
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Dźwiganie tego kartonu, wypchanego masą, jak mu się teraz wydawało – niepotrzebnych rzeczy – nie było komfortowym zajęciem. Słońce prażyło tak mocno, że oświetlone jego promieniami ściany kamienic wyglądały jak zbudowane z suchego piasku. Nie zdziwiłby się, gdyby mury domów osunęły się nagle, grzebiąc go, razem z Iwoną, która szła przodem – szczęśliwa, bo bez bagażu. Ostatnie pudło zawsze jest najgorsze. Wolał głośno nie narzekać, bo sam zaproponował, że podjadą tramwajem zamiast taksówką. W tym miesiącu i tak sporo kasy poszło, i to na co. Przerzucał ciężar, raz na jedną rękę, raz na drugą. Iwona proponowała kilka razy, że mu pomoże nieść, ale nie chciał. Jak by to wyglądało.
Zatrzymali się na chwilę, sięgnęła do jego kieszeni, a jakże, i wyjęła portfel. Kupiła dwie gałki lodów, drażniła się z nim przez chwilę, ale w końcu dała mu skosztować. Ubrudził nos i brodę. Wytarła go chusteczką. Mimo wszystko, mimo wszystko, przecież to karton jest ciężki, nie ma sensu denerwować się na nią. Starał się nie myśleć o czekającym ich urządzaniu się w nowym mieszkaniu. Raczej w nowo wynajętym mieszkaniu w staro-starym bloku. Dobrze, że w miarę blisko centrum. Porządki, meblowanie, układanie, wszystko, co prowadzi do ładu, tak lubianego przez Grzegorza, przeraża go zarazem. Chciałby raz osiągnąć cel bez środków. Chciałby, żeby porządek był. Stawanie się porządku czy doprowadzanie do niego już coś uszczupla w jego istocie. Wprowadza niepotrzebny ruch i zamęt. Zakłada uprzedni nieład. Poza tym czasami naprawdę trudno zdecydować się, w którym miejscu postawić daną książkę. Alfabetycznie, gatunkami, językiem, grubością, wysokością, żeby dało się znaleźć sposób łączący wszystkie te właściwości. A już najgorsze jest to odkurzanie, mycie podłóg, okien, obrusy, firanki, talerze, ciąży mu to wszystko bardziej niż karton.
Całe szczęście Iwona łapie go za rękę i kieruje nieco w bok, bo wszedłby prosto na wózek, w którym siedzi zapatrzone przed siebie dziecko, starające się wygiąć swoje serdelkowate nogi pod jakimś niesamowitym kątem. Robi to prawdopodobnie tylko dlatego, że jeszcze nie wie, że jest to niemożliwe. Kiedy się dowie, jego mięśnie i kości nieco zastygną i znormalnieją. Grzegorz rozpoznaje kamienicę, już blisko. Iwona połyka ostatni kawałek wafla, ale z taką ilością lodów, że chłopakowi cierpną zęby na sam widok. Dziewczyna oblizuje palce, patrzy na niego, przygryza dolną wargę i woła:
– Kto pierwszy na górze!
– Ale o co?
Iwona staje na palcach, szepcze Grzegorzowi do ucha coś, co razem z gorącym powietrzem wydobywającym się z jej ust sprawia, że chłopak dopiero teraz czuje, czym jest prawdziwy upał, i zanim zdąży pomyśleć, że tak mu ciężko i niewygodnie z tą cholerną, pobrzękującą paczką, już biegnie. Prawie równo z dziewczyną, nie jest w stanie tak zwinnie mijać przechodniów, może gdyby ulica była pusta, ale teraz, o tej godzinie?
Iwona wbiega do środka, Grzegorz zaraz za nią, przez chwile wydaje mu się, że ciemność w bramie połknęła dziewczynę, ostatnie zniknęły włosy, jak łyko fasoli, które zostaje na wardze, nie może jej znaleźć, dopiero po chwili oczy przyzwyczajają się do czerni. Za późno, za Iwoną już zamykają się drzwi windy. Zdążył jeszcze zobaczyć jej twarz. Na klatce jest duszno, kto wie, czy nie bardziej niż na zewnątrz. Błotniste, stare powietrze klei się do twarzy i zalewa gardło. Ściany śliskie są od brunatnego potu.
– No, zobaczymy, pokażę jej, że potrafię szybciej. – Grzegorz wbiegając po schodach – co tam, na piąte piętro, da radę – słucha ociężałego skrzypienia mechanizmu windy, który przypomina mu wdech brany przez chorego człowieka. Chłopak sapie, ale przekroczył już granicę, poza którą zmęczenie staje się czymś naturalnym i tylko pomaga w wysiłku. Liczy piętra, na każdym z nich widzi uciekające, zawsze nieco wyprzedzające go światło, które pada przez szybę w drzwiach windy.
– Żeby tylko karton się nie rozpieprzył, coś się dół dziwnie wybrzusza – myśli i dobiega na ostatnie piętro. Winda już tam jest. Podchodzi do drzwi, zagląda przez wąską szybę – nie widzi dziewczyny. Nagle odskakuje, Iwona musiała schować się gdzieś w rogu, a teraz podskakuje, śmieje się, i woła: – Pierwsza, pierwsza! – Nie jest to takie złe, w rezultacie przegrana też da mu sporo przyjemności, o ile szept do ucha, tam na ulicy, był na poważnie.
– Skarbie, nie mogę otworzyć. – Iwona napiera na drzwi i patrzy z lekkim, niepewnym uśmiechem.
Grzegorz kładzie pakunek na ziemi i chwyta za klamkę, ciągnie mocno, ale drzwi nie chcą puścić. Łapie dwoma rękami, zapiera się. Nic. Iwona robi rozkosznie smutną minę, wywija przy tym dolną wargę. Wybuchają śmiechem. Grzegorz zaczyna szarpać drzwi, kopie kilka razy. Iwona siada i opiera brodę na dłoni. Po schodach wychodzi powoli starszy mężczyzna. Prowadzi na smyczy czarnego pudla. Grzegorz odwraca się w jego stronę.
– Dzień dobry! Przepraszam! Może mi pan pomóc? Coś się z tymi drzwiami stało, nie chcą się otworzyć.
– A, tak. Już, już, dopiero przecież naprawiali. Przytrzyma pan psa. – Grzegorz chwyta smycz, patrzy na pudla, który zaczyna lizać jego buta.
Mężczyzna otwiera z łatwością drzwi, odbiera smycz.
– No, ja panu przytrzymam, to pana pudło? Niech pan wchodzi.
Grzegorz zaczyna coś mówić, ale urywa, mężczyzna wzrusza ramionami i idzie w stronę drzwi na końcu korytarza, a chłopak patrzy na pustą kabinę windy i nie może sobie przypomnieć, czy te lody były cytrynowe.
"Zatrzymali się na chwilę, sięgnęła do jego kieszenie, a jakże, i wyjęła portfel." - po pierwsze literówka, po drugie według mnie to "a jakże" jest niepotrzebne. Takie subiektywne wrażenie.
"Jak by to wyglądało. " nieładnie... lepiej zawsze dobrze sprawdzić tekst^^.
Przeczytałem wszystko i po głowie kołacze mi się tylko jedno pytanie: o co w tym wszystkim chodzilo?!?
Styl wydaje mi się troche kulawy. Co do fabuły... to nie znalazłem. A szukałem^^.
Okropny styl, ciągle jakieś błędy, "koślawości" i wyrazy wciśnięte bez sensu ("sięgnęła do jego kieszenie, a jakże, i wyjęła portfel"), zgrzytająca interpunkcja, myśli zapisywane jak dialogi, pokracznie poskładane - a raczej posklecane - zdania ("przygryza dolną wargę i woła:" - jak się woła z przygryzioną wargą? "Ściany śliskie są od brunatnego potu" - ściany się pocą? I tak jest ciągle). Zakończenie niemożliwie głupie i bez sensu, podobnie jak cała reszta. Miało być "absurdalnie"? No to nie wyszło.
ostatnie zniknęły włosy, jak łyko fasoli, które zostaje na wardze
Porównanie Miesiąca ;D
Lassar, nie wiem, jaki błąd znalazłeś w zwrocie "Jak by to wyglądało"? Chyba nie sugerujesz, że powinno to być, w tym kontekście, zapisane "jakby"?;] W każdym razie słownik ortograficzny nie przewiduje w tym przypadku takiej możliwości;)
Co do innych uwag - cieszę się, że jestem tak szybko cytowany;) Oczywiście, prawo czytelnika do oceny, nie mam zamiaru kłócić się o cokolwiek, co jest oceną stylu, treści, formy itd.;)
Lassar, nie wiem, jaki błąd znalazłeś w zwrocie "Jak by to wyglądało"?
Zapewne brak znaku zapytania.
Hmm, w tym przypadku też nie był niezbędny:]
Ehh... tak to jest jak się komentuje w pośpiechu. Nieważne, w każdym razie wyłapałeś błąd w moim wyliczeniu błędów^^. Przykro mi. Pisałem szybko i skojarzyło mi się z czymś innym:(.
W każdym razie reszta uwag zostaje.
Chciałby, żeby porządek był. Stawanie się porządku czy doprowadzanie do niego już coś uszczupla w jego istocie. - te zdania źle brzmią. Zresztą nie tylko one. Ale ot, taki przykład.
Jakie lody?
Ale o co w tym chodzi?
Nie widzę tu sf/fantasy, czy czytałam jakoś szczególnie nieuważnie?
Jak by to wygladało jest OK, a jakże powinno być wcześniej.
A tak w ogóle --- o co chodzi w tym opowiadanku?
Styl mi się nie podobał. Wiele zdań dziwacznie skonstruowanych. No i co najważniejsze: O co tu chodzi?!
Ode mnie - 2.
Ode mnie po raz kolejny: o co tu chodzi? ;)
Ale nie było aż tak źle, pomimo potknięć stylistycznych czytało mi się to w miarę nieźle, rzekłabym, że wciągnęło. To znaczy nie żeby się jakoś dużo działo, ale napisane jakoś tak, że czuło się, że coś się w końcu wydarzy. Sama nie wiem, czy jestem usatysfakcjonowana... ale chyba tak. Nie mogę oceniać, ale to chyba dobrze bo zupełnie nie wiedziałabym jak.