- Opowiadanie: thargone - Ostatnia pieśń

Ostatnia pieśń

Serdecznie przepraszam szanownych organizatorów i żiuri, że z pełną premedytacją olałem limit. Zapewne da się coś wyciąć z gadaniny Aaricii, albo z ostatniej sceny, albo z pierwszej... Ale jakoś tak nie bardzo. Najwyżej zdejmę tag konkursowy... 

Znajomość, choćby pobieżna, uniwersum Thorgala chyba jednak pomaga w odbiorze tekstu. Ale i tak polecam każdemu.

 

EDIT

 

Konkurs to jednak konkurs, udało mi się więc, w pocie czoła, tak dokroić tekst, by się mieścił w limicie, nie usuwając mu przy tym żadnego żywotnego organu.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Ostatnia pieśń

Otworzył oczy. 

Wytężył słuch, ale to nie hałas go obudził. Uszy nie były już tak sprawne. Chyba jakiś dodatkowy zmysł, rozwinięty przez lata nieustannej walki i strachu, podpowiedział mu, że na podwórzu jest ktoś obcy. 

Śpiąca obok kobieta oddychała ciężko. Odsunął jej dłoń o cienkiej, pomarszczonej skórze i wydobył się spod pierzyny, przeklinając protestujące kolana. Izbę oświetlały resztki żaru z paleniska, bo choć lipcowa noc nie należała do chłodnych, stare kości domagały się więcej ciepła. Chwycił sztylet, ostrze wysunęło się bezgłośnie, zabłysło w czerwonej poświacie. Brzydko. Krwawo.

Starzec przemknął do sieni, uchylił drzwi. Na podwórzu panował mrok, ale oczy, przyzwyczajone do ciemności, potrafiły dostrzec kształty obórki, chlewika i studni z żurawiem. Było cicho, nawet zwierzęta spały.

Dlaczego nie mamy psa? pomyślał. Przydałbyś się, Muff.

Widział coraz wyraźniej i coś przykuło jego uwagę. Rygiel na drzwiach spiżarki był odsunięty. Ktoś wchodził do komory. 

Boso, w samej koszuli, przebiegł przez podwórko jak zjawa, z niebywałą w tak podeszłym wieku zwinnością. Plecy paliły jak dźgnięte pogrzebaczem, ale zignorował to. Znosił w życiu gorsze rzeczy, niż ból krzyża.

Szarpnął drzwi i zanurkował w ciemnym wnętrzu. Włamywacz, nawet gdyby próbował się bronić, nie miałby szans. Coś stuknęło, jakiś słój plasnął o klepisko, a po chwili niewielka postać wyleciała ze środka i rymnęła na mokrą trawę. Gospodarz spadł na nieszczęśnika jak biały jastrząb. Wraził mu kolano w plecy, złapał za kaptur, przystawił ostrze do szyi.

 – Kto cię przysłał?! – warknął. Siwe włosy kleiły się do czoła, koszula opinała na chudym, żylastym ciele. Upiór z Helheimu.

– Czerwoni Magowie? Nidhogg? 

– Nid… – zachłysnął się człowieczek – nikt… Zmiłujcie się!

 – Zaraza, wszystko jedno – splunął starzec, unosząc ramię do ciosu.

– Thorgalu, stój! – Czyjaś dłoń chwyciła nadgarstek mężczyzny, powstrzymując uderzenie. Wysuszona i sękata, lecz wciąż silna. – Spójrz na niego. Przecież to tylko złodziejaszek.

Starzec odgarnął włosy. Powiódł wokoło dzikim wzrokiem.

– Aaricia – westchnął. 

Siwa kobieta, ubrana tylko w długą koszulę i ciężki pled, narzucony na ramiona, odsłoniła kaganek. Złocisty płomyk odepchnął cienie, przegnał demony.

– Pozwólże mu wstać.

Włamywacz okazał się być drobnej postury mężczyzną, zarośniętym i brudnym. Znoszona kapota i płócienne spodnie nosiły ślady długiej wędrówki. Na policzku rósł solidny krwiak.

 – Mów kim jesteś. Spokojnie, nikt cię nie skrzywdzi.

 – Ja… – zaczął przybysz. Ręce mu drżały i starał się unikać wzroku Thorgala. – Jestem Olle z Var. Książęcy, od Kvelda, wpadli, spalili… Cały dobytek stracilim… Teraz do Helleland idziemy, żniwa za pasem, to może na parobków się najmiem. Córka malutka, ale chłopaki obrotne, a baba silna… Darujcie, dobrodzieje, ja ino po spyżę, choćby rzepy trochę, bo my głodni… Od dwóch dni jeno to, co w lesie znaleźlim… 

 – Było przyjść, poprosić – Aaricia zmarszczyła brwi. 

 – A pewnie, że było. – Przerażony Olle dygotał. – Ale czasy niepewne… Za pozwoleniem, wybaczenia proszę… Rodzina tam, w borze czeka… 

Thorgal patrzył na północ, ponad czarną, zębatą linię świerków. O tej porze roku zapowiedź świtu nigdy nie opuszczała nocnego nieba.

 – Żniwa za pasem – mruknął. W nikłym świetle trudno było dostrzec, czy w jego oczach wciąż tliło się szaleństwo. – Ciężko będzie samowtór. 

Aaricia uśmiechnęła się i położyła dłoń na ramieniu Olle. Ten drgnął, przestraszony. 

 – Nie musicie iść do Helleland. Nam też brakuje rąk do pracy. Biegnij po swoich.

 – Na brodę Odyna! – Niedoszły zlodziejaszek aż się opluł. – Jak mam dziękować za dobroć…

 – Tak, dobroć nasza jest legendarna. No, nie każ im dłużej marznąć w lesie.

Gdy Olle się oddalił, Thorgal opuścił głowę, przygarbił ramiona. Patrzył na dłonie.

– Dziw, że przez całą tą krew jeszcze nie oszalałem.

 – Masz mnie, to dlatego. – Kobieta objęła męża. – Na razie mogą zająć starą chatę Jolana. Chodź, trzeba przygotować coś do jedzenia. 

Całe zamieszanie nie pozostało niezauważone. W stajni parsknął Argun, ciężki, pociągowy wałach. Zatupały Fural i Hayne, smukłe wierzchowce, widok nieczęsty w chłopskiej zagrodzie. Ochryple i od niechcenia zapiał kogut.

Obejście budziło się do życia.

 

*

 

Motyl wleciał do środka, zwabiony bukietem polnych kwiatów na kuchennym stole. Okiennice były otwarte, słońce dźgało wnętrze chałupy ciepłymi ostrzami promieni, pozłacając przechwycone drobinki kurzu. Pachniało ziołami i fisksoppą.

Thorgal odpoczywał na ławie, opierając stopy na zydelku. Obserwował owada, który przysiadł na blacie i rozpostarł śnieżnobiałe skrzydła, jakby próbował złapać tańczące plamy światła.

 …nie je wieprzowiny, Aniel znaczy. Ale to nic, ubijemy kurę. Louve w ogóle nie je mięsa i trudno się dziwić. Za to Jolan z dzieciakami potrafią zjeść za pułk najemnych pikinierów. – Aaricia krzątała się wokół paleniska, trzymając pod pachą misę pełną maślanki i mieszając kopyścią w rondlu bulgoczącej zupy rybnej. – Ale miodu, to tylko antałek i ani kropli więcej. Rozumiesz? Bo Jolan znowu zacznie się popisywać i tym razem zdema… Zniknie coś ważniejszego, niż suknia Lehli. A Louve dużo nie trzeba. Ostatnio polazła do chlewika, przekonywać prosiaki, że ta, anarchia jest i mają walczyć o swoje… Thorgal! Czy ty mnie słuchasz? Roboty tyle, a ten usadzi zad… 

Coś dziwnego działo się ze światłem. Plamki słonecznego blasku zatańczyły dziwnie, niepokojąco. Cienie się pogłębiły, kontury stołu i wazonu zatarły. Starzec mógłby przysiąc, że nie widzi już motyla, a sylwetkę kobiety, dziewczyny właściwie, delikatnie rozmytą i drgającą, jak powietrze w upalny dzień. Ale znajomą. Czerwona sukienka. Czarne, potargane włosy. Jasne oczy i piegi na policzkach, wciąż jeszcze dziecięco zaokrąglonych. Mówiła coś. Szeptała…

 – Shaniah. Dlaczego… 

 – Shaniah? Poważnie? – Aaricia podeszła do męża, nieobecnym wzrokiem gapiącego się na bielinka, który na motylą modłę, hipnotyzująco poruszał skrzydłami. Kojarzyła z iście kobiecą szybkością. 

 – Coś się tak rozmarzył? Wspominać gówniarę ci się zachciało, na stare lata? Ruszył byś się… 

 – Zamilcz, kobieto! Nie wiesz co mówisz! – otrząsnął się Thorgal i natychmiast skulił odruchowo, dostrzegając swój błąd.

 – Na wszystkie demony Nifelheimu!

Nikt nie miał prawa tak odzywać się do Aarici, córki Gandalfa Szalonego. Ani za młodu, ani teraz. Odstawiła misę tak energicznie, że krople maślanki rozprysnęły się na wszystkie strony. Na stół, na kwiaty, na Thorgala. Na motyla, który odleciał niespiesznie, z godnością.

– Jasne, że nie wiesz, bo ostatni raz dogodziłeś małżonce, dziadygo, gdy Frigg miała pryszcze. Smarkule ci w głowie? A może ta twoja Strażniczka? Łazi na golasa i się nie starzeje! Ideał baby. Albo Saluma. Myślałeś, że nie wiem o Bag-Dhadzie? I dla kogo zdjęła kwef? Nie wybałuszaj się tak, o każdej wiem. Że nie wspomnę o tej suce de Valnor… 

 – Nie wspominaj. 

 – Nie muszę. Wystarczy, że spojrzę na Aniela.

 – Dosyć! – Mężczyzna zerwał się, nie zważając na ból kolan. Kopnięty zydelek zaturkotał na klepisku. 

Aaricia odetchnęła ciężko, usiadła na ławie, rąbkiem fartucha zaczęła wycierać rozlaną maślankę. 

 – Przepraszam. Nie powinnam. Aniel jest tak samo moim synem, jak twoim. Przed chwilą… Naprawdę widziałeś Shaniah? 

Thorgal się uspokoił, usiadł obok żony. Blisko. Tak, by rozmawiając, nie musieć patrzeć jej w oczy. 

 – Naprawdę. Ale nie tęsknię za nią. Tym bardziej, za Kriss de Valnor. Myślę, że Shaniah, czy cokolwiek to było, chciała mi coś powiedzieć.

 – Co? 

 – Że już czas. 

Aaricia pożałowała, iż zamiast tych przeklętych kwiatów, na stole nie znajduje się dzban z miodem. 

 – Jednak chcesz pogrzebu wikinga, nie chłopa. – Skinęła głową. – Bogowie o nas zapomnieli. Nic dziwnego, nadchodzi nowy bóg, starzy muszą walczyć o przetrwanie. Mamy to, czego pragnęliśmy. Nasze dzieci prowadzą życie pełne niebezpieczeństw, ale to ich wybór. Żadni zawistni bogowie nie skazują ich na poniewierkę. 

 – Oni też o nas zapomną. Myślę, że to może być nasze ostatnie spotkanie. 

 – Taka jest kolej rzeczy i los starców. A nas czeka jeszcze ostatnia walka. O to, by podnieść się z łoża. By zdążyć do wygódki. O dość siły w dłoniach, żeby przygotować sobie posiłek.

 – Nie jestem aż tak odważny. A wiem, że jeszcze jedna, dwie zimy i nie będę w stanie utrzymać się w kulbace.

Z podwórza dobiegł kwik prosiąt, złorzeczenia Olle i śmiech jego dzieci.

 – Poza tym – kontynuował Thorgal – ktoś musi pojechać, sprawdzić, dlaczego Kveld Burzumson panoszy się na zachodzie. To nie jego ziemie. Ludzie cierpią…

Nagle odwrócił się i popatrzył na żonę. Na jej siwe, rzednące włosy. Zapadnięte policzki i pobrużdżone usta. Oczy, z których czas starł głębię błękitu. Lecz nie zdołał zgasić gwiazd.

 – Aaricia… 

 – Oczywiście, ty stary durniu. Oczywiście, że pojadę z tobą. Tylko pamiętaj – w zaświatach nie oddam cię żadnej smarkuli.

W pewnym wieku, dotyk dłoni potrafi nieść tyle uczucia, co niegdyś miłosny akt. 

 – A wiesz – podjęła kobieta, po chwili milczenia – ten skald, co do Louve przychodzi, Hammeson, układa sagę o nas. Mówi, że ludzie będą się zabijać, żeby jej posłuchać. I że można na tym fortunę zrobić. 

 – Nie chcę dożyć czasów, kiedy mężczyzna będzie zdobywał fortunę, wymyślając głupie historie. A nie uczciwą pracą albo wojaczką, jak należy – prychnął Thorgal. – Ale możemy dostarczyć mu inspiracji. Niech ostatnia pieśń sagi będzie godna poprzednich… Aaricia? 

 – Tak? 

 – Czy ta zupa ma tak pachnieć? 

 – Na sto ogonów Jormunganda! Pomożesz mi z kociołkiem? 

 

*

 

Kilka dni po tym, jak spotkanie rodziny Aegirssonów dobiegło końca i młodzi wyjechali, Olle z Var stał na podwórzu i gapił się na gospodarzy. Ruszali w podróż, ale nie wozem, jak przystało na staruszków. Jechali wierzchem, pod bronią, z trokami przy siodłach, jak jacyś awanturnicy.

I wyglądali na szczęśliwych.

Dziwni ludzie, pomyślał, i wrócił do wywożenia obornika. Robota sama się nie zrobi.

Nie wiadomo, kiedy dobrodzieje wrócą.

Koniec

Komentarze

Nie pamiętam już części wspomnianych przez Ciebie osób, ale to bez znaczenia. Bo namalowałeś ładnie, plastycznie, w klimacie. Przymykając oczy widzę te obrazki. Czyli bardzo OK.

 

Jedyny błąd, który mnie wybił z transu to:

“…Jolan zacznie się podpisywać…” – chyba “popisywać” miało być.

Czy to jest sygnaturka?

Wielkie dzięki! Nie bardzo potrafiłem napisać coś sensownego bez odwoływania się do treści komiksów, więc obawiam się, że rzecz może być za bardzo hermetyczna. Ale cieszę się niezmiernie, że się podobało. 

I dzięki za złapanie błędu. Nie zdołałem jeszcze oswoić nowej komórki, więc próbuje mnie zdominować, podpowiadając niewłaściwe słowa, wredna ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Kiedy to ja się zaczytywałam “Thorgalem”? Lata temu. Ale kchrobak ma rację, klimat, po Twoim opowiadaniu, zaraz się przypomina. Ładnie napisane, klimatyczne, nostalgiczne. 

Jechali wierzchem, pod bronią, z wypchanymi trokami przy siodłach, jak, nie przymjerzając, jacyś awanturnicy. – coś Ci się “i” wydłużyło.

 

– Nie chcę dożyć czasów, kiedy mężczyzna będzie mógł zdobywać fortunę, wymyślając głupie historie.   :)))

Dzięki, już poprawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Znosił w życiu dużo gorsze rzeczy, niż ból krzyża.

Po co tu przecinek, skoro zdanie ma jedno orzeczenie?

 

Mów[+,] kim jesteś.

Tutaj już przecinek będzie, bo orzeczenia są dwa.

 

Zacznę od tego, że nie mam pojęcia czym jest ten cały Thorgal, że aż ogłoszono o nim konkurs. Ale to nic, ja jestem na bakier z wieloma “klasykami”.

Historia bardzo emocjonalna, spodobała mi się relacja głównych bohaterów. Czuć też intensywny, skandynawski nastrój (tu duży plus ode mnie, bo lubię tamte rejony. ;) Przemijanie, starość, schyłek intensywnego życia. Krótko mówiąc: fajny obrazek.

Przyczepiłbym się do początkowej sceny, bo trochę z tyłka jest, tym bardziej, że mówisz, że nie masz gdzie ciąć. Ja bym wywalił początek i zastąpił go czymś o wiele krótszym, bo postać Olle jest nijak fabularnie istotna, więc nie rozumiem, po co mu poświęcać tyle miejsca.

Ja też nie znam “Thorgala”, więc na zachowany nastrój pozostaję absolutnie obojętna, a końcówki nie zrozumiałam. Jaki wybór ten facet miał?

Też mi się wydaje, że pierwszą scenę można ciąć.

uniósł dobrze naoliwiony skobel,

A to skobel jest ruchomy?

Babska logika rządzi!

Ha, jestem już. 

Olle jest o tyle istotny, że stanowi przeciwieństwo Thorgala – zwykły koleś, pochłonięty zwykłymi sprawami, świat (komiksowi, nordyccy bogowie niczego od niego nie chcą) ma go generalnie gdzieś. Przyszłość należy do niego, czas przeklętych bohaterów się skończył. Z założenia ma to (spokój i zwykłe życie) czego Thorgal zawsze chciał, ale mieć nie mógł, a kiedy już dostał, to okazało się, że po latach rozpierduchy nie potrafi po prostu zestarzeć się i umrzeć. Na tym też polega wybór, przed jakim stanął Olle (Choć pewnie nawet go nie zauważył) – siedź na dupie i hoduj świnki, albo ruszaj na spotkanie przygody (środek średniowiecza na północy Europy – chłopi nie byli przywiązani do ziemi). Wybór, którego Thorgal był pozbawiony. 

O tski skobel mi chodziło

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Mechanizm zamykania drzwi kojarzę, ale wydaje mi się, że skobel to jest to oczko wbite w futrynę.

Babska logika rządzi!

Holender, masz rację. Cały czas myślałem, ze skobel to ten pręt, który wsuwa sie w oczko. No dobra, człowiek uczy się przez całe życie :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Jako dziecko byłam fanką Grzegorza Rosińskiego, a Szninkiel to mój ulubiony komiks. Ciągle do niego czasem wracam :) I Thorgale też wszystkie przeczytałam… Twoje opowiadanie przywołało miłe wspomnienia.

Poza tym czytało mi się bardzo dobrze. Klimatyczny, emocjonalny, ładnie napisany tekst, poruszający ważne w życiu kwestie. Ogólnie, jak dla mnie bardzo satysfakcjonująca lektura. Idę nominować do biblioteki :)

Wielkie dzięki za klika, Katia! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Z Thorgalem byłem do niedawna na bieżąco, toteż rozumiem o czym małżeństwo rozmawia – ale czuję, że dla tych, co świata nie znają, będzie to bardzo wysoki próg wstępu. A że uczyniłeś oną rozmowę jednym z głównym punktów swego opowiadania, to i przyjemność z przeczytania będzie mniejsza.

A sam tekst mnie ni ziębi, ni grzeje. Ot, dopowiedzenie losów głównej pary, ich dzieci oraz uniwersum za X lat. Z wątkiem ponownego wyruszenia na przygodę. Nie ma tu nic wybijającego się negatywnie ani pozytywnie.

Technicznie przyzwoicie, ale pierwsza scena posiada czasem tyle przymiotników w jednym zdaniu, że można je spokojnie ciąć.

Podsumowując: okej, ale bez fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Ech, szkoda, że bez fajerwerków. 

Rzeczywiście, próbowałem wymyślić coś, co nie czerpało by tak wiele z treści komiksów, ale wyszło z tego nic sensownego. Postawiłem więc na coś w stylu "ostatecznego zakończenia", siłą rzeczy odwołującego się do przeszłości… Może to jakaś forma protestu przeciwko upartemu kontynuowaniu sagi :-) 

Ale dobrze, że przynajmniej "w dół" nie odstaje ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Może Thorgal na stare lata zrobił się nerwowy, ale zastanawia mnie chęć zadźgania złodzieja i refleksja o zarabianiu na życie wojaczką. Czy Aegirsson nie był pacyfistą?

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Być może ideały w końcu nie wytrzymały ciągłego konfliktu z rzeczywistością. Wszak nie mieszkał w Kalifornii ;-) Pragnę również podkreślić, że jednak na pierwszym miejscu wymienił uczciwą pracę :-) 

I chyba też nie dziwię mu się, że na starość taki znerwicowany. Ciągle wszyscy dybali albo na jego życie, albo na, ekhm, prorodzinność. Gdyby nie był kosmitą, z pewnością dużo wcześniej padłby na zawał albo wrzody żołądka. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Melancholijna i humorystyczna miejscami opowieść o znanych bohaterach (wtrącenie Aarici na temat Strażniczki Kluczy mistrzowskie). Nevaz ma trochę racji, choć w obronie rodziny Thorgal niejednokrotnie był zmuszony zabijać, mimo swego pacyfizmu. 

Fajnie się czytało. Powodzenia w konkursie :)

Dzięki, Belhaj! 

Ten pacyfizm Thorgala polegał na tym, że robił krzywdę innym wtedy, kiedy musiał (dość często). Co nie znaczy, że nie akceptował u innych, powszechnego w jego świecie, stylu życia ;-) Stąd moja wzmianka o "uczciwej wojaczce". 

Chociaż w sumie, w "Wilczycy", kiedy myślał, że Vor zabił mu Aaricię, wyrżnął całą jego świtę w akcie radosnej zemsty… 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

A gdy męczył się prorodzinnością, wygodną wymówką pozostawała amnezja ;).

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Otóż to. Ale, jak wspomniałem pod belhajowskim tekstem – wszystko przez baby ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Ładne. Faktycznie trochę za dużo tych przymiotników – w pierwszym rozdziale wygląda to nienaturalnie, jakbyś uparł się, że każdy rzeczownik musi mieć towarzysza. Plus za wykorzystanie postaci i motywów z całej sagi – znać prawdziwego fana! Scena z motylem wzruszyła, uwagi Aaricii o gustach kulinarnych dzieci – uśmiechnęły.

Dziękuję! 

Macie rację z tymi przymiotnikami. Trochę się pospieszyłem z publikacją, teraz widzę, że jednak pociąć można, a konkurs to jednak konkurs i nie ma co olewać limitu.

Cieszę się niezmiernie, że się podobało! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Może czytałam bez należytego zrozumienia, ale nie obyło się bez przyjemności. Spodobało mi się opisanie małżonków u schyłku życia. A początkowa scena nie wydaj mi się zbędna, bo gdyby nie ona, nie byłoby komu gapić się na wyjeżdżających gospodarzy.

 

Dla­cze­go nie mamy psa? - po­my­ślał. –> Dywiz powinna zastąpić półpauza.

 

 -… nie je wie­przo­wi­ny, Aniel zna­czy. –> Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Zbędna spacja po wielokropku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ha, właściwie można byłoby napisać tekst konkursowy, który stałby się zrozumiały dla osób nieznających świata – ot, choćby o perypetiach posiadacza jednego z komiksów, który to album wydaje się posiadać własną (złośliwą) wolę… Albo coś w tym guście. Wybrałem scenkę osadzoną w uniwersum komiksowym, zdając sobie sprawę z tego, że dla postronnych czytaczy taka, na przykład, scena z motylem, nie będzie miała większego znaczenia.

Tym bardziej cieszę się, że mimo wszystko nie obyło się bez przyjemności :-) 

Również niewielka liczba uwag technicznych niezmiernie mnie raduje. W końcu zaczynam pisać porządnie! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Twoja radość, Thaegone, jest całkiem zrozumiała i uzasadniona. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pokazanie Thorgala i Aaricii jako seniorów wymyka się mojej wyobraźni. Wynika to z prostego faktu. Komiksy o Thorgalu, Jolanie, Louve i Kriss poszły w kierunku, który nie wróży spokojnej starości “obojgu tetryków”. W jednym z epizodów Louve widzi śmierć Thorgala, który siwy nie był. Wiem czepiam się szkaradnie. Bardziej zamordował mnie słój w treści. Tak gwoli ścisłości. W X wieku nie znane były jeszcze słoiki. Tym bardziej Wikingom na północy. Obróbka szkła nie była wtedy praktykowana.

Do stylu pisania nie czepie się, bo nie widzę czego miałbym w zasadzie. Szkaradnym grafomanem jestem żebym mógł krytykować i wytykać.

Jak dla mnie to ten “Szort” o Thorgalu jest bardzo dobry.

 

No tak, twórcy uparcie nie chcą dać spokoju Aegirssonom :-) Być może mój szort to taki "protest song" – a dajcieże im się spokojnie zestarzeć ;-) Chociaż, jak wynika z mojego szorta, śmierć w łóżku, ze starości, nie będzie im dana. I wcale tego nie chcą ;-) 

A że Louve widziała śmierć Thorgala… Cóż, nie raz zdarzało mu się umierać. Zna zaświaty pewnie lepiej, niż sama Hel :-) 

Pisząc "słój" nie miałem na myśli takiego fajnego, zakręconego czegoś z cienkiego szkła do trzymania konfitur, ale szklane naczynie w ogóle. Anachronizm to właściwie nie jest, bo naczynia szklane wyrabiano od starożytności, a ozdoby jeszcze wcześniej. Oczywiście może dziwić fakt, że coś takiego znalazło się na skandynawskiej wsi, zwłaszcza w chłopskiej komorze, a nie w pałacu jakiegoś notabla, ale… 

Po pierwsze, Thorgal zwykłym chłopem nie jest. Po drugie, umieszczanie akcji komiksu w którymś tam wieku to trochę nadużycie, bo od wszelakich anachronizmów aż by się tam roiło. I po trzecie – słowo "słój" tak fajnie pasuje do klimatu stereotypowej spiżarki w stereotypowej, sielankowej zagrodzie, w stereotypowej, sielankowej wsi, że aż trudno byłoby mi się powstrzymać :-) 

Na marginesie – Aaricia w zasadzie też nie powinna przyświecać sobie kagankiem. Ale co tam. Fantasy to fantasy ;-) 

Dzięki za komentarz i cieszę się, że się podobało! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Wielkie dzięki, Anet!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Bardzo przyjemne opowiadanie. Ładnie napisane i z nutą nostalgii. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Dziękuję, Morgiano! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Aby opowiadanie dostało kilk uzupełniam komentarz. 

 

Podobało mi się jak przedstawiłeś głównego bohatera i jego żonę. Jak wszystko przemija i jak wygląda jesień życia Thorgala. Wszystko jest wyważone i humor i treść. Szkoda byłoby jakby opowiadanie zostało zdyskwalifikowane przez limit. Taką starość można byłoby mięć, skoro i tak nas czeka.

 

Mam nadzieję, że to wystarczy, bo wszyscy już wszystko wcześniej napisali. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Toż Autor po namyśle ściął równiutko do limitu.

Babska logika rządzi!

Oooo. Faktycznie, nie zauważyłam ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Jeszcze raz ogromne dzięki za miłe słowa, no i za klika! 

Co do limitów, to jestem zagorzałym wrogiem. Nie umiem pisać, celując w jakiś konkretny limit, więc potem trzeba dużo ciąć. Właściwie zdaję sobie sprawę z tego, że takie wycinanki wcale nie muszą tekstowi zaszkodzić, ale dla mnie to trochę tak, jakbym dostał kunsztownie i smakowicie przyrządzone danie, ale musiał zrezygnować z ulubionego sosu, bo za dużo kalorii.

Cóż, konkurs to jednak konkurs i rzeczywiście, szkoda byłoby zdyskwalifikować tekst na własne życzenie. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Nie wiem, dlaczego zwlekałam i robię to dopiero teraz, ale klikam. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jupii! 

Dzięki! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Ja też się cieszę Twoja radością! ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Thargone gratuluję zwycięstwa :)

Jakiego zwycięstwa? Czyżbym przegapił ogłoszenie wyników? 

Edit:

Okej, już widzę. Dzięki, Belhaj! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Gartulacje! 

 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Gratuluję, Thargone, tym bardziej, że Twoje opowiadanie nie tylko mi się bardzo podobało, ale także było zrozumiałe. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Gratulacje! 

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Wszyscy to wszyscy, Finkla też: gratuluję. :-)

Babska logika rządzi!

Ogromnie dziękuję. 

I cieszę się, że było zrozumiałe! Choć zdaję sobie sprawę, że komuś nie obeznanemu ze światem Thorgala uciekło mnóstwo odniesień i smaczków. Ot, na przykład, o co chodziło w scenie z motylem, albo dlaczego Louve nie je mięsa. Nawet najbardziej "odrębne" teksty Sanato i Fleur, sporo traciły bez znajomości uniwersum. To przez limit. W dziesięciu tysiącach znaków po prostu praktycznie niemożliwe było zawarcie konkretnej historii i do tego jakiegoś przybliżenia thorgalowego świata. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Niebywałe, ale to pierwszy konkurs, gdzie typuję tak samo jak jurki. I to wszystkie trzy miejsca! Gratuluję, Thargone. Porządny tekst, jak widać, warto było poskracać. :) Najbardziej podoba mi się klimat, który jest Thorgalowy, ale też nie do końca. Ma nutkę autorskiej melodii i to mnie przede wszystkim ujęło. Miłym akcentem jest finał, którego się nie spodziewałem, a zastanawiałem podczas czytania, w co przekujesz tą nieśpieszną i sielską historię. Teraz już wiadomo w co. :) Na koń! :)

Komentuję dopiero teraz ale lepiej późno niż wcale. Bardzo ładnie napisane od strony warsztatowej. Ale przede wszystkim udało się uchwycić, albo raczej wytworzyć, klimat melancholii, nostalgii za minionym czasem chwały i młodości. I ja zaraz poczułem melancholię i nostalgię za czasami, gdy biegło się do empiku (innego niż teraz) po album Thorgala. Chyba jeszcze z KAW. 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Dzięki, panowie! 

Nutka autorskiej melodii wynikła zapewne z tego, że mimo utrzymania tekstu w nostalgiczno-melancholijnych rejestrach, nie podszedłem do rzeczy śmiertelnie poważnie :-) Starałem się puszczać oczka, do fanów oczywiście, no ale to w końcu fanfik. 

Najważniejsze, że wyszło :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Gratulacje, Thargone!

Bardzo dziękuję! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Pięknie oddany klimat, bardzo przyzwoita refleksja, bardzo nieprzyzwoity Thorgal. Gratuluję :)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Dzięki Naz! 

Cóż, twórcy komiksu starali się bardzo pakować mu w ramiona każdą napotkaną kobietę, śmiertelną i nieśmiertelną. Ale trzeba mu przyznać, że bronił się jak mógł ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Fajny klimat, czytało się z przyjemnością. ,,Jest już za późno – nie jest za późno!’’. Miło, że pod koniec życia można być nadal przygodowym! No i amant z niego niezły!:)

Dzięki za przeczytanie i komentarz! 

Pewnie, że można być przygodowym, można coś jeszcze z życiem zrobić, gdy niewiele go już zostało. Oby tylko odrobina zdrowia na to pozwoliła. Choć w sumie, gdy przez cały czas się walczyło, odnosiło rany (Thorgalowi zdarzało się nawet umrzeć i zmartwychwstać) to pewne byle reumatyzm nie przeszkadza i do kolejki w przychodni nie przykuwa :-ł

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Nowa Fantastyka