- Opowiadanie: RobertZ - Wyjatki z pamiętnika dwunastoletniego chłopca

Wyjatki z pamiętnika dwunastoletniego chłopca

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wyjatki z pamiętnika dwunastoletniego chłopca

Początek pamiętnika (12 dzień zimy)

Mówią, że jestem dziecinny. Mam przecież dwanaście lat, a piszą jakieś wiersze, opowiadania, bajki. Dziwne, ale powiadają, że jestem maminsynkiem, a przecież nie mam mamy lecz tylko opiekunkę. Jeszcze nie tak dawno temu nie potrafiłem pisać, odkąd jednak posiadłem tą umiejętność, czuje w sobie niezwykłą potrzebą, chęć pisania. Może to dlatego, że czuje się samotny, opuszczony. Mam tylko jednego przyjaciela. Jest nim moja opiekunka

Jestem inny. Chłopcy w moim wieku grają w piłką, pozdrawiają się po rzymsku ( kto wyżej wyrzuci ramię ten jest najlepszy), bawią się w nadludzi i wojną. A ja tylko piszą wiersze, albo rozmawiam z dziewczynami. Chłopcy śmieją się ze mnie i nazywają podmałpą, albo probówką gdyż w probówce przyszedłem na świat. Najpierw mnie zrobiono w probówce, a później, kiedy byłem jeszcze bardzo mały, wsadzono mnie do brzuszka opiekunki, a ja się tam rozwijałem, aż w końcu urodziłem. Nie lubią o tym wspominać. To takie bolesne, to poczucie bycia innym. W zasadzie głównie z tego powodu nikt mnie nie lubi. Mówią, że jestem pasożytem i genetycznym wyrodkiem, gdyż zająłem miejsce należne podczłowiekowi. Lubię chodzić z dziewczynami. One są takie spokojne i ciągle mówią tymi swoimi piskliwymi głosikami. Naśmiewają się z mojego kalectwa, ale nie są aż takie złe jak chłopcy. Ktoś napisał, że trzeba pisać, aby nie umrzeć. Dzisiaj postanowiłem założyć pamiętnik. Uroczyście oświadczam, że jest on moim przyjacielem.

27 dzień zimy

Zawsze się nimi interesowałem. Ponurzy, milczący, niżsi od nas, o bladej, żółtawej cerze i smutnych, może zamyślonych oczach. Zagubione, nijakie spojrzenie, oczy próbujące wybadać głębię własnej duszy, pełne posłuszeństwa i pokory. Ich zachowaniu towarzyszy przerażenie, strach przed karą i poczucie nieustannej odpowiedzialności, za niedokonane zbrodnie, a także nienawiść. Kiedy byliśmy dzisiejszego ranka na spacerze w parku zapytałem się mojej opiekunki:

-Kim są oni, ci niewolnicy ?

Opiekunka się roześmiała, ale wyglądała na przestraszoną, a jednocześnie zaskoczoną moim pytaniem. Była jeszcze młoda, zbyt młoda na to aby być opiekunką, ale nie wyobrażałem sobie bez niej życia i wiem, że ona myśli tak samo. Kiedyś powiedziała mi, że jest moją prawdziwą matką, ale jest to oczywiście niemożliwe. Zresztą pisałem już o tym jak się urodziłem. Uważam, że właśnie w ten sposób chciała wyrazić swoje uczucie do mnie. Cierpliwie czekałem na odpowiedź. Ona, nadal rozbawiona i jednocześnie trochę przestraszona zaczęła mi tłumaczyć, objaśniać, mówić czym według niej są niewolnicy. Powtórzyła to co już kiedyś mówiła. Jakbym był małym dzieckiem, a przecież niedawno ukończyłem dwanaście łat.

-To są roboty, a właściwie istoty podobne do robotów. Są to zwierzęta, które nie wiedzą co to jest religia, miłość, dobroć. Nie myśl o nich. Oni są niczym.

Wiem, że są to bzdury, bajki dla dzieci. Czuję, że istnieje inna prawda, lepsza, wspanialsza. Nie wierze tym słowom, bowiem patrząc w ich oczy widzę coś bardzo zaskakującego, a jest to błysk inteligencji. Może zapomniałbym o tej rozmowie, gdyby nie chęć przygody. Postanowiłem, że pójdę do Dzielnicy Niewolników i sam, naocznie, przekonam się jaka jest prawda. Zresztą muszę pokazać swoim kolegom, że nie jestem gorszy od nich i także potrafię bawić się w podchody i wojnę, a nie jedynie pisać wiersze i rozmawiać z dziewczynami. Gdy przyniosę coś z Dzielnicy Niewolników stanę się nowym bohaterem i przywódcą nie gorszym od swoich poprzedników. Będę rządzić całą klasą. To rzecz warta takiego wysiłku. Gdy nadejdzie wiosna wyruszę do Dzielnicy Niewolników.

20 dzień wiosny

Są takie dni, w których szczęście przeplata się z nieszczęściem. Opowiedziałem mamie, czyli opiekunce o swoich planach i o tym, że chcę zostać bohaterem. Najpierw opiekunka zbladła, a potem zrobiła się czerwona i zaczęła wrzeszczeć na mnie. Krzyczała, że zwariowałem, i że mnie zabiją gdyż tam strzelają do wszystkiego co się rusza. Potem zamknęła mnie w moim pokoju i kazała mi odrobić lekcje. Na szczęście nie mam na dziś nic zadane, gdyż nasza wychowawczyni jest chora i wczoraj w ogóle nie było lekcji, tylko nas pilnowali w klasie, abyśmy nie narozrabiali. Mam także dobrą książkę do czytania pod tytułem: „ Nadludzie zabijają złych ludzi ". Podobno jest to naprawdę ciekawa lektura.

Parę godzin później.

Pasjonująca akcja! Nadludzie reprodukcyjni zabili jakiegoś człowieka, gdyż potrzebowali go do jakiejś reprodukcji. Tego słowa zbytnio nie rozumiem, ale ogólnie rzecz biorąc akcja pędzi bardzo szybko. Teraz mają walczyć z potworem, który pożera ludzi i pryska jadowitym kwasem. Na pewno go zabiją /

21 dzień wiosny

Czym są obozy niewolników ? Każde miasto otacza krąg starych kamienic, ruder skleconych z tektury i śmieci, a czasami, jak w przypadku naszej stolicy, betonowych baraków pamiętających przedniewolnicze czasy. Nie stanowią one całej zabudowy okręgu zwanego przez niektórych Dzielnicą Niewolników. Wraz z mijającymi latami okrąg zamieszkiwany przez niewolniczą ludność coraz bardziej przesuwa się ku centrum. Wolni ludzie są zbyt zajęci własną wolnością, aby płodzić potomstwo, a niewolnice nigdy nie liczą swoich dzieci, gdyż są one dla nich jedyną radością, możliwym do osiągnięcia celem. Strach przed wymarciem zmusił wyższe klasy do złożenia ukłonu genetyce, która już jako centralna nauka pusząc się niesłychanie i żądając nowych kredytów płodziła jednakowe genetycznie bobasy, dzieci z probówki. Jak ja tego nie znoszę.

22 dzień wiosny

Prawie codziennie w centrowizji pokazuje się egzekucje dzieci nieprawnie spłodzonych. Opiekunka wspomniała, że z każdym rokiem jest ich coraz więcej i rząd nie panuje już nad sytuacją. Gdy się jej pytałem o to, zrobiła się nagle zła i powiedziała żebym nie wspominał o tym na ulicy bo mnie spierze. Dziwne te opiekunki.

Największym wrzodem w zabudowie miasta jest Dzielnica Niewolników, która wraz z Dzielnicą Złodziei obejmuje czwartą część stolicy. Dawno już planowano likwidację tych okręgów, ale bogaci mieszkańcy miasta potrzebują niewolników do prac domowych i chociaż w dzisiejszych czasach ta moda już przemija, co jest związane ze stopniową mechanizacją usług, nikt z rządu nie chce ich burzyć. W centrowizji mówiono, że nie decydują się na to z przyczyn humanitarnych. Nie wiem co to słowo znaczy. Muszę się zapytać opiekunki. Szczerze mówiąc chciałbym należeć do elity, ale jako dziecko z probówki nie mogę wejść w skład najwyższej klasy społecznej, chyba że okaże się, że jestem prawidłowo skonstruowany i dobrze przysłużyłem się ojczyźnie. Wtedy będę mógł awansować. Chciałbym być Czerwonym.

23 dzień wiosny

Czasami, gdy kładę się spać ogarniają mnie dziwne marzenia. Marzę o prawdziwej rodzinie, o tacie i mamie, a także jakimś braciszku, albo siostrzyczce. Wtedy nie śmialiby się ze mnie i byłbym jednym z normalnych Niebieskich. Ale ciągle widzę ten kpiący uśmiech na ich twarzach, gdy mówię im jak się urodziłem.

24 dzień wiosny

Niewolnicy są dla mnie ludźmi. Moja opiekunka powiedziała, że są oni niemi, ale ja wiem że oni mówią. Czy to jest jedyne kłamstwo jakie usłyszałem ? Podmiejscy niewolnicy najczęściej pracują w fabrykach, których lśniące kominy nawet widać z okna mojego domu. Inni nie pracują ale nie jest ich wiele, bo żaden nie przeżył więcej niż rok czasu.

25 dzień wiosny

Znowu dostałem negatyw, ale nie z matematyki lecz z literatury. Czy ona musiała się tak uwziąć na tego Belfesta ? Słynny człowiek, autor "Homo Sapiens", w którym używając zrozumiałych i jasnych zwrotów doszedł do wniosku, że niewolnicy są bezrozumnymi zwierzętami i można je w zasadzie porównać do maszyn. Dziełko było krótkie i rozumiałem o co w nim chodzi, ale gdy mnie zapytała co ja o tym sądzę, to stwierdziłem, że według mojego zdania jest w nich coś ludzkiego. Wyśmiano mnie, a pani profesor wstawiła mi negatyw, za gadanie bzdur.

26 dzień wiosny

Dostałem z uplastycznienia max – pozytyw. Profesor pochwalił mnie za szczególne ujęcie rysów naszego niedawno zmarłego przywódcy. Na historii mówiliśmy o religii. Temat: " Czy nasz wódz był Bogiem ? " Opiekunka strasznie się ucieszyła. Na obiad zrobiła kaktusowe pierogi. Pyszna jest ta kaktusowopodobna roślina. Co to są kaktusy ? Spytam się opiekunki.

Wieczorem.

Kaktusy mają kolce. Brrr…! Jak można coś takiego jeść?

33 dzień wiosny

Niekiedy zastanawiam się jakie znaczenie ma opaska, którą każdy obywatel nosi na prawej ręce. Czy ma ona za zadanie poniżenie niewolników, czy też każdego obywatela, który rangą społeczną jest niższy ? Niewolnicy, głównie ci co pracują w kopalniach i fabrykach, noszą czarne opaski. Szare są w posiadaniu służby, jak i także wazeliniarzy, którzy mają zawsze wiele do powiedzenia Porządkowym. Niebieską opaskę mogę nosić ja i inni Szarzy mieszkańcy miasta. Czerwoną i białą opaskę noszą przedstawiciele elit politycznych, a w tym i naszego rządu..

40 dzień wiosny

Przeżyłem dzisiaj coś potwornego. Nie wiem jak to opisać. Cały się trzęsę, przed chwilą wymiotowałem. Lekarz powiedział, że to szok, i że jest to zrozumiałe w tej sytuacji, gdyż jestem jeszcze zbyt mały, aby mój organizm mógł zareagować mniej drastycznie. Dzisiejszego popołudnia, gdy wracałem ze szkoły, na ulicach naszego miasta panował straszny tłok. Ludzie się przepychali, tłoczyli, czuć było zaduch upalnego, jak na tą porę roku, dnia. Podobno nawet kogoś stratowano na śmierć. Wszyscy szli bardzo wolno, a ja chciałem się dostać jak najszybciej do domu, by poczytać o bohaterskich superludziach. Na szczęście istniały jeszcze boczne uliczki; zabłocone, brudne, zabudowane walącymi się ruderami. Mama, czyli moja opiekunka zabrania mi tam chodzić, gdyż jak mówi są to miejsca bardzo niebezpieczne. Ale co mogliby zrobić mi źli ludzie? Nie miałem przy sobie żadnej cennej rzeczy, którą mogą mi zabrać, no i jestem jeszcze mały, a dzieci obcy ludzie przecież nie biją. Z trudem przepchnąłem się przez tłum idący na plac Egzekucji i ruszyłem jedną z uliczek, która jak wiedziałem prowadziła wprost do mojego domu.

Wszystko tu było szare i ponure. Słyszałem szmer osypującego się ze starości tynku. Był to jedyny dźwięk z wyjątkiem szumu głosów ludzi, którzy szli główną ulicą. Wtedy to zobaczyłem. Pokręcona, kolorowa szmata, która nim bardziej się do niej zbliżałem tym bardziej przypominała leżącego człowieka. Pomyślałem, że jest on martwy. Leżał na ziemi, skulony, a z jego rozbitej głowy spływała wąskimi kroplami już krzepnąca krew zalewając męską twarz. Był ubrany w mundur Porządkowego, na jego ramieniu wyraźnie odcinała się od niebieskiego tła munduru czerwona opaska znamionująca wysoką rangę. Słyszałem wiele opowiadali o przestępcach, których bohaterami były gwałcone dziewczyny, mordowani mężczyźni i kobiety, ale nigdy nie myślałem, że staną się bohaterem jednej z nich. Pochyliłem się nad nim, aby się upewnić czy jeszcze żyje. Nadal leżał nieruchomo, a z jego ust nie wydobywał się żaden dźwięk. W tym samym momencie usłyszałem szelest cichych kroków. Poderwałem się gnany uczuciem strachu. Gdy poczułem ból uświadomiłem sobie, że mnie uderzono. Zemdlałem.

Policjant, który mnie przesłuchiwał powiedział, że musiał uderzyć mnie morderca, aby usunąć ewentualnego świadka, który znalazł się na miejscu przestępstwa. Na koniec policjant powiedział, że nie mam chodzić w tak niebezpieczne miejsca bo może skończyć się to dla mnie o wiele gorzej niż tym razem. Teraz leżę sobie w łóżku i cieszę się, że mogłem przeżyć przygodę godną superbohaterów.

41 dzień wiosny

No i zaczęło się latanie po urzędach, składanie zeznań, pisanie protokołów. Dostałem odszkodowanie w wysokości pięciu tysięcy kredytów, czyli półroczne zarobków mojej mamy i tygodniowe zwolnienie z zajęć szkolnych. Wszyscy mi gratulowali. Okazało się, że porządkowy jeszcze żył, gdy go znalazłem i moja interwencja, gdyż gdy odzyskałem przytomność pobiegłem zawiadomić policję, ocaliła mu życie. W podzięce dostałem od niego duży model samochodu i książką pod tytułem: „ Życie i działalność naszego ukochanego wodza ", wydanie albumowe. Tak ogólnie to jednak nuda.

45 dzień wiosny Rano

Pojutrze idę do szkoły. Znowu latanie po urzędach. Podobno znaleźli morderców. Fajowo! Super!

Popołudniu

Dzisiaj byłem na konfrontacji w komisariacie policji. Widziałem przestępców ! Dwie przeciwności. Jeden garbaty, niski, z rozkwaszonym nosem, łysy jak kolano. Drugi cienki jak patyk wysoki, z podbitym okiem i strzechą rudych włosów. Spytano mnie, czy któregoś z nich widziałem na co odparłem, że nie. Widząc zaskoczoną minę urzędnika odparłem, że spotykam ich pierwszy raz w życiu.

– W zeznaniu było inaczej – stwierdził śledczy.

Na co ja odpowiedziałem, że chyba zaszła pomyłka. Wtedy ten z początku miły i uśmiechnięty urzędnik cholernie się wściekł i powiedział, że ma nas dosyć i wsadzi nas do więzienia. Mama była bardzo przerażona, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Jutro ma się odbyć egzekucja tych przestępców, a ja jako poszkodowany mam wziąć w niej udział Oczywiście nikogo nie zabiję. Będę tylko widzem.

46 dzień wiosny Ranek

Niewygodną rzeczą jest noszenie ciasnego, świątecznego ubranka. Pewnie pocieszenie może stanowić błyszcząca opaska zdobiąca moje ramię. Szczerze mówiąc boję się. Ci ludzie mają dzisiaj umrzeć, a jak mówi pierwsze przykazanie: „ Ci co umarli zmartwychwstaną, tak jak zmartwychwstał nasz przywódca i zniszczą przeklętego wroga". Mogę się jednak mylić wyciągając błędne wnioski. Muszę się zapytać o to opiekunki. Mam nadzieję, że ona mnie pocieszy, gdyż nigdy nie widziałem egzekucji i panicznie się boję widoku śmierci. Już raz odczułem jej obecność, gdy znalazłem tego człowieka, ale wtedy była ona daleko, gdzieś poza grubą zasłoną zwykłej niewiedzy. Mama, czyli moja opiekunka, powiedziała mi, że gdy będziemy wracać kupi mi papuąue i stwierdziła, że nie powinienem się bać, ponieważ nic mi się nie stanie. Jest to dość przekonywujący argument.

Wieczór

Mam gorączkę. Gdy wracaliśmy z placu Egzekucji chwyciły mnie silne dreszcze, a później zwymiotowałem papaąue na ulicy, ale teraz czuję się już trochę lepiej. Mama chciała wezwać lekarza, lecz widząc, że mi się polepszyło zaprowadziła mnie do łóżka i kazała się położyć, i spać. Nie mogę jednak zasnąć. Gdy zamykam oczy widzę rozbawione twarze ludzi z radością przyjmujące ból i cierpienie skazanych.

Spróbuję wszystko opisać od samego początku. Wczesnym rankiem, było to około siódmej czasu planetarnego, udaliśmy się na Plac Egzekucji, aby obejrzeć „ wzruszającą scenę sprawiedliwości "– jak mawiał o takich egzekucjach nasz Wielki Przywódca. Plac Egzekucji jest centralnym punktem miasta. Jest to miejsce śmierci wrogów, przeciwników naszego systemu. Dzisiaj ja sam byłem świadkiem egzekucji dwóch przestępców. Dlaczego musiałem brać w niej udział? Nie było to przyzwolenie, gdyż każdy kto chciał mógł przyjść na ten plac i popatrzeć na skwierczące ciała skazańców, lecz nakaz władzy. Jak się domyślam jest w tym pewna doza zamierzonego okrucieństwa. Ale dlaczego? Idąc tam wczesnym rankiem, wraz z opiekunką stawiałem pewien nieświadomy opór, ślad obrzydzenia i nienawiści do mającego nastąpić i zgodnego z prawem mordu. Może to jest pewną sprzecznością że nie chciałem patrzeć na ból i śmierć przestępców, ale według mnie ich zabicie, nawet zgodne z istniejącymi normami prawnymi, jest także morderstwem, do którego cywilizowany człowiek nie może dopuścić. Tak zresztą twierdzi także moja opiekunka.

Mama od samego początku obawiała się, że nie zdążymy, ale dotarliśmy w samą porę. Mimo, że w mieście życie dopiero się budziło plac zapełniał tłum ludzi. Masa, podniecona zbliżającym się widowiskiem, napierała na drewnianą barierkę otaczającą stos drewna i siedzących na wygodnych fotelach dostojników. My także mieliśmy tam siedzieć obok porządkowego, sędziego, prokuratora tłustego jak świnia i kilku innych osób. Zaledwie usiedliśmy, a już rozpoczęła się ceremonia. Dwóch tęgich drabów przywlokło spętanych skazańców, o pobladłych twarzach swym wyrazem błagających o litość.

Kat już na nich czekał. Jakby w brązie wykuta figura. Próbowałem w jego twarzy, zachowaniu odszukać chociażby błysk litości, ale zdawało się, że jest jakąś kukłą legendarnym robotem wykonującym swoją beznamiętną mechaniczną pracę. Powolnym, majestatycznym ruchem założył czerwony kaptur będący bardziej elementem tradycji, niż ochroną przed niebezpieczeństwem zdemaskowania jego prawdziwej twarzy.

Co nakazało prawo nie może odmienić przypadkowy bieg losu. Chcemy porządku i sprawiedliwości, a więc wyrzućmy z siebie obawy, słabostki i uczucia "– powiedział wielki nauczyciel.

Założywszy kaptur, kat przywiązał skazanych na śmierć do słupa obłożonego łatwopalnymi odpadkami i drewnem. Ceremoniał wymagał tradycji, więc ognisko zostało rozpalone prymitywnymi zapałkami. Później były już tylko wrzaski palonych żywcem ludzi, konających w strasznych męczarniach i okrzyki bawiącego się tłumu. Ludzie z wymalowanym na twarzach okrucieństwem pluli i obrzucali kamieniami palących się męczenników. Mimo mdłości jakie targały moim żołądkiem wytrzymałem do końca, starając się nie patrzeć na wykrzywione w okrutnej rozkoszy twarze innych widzów. Gdy wracaliśmy do domu byłem tak osłabiony, że opiekunka niosła mnie na rękach. Niestety, następnego dnia musiałem iść do szkoły, bo gdybym nie poszedł szkolni koledzy mogliby pomyśleć, że egzekucja nie przypadła mi do gustu, a to nie byłoby dobrze przyjęte. Postanowiłem, że od dzisiaj opiekunkę będę zawsze nazywał mamą. Może to poprawi jej zły humor, ale raczej w to wątpię. Ostatnio znowu zażywała aspinol, tę ogłupiającą tabletką dla czarnych.

47 dzień wiosny

Dzisiaj byłem w szkole. Szkoła jest miejscem katorgi i umęczenia biednych uczniów. Ale czy zawsze są oni tacy biedni? Gdyby dokładniej się temu przyjrzeć można także zauważyć nauczycieli męczących się z rozwydrzonymi dzieciakami z wyższej klasy. Ile razy na własnej skórze odczuwałem złośliwość kolegów, którzy szukali nowej zabawki. Moja pozycja w szkole jest dość niska. Chłopiec z probówki to jakby Szary dla Niebieskich. Można się bronić, ale czy wytrzymam docinki i drwiny? Gdyby nie zdrowie, pewna siła, oraz przyjazny stosunek niektórych kolegów z mojej klasy nie wiem co ze mną by się stało.

To był mój pierwszy dzień popularności. Przed wejściem otoczył mnie tłum kolegów i koleżanek podnieconych przyniesionymi plotką informacjami. Zarzucili mnie całą masą pytań dotyczących napadu na mnie i udziału w egzekucji. Nawet moi najwięksi wrogowie okazali cień szacunku. Było to jednak zbyt duże zainteresowanie jak na wytrzymałość jednej osoby. Niewiele brakowało, abym został, na progu szkoły, stratowany przez tłum wielbicieli. Wybawieniem dla mnie okazał się dzwonek. Dziś mieliśmy cztery lekcje i ostatni dzień nauki w dziesięciodniowym cyklu. Zajęcia rozpoczynała historia.

Profesor od historii jakoś dziwnie mi się przyglądał i po omówieniu tematu zostałem wywołany do odpowiedzi.

– No Marku, powiedz nam coś na temat Ardena Bonda.

– Urodził się w sto drugim roku ery odrodzenia. – odparłem -Jako pierwszy prezydent wprowadził regułę tortury osoby skazanej i nowy rodzaj kary polegający na paleniu żywcem przestępców winnych morderstwa i niewolników za większe przewinienia.

-No właśnie mój drogi.– słodko uśmiechnął się.– Słyszałem, że złapałeś zbrodniarzy przeciwnych naszemu porządkowi.

-Ja tylko powiadomiłem odpowiednie organy – odpowiedziałem przestraszony.

-To także wzniosły czyn. Siadaj.

Usiadłem zaskoczony zachowaniem nauczyciela zwanego przecież w szkole Wyciskaczem.

Drugim z wywołanych okazał się Aureliusz.

-Nie przygotowałem się do zajęć– powiedział wstając z ławki.

-A to niby czemu ? – Wyciskacz podszedł do niego. Także i tym razem się uśmiechał, ale był to uśmiech jakim oprawca obdarza ofiarę.

-Wczoraj źle się czułem – rzeczywiście był jakiś blady. Miał podkrążone oczy i zmęczony wyraz twarzy.

Wyciskacz, jak zwykle, uderzył go w twarz.

-Nauczysz się na następną lekcję.

To był cały nasz profesor.

Na przerwie zaczepił mnie Aureliusz.

-Te, stary!

-Co?

-Słyszałem jak inni mówią, że jesteś sławny.

-Co to za sława. Widziałem egzekucję i tyle.

-Chciałbyś być klasowym?

Spojrzałem na niego zdziwiony. W końcu aż tak mocno nie dostał po twarzy. Klasowym może być tylko Czerwony, albo człowiek z inicjatywą.

-Mam pewien pomysł.

-Ciekawe jaki? Jeszcze ci gwiazdki w oczach fruwają.

-To inna sprawa. Słuchaj, wybierzesz się do Dzielnicy Niewolników ?

-Po co? – byłem zaskoczony.

-Ta afera z mordercami, którą ty rozwiązałeś i na dodatek wyprawa do Dzielnicy Niewolników podniesie twój autorytet. Lepiej się zastanów.

-Żeby cokolwiek osiągnąć muszę mieć jakiś dowód na to, że tam byłem. – Czułem, że spełnia się moje marzenie. W końcu sam wcześniej myślałem o wyprawie do Dzielnicy Niewolników.

-Wystarczy, że zdobędziesz czarną opaskę któregoś z niewolników. Myślę, że pójdę razem z tobą.

-Ze mną ? – kolejny powód do zaskoczenia – Kiedy?

-Powiedzmy, że jutro.

-Zgoda.

-Czekaj na mnie w domu. Przyjdę po ciebie. Nie zapomnij zabrać ze sobą drugiego śniadania.

To była cała nasza rozmowa. Podeszło do nas kilku klasowych kolegów i dyskusja, z tak ciekawej dla mnie sprawy przesunęła się na temat oglądanej przeze mnie egzekucji. Na kolejnej przerwie moją uwagą zwróciły jakieś krzyki i zwarty tłum po drugiej stronie boiska. Dwóch atletycznych chłopców, mających około piętnastu lat, okładało się pięściami.

No mocniej go, Czerwony! – ktoś wrzasnął.

Przewagę miał drobniejszy z chłopców o zaczerwienionej, pociętej bliznami twarzy. Po dłuższej chwili ataków i kontrataków powalił przeciwnika na plecy, wyciągnął nóż i zupełnie beznamiętnie poderżnął mu gardło. W tym momencie wkroczył dyrektor, z całą siłą aparatu dydaktycznego, odrywając chłopca od ofiary.

-No, co jest ?!

-Zabiłeś go, zabiłeś, ty sukinsynu!-wrzasnął dyrektor.

-Chwileczkę – wyrwał mu się z objęć. – Pan się zapomina.

-Co takiego ?! -dyrektor osłupiał z nieukrywanego szoku i oburzenia.

-Jestem wyższy od pana rangą – miał czerwoną opaskę – Co mi pan może zrobić?

-Wsadzę do więzienia! – wrzasnął dyrektor.

-On był Szary – stwierdził, wyraźnie ubawiony sytuacją, Czerwony.

-Tak, rzeczywiście – dyrektor wyraźnie sflaczał przyjrzawszy się opasce zabitego. Opuściła go wcześniejsza złość na nieletniego mordercę. Mętnym, nijakim wzrokiem rozejrzał się wokół i powiedział: – Proszę odprowadzić młodzież do klas. – zwrócił się do stojących obok niego nauczycieli – Tą sprawą musi zająć się policja.

Pamiętam drwiący, pewny siebie uśmiech Czerwonego. Po lekcjach, kiedy nas wypuszczono nie było już ani jego, ani też ciała jego ofiary.

48 dzień wiosny (Popołudnie)

Aureliusz nie przyszedł. Prawdopodobnie znowu taszczy swojego spitego ojczyma do chaty. Pojutrze wyruszam sam.

50 dzień wiosny (Rano)

Był wczesny ranek, gdy wymknąłem się z domu. Mama myślała, że idę do szkoły. Oczywiście nie chciałem jej martwić moimi, wielkimi planami. Pamiętam jeszcze jak poprzednio się wściekła. Targała mną chęć przygody i pokazania, że jestem lepszy od innych. Byłem pewny, że wszystko wyjdzie na jaw, ale dobrze znając mamę wiedziałem, że nie zostaną w poważniejszy sposób przez nią ukarany. Zabrałem śniadanie, a szkolną teczkę schowałem w wiadomej skrytce na podwórzu. Tam nikt jej nie powinien znaleźć. Zabrałem także ze sobą pamiętnik, aby zapisywać w nim każde istotne wydarzenie.

Trochę później

Aby dojść do Dzielnicy Niewolników trzeba przejść przez znaną w całym mieście Dzielnicę Złodziei. Jest ona jakby pośrednią strefą oddzielającą centrum miasta od zamieszkiwanych przez Czarnych przemieści. Początkowo szło mi dobrze. Podśpiewywałem sobie. Zresztą nie miałem czego się bać. Mijałem znajome miejsca; targ, Plac Egzekucji, moją szkołę. W końcu jednak znalazłem się w nieznanej mi części miasta. Okalające ulice ściany domów były coraz bardziej zniszczone, a stopniowo wyludniającą się drogę zalegały zwały śmieci; gnijące odpadki, które przeraźliwie śmierdziały. Stopniowo względnie całe domy zastępowały ruiny podziurawione artyleryjskimi pociskami. Nadpalone, zwalone ściany, wybite z futrynami okna. Tam, gdzie już nic nie zostało oprócz gruzów walących się na ziemi wyrastało gęsto zielsko i krzewy wysokie prawie na dwa metry. Było to dość kłopotliwe utrudnienie dla mnie, dwunastoletniego chłopca. Ostre gałęzie rozcinały do krwi odsłoniętą skórę. Po całym moim ciele spływał pot zmieniając koszulę, którą miałem na sobie w mokrą szmatę. Strasznie bałem się nieznanych żyjątek z niezwykłą werwą buszujących wśród klującego zielska. Słyszałem wiele historii o pająkach olbrzymach, które swoim ukłuciem zabijają dorosłego człowieka, ale jakoś nie pomyślałem, że większe niebezpieczeństwo grozi mi ze strony ludzi. Wokół mnie narastał gąszcz boleśnie klujących krzewów. Nie wiedziałem już czy nadal idę ulicą, którą zarosło wszędobylskie zielsko, czy też raczej znalazłem się w objęciach miniaturowego lasu, który będzie się ciągnął aż do krawędzi tego świata. W końcu do moich uszu doszedł głośny gwar świadczący o bliskości ludzkiej osady. Krzewy przerzedziły się wpuszczając między swoje gałązki więcej światła. Trochę dalej gąszcz krzaków się urywał. Usiadłem tutaj, prawie że na jego krawędzi. Przyglądam się widocznej stąd Dzielnicy Niewolników i notuję to co zobaczyłem. Może nawet napiszę opowiadanie o mojej wielkiej przygodzie.

Tłumy niewolników przewalają się przez leżącą przede mną ulicę, przystając przy niektórych straganach. Walące się szopy, szałasy służące za siedliska wynędzniałych niewolników i ruiny kilku kamieniczek w dalszej perspektywie. To zobaczyłem. Jedynymi porządnie ubranymi ludźmi są Porządkowi. Ich wysokie postacie i nieludzko rozwścieczone, jednakowe twarze wyraźnie kontrastują z otoczeniem. Ci ludzie wnoszą tu pierwiastek nienawiści. Są pewni swojej wyższości nad niewolnikami, ale mimo to chodzą grupkami. Boją się zostać sami wśród niewolników, a przecież mogą wygłosić, każdy z osobna, prawdziwy referat na temat ich słabości i głupoty. Boję się tego tłumu okrutnych twarzy. Muszę coś zrobić. Chyba wrócę do domu. Nie mogę wyjść na ulicę, gdyż złapią mnie porządkowi i z całej sprawy nici. Mam zdobyć czarną opaskę. Jeżeli tego nie zrobię, to co powiem swoim kolegom ? Jestem zmęczony i czuję, że ogarnia mnie przerażenie na myśl o upokorzeniu jakiego doznam w szkole jeżeli nie przyniosę tego trofea.

Wieczór

Jestem w świątyni Zebrań. Miejscu kultu niewolników. Dziwna to budowla. Czuć tutaj zapach wosku z palących się świec, a jest ich tysiące. Symbolizują one zmarłych. Każdego wieczora zapalają się nowe. Najpierw skwierczą knoty walczące z opornym, nienajlepszym woskiem, a w końcu pojawia się płomyk, który jest symbolem zmarłej duszy. Przyprowadził mnie tu Długi, który jest niewolnikiem. Jest ode mnie trochę starszy i opiekuje się mną. Gdy mnie spotkał to najpierw chciał mnie pobić, ale gdy zobaczył że jestem sam, to zaczął mnie wyzywać od wariatów. Może i miał rację. Za późno zrozumiałem, że ryzykowałem własne życie po to, aby tylko dla wygłupu pokazać jaki jestem odważny. Powiedział, gdy już się trochę uspokoił, że zaprowadzi mnie do Starca, ich kapłana. Jest on bardzo mądrym człowiekiem, który często doradza niewolnikom w trudnych sprawach. Jest czymś w rodzaju ich przywódcy. Kazał mi założyć czarną opaską i umazać twarz węglem. Miało to stanowić ochronę przed wścibskim wzrokiem porządkowych. Wyszliśmy w tym samym miejscu, gdzie już wcześniej leżałem podziwiając panoramę Dzielnicy Niewolników. Czułem się dość niepewnie w swoim groteskowym przebraniu. Było już późno. Ulica opustoszała. Długi powiedział, że to godzina policyjna. Jeszcze gdzieniegdzie przemykały zgarbione sylwetki przerażonych łudzi. Szliśmy dość długo. Skręciliśmy w jakąś boczną, ciemną uliczkę, potem w następną. Byłem już bardzo zmęczony, gdy zobaczyłem świątynię. Jest to duży budynek, o białych, ścianach. Czułem jego świętość, ale może to było tylko uczucie emanujące z niego piękna, które, a był przecież otoczony ruinami innych domów, szczególnie wybijało się ponad otaczający go krajobraz.

-To tutaj – powiedział, a raczej szepnął przejętym głosem Długi. -Świątynia Zebrań. Miejsce spotkań i modlitwy.

Starzec, to dziwny pseudonim i początkowo mnie on śmieszył, ale pasuje do niego. Rzeczywiście jest stary. Widać po nim lata, które przeminęły, zmęczenie narzucone przez jakże złośliwy wiek. Zbliżająca się śmierć jednak nie pozbawiła go nadziei, ale o niej mówiły tylko jego jakże smutne oczy.

-Musisz wrócić do domu, chłopcze. – powiedział – Twoja mama będzie się martwiła, gdy nie wrócisz do domu na kolację. Chyba tego nie chcesz ?

Zaprzeczyłem ruchem głowy.

-Dlaczego przybyłeś do Dzielnicy Niewolników ? Co cię tu ściągnęło ?

Wtedy powiedziałem prawdę, a może skłamałem. Sam już nie wiem.

-Byłem ciekawy jacy wy jesteście.

-Byłeś ciekawy – Starzec się zamyślił.-Usiądź – wskazał na podłogę u podnóża swojego fotela. Siedział na olbrzymim fotelu-tronie. Fotel był stary. Jego obicie było wytarte, połyskujące kiedyś lakierem drewno już zmatowiało, ale to nie odbierało mu jego monarszej mocy, którą nadał kiedyś zmyślny rzemieślnik. Starzec był jeszcze bardziej dostojny, pełen jakiejś niezwykłej świętości. Jego postać promieniowała cudowną dobrocią i szlachetnością. Gdy go ujrzałem po raz pierwszy wydał mi się prawie, że Bogiem, Ojcem niewolniczego ludu.

-Widziałeś nas, Czarnych, gdy szedłeś ulicą ?-spytał mnie.

-Tak-odparłem.

-Co czułeś?

-Promieniującą z nich nienawiść. Byli jacyś smutni i przerażeni, a jednocześnie butni, gotowi do buntu.

-Taki właśnie jest niewolnik. Pozbawiony praw rzuca się na uwięzi jak dzikie zwierzę. Byle impuls, ostrzejsze słowo wyprowadza go z równowagi. Co kilka lat wybuchają zamieszki. Człowiek przez dwa, trzy lata patrzy spokojnie jak mordują jego znajomego, ale później już nie wytrzymuje. Ginie kilka tysięcy niewolników, kilka tysięcy zostaje aresztowanych i skazanych, i znowu parę lat spokoju.

-Ale po to wszystko ? – spytałem – Czy nie możecie żyć po prostu bez kłótni?

-Każdy spór ma swój początek. Bardzo często pokrywa go mgła zapomnienia. To zrozumiałe. Dawniejsze konflikty ulegają już powolnemu zapomnieniu, gdy tymczasem w oparciu o nie powstaje nowy, jeszcze bardziej potworne i tak bez końca. Chociaż, w zasadzie wszystko ma swój początek i koniec. Jak wiesz mamy obecnie rok dwieście czterdziesty szósty tak zwanej ery odrodzenia. Ta data mówi ile lat minęło od narodzin naszego państwa, a wraz z nim ukształtowania się porządku, w którym przyszło nam istnieć. W roku zerowym Patagonie zamieszkiwali spokojni, przyjaźni i raczej zacofani ludzie. Nie znali znaczenia słowa „cywilizacja", ale przyjazny klimat świata, na którym mieszkali pozwolił im zapomnieć czym jest wojna i właśnie dzięki temu mogli przez tysiąclecia żyć w ramach wspólnoty pierwotnej, i cieszyć się życiem. Dokładnie dwieście czterdzieści sześć lat temu przybyła do nas cywilizacja, reprezentowana przez kolonistów. Było ich zaledwie kilkanaście tysięcy, mieli trochę czołgów, armat i niewielkie zapasy żywności. Przybyli z innej Ziemi. Z tego co wiem zniszczyła ją długotrwała wojna. Słyszałeś zapewne wiele legend o ich trudzie, pocie i znoju, ale to tylko część prawdy. Z początku zastraszeni nowymi warunkami, na które skazała ich emigracja, zaczęli sobie poczynać coraz ostrzej. Pierwsze morderstwo. Pierwszy gwałt. Jedno z plemion nie wytrzymało i za akt przemocy zrewanżowało się także przemocą. Społeczeństwo Patagoni nie było doskonałe, ale przecież nie może istnieć system, który nie miałby wad. Wybuchła wojna. Wystarczyło zaledwie pięćdziesiąt lat, aby dawny świat stał się przeszłością zaledwie wspomnieniem opuszczonego raju. To wszystko.

Widziałem, że kapłan płacze. Głaskał mnie po głowie, ale wiedziałem, że siebie samego chce on pocieszyć.

-Czy nie można czegoś zmienić ? Nie możecie pogodzić się i zakończyć tę wojnę.

-Życie jest chłopcze prozaiczne, ale gdy próbujemy zgłębić jego prostotę, problemy przed którymi stajemy okazują się właśnie przez swą prostotę nierozwiązywalnymi, ale myślę że gdy ty dorośniesz świat się zmieni i będzie o wiele lepszy.

-Chce mi się jeść – powiedziałem.

-Dostaniesz coś do jedzenia – uśmiechnął się – Mamy tu bardzo smaczny ryż i smakowite owoce, a gdy się najesz odprowadzimy ciebie pod twój dom. Tak będzie lepiej, gdyż niewolnicy chcą się znowu zbuntować. Gdybyś tu został mogłaby ci się stać krzywda.

-Przecież nie spuścicie mi lania ? – spytałem przestraszony.

-Nie my. Porządkowi mogą ciebie skrzywdzić.

51 dzień wiosny

Wróciłem do domu. Mama jest bardzo blada. Nie krzyczy na mnie, tylko jakoś dziwnie smutno patrzy. Widzę w jej oczach niemy wyrzut. W końcu porządnie narozrabiałem. Ale mam czarną opaskę! Dał mi ją Starzec na pamiątkę naszego spotkania. Jutro idę do szkoły. Będą miał wiele do opowiadania. W końcu im pokażę, że jestem od nich lepszy. Przecież żaden z chłopaków nigdy nie był w Dzielnicy Niewolników.

 

 

Zamknął stary, zagryzmolony, szkolny zeszyt. To była już tylko przeszłość. Jego przeszłość. W kominku palił się ogień. Wrzucił go niego. Stare kartki szybko objął płomień zamieniając je w czarne prostokąciki z niewyraźnymi zarysami słów. Widział jak rozpadają się w nicość Patrzył nieruchomym wzrokiem, trochę smutny, trawił go smak zdrady, ale nie mógł odnaleźć w sobie tego co zdradził.

„ Minęło dziesięć lat "– myślał – „ Człowiek się zmienia. Zmieniają się także czasy ".

Pamiętał dobrze. Pierwszy dzień w szkole. Uczucie bycia bohaterem. Potrafił to wykorzystać, wyzbyć się otaczającego go nimbu nieudaczności, nijakości, głupoty.

„ Przestałem pisać te idiotyczne opowiadania i wiersze "– uśmiechnął się. – „ Stałem się kimś! Przybrałem na wadze, urosłem. Z wychudzonego kurdupla zmieniłem się w gościa pełną gębą. Tak, potrafiłem wykorzystać sytuację, ten podziw, który mnie otaczał i siłę własnych pięści".

To były spokojne dni, lecz, nie trwały one zbyt długo. Gdy ukończył szkołę powszechną wybuchła rewolucja. „ Zmęczone ramię ludu podniosło się, aby zmiażdżyć bezlitosnego despotę"– powiedział jeden z opozycyjnych literatów. Nie mógł tego przewidzieć. Żył w latach narastającego strachu i nienawiści. Wściekłych aktów wandalizmu. Prób zemsty i odwetu. Teraz uświadomił sobie, że był wtedy zbyt młody aby wiedzieć, że istniały także czasy względnego spokoju, że istniała kiedyś era, w której budowano upadły już system z uporem i nadzieją na lepsze jutro. Nie mógł pamiętać wypowiedzi inteligencji wspierającej dawną władzę, która tłumaczyła istniejący ustrój brakiem innego, sensownego systemu, który mógłby go zastąpić. Mówiono, że Czarni są zbyt głupi, aby mogli uszanować tradycję demokracji i społecznej równości. Nie mógł tego wiedzieć, gdyż był zbyt młody. Umiał się jednak wykazać własną wyższością, doskonałością dziecka z probówki. W pierwszych dniach rewolucji, którą poprzedziło kilka powstań w Dzielnicy Niewolników, zabił białego. To było na szkolnym boisku. W tym samym miejscu, gdzie kiedyś zabito tego biednego chłopca, który nosił szarą opaskę i tylko dlatego musiał umrzeć, zabił Białego.

Biały nie był młody. Mógł mieć koło czterdziestki, a może i więcej. Miał zastąpić ich dyrektora, który zmarł parę dni wcześniej na zawał. Czas zdyskredytował także i to wydarzenie uświadamiając mu, że dyrektorami szkół Niebieskich zostają najczęściej Niebiescy lub zdegradowani Biali, względnie Czerwoni. Degradacja mogła w tych czasach oznaczać popieranie opozycji, protest przeciwko systemowi, a rzadko zwykłą nieudolność.

Pamiętał jak on przyszedł do szkoły. Był miły. Może nawet i chciał im pomóc, ale wrogość jaką zobaczył na ich twarzach zmazała uśmiech z jego ust. Najpierw objawiła się w nim obawa i strach. Później pojawiło się przerażenie. Słyszeli strzały na ulicach, odgłosy bombardowań w przemysłowej części miasta, dalekie okrzyki ludzi, niektóre zbyt odległe, zlewające się w masę, jednolity szum, ale te bliższe były o wiele gorsze, niekiedy mówiły o śmierci. Do szkoły przyszło niewielu uczniów. Nikt nie odwołał zajęć, ale i tak wiedziano, że lekcje się nie odbędą.

Zebrali się na szkolnym boisku. Otoczone murami wysokich kamienic zdawało się miejscem względnie bezpiecznym, bezpieczniejszym niż ciasne i duszne korytarze, szkolne sale, które w każdej chwili, a przynajmniej tak to czuli, mogły się zawalić. Coś do nich mówił. Nie pamiętał już czego jego mowa dotyczyła.

-Pan jest Białym – przerwał mu.

Ten spojrzał na Marka zaskoczony. Nie zaprzeczył. Marek popatrzył na swoje ręce. Trzęsły się. To wspomnienie zawsze go rozstrajało. Było zbyt potworne. Zbyt okropne. Wtedy przestał być dzieckiem. Tego dnia nie mógł zapomnieć i nigdy nie zapomni. Zabili go. Pamiętał, że dla pewności poderżnął mu gardło kawałkiem szkła, ale krew nie chciała już płynąć. Umarł chwilę wcześniej i nieruchomym wzrokiem wpatrywał się w sufit.

„ Na ulicy leżało wiele trupów. Niektóre z nich wpatrywały się w odległy sufit nieba. Dlaczego nie pamiętam wyrazu ich oczu, tego co one mówiły?! Dlaczego właśnie to muszę pamiętać?!! " Skąd się wziął w jego oczach smutek dziecka i ten uśmiech na twarzy?

Zabili go i poszli do domu.

Nie mógł wiedzieć, że szkoła znalazła się na linii tak niesfornego, frontu. Został ranny i dzięki temu ponownie stał się bohaterem. Jak na ironię losu. Znamię bohatera nie dało mu morderstwo, rewolucja zatarła tę skazę na jego życiorysie, wyróżniła ona fakt że został ranny na linii frontu. Myślano, że brał udział w walkach. Nigdy nie zaprzeczył, bo nie chciał oddać orderu, który niezasłużenie dostał.

To był początek jego kariery. Pamiętał dobrze. Order, a później awans. Szkoła średnia dla oficerów, a po niej praca w Służbie Bezpieczeństwa.

„ Jestem kapusiem "– żachnął się i odtrącił tą niepożądaną myśl – „ Dlaczego tak ostro? Po prostu informator. Rewolucja potrzebowała wsparcia. Było zbyt wielu rewizjonistów, kontrrewolucjonistów, a wielu z nich przecież jeszcze działa. Także Czarni ciągle się buntują żądając większych przywilejów, lepszej płacy. Krzyczą, że ich zdradzono nie odbierając fabryk wszystkim Czerwonym i Białym. Dlaczego mamy być pobłażliwi dla burzycieli nowego porządku ? Nie ma już podziału na klasy. Są tylko rządzący i rządzeni."

Chciał należeć do tych pierwszych.

„ Szef mówił mi o awansie. Dobrze, że usunąłem niewygodne ślady. Ten dokument mógłby mnie zniszczyć".

Był niewygodny od śmierci Starca. Zbyt dużo i zbyt głośno mówił o równości i sprawiedliwości. Uśmiechnął się rozbawiony – „ Teraz mówią, że był kontrrewolucjonistą. On? To śmieszne."– z jego twarzy zniknął uśmiech. – „ Dlaczego byłem kiedyś tak naiwny? Wierzyłem w dobro i sprawiedliwość, a teraz, gdy już dorosłem pozostała mi już tylko służba dla dobra państwa, albo wystąpienie przeciw niemu."

Czuł w gardle gorzki posmak przegranej, ale przecież wiedział, że wygrał. Czuł, że stracił coś ważnego.

„ Ale co to jest ? Co straciłem stając się kimś ? Co straciłem, gdy zrozumiałem jak naiwna była moja wizja świata przed dziesięcioma laty, gdy wierzyłem w dobro i sprawiedliwość, gdy wierzyłem, że istnieją jacyś superludzie chroniący nasz świat przed złem? Co straciłem stając się dorosłym?".

Nie wiedział. Nie mógł tego wiedzieć. Rozrzucił po palenisku popiół pozostały po zeszycie. Ukłuła go pierwsza igiełka strachu, który będzie w nim rósł aż do śmierci. Nie wiedział, że wraz z zeszytem spłonęła jego dusza. Upodobnił się do innych ludzi.

Koniec

Komentarze

życze miłej lektury.

Rozumiem, że kursywą przyjęło się oznaczać tekst pisany ręcznie, ale przy drobnej, białej czcionce na zielonym tle... to naprawdę nie jest dobry pomysł. Notorycznie robisz ten sam błąd - podmiotem jest na przykład r. męski, a Ty piszesz "piszą" itp. (A ja tylko piszą wiersze; Chłopcy w moim wieku grają w piłką; bawią się w nadludzi i wojną).
Sporo potknięć w rodzaju "odkąd jednak posiadłem tą umiejętność" (tę), których nie chce mi się wymieniać.
W wielu miejscach brakuje przecinków, brak spacji po/przed myślnikami, do tego błędny zapis dialogów:
-No właśnie mój drogi.- słodko uśmiechnął się. 
-Po co? - byłem zaskoczony.


Nie jest to efekt stylizacji na pismo 12-letniego chłopca, bo takie same błędy robisz w zwykłej narracji. Gdybym nie widział znaczka "Loża NF", to bym nie uwierzył...

 

Co do fabuły i pomysłu - bardzo oklepana i zużyta do cna tematyka. Krytyka systemu pod przykrywką "innego świata" może i byłaby dobra, ale w czasach komunizmu i raczkującej w Polsce literatury sci-fi. Do dziś ta kwestia została już przetrząśnięta na wszystkie strony (tyrania > komuna > demokracja - w dowolnej kolejności) i pod każdą postacią. Ten egzemplarz bynajmniej nie wprowadza nic nowego, w dodatku jest napisany rozwlekle (nie, że za długo, tylko rozwlekle), nudno i z błędami. Dałbym 3, jakbym mógł. A jakbym mógł, to bym w ogóle nie czytał.   

Owszem, był ten temat wałkowany, przerabiany na różne sposoby, ale nie ma zakazu przedstawiania własnej wersji. Kontrast między bardzo młodym człowiekiem a dorosłym, świadomym siebie i swoich postępków, wyborów --- nic rewelacyjnego, ale przeważnie interesujące z racji mało typowego przedstawienia.
Racja co do błędów. Gdyby nie było ich w zakończeniu, mógłbym tego nie pisać... Robercie, zaprzyjaźnij się z językiem pisanym...

To nieprawdopodobne (i straszne), żeby członek loży robił tego typu błędy...
Poleciłbym dopracowanie kilku opowiadań, zamiast dodawania kilkudziesięciu kiepskich, z prostymi błędami...

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Co do oklepanej tematyki przypomniały mi się komentarze dotyczące twórczości Janusza Zajdla z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Były głosy, że nie ma sensu go wznawiać, bo podjęta przez niego tematyka zestarzała się i jest już oklepana. On również przedstawiał świat totalitaryzmu widzianego oczami dziecka. Polecam lektura "Wyjścia z cienia".  Co do błędów to nie wiem dlaczego z "ę" zrobiło się "ą", to raczej złośliwość przedmiotów martwych aniżeli brak umiejętności literackich. Niestety nie mogę tego błędu już poprawić.

Co do czytanie tekstu. To jak już wcześniej tłumaczyłem, ale chyba nie do wszystkich to dotarło, naciskamy funkcje drukuj i wyłączamy drukarkę. Mamy tekst na białym tle. Bardzo czytelny. Jak zbyt mały, to wystarczy nacisnąć ctr i +. Wtedy się powiększy.

Mimo braku pozytywnych komentarzy zachęcam kolejne osoby do lektury mojego opowiadania. Jest ono trochę rocznicowe, przypomina o sprawach niestety przez niektórych już zapomnianych. I proszę się nie zniechęcać znaczkiem loży nad moim loginem. Każdy jakiś krzyż przecież nosi :).

To już łatwiej jest tekst wkleic do Worda na czas czytania, zamiast się tak bawic. Mimo wszystko - niektórzy wolą czytac opowiadania bezpośrednio ze strony. Trzeba wziac to pod uwagę.
Swoją drogą - jaka złośliwośc rzeczy martwych? Zwyczajne niedbalstwo, albo jakaś "komputerowa" dysortografia. Nawet w komentarzu powyżej zrobiłeś podobny błąd: "co do czytanie tekstu".

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

No widzisz i nawet tego nie zauważyłem :). Wklejanie do worda zajęłoby zbyt wiele czasu. Zdecydowanie szybsza jest moja metoda.

No dobrze, a błędy popełnione przez ciebie w powyższej wypowiedzi?  "Wkleic" zamiast wkleić, "bawic" zamiast "bawić" itp.

Wielkie mi błędy.Jednak wyjaśnię.
Nie zauważyłeś powtarzalności? Otóż mój laptop, którego to posiadam kilka dni, ze względu na stare sterowniki do karty ATI uniemożliwia mi napisanie owej lieterki. Bardzo mi jej brakuje, to fakt, ale nie miałem dotychczas czasu by to naprawi...c.
Swoją drogą, jesteśmy tutaj by komentowac Twoje opowiadanie, a co za tym idzie, Twoje błędy. Nie literówki komentujących.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Hmm... "owej lieterki". Niemniej dziękuje za komentarze, są one dla mnie zawsze bardzo pomocne.

Tak, do klawiatury również się jeszcze nie przyzwyczaiłem. Przy okazji:
Ćć strikes back.
Pozdrawiam!

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Dużo literówek, złe zapisy dialogów, źle stawiasz cudzysłowy.
Dzieciak pisze niekonsekwentnie - mądrości wymieszane z rzeczami prostymi.
Dzieciak powinien mieć dużo dziwnym porównań - dzieci mają bujną wyobraźnię.
Udało Ci się oddać klimat tego społeczeństwa. Potrafisz plastycznie pisać. Wyszedł Ci fajny kontrast między dzieciakiem i sfrustrowanym dorosłym.
Tylko, że to trochę za malo, jak na taką ilość tekstu.

Czyli udało mi się oddać i wyrazić to co zamierzałem. Niestety po części to zawaliłem nie robiąc porządnej redakcji opka po jego napisaniu. Bije się w piersi. Mea culpa. Dziękuje wszystkim za ocenienie tekstu, a szczególnie za wyważoną opinię tomczysława.

Nowa Fantastyka