- Opowiadanie: kchrobak - Kontakt

Kontakt

A co tu dużo pisać, uwa­żam że wcze­śniej czy póź­niej na­stą­pi jakiś kon­takt. Mu­si­my się więc przy­go­to­wać.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Kontakt

– Dzie­sięć w skali To­ri­no, panie pre­zy­den­cie.

– A po ludz­ku?

– Zde­rze­nie jest pewne. Siła eks­plo­zji spo­wo­du­je ogrom­ne znisz­cze­nia. Moż­li­we, że… – Pro­fe­sor Qu­berg przy­gła­dził dło­nią rzad­kie, liche włosy. – Coś ta­kie­go wy­tłu­kło di­no­zau­ry, ponad sześć­dzie­siąt mi­lio­nów lat temu.

– Nie je­ste­śmy jak di­no­zau­ry! – Pre­zy­dent pod­niósł się z fo­te­la.

– Tak, to praw­da. – Na­uko­wiec po­ki­wał głową. – Je­ste­śmy de­li­kat­niej­si…

 

***

 

– Ile mamy czasu?

– Do ko­li­zji po­zo­sta­ło około trzy­sta osiem­dzie­siąt go­dzin.

– No, to do ro­bo­ty. Nikt nie wyj­dzie do domu, do­pó­ki nie roz­wią­że­cie pro­ble­mu. Od­ma­sze­ro­wać. – Ge­ne­rał Chan od­wró­ci­ła się od ofi­ce­ra i wci­snę­ła przy­cisk in­ter­ko­mu. – Chan, ko­cha­nie, zro­bi­ła­byś mi mięty.

– Jasne, pani ge­ne­rał – za­skrze­cza­ło z gło­śni­ka – już za­pa­rzam.

 

***

 

– Aste­ro­ida po­cho­dzi z sys­te­mu Fo­mal­haut.

– A to ma, kurwa, ja­kieś zna­cze­nie? – Pre­zy­dent zde­cy­do­wa­nie nie był w na­stro­ju.

– No… ra­czej nie, ale… – Pro­fe­sor Qu­berg nie był przy­zwy­cza­jo­ny do ta­kie­go trak­to­wa­nia. Na Ha­rvar­dzie nikt by się nie ośmie­lił…

– To mi tu nie za­wra­caj­cie gi­ta­ry. Jakiś po­mysł na roz­wią­za­nie pro­ble­mu?

– Znisz­czy­my ją ła­dun­kiem nu­kle­ar­nym.

– Jak?

– Tak, jak w "Ar­ma­ge­do­nie", tylko le­piej. – Ge­na­rał Ste­vens, dla od­mia­ny, był wy­raź­nie z sie­bie za­do­wo­lo­ny.

 

 

***

 

– Jak to, nie udało się?

– Roz­rusz­nik ge­ne­ra­to­ra fali się za­wie­sił, pani ge­ne­rał. – Po­rucz­nik Chan stała wy­prę­żo­na jakby kij po­łknę­ła. Albo dwa nawet.

– Kurwa! – Ge­ne­rał Chan od­wró­ci­ła się do go­ścia sie­dzą­ce­go na sze­ro­kim, plu­szo­wym fo­te­lu. – Pro­fe­so­r Chan, ja­kieś po­my­sły?

In­da­go­wa­na le­ni­wym ru­chem zdję­ła oku­la­ry, prze­tar­ła je ir­cho­wą ście­recz­ką i za­ło­żyw­szy macki za gło­wo­tu­łów roz­sia­dła się wy­god­niej w fo­te­lu.

– Nie zwy­kłam mówić: a nie mó­wi­łam. Ale… – Skie­ro­wa­ła górne oko w kie­run­ku su­fi­tu. – Chyba nam nie sprzy­ja.

– Nie czas ani miej­sce na re­li­gij­ne dyr­dy­ma­ły. – Ge­ne­rał była za­twar­dzia­łą ate­ist­ką i wszy­scy o tym wie­dzie­li, zwłasz­cza w ro­dzi­nie. – Spie­przył się ge­ne­ra­tor fali gra­wi­ta­cyj­nej, nie pierw­szy już raz zresz­tą. Więc mi tu nie chrzań o opatrz­no­ści, tylko wy­myśl jak to na­pra­wić.

– Chan, bra­cisz­ko. – Pro­fe­sor zde­cy­do­wa­ła się spu­ścić z tonu. – Może wcale nie trze­ba go na­pra­wiać. Olej to. Po­le­ci­my tam znowu za kil­ka­na­ście, może kil­ka­dzie­siąt mi­lio­nów lat, a do tego czasu po­pra­cu­je­my nad apa­ra­tu­rą.

– O nie, Chan. Drugi raz im tego nie zro­bię…

– Daj spo­kój. Ich po­przed­ni­cy już dawno nie ist­nie­ją – brat wtrą­ci­ła się w pół zda­nia – a na­stęp­ni też będą mieli to gdzieś.

– Tu nie cho­dzi o nich. W dupie ich mam. – Ge­ne­rał ze­rwa­ła się na równe macki. – Ale o moją ka­rie­rę! Jak my­ślisz, ile po­zwo­lą mi jesz­cze znisz­czyć cy­wi­li­za­cji, zanim mnie od­wo­ła­ją?

– No to może kon­takt?

– Co?

– Kon­takt. Na­pisz do nich, że po­trze­bu­jesz po­mo­cy. To chyba dość wy­so­ka cy­wi­li­za­cja. Pew­nie po­sia­da­ją już de­tek­to­ry optycz­ne.

Ge­ne­rał opa­dła na fotel, spoj­rza­ła na wciąż wy­prę­żo­ną po­rucz­nik i rze­kła:

– Od­ma­sze­ro­wać.

Gdy za po­rucz­nik Chan za­mknę­ły się pneu­ma­tycz­ne prze­gro­dy, ge­ne­rał Chan spoj­rza­ła spode łba na bratę i, kła­dąc macki na kla­wi­szach, szyb­ko wstu­ka­ła krót­ką wia­do­mość. Za­wa­ha­ła się chwi­lę, ale w końcu wci­snę­ła zie­lo­ny przy­cisk z na­pi­sem "wy­ślij".

 

***

 

Pro­mień do­tarł do Zie­lon­ki o dzie­wią­tej trzy­dzie­ści sześć. Pul­su­ją­cy słup spa­da­ją­ce­go z nieba ognia, który przez dobre dwie mi­nu­ty był wi­docz­ny w pro­mie­niu kil­ku­dzie­się­ciu ki­lo­me­trów, oko­licz­ni miesz­kań­cy wzię­li za karę boską. Nie wie­dzie­li, co praw­da, za co ta kara, ale to usta­li się póź­niej. Naj­waż­niej­sze, że na­le­żą­ca do Ma­riu­sza Ka­niu­ka, naj­bo­gat­sze­go we wsi go­spo­da­rza, sto­do­ła wraz ze sto­ją­cym w niej cią­gni­kiem, kom­baj­nem bu­ra­cza­nym oraz gra­na­to­wym volks­wa­ge­nem pas­sa­tem, w ułam­ku se­kun­dy spło­nę­ły, po­zo­sta­wia­jąc po sobie je­dy­nie mgli­ste wspo­mnie­nie. Oraz sty­gną­ce jesz­cze przez do­brych parę go­dzin je­zior­ko, wy­peł­nio­ne sto­pio­nym kon­glo­me­ra­tem czę­ści rze­czo­nych po­jaz­dów, uno­szą­cych się w błot­no-mag­mo­wej za­wie­si­nie.

Czyli spra­wie­dli­wość za­try­um­fo­wa­ła.

 

***

 

– Pre­zy­dent Chan, na pierw­szej linii.

Ge­ne­rał wsta­ła od biur­ka i pod­nio­sła słu­chaw­kę. Może to głu­pie, ale za­wsze od­bie­ra­ła te­le­fon od prze­ło­żo­nych sto­jąc na bacz­ność.

– Pani pre­zy­dent.

– Pani ge­ne­rał – za­skrze­cza­ło w gło­śnicz­ku. – Jak spra­wy?

– Wia­do­mość wy­sła­na, cze­ka­my na kon­takt.

– Pro­szę mel­do­wać. A przy oka­zji, Chan chcia­ła was od­wie­dzić. Może jutro?

– Oczy­wi­ście, Chan się ucie­szy.

 

***

 

– To był atak, panie pre­zy­den­cie. – Ge­ne­rał Ste­vens ude­rzył za­ci­śnię­tą dło­nią w stół. – Nie mamy co do tego żad­nych wąt­pli­wo­ści.

– Atak? Co wy mi tu bre­dzi­cie. – Pre­zy­dent krą­żył po ga­bi­ne­cie. – W jakąś za­py­zia­łą dziu­rę, we wschod­niej Eu­ro­pie.

– W Zie­mię, panie pre­zy­den­cie. W Zie­mię!

– Zga­dzam się z ge­ne­ra­łem Ste­ven­sem. – Szef wy­wia­du włą­czył się do roz­mo­wy. – Pro­mień tego, no… eee… la­se­ra, po­cho­dził z aste­ro­idy. Co pan sądzi, pro­fe­so­rze?

Wy­wo­ła­ny przy­gła­dził rzad­kie włosy. Chrząk­nął.

– Zwa­żyw­szy na oko­licz­no­ści, nie można wy­klu­czyć. Jed­nakowoż, nie mamy do­sta­tecz­nej…

– Gówno praw­da. – Szef po­łą­czo­nych szta­bów po­now­nie grzmot­nął pię­ścią w blat. – Dam głowę, że ta aste­ro­ida to za­ma­sko­wa­ny sta­tek, który ma prze­pro­wa­dzić in­wa­zję.

– Nie uważa pan, że to by­ło­by bez sensu? – Pro­fe­sor Qu­berg nie dał się zbić z tropu.

– Co ta­kie­go?

– Wy­sy­łać aste­ro­idę, która le­cieć bę­dzie przez pół ga­lak­ty­ki, by potem, tuż przed ude­rze­niem, zde­ma­sko­wać się pro­mie­niem, tego, jak mó­wi­cie, la­se­ra, choć moim zda­niem pro­mień, który do­tarł do Ziemi jest stru­mie­niem…

– To bez zna­cze­nia. Zo­sta­li­śmy za­ata­ko­wa­ni i mu­si­my się bro­nić.

 

***

 

Ko­la­cja była wy­śmie­ni­ta. Chan po­da­ła mur­kwie w sosie oraz na­dzie­wa­ne se­pul­ki. Chan dawno się tak nie ob­żar­ła i to zwa­żyw­szy, że ku­charz w pa­ła­cu pre­zy­denc­kim też był ni­cze­go sobie. Dzie­ci ba­wi­ły się w ogro­dzie. Chan za­bra­ła Chan, by po­ka­zać jej swą nową ko­lek­cję pciem. Pre­zy­dent Chan roz­sia­dła się na ka­na­pie na patio z cy­ga­rem w jed­nej macce i kie­lisz­kiem wy­śmie­ni­te­go ko­nia­ku w szó­stej.

– I jak spra­wy? – za­gad­nę­ła Chan.

– Nie­źle. Na­wią­za­li­śmy kon­takt.

 

***

 

Ra­kie­ta LC zero jeden wy­star­to­wa­ła z Cape Ca­na­ve­ral o cza­sie. Jej sio­strza­na kon­struk­cja z nu­me­rem zero dwa opu­ści­ła te­ry­to­rium Gu­ja­ny Fran­cu­skiej do­kład­nie sześć minut póź­niej. Trze­ci po­cisk wy­star­to­wał z ka­zach­skie­go Baj­ko­nu­ru. Ro­syj­ska kon­struk­cja róż­ni­ła się już nie tylko nu­me­rem. Na lśnią­cych pły­tach po­szy­cia za­miast ża­ło­sne­go "Last Chan­ce 03", błysz­czał w słoń­cu, bliż­szy ro­syj­skie­mu tem­pe­ra­men­to­wi, czer­wo­ny napis "Железный кулак 01".

Zgod­nie z pla­nem po­ci­ski miały ude­rzyć w aste­ro­idę w od­le­gło­ści około pół­to­ra mi­lio­na ki­lo­me­trów od Ziemi. W naj­bar­dziej nawet opty­mi­stycz­nych za­ło­że­niach, nie spo­dzie­wa­no się, że uda się ją znisz­czyć. Ale nie o to prze­cież cho­dzi­ło.

Po­trój­ne ude­rze­nie po­tęż­nym ła­dun­kiem nu­kle­ar­nym w aste­ro­idę pę­dzą­cą z jedną trze­cią pręd­ko­ści świa­tła mu­sia­ło zmie­nić jej tra­jek­to­rię. Praw­da?

 

***

 

– Pani ge­ne­rał. Ja­kieś no­wi­ny?

– Wszyst­ko w jak naj­lep­szym po­rząd­ku. Zie­mia­nie wy­sła­li nam pomoc. No, może nie do końca taką, o jaką pro­si­li­śmy, ale chyba dys­po­nu­ją niż­szą tech­no­lo­gią niż za­kła­da­li­śmy.

– O, to wspa­nia­le. Ale… z tonu wnio­sku­ję, że mamy jakiś pro­blem.

– Hmm, no tak… – Ge­ne­rał Chan przy­gła­dzi­ła macką czuł­ki. – Im­puls znisz­czył ła­dow­nie. No… i ten… per­kal i pa­cior­ki się roz­sy­pa­ły.

Pre­zy­dent Chan od­wró­ci­ła się do okna. Ner­wo­wo prze­stę­pu­jąc z macki na mackę coś tam do sie­bie mru­cza­ła. Po chwi­li spoj­rza­ła na bratę i zde­cy­do­wa­ła:

– Wra­ca­my! Bez po­dar­ków ta wi­zy­ta nie ma sensu.

 

***

 

– Wy­gra­li­śmy, panie pre­zy­den­cie.

– No, ja myślę.

– I co pan na to, pro­fe­so­rze? – Ge­ne­rał Ste­vens nie po­tra­fił ukryć sa­tys­fak­cji.

Pro­fe­sor mil­czał.

Pre­zy­dent wstał zza biur­ka i pod­szedł do okna. I choć chłop­cy z Se­cret Se­rvi­ce tego nie lu­bi­li, otwo­rzył je na oścież. Po czym wy­chy­lił się odro­bi­nę i wzno­sząc pięść nad głową, krzyk­ną w kie­run­ku wi­szą­cych dziś wy­jąt­ko­wo wy­so­ko chmur:

– I po­wiedz­cie w całej ga­lak­ty­ce, że z Zie­mia­na­mi się nie za­dzie­ra!

– W całym wszech­świe­cie, panie pre­zy­den­cie, w całym wszech­świe­cie.

– Głup­ki – mruk­nął pod nosem pro­fe­sor Qu­berg, mając na­dzie­ję, że nikt go jed­nak nie usły­szy.

Nie­ste­ty, pre­zy­dent miał wy­śmie­ni­ty słuch, więc od razu pod­ła­pał i rzu­cił w kie­run­ku nie­bo­skło­nu:

– W całym wszech­świe­cie, głup­ki!

 

Koniec

Komentarze

Choć po­mysł kon­tak­tu, omył­ko­wo wzię­te­go za atak to nic no­we­go, udało ci się ro­ze­grać go w wy­jąt­ko­wo za­baw­ny i świe­ży spo­sób. Jest w tym duch hol­ly­wo­odz­kich ko­me­dii (zwłasz­cza ostat­nia scena), do­pra­wio­ny środ­ko­wo­eu­ro­pej­skim hu­mo­rem (spra­wie­dli­wość za­try­um­fo­wa­ła). Aha, i do­dat­ko­wy plus za żie­lie­znyj kułak :-) 

Ha, cie­ka­we jest rów­nież to, że zanim zo­rien­to­wa­łem się, iż wcale nie cho­dzi o Chiń­czy­ków, zu­peł­nie nie zdzi­wi­ło mnie to, że wszy­scy na­zy­wa­ją się Chan :-) 

Sło­wem – bar­dzo dobry, za­baw­ny szort! 

Dla pod­kre­śle­nia wagi moich słów, Si­łacz pal­nie pię­ścią w stół!

Choć po­dob­ne zda­rze­nia były już opi­sy­wa­ne, to Twój Kon­takt, Kchro­ba­ku, uj­mu­je bar­dzo po­rząd­nym wy­ko­na­niem, a pre­zen­tu­jąc humor w bar­dzo do­brym ga­tun­ku, po­zwa­la cie­szyć się wy­jąt­ko­wo za­baw­ną tre­ścią. Szcze­gól­nie przy­padł mi do gustu opis i pod­su­mo­wa­nie tego, co wy­da­rzy­ło się w Zie­lon­ce. ;D

 

i wzno­sząc pięść nad głową krzyk­ną w kie­run­ku… –> …i wzno­sząc pięść nad głową, krzyk­nął w kie­run­ku

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Mnie się po­do­ba­ło :) Cie­ka­wy po­mysł z od­po­wied­nią dawką hu­mo­ru. Jak dla mnie, frag­ment o Zie­lon­ce i koń­ców­ka naj­lep­sze :)

:)

Mam luźny ty­dzień, więc sobie po­zwa­lam nad­ra­biać za­le­gło­ści.

A że nic no­we­go? Ba, po­dob­no wszyst­ko na­pi­sał nie­ja­ki Sha­ke­spe­are. I to lata wcze­śniej, nim my to wy­my­śli­li­śmy ;)

A pro­pos Zie­lon­ki – umiej­sco­wie­nie tego wątku, nie jest przy­pad­ko­we. Mimo że fik­cyj­ne, to jed­nak moje oko­li­ce – znam te kli­ma­ty :)

Czy to jest sy­gna­tur­ka?

Zie­lon­ka to chyba tak bli­żej War­sza­wy niż Bia­łe­go­sto­ku. No chyba, że o ja­kiejś pod­la­skiej nie wiem :) A takie kli­ma­ty, to ogól­nie są w Pol­sce po­wszech­ne. Nie ma jak to za­zdrość :P

Je­stem prze­ko­na­na, że po­dob­nie kli­ma­tycz­nych “Zie­lo­nek” zna­la­zło­by się mnó­stwo, a Twoja Zie­lon­ka, Kchro­ba­ku, re­pre­zen­tu­je je wszyst­kie. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Fajne to, po­pra­wi­ło mi humor ;D Ma­riusz Ka­niuk jest moim ab­so­lut­nym ulu­bień­cem :d Tylko Pas­sa­ta szko­da :(

Ver­man

Lubię takie… kon­tak­ty.

Po­do­ba­ło mi się ;) Plus za po­ka­za­nie ro­syj­skie­go i ame­ry­kań­skie­go tem­pe­ra­men­tu ;) 

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

Ale fajny szor­ciak! Bar­dzo mi się po­do­ba­ło. :)

Hu­mo­re­ska prze­czy­ta­na. Po­zdra­wiam.

Tekst przy­po­mniał mi stare opo­wia­da­nie “ID 11”, które opu­bli­ko­wa­no w któ­rymś z Kom­pen­diów Wie­dzy Se­cret Se­rvi­ce ;) Zaś Twój tekst, Au­to­rze, jest sym­pa­tycz­ny. Taki w sam raz na do­kład­kę po czymś cięż­kim. Humor przy­padł mi do gustu, zwłasz­cza te kwe­stie, które pa­ro­diu­ją ty­po­we tek­sty fil­mów s-f.

Mam też wra­że­nie, że to “Chan” to jakaś alu­zja do ja­poń­skie­go do­da­wa­nia ty­tu­łów grzecz­no­ścio­wych na ko­niec słów.

Tech­nicz­nie zaś czy­ta­ło mi się do­brze i płyn­nie.

Pod­su­mo­wu­jąc: okej, miły pokaz, choć też bez więk­szych fa­jer­wer­ków.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

No cud ma­li­na! Zacny szor­ciak! Uśmie­cha. :)

Przy­da­ła­by się edy­cja tek­stu, czyli wy­po­środ­ko­wa­nie gwiaz­dek. No i może jakaś kli­ma­tycz­na ilu­stra­cja.

Do­brze na­pi­sa­na mi­nia­tu­ra, ocie­ra­ją­ca się, na pewno świa­do­mie, o ab­surd, gro­te­skę s-f. Nie­zła dy­na­mi­ka nar­ra­cji, cho­ciaż jest nieco nie­po­trzeb­nych dłu­żyzn, a po­mysł in­te­re­su­ją­cy.

Dobre i bi­blio­tecz­ne, więc kli­kam.

Po­zdrów­ka.

Po­dob­no w li­te­ra­tu­rze już wy­my­ślo­no pra­wie wszyst­ko i zo­sta­ła tylko jakaś tam mała luka dla praw­dzi­wych ge­niu­szy. Cała resz­ta au­to­rów musi ba­zo­wać na sta­rych skład­ni­kach i pich­cić nowe hi­sto­rie w mniej lub bar­dziej straw­ne dania, a czy­tel­ni­cy co raz wci­na­ją od­grze­wa­ne ko­tle­ty.

Ale ja lubię ko­tle­ty.

Dzi­siaj udało ci się wy­sma­żyć coś zde­cy­do­wa­nie sma­ko­wi­te­go. Lek­ko­straw­ne, do­brze przy­pra­wio­ne, okra­szo­ne hu­mo­rem , pod­la­ne fa­bu­łą i flam­bi­ro­wa­ne akcją.

Bar­dzo sma­ko­wa­ło. :)

Z.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Prze­czy­ta­łem tekst z przy­jem­no­ścią. Za­baw­ny i lekki w od­bio­rze, a przy pu­en­cie, szcze­rze się uśmia­łem.

Hej! Mam wra­że­nie, że ten tekst może być od­bie­ra­ny jako me­ta­fo­ra kon­tak­tów… mię­dzy­ludz­kich;) W końcu w na­szym po­zba­wio­nym ob­cych świe­cie nie­rzad­ko do­cho­dzi do ta­kich (nie)po­ro­zu­mień;) Czy­ta­ło się lekko i przy­jem­nie, bez żad­nych zgrzy­tów i choć z po­cząt­ku nie mo­głem jakoś się prze­ko­nać, to skoń­czy­łem z uśmie­chem na twa­rzy:) A chyba wła­śnie o to au­to­ro­wi cho­dzi­ło:) Dobry tekst, a za­koń­cze­nie… świet­ne! I ta śmiesz­na duma tak cha­rak­te­ry­stycz­na dla na­sze­go (wiel­kie­go) ga­tun­ku…

 

Pozdr! 

,,Cza­sem Ty zja­dasz niedź­wie­dzia, a cza­sem... niedź­wiedź zjada Cie­bie"

Bar­dzo sym­pa­tycz­ny szor­ciak. Fajne, sy­me­trycz­ne nie­po­ro­zu­mie­nie.

Oni jedzą se­pul­ki? I to przy dzie­ciach? Fuj!

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Uśmiech­nę­łam się do mo­ni­to­ra, bo tak za­baw­ną hi­sto­rię tu opi­sa­łeś. W pierw­szej chwi­li też my­śla­łam, że cho­dzi o Chiń­czy­ków i już się chcia­łam ob­ru­szać, ale do­brze że na­uczo­na wcze­śniej­szy­mi do­świad­cze­nia­mi na por­ta­lu, po­wstrzy­ma­łam swój za­pal­czy­wy gniew, który wszę­dzie chciał­by szu­kać nie­spra­wie­dli­wo­ści i nie­wraż­li­wo­ści (są na to ja­kieś le­kar­stwa?).

Naj­bar­dziej po­do­ba­ła mi się spra­wie­dli­wość (wy­mie­rzo­na oczy­wi­ście w naj­za­moż­niej­sze­go far­me­ra) i… “bez po­dar­ków ta wi­zy­ta nie ma sensu” to był ten mo­ment, który mnie roz­bro­ił. 

Co tu dużo mówić, opo­wia­da­nie bez­sprzecz­nie za­słu­ży­ło na no­mi­na­cję do bi­blio­te­ki wpraw­nym wy­ko­na­niem i świet­nie po­pro­wa­dzo­ną hi­sto­rią. Świet­na lek­tu­ra, do­sko­na­ła na za­koń­cze­nie wie­czo­ru miłym ak­cen­tem. 

To­mor­row, and to­mor­row, and to­mor­row, Cre­eps in this petty pace from day to day, To the last syl­la­ble of re­cor­ded time; And all our yester­days have li­gh­ted fools The way to dusty death.

który wszę­dzie chciał­by szu­kać nie­spra­wie­dli­wo­ści i nie­wraż­li­wo­ści (są na to ja­kieś le­kar­stwa?).

Pod­pal sto­do­łę są­sia­do­wi. Po­win­no pomóc. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Fin­klo, ofi­cjal­nie się Cie­bie boję ;P

To­mor­row, and to­mor­row, and to­mor­row, Cre­eps in this petty pace from day to day, To the last syl­la­ble of re­cor­ded time; And all our yester­days have li­gh­ted fools The way to dusty death.

Ojtam, ojtam. Mia­łam na­dzie­ję, że w Po­zna­niu nie macie zbyt wielu sto­dół. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dzię­ki za przy­chyl­ne noty i opi­nie.

 

@ No­Whe­re­Man

Za­czą­łem szu­kać opo­wia­da­nia, które wska­za­łeś. I nieco roz­cza­ro­wa­ny skon­sta­to­wa­łem, że Kom­pen­dium Wie­dzy Se­cret Se­rvi­ce to nie ma­te­ria­ły szko­le­nio­we służb spe­cjal­nych, tylko ga­ze­ta o grach kom­pu­te­ro­wych…

Chan, nie­ste­ty, nie było alu­zją, a pro­stac­kim w isto­cie za­bie­giem, ma­ją­cym na samym po­cząt­ku skie­ro­wać uwagę gdzieś in­dziej…

@ ro­se­bel­le & Fin­kla

Oba­wiam się, że le­karstw na to nie ma… A pod­pa­le­nie sto­do­ły też da tylko krót­ką ulgę, bo jak znam życie, to sku­ba­niec ma ubez­pie­cze­nie ;)

 

Czy to jest sy­gna­tur­ka?

tylko ga­ze­ta o grach kom­pu­te­ro­wych…

Ale za to jaka! ;)

Chan, nie­ste­ty, nie było alu­zją, a pro­stac­kim w isto­cie za­bie­giem, ma­ją­cym na samym po­cząt­ku skie­ro­wać uwagę gdzieś in­dziej…

Ja­kie­kol­wiek była ge­ne­za, jeśli przy jej uży­ciu chcia­łeś skie­ro­wać na ten fakt mą uwagę, to Ci się udało :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

@Fin­kla i @k­chro­bak → Myślę, że po­wstrzy­mam się od pod­pa­la­nia i po pro­stu siądę w ką­ci­ku i po­cze­kam aż ogar­nie mnie pełen cy­nizm i apa­tia… Ponoć to tylko kwe­stia czasu ;)

To­mor­row, and to­mor­row, and to­mor­row, Cre­eps in this petty pace from day to day, To the last syl­la­ble of re­cor­ded time; And all our yester­days have li­gh­ted fools The way to dusty death.

Hmmm. Tak to nie… Może le­piej pil­nuj wła­snej sto­do­ły? ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Tak pew­nie by­ło­by naj­roz­trop­niej ;)

To­mor­row, and to­mor­row, and to­mor­row, Cre­eps in this petty pace from day to day, To the last syl­la­ble of re­cor­ded time; And all our yester­days have li­gh­ted fools The way to dusty death.

Nie uważa pan, że to by­ło­by bez sensu. – Pro­fe­sor Qu­berg nie dał się zbić z tropu.

Chyba bra­ku­je znaku za­py­ta­nia po “sensu”.

 

Bar­dzo dobre, nie mam pytań :) No, może wy­wa­lił­bym tro­chę wie­lo­krop­ków. Ale poza tym czad, prze­my­śla­na kon­struk­cja, dia­lo­gi z wyż­szej półki i w ogóle mio­dek.

Dla pod­kre­śle­nia wagi moich słów si­łacz pal­nie pię­ścią w stół

Bar­dzo przy­jem­ne w lek­tu­rze. Udało ci się wpleść tyle na­wią­zań do ro­dzi­mej i za­gra­nicz­nej kla­sy­ki, że je­stem pod wra­że­niem : ). W do­dat­ku muszę ze wsty­dem przy­znać, że na po­cząt­ku nie do końca zro­zu­mia­łem, co za­szło :D. Kiedy wszyst­ko sobie lo­gicz­nie po­ukła­da­łem, po­ziom sa­tys­fak­cji nawet jesz­cze odro­bi­nę wzrósł.

Mogło być go­rzej, ale mogło być i znacz­nie le­piej - Gan­dalf Szary, Hob­bit, czyli tam i z po­wro­tem, Rdz IV, Górą i dołem

– Nie je­ste­śmy jak di­no­zau­ry! – Pre­zy­dent pod­niósł się z fo­te­la.

– Tak, to praw­da. – Na­uko­wiec po­ki­wał głową. – Je­ste­śmy de­li­kat­niej­si…

Ten frag­ment mnie roz­bro­ił :D

 

“– Daj spo­kój. Ich po­przed­ni­cy już dawno nie ist­nie­ją – brat wtrą­ci­ła się w pół zda­nia – a na­stęp­ni też będą mieli to gdzieś.” – brat czy brata? Dalej jest od­mia­na “bratą”, która su­ge­ru­je że to forma żeń­ska…

 

“– Nie czas[-,] ani miej­sce na re­li­gij­ne dyr­dy­ma­ły.”

 

“– Nie uważa pan, że to by­ło­by bez sensu. – Pro­fe­sor Qu­berg nie dał się zbić z tropu.” – to py­ta­nie, więc przy­dał­by się znak za­py­ta­nia.

 

“– I jak spra­wy – za­gad­nę­ła Chan.” – j.w.

 

“Po czym wy­chy­lił się odro­bi­nę i wzno­sząc pięść nad głową, krzyk­ną w kie­run­ku wi­szą­cych dziś wy­jąt­ko­wo wy­so­ko chmur[-.+:]

– I po­wiedz­cie w całej ga­lak­ty­ce, że z Zie­mia­na­mi się nie za­dzie­ra!”

 

 

Sym­pa­tycz­na opo­wiast­ka. Miło się czy­ta­ło do śnia­da­nia ;)

"Nigdy nie re­zy­gnuj z celu tylko dla­te­go, że osią­gnię­cie go wy­ma­ga czasu. Czas i tak upły­nie." - H. Jack­son Brown Jr

Szko­da, tyle dobra nie do­je­cha­ło. Ech, per­kal i pa­cior­ki… A kto wie, może i woda ogni­sta była ;-) Lek­kie, miłe i sym­pa­tycz­ne.

"A jeden z synów - zresz­tą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jesz­cze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Woj­ciech Mły­nar­ski

Duży plus za dro­biażdż­ki: mur­kwie, per­kal i pa­cior­ki, ostat­nią scenę, i za “Chan za­bra­ła Chan” ;)

Cho­le­ra, tekst, który wy­sła­łem na Fan­ta­zma­ty, miał te same pa­ten­ty z po­wta­rza­ją­cy­mi się imio­na­mi i z wy­my­ślo­ny­mi sło­wa­mi. Na szczę­ście z zu­peł­nie innym kon­tek­ście :D

 

Nie po­wie­dział­bym, że po­mysł jakiś wiel­ce ory­gi­nal­ny, ale wy­ko­na­nie cał­kiem przy­jem­ne. Nie­in­wa­zyj­ny [hehe] szort, który ra­czej na dłu­żej w mojej pa­mię­ci nie po­zo­sta­nie, ale ogól­nie w po­rząd­ku.

No nie­źle.

Czy­ta­łam kilka dni temu i mu­sia­łam po­now­nie zaj­rzeć do tek­stu, żeby sobie przy­po­mnieć co i jak. Ogól­nie rzecz bio­rąc to nawet mi się po­do­ba­ło:) Po­szcze­gól­ne frag­men­ty są krót­kie i tre­ścią, więc żad­nych dłu­żyzn nie było, co się wy­jąt­ko­wo chwa­li przy takim te­ma­cie :) Żie­le­znyj kułak naj­lep­szy :D Ale chwyt ż uży­ciem jed­ne­go imie­nia też mi się spodo­bał:)

Temat jed­ne­go imie­nia trze­ba bę­dzie zgłę­bić. Bo sam się za­sta­na­wiam, czy to efekt braku wy­obraź­ni w nada­wa­niu imion u obcej rasy, czy może po­wszech­ny ne­po­tyzm? Ale kto tam wie, jak to jest u ko­smicz­nych mątw…

Czy to jest sy­gna­tur­ka?

Po­do­ba­ły mi się te wszyst­kie Chan. Mimo że na­czy­ta­łam się (i na­oglą­da­łam) o po­dob­nych kon­tak­tach, to takie za­baw­ne, z hu­mo­rem przed­sta­wio­ne wer­sje bawią mnie nie­zmien­nie. Bo poza po­my­słem liczy się też forma. 

Jako lek­kie czy­ta­deł­ko do po­śmia­nia – bar­dzo dobra lek­tu­ra.

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Lubię, kiedy ktoś udo­wad­nia, że na za­pre­zen­to­wa­nie wy­so­kie­go po­zio­mu nie po­trze­ba masy zna­ków. Mi­nia­tu­ra bły­sko­tli­wa, za­baw­na, pełna smacz­ków, kon­takt prze­wrot­ny i po­my­sło­wy. Wiele frag­men­tów można róż­nie wią­zać i in­ter­pre­to­wać. Uwa­żam, że to coś wię­cej niż miła czy­tan­ka, choć jesz­cze nie usta­li­łam w swoim ran­kin­gu, na ile. Nie­wy­klu­czo­ne, że po za­sta­no­wie­niu będę na tak.

"Po opa­no­wa­niu warsz­ta­tu na­le­ży go wy­rzu­cić przez okno". Vita i Vir­gi­nia

Sorry, Win­ne­tou, je­stem na nie.

Nie prze­czę, lubię się po­śmiać, lubię śmiesz­ne tek­sty. Twój rolę ko­me­dyj­ki omy­łek speł­nia do­sko­na­le, ale to nie jest piór­ko­wy for­mat. To tak, jakby ktoś przy­znał Osca­ra za pięt­na­sty od­ci­nek sit­co­mu. Bi­blio­te­ka – tak, pióro – nie.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Wow! [czyt: łał]

Roz­wa­ża­nia nad piór­ko­wo­ścią mo­je­go tek­stu… Po­waż­nie? Już samo to jest no­bi­li­tu­ją­ce.

 

Czy to jest sy­gna­tur­ka?

Świet­nie się ba­wi­łam przy lek­tu­rze :))

Po­chwa­ły mo­gła­bym słowo w słowo po­wtó­rzyć za przed­piść­ca­mi. Po­mysł, wy­ko­na­nie, humor – wszyst­ko super. 

Ja, jak­kol­wiek rów­nież od­naj­du­ję tekst przy­jem­nym, to jed­nak bez efek­tu WOW, czy też ja­kie­go­kol­wiek więk­sze­go za­chwy­tu. Ot, fajna hi­sto­ryj­ka, którą faj­nie się czy­ta­ło, ale która nie wy­wo­ła­ła śmie­cho­we­go tsu­na­mi (humor i ow­szem, z wy­krzyk­ni­kiem, ale to takie bar­dziej OCH! niż ACH! jed­nak ;), nie po­ru­szy­ła mnie w żaden spo­sób i nie za­chwy­ci­ła ani formą, ani tre­ścią. Oba­wiam się też, że prę­dzej czy póź­niej (prę­dzej) pa­mięć o nim prze­pad­nie gdzieś po­mię­dzy ko­lej­ny­mi opo­wia­da­nia­mi.

Koń­co­wa cena fak­tycz­nie naj­lep­sza, taka tro­chę… te­tral­na(?). Bar­dzo łatwo ją sobie zwi­zu­ali­zo­wać, a gdy już się do­ko­na dzie­ła, nie spo­sób się nie uśmiech­nąć.

 

Peace!

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Gdyby dow­ci­py w całym opo­wia­da­niu były rów­nie po­ciesz­ne, co ten fi­na­ło­wy, to być może by­ła­bym na tak. Bo humor to naj­więk­sza za­le­ta tek­stu, ale obec­nie jest to dla mnie hu­mo­ry­stycz­ny śred­niak. Przy­jem­ne czy­ta­deł­ko, o któ­rym szyb­ko za­po­mnę i przy któ­rym nie śmia­łam się zbyt dużo, więc nie­ste­ty byłam na nie ;)

Ni to Sza­tan, ni to Tęcza.

Po­do­ba­ło mi się :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Nowa Fantastyka