- Opowiadanie: hircus - Wędrownica

Wędrownica

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Wędrownica

Twarz za­cho­dzą­ce­go słoń­ca wi­sia­ła nisko nad ho­ry­zon­tem, bar­wiąc niebo płyn­nie prze­ni­ka­ją­cy­mi się bar­wa­mi fio­le­tu i czer­wie­ni. Zło­ci­ste morza zbóż, ugi­na­ły się pod do­ty­kiem wietrz­nych dłoni. Jed­nak Lidia nie zwra­ca­ła zbyt­niej uwagi na pięk­no kra­jo­bra­zu, prze­kli­na­jąc pecha, który od ja­kie­goś czasu ją prze­śla­do­wał. Wra­ca­ła od przy­ja­ciół­ki miesz­ka­ją­cej w są­sied­niej miej­sco­wo­ści, bie­dacz­ka zła­ma­ła nogę. Za­miast wy­brać okręż­ną, ale za to świe­żo wy­as­fal­to­wa­ną drogę, po­je­cha­ła „na skró­ty” polną drogą wy­sy­pa­ną żwi­rem i ostry­mi ka­mie­nia­mi. To one oka­za­ły się za­bój­cze dla opony jej ro­we­ru, z któ­rej z gło­śnym sy­kiem ula­ty­wa­ło po­wie­trze, aż do chwi­li, gdy zmie­nia­ła się w mar­twy flak. Lidia zmu­szo­na była prze­być nie­mal trzy ki­lo­me­tro­wy od­ci­nek pie­szo, pro­wa­dząc rower.

Słoń­ce już skry­ło się za linią ho­ry­zon­tu, gdy zdy­sza­na wspię­ła się na stro­my pa­gó­rek, na któ­rym znaj­do­wał się miej­sco­wy cmen­tarz. Pro­wa­dzi­ła do niego wy­słu­żo­na drew­nia­na furt­ka, był oto­czo­ny so­lid­nym ogro­dze­niem z be­to­no­wych przę­seł. Zmierz­cha­ło. Nie­na­oli­wio­ne za­wia­sy za­śpie­wa­ły skrze­kli­wym gło­sem, ktoś otwo­rzył bramę nie­zdar­nym ru­chem. W wej­ściu po­ja­wi­ła się zgar­bio­na po­stać. Star­sza ko­bie­ta, odzia­na w szare, ni­ja­kie ubra­nie, skry­wa­ła twarz w cie­niu ob­szer­nej chu­s­ty. Naraz pod­nio­sła głowę. W cie­niu dało się do­strzec je­dy­nie prze­ni­kli­we świ­ta­ło oczu, które zda­wa­ły się oglą­dać świat przez lata, któ­rych nie spo­sób objąć ro­zu­mem.

Lidia spu­ści­ła wzrok, nie mogąc znieść jej spoj­rze­nia. Przy­śpie­szy­ła kroku. Jed­nak w mgnie­niu oka ko­bie­ta zna­la­zła się przy niej i nie ode­zwaw­szy się sło­wem, chwiej­nym kro­kiem ru­szy­ła obok. Gęst­nie­ją­ca, oło­wia­na cisza coraz bar­dziej cią­ży­ła dziew­czy­nie.

– Dobry wie­czór! – głos Lidii mi­mo­wol­nie za­drżał.

Sta­rusz­ka nie od­po­wie­dzia­ła. Na mo­ment z rę­ka­wa wy­su­nę­ła się jej dłoń, nie­na­tu­ral­nie blada, jakby prze­zro­czy­sta skóra zda­wa­ła się ob­cią­gać gołe kości. Lidia wzdry­gnę­ła się.

– Idzie pani do miej­sco­wo­ści Dzia­dy? – Znów od­po­wie­dzia­ła jej cisza.

Dziew­czy­na czu­jąc się coraz bar­dziej nie­pew­nie w to­wa­rzy­stwie ko­bie­ty, przy­śpie­szy­ła kroku. Jed­nak sta­rusz­ka bez trudu za nią na­dą­ży­ła, choć wy­da­wa­ło się, że le­d­wie po­włó­czy no­ga­mi. Gdzieś z głębi świa­do­mo­ści wy­pły­nął ir­ra­cjo­nal­ny strach, który dotąd skrzęt­nie skry­wa­ny, wy­do­stał się na wol­ność, za­ci­ska­jąc lo­do­wa­te dło­nie na sercu i żo­łąd­ku.

Ostat­nie pro­mie­nie słoń­ca, przy­ćmił blask księ­ży­ca.

Kiedy Lidia do­strze­ga, w od­da­li, na skra­ju lasu zna­jo­my, rzę­si­ście oświe­tlo­ny bu­dy­nek, nie­mal bie­gła, a mimo to, sta­rusz­ka wciąż drep­ta­ła tuż obok. Gdy bez tchu do­pa­dła do furt­ki, z ulgą stwier­dzi­ła, że wresz­cie uwol­ni­ła się od nie­wy­god­nej to­wa­rzysz­ki. Za­trza­snę­ła za sobą bramę i od­ru­cho­wo, nie­mal bez przy­zwo­le­nia umy­słu, obej­rza­ła się przez ramię.

Ścież­ka mi­ja­ją­ca jej dom wbie­ga­ła dalej do lasu, roz­rzy­na­jąc go nie­mal na pół. W cie­niu pierw­szych drzew, ma­ja­czył ciem­ny kształt.

Wtem jakby księ­życ sku­pił cały swój blask wła­śnie na nim. Wszyt­ko za­mar­ło. Błot­ni­stą ka­łu­żę zbie­li­ła tafla lodu, ga­łę­zie sosen przy­ozdo­bio­ne kłu­ją­cą sza­dzią, ugię­ły się. Zaś po­środ­ku tej baj­ko­wo-ma­gicz­nej sceny kró­lo­wa­ło od­ra­ża­ją­ce pa­ta­szy­dło, miary ro­słe­go czło­wie­ka. Roz­war­ło za­krzy­wio­ny, lśnią­cy czer­nią dziób w pa­ro­dii uśmie­chu. Za­ma­szy­ste, smo­li­sto­czar­ne skrzy­dła tań­czy­ły w rytm nie­sły­szal­nej me­lo­dii, a pa­cior­ko­wa­te oczy zda­wa­ły się być od­bi­ciem naj­gor­szych kosz­ma­rów, głę­bo­ko ukry­tych w umy­śle Lidii.

Dziew­czy­na ze wstrę­tem od­wró­ci­ła spoj­rze­nie. Z tru­dem opa­no­wa­ła tor­sje. Gdy po­now­nie zer­k­nę­ła na ścież­kę nik­ną­cą po­śród drzew, ob­mier­z­ły, ma­ka­brycz­ny spek­takl znik­nął. W z nagła zgęst­nia­łych ciem­no­ściach nic nie zwra­ca­ło szcze­gól­nej uwagi.

Lidia z ulgą za­war­ła za sobą so­lid­ne drzwi domu. Jej roz­sza­la­ły umysł po­wo­li uspo­ka­jał się. W my­ślach roz­wa­ża­ła to, co ją spo­tka­ło. Osta­tecz­nie stwier­dza­ła, że to wszyst­ko było kosz­mar­ną, ilu­zją mroku i cie­nia, źle zin­ter­pre­to­wa­ną przez zmę­czo­ny, całym dniem umysł. Jed­nak gdzieś w naj­głęb­szych za­ka­mar­kach świa­do­mo­ści po­zo­sta­ła nie­pew­ność.

Po­dob­nie jak wciąż po­wra­ca­ją­cy obraz pta­szy­ska wy­pa­lo­ny pod po­wie­ka­mi, który już nigdy nie miał znik­nąć z jej pa­mię­ci. 

Koniec

Komentarze

Jeśli to jest Twój de­biut, to chylę czoła. Cał­kiem fajne, po­do­bał mi się ob­ra­zo­wy język, zwłasz­cza nie­sa­mo­wi­ty był opis pta­szy­dła i ostat­nie zda­nie.

Tra­fi­ło się kilka li­te­ró­wek i źle po­sta­wio­nych prze­cin­ków, ale to szcze­gó­ły ;)

Paper is dead wi­tho­ut words; Ink idle wi­tho­ut a poem; All the world dead wi­tho­ut sto­ries; /Ni­gh­twish/

To one oka­za­ły się za­bój­cze dla opony jej rowera, – roweru

Masz sporo li­te­ró­wek i in­nych nie­do­ró­bek, po­wtó­rze­nia, czy nie­zręcz­ne zda­nia, ale jak na de­biut jest ok. Po­le­cam po­pro­sić kogoś o pomoc i sko­rzy­stać z be­ta­li­sty przy na­stęp­nym tek­ście :) Do­brze, że na po­czą­tek wrzu­ci­łaś coś krót­kie­go :-)

"Taki ide­al­ny wy­lu­zo­wy­wacz do obia­du." NWM

Szcze­rze mó­wiąc nie roz­szy­fro­wa­łem tej scen­ki. Bo to jest ledwo scen­ka. Opis chwi­li stra­chu. Nic poza tym. Uży­wasz bar­dzo kwie­ci­ste­go stylu, ale chyba jed­nak sobie z nim nie ra­dzisz. Jeśli to de­biut to le­piej nie sza­leć z po­etyc­kim ję­zy­kiem, bo może wyjść za­baw­nie. Do ta­kich prób po­trze­ba jed­nak bar­dziej wy­ro­bio­ne­go pióra.

 

Tro­chę rze­czy w tek­ście się po­sy­pa­ło. Wy­mie­nię kilka dla przy­kła­du. Od prze­cin­ków i li­te­ró­wek są lepsi fa­chow­cy tutaj, a ta­kich błę­dów jest też sporo.

 

Wra­ca­ła od przy­ja­ciół­ki miesz­ka­ją­cej w są­sied­niej miej­sco­wo­ści, bie­dacz­ka zła­ma­ła nogę. Za­miast wy­brać okręż­ną, ale za to świe­żo wy­as­fal­to­wa­ną drogę, po­je­cha­ła „na skró­ty” polną drogą wy­sy­pa­ną żwi­rem i ostry­mi ka­mie­nia­mi(…)

Wtrą­ce­nie o zła­ma­nej nodze po­wo­du­je u czy­tel­ni­ka po­czu­cie za­gu­bie­nia. Czy­ta­łem dalej nie będąc pewny czy cho­dzi o przy­ja­ciół­kę czy jed­nak bo­ha­ter­kę.

 

(…) któ­rych nie spo­sób objąć umy­słem.

Dał­bym ro­zu­mem za­miast umy­słem.

 

Kiedy Lidia do­strze­ga (li­te­rów­ka), w od­da­li, na skra­ju lasu rzę­si­ście oświe­tlo­ny bu­dy­nek, nie­mal bie­gła(…) a potem Ścież­ka mi­ja­ją­ca jej dom(…). 

Po­gu­bi­łem się. Pi­szesz jakby był to jakiś bu­dy­nek. Potem oka­zu­je się, że to jed­nak dom bo­ha­ter­ki.

 

Twarz słoń­ca wi­sia­ła​ a potem znowu sre­brzy­sta twarz księ­ży­ca. (jest tu li­te­rów­ka)

Masz nieco ogra­ni­czo­ne po­rów­na­nia dla obiek­tów astro­no­micz­nych ;)

 

kró­lo­wo od­ra­ża­ją­ce​ – cho­dzi o kró­lo­wa­ło?

 

w pa­ra­dok­sy­zmie uśmie­chu -​ co to zna­czy, cho­dzi o pa­rok­syzm? Nawet wtedy nie bar­dzo pa­su­je.

 

ma­ka­brycz­ny spek­takl znik­nął​ – ​spek­takl chyba prę­dzej może się skoń­czyć niż znik­nąć. Ale to moja opi­nia.

 

Za­trza­snę­ła za sobą ulicz­kę – jak to się robi?

 

Są w tek­ście zda­nia ładne. Jest jakiś kli­mat. Wy­star­czy wziąć nieco na wodzy po­etyc­kie na­tchnie­nie i dodać fa­bu­ły. No i przy­go­to­wać coś na finał, żeby za­sko­czyć czy­tel­ni­ka, też by się przy­da­ło.

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

Dzię­ku­je za ko­men­ta­rze :) Zwłasz­cza twój mr.maras, li­te­rów­ki to moja pięta achil­le­so­wa. :(

Jak wspo­mnia­łam je­stem tu nowa i w nie­któ­rych kwe­stiach je­stem jesz­cze zie­lo­na… 

Jak ro­zu­miem be­ta­li­sta, to coś w ro­dza­ju no­tat­ni­ka, do któ­re­go mają do­stęp inni użyt­kow­ni­cy i mogą na na bie­żą­co ko­men­to­wać moje tek­sty??

Nie do końca też roz­gry­złam, kiedy opo­wia­da­nie prze­ska­ku­je z po­cze­kal­ni do bi­blio­te­ki?

Z góry dzię­ku­je za od­po­wiedź. :)

Po­two­ry nie boją się świa­ła, to my boimy się ciem­no­ści...

Cał­kiem nie­zły de­biut. Cho­ciaż nie je­stem szcze­gól­ną wiel­bi­ciel­ką nad­mier­nie po­etyc­kiej formy, to nie utrud­ni­ło mi to od­bio­ru. 

Po­zdra­wiam :)

„‬Czło­wiek, który po­tra­fi dru­zgo­tać ilu­zje jest za­ra­zem be­stią i po­wo­dzią. Ilu­zje są tym dla duszy, czym at­mos­fe­ra dla pla­ne­ty." - V. Woolf

Hir­cus. Wrzu­casz opo­wia­da­nia na be­ta­li­stę i in­for­mu­jesz o tym w spe­cjal­nym wątku. Tam ktoś może się za­ofe­ro­wać i wy­słać Tobie pro­po­zy­cje be­to­wa­nia. Be­tu­jesz tylko w gro­nie be­tu­ją­cych. Jest to nie­wi­docz­ne dla in­nych na por­ta­lu. Be­tu­ją­cy po­pra­wia­ją, su­ge­ru­ją, do­ra­dza­ją, szli­fu­ją tekst razem z Tobą. Ty de­cy­du­jesz kiedy go z be­ta­li­sty prze­rzu­cić do po­cze­kal­ni i po­ka­zać czy­tel­ni­kom.

 

Edit. Mo­żesz tez po­pro­sić kogoś o be­to­wa­nie w pry­wat­nej wia­do­mo­ści. Żeby tekst tra­fił na be­ta­li­stę ozna­czasz przy jego wkle­ja­niu tutaj że to kopia ro­bo­cza i że ma tra­fić na be­ta­li­stę.

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

Ok. Ro­zu­miem. Mam jesz­cze jedno py­ta­nie, czy można do­da­wać inne tagi, niż te na pro­po­no­wa­nej li­ście np.: “ptak”? I kiedy opo­wia­da­nie tra­fia do bi­blio­te­ki z po­cze­kal­ni?

Po­two­ry nie boją się świa­ła, to my boimy się ciem­no­ści...

Jak na de­biut, wcale nie­źle.

Sta­rasz się uży­wać kwie­ci­ste­go, bo­ga­te­go ję­zy­ka w opi­sach, ale to po­cią­ga za sobą pewne nie­bez­pie­czeń­stwa. Z jed­nej stro­ny łatwo jest z tym prze­sa­dzić, a wtedy, za­miast wpro­wa­dzić czy­tel­ni­ka w od­po­wied­ni na­strój mo­żesz wy­wo­łać roz­ba­wie­nie. Poza tym w zbyt roz­bu­do­wa­nych opi­sach czy­tel­nik może ugrzę­znąć, mając po­czu­cie, że akcja nie po­ru­sza się do przo­du. Od­po­wied­nie ich wy­wa­że­nie nie jest łatwe. Po­nad­to kwie­ci­ste opisy wy­ma­ga­ją sto­so­wa­nia bar­dziej roz­bu­do­wa­nych zdań, a te trze­ba mieć zde­cy­do­wa­nie pod kon­tro­lą, aby czy­tel­nik nie mu­siał się za­sta­na­wiać, do czego się od­no­szą. Tutaj podam przy­kład:

Oto­czy so­lid­nym pło­tem z be­to­no­wych przę­seł, na który pro­wa­dzi­ła nieco wy­słu­żo­na drew­nia­na furt­ka.

​Po­mi­ja­jąc li­te­rów­kę na po­cząt­ku (za­pew­ne po­win­no być “oto­czo­ny”), ze zda­nia wy­ni­ka, że furt­ka pro­wa­dzi­ła na płot. Wiem, że cho­dzi­ło o cmen­tarz, który wy­stą­pił jako pod­miot w po­przed­nim zda­niu, ale w tym pod­mio­tem jest płot. Po­mie­sza­nie pod­mio­tów może być cał­kiem za­baw­ne (co zda­rza­ło mi się wy­ko­rzy­sty­wać) ale Tobie za­pew­ne nie o to cho­dzi.

To, że nie na­le­ży prze­sa­dzać z kwie­ci­sto­ścią i po­ety­za­cją ję­zy­ka, jeśli się nad tym za bar­dzo nie pa­nu­je, to jedno. Druga spra­wa jest taka – czy taki język pa­su­je do tego, co chce się na­pi­sać? Ty masz tu scen­kę (bo to też fakt – trud­no Twój tekst uznać za takie stu­pro­cen­to­we opo­wia­da­nie), chyba współ­cze­sne lub w miarę współ­cze­sne, o dziew­czy­nie, któ­rej ze­psuł się rower i przy­da­rzy­ło coś dziw­ne­go. Sama pi­szesz, że nie zwra­ca­ła ona uwagi na oko­licz­no­ści przy­ro­dy, które sta­ra­łaś się tak ład­nie opi­sać. Wy­da­je mi się, że sen­sow­niej by­ło­by wczuć się w dziew­czy­nę, spró­bo­wać opi­sać jej fru­stra­cję i wku­rze­nie. Bo idzie tu dziew­czy­na, pro­wa­dzi na ja­kimś za­du­piu rower z prze­bi­tą dętką, jest z tego po­wo­du zła, a Ty o ja­kichś twa­rzach słoń­ca, zło­ci­stych mo­rzach zbóż czy śpie­wa­ją­cych za­wia­sach. ;)

Cho­ciaż, jak mi się wy­da­je, po­ten­cjał jest, tylko jesz­cze tro­chę scho­wa­ny. ;)

 

W cie­niu dało się do­strzec je­dy­nie prze­ni­kli­we świ­ta­ło oczu, – tu też coś dziw­ne­go się za­plą­ta­ło.

Pod­pi­su­ję się pod po­ety­za­cją. Łatwo prze­sa­dzić i roz­ba­wić czy­tel­ni­ka.

 

Za­trza­snę­ła za sobą ulicz­kę i od­ru­cho­wo, nie­mal bez przy­zwo­le­nia umysł, obej­rza­ła się przez ramię. – he?

4 tyś. zna­ków, a błę­dów mnó­stwo. Prze­czy­taj tekst gło­śno przed pu­bli­ka­cją, po­mo­że to wy­ła­pać przy­naj­mniej część błę­dów.

Jak na de­biut nie jest źle, ale to tylko krót­ka scen­ka.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Cał­kiem, cał­kiem. Co praw­da w mój gust nie tra­fia, bo zbyt wiele przy­miot­ni­ków czyni tekst po­wol­nym do prze­sa­dy, ale fakt, że to krót­ka scen­ka wy­star­cza, by się za mocno nie zmę­czył. Jako de­biut okej, teraz cze­kam na pre­zen­ta­cję cze­goś więk­sze­go ;)

I myślę, że warto byś prze­my­śla­ła ko­men­ta­rze Ochy i Unfal­la od­no­śnie kwie­ci­sto­ści ję­zy­ka :)

Po­wo­dze­nia!

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Nie do końca też roz­gry­złam, kiedy opo­wia­da­nie prze­ska­ku­je z po­cze­kal­ni do bi­blio­te­ki?

​Samo nie prze­ska­ku­je. Część użyt­kow­ni­ków ma moż­li­wość od­da­nia głosu na opo­wia­da­nie. Jeśli ta­kich gło­sów uzbie­ra się pięć, opo­wia­da­nie do­sta­je się do bi­blio­te­ki – to taka forma se­lek­cji z jed­nej stro­ny, z dru­giej uzna­nia dla au­to­ra, jeśli wy­ko­nał dobrą ro­bo­tę.

Jeśli po­pra­wisz li­te­rów­ki, na pewno zwięk­szysz szan­se tek­stu na do­sta­nie się do bi­blio­te­ki, bo spora licz­ba błę­dów jest naj­czę­ściej czyn­ni­kiem dys­kwa­li­fi­ku­ją­cym, nawet jeśli opo­wia­da­nie jest cie­ka­we.

Bar­dzo szyb­ko i w sumie spraw­nym pió­rem po­pra­wi­łaś nie­któ­re miej­sca, w tym te, na które zwra­ca­łem uwagę. Np. ten zna­jo­my bu­dy­nek od razu zmie­nił bar­dzo dużo. A księ­życ, jak widzę, nie ma już twa­rzy :) Tylko co z tym za­mknię­ciem ulicz­ki? Jak można za­mknąć ulicz­kę? Po­sta­wi­ła kor­don po­li­cji?

 

Edit. Za­trza­snę­ła ulicz­kę? A nie cho­dzi Tobie o furt­kę lub bram­kę jakąś?

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

Unfall – Dzię­ki. :)

Mr.maras – Ulicz­ka po­pra­wio­na. :)

No­Wher­Man – nowe opo­wia­da­nie czeka w be­tli­stach. :)

Po­two­ry nie boją się świa­ła, to my boimy się ciem­no­ści...

I ja do­pi­su­ję się do uwag o po­etyc­kim i kwie­ci­stym ję­zy­ku. Tym chęt­niej, że sama za nim nie prze­pa­dam, nawet jeśli autor ma już nie­źle wy­tre­no­wa­ne pióro.

Tro­chę mi za­zgrzy­tał upływ czasu. Na po­cząt­ku słoń­ce jesz­cze nie za­szło, a na końcu już atra­men­to­we niebo (bez prze­sa­dy, latem – a na to wska­zu­ją zło­ci­ste zboża – nigdy nie robi się tak na­praw­dę ciem­no). A bo­ha­ter­ka ma do przej­ścia rap­tem trzy ki­lo­me­try, czyli ja­kieś pół go­dzin­ki. Co się stało z resz­tą czasu? Przy oka­zji – to ko­lej­ny powód, żeby uwa­żać na te roz­bu­cha­ne opisy.

Twarz słoń­ca wi­sia­ła nisko nad ho­ry­zon­tem, bar­wiąc niebo płyn­nie prze­ni­ka­ją­cy­mi się bar­wa­mi fio­le­tu i czer­wie­ni.

Po­wtó­rze­nie. Póź­niej też ich tro­chę jest.

Lidia zmu­szo­na była prze­być nie­mal trzy ki­lo­me­tro­wy od­ci­nek pie­szo, tasz­cząc rower.

Trzy­ki­lo­me­tro­wy łącz­nie. A po co nio­sła? W zu­peł­no­ści wy­star­czy, jeśli bę­dzie go pro­wa­dzić.

Star­sza ko­bie­ta, odzia­na w szare, ni­ja­kie ubra­nie, skry­wa­ła twarz w kap­tu­rze ob­szer­nej chu­s­ty.

Czy chu­s­ty mają kap­tu­ry?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Skoro droga do domu pro­wa­dzi­ła obok cmen­ta­rza, to na­le­ża­ło się spo­dzie­wać, że Lidię spo­tka coś nie­zwy­kłe­go. I tak się stało, czego do­wo­dzi po­wyż­sza scen­ka. Chcia­ła­bym jed­nak wie­dzieć, czy to była wy­obraź­nia dziew­czy­ny, czy na cmen­ta­rzu i w lesie na­praw­dę stra­szy.

Wy­ko­na­nie po­zo­sta­wia sporo do ży­cze­nia, ale o tym już na­pi­sa­li wcze­śniej ko­men­tu­ją­cy.

Mam na­dzie­ję, że przy­da Ci się ten po­rad­nik: http://www.fantastyka.pl/loza/17

 

prze­kli­na­jąc pech, który od ja­kie­goś czasu ją prze­śla­do­wał. –> …prze­kli­na­jąc pecha, który od ja­kie­goś czasu ją prze­śla­do­wał.

 

był oto­czo­ny so­lid­nym pło­tem z be­to­no­wych przę­seł. –> Płot jest ogro­dze­niem drew­nia­nym.

Pro­po­nu­ję: …był oto­czo­ny so­lid­nym ogro­dze­niem z be­to­no­wych przę­seł.

 

ktoś otwo­rzył ulicz­kę nie­zdar­nym ru­chem. –> Co to zna­czy otwo­rzyć ulicz­kę?

Dziew­czy­na jest na wsi, na polu, skąd tam ulicz­ka?

 

skry­wa­ła twarz w kap­tu­rze ob­szer­nej chu­s­ty. –> Chu­s­ta, nawet ob­szer­na, po­zo­sta­je chu­s­tą,  nawet jeśli skry­wa twarz, nie sta­nie się kap­tu­rem.

 

skóra zda­wa­ła się ob­cią­ga­łać gołe kości. –> …skóra zda­wa­ła się ob­cią­gać gołe kości.

 

w to­wa­rzy­stwie ko­bie­ty, przy­śpie­szy­ła kroku. Jed­nak ko­bie­ta bez trudu… –> Po­wtó­rze­nie.

 

od­ru­cho­wo, nie­mal bez przy­zwo­le­nia umysł, obej­rza­ła się przez ramię. –> Li­te­rów­ka.

 

Wszyt­ko zmar­ło. –> Pew­nie miało być: Wszyst­ko za­mar­ło.

 

Zaś po środ­ku tej baj­ko­wo-ma­gicz­nej sceny kró­lo­wa­ło od­ra­ża­ją­ce pa­ta­szy­dło… –> Co się stało ze środ­kiem sceny, po któ­rym teraz kró­lo­wa­ło pta­szy­dło?

Winno być: Zaś pośrod­ku tej baj­ko­wo-ma­gicz­nej sceny kró­lo­wa­ło od­ra­ża­ją­ce pta­szy­dło

 

lśnią­cy czer­nią dziób w pa­ro­di uśmie­chu. –> …lśnią­cy czer­nią dziób,pa­ro­dii uśmie­chu.

 

W zna­gła zgęst­nia­łych ciem­no­ściach… –> W z na­gła zgęst­nia­łych ciem­no­ściach

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzię­ku­je, za wszyst­kie po­praw­ki :)

Po­two­ry nie boją się świa­ła, to my boimy się ciem­no­ści...

Jeśli uwagi oka­za­ły się przy­dat­ne, to bar­dzo się cie­szę. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

A ja tam lubię (cza­sa­mi!) po­etyc­kie, kwie­ci­ste opisy i ładne po­rów­na­nia. Ale, jak już za­uwa­ży­li przed­pi­ś­cy, do tego trze­ba mieć warsz­tat. Faj­nie, że pró­bu­jesz, ale do ta­kich opi­sów to jesz­cze tro­szecz­kę mu­sisz po­tre­no­wać :) Nie­mniej nie­któ­re me­ta­fo­ry na­praw­dę wy­war­ły na mnie wra­że­nie.

Trosz­kę mnie zdzi­wi­ło, że widok pta­szy­ska wzbu­dził w Lidii tor­sje i w ogóle był taki ob­mier­z­ły i “ble”. W mojej wy­obraź­nie ta scena nie wy­glą­da­ła aż tak obrzy­dli­wie. No ale może dla­te­go, że nie spo­tka­łam na swo­jej dro­dze ta­kie­go cmen­tar­ne­go upio­ra ;) (ale i tak po­dej­rze­wam, że po pro­stu bym się zsi­ka­ła w gacie, a nie po­wstrzy­my­wa­ła wy­mio­ty ;P).

Tekst wciąż wy­ma­ga nieco po­pra­wek, jak kie­dyś znaj­dziesz czas, to nad nim przy­siądź.

Mam na­dzie­ję, że bę­dzie coraz le­piej, trzy­mam kciu­ki :) 

Bra­ku­je tro­chę fa­bu­ły, albo cho­ciaż twi­stu pod ko­niec, bo wy­szła Ci po pro­stu scen­ka, jak na­pi­sał ład­nie wyżej mr.maras opis chwi­li stra­chu. Choć jak na de­biut nie jest źle. Na pewno cie­ka­wa te­ma­ty­ka, idąc w kie­run­ku ta­kie­go hor­ro­ru można na­pi­sać na­praw­dę cie­ka­we rze­czy (albo przy­naj­mniej takie, które ja lubię :P). Po­wo­dze­nia z dal­szy­mi tek­sta­mi.

 

Coś tam zła­pa­łem z pierw­sze­go aka­pi­tu:

Zło­ci­ste morza zbóż, ugi­na­ły się pod do­ty­kiem wietrz­nych dłoni. → bez prze­cin­ka

 

Wra­ca­ła od przy­ja­ciół­ki miesz­ka­ją­cej w są­sied­niej miej­sco­wo­ści, bie­dacz­ka zła­ma­ła nogę. Za­miast wy­brać okręż­ną, ale za to świe­żo wy­as­fal­to­wa­ną drogę, po­je­cha­ła „na skró­ty” polną drogą wy­sy­pa­ną żwi­rem i ostry­mi ka­mie­nia­mi. → Coś tu się dziw­ne­go stało z pod­mio­tem. Wy­glą­da to tak, jakby ko­le­żan­ka ze zła­ma­ną nogą wra­ca­ła na skró­ty.

trzy ki­lo­me­tro­wy → trzy­ki­lo­me­tro­wy

Nowa Fantastyka