta­nia i za­po­mnie­nia. Nic, co by przy­ku­ło uwagę lub dało się za­pa­mię­tać na dłu­żej.

Tech­nicz­nie nie jest do­brze. Ale to już wspo­mnie­li po­przed­ni ko­men­ta­to­rzy.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Hmmm. Opo­wia­da­nie, cho­ciaż krót­kie, zdo­ła­ło mnie uśpić. Bar­dzo cha­otycz­nie na­pi­sa­ne. Dla­cze­go uwa­żasz, że to SF? Fan­ta­sy, hor­ror, ale ra­czej nie SF.

Z wy­ko­na­niem słabo; in­ter­punk­cja leży, słowa użyte nie­zgod­nie z prze­zna­cze­niem, szkol­ne błędy w kon­struk­cjach zdań.

nadal me ciało opie­wa mro­żą­cy chłód.

Na pewno opie­wa?

Otwo­rzyw­szy drzwi uka­za­ło się ku na­szej ra­do­ści wyj­ście z upior­ne­go ga­bi­ne­tu.

W zda­niach tego typu nie wolno zmie­niać pod­mio­tu, bo wy­cho­dzi, że to wyj­ście otwo­rzy­ło drzwi. Za to prze­ci­nek nie­zbęd­ny.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Muszę się zgo­dzić z opi­nia­mi wcze­śniej ko­men­tu­ją­cych.

Do­brze by­ło­by, abyś, nim po­dej­miesz ko­lej­ne próby twór­cze, za­war­ła bliż­szą zna­jo­mość z za­sa­da­mi rzą­dzą­cy­mi ję­zy­kiem pol­skim. I dużo, na­praw­dę dużo czy­taj.

 

Acz­kol­wiek to co mnie spo­tka­ło wy­ry­ło bli­znę w mojej duszy… –> Bli­zna to ślad po za­go­jo­nej ranie. Bli­zny nie można wyryć.

 

po­czę­ła prze­su­wać meble ob­ro­śnię­te ku­rzem tak by wy­su­nąć spod nich dywan. –> Nie brzmi to naj­le­piej.

 

za­świe­ci­ło się świa­teł­ko w tu­ne­lu. –> Jak wyżej.

 

a w oczach miał rzą­dzę ze­msty. –> …a w oczach miał żą­dzę ze­msty.

 

ale ostat­nifi­nal­ny cios za­da­ła Lita… –> Ostat­nifi­nal­ny to sy­no­ni­my, zna­czą to samo.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Prze­czy­ta­ne z umiar­ko­wa­nym za­in­te­re­so­wa­niem, ale bez przy­kro­ści. Liczy się twoja chęć do pi­sa­nia i mam na­dzie­ję, że po kry­ty­ce się nie znie­chę­cisz. Po­zdra­wiam życz­li­wie.

Hej! No Ste­phen King to nie jest, ale każdy… od cze­goś za­czy­na:)

 

Tekst mi się nie po­do­bał. Są błędy, które myślę, że i Tobie przy kil­ku­krot­nym prze­czy­ta­niu (co za­le­ca się każ­de­mu) rzu­ci­ły­by się w oczy. Fa­bu­ła? Nie­ste­ty po­my­słu ja­kie­goś po­ry­wa­ją­ce­go też nie widzę.  

Są na­to­miast frag­men­ty, które we­dług mnie dają na­dzie­ję na przy­szłość. Tak więc jak lu­bisz pisać – to z uśmie­chem i do przo­du!:) Z tek­stu na tekst po­win­no być le­piej.

 

Pzdr! 

,,Cza­sem Ty zja­dasz niedź­wie­dzia, a cza­sem... niedź­wiedź zjada Cie­bie"

Jest jakiś po­mysł, jest jakiś za­miar, ale to na razie wszyst­ko. Chaos, po­ja­wia­ją­ce się błędy lo­gicz­ne, po­wtó­rze­nia, które już wy­ła­pa­ła Śnią­ca, ale przede wszyst­kim sty­li­sty­ka, mocno prze­szka­dza­ły mi w czy­ta­niu. Przez sporą cześć opo­wia­da­nia za­sta­na­wia­łem się, czy to nie jest cza­sem gra­fo­ma­nia.

Kilka zdań, do któ­rych mam uwagi.

Mam też dość słabą psy­chi­kę i nie są­dzi­łam wpraw­dzie, że im mnie bę­dzie dane prze­żyć coś czego nikt inny nie za­znał.

Po­wie­dział­bym ra­czej słabą, a dość dobrą, a nie na od­wrót. Naj­pierw mówi, że i jej dane bę­dzie prze­żyć (czyli prze­żył to już ktoś wcze­śniej), a zaraz po tym do­da­je, czego nikt inny nie za­znał. Te stwier­dze­nia wy­klu­cza­ją się wza­jem­nie.

Acz­kol­wiek to co mnie spo­tka­ło wy­ry­ło bli­znę w mojej duszy na całe życie, i nie­ste­ty czas nie jest w sta­nie tego ule­czyć.

Dusza jest wiecz­na (za­kła­da­jąc) a życie prze­mi­ja, więc oczy­wi­stym jest, że bli­zna na duszy jest na całe życie. I ten czas, który nie jest w sta­nie ule­czyć. A skąd to wie? Z tek­stu wy­ni­ka, że to młoda osoba, z nie­wiel­kim do­świad­cze­niem ży­cio­wym. To tak, jakby czter­na­sto­lat­ka po­wie­dzia­ła, że już nigdy się nie za­ko­cha.

Po­mo­że je­dy­nie po­dzie­le­nie się z Wami tym zda­rze­niem, i tak też uczy­nię, a wszyst­kie mary, które Was na­wie­dzą będą cią­gle o tym przy­po­mi­nać.

Jeśli się po­dzie­li, to za chwi­lę nie musi po­wta­rzać, że to uczni i te wszyst­kie mary, które nas (czy­tel­ni­ków) będą na­wie­dzać. No, pro­szę cię.

Miesz­kam w Ar­kham, które sły­nie ze szpi­ta­la dla obłą­ka­nych. Ale mi tam się do­brze żyło, a przy­naj­mniej do pew­ne­go czasu.

Coż to są za zda­nia? Jak od­czy­tu­ję to tak: Miesz­kam w Ar­kham (ok), które sły­nie ze szpi­ta­la dla obłą­ka­nych (oj jak sły­nie, to nie za do­brze). Ale mi tam się do­brze żyło (aha, czyli jed­nak do­brze), a przy­naj­mniej do pew­ne­go czasu (nie, jed­nak nie do­brze). Warto by­ło­by się na coś zde­cy­do­wać.

Ostat­nio za­czę­ły dziać się dziw­ne rze­czy, nawet bar­dzo dziw­ne.

Dziw­ne to za mało, le­piej pod­kreśl­my, że bar­dzo dziw­ne. Brzmi to tro­chę za­baw­nie.

Gdy teraz sobie o nich po­my­ślę, nadal me ciało opie­wa mro­żą­cy chłód.

Opie­wać zna­czy roz­sła­wiać, mia­łaś pew­nie na myśli opi­nać i prze­ni­kli­wy chłód, za coś mro­żą­ce­go uzna­je­my (w prze­no­śni), gdy coś nas za­trzy­ma, np. zmro­zi­ło mi krew w ży­łach (sta­ną­łem w miej­scu, sta­ną­łem jak wryty).

 

Przy­ta­czam do­słow­nie zda­nie po zda­niu i tak można do sa­me­go końca. Na­praw­dę nie­licz­ne są zda­nia, do któ­rych nie miał­bym uwag, ale wtedy do two­ich sze­ściu ty­się­cy zna­ków sam mu­siał­bym na­pi­sać dwa­dzie­ścia ty­się­cy ko­men­ta­rza.

Czy­taj, dużo czy­taj, także tutaj na por­ta­lu, na przy­kład ko­men­ta­rze pod opo­wia­da­nia­mi, które ci się spodo­ba­ją. Co do pi­sa­nia, wszyst­ko za­le­ży, jak szyb­ko się uczysz :)

Prze­czy­ta­łem tylko ze wzglę­du na s-f, które jed­nak się tutaj nie do­szu­ka­łem :( Mimo wszyst­ko – widać, że będą jesz­cze z Cie­bie pi­sa­rze, tylko czy­taj dużo i szli­fuj swój styl :) Ewi­dent­nie za­koń­cze­nie na­pi­sa­ne na od­czep­kę – nie mu­sisz wszyst­kie­go pisać na raz, odłóż tekst na jakiś czas i do­pisz coś, gdy już bę­dziesz mieć wię­cej sił. Jeśli zaś cho­dzi o fa­bu­łę, to nie przy­pa­dła mi ona do gustu. Po­zdra­wiam :)

Ver­man

Bra­ku­je mi tu SciFi

Lęk przed prze­gra­ną gwa­ran­tu­je po­raż­kę.

Nie po­rwa­ło mnie :(

Przy­no­szę ra­dość :)

Nowa Fantastyka