- Opowiadanie: Annn - A kysz!

A kysz!

Wiem, sam tytuł aż za­pra­sza :) Tym razem mam dla Was coś z Pod­la­sia. Tro­chę hi­sto­rii, tro­chę le­gend i prze­są­dów z miej­sco­wo­ści Le­wic­kie, która znaj­du­je się nie­da­le­ko Bia­łe­go­sto­ku. Za wszel­kie bzdu­ry, błędy i nie­spój­no­ści – prze­pra­szam.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

A kysz!

– A kysz! A kysz! – krzy­cza­ła wy­raź­nie po­ru­szo­na ba­bu­leń­ka. Mimo sę­dzi­we­go wieku, bo aż dzie­więć­dzie­się­ciu lat, truch­ta­ła żwawo, pró­bu­jąc za wszel­ką cenę po­wstrzy­mać nad­cią­ga­ją­ce­go czar­ne­go kota. Czort miał za­miar prze­biec jej drogę, ale w końcu zre­zy­gno­wał i za­wró­cił. Po­sta­no­wił prze­cze­kać, aż stara baba odej­dzie, by póź­niej w spo­ko­ju wró­cić do swo­je­go spon­so­ra (bo wła­ści­cie­lem, to on był sobie sam), a może ra­czej do tego, co mu przy­go­to­wał na ko­la­cję. Ze­no­bia ode­tchnę­ła z ulgą, po­pra­wia­jąc na gło­wie kwie­ci­stą chu­s­tę. Wo­la­ła dmu­chać na zimne i nie kusić losu.

Owej sce­nie przy­glą­da­li się roz­ba­wie­ni tu­ry­ści. Nie na­le­że­li do grona prze­sąd­nych osób. Wy­cho­dzi­li z domu w pią­tek trzy­na­ste­go, roz­sy­pa­na sól nie była po­wo­dem ich kłót­ni, a roz­bi­te lu­stra… Cóż, jesz­cze żad­ne­go nie stłu­kli. Ich życie nie za­le­ża­ło od non­sen­sow­nych za­bo­bo­nów, a od nich sa­mych. Tak przy­naj­mniej my­śle­li.

– Prze­pra­szam… – za­cze­pił sta­rusz­kę młody męż­czy­zna. – Może wie pani, gdzie znaj­du­je się ze­spół dwor­ski Le­wic­kie? – Spoj­rza­ła na niego ba­daw­czo.

– Pa­ła­cyk No­wic­kich? A tu nie­da­le­ko, za tymi chasz­cza­mi, w prawo. Wi­dzisz pan mię­dzy drze­wa­mi czer­wo­ną cegłę? – Wska­za­ła kie­ru­nek przy­gię­tym w sta­wach, pal­cem.

– Fak­tycz­nie, coś widać. Dzię­ku­je­my. – Ukło­nił się jej z wdzięcz­no­ścią. Go­to­wy na wy­pra­wę, chwy­cił dłoń żony i zde­cy­do­wa­nym kro­kiem ru­szył w stro­nę ko­lej­nej ru­de­ry, którą ta chcia­ła ko­niecz­nie zo­ba­czyć.

– Ale nie wchodź­ta tam. – Za­trzy­ma­ła ich sta­rusz­ka.

– Dla­cze­go? Ktoś pil­nu­je obiek­tu? – spy­ta­ła zdzi­wio­na tu­ryst­ka.

– To prze­klę­te miej­sce. Już dawno ni­ko­go tam nie ma. Każdy nowy wła­ści­ciel po kup­nie tego dworu ry­chło tra­cił swój ma­ją­tek.

– Spo­koj­nie – ro­ze­śmiał się męż­czy­zna. – Za­mie­rza­my go tylko obej­rzeć – wy­ja­śnił.

– Wielu tak mó­wi­ło, a póź­niej dzia­ły się różne nie­szczę­ścia. Też tam kie­dyś cha­dza­łam. Po woj­nie urzą­dza­li­śmy w dwor­ku po­tań­ców­ki.

– No to chyba nic strasz­ne­go…

– Na któ­rych ode­bra­ło sobie życie osiem osób! – Męż­czy­zna przez chwi­lę za­nie­mó­wił, a żona moc­niej za­ci­snę­ła palce na jego dłoni. Coraz mniej po­do­bał się jej po­mysł zwie­dza­nia ruin. Choć z dru­giej stro­ny… Lu­bi­ła miej­sca z hi­sto­rią, którą jej ar­ty­stycz­na dusza, przyj­mo­wa­ła prze­waż­nie na­zbyt emo­cjo­nal­nie.

– Tylko rzu­ci­my okiem. Nie zo­sta­nie­my tam długo – za­pew­ni­ła ko­bie­ta. Sta­rusz­ka ze zre­zy­gno­wa­niem po­krę­ci­ła głową.

– A róbta, co chce­ta. Ostrze­ga­łam. – Mach­nę­ła ręką i ru­szy­ła przed sie­bie, bacz­nie ob­ser­wu­jąc drogę. Licho w końcu nie spało.

Za­my­ślo­ne mał­żeń­stwo od­pro­wa­dzi­ło ją wzro­kiem.

– Zuza, chyba się nie prze­stra­szy­łaś? – spy­tał Łu­kasz.

– Nie. Nawet jeśli, to praw­da, to za­mierz­chłe czasy. Poza tym wszę­dzie, ktoś może umrzeć. Na ilu sta­rów­kach urzą­dza­no cho­ciaż­by eg­ze­ku­cje? Czy to powód, by omi­jać je sze­ro­kim łu­kiem?

– Fak­tycz­nie ist­nie­ją lep­sze po­wo­dy, aby je omi­jać. Może pójdę przo­dem, bo wszyst­ko za­ro­sło po pas – za­pro­po­no­wał i nie łu­dząc się, że żona bę­dzie chcia­ła pierw­sza uto­ro­wać drogę, ze skrzy­wio­ną miną wkro­czył na łąkę.

– Szko­da, że takie obiek­ty nisz­cze­ją – wes­tchnę­ła, od­gar­nia­jąc z oczu przy­dłu­gą grzyw­kę, która aż wo­ła­ła o pod­cię­cie. Miała ją od za­wsze. Wła­ści­wie to się z nią uro­dzi­ła, jakby już w brzu­chu matki wie­dzia­ła, że bę­dzie mu­sia­ła czymś za­kryć zbyt wy­so­kie czoło. Nie zno­si­ła go. Może gdyby wy­je­cha­ła do Korei… Tam by­ło­by jej atu­tem.

– W końcu żaden in­we­stor nie chce zban­kru­to­wać – ro­ze­śmiał się męż­czy­zna. – To tylko ster­ta ce­gieł. Wszyst­ko ma swój czas i kie­dyś musi prze­mi­nąć.

– Ty to je­steś… W Gre­cji było to samo.

– No wy­bacz ko­cha­nie, ale to obłęd…

– Cza­sem wo­la­ła­bym żebyś był taki jak kie­dyś – prze­rwa­ła mu. Męż­czy­zna ob­ró­cił się i spoj­rzał na nią marsz­cząc brwi. – Tak nie­śmia­ły, że aż od­bie­ra­ło ci mowę. – Prze­wró­cił ocza­mi, na co ta go wy­prze­dzi­ła.

***

Kiedy do­tar­li na miej­sce, przy­sta­nę­li na chwi­lę, by przyj­rzeć się fa­sa­dzie kla­sy­cy­stycz­ne­go dworu z po­ło­wy dzie­więt­na­ste­go wieku. Kor­pus bu­dow­li zdo­bił ko­lum­no­wy por­tyk zwień­czo­ny trój­kąt­nym na­czół­kiem. Ca­łość była po­zba­wio­na dachu. Na dole zaś, znaj­do­wa­ły się za­mknię­te na kłód­kę, nie­mal­że trzy­me­tro­we drzwi. Sam bu­dy­nek mógł mie­rzyć na wy­so­kość nawet osiem me­trów. Na ele­wa­cjach dwóch bocz­nych skrzy­deł wid­nia­ły ry­za­li­ty. Ty­po­we dla stylu, w któ­rym zo­stał wy­ko­na­ny pa­ła­cyk. Nie mogło także za­brak­nąć opa­sek okien­nych czy gzym­su z uko­śnie uło­żo­nej cegły.

„Nic spe­cjal­ne­go” – po­my­ślał męż­czy­zna.

„Pięk­ny” – kon­tem­plo­wa­ła ko­bie­ta.

– Wejdź­my do środ­ka – za­pro­po­no­wa­ła, wi­dząc, że bocz­ne drzwi są otwar­te. Nie­za­do­wo­lo­na zmarsz­czy­ła brwi. Cze­ka­ła ich ko­lej­na por­cja za­ro­śli. A kto wie, co mogły skry­wać? Pa­nicz­nie bała się owa­dów, na któ­rych temat, wie­dzia­ła nie mniej niż nie­je­den en­to­mo­log. Wo­la­ła do­brze po­znać swo­ich wro­gów. Gdyby tylko mogła roz­py­li­ła­by mu­cho­zol na cały świat. Idąc, usi­ło­wa­ła nie zwra­cać na nie uwagi, by jak naj­szyb­ciej prze­drzeć się do środ­ka, a tam od­tań­czyć swój ta­niec zrzu­ca­niec.

Nie­wzru­szo­ne­mu męż­czyź­nie było wszyst­ko jedno. Chciał tylko jak naj­szyb­ciej wró­cić już do domu, po­ło­żyć się na wy­god­nej ka­na­pie i za­snąć. Nie wi­dział sensu w takim ła­że­niu. Dla niego to tylko zwy­kłe ruiny. Ster­ta gruzu, reszt­ki kon­struk­cji, które w każ­dej chwi­li mogły im za­wa­lić się na głowy. Cho­dził do ta­kich miejsc tylko ze wzglę­du na nią. Wie­dział, że mu­siał pil­no­wać jej jak dziec­ka, by nie zro­bi­ła sobie krzyw­dy. Nie da­ro­wał­by sobie, gdyby na Zuzę spa­dła jakaś belka, a jego nie by­ło­by w po­bli­żu, by jej pomóc. Czuł się za nią od­po­wie­dzial­ny.

Z kolei dla Zuzy te ruiny były czymś wię­cej, hi­sto­rią, którą skry­wa­ły mury. Ocza­mi wy­obraź­ni wi­dzia­ła daw­nych miesz­kań­ców i ich życie. Za­wsze pró­bo­wa­ła do­wie­dzieć się o nich jak naj­wię­cej, a czego nie mogła zna­leźć, sama sobie do­po­wia­da­ła. Nada­wa­ła im imio­na, cechy cha­rak­te­ru, two­rzy­ła ich od nowa. Bo prze­cież ktoś tu wcze­śniej miesz­kał. Taki sam czło­wiek jak oni. A z każ­dym wią­za­ła się jakaś opo­wieść. Chcia­ła je od­kryć i wspo­mnieć tych, któ­rzy już dawno za­mie­ni­li się w proch. Znik­nę­li, po­zo­sta­wia­jąc po sobie cho­ciaż­by i ruiny, a w nich część sie­bie. To były jej pry­wat­ne po­dró­że w cza­sie.

Gdy oboje zna­leź­li się w środ­ku, owiał ich dziw­ny chłód, jed­nak nie zwró­ci­li na to zbyt­niej uwagi. Sku­pi­li wzrok na drze­wach, wy­ra­sta­ją­cych z pod­ło­gi, która dawno za­mie­ni­ła się w ściół­kę leśną. Po pię­trze i dachu nie było już śladu. Zo­sta­ły je­dy­nie wyżej umiesz­czo­ne drzwi. W ciszy roz­glą­da­li się dalej. Drew­nia­ne scho­dy, reszt­ki pieca, frag­men­ty zdo­bień…

Zu­zan­na ze łzami w oczach gła­dzi­ła dło­nią po­ła­ma­ne drzwi, cegły wy­sta­ją­ce spod tynku, jakby chcia­ła się z tym wszyst­kim zjed­no­czyć. Żal jej było pa­trzeć, jak to miej­sce po­wo­li za­ni­ka­ło.

– Już dawno roz­kra­dli, co się dało – rzu­cił Łu­kasz. Ob­ró­cił się wokół wła­snej osi i mógł już wra­cać. W prze­ci­wień­stwie do niej. Ko­bie­ta zmarsz­czy­ła brwi i po­cią­gnę­ła nosem.

– Siar­ka? Nie… Na pewno mi się wy­da­je – wy­mam­ro­ta­ła pod nosem.

Po chwi­li zo­ba­czy­ła, jak po pię­trze prze­cha­dza się odzia­na w biel nie­zna­jo­ma. To­wa­rzy­szy­ły jej trzy, czar­ne jak smoła, psi­ska. Kiedy ją zwę­szy­ły, na­tych­miast od­sło­ni­ły białe kły.

– Dzień dobry! – za­wo­ła­ła Zuza. Do­pie­ro po chwi­li zo­rien­to­wa­ła się, że coś jest nie tak. Tu już nie było pię­tra, tak samo jak i dachu. Po­stać za­trzy­ma­ła się i ob­da­rzy­ła ją wro­gim spoj­rze­niem.

– Kim je­steś?

– Na­zy­wam się Zu­zan­na Kos. Chcie­li­śmy tylko zo­ba­czyć dwo­rek. A pani?

– Zofia No­wic­ka. Nie jest na sprze­daż. Ma wła­ści­cie­la. Wy­no­ście się stąd! – krzyk­nę­ła prze­raź­li­wie pi­skli­wym gło­sem, od któ­re­go po­pę­ka­ło szkło okien.

Prze­stra­szo­na Zuza ner­wo­wo za­czę­ła roz­glą­dać się za mężem, któ­re­go ni­g­dzie nie wi­dzia­ła. Uzna­ła, że mu­siał ru­szyć dalej bez niej.

– Prze­pra­szam! – za­wo­ła­ła i czym prę­dzej wy­bie­gła z po­miesz­cze­nia, z na­dzie­ją, że go do­go­ni. Kiedy tylko prze­kro­czy­ła próg ko­lej­ne­go po­ko­ju, za­trzy­ma­ła się w osłu­pie­niu. Jej noz­drza draż­nił za­pach to­pią­ce­go się wosku. Świa­tło świec roz­ja­śnia­ło spo­wi­ty mro­kiem pokój, na środ­ku któ­re­go stał okrą­gły, przy­kry­ty bia­łym ob­ru­sem stół. Ota­cza­ło go sześć krze­seł. Na pię­ciu za­ję­tych sie­dzia­ły dwie ko­bie­ty i trzech męż­czyzn. Jedno po­zo­sta­ło wolne.

– Panie No­wic­ki, niech pan za­czy­na.

– A gdzie jest krew ko­gu­ta?

– Tutaj. – Blon­dyn pod­su­nął mu złoty pu­char. – Po­kro­pi­łem nią już ka­mie­nie i za­ko­pa­łem za oborą Ta­de­uszów.

– Do­brze. Kiedy pomrą im by­dlę­ta, na­stęp­nym razem za­sta­no­wią się, zanim za­czną nas oczer­niać. A teraz niech każdy z nas upije łyk. – Po­słusz­nie wy­ko­na­li jego po­le­ce­nie. Na ko­niec od­sta­wi­li pu­char na wolne krze­sło, które za­skrzy­pia­ło, jakby ktoś wła­śnie na nim usiadł. Po chwi­li za­śmia­li się gło­śno, uka­zu­jąc ob­la­ne czer­wie­nią zęby. Nagle No­wic­ki prze­mó­wił cał­kiem innym gło­sem, od któ­re­go Zuzę prze­szły ciar­ki.

– Da­nu­to, je­steś go­to­wa?

– Zro­bię co ze­chcesz.

– Kiedy na­ro­dzi się nasze dziec­ko, za­nieś je na cmen­tarz. Wykop grób, zroś dół jego krwią i po­wiedz, że na­le­ży do mnie. Ty zaś zy­skasz for­tu­nę i urodę nie­spo­ty­ka­ną na tym świe­cie.

Zu­zan­na do­pie­ro teraz do­strze­gła iż owa ko­bie­ta była w za­awan­so­wa­nej ciąży. Z nie­do­wie­rza­niem prze­cie­ra­ła oczy, ale obraz nie zni­kał. Cała trzę­sła się ze stra­chu. Na szczę­ście tym razem nikt jej nie wi­dział.

– Al­ber­cie… – za­czął ner­wo­wo No­wic­ki. – Gdzie jest twoja żona?

– Jak ka­za­łeś, za­pro­wa­dzi­łem ją do piw­ni­cy i po­le­ci­łem cze­kać.

– Nadal masz jej dość? Iry­tu­je cię? Chciał­byś dać jej na­ucz­kę?

– Tak.

– Więc prze­klnij ją, a już wię­cej nie bę­dzie za­wra­ca­ła ci głowy. Bę­dziesz mógł robić, co tylko ze­chcesz i z kim ze­chcesz. – Męż­czy­zna za­wa­hał się. – Prze­klnij ją! – po­na­glał go. – Prze­klnij!

– Prze­kli­nam! – krzyk­nął prze­stra­szo­ny. – No­wic­ki ro­ze­śmiał się nie­na­tu­ral­nie, po czym roz­legł się strasz­li­wy krzyk. Al­bert ze­rwał się z krze­sła i wy­biegł z po­ko­ju. Zuza ru­szy­ła za nim. Po chwi­li zna­leź­li się w ciem­nej piw­ni­cy, którą roz­ja­śnia­ło je­dy­nie blade świa­tło księ­ży­ca, wpa­da­ją­ce przez otwar­te drzwi. Do­sko­na­le roz­wid­nia­ło mu­ro­wa­ną ścia­nę, po któ­rej ście­ka­ła krew.

– Mał­go­rza­to! Mał­go­rza­to! – wołał za­wzię­cie Al­bert. Za­trwo­żo­na Zuza zro­bi­ła kilka kro­ków w tył, aż nagle po­tknę­ła się i prze­wró­ci­ła. Kiedy otwo­rzy­ła oczy, spo­strze­gła le­żą­cą przed jej twa­rzą czasz­kę, która miała za­ple­cio­ne w długi war­kocz, blond włosy. Zu­zan­na za­czę­ła krzy­czeć, ale nikt jej nie sły­szał. Kiedy Al­bert rów­nież na­tra­fił na ko­bie­ce szcząt­ki, drżą­cy­mi dłoń­mi chwy­cił war­kocz żony i po­de­tknął go sobie pod nos. Był to ostat­ni frag­ment, który jesz­cze nosił jej słod­ki za­pach.

– Co ja uczy­ni­łem… Wy­bacz mi… – wy­du­sił z sie­bie, po czym wy­padł na ze­wnątrz i za­czął gło­śno krzy­czeć. Po kilku mi­nu­tach do­łą­czy­ła do niego resz­ta zgro­ma­dze­nia.

– Nie drzyj się. Nie chce­my tu wścib­skich są­sia­dów – rzu­ci­ła jedna z ko­biet.

– To miała być tylko za­ba­wa! Ona nie żyje! Moja Mał­go­rza­ta nie żyje… – od­parł za­la­ny łzami Al­bert. Jego roz­mów­czy­ni na­tych­miast zbie­gła do pod­zie­mi.

– Wszyst­ko ma swoją cenę. – Wła­ści­ciel dworu wzru­szył ra­mio­na­mi.

– Odejdź precz sza­ta­nie! – za­wo­łał Al­bert i uciekł w po­pło­chu. No­wic­ki tylko za­śmiał się i kazał ko­bie­tom zmyć ze ścia­ny krew, a że ta nie chcia­ła scho­dzić, po­sta­no­wi­li za­mu­ro­wać część pod­zie­mi. 

Zdru­zgo­ta­na Zuza roz­pacz­li­wie szu­ka­ła męża, ale ni­g­dzie nie mogła go zna­leźć. Mo­dli­ła się, by tylko nic mu się nie stało. Nagle zro­bi­ło się jasno, a z drzew, w za­wrot­nym tem­pie, za­czę­ły spa­dać li­ście. Zmru­ży­ła oczy. Okrą­gła­we po­dwó­rze znaj­du­ją­ce się przed dwor­kiem, to same, które jesz­cze tak nie­daw­no po­ra­sta­ły chasz­cze, było po­rząd­nie wy­ko­szo­ne. Miej­sca­mi po­ra­sta­ły je je­dy­nie ró­ża­ne krze­wy i bzy. Jed­nak jej uwagę przy­ku­ło coś in­ne­go, a mia­no­wi­cie lu­dzie. Mnó­stwo mil­czą­cych ludzi. Męż­czyź­ni po obu stro­nach wej­ścia za­czy­na­li usta­wiać wy­peł­nio­ne smołą becz­ki. Dwa, rów­no­le­głe rzędy mo­men­tal­nie roz­ro­sły się i wy­ty­czy­ły ścież­kę, wio­dą­cą do ko­ścio­ła. Ogrom­ne drzwi otwar­ły się, a niebo po­kry­ły ciem­ne, bu­rzo­we chmu­ry. Za­grzmia­ło. Na ra­mio­nach czte­rech męż­czyzn spo­czy­wa­ła ciem­na trum­na. Kiedy ru­szy­li, ktoś pod­pa­lił smołę.

– Na przy­po­mnie­nie, że całą wiecz­ność bę­dzie sma­żył się w pie­kle – rzu­cił ksiądz. Z tru­dem ła­piąc po­wie­trze przy­glą­da­ła się ta­blicz­ce umiesz­czo­nej na fron­cie trum­ny. Nie­śli No­wic­kie­go. Nie dożył pięć­dzie­się­ciu lat.

Za­ci­snę­ła mocno po­wie­ki.

– Pro­szę… Pro­szę, chcę wró­cić… – Kiedy je otwo­rzy­ła, ota­cza­ją­cy ją kra­jo­braz zmie­nił się. Po­łu­dnio­we skrzy­dło i środ­ko­wa część były po­waż­nie uszko­dzo­ne ar­ty­le­ryj­ski­mi po­ci­ska­mi. We­szła do środ­ka. Wnę­trze było zde­wa­sto­wa­ne. Wy­da­wa­ło się, że nie znaj­dzie tu już żywej duszy, ale do jej uszu do­cho­dzi­ły ra­do­sne dźwię­ki mu­zy­ki. Po­dą­ży­ła ich tro­pem, aż zna­la­zła się w sali wy­peł­nio­nej po brze­gi, roz­tań­czo­ną mło­dzie­żą.

– Zenka! Gdzie jest Ja­siek?

– Chyba po­szli z Bron­kiem na górę.

– Chodź, zo­ba­czy­my co robią! – Jakaś dziew­czy­na po­cią­gnę­ła Zenkę za ramię, ale ta nawet nie drgnę­ła. Zuza w kon­ster­na­cji przy­glą­da­ła się jej twa­rzy. Kogoś jej przy­po­mi­na­ła. Może tro­chę tę ko­bie­tę z drogi?

– Nie chcę.

– Boisz się?

– Niby czego?

– Daw­ne­go wła­ści­cie­la po­są­dza się o kon­szach­ty z dia­błem i czar­ną magię. Po­dob­no na górze od­pra­wia­li ry­tu­ały.

– Daj spo­kój… Co oni robią? – spy­ta­ła, zwra­ca­jąc wzrok na grup­kę ko­le­gów, któ­rzy wcho­dzi­li na drew­nia­ne ba­lu­stra­dy pię­tra.

– Nie wy­głu­piaj­cie się! Schodź­cie stam­tąd! – krzyk­nął ktoś.

– Chce­cie się zwa­lić?! Prze­stań­cie! – wrzesz­cze­li inni. Ci jed­nak jak za­hip­no­ty­zo­wa­ni za­ło­ży­li pętle na szyje i razem rzu­ci­li się w dół. Zuza mocno za­ci­snę­ła pię­ści i od­wró­ci­ła się tak, by nie mogła ich wi­dzieć. Wie­dzia­ła, że nic nie może zro­bić. Była tylko bier­nym ob­ser­wa­to­rem. Nagle przed jej oczy­ma prze­mknę­ła jasna po­stać. Po­bie­gła za nią.

– Za­cze­kaj! – za­wo­ła­ła. Nie­zna­jo­ma od­wró­ci­ła się i unio­sła brwi.

– Jesz­cze tu je­steś?

– Zofio, pomóż mi się stąd wy­do­stać… – po­pro­si­ła, ocie­ra­jąc spły­wa­ją­ce po po­licz­kach łzy. Biała dama prze­krzy­wi­ła głowę, po czym wes­tchnę­ła.

– Do­brze, ale nigdy wię­cej tu nie wra­caj. A teraz za­mknij oczy – po­le­ci­ła, kła­dąc jej lo­do­wa­te dło­nie na ra­mio­nach. Nagle chłód za­stą­pi­ło przy­jem­ne cie­pło. Nie­pew­nie unio­sła po­wie­ki.

– Chodź­my stąd. Strasz­nie zmar­z­łaś – po­wie­dział Łu­kasz, po­cie­ra­jąc jej ręce. – Chyba zaraz kich­nę od tych pył­ków.

– Tylko nie w progu…

Koniec

Komentarze

Po­mysł nie po­ra­ża ory­gi­nal­no­ścią, ale jakiś jest. Zdję­cie i kon­kret­ne umiej­sco­wie­nie do­da­je kli­ma­tu.

In­ter­punk­cja ku­le­je.

Za­trwo­żo­na Zuza za­czę­ła cofać się do tyłu,

A mogła cofać się do przo­du?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dzię­ki za prze­czy­ta­nie :) Wiem, że nie po­ra­ża, ale już dawno chcia­łam coś zro­bić z tym dwor­kiem. Hi­sto­ria tego miej­sca jest cał­kiem in­te­re­su­ją­ca, w do­dat­ku sięga znacz­nie dalej, bo do 1540 r. A co do póź­niej­szych cza­sów, to np. wzmian­ka o becz­kach ze smołą, jest fak­tycz­nie za­pi­sa­na w ko­ściel­nych kro­ni­kach.

Ku­le­niu in­ter­punk­cji po­sta­ra­łam się za­ra­dzić, choć pew­nie nie wszyst­ko wy­ła­pa­łam.

Co do co­fa­nia się… Jakby się upar­ła, to by się cof­nę­ła i do przo­du ;) Po­pra­wi­łam.

Sym­pa­tycz­na hi­sto­ria. Fakt, że nic ory­gi­nal­ne­go, ale czy­ta­ło się do­brze. Brak prze­cin­ków przy wo­ła­czach (Da­nu­to je­steś go­to­wa?). Nie wiem, czy opo­wia­da­nie miało stra­szyć, mnie nie stra­szy­ło. Wy­da­je mi się, że tytuł mógł­by być traf­niej­szy – w końcu ty­tu­ło­we a kysz po­ja­wia się tylko w pierw­szej li­nij­ce. Wstęp mógł­by być chyba tro­chę krót­szy, dość długo cze­ka­my, aż coś się za­cznie dziać.

 

pró­bu­jąc za wszel­ką cenę, po­wstrzy­mać nad­cią­ga­ją­ce­go czar­ne­go kota – nie­po­trzeb­ny prze­ci­nek

 

– Ty to je­steś… W Gre­cji było to samo.

:D

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

Po­do­ba­ło mi się. Naj­bar­dziej przy­pa­dła mi do gustu scena, w któ­rej Zuza myśli o hi­sto­rii dwor­ku i ubo­le­wa nad jego nisz­cze­niem.  Tekst ma swój kli­mat, a motyw za­bo­bo­nów tro­chę bawi, a tro­chę uczy o oby­cza­jach. 

Poza tym, pi­szesz lekko i na tyle zgrab­nie, że chyba żadne zda­nie nie wy­bi­ło mnie z rytmu. Jest do­brze. :) 

„‬Czło­wiek, który po­tra­fi dru­zgo­tać ilu­zje jest za­ra­zem be­stią i po­wo­dzią. Ilu­zje są tym dla duszy, czym at­mos­fe­ra dla pla­ne­ty." - V. Woolf

kam_mod – Dzię­ki :) Prze­cin­ki po­pra­wio­ne. Chcia­łam żeby tro­chę stra­szy­ło, ale chyba nie po­tra­fię pisać hor­ro­rów :) Mam pro­blem z bu­do­wa­niem emo­cji. Tytuł miał na­wią­zy­wać nie tylko do po­cząt­ku, a do ca­łe­go tek­stu, do du­chów, do prze­szło­ści. Wstęp może i fak­tycz­nie wy­szedł tro­chę za długi.

A to z Gre­cją… Łu­kasz był tro­chę wzo­ro­wa­ny na moim ojcu :D Po po­wro­cie z Gre­cji po­wie­dział: “Same gruzy” :D

Jeśli jest to na pod­sta­wie hi­sto­rii, w którą wie­rzą oko­licz­ni miesz­kań­cy, to ro­zu­miem, ale temat już mocno prze­wał­ko­wa­ny. Opo­wieść za­pew­ne miała wzbu­dzić lęk, nie­ste­ty wszyst­ko zbyt szyb­ko się dzie­je i zo­sta­ło po­trak­to­wa­ne po ma­co­sze­mu. Myślę, że gdy­byś wy­dłu­ży­ła tekst, do­da­ła opisy i po­pra­co­wa­ła nad wia­ry­god­no­ścią dia­lo­gów, wy­szło­by dużo le­piej. Mnie np. nie prze­ko­nu­je przy­pad­ko­we spo­tka­nie ze sta­rusz­ką na dro­dze.

"Myślę, że jak czło­wiek ma w sobie tyle nie­sa­mo­wi­tych po­my­słów, to musi zo­stać pi­sa­rzem, nie ma rady. Albo do czub­ków." - Jo­na­than Car­roll

Rossa – Dzię­ku­ję :) Cie­szę się, że Ci się spodo­ba­ło :)

Mor­gia­na­89 – Hi­sto­rię miej­sca­mi pod­ko­lo­ry­zo­wa­łam, cho­ciaż sta­ra­łam się nie prze­sa­dzić. Tak, to nic no­we­go, acz­kol­wiek sądzę, że dwo­rek jest na tyle mało znany, że można się nad nim po­chy­lić. Wiem, że nie po­tra­fię wzbu­dzać lęku, ale może kie­dyś się na­uczę ;) Tro­chę bałam się wy­dłu­żać tekst, żeby nie wy­szło takie lanie wody. Mnie wy­da­je się, że aku­rat spo­tka­nie sta­rusz­ki jest w tym wszyst­kim naj­bar­dziej wia­ry­god­ne :) Dzię­ki za prze­czy­ta­nie :)

Po­dob­no do­brze jest spra­wić, żeby czy­tel­nik po­lu­bił ofia­ry hor­ro­ru.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Fin­kla – To praw­da :) Ale chyba ła­twiej spra­wić, by czy­tel­nik je po­lu­bił, niż żeby się prze­stra­szył :)

Ale przy­naj­mniej bę­dzie się bał, że ulu­bień­com sta­nie się krzyw­da. Albo że nie zdążą ura­to­wać świa­ta. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

:) Sym­pa­tycz­ne opo­wia­dan­ko. Przy­jem­nie mi się czy­ta­ło. Też się nie bałam, ale chyba nie o to tu cho­dzi­ło. Jak dla mnie po­rząd­nie na­pi­sa­ne. A in­ter­punk­cja – ​sama mam z nią duży pro­blem :) Może trosz­kę po­win­naś po­pra­co­wać nad dia­lo­ga­mi…

Ogól­nie je­stem za­do­wo­lo­na z lek­tu­ry. I na za­chę­tę idę no­mi­no­wać do bi­blio­te­ki :)

 

A i kli­ma­tycz­ne zdję­cie :)

A mi się cał­kiem po­do­ba­ło. Lekko się czy­ta­ło, był fajny, nie­wy­mu­szo­ny, in­te­li­gent­ny ko­mizm nie­któ­rych zdań, co jest smacz­kiem, który sobie bar­dzo cenię. Morg wspo­mi­na­ła, żeby roz­bu­do­wać tekst, ale uwa­żam, że pa­ra­dok­sal­nie skró­ce­nie go może też wy­wo­łać dobry efekt. Wszak bo­ha­ter­ka do­świad­cza prze­ra­ża­ją­cych wizji z prze­szło­ści dwor­ku, co za­kra­wa o sza­leń­stwo. Krót­kie zda­nia, bę­dą­ce esen­cją tego, co chcesz prze­ka­zać, mo­gły­by wzmoc­nić efekt. Tak sobie gdy­bam.

Ślicz­ne zdję­cie im­po­nu­ją­ce­go dwor­ku. Jed­nak wy­wa­lił­bym jego opis, znaj­du­ją­cy się zaraz po­ni­żej – albo co naj­mniej dra­stycz­nie go skró­cił. Zdję­cie prze­my­casz także po to, żeby jakąś rolę ode­gra­ło. Może to i pój­ście na ła­twi­znę, ale skoro już jest, to czemu by nie ko­rzy­stać?

Je­stem też pod wra­że­niem po­stę­pu, jaki się u Cie­bie do­ko­nu­je, w po­rów­na­niu z epo­pe­ją wi­szą­cą na becie. Oby tak dalej!

To jest po­rząd­ny tekst Annn i w sumie nie mam się do czego przy­cze­pić, a cze­pial­ski je­stem, jak cho­le­ra. Po­do­ba­ły mi się po­sta­cie, sto­su­nek dwój­ki bo­ha­te­rów do ruin, tak od­mien­ny i przez to bar­dziej cie­ka­wy. Scen­ki z prze­szło­ści są w od­po­wied­nim kli­ma­cie, pa­su­ją do ruin, dają im in­try­gu­ją­cą i przy­cią­ga­ją­cą hi­sto­rię. Nic bym nie do­da­wał ani nic nie wy­ci­nał w utwo­rze. Jest do­brze. Oby tak dalej, oby tak dalej.

Ku­pi­łaś mnie Zuzą. Też naj­chęt­niej roz­py­li­ła­bym Mu­cho­zol i tak to­tal­nie, to­tal­nie ro­zu­miem jej fa­scy­na­cję sta­ry­mi bu­dyn­ka­mi. To, jak do­ty­ka murów, drzwi, przed­mio­tów, które lata, stu­le­cia temu temu do­ty­ka­li inni, szu­ka­jąc ja­kiejś z nimi więzi czy dresz­czu emo­cji… No, jak­bym o sobie czy­ta­ła. ;)

Twoje opo­wia­da­nie prze­czy­ta­łam bez znu­że­nia, na­to­miast cze­goś mi w nim ewi­dent­nie za­bra­kło. Wy­da­je mi się, że za bar­dzo się po­śpie­szy­łaś. Na­pi­sa­łaś opo­wia­da­nie grozy, ale bra­ku­je w nim na­pię­cia, ja­kie­goś zbli­ża­nia się do ta­jem­ni­cy, jej po­wol­ne­go od­kry­wa­nia… Chyba wła­śnie grozy bra­ku­je. Po­da­jesz wszyst­ko kawa na ławę, punkt po punk­cie, jak­byś od­faj­ko­wy­wa­ła wy­da­rze­nia na li­ście.

Nawet z tak pro­stych hi­sto­rii da się stwo­rzyć fa­scy­nu­ją­ce opo­wie­ści. Za­bra­kło chyba tro­chę cier­pli­wo­ści. 

ka­tia­72 – Dzię­ku­ję :) Na­stęp­nym razem po­sta­ram się o lep­sze dia­lo­gi. Cie­szę się, że Cię za­do­wo­li­łam i dzię­ku­ję bar­dzo za no­mi­na­cję :) Zdję­cie do­da­łam, bo aż szko­da było tego nie zro­bić skoro miej­sce jest praw­dzi­we :) W in­ter­ne­cie można zna­leźć ich wię­cej, nawet jest coś na YT.

 

MrBri­ght­si­de – Cie­szę się, że Ci się po­do­ba­ło :) No i wła­śnie przez takie skraj­ne rady, czę­sto nie wiem co mam zro­bić :D Skra­cać to bym go ra­czej nie skra­ca­ła, bo chyba i tak jest nie naj­gor­sze tempo. Za­wsze muszę na nie uwa­żać, bo prze­waż­nie pod ko­niec do­ci­skam gazu :) Co do dłu­go­ści zdań, to sły­sza­łam różne opi­nie. Po­dob­no te krót­kie szat­ku­ją tekst, za to te dłuż­sze by­wa­ją kło­po­tli­we. Co do opisu dworu, to wy­da­je się mi, że jest ra­czej wska­za­ny :) Wiem, że wy­szedł mi taki tro­chę su­ro­wy, ar­chi­tek­to­nicz­ny, ale nie wiem jak ina­czej opi­sy­wać bu­dyn­ki. No wi­dzisz jaka je­stem zdol­na ;D A ta epo­pe­ja znacz­nie się zmie­ni­ła, ale do­pó­ki jej le­piej nie do­pra­cu­ję, to nie będę Was nią drę­czyć ;)

 

Dar­con – Strasz­nie mi miło czy­tać takie rze­czy :) Obyś pisał mi tak dalej ;D

ocha – Też się z nią iden­ty­fi­ku­ję w dużym stop­niu, choć wszyst­kich owa­dów bym nie ubiła ;) Nie na­zwa­ła­bym tego opo­wia­da­niem grozy. Nie po­tra­fię stra­szyć i nie znam się na hor­ro­rach. Wła­ści­wie, to ich uni­kam, bo albo są słabe, albo jak dla mnie za dobre :) Co do tempa, to fak­tycz­nie tro­chę pędzę, ale mam wra­że­nie, że jak zwol­nię, to czy­ta­ją­cy szyb­ko się znu­dzi. Po­pra­cu­ję nad tym i po­sta­ram się o bar­dziej ta­jem­ni­cze tek­sty :)

No i wła­śnie przez takie skraj­ne rady, czę­sto nie wiem co mam zro­bić

Use the force, Luke. ;-) Swo­je­go ro­zu­mu. Każdy wy­gła­sza wła­sną opi­nię i wszyst­kich nigdy nie za­do­wo­lisz. Prze­myśl na spo­koj­nie. Jeśli różne osoby mówią to samo, to praw­do­po­dob­nie coś w tym jest. Nad każdą zmia­ną się za­sta­nów. Nawet jeśli ktoś Ci wma­wia, że pisze się brzuch, a nie bżóh.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Fin­kla – Wiem, że każdy ma swoje zda­nie i wszyst­kim się nie do­go­dzi. Raz się trafi w czyjś gust, a raz nie. Oczy­wi­ście, że się za­sta­no­wię nad każdą radą. Prze­waż­nie kie­ru­ję się tym, co mi od­po­wia­da w in­nych tek­stach, nic wbrew sobie :)

Przy­jem­ny tekst :)

Dziw­nie to za­brzmi, ale za­wio­dłem się, kiedy Zuza i Łu­kasz nie po­peł­ni­li sa­mo­bój­stwa (o któ­rych wspo­mnia­ła sta­rusz­ka).

 

Z kolei ten frag­ment:

– Panie No­wic­ki, niech pan za­czy­na.

– A gdzie jest krew ko­gu­ta?

spo­wo­do­wał, że par­sk­ną­łem śmie­chem.

 

Ka­ro­l123 – Dzię­ku­ję :)

Źle zro­zu­mia­łeś. Oni nie mieli po­peł­niać sa­mo­bój­stwa. Sta­rusz­ka wspo­mi­na, co się kie­dyś stało na po­tań­ców­kach. Niby dla­cze­go mie­li­by się zabić?

Kie­dyś czę­sto uży­wa­no krwi zwie­rząt, z resz­tą nie tylko krwi, do róż­nych ob­rzę­dów zwią­za­nych z cza­ra­mi.

Rze­czy­wi­ście. My­sla­łem, że ci, któ­rzy cho­dzi­li oglą­dać ruiny, po­peł­nia­li sa­mo­bój­stwa.

Wiem, wiem o krwi i ry­tu­ałach. Ale te dwie wy­po­wie­dzi mnie roz­ba­wi­ły :) Po pro­stu umiej­sco­wi­łem tę część dia­lo­gu w sy­tu­acji z życia co­dzien­ne­go ;) Gro­te­ska tro­chę, jeśli za­po­mni­my, że ten tekst miał trosz­kę prze­stra­szyć.

Ka­ro­l123 – Gdyby tak było, to sta­rusz­ka nie sta­ła­by się sta­rusz­ką, bo już by dawno nie żyła ;)

Wiem, je­stem tak strasz­na, że aż śmiesz­na. Po­pra­cu­ję nad tym.

Nie no, miej­sce, w któ­rym kilka osób ni stąd, ni zowąd, po­peł­ni­ło sa­mo­bój­stwo, może cie­szyć się bar­dzo złą sławą wśród miej­sco­wych. Nawet jeśli he­ka­tom­ba nigdy wię­cej się nie po­wtó­rzy­ła.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Fin­kla – I teraz nie wiem do kogo to było :)

No, tak ogól­nie, w prze­strzeń. Że bab­cia wcale nie mu­sia­ła stra­szyć obcym sa­mo­bój­stwem, wspo­mi­na­jąc o hi­sto­rii miej­sca. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

A kysz! Przy­po­mi­na mi nieco hi­sto­rie, które opo­wia­da­ją sobie cza­sem bi­wa­ku­ją­cy przy ogni­sku. I każdy za­pew­nia, że wszyst­ko co opo­wie­dział jest szcze­rą praw­dą, że naj­star­si miesz­kań­cy z oko­li­cy byli świad­ka­mi…

Choć nie daję wiary po­dob­nym za­pew­nie­niom, zda­rza się, że chęt­nie się­gam po lek­tu­ry utrzy­ma­ne w po­dob­nym kli­ma­cie. Twoje opo­wia­da­nie, Annn, czy­ta­ło się nie­źle, choć mogło być le­piej, gdyby wy­ko­na­nie było sta­ran­niej­sze.

Za­sta­na­wiam się, co też dzia­ło się z Łu­ka­szem w cza­sie gdy Zu­zan­na wi­dzia­ła ob­ra­zy z prze­szło­ści.

 

pró­bu­jąc za wszel­ką cenę po­wstrzy­mać nad­cią­ga­ją­ce­go czar­ne­go kota. –> Jak nad­cią­ga kot?

 

jego żona moc­niej za­ci­snę­ła palce na jego dłoni. –> Czy oba za­im­ki są ko­niecz­ne?

 

Ty­po­we dla stylu, w któ­rym zo­stał wy­ko­na­ny pa­ła­cyk. Nie mogło także za­brak­nąć opa­sek okien­nych czy gzym­su wy­ko­na­ne­go z uko­śnie uło­żo­nej cegły. –> Po­wtó­rze­nie.

 

– Wejdź­my do środ­ka – za­pro­po­no­wa­ła, wi­dząc, że bocz­ne drzwi są otwar­te. Nie­za­do­wo­lo­na zmarsz­czy­ła brwi. –> Sama za­pro­po­no­wa­ła i była nie­za­do­wo­lo­na?

 

Gdyby tylko mogła roz­py­li­ła­by Mu­cho­zol na cały świat. –> Gdyby tylko mogła roz­py­li­ła­by mu­cho­zol na cały świat.

Nazwy pro­duk­tów prze­my­sło­wych za­pi­su­je­my małą li­te­rą.

 

Ocza­mi wy­obraź­ni wi­dzia­ła daw­nych miesz­kań­ców i ich życia. –> Ocza­mi wy­obraź­ni wi­dzia­ła daw­nych miesz­kań­ców i ich życie.

Życie nie ma licz­by mno­giej.

 

pod­ło­gi, która dawno za­mie­ni­ła się w ściół­kę leśną. –> Z pod­ło­gi nigdy nie po­wsta­nie leśna ściół­ka. Czy na pewno w bu­dyn­ku wy­ro­sło tyle drzew, że można mówić o lesie?

 

Okrą­gła­we po­dwó­rze znaj­du­ją­ce się przed dwor­kiem, te same, które jesz­cze tak nie­daw­no po­ra­sta­ły chasz­cze… –> Okrą­gła­we po­dwó­rze znaj­du­ją­ce się przed dwor­kiem, to samo, które jesz­cze tak nie­daw­no po­ra­sta­ły chasz­cze

 

Co oni robią? – spy­ta­ła, zwra­ca­jąc wzrok na grup­kę ko­le­gów, która wcho­dzi­ła na drew­nia­ne ba­lu­stra­dy pię­tra. –> Co oni robią? – spy­ta­ła, zwra­ca­jąc wzrok na grup­kę ko­le­gów, któ­rzy wcho­dzi­li na drew­nia­ne ba­lu­stra­dy pię­tra.

Na ba­lu­stra­dę wcho­dzi­li ko­le­dzy, nie grup­ka.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

re­gu­la­to­rzy – Dzię­ku­ję za wska­za­nie błę­dów. Po­pra­wio­ne :)

Co do nad­cią­ga­ją­ce­go kota – nor­mal­nie :) “Nad­cią­gać” to po pro­stu sy­no­nim cho­ciaż­by “zbli­żać się”. Do tego ma od­po­wied­ni wy­dźwięk, jakby nad­cią­ga­ło ja­kieś tor­na­do, burza, nie­szczę­ście, któ­rym miał być czar­ny kot :)

Tak, za­pro­po­no­wa­ła i była nie­za­do­wo­lo­na, bo cze­ka­ły ich ko­lej­ne krza­czo­ry.

Po­ni­żej do­da­ję zdję­cia z owego po­miesz­cze­nia. Oczy­wi­ście wszyst­kie tak nie za­ro­sły. Tu jed­nak za­gęsz­cze­nie drzew jest dość duże. Są tam też od dawna. Sądzę, że ak­tu­al­ny stan po­kry­wa się z de­fi­ni­cją ściół­ki le­śnej. Na po­cząt­ku też się za­sta­na­wia­łam czy tak bę­dzie do­brze. Nie wiem z czego była wy­ko­na­na pod­ło­ga w tym po­miesz­cze­niu, skoro prze­bi­ło się przez nią tyle drzew. Być może beton tak po­pę­kał, a może w jakiś spo­sób zo­sta­ła uszko­dzo­na pod­czas wojny? Nie mam po­ję­cia.

 

 

 

 

Istot­nie, fo­to­gra­fie do­bit­nie świad­czą o tym, że nie można mieć wąt­pli­wo­ści, co do obec­no­ści lasu we dwo­rze. ;)

Nie wiem z czego była wy­ko­na­na pod­ło­ga w tym po­miesz­cze­niu, skoro prze­bi­ło się przez nią tyle drzew.

Annn, drze­wa chyba nie prze­bi­ja­ły pod­ło­gi, one w nią wro­sły. Skoro wy­star­cza mi­ni­mal­na war­stew­ka gleby, by na gołej, zda­wa­ło­by się, skale za­gnieź­dzi­ło się na­sion­ko, a z niego wy­ro­sło drze­wo, to tym lep­szym pod­ło­żem bę­dzie bu­twie­ją­ce drew­no pa­ła­co­wych po­sa­dzek, po­kry­tych tym, co wiatr na­wiał przez wy­bi­te okna.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

„Nic spe­cjal­ne­go” – po­my­ślał męż­czy­zna.

„Pięk­ny” – kon­tem­plo­wa­ła ko­bie­ta. – Lubię coś ta­kie­go. Przy­po­mnia­łaś mi “Annie Hall” :)

Z tego, co zro­zu­mia­łem, hi­sto­ria jest za­in­spi­ro­wa­na za­sły­sza­ny­mi le­gen­da­mi. Cie­ka­wy po­mysł, choć na pewno nie awan­gar­do­wy. Nie­mniej jed­nak, dobre opo­wia­da­nie. Miło się czy­ta­ło i klient jest za­do­wo­lo­ny.

Tech­nicz­nie jest do­brze. 

Po­zdra­wiam!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

re­gu­la­to­rzy - Cho­dzi­ło mi bar­dziej o ko­rze­nie, bo mu­sia­ły prze­bić się głę­biej do gleby. Na zdję­ciach widzę chyba je­sio­ny pen­syl­wań­skie, które wy­kształ­ca­ją głęb­szy sys­tem ko­rze­nio­wy. Dla­te­go za­sta­na­wia­łam się z czego była pod­ło­ga :) Za­czerp­nę­łam opi­nii eks­per­ta, który twier­dzi, że z desek na le­ga­rach. Za­gad­ka roz­wią­za­na :D

 

Pie­trek Lec­ter – W takim razie i au­tor­ka ukon­ten­to­wa­na :) Nie wi­dzia­łam “Annie Hall”, ale chęt­nie zo­ba­czę. Rów­nież po­zdra­wiam :)

Po­do­bał mi się ten sam frag­ment, co Pie­tre­ko­wi :)

Samo opo­wia­da­nie ma fajny kli­mat i jest na­pi­sa­ne lek­kim sty­lem, przez co czy­ta­ło mi się je łatwo. Od stro­ny tech­nicz­nej ku­le­je in­ter­punk­cja. Fa­bu­ła do naj­ory­gi­nal­niej­szych nie na­le­ży, ale kom­plet­nie mi to nie prze­szka­dza­ło.

Plus za ob­ra­zem pod­kre­śla­ją­cy kli­mat ;)

Pod­su­mo­wu­jąc: łatwe, lek­kie opo­wia­da­nie. Może wiel­kich fa­jer­wer­ków nie ma, ale było to nie­złe wi­do­wi­sko :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

No­Whe­re­Man – Dzię­ki :) Sta­ram się jak mogę. Jeśli nadal bra­ku­je gdzieś prze­cin­ków, to już nie wiem gdzie…

Gra­tu­lu­ję pierw­szej bi­blio­te­ki :)

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

kam_mod – Dzię­ku­ję :) Pew­nie bę­dzie pierw­sza i za­ra­zem ostat­nia.

Gra­tu­la­cje z oka­zji bi­blio­te­ki. Teraz moje uwagi do tek­stu:

Za szyb­ko, za szyb­ko mi się to wszyst­ko dzia­ło, trud­no wy­ja­śnić dla­cze­go. W każ­dym razie, cał­kiem fajne opo­wia­da­nie, po­do­bał mi się opis dwor­ku i jego miesz­kań­ców, ale sceny prze­wi­ja­ły się w za­wrot­nym tem­pie i trud­no było w któ­rą­kol­wiek się za­głę­bić. Być może było to ce­lo­we. W każ­dym razie, przy­jem­na lek­tu­ra, ale Twoje po­przed­nie opo­wia­da­nie po­do­ba­ło mi się tro­chę bar­dziej, choć bar­dzo lubię takie kli­ma­ty, jak te opi­sa­ne przez Cie­bie tutaj. 

Cze­kam na na­stęp­ne Twoje dzie­ła :)

To­mor­row, and to­mor­row, and to­mor­row, Cre­eps in this petty pace from day to day, To the last syl­la­ble of re­cor­ded time; And all our yester­days have li­gh­ted fools The way to dusty death.

ro­se­bel­le – Dzię­ku­ję bar­dzo :) Mam małe pro­ble­my z tem­pem i wal­czę z cha­osem, ale to nie­rów­na walka ;D Po­sta­ram się nad tym po­pra­co­wać. Nie chcia­łam też, by wy­szło za dłu­gie i Was za­nu­dzi­ło :)

Po­do­ba­ło mi się :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Nowa Fantastyka