- Opowiadanie: KatarzynkaSz - -Egzorus- rozdział 7

-Egzorus- rozdział 7

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

-Egzorus- rozdział 7

-7-

-Olaf–

Deszcz bezlitośnie ciął czarną noc, z chlupotem tworząc niewielkie leje w błotnistej drodze. Wysoki, krępy mężczyzna z wyciągniętymi rękoma, szaleńczo kręcił głową rozpryskując wokół krople deszczu z gęstej brody. Każda z dłoni opleciona była mocnym skórzanym pasem i zamocowana do wierzgającego parę metrów dalej konia. Ukrzyżowanego w powietrzu wielkoluda, próbowały rozerwać na strzępy dwa zdawało się, że dzikie wierzchowce. Szczerbaty mężczyzna okładał koński zad batem, który ciął ze świstem powietrze, raz za razem. Podobnie robił tłusty chłop, po drugiej stronie rozciąganego końmi mężczyzny. Niewielka publika złożona z dwóch tłustych bab w kraciastych kieckach, i trzech zabłoconych typów śmierdzących tanim trunkiem, gwizdała i zacierała z uciechy brudne łapska.

-Dostaniesz za swoje, tępy koniokradzie! – szczerbol parsknął niemal równocześnie z wierzgającymi zwierzakami.

-On podobno tego nie zrobił, ale chłopakom najwyraźniej się nudzi – szepnęła do towarzyszki jedna z bab.

Choć koński bat kaleczył boleśnie zady rozszalałych klaczy, muskularny brodacz nie dawał za wygraną, opierając się swym prześladowcom.

Buch!Buch! Powietrze przecięło kilka pocisków. Skórzane pasy pękły z trzaskiem. Dwa konie z pianą na pyskach pomknęły w deszczową noc. Brodaty oswobodzony wielkolud masował krwawiące nadgarstki rozglądając się wokoło.

-Schowaj bat synu! – do brudnych uszu szczerbatego popłynęły chłodne słowa.

-A wy psubraty, łapska precz od broni! -rozkazy padały jeden za drugim.

Parę metrów dalej w ulewie stała niepozorna sylwetka małego człowieka, z dwoma ogromnymi armatami wiszącymi na szczupłych biodrach.

-Ty! – mały szeryf wskazał palcem jedną z tłustych bab.

-Zbierz te kupę złomu od swoich towarzyszy, którą nazywają rewolwerami i przynieś mi tu w try miga!

-Stul pysk! – szczerbaty rzucił w błoto bat i stanął w rozkroku z ręką tuż nad rękojeścią broni. Był nowy w mieście i jeszcze nie zdążył zapoznać się z historiami krążącymi o legendarnym już szeryfie. Gdyby posiedział w miejscowych spelunach choć przez chwilę, zastanowiłby się po trzykroć, zanim zrobiłby to co teraz zamierzał uczynić.

-Daj spokój Lu – jedna z miejscowych bab syknęła w stronę bezzębnego chłopa.

Ale było już za późno. Gdyby baba szepnęła swe słowa o sekundy wcześniej, być może bandzior by jej usłuchał. Być może. Nie można tego wykluczyć. Jednak gdy ostatnie słowo dotarło do Lu, ten wyszarpnął z kabury broń. Zanim uniósł ją na wysokość pasa, głowa eksplodowała rozrzucając wokół kawałki czaszki i nieliczne zęby. Bezgłowe ciało z mlaśnięciem padło w miękkie błoto.

Gruba kobieta uwinęła się jak błyskawica, składając broń przerażonych mężczyzn w ręce malutkiego Martina.

-Dziękuję przyjacielu – brodata twarz rozciągnęła się w szerokim uśmiechu.

-Dopiero co tu przybyłem, a zabrano mi konia i chciano rozerwać na strzępy za rzekome złodziejstwo. Jestem Olaf. Mam wobec ciebie dług wdzięczności – Brodacz podniósł z ziemi ubłocony kapelusz i umieścił na głowie, zupełnie nie przejmując się kapiącym z poszarpanego ronda błotem. Po chwili skłonił się w przywitaniu.

-Miasteczko jest spokojne. To przyjezdni wprowadzają tu czasem zamęt. – szeryf bacznie przyglądał się olbrzymowi. Pierwszy raz widział kogoś o tak wielkiej sile. Miał wrażenie, że nawet cztery konie nie dały by rady rozerwać tego krępego mężczyzny.

-Jestem spokojny. Nigdy ze mną nie miał problemów żaden z szeryfów – Olaf również przypatrywał się swemu rozmówcy. Podziwiał małego rewolwerowca, który był cholernie szybki. Najszybszy jakiego widział. A widział naprawdę wielu.

-Pożegnam się teraz. Miłego pobytu życzę – mały człowiek dotknął palcem szerokiego ronda i zgarbiwszy się lekko, w podskokach pomknął do pobliskiej knajpy rozrzucając na boki kawały błota.

-Czego tak się gapicie? Bierzcie ścierwo i zaciągnijcie je do budynku grabarza – gruba kobieta wskazała w kierunku oddalonego parterowego budynku. Czterej wieśniacy z bladymi twarzami złapali za ubłocone ciało i pociągnęli we wskazanym kierunku.

Dwuskrzydłowe drzwi obskurnej spelunki otworzyły się wypuszczając w ciemną noc białe światło. Do Bazyliszka wkraczał miejscowy szeryf. Był już spóźniony kilkanaście minut. W środku czekał na niego jeden z najlepszych znanych i żyjących jeszcze egzorcystów. Sam Wielki Egzorus.

Koniec
Nowa Fantastyka