- Opowiadanie: KatarzynkaSz - Smocze diabły i anioły

Smocze diabły i anioły

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Smocze diabły i anioły

Dwaj nieśmiertelni siedzieli na ogromnej skarpie, pławiąc się w gorących płomieniach wschodzącego słońca. Dwie zwaliste bryły opancerzonego mięsa, odbijały wzajemnie własne sylwetki, w nagrzewających się powoli, jeszcze zimnych po bezlitosnej nocy, czarnych łuskach chroniących silne smocze korpusy. Thaar pierwszy rozwinął obszerne, poszarpane skrzydła łowiąc życiodajną energię. W jego ślady po chwili poszedł Roes. Dwa zamyślone giganty, siedziały na skalnej polanie. Dumały. Niezmiennie od długich stuleci. Za ich plecami, ku niebu wystrzeliwały gigantyczne drzewa, budzące się do życia podobnie jak smocze istoty, wyciągając ku słońcu szerokie liście gęstego poszycia.

Dwa kanciaste łby odwróciły się nieomal jednocześnie, gdy powietrze rozdarł przeraźliwy grzmot. Jasnoniebieskie, mądre ślepia śledziły tor upadającego meteorytu, ciągnącego za sobą w potokach piekielnego żaru, długi na całe setki kilometrów, czerwono-czarny warkocz pleciony z ognia, gorąca i kawałków kosmicznych skał.

Rozległ się huk, i po chwili wysokie na dziesiątki metrów potężne rośliny nieznana siła zaczęła kłaść masowo, niczym klocki sypiącej się konstrukcji niedbale ułożonego domina. Na długi czas czarna chmura przysłoniła słońce. Smoki czekały. Robiły to od stuleci. Cierpliwość była jedną z ich największych cnót.

Błoniaste, nieomal przeźroczyste skrzydła trzepnęły kilkakrotnie unosząc nad miejscem katastrofy smocze sylwetki. Szybujące kolosy były po prostu i zwyczajnie piękne. Niestety na młodej Ziemi nie było innych inteligentnych istot, które mogłyby potwierdzić ten oczywisty fakt.

Głęboki lej, o średnicy paru kilometrów odsłonił w bujnej, gęstej zieleni czarną ziemię, układając powaloną roślinność symetrycznie wokół, tworząc artystyczną kompozycję. Z paruset metrów, obserwowany przez inteligentne stworzenia ,składający się z mieszaniny zieleni i czerni kwiecisty bukiet był przepiękny, choć samo zdarzenie było straszliwe.

Smoki zręcznie wylądowały obok kawałka skały.

-To jednak nie meteoryt – myśł Thaara dotarła do brata. Kościana igła złożonego skrzydła wskazała miejsce, gdzie spod odłupanej skały wystawał kawał metalowej konstrukcji. Romboidalne błyszczące płytki przemieszczały się między sobą w potokach iskier. Nastąpiła seria trzasków, i kawały kamiennej skorupy zaczęły całymi setkami odpadać od ukrytej obcej struktury. Smocze ślepia z zaciekawieniem patrzyły na gigantyczną kulę, leżącą w czarnym kraterze, otoczoną przeźroczystą powłoką iskrzącą kolorami tęczy. Najwięksi z mieszkańców Ziemi byli jak nic nie znaczące pyłki w porównaniu z nieruchomym żelaznym kolosem.

Kilkudziesięciometrowe skrzydła młóciły powietrze unosząc ku niebu dwójkę braci. Smocze źrenice zmatowiały. Zwierzęce umysły utkały kosmiczną neuronową sieć. Nieznana magia rozbiła na drobiny wciąż obecne smoki, czyniąc je niewidzialnymi. Ukryci obserwatorzy zerkali w dół na małe stworzenia opuszczające metalową górę. Stworzonka były w porównaniu z smoczymi istotami naprawdę malutkie. Towarzyszyły im dziwne konstrukcje, zbudowane z podobnego materiału co nieznany obiekt. Samojezdne urządzenia wydając tajemnicze, złowrogie odgłosy przystąpiły do rozbiórki kosmicznego statku. Każdy z rozebranych elementów został powtórnie wykorzystany. W długi czas po tym, jak obcy przybysze pojawili się na smoczej ziemi, powstało cybernetyczne miasto, inteligentny mega organizm spełniający każdą, nawet niewielką zachciankę malutkich stworzeń. Dla smoków trwało to zaledwie chwilę.

-Nie wiem czemu, ale czuje niepokój patrząc na te małe żyjątka -strzała przesłanej myśli utkwiła w umyśle Thaara.

-Lećmy bracie zdać relację rodzinie. Mam równie czarne przeczucia.

W przyszłość smoczej rasy nieznana siła wplotła losy malutkich ludzkich stworzeń nie pytając o zdanie żadnej ze stron.

Przemoc, gwałt, rozbój i bezprawie były pustymi sloganami dla dobrocią wypełnionych smoczych serc. W ich języku nie istniały formy mogące opisać takie zachowania, dlatego też gdy doszło do konfliktu, dawni właściciele matki Ziemi zostali prawie wytępieni. Żaden z zamieszkujących planetę smoków nie potrafił wyrządzić krzywdy innej żywej istocie. Byli mistrzami w kontemplowaniu świata, poznawaniu siebie nawzajem, chodzeniu ścieżkami alternatywnych rozwiązań, które nigdy mogły nie nastąpić. Potrafili tworzyć. Nie umieli ranić. Dlatego żyli z dala od swoich smoczych krewniaków wyznających zgoła odmienny sposób zachowania.

Thaar zlustrował siedzących na wysokiej skale braci i siostry, ze smutkiem zatrzymując wzrok na każdym z nich. Był wiekiem najstarszy, więc to jemu przypadło dowództwo nad zdziesiątkowaną, niegdyś tak liczną smoczą rodziną.

-Dziś wysłałem błysk myśli do naszych okrutnych ziomków, zamieszkujących zewnętrzne powłoki kontinuum. Miną zapewne całe tysiąclecia zanim zareagują na nasze wezwanie.

Błękitne oczy smoczych istot wypełniły ogromne łzy i świadomość nieuchronnego. Była w nich również odrobina podziwu, dla najstarszego brata, który na swe barki wziął tak niepojętą decyzję. Wybór, który z pewnością uśmierci pięknego smoka, gdy dojdzie do zawirowań.

Płakali nad światem, nad sobą i nad malutkimi ludzikami, wypełnionymi niezrozumiałą mroczną i okrutną materią. Zapadli w letarg, przeglądając możliwe ścieżki przyszłości. Zapłakali po raz ostatni nad losem maleństw i rozbici na pojedyncze atomy, połączyli się z prastarą skałą, zapadając w długi sen.

Bezchmurne niebo przecięła gigantyczna rozgrzana skalna masa, ze świstem zmierzająca ku powierzchni, z której ku niebu wystrzeliwały kilkudziesięciometrowe konstrukcje ze stali, betonu i szkła. Od miesięcy ludzki gatunek przygotowywał się do kolizji z kosmicznym wędrowcem, który w ostatniej chwili niespodziewanie zmienił tor lotu, zmierzając w centrum jednego z największych ziemskich miast.

Eksplozja zdmuchnęła z powierzchni setki tysięcy żelbetonowych konstrukcji, leżących teraz wśród odłamków szklanych ścian. Czarny demoniczny grzyb przysłonił błękitne niebo na całe dnie chowając za mroczną zasłoną jasne słońce zamieniające się miejscami ze srebrnym braciszkiem. Minęły długie tygodnie. Wielki krater utworzył się w miejscu, gdzie jeszcze niedawno tętniło życie. Na samym dnie spoczywała metaliczna kula lśniąca w promieniach słońca.

Tysiące specjalistów z różnych dziedzin fizyki, chemii, astronautyki i innych których nazwy wydałyby nam się nic nie znaczącymi słowami, w otoczeniu skomplikowanej aparatury rejestrowało niezwykłe wydarzenie. Niebo co chwilę przecinały patrolujące przestrzeń myśliwce, nie wydające prawie żadnego dźwięku. Miliony telewidzów na całym świecie oglądało na żywo relację jednej z największych katastrof w dziejach ludzkości. Oglądalność sięgnęła zenitu. Bo i zdarzenie było wyjątkowe.

Z wnętrza kuli wyjrzał czarny, zrogowaciały łeb. Trzepot błoniastych skrzydeł zamieszał gęstym, suchym powietrzem. Smoczy pysk rozwarł się na całą szerokość zataczając pełne koło. Struga ciemnej materii wystrzeliła w przestrzeń na całe kilometry dezintegrując otoczenie kosmicznego statku. Miliony telewidzów ziemskiego świata zamarło wpatrując się w czarne ciekłokrystaliczne tafle.

Minęły setki tysięcy lat, odkąd ludzie zasiedlili Ziemię. Cywilizacja dziesiątki razy upadała, by kolejne razy z mozołem dźwigać się na wyżyny. Nikt nie pamiętał dawnych czasów, gdy została prawie wytępiona jedna z najinteligentniejszych kosmicznych ras. Ras dla której czas jest nic nie znaczącym terminem. Teraz jej krewniacy powrócili, biorąc straszliwy odwet. Nie znali słów takich jak miłość, przyjaźń, przebaczenie czy litość. Dlatego też byli mistrzami w swoim fachu. Dzierżyli w smoczych łapach bezlitosne kosy kosmicznej śmierci. Diabelskie demony wezwane przez piękne anioły.

Historia zatoczyła koło. Czarne diabły odleciały. Piękne anioły budziły się z długiego snu. U podnóża prastarej skały płakało głośno kilkanaście niemowląt cudem ocalałych z niepojętej rzezi.

Trzepnęły przeźroczyste smocze skrzydła. Dziesiątki pięknych głów zerknęło w dół na mikroskopijne żyjątka. Ludzkość dostała kolejną szansę.

Na szczycie skalnego giganta z pękniętym z rozpaczy sercem, leżał otoczony przez braci i siostry martwy smok. Przy narodzinach szczęśliwi rodzice nadali mu imię Thaar.

Koniec

Komentarze

Styl momentami trochę kuleje, ale generalnie da się przeczytać. Bez wielkich zgrzytów.
Historia według poprowadzona niezbyt wciągająco. Zakończenie można przewidzieć już w połowie.

Przeciętne - na 3.

Nowa Fantastyka