
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Strzeliste wieże kościoła tonęły w rzęsistym deszczu, od trzech dni smagającym miasto bez chwili przerwy. Pomimo wody lejącej się przez przemoknięty kołnierz Marek wciąż stał na progu drzwi do zakrystii. Sam nie wiedział czemu, ale cała ta sprawa budziła w nim straszną niechęć. Ateista z wyboru i lenistwa, miał wpojoną niechęć do kościoła i wszystkiego związanego choćby w najmniejszym stopniu z tą instytucją. Ostatni raz zresztą był tu chyba podczas swojej komunii, wiele lat temu. I teraz by tu nie stał gdyby nie jeden problem: miał zamiar ożenić się z Ewą, a żeby to zrobić potrzebował odpisu metryki. Rzecz niby prosta i nieskomplikowana, ale sama myśl o spotkaniu ze starym proboszczem i pytaniach „czemu cię nie widuje na mszach synu?" przyprawiał go o dreszcze. W końcu wzruszył ramionami i zrobił krok naprzód pukając do drzwi. „Jakby co to zawsze mam kopertę" pomyślał wchodząc do przyjemnie ciepłego wnętrza zakrystii.
Już po chwili musiał przyznać przed sobą, że niekoniecznie tego się spodziewał. Zamiast starego gabinetu, pełnego religijnych bibelotów i obrazków zastał całkiem nowocześnie urządzone biuro. Przed nim stał drewniany stół zawalony rozmaitymi papierami, przy ścianach szafki i półki wypełnione podpisanymi teczkami. Był nawet cicho szumiący laptop na stole, podłączony do drukarki i skanera na małej szafeczce przy biurku. Jedyne co zgadzało się z jego wyobrażeniami to mały obrazek Jezusa, zawieszony nad głową księdza. Sam ksiądz zresztą też odbiegał od wyobrażeń. Co prawda miał sutannę, koloratkę i wszystko inne, ale nie był to bynajmniej stary proboszcz– ten ksiądz mógł mieć co najwyżej trzydzieści lat i niewiele w sobie miał z dobrotliwego pasterza owieczek. Przypominał raczej wiecznie uśmiechniętą hienę, czy też urzędnika w biurze podatkowym. O ile jest jakaś różnica pomiędzy tymi dwoma.
Wrażenie dobrze urządzonego biura psuły jedynie umieszczone tu i ówdzie miski tudzież garnki, zbierające wodę obficie kapiącą z dziurawego jak ser szwajcarski po trafieniu śrutem sufitu.
Od chwili wejścia do gabinetu młody ksiądz nie odezwał się właściwie do Marka żadnym słowem. Wskazał mu jedynie fotel przed biurkiem, gestem pokazał żeby zaczekał i powrócił do czytania dokumentu. Nie minęła jednak nawet minuta nim skończył, odłożył kartki papieru i znad złączonych dłoni spojrzał na Marka.
– Jak rozumiem synu pragniesz zdobyć odpis metryki? – Mimo młodego wieku głos księdza był pewny i mocny jak u doświadczonego kaznodziei.
– Tak, eee….ojcze. Potrzebuję go do…
– Oczywiście, oczywiście – ksiądz machnął dłonią, jakby chcąc pokazać że to sprawa najmniejszej wagi. – załatwimy to od razu. Powiedz mi jednak synu, jak tam u ciebie z tym „praktykujący" po słowie wierzący?
– No wie ksiądz, oczywiście staram się i w ogóle, ale często czasu brak, zresztą tak naprawdę to chodzę różnie, raz tu raz tam. – Marek poczuł się niepewnie. Właśnie tego się obawiał. Ścisnął mocniej kopertę w kieszeni, jego jedyne zabezpieczenie mogące odsunąć go od tej sytuacji. „Oboje dobrze wiemy o co chodzi. Ty ponarzekasz, ja ci zapłacę i wszystko będzie w porządku" pomyślał.
– Bardzo dobrze to rozumiem synu.
– Naprawdę? – Zastygł z ręką na wpół wysuniętą z kieszeni. Tego się nie spodziewał.
– Ależ oczywiście – ksiądz wstał ze swojego fotela, obszedł biurko i usiadł na jego skraju. „Niczym amerykański polityk zbliżający się do ludzi" przeszło przez myśl Markowi. – W dzisiejszych czasach trudno jest znaleźć czas na religię prawda? – Ksiądz kontynuował mimo wyraźnie zdziwionej miny rozmówcy. – Musimy zarabiać pieniądze, zajmować się rodziną i żeby nie oszaleć znaleźć sobie jeszcze czas na odrobinę rozrywki. Trudno oczekiwać od ludzi że przy tym jednocześnie będą dbali o ciągłe przestrzeganie przykazań i chodzenie do kościoła, nie uważasz synu?
– No tak, znaczy się nie, to znaczy ja… – Marek nie wiedział co odpowiedzieć. „O cholera to jakiś psychiczny fanatyk". Myślał już tylko jak się stąd wydostać.
– Spokojnie, przecież wszystko jest w porządku. Doskonale cię rozumiem – Ksiądz uśmiechnął się szeroko ukazując zęby, wyraźnie po kilku zabiegach wybielania. – To nie żaden podstęp.
– Nie? – Zdołał wykrztusić Marek.
– Ależ oczywiście, że nie. Synu, musisz wiedzieć, że my tutaj także idziemy z duchem czasu i wiemy, że nasza przyszłość zależy od tego czy uda nam się osiągnąć większe porozumienie z wami, naszymi wiernymi. Dlatego też wprowadziliśmy specjalną ofertę: „twoja wiara, twoje potrzeby".
– Ofertę? – Absurdalność sytuacji zaczęła przytłaczać Marka. Mógł tylko siedzieć z otwartymi ustami i słuchać księdza, który swoim szkolonym głosem zaczął recytował tekst, jakby miał go zapisanego na kartce przed oczami.
– Tak, dokładnie, ofertę. Co powiesz na to synu: ty podpiszesz to oto zobowiązanie do odprowadzenia części podatku na cele kościoła, i składania regularnych, dobrowolnych datków o określonych minimalnych kwotach, my zaś w zamian za to zobowiązujemy się do rozliczania cię z twojej wiary na specjalnych zasadach. Spójrz tylko na nasze pakiety. – Tu ksiądz rozłożył przed Markiem kilka kolorowych broszur. Na wszystkich były wielkie kolorowe napisy z wykrzyknikami i zdjęcia uśmiechniętych ludzi. – Na przykład ten – chwycił jedną z kartek – pakiet „Nasze Grzeszki". Oferujemy w nim bezkarne grzechy z jedną z wybranych osób. Co tylko chcesz, seks przedmałżeński, sodomia, najbardziej wyuzdane i grzeszne sposoby uprawiania miłości bez żadnej odpowiedzialności! Nie musisz się z nich spowiadać, ani tłumaczyć w niebie! Co ty na to synu?
– Ja…nie wiem ojcze, ja nigdy… – To nie mogło być rzeczywiste. To musiał być jakiś test. Albo ukryta kamera. Ksiądz jednak nie rzucił nagle „Jesteś w ukrytej kamerze". Zamiast tego sięgnął po następną kartkę.
– No tak, przecież już niedługo będziesz żonaty, więc wyszukajmy coś innego: Może „Grzeszne Wieczory"? Bezkarne grzechy po 18? Albo pakiet „Szybki Dewota"? Każde pięć minut modłów liczone za jedną mszę, a w niedziele naliczanie podwójne? Wiesz co synu, dzisiaj masz szczęśliwy dzień, obchodzimy naszą rocznicę więc dodam ci ekstra pakiet „Jako Ty Mi", za każde dwie modlitwy za kogoś dostaniesz jedną w twojej intencji. Do tego zapiszemy cię do programu lojalnościowego – jeżeli ochrzcisz dziecko w naszym kościele, to każdy jego dobry uczynek będzie zaliczany również tobie! To jak, podpisujemy? – Nie wiadomo skąd w jego ręce wziął się długopis.
– To znaczy tak teraz? Tutaj? Ale tak naprawdę? To znaczy to tak naprawdę? – Marek nie wiedział co powiedzieć.
– Ależ oczywiście synu, masz tu przecież wszystko opisane.
– Aha…w takim razie… – Marek zastanowił się chwilę. Jeżeli to jakaś sztuczka to jego podpis i tak będzie nieważny, a tym sposobem szybciej stąd wyjdzie. A jeżeli ten ksiądz mówi serio…jeden procent i datki parę razy w roku to niedużo. Jakkolwiek wydaje się to absurdalne, to może to jest właśnie sposób na poprawienia sobie wyniku tam na górze? Zdecydował się. – Dobra, dawaj pan. To znaczy proszę księdza.
– Doskonale! – ksiądz uśmiechnął się raz jeszcze – Nie pożałujesz synu. – dodał podsuwając mu pod nos papiery.
***
Ojciec Piotr przyglądał się wszystkiemu z gabinetu obok. Nie wiedział co o tym myśleć. Odkąd Andrzej wrócił z tego przeszkolenia z zakresu marketingu, miał masę różnych pomysłów, ale to już chyba drobna przesada. Ze strapioną miną zwrócił się do proboszcza który ze spokojem nabierał zupy na łyżkę.
– Księże proboszczu, wybacz, że przeszkadzam w posiłku…ale ta cała sprawa nie daje mi spokoju…To znaczy ojcze to przecież tak nie działa wiesz o tym…Jak możemy tak okłamywać wiernych?
Proboszcz spokojnie przełknął kolejny łyk zupy i zagryzł go chlebem.
– Piotrze, Piotrze…Spokojnie, biorę wszystko na siebie, i jak będzie trzeba to wytłumaczę wszystko w niebie. Zresztą zauważ, co w tym złego: Kościołowi przybędzie parę duszyczek, i to takich co będą pewnie częściej na msze przychodzić – przecież jak zapłacą to będą chcieli skorzystać. A te parę grzechów więcej? Co to ma za znaczenie? Jak człowiek jest dobry, to i tak się ich nie dopuści, a nawet jeśli to go sumienie zagryzie i do spowiedzi pójdzie. A jak jest zły? To co z tego, że powiemy mu, że parę grzechów płazem mu ujdzie, skoro i tak narobi tyle innych, że go przez Bramy Niebieskie nijak nie przepuszczą. W czym więc problem Piotrze?
– Ojcze po prostu…nie wiem, źle się czuję z tym, wydaje mi się że to straszliwe tak ich okłamywać, przecież wszyscy wiemy że to nie ma znaczenia czy coś podpiszą czy nie, papierek im grzechów nie zmaże.
W tym momencie z sufitu oderwała się gruba, gęsta od rdzy i tynku kropla i zgodnie z prawem Murphy'ego wpadła prosto do zupy proboszcza. Ten przez chwilę patrzył na nią w ciszy, po czym odłożył sztućce, podniósł wzrok na księdza Piotra i ze spokojem zakończył dyskusję:
– Piotrze, papierek może i grzechów nijak nie zmaże, ale oznacza dla nas więcej wiernych. A więcej wiernych to więcej datków. Więcej datków z kolei to remont dachu, a ja, niech mi święty Franciszek i inni święci wybaczą, mam dość deszczu kapiącego mi do obiadu.
Mój debiut, moża niekoniecznie pasuje do kategori "fantastyka", ale mam nadzieję że nikomu nie będzie to przeszkadzać. Kolejny tekst jest bardziej przystosowany do konwencji portalu, w tej chwili jednak "chłodzi się" przed korektą.
Tymczasem będę bardzo wdzięczny za wyrozumiałość, komentarze i przede wszystkim krytykę :)
Pozdrowienia
Mój debiut, moża niekoniecznie pasuje do kategori "fantastyka", ale mam nadzieję że nikomu nie będzie to przeszkadzać. Kolejny tekst jest bardziej przystosowany do konwencji portalu, w tej chwili jednak "chłodzi się" przed korektą.
Tymczasem będę bardzo wdzięczny za wyrozumiałość, komentarze i przede wszystkim krytykę :)
Pozdrowienia
Tymczasem będę bardzo wdzięczny za wyrozumiałość
Nie ma taryfy ulgowej dla nikogo. Hłe, hłe...
moża niekoniecznie pasuje do kategori "fantastyka"
Religia to fantastyka sama w sobie.
Taki sobie tekst. Spójny, pomysł odrobinę abstrakcyjny (ale dość pospolicie, namnożyło się tego w krótkich formach...), nawet zakończenie dobre jest, takie "pointujące". Napisany poprawnie (momentami nawet więcej niż poprawnie), choć są małe błędy w zapisie dialogów (raz piszesz poprawnie, a raz nie...). Ale skoro debiut, to wytłumaczę:
- Ależ oczywiście - ksiądz wstał ze swojego fotela //Ksiądz dużą literą + kropka przed. Jeśli po myślniku mamy "odgłos paszczą" (powiedział, rzekł, odrzekł, wystękał, wyjąkał...) to ów wyraz małą literą, a przed myślnikiem bez kropki. Jeśli odgłosu paszczą brak, to kropka po wypowiedzi i dużą literą po myślniku. Na przykładzie:
- Ależ oczywiście. - Ksiądz wstał ze swojego fotela.
- Ależ oczywiście - powiedział ksiądz i wstał ze swojego fotela.
Tak nawiasem mówiąc, to "swojego" jest niepotrzebne - wiadomo, że wstał z tego, na którym siedział... Nadużywanie tych wyrazów (mojego, tamtego, jej, swego...) jest potocznie zwane "zaimkozą", chorobą początkujących pisarzy.
Dziękuję za wyjaśnienie tej sprawy z dialogami. Przyznam szczerze że miałem z tym duży problem, po kliku korektach i konsultacjach z biblioteczką zostawiłem tak jak jest, mając nadzieję że ktoś to wyjaśni (wiem, leń ze mnie) :)
czy też urzędnika w biurze podatkowym - chodziło o Urząd Skarbowy?
Opowiadanie na solidne 4.
XXI-wieczna sprzedaż odpustów - lekko i przyjemnie poprowadzony pomysł.
Tylko jedna uwaga - jeszcze nie widziałem ani nie słyszałem, żeby jakiegokolwiek księdza w Polsce nie było stać na naprawę dachu. ;)
Hah, trafna uwaga mojego przedmówcy :)
ja mam inną - wyłapałam niekonsekwencję:
w pierwszym akapicie dowiadujemy się, że bohater to "ateista z wyboru i lenistwa", zastanawia mnie więc skąd u ateisty myśl, że "może to jest właśnie sposób na poprawienia sobie wyniku tam na górze?"
Chwilę wcześniej bohater chce podpisać papierek, żeby jak najszybciej wyjść z biura, i to jest ok, wystarczyłoby.
Poza tym opowiadanie fabularnie przyjemne, sprawnie napisane, porządnie skonstruowane. Fajnie :)