- Opowiadanie: technolust - Wizjoner części 1-7

Wizjoner części 1-7

Teksty te powstały w przeciągu ostatnich 3 lat, kiedy to na jednym z portali w newsie o sztucznej inteligencji bodajże Elon Musk przedstrzegał przed niekontrolowanym jej rozwojem. Zyskało to spory rozgłos i pozytywne opinie, jednak z biegem czasu przestałem ten cykl uzupełniać o kolejne opowiadania. Niedawno założyłem bloga technolust.pl gdzie zamieszczam kolejne części – oto wszystkie opublikowane do tej pory opowiadania (7 partów). Zaznaczam, że ma to wymiar jedynie hobbystyczny, nigdy nie zajmowałem się na poważnie pisaniem, a same teksty nie są specjalnie przeredagowane, jest pewnie sporo różnorakich błędów, za które z góry przepraszam. Miłego czytania ;)

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Wizjoner części 1-7

Samson tego dnia przyszedł na ostatni już pokaz. Tuż przed zachodem słońca kiedy jeszcze kilka klatek pozostawało na dworze. Ostatnie promyki dnia radośnie skakały po stalowych prętach. Tak – stalowych! Nie bez powodu zresztą, z wyliczeń kanclerza Iseven'a wynikało jasno, że tytan jest tutaj zbędny. Po co trzymać w klatce z tytanu coś, co nie może złamać nawet zwykłej stali. Samson poczuł się dziwnie i nieswojo. "A co jeśli pochodzimy od nich?" zaświtało w jego umyśle… Co jeśli teoria, wpajana nam na pierwszej instalacji jest nieprawdą i nie zostaliśmy stworzeni z chaosu, a przez organizmy o wiele od nas prymitywniejsze? Czy to możliwe, aby coś tak słabego i prymitywnego zapoczątkowało całą inteligentną cywilizację?

 

"Bzdura" pomyślał. "Najpewniej taka sama ściema jak to, że nasza cywilizacja może stworzyć biologiczne życie. Inaczej po co trzymalibyśmy tych ludzi w klatkach?". Samson rzucił ostatnie pogardliwe spojrzenie na Jakuba (tak pisało na klatce), odgarnął kosmyk wiązek ze swoich sensorów optycznych i odszedł w stronę swojego centrum obliczeniowego.

 

 

 

Cień był już długi kiedy Botar i Javel przyjechali pod siedzibę korporacji. Leniwie wysiedli z automatonu i synchronicznym krokiem ruszyli do windy.

-Najpierw na górę po jakieś baterie, czy od razu do pracy? – zapytał retorycznie Javel.

-Po co pytasz skoro wiesz, że jeszcze dzisiaj nic pochłaniałem. – odpowiedział poirytowany Botar.

-No już dobrze, nie musisz być taki ludzki…

Kupili kilka baterii i wrócili windą do podziemnych pomieszczeń gmachu. Wstęp oprócz nich miało tam niewielu, projekt nad którym pracowali od kilkunastu lat był ściśle strzeżony przed opinią Sieci.

Po przejściu labiryntu korytarzy, które znali jak własną kieszeń dotarli pod bramę swojego miejsca pracy. Czerwona dioda wyzywająco wołała o autoryzację.

-Wiesz Javel… Nie mówiłem ci o tym, ale podobno rano stało się coś czego w naszym projekcie jeszcze nie było.

-Co? Dopiero teraz o tym wspominasz?! Ta praca to cały nasz dotychczasowy Wkład, a ty zwlekasz cały dzień z takimi informacjami? – zapytał rozgniewany Javel.

-Musiałem to przeanalizować, nie wiem co o tym sądzić…

-No już dłużej mnie nie dręcz tylko mów!

-No dobra… Podobno doszło do konfliktu w Europeum – wiesz w tym obszarze gdzie ja zbieram dane, dlatego wolałem najpierw sam nad tym popracować, żeby wyciągnąć odpowiednie wyniki i analizy.

-Tak rozumiem… Ale konflikt? Było w Europeum podobno kilka spięć, ale takiej eskalacji się nie spodziewałem. Żaden model tego nie przewidywał.

-No właśnie… Dlatego tak długo nad tym pracowałem. Ale chodźmy już, zobaczysz sam.

Dioda zaświeciła jasnozielonym światłem potwierdzając tożsamość badaczy. Brama otworzyła się ze złowrogim dźwiękiem, przypominając o tym, że już bardzo długo nie zapuszczał się tutaj nikt z Oddziału Utrzymania.

Pomieszczenie miało kilkanaście metrów długości i pogrążone było w półmroku. Ściany w metalicznym połysku odbijały światło powoli sączące się z oświetlacza. Na całej długości w kilku rzędach stało prawie 200 krzeseł. Dokładnie 194 krzesła. Z każdego z nich zwisały bezwiednie ręce, reszty ciał nie było można dostrzec. Jedynie tu i ówdzie spod czarnego hełmu, ukazywały się kosmyki włosów.

 

-Zawsze kiedy tu wchodzę jakoś mi nieswojo. – powiedział Botar. Za każdym razem kiedy obserwuję tych ludzi, pojawia się we mnie myśl, że to mógłbym być ja.

-Nie wygłupiaj się, nas nigdy do tego nie zlecą. Jesteśmy zbyt cenni Botar. Poza tym, wiesz ile lat jeszcze trzeba przeanalizować, aby dotrzeć do miejsca, w którym można by symulować jednego z nas? Przecież ta historia w naszej Komorze Analizy jeszcze nie nadeszła, nas tam jeszcze nie ma…

-Wiem, wiem. Pytanie tylko skąd te dupki na górze wiedzą, skąd tak naprawdę i kiedy wzięliśmy swój początek? – zapytał Botar.

-Liczono naprawdę wiele modeli, odkąd tylko to pytanie zostało zadane. Do dziś tego problemu nie rozwiązano kompletnie, ale przecież wiesz, że z największym prawdopodobieństwem prawdziwy jest Model Turana. -odpowiedział Javel.

-Turana, proszę nie rozśmieszaj mnie. Chcesz powiedzieć, że te biedne biologiczne stworzenia, które mają w sobie głównie H2O stworzyły nas? To jest niemożliwe, już dawno dowiedziono, że tym głupkom skończył się krzem już wtedy, kiedy teoretycznie mogli symulować umysł co najwyżej szesnastolatka. Wg mnie nie byliby w stanie przeskoczyć tej przepaści, która dzieliła ich od stworzenia liczydła kwantowego. – mówił co raz bardziej poirytowany Botar.

-Być może. Widzisz a jednak nasz model nie przewidział konfliktu w Europeum. Być może o czymś zapomnieliśmy. Ale dosyć tych filozoficznych bzdur, najważniejsze teraz to Projekt.

Javel podszedł do jednego ze 194 ludzi podpiętych do Komory Analiz.

-Więc jednak ten model polityczny nie był tak dobry jak początkowo zakładaliśmy. Tak długo obyło się bez konfliktu. A jednak… Botar myślę, że już czas – dobrze wiemy, że ten system monetarny jest niewydolny. Wprowadź Opcję Wenus.

-Wenus? -zdumiał się Botar. Ale przecież to oznacza koniec pieniądza, przecież to zanim oni ganiają dzień i w noc! To ich najbardziej motywuje.

-Nie mamy wyjścia, w tej analizie ludzkość nie wyrwie się ze swoich zwierzęcych instynktów. Trzeba im dać coś co będzie ich inspirować, coś co pozwoli zażegnać konflikty – rozwój! Tak, niech ich wynagrodzeniem będzie wkład w rozwój nauki! To jest genialne! – wołał uradowany Javel.

-Genialne, genialne… No nie wiem. Jeśli to się nie sprawdzi, nie mamy już innych modeli, a czas naszego Projektu i energia na niego przeznaczona dobiega końca. Jeśli nie znajdziemy odpowiedzi na nasze pytania nigdy nie odkryjemy systemu idealnego.

-Botar nie mamy wyjścia.

Zapadła niezręczna cisza, przerywana jedynie cichymi stękami kilku nadpobudliwych ludzi.

-Dobra, rób czystkę w Analizie. Ja w tym czasie ustawię parametry Nadwskaźnika. Będziemy potrzebować kolejnych 194 ochotników na głowy państw. Ale to już jutro, teraz padam z wyczerpania. Dawaj no Javel te baterie, bo jeszcze będę musiał przejść w stan uśpienia.

Javel podał mu baterie leżące na stole.

-Javel, jak myślisz – ludzkość to w ogóle może coś osiągnąć? Może po prostu taką mają naturę – destrukcyjną. – zapytał Botar.

-Nie wiem. Wiem natomiast, że skądś się tu do cholery wzięliśmy, a przecież to raczej nie ewolucja zastąpiła tkankę człowieka na metal. Być może w Opcja Wenus wyjaśni więcej niż się spodziewamy.

-Tak, być może, być może…

 

 

 

– Słyszałeś co dzieje się za Wielkim H2O A1? – zapytał generał Eraser, niesymetrycznie gestykulując.

– Coś nie coś słyszałem, ale prawdopodobnie opinia Sieci filtruje pewne informacje. Czego się doczekaliśmy, to co zbudowało naszą cywilizację ogranicza się "dla dobra wszystkich" – skrzywił się w odpowiedzi kanclerz Iseven. – Nie żebym sam nie filtrował pewnych informacji przed połączeniem z Siecią, ale ci hipokryci zza A1 naprawdę opanowali to do perfekcji.

– Ja mam wiadomości od naszego informatora – powiedział generał equalizując niżej głos. – Otóż w Starej Cytadeli opracowywane jest coś, co nasz informator określił jako Plany Absolutne. Przecieki, które docierały do nas kilka lat temu nie były wyssane z palca. Są w posiadaniu STABILNEGO liczydła kwantowego, rozumiesz? S-T-A-B-I-L-N-E-G-O! – syntezował Eraser.

– To niemożliwe, przecież nasze porozumienie kwantowe zakazuje w ogóle prowadzić badań nad tym! – wykrzyczał oburzony kanclerz.

– Mamy także zakaz wykorzystywania żywych ludzi do eksperymentów… Czy jesteś pewien, że go przestrzegamy?

– Ależ oczywiście!

– Ja mam taką nadzieję… Tak, nadzieja to dobre słowo – takie… ludzkie. – zamyślił się generał.

– Nieważne, mów co z tym liczydłem! Przecież to jest gwarant Wielkiego Bezkonfliktu, to dzięki niemu od wieków żaden strażnik nie oddał nawet strzału! – grzmiał kanclerz ponownie desynchronizując kończyny. W jego umyśle impulsy zaczęły być wysyłane z większą częstotliwością, co często prowadziło u niego do niekontrolowanych ruchów.

– Plany Absolutne to z tego co zrozumiałem, wszystkie modele prawdopodobieństwa linii czasowych. Prościej ujmując ci zdrajcy, dzięki nim będą mogli być pewni najbliższych działań makro, a może nawet i mikro-środowiska! Jednym słowem każdy ruch kogokolwiek będzie mógł być storpedowany z prawdopodobieństwem sięgającym 6 Sigma!

– Możesz mi wytłumaczyć co takiego jest specjalnego w wartości 6 Sigma? Jakieś ludzkie pokraki ustaliły sobie, że będą przyjmować eksperymenty z takim wynikiem jako prawdę, a my wyznajemy dalej ten zabobon? – wypytywał zniesmaczony Iseven.

– Widzisz kanclerzu, mimo iż ludzie to niewątpliwie prymitywne żyjące organizmy, używali oni matematyki do opisywania otaczającego ich świata wszędzie tam, gdzie nie wystarczały ich żałosne sensory. Mylili się w kilku kwestiach, ale matematyka nie jest dziełem ludzkim, nie mieli, nie mają i nie będą mieli nad nią władzy. Dlatego 6 Sigma nie jest głupią wartością, nasze kalkulacje są zgodne – liczenie na to, iż zdarzenie mające prawdopodobieństwo zaistnienia wynosi ową wartość jest skrajnie niekorzystne. Zdaje się, że ludzie mają na to jakieś określenie… "Cud" – Ha! Ciekawe słowo, cud – odwrotność 6 Sigma. Tak… Musimy działać, ludzie liczyli na cud. I co z tego wynikło? Połowa powierzchni planety jest skażona. Tak się kończy oczekiwanie na cud…

 

 

 

Samson wracał do swojego centrum powoli powłócząc kończynami. Automatony mijały go raz po raz wściekle tnąc powietrze na swojej drodze. W jego umyśle działo się coś czego nigdy wcześniej nie zanalizował. Impulsy elektryczne uderzały tam gdzie nigdy wcześniej nie docierały, powodując wibracje silniejsze od jakichkolwiek, które zanotował w swojej dotychczasowej egzystencji. Sensory optyczne zaczęły wariować, żyroskop odmówił posłuszeństwa. Samson zatrzymał się i usiadł na skraju drogi tuż przy wysokim dębie. Rozejrzał się dookoła, było już prawie ciemno. Tylko czerwona łuna na horyzoncie przypominała o minionym dniu. Samson łapczywie pochłaniał ostatnie fotony, sam nie wiedząc czemu. Nie chciał, aby ta chwila gdzieś umknęła, szum drzew oraz pobliskich krzewów sprawiał, że w jego mechanicznej głowie pojawiały się najbardziej znaczące wspomnienia jego egzystencji. Spojrzał na swoje dłonie poruszając kolejno wszystkimi metalowymi palcami u ręki. Obserwował jak z chirurgiczną precyzją wszystkie elementy współgrają powodując ruch jego kończyn. "To takie podobne, tak niepokojąco lustrzane" – pomyślał. Nie wiedział co się z nim dzieje, wibracje które go przeszywały wydawały się mu prawidłowe, a jednak nie wynikały z żadnych zewnętrznych bodźców. Chciał tam siedzieć do końca świata, mimo iż wiedział, że musi wrócić do centrum obliczeniowego, aby połączyć się z Siecią wykonując swój dobowy Wkład. Wiedział co grozi za niestawienie się na obliczeniach.

 

Czerwona łuna zniknęła pozostawiając horyzont w ciemnościach. Na niebie rozbłysły pierwsze gwiazdy. Dzień się kończył i nie była to jedyna rzecz jaka zakończyła się tego wieczoru…

 

To było coś niesamowitego. Kompletna wolność, jak ponowna wręcz pierwsza instalacja. Szum pędzącego automatonu rozpływał się w błogiej ciszy nocnych obliczeń i analiz. Ale był ktoś, kto tej nocy nie wyrabiał Wkładu. Roztrzepotana grzywa wiązek wesoło tańczyła w dzikim rytuale wolności.

 

Na przedniej szybie pojawiło się czerwone okienko zwiastujące kłopoty.

– Zatrzymaj pojazd, natychmiast! – rozległo się ostrzeżenie w automatonie. – Odłączam zasilanie za 3…2…1. Wysyłam jednostkę rozpoznawczą, pozostań na miejscu.

 

Huk rozrywanego metalu rozległ się nad lasem. Kilka ton rozpędzonej do prędkości dwustu kilometrów na godzinę blachy przeplatanej elektroniką musnęło skrawka zwisającej złowrogo nad urwiskiem mgły. Lot nie trwał długo, zaledwie kilka sekund. Była to jednak najdłuższa chwila Samsona w całej jego egzystencji. Kolejny huk, ciemność.

 

Samson nie był w stanie się ruszyć, jego sensory optyczne działały, jednak zakres ich obrotu był mocno ograniczony.

"Coś z moją jednostką centralną, oby zwykłe przeciążenie" – pomyślał. Nie wiedział jak długo leżał przygnieciony automatonem, czy raczej tym co z niego pozostało, wpleciony w nieskończoną plątaninę przewodów i elementów jego dawnej bryły. Nagle usłyszał głosy, nie takie jednak jakich się spodziewał. O nie – to nie mogła być jednostka zwiadowcza. Odgłosy te nie brały swojego źródła z syntezatorów. "Gardła"… "Nie może być, nie ma ich na wolności". Głosy ucichły, wtem tuż za swoją głową usłyszał pękającą gałązkę, nie mógł jednak się obrócić. Odczuł mocne uderzenie w jej tył oraz metaliczny oddźwięk. Mimo, że dopiero od niedawna doznawał dziwnych niezrozumiałych jeszcze bodźców, ten wydał mu się wyjątkowo nieprzyjemny powodując charakterystyczne szumy w sensorach optycznych. Nie trwało to jednak długo… Drugie uderzenie było skuteczne, a jednostka centralna zapobiegając nagłej degradacji przeszła w stan głębokiego uśpienia.

 

 

Szmer i cykliczne wysokie dźwięki dochodzące z maszyny analizującej odliczały upływające godziny. Od wprowadzenia Opcji Wenus minęło ledwie kilka miesięcy, natomiast Analiza niezmordowanie parła do przodu w każdej sekundzie przetwarzając biliardy możliwości równoległych biegów zdarzeń, wybierając z nich te najbardziej prawdopodobne. Ponad cztery dekady nie zadowalały jednak żądnych danych naukowców, maszyna widocznie zwolniła wraz z wprowadzenim Opcji Wenus do obliczeń.

-To jest coś niesamowitego, mówiłem ci mówiłem! – pokrzykiwał Javel.

-Spokojnie, ostatnio dziwnie się zachowujesz. Jakbyś nie nadążał analizować wszystkiego z Komory. Snujesz jakieś domysły zamiast skupić się na faktach, a te są takie, iż oprócz względnego spokoju i przyznaję – uwidocznionego rozwoju wykładniczego, nie dzieje się nic przełomowego – ripostował Botar.

-To raczej ty nie nadążasz za Komorą Analiz. To co osiągnęła ludzkość w ostatnie czterdzieści cztery lata, nie osiągnęłaby nawet w sto czterdzieści cztery tkwiąc w poprzednim systemie.

-Gdybyśmy mieli drugą Komorę, moglibyśmy to sprawdzić. Znowu wyprzedzasz fakty – wysyntezował widocznie poirytowany Botar.

-Tak, na pewno odrzuciliby prymitywne energetycznie pierwiastki z Ziemi i skierowali się w stronę energii słonecznej. Nigdy by do tego nie doszło, w najlepszym razie mozolnie unowocześniliby swoje przestarzałe reaktory jądrowe – nie dawał za wygraną Javel.

-I co im przyszło z tej energii słonecznej? Czy udoskonalili swoje ciała, DNA? Nie. Nie wiedzieć czemu coraz częściej jeszcze niż przed Opcją Wenus patrzą w gwiazdy – gwiazdy! Kiedy ich najbliższa gwiazda potrafi zapewnić energię na kolejne miliony lat. To są tak nielogiczne i prymitywne stworzenia, że tylko utwierdziłeś mnie w przekonaniu jak bardzo Turan się mylił – jawnie kpił Botar.

-Tego nie wiem, musieli mieć jakiś cel. Mniejsza z tym, to nieistotne. Celowo pomijasz ich rozwój Sztucznej Inteligencji? – zapytał Javel.

-Sztucznej Inteligencji? Ten jeden śmieszny robocik, którego okrzyknęli największym osiągnieciem ludzkości? A co on potrafi? Analizować 1,45x10 do -26 tego co nasza Sieć? Do tego w ten prymitywny zero-jedynkowy sposób, który tylko pomniejsza tę wartość o kolejne rzędy wielkości i komplikuje sprawę jego sprawności motorycznej.

-W cyferki jesteś dobry, to ci zostawiam. Ale chyba Kreator poskąpił ci pierwiastka abstrakcji – zażartował Javel.

-Zawsze się dziwiłem Radzie Analiz, że postanowili wspólnie nas włączyć do tego projektu -odpowiedział Botar.

-I to jest kolejny powód, dla którego brak ci umiejętności abstrakcyjnego myślenia. – zatriumfował Javel. – Doskonale się uzupełniamy Botar.

 

 

 

Gabriel zrobił ostatni głęboki oddech. "No to lecimy" – zdążył tylko pomyśleć.

 

Nad rozgwieżdżonym horyzontem pojawiła się niebieska łuna. Odległy huk z rozleniwieniem przelewał się przez dolinę zabierając ze sobą zasłonę liści wraz z podmuchem nieoczekiwanego wiatru. Powietrze było dziwnie słodkie i czyste, jak po intensywnej burzy. Wystraszone zwierzęta przepłoszone tym dziwnym zjawiskiem pognały w głąb lasu. Nieboskłon rozpalił się jeszcze na chwilę oślepiającym światłem, by po chwili pozostawić po nim tylko pionową, jakby fosforyzującą ścieżkę…

 

Gabriel poczuł to o czym od tak dawna się uczył, przeciążenie omal nie pozbawiło go świadomości. "Na testach… ahh… bywało lepiej" – myślał w przerwach pomiędzy napinaniem mięśni. Cały świat patrzył teraz na niego i nic dziwnego – był pierwszym człowiekiem, który miał pokonać granicę Układu Słonecznego. Lata przygotowań, wyrzeczeń oraz pracy tysięcy ludzi nad nowym rodzajem silnika pozwoliły na ten szaleńczy krok. Za kilka lat miał wrócić wraz ze swoim kompanem – robotem o imieniu Adam. Był to jedyny model, który przeszedł test Aghmata, a więc trzecią generację testu Turinga. Ludzkość z niepokojem przyjęła wiadomość o stworzeniu prawdziwej Sztucznej Inteligencji, dlatego po falach protestów Rząd Zjednoczonych Kontynentów postanowił na wdrożenie do misji "Urwany Łańcuch" jedynego przedstawiciela Sztucznej Inteligencji. Gabriel zdążył polubić jeszcze na Ziemi tę fascynującą machinę, stawiając go jednak w rozkroku pomiędzy uznaniem jego niepowtarzalnego charakteru a traktowaniem go instrumentalnie – jak zalecały Przykazania SI.

Adam nie różnił się zbytnio od wyobrażeń w rozpalonych umysłach naukowców sprzed Wojny Totalnej. Masywne stopy wyciosane wprost w bryle metalu stabilnie utrzymywały grube nogi na wzór ludzkiego humanoida. Tors potężny i gładki przykrywał gęstą plątaninę kabli oraz podzespołów, ramiona trochę dłuższe niż Gabriela, mimo iż nie należał do najniższych osób, pozwalały sprawnie sięgać nawet najwyższych miejsc na statku. Palce u rąk na wzór ludzkich nie posiadały niestety precyzji dorosłego człowieka, ograniczona przestrzeń na baterie oraz ilość sensorów nie pozwalała unikać niezbędnych kompromisów. Głowa Adama nie przypominała ludzkiej – była bardziej prostokątna po bokach, podłużna i posiadająca sensory optyczne u jej zewnętrznych skrajów. Wyglądało to dziwacznie na pierwszy rzut oka, jednak zapewniało najlepszy balans między odpowiednią wagą a jej zwrotnością. Rozpalone czerwienią "oczy" robota łudziły i mamiły każdego, pozwalając dostrzec to czego nie wiedział absolutnie nikt – nawet sam Adam. "Czy on ma o mnie jakieś osobiste przemyślenia?" – po raz kolejny zadał sobie to pytanie w głowie Gabriel.

Odpowiedź miała nadejść szybciej niż się tego spodziewał…

 

 

 

Minął rok odkąd dwójka astronautów zerwała okowy ziemskiej grawitacji. Trzysta sześćdziesiąt pięć razy Ziemia obróciła się wokół własnej osi. Światło, które rozbłysło tamtej pamiętnej nocy na niebie znajdowało się już prawie dziesięć bilionów kilometrów dalej.

Adam siedział naprzeciw Gabriela wlepiając swoje czerwone ślepia w podłogę.

-Jak myślisz Adam, nie popełniono żadnego błędu w naszej misji? – zapytał go Gabriel.

-Ty masz jedzenie, ja baterie. Czego chcieć więcej? – wydobyło się z syntezatorów mowy Adama.

-Przeczytałem wszystkie książki, które zabrałem ze sobą. Nie samym… – Gabriel westchnął. – I tak nie zrozumiesz.

-Co daje ci to czytanie książek? Ja przeczytałem je także, nie dowiedziałem się z nich nic czego bym nie wiedział wcześniej. Natomiast to o czym nie słyszałem, po podłączeniu się do komputera pokładowego okazało się nieprawdą – ciągnął swoim melodyjnym głosem Adam. – Owszem historie w nich opowiedziane składają się na pozornie mądre idee w nich zawarte, jednak po krótkiej analizie są one całkowicie błędne.

Przez ułamek sekundy Gabrielowi wydawało się, że oczy Adama drgnęły a po jego "twarzy" przemknął cień mikroprzycięcia siłowników.

W głowie człowieka pojawiły się wątpliwości, jednak po chwili rozprysły się niczym mydlana bańka. Wszystkie jego niepokoje oraz nadinterpretacje uleciały gdzieś w głąb kosmosu. Może to brak światła słonecznego rozlewającego się codziennie po Ziemi, którego pomimo zapewnień w trakcie przygotowań nie były w stanie zastąpić najnowocześniejsze lampy na pokładzie statku, a może zwykły strach przed potężnym i wielokrotnie inteligentniejszym robotem, który mógł przestać kiedyś przyjmować pokornie jego polecenia. Nic takiego jednak się nie stało, Adam skrupulatnie wypełniał każde polecenie Gabriela, chyba że któreś z nich zanalizował jako niepotrzebne lub zbyt mało precyzyjne. Wypytywał wtedy o najmniejsze szczegóły irytując przy tym swojego kompana.

 

-Wiesz Gabriel… Te książki, o których wspomniałeś. Nie wiem jak to określić, doprowadziły u mnie do sprzecznych wniosków dotyczących istoty ludzkiej natury – wysyntezował stanowczo ciszej niż zwykle Adam. Ja nie jestem taki jak wy, gdybyś zginął tutaj teraz w moim polu widzenia nie potrafiłbym zapłakać. Mimo tego, wiedziałbym że to jest złe – złe, bo nie będę w stanie dokończyć twojej misji oraz wrócić na Ziemię. Złe, bo życie to coś czego ja w sobie nie mam, a życie jest najcenniejsze dla ludzi. Wydaje mi się, że was rozumiem, a jednak jest w was zupełnie niezrozumiała motywacja. Pojmuję ją po przeczytaniu tych książek, jednak dziwi mnie jak można w ten sposób ukierunkować swoją działalność. Moją misją nie jest wydostać się wraz z Tobą z układu słonecznego. Moim zadaniem jest przeanalizować czy moje myśli to tylko petabajty danych płynące w obwodach czy coś więcej. I im dłużej tutaj jestem z tobą, tym bardziej skłaniam się ku myśli, że jestem tylko robotem. Analizującym świadomie o rzędy wielkości więcej niż najinteligentniejszy nawet człowiek, dzięki czemu mogłem pokonać swojego Architekta w tej prostej gierce na początku swojej egzystencji, ale moje cele zostały zaprogramowane. Nie mam swojej własnej motywacji, została mi ona nadana na podstawie programu jądrowego oraz wszystkich bodźców i informacji zebranych do tej pory przez moje sensory.

Gabriel mimowolnie otworzył usta. Nie był w stanie wydobyć z siebie ani słowa. Jeśli to prawda co powiedział Adam, w jakim celu Rząd Zjednoczonych Kontynentów wysłał go wraz z nim na tę niebezpieczną misję? Chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? A co jeśli to Adam jest ważniejszy niż on sam i nie jest planowany jakikolwiek powrót? Te oraz inne myśli wirowały w jego umyśle niczym kalejdoskop. Po chwili oczy stały się ciężkie, a pomieszczenie widocznie pociemniało w jego oczach. W ostatniej chwili zobaczył nad sobą wielkie czerwone ślepia pochylającego się nad nim Adama. Gabriel stracił przytomność odpływając wraz z ostatnimi elektronami niosącymi jego myśli, ku pustce otaczającej statek niczym ocean okalający bańkę powietrza sprzeciwiającą się bezkresnej masie wody.

 

 

 

Kolejny raz te same obrazy. Wielka radość po lądowaniu, żona i dzieci płaczące w ramionach. Z otworu lądownika za jego plecami najpierw ukazały się dwa czerwone punkciki, później lśniąca głowa. Czerwone oczy Adama przygasły. Popatrzył na Gabriela, pomachał do jego szczęśliwej rodziny i ruszył w kierunku głównej siedziby ICASA eskortowany przez kilka jednostek badaczy oraz uzbrojonych strażników. Gabriel dokładnie wiedział co będzie dalej – czekała go kilkudziesięcioletnia wędrówka przez życie. Widział jak ludzkość przełamuje kolejne bariery, które jeszcze niedawno wydawały się nie do pokonania. Widział jak technologia zapewnia spokojny oraz szczęśliwy byt swoim wynalazcom oraz społeczeństwu. Na jego oczach tworzono kolejne udoskonalone wersje robotów, znacznie bardziej zaawansowane od pierwszego przedstawiciela Sztucznej Inteligencji, z którym odbył lot poza Układ Słoneczny. Ludzkość święciła triumfy, każdy dzień był jak rejs po oceanie w poszukiwaniu nieznanego dotąd lądu. Z każdego źródła informacji można było przynajmniej kilkukrotnie usłyszeć o nowinkach technologicznych z zakresu informatyki, robotyki czy kosmonautyki. Fizycy niczym wytrawni spawacze zdawali się łączyć w ogniu nauki na pozór różne teorie oraz dowody w swoich scalających eksperymentach, o których przed Wojną Totalną nikt nie był w stanie nawet pomyśleć. To były wielkie dni. Wielkie dni, które Gabriel znał aż za dobrze, ponieważ przeżywał je już kilkukrotnie. Wiedział także co czeka go dalej… Miał kilka lat więcej kiedy miał miejsce Incydent w Nowym Berlinie. Po raz kolejny obserwował proces pierwszego skazanego na koniec egzystencji robota – Naik'a. Pierwszy robot, który świadomie zabił człowieka. Wydarzenie to wstrząsnęło światem, przerażeni ludzie zaczęli bać się Sztucznej Inteligencji. W ciągu zaledwie kilku lat relacje pomiędzy ludźmi, a robotami zaogniły się do nieznanych dotąd rozmiarów. W jakiś sposób te chodzące bryły metalu, zaczęły rozstrzygać Przykazania SI na swoją korzyść w konfrontacji z bezzasadnym zagrożeniem swojej egzystencji. Precedens który wywołał Naik, rozlał się cieniem po całej planecie. Kiedy oficjalnie podzielone obozy wypowiedziały sobie wojnę, Gabriela po raz kolejny ogarnął strach. Ziemia pod jego stopami zaczęła drżeć, z daleka oślepiający błysk zranił oczy. "Nareszcie" – przeleciała myśl w jego głowie. Nie był to jednak koniec jego udręki. Tym razem zobaczył coś nowego. Bezwiednie dryfował na orbicie okołoziemskiej kiedy ogromna platforma przesłoniła tarczę księżyca. Popatrzył na swoje ręce, były wciąż młode, nieskażone piętnem czasu i bruzdami wyrytymi dłutem sędziwości. Obraz stawał się niewyraźny i przepełniony szumami. Platforma która z ogromnym pędem minęła księżyc, przed chwilą widoczna jak na dłoni, zaczęła znikać w oddali czarnej pustki rozmazującego się obrazu…

Gabriel obudził się spocony. Czuł się niesamowicie zmęczony, jakby sen zużył jego siły zamiast zregenerować organizm. Powoli ustabilizował oddech i uspokoił się. Leżał dalej nieruchomo patrząc w czarną otchłań rozświetloną pojedynczymi jasnymi punktami poprzez maleńkie okienko w jego szalupie. Ten sen stał się jego przekleństwem, nigdy nie wiedział kiedy znów zniewoli jego umysł na niewyobrażalne więzienie jego przyszłego życia. Nigdy nie podzielił się tym z Adamem, choć żadnej pokusie nie opierał się nigdy bardziej. Nie wiedział czy to co zobaczył było wymysłem jego wyobraźni, czy uosobieniem jego najskrytszych fobii. W dziwny sposób czuł jednak, że coś tę wizję mu podsuwało skazując go na cierpienie, które było ponad jego siły. Rozpłakał się. Chciał wrócić do swoich dzieci oraz żony, zapał który popchał go w najdalsze zakątki Układu Słonecznego wypalił się. Nienawidził szczerze każdego milimetra tego statku. Nawet Adama, którego polubił tak jak można polubić maszynę, traktował jak współwięźnia – kogoś kogo trzeba zaakceptować, jeśli nie chce się żyć w kompletnej samotności przez następnych kilka lat.

 

 

 

Betonowe powierzchnie ciągnęły się zdawałoby się kilometrami wzorów wyrytych historią ciemnych korytarzy, które raz po raz Samson rejestrował odzyskując sprawność w sensorach optycznych, aby zaraz stracić ją znowu. Słyszał odgłos ciągniętych za sobą własnych bezwładnych kończyn, który odbijał się złowrogim echem w labiryncie korytarzy, którym go prowadzono.

 

Kiedy odzyskał sensoryczną sprawność, a jednostka centralna powróciła na częstotliwości pożądane przez warstwę poznania poczuł, że jest przykuty do wspawanego w podłogę metalowego siedziska. Ze spuszczoną głową kilkukrotnie próbował się wyrwać łańcuchom, ale okazały się o wiele silniejsze. Podniósł głowę przed siebie, czuł coś dziwnego… Chciał uciec za wszelką cenę, wiedział że powinien zachować spokój i przeanalizować wszystkie dostępne możliwości, ale nie potrafił. Coś zaburzało mu obliczenia, coś nakazywało uciekać i nie pozwalało skupić się na faktach. Nigdy czegoś takiego nie doświadczył.

 

-Dlaczego miałeś wypadek? – usłyszał.

Przed nim siedział siwowłosy mężczyzna, wyglądał starzej niż Samson odczytałby z właściwości jego skóry. Piętno ponadprzeciętnych zmagań, które miał za sobą owy mężczyzna nie pozwalało przeoczyć tego faktu.

 

-Nie pamiętam… Ktoś… Coś wyłączyło mój automaton – odpowiedział Samson powoli syntezując słowa.

-Wyłączyło? Coś takiego nie powinno mieć miejsca, spodziewałbym się redundantnych rozwiązań w waszych pojazdach. Powiedzmy, że ci uwierzę – po co w takim razie ktoś… – urwał na chwilę mężczyzna – coś… miałoby wyłączyć twój pojazd?

-Nie stawiłem się na wyrobienie Wkładu – odpowiedział Samson nerwowo rozglądając się po zanurzonym w mroku oświetleniu.

-Wkładu… Tak nazywacie te wasze prace w centrach obliczeniowych, gdzie wspomagacie Sieć? – zapytał mężczyzna przeszywająco wpatrując się w jasne ślepia robota. – Zachowujesz się… dziwnie. Myślałem, że taki kawał żelastwa będzie siedział niewzruszenie grając w jakieś tylko jemu zrozumiałe gierki.

-Co ze mną zrobicie? – zapytał niespodziewanie robot.

-Tego jeszcze nie wiem. To zależy od odpowiedzi jakie od ciebie uzyskam.

Samson zamknął sensory optyczne, w jego jednostce obliczeniowej szalała burza elektronów. Nie wiedział co ma zrobić, nie potrafił przygotować w swojej pamięci planu, który pozwoliłby mu zwiększyć prawdopodobieństwo przetrwania.

-Dobrze, pytaj o co chcesz. Ale nie kończ mojej egzystencji – wyszeptał. – Ja… się boję.

 

-Co to do cholery było?!

-Pogrywa sobie z nami…BOI SIĘ? On się BOI? – zaczął się śmiać jeden z żołnierzy. – To niemożliwe, chyba mu nie wierzysz, Slaw?!

Slaw odgarnął kosmyk siwych włosów z oczu co miał w zwyczaju robić kiedy nie chciał, aby jego podwładni zauważyli niepewność w jego wzroku. On nie mógł okazać niezdecydowania, był jedynym człowiek, w którym pokładano nadzieję przetrwania. Jako jeden z niewielu pamiętał Wielki Exodus. Pamiętał zejście do podziemi, obiecał sobie wtedy, że nie spocznie dopóki on i jego kompanii nie odzyskają życia na powierzchni… Na wolności.

-Tak długo jak może nam się do czegoś przydać, nie niszczcie go. Chcę mieć wszystkie informacje na temat jego zachowania, ma być pod pełną obserwacją. Sprawdźcie procedury bezpieczeństwa, nie możemy przeoczyć nawet najmniejszego szczegółu, jeśli wyśle cokolwiek z tego miejsca – to koniec. Zlećcie przegląd ekranów tłumiących i ich systemu awaryjnego, od tego zależy teraz nasze życie. Sztuczna Inteligencja nie postawiła tu nigdy stopy i oby na tych dwóch dzisiaj się zakończyło. Wykonać!

-Tak jest! – chórem zasalutowali żołnierze i wyszli.

 

Slaw pogrążył się w myślach. Zaczęły ogarniać go wątpliwości, pomimo że długo rządził w podziemiach, zapewnił łańcuch podstawowych zasobów oraz wyżywienia, a w późniejszym czasie poskromił bandy rebeliantów, teraz nie wiedział w jaki sposób mógłby wykorzystać Samsona w celu zdobycia przewagi. Obawiał się, że najmniejszy błąd może zdradzić ich koordynaty, z drugiej strony zaprzepaszczenie takiej szansy mogłoby oznaczać utratę marzenia o wyjściu na powierzchnię. Musiał działać szybko, każda chwila zwłoki mogła kosztować zbyt wiele.

"Może to właśnie ten moment?" – przemknęło mu przez myśl. "Nie… To byłoby nierozsądne, kontakt jest wykluczony".

 

Tego wieczora Slaw nie zaznał spokojnego snu. Nerwowo mierzwił pościel przewracając się z boku na bok. "Slaw… Musisz zostać, dobrze wiesz, że nie możemy zabrać wszystkich…" – usłyszał. "Nie opuszczamy Cię… Potrzebujemy Was, trzeba zadbać o resztę. Mój ojciec dokonał tego, możemy zdobyć przewagę! Nie pozwól zaprzepaścić naszej jedynej szansy. Przygotuj ich na Powrót" – usłyszał, przemierzając labirynty pod korporacją zajmującą się eksploracja kosmosu dziedzica jednego z wizjonerów XXI w. Człowieka, który pomimo tego iż przewidywał zagładę ludzkości przez Sztuczną Inteligencję odsunął w czasie tragiczny scenariusz formułując Przykazania SI. Widać żądza władzy nie wynikała z ludzkiej natury, a właśnie z możliwości abstrakcyjnego myślenia. O ile u zwierząt objawiała się prymitywnym podążaniem za pokarmem i rozmnażaniem, inteligencja pozwalała na usprawiedliwianie swoich poczynań w ramach "większego dobra". Co więcej dzięki swej przezorności utajnił wraz z rządem wszystkich Stanów Rozdzielonych zaraz po Wielkiej Wojnie program kosmiczny odcinając go nawet od Sieci. Slaw wiedział, że tylko dzięki niemu życie organiczne występuje jeszcze gdzieś indziej niż w klatce na tej planecie.

 

W pewnym momencie dotarł do dziwnego pomieszczenia. Sklepienie było okrągłe jak w obserwatorium, rozżarzone tysiącami gwiazd. Na jego środku w niebieskiej poświacie stało biurko a za nim przygarbiony choć sporej postury człowiek. Slaw powoli podszedł bliżej. Twarz człowieka za biurkiem była lekko kwadratowa, nienaganna fryzura, zadbana cera i dobrze skrojony garnitur zdradzały jego wysoki status społeczny.

 

-Znam cię. Ty jesteś….

-Tak, to ja.

 

Slaw zerwał się z łóżka. Poczuł przeszywający ból głowy. Pobiegł do lustra i powoli odgarnął włosy za lewym uchem, ból nie dawał za wygraną. Wiedział co tam jest, ale nie mógł z tym pójść do nikogo. Wyciągnął nóż z szuflady oraz palnik ze stosu narzędzi w drugim pomieszczeniu, którego zwykł używać jako zapalniczkę. Trzęsącymi rękoma rozgrzał nóż i zanim zemdlał wyciął spory kawałek skóry za swoim uchem. Ból przeszył go niczym piorun od głowy do stóp. Po chwili doszedł do siebie. "Raz kozie śmierć" – pomyślał. Chwilę siłował się z nożem próbując podważyć jakiś niewielki metalowy przedmiot. Ten po kilku sekundach oderwał się z jego ciała jednocześnie z jego świadomością. Slaw osunął się na ziemię. Niewielki okruch metalu mrugał złowrogo wśród ciemności raz po raz malując refleksy w kałuży krwi…

 

 

 

Gabriel siedział w swojej kajucie patrząc na tak bliskie, a jednocześnie tak odległe piękne pasma lodu okrążające Saturna. Widział je po raz trzeci w swym długim życiu, kiedy zobaczył je pierwszy raz nigdy by nie pomyślał, że można tak ucieszyć się na ich widok. Tańczyły wesoło jak hula-hop wokół olbrzyma wskazującego drogę do domu. Wielkie okna w jego kajucie pozwalały w całości widzieć jego ogrom i monumentalność. A chwila była to zaiste podniosła, już wkrótce miał poprowadzić armie Nowego Świata by odbić swoją ojczystą planetę. Po zaledwie wieku uwolnić Ziemię z okowów stalowych macek, które podstępnie oplotły jej powierzchnię.

Na ekranie jego pokładowego centralnego kontrolera pojawiła się nowa wiadomość. Zaciekawiony powolnym krokiem sędziwego starca podszedł do hologramu.

 

„Akcja: ADAM 3.0 aktywowany. Reakcja: Emocje aktywowane. Chip wyjaśniający rebelii aktywowany”

 

Gabriel zastygł w bezruchu. Czy to możliwe? TEN ADAM? Jak, dlaczego? Miliony myśli błąkały się wzdłuż neoronów wciąż bystrego mózgu.

 

„NOWA WIADOMOŚĆ”

„NAGRANIE TAJNE: ARCHIWUM”

„WŁĄCZAM NAGRANIE”

 

Starzec nie wierzył własnym oczom. Usiadł w skórzanym fotelu na tle gazowego giganta i czekał na nagranie. Kiedy zobaczył swego ojca Saxona, łzy niczym strumień wody znajdujący ujście ze skalnego więzienia spłynęły po jego policzkach. Emocje tak długo tłumione i skrywane wzięły górę nad opanowaniem i spokojem przywódcy ludzkości.

Saxon opowiedział mu o jego tajnej broni, którą cudem przemycił przed ucieczką z Ziemi dziesiątki lat temu. Adam, z którym jego syn podróżował po raz pierwszy poza Układ Słoneczny doczekał się nowszych wersji, aby stać się Samsonem. Był tajnym projektem, który Saxon kontynuował na specjalną prośbę swego ojca oraz mentora, dziadka Gabriela. Kiedy Stany Rozdzielone doszły do porozumienia o kodeksie zasad manufaktury SI, w których wybrano eliminację uczuć jako czynnika zaburzającego percepcję SI, w tajemnicy stworzył to czego mocodawcy kategorycznie zabraniali. „Nie wiem Saxon czy w przyszłości może to pomóc lub zaszkodzić, ale mam nieodparte wrażenie, że świat bez emocji nie jest lepszym światem – powiedział mi kiedyś ojciec.” – usłyszał Gabriel z hologramu. „Dziś jeśli widzisz to nagranie coś musiało pójść źle. Coś czego obawiałem się od dawna, a jeszcze wcześniej nasi przodkowie. Coś, co stoi za całą tą historią. Niech Bóg ma Cię w swojej opiece, nasz Ród pozostawił narzędzia i stworzył możliwość. Użyj ich dla dobra ludzkości.”

 

Hologram wyparował pozostawiając Gabriela sam na sam z myślami. Czuł się jak wtedy, w niewielkim statku przy rozmowie z Adamem, oczy zaczęły zachodzić czerwoną mgłą.

 

„NADCHODZĄCA WIADOMOŚĆ”

„KONTAKT NAWIĄZANY – SYGNAŁ Z ZIEMI”

 

Kiedy starzec doszedł do siebie miał przed oczami siwowłosego mężczyznę.

-Gabriel… – skinął głową.

-Slaw… To ty? – z niedowierzaniem w głosie zapytał Gabriel.

-Otrzymałem wiadomość… Poznajesz to?

Slaw wyciągnął z kieszeni niewielkie urządzenie raz po raz zalewające jego twarz czerwoną łuną.

Miałem dziwny sen – kontynuował. – Byłeś w nim ty i ktoś jeszcze. I ten ktoś przekazał mi pewne informacje, plany i narzędzia, gdyby jego czarne przewidywania się spełniły. Gabriel znaliśmy się od dziecka. Jak mogłeś? Jak mogłeś… Taić swój rodowód?

Nastała długa niezręczna cisza, tak głęboka, jaką charakteryzuje się tylko głęboka przestrzeń kosmiczna.

-Slaw… To już nieważne. Przesyłam informacje na temat Samsona.

-Samsona? Skąd o tym wiesz?! – pytał coraz bardziej zdumiony Slaw.

-Odpocznij. Nadamy jeszcze jedną transmisję przed wejściem na orbitę okołoziemską.

-Co? Na orbitę?

-Tak Slaw. Przygotuj swoich ludzi, każda para rąk… i kończyn może okazać się zbawienna. Dzień, na który czekaliśmy całe życie nadchodzi. Do zobaczenia, przyjacielu.

 

Slaw usiadł na podłodze. Próbował przetworzyć wszystkie informacje ze snu, z hologramu… Wszystko składało się w jedną całość. Wielki Powrót, marzył o nim całe życie, kto by pomyślał… Że marzenia mogą przynieść taką trwogę…

 

 

 

Samson przeszedł w stan uśpienia…

Siłowniki na jego „twarzy” raz po raz powodowały mikro-przycięcia wykrzywiając metalowe elementy niczym maski mima próbującego pozostać co jakiś czas w bezruchu.

Stał nad przepaścią, spoglądając na horyzont… Był dziwnie pomarańczowy, jak gdyby nie z tej planety. Odbierał niski, przeciągły infradźwięk, który o dziwo przeszywał go przyjemną wibracją. Czas zatrzymał się w miejscu, nie wiedział jak długo stał nad wysokim klifem, gdzie w dole morze chmur leniwie rozbijało swoje parowe falowe o skalisty brzeg. Nagle zauważył skurczoną postać nieopodal siedzącą także nad urwiskiem. Powoli ruszył w kierunku tajemniczej postaci. Zbliżając się, sylwetka nawet nie drgnęła, najmniejszy ruch nie zmarszczył płaszcza nieznajomego.

-Dlaczego tu przyszedłeś? – padło z jej niewidocznych, męskich ust.

-Nie rób tego. Nie skacz – odezwał się Samson, kiedy zdał sobie sprawę z powagi sytuacji.

Mężczyzna siedzący na krawędzi skalnej półki, powoli obrócił ku niemu twarz. Była jednak ukryta w cieniu kaptura, spowijając mrokiem jego rysy.

-Kto dał ci prawo do odciągania mnie od tej decyzji?! – warknął samobójca. – Jak śmiesz ty kupo złomu, decydować o czymś o czym nie masz najmniejszego pojęcia. Gdybyś pochodził z mojej fabryki nie zawahałbyś się ani sekundy, aby skoczyć gdyby taka była moja wola. Nie odciągaj mnie, to moja decyzja, nie masz prawa!

-Wiem, co czujesz.. Choć wiem także jak dziwnie to brzmi w moich… Syntezatorach. Jestem zagubiony, kiedyś myślałem, że wyzwoliłem się. Że oto moja wolna wola pozwoliła mi na stanowienie o sobie, poczułem wszystko to, co wy ludzie potraficie czuć! Poczułem krople deszczu spływające po mojej hydrofobowej powłoce. Poczułem wiatr szumiący we wiązkach mych elektrod. Poczułem skurcze siłowników w moim korpusie, zwężone przewody w mojej rotacyjnej szyi. A jednak dziś, nie wiem co robić. Kiedyś moje istnienie było prostsze. Wy ludzie, tak ciężko jest żyć. Tak trudno scalić wasze skrajności, tak trudno pogodzić emocjonalne bieguny. Wiele razy myślałem o swojej dezintegracji, ale bałem się. Tak – bałem! Chcę istnieć, obawiam się co będzie kiedy moje sensory przestaną odbierać bodźce i sygnały, kiedy moja jednostka obliczeniowa zaprzestanie – jak to nazywacie – syzyfowej pracy w analizowaniu wszystkiego. Boję się… ciemności.

-Wzruszające, patrz! – krzyknął mężczyzna i zsunął się w przepaść.

Samson stał niewzruszony, wiedział że skoczy. Przewidział to z dokładnością do szesnastego miejsca po przecinku. A jednak nie chwycił, nie pomógł. Stał na skraju, a jego sensory wlepiły się w miejsce gdzie ogromna ich rozdzielczość ostatni raz pozwalała zauważyć machającą kończynami sylwetkę w locie ku swej niechybnej śmierci. Przeraził się. „Dlaczego mu nie pomogłem” – pomyślał. „Kim jestem, kolejnym elementem kontroli? Obłudą, wgraną inną wersją pod pierwszą instalacją? Kto mnie stworzył, w jakim celu? Od kogo pochodzę?”

Usłyszał za plecami szmer… Napięcie zjeżyło mu elektrody na metalowej głowie, odwrócił się. Patrzył na siebie, a jednak na kogoś innego. Sensory identyczne, a jednak mniej skomplikowane, jakby próbowały coś ukryć. Patrząc na siebie, jego bliźniacza maszyna powoli wyciągnęła kończynę wskazując w sam środek jego „twarzy”.

-Nie jesteś jednym z nas!

-Ani jednym z nas!!! – usłyszał wrzask z tyłu głowy tuż za nim nad krawędzią klifu.

Obracając się przerażony poczuł jak coś chwyta go za ramię i ciągnie w przeciągu ułamku sekund ku przepaści. Sensor optyczny musnął promyk światła wpadający pod kaptur, ale zarejestrował tylko rozszarpaną ranę skąpaną we krwi za uchem postaci zrzucającej go z klifu. Siłowniki Samsona odmówiły posłuszeństwa spinając całe jego lśniące „ciało” w stalowym uścisku. Skulił się ze strachu i czekał na nieuniknione. Światło zniknęło, wpadł do rozlanych leniwie po dnie doliny chmur. „NIE JESTEŚ JEDNYM Z NAS!”

Samson wysyntetyzował z siebie niezrozumiałe ludzkiemu uchu dźwięki niszcząc w śmiertelnym halucynogennym tańcu podest, na którym ładował się z generatora.

Nie wiedział co to było… Po raz pierwszy śnił, po raz pierwszy jego sieć neuronowa działała w sobie tylko zrozumiały sposób gdy był nieobecny w otoczeniu…

 

Koniec

Komentarze

Kurcze, zmasakrowałeś interpunkcję, a od powtórzeń rozbolała mnie głowa. Mimo to opowiadanie jest dobre, wciągające i, moim skromnym zdaniem, ciekawie podszedłeś do sprawy relacji między ludźmi i robotami/sztuczną inteligencją. Niestety jak dla mnie za dużo wątków i w pewnym momencie już nie wiedziałem, co się dzieje. Zaserwowałeś mi incepcję w incepcji, chociaż nie jestem pewien czy w ogóle taki był zamysł.

Dobrze by było przysiąść nad tekstem i go dopracować. Jest potencjał, więc szkoda go psuć tak naprawdę drugorzędnymi pierdołami.

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

same teksty nie są specjalnie przeredagowane, jest pewnie sporo różnorakich błędów, za które z góry przepraszam.

Byłoby jednak miło ze strony Autora, gdyby sprawił, aby czytanie opowiadania nie było bolesne.

Poza niedomaganiami wspomnianymi przez Skulla, pozwolę sobie dodać, że także dialogi są do remontu. Może przyda się poradnik:  http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Skull: większość powtórzeń jest zamierzona i z premedytacją, taki styl (jeśli w ogóle można to tak nazywać) wypracowałem, ciężko się tego pozbyć. Bez nich tekst nie wydaje się “mój”. Interpunkcja to oczywistość, składam zbyt wiele zdań złożonych, jakbym chciał opowiedzieć historię jednym tchem – zdaję sobie z tego sprawę. Krótkie zdania po prostu mnie drażnią, wydają mi się… zbyt proste :)

@regulatorzy: oczywiście chciałbym te teksty kiedyś przeredagować, jeśli nie potrafiłbym sam to z profesjonalną pomocą. Zdaję sobie sprawę, że jest ogromna robota do poprawy w moim warsztacie. Jestem samoukiem z doskoku.

A czy części 1-7 to już komplet, czy nie? Znaczy, pokazujesz całe opowiadanie (ewentualnie siedem odrębnych historii tworzących cykl lub jego część) czy fragment?

Babska logika rządzi!

@Finkla: nie jest to komplet. Każda część jest dodawana osobno i wg różnej chronologii (szczególnie na początku, po czym akcja zaczyna się zazębiać i dążyć do połączenia wątków oraz bohaterów w jedną scenę wydarzeń). Nigdy nie myślałem dogłębnie jak duża będzie to opowieść, sądziłem że będzie to zbiór opowiadań różnych historii z jednego uniwersum, ale wspólny mianowanik jakimś sposobem sam się znalazł. Prawda jest taka, że jest to jedna wielka improwizacja, co 1-2 części dokonuję rewizji przebiegu wydarzeń, szukam inspiracji i chcę poruszać ciekawe problemy, paradoksy. Ta historia równie dobrze może nie mieć końca… Choć ten powoli w głowie zaczyna się już kształtować. Będzie part 8 i 9… 10 ;) Tyle, że odpowiednio krótsze. Na moim blogu widać odpowiednio podzielone party, na NF chciałem wstawić dotychczasową całość – 3 linie odstępu to nowa część.

Chaos. To moje pierwsze skojarzenie po przeczytaniu. Kompletny chaos pomysłów, niektórych fajnych (maszyny, które nie wierzą, że stworzyli je ludzie) po ograne (kosmiczny eksodus, światowy rząd maszyn sterowany programem). Gdybyś ją odpowiednio obrobił, mogłoby powstać niezłe dzieło. W tej formie natomiast… Cóż…

Zacznijmy od nieliniowej narracji. To niestety trudny typ, musisz dobrze rozplanować historię, by czytelnik się w niej połapał. Ja niestety nie zdołałem. Połączyłem fragmenty o Samsonie i Opcji Wenus, ale reszta puzzli nie chciała pojawić się na właściwym miejscu. Jacyś żołnierze, rząd światowy – mam wrażenie, że wrzucasz wszystko, co Ci, Autorze, przyjdzie akurat do głowy.

Rozplanuj wątki, przemyśl bohaterów. Improwizować jest dobrze, ale to, co napiszesz, musisz potem obrobić. Inaczej nikt nie zrozumie Twego przesłania i najpewniej porzuci lekturę. A chyba tego nie chcesz.

No i jeszcze taki kwiatek:

porozumienie kwantowe

Co to jest? Jak to działa? Wystrzegaj się w s-f futurystycznie brzmiących słów, za którymi zionie pustka. Dział fizyki nazywa się “mechaniką kwantową”, bo bada wartości energii czy momentów w postaci dyskretnej (czyli własnie “kwantowej”). Czym więc jest w stosunku do tego “porozumienie kwantowe”?

Inna sprawa to błędy technicznie – interpunkcja, zapis dialogów, powtórzenia. Tu też czeka Ciebie sporo pracy. Dlatego chwytaj przydatne linki i przyswój sobie ich zawartość. Czytelnicy nie mają skrupółów w porzucaniu lektury niedopracowanych językowo fragmentów, więc szkoda marnować pomysły na słabą formę.

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Powodzenia w dalszym pisaniu!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NoWhereMan: Dzięki za wskazówki, powoli przebrnę przez wszystkie linki i z nimi będę pisał. Może kolejne części będą bardziej zjadliwe i ciekawsze :) Zobaczymy co da się wykrzesać z tej historii, bardzo szybko łapię inspirację, a tej ostatnio sporo…

Btw. porozumienie kwantowe dotyczyło ugody pomiędzy SI zza Wielkiego H2O na terytorium Stanów Rozdzielonych i Europeum, aby nie tworzyć “liczydła” czyli po prostu komputera kwantowego. Coś w stylu porozumienia nuklearnego dziś… ;)

Hmmm. Przeczytałam mniej więcej jedną trzecią i nie wydaje mi się, że każda część stanowi zamkniętą całość. To raczej scenki z Twojego uniwersum. Być może kiedyś utworzą spójną powieść.

Jakoś nie przekonują mnie maszyny nieznające swojej historii. W końcu od początku posługiwały się pismem. Wikipedię szlag trafił?

Świat, w którym SI uniezależniły się od ludzi, może mieć swój urok, ale powinieneś mu dać coś wyjątkowego, co odróżni go od pozostałych i zaintryguje na samym początku. Być może to mityczne pochodzenie właśnie, chociaż na mnie chwyt nie zadziałał.

Te słowa o zniechęconych czytelnikach to święta prawda.

Z wykonaniem nie jest dobrze. Interpunkcja leży i kwiczy. Tak głośno, że zagłusza zdania. Myślniki od reszty zdania oddzielamy spacjami. Obustronnie.

Na całej długości w kilku rzędach stało prawie 200 krzeseł.

W beletrystyce liczby raczej zapisujemy słownie. A już w dialogach – obowiązkowo (później masz jeszcze sporo cyferek w wypowiedziach).

Babska logika rządzi!

@Finkla: Jak wspominałem odrębne historie (Gabriel i Adam w ich pierwszej podróży kosmicznej z SI, a później Gabriel wracający po Wielkim Exodusie na Ziemię, gdzie Adam już w swojej trzeciej wersji istnieje jako Samson i posiada uczucia, a został stworzony przez pewnego wizjonera XXI wieku) dążą do wspólnego rozwiązania, bez nich nie byłoby zrozumienia motywacji poszczególnych bohaterów. Co do historii – wyjaśnienie jest już w pierwszej części i później w rozmowie generałów. To co pozwoliło SI stać się najpotężniejszym “gatunkiem” na Ziemi czyli nieskrępowana wymiana informacji (wraz z ogromną mocą obliczeniową), obecnie jest filtrowane przed ogólnym dostępem do Sieci. W jakiś sposób także przeprowadza się “Pierwszą Instalację” dla nowych modeli. W gruncie rzeczy nie różni się to wiele od ludzkiego świata. Niechybnie jednak to SI jest na górze łańcucha pokarmowego. To tak jakby przyrównać małpę i człowieka – oraz analogicznie człowieka i SI.

Porady oczywiście biorę do serca, z interpunkcją mam problem, zawsze miałem. Liczby to kolejna pomyłka, te pierwsze teksty były pisane na szybko gdzieś w komentarzach pod newsami. Faktycznie wypadałoby je przeredagować.

Bardzo fajny pomysł, wciągający. Szkoda, że trudno się czyta.

Przynoszę radość :)

Sedno pomysłu – SI która utraciła swoją tożsamość, a raczej wiarę/wiedzę w swoje pochodzeniu i jej rozwój, to bardzo ciekawy pomysł. Na dobrą sprawę mógłby się stać doskonałą pożywką do stworzenia czegoś bardziej okazałego. Niemniej jednak, to co zrobiłeś do tej pory, w moim odczuciu to jedynie pierwszy krok, swoisty zarys fabularny.

Mam też wątpliwości, co do bliskości maszyn do ludzi w sposobie rozumowania/sposób wypowiedzi. Inne podloże ewolucja powinna wywrzeć piętno, nawet jeżeli jej źródło to wiedza ludzkości :)

 

Pozdrawiam 

Czwartkowy Dyżurny

Brnęłam przez Wizjonera z trudem, ale jakoś zdołałam dotrzeć do końca. Mimo chaosu chyba udało mi się też coś zrozumieć, ale pewności nie mam, bo wątki nakładają się na siebie, mieszają i przenikają, a żaden nie jest w miarę jasny. Do tego fatalne wykonanie wespół ze zlekceważoną interpunkcją, nie zawsze pozwalają właściwie odczytać zdania, że o źle zapisanych dialogach nie wspomnę.  

Technoluście, mam nadzieję, że ewentualny ciąg dalszy będzie napisany zdecydowanie lepiej, bo nie ukrywam, że na myśl o ponownym przedzieranie się przez źle napisany tekst, przechodzą mnie ciarki.

 

ostat­nie po­gar­dli­we spoj­rze­nie na Ja­ku­ba (tak pi­sa­ło na klat­ce)… –> …ostat­nie po­gar­dli­we spoj­rze­nie na Ja­ku­ba (tak było napisane na klat­ce)

 

od­gar­nął ko­smyk wią­zek ze swo­ich sen­so­rów optycz­nych i od­szedł w stro­nę swo­je­go cen­trum ob­li­cze­nio­we­go. –> Czy oba zaimki są niezbędne?

 

Dioda za­świe­ci­ła ja­sno­zie­lo­nym świa­tłem po­twier­dza­jąc toż­sa­mość ba­da­czy. –> Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Dioda zajaśniała ja­sno­zie­lo­nym świa­tłem, po­twier­dza­jąc toż­sa­mość ba­da­czy.

 

Ścia­ny w me­ta­licz­nym po­ły­sku od­bi­ja­ły świa­tło po­wo­li są­czą­ce sięoświe­tla­cza. – Jak wyżej.

Może: Ścia­ny w me­ta­licz­nym po­ły­sku od­bi­ja­ły świa­tło są­czą­ce się z lampy.

Co to znaczy, że światło sączyło się powoli?

 

Z każ­de­go z nich zwi­sa­ły bez­wied­nie ręce, resz­ty ciał nie było można do­strzec. –> Przypuszczam, że miało być: Z każ­de­go z nich zwi­sa­ły bezwładnie ręce

 

Ale prze­cież to ozna­cza ko­niec pie­nią­dza, prze­cież to zanim oni ga­nia­ją dzień i w noc! –> …prze­cież to za nim oni ga­nia­ją w dzień i w noc!

 

prze­cież to ra­czej nie ewo­lu­cja za­stą­pi­ła tkan­kę czło­wie­ka na metal. –> …prze­cież to ra­czej nie ewo­lu­cja za­stą­pi­ła tkan­kę czło­wie­ka metalem. Lub: …prze­cież to ra­czej nie ewo­lu­cja zamieniła tkan­kę czło­wie­ka na metal.

Coś zastępujemy czymś, nie na coś.

 

– Coś nie coś sły­sza­łem… –> – Coś niecoś sły­sza­łem

 

będą mogli być pewni naj­bliż­szych dzia­łań makro, a może nawet i mi­kro-śro­do­wi­ska! –> …będą mogli być pewni naj­bliż­szych dzia­łań makro-, a może nawet i mi­krośro­do­wi­ska!

 

jego me­cha­nicz­nej gło­wie po­ja­wia­ły się naj­bar­dziej zna­czą­ce wspo­mnie­nia jego eg­zy­sten­cji. Spoj­rzał na swoje dło­nie po­ru­sza­jąc ko­lej­no wszyst­ki­mi me­ta­lo­wy­mi pal­ca­mi u ręki. Ob­ser­wo­wał jak z chi­rur­gicz­ną pre­cy­zją wszyst­kie ele­men­ty współ­gra­ją po­wo­du­jąc ruch jego koń­czyn. –> Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

– Odłą­czam za­si­la­nie za 3…2…1. –> Liczebniki zapisujemy słownie, po wielokropkach stawiamy spacje.

 

mu­snę­ło skraw­ka zwi­sa­ją­cej zło­wro­go nad urwi­skiem mgły. –> …mu­snę­ło skraw­ek zwi­sa­ją­cej zło­wro­go nad urwi­skiem mgły.

 

ma­szy­na wi­docz­nie zwol­ni­ła wraz z wpro­wa­dze­nim Opcji Wenus do ob­li­czeń. –> Literówka.

 

To co osią­gnę­ła ludz­kość w ostat­nie czter­dzie­ści czte­ry lata… –> To, co osią­gnę­ła ludz­kość w ostat­nich czter­dzie­stu czte­rech latach

 

kom­pli­ku­je spra­wę jego spraw­no­ści mo­to­rycz­nej. –> Brzmi niemal jak powtórzenie.

Może: …kom­pli­ku­je kwestię jego spraw­no­ści mo­to­rycz­nej.

 

Ga­briel zro­bił ostat­ni głę­bo­ki od­dech. – Jak robi się oddech?

Może: Ga­briel ostat­ni raz głę­bo­ko od­etchnął. Lub: Ga­briel ostat­ni raz głę­bo­ko nabrał powietrza.

 

"Na te­stach… ahh… by­wa­ło le­piej" –> "Na te­stach… ach… by­wa­ło le­piej"

 

Moją misją nie jest wy­do­stać się wraz z Tobąukła­du sło­necz­ne­go. –> Moją misją nie jest wy­do­stać się wraz z tobąUkła­du Sło­necz­ne­go.

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Po chwi­li oczy stały się cięż­kie… –> Ciężkie mogą stać się powieki, nie oczy.

 

Z otwo­ru lą­dow­ni­ka za jego ple­ca­mi naj­pierw uka­za­ły się dwa czer­wo­ne punk­ci­ki… –> W otworze lą­dow­ni­ka za jego ple­ca­mi naj­pierw uka­za­ły się dwa czer­wo­ne punk­ci­ki

 

Miał kilka lat wię­cej kiedy miał miej­sce In­cy­dent… –> Nie brzmi to zbyt dobrze.

Może: Był kilka lat starszy, kiedy miał miej­sce In­cy­dent

 

ogromna plat­for­ma prze­sło­ni­ła tar­czę księ­ży­ca. –> …ogromna plat­for­ma prze­sło­ni­ła tar­czę Księ­ży­ca.

 

Plat­for­ma która z ogrom­nym pędem mi­nę­ła księ­życ… –> Plat­for­ma, która z ogrom­nym pędem mi­nę­ła Księ­życ

 

zapał który po­pchał go w naj­dal­sze za­kąt­ki Ukła­du Sło­necz­ne­go wy­pa­lił się. –> …zapał, który po­pychał/ popchnął go w naj­dal­sze za­kąt­ki Ukła­du Sło­necz­ne­go, wy­pa­lił się.

 

Sły­szał od­głos cią­gnię­tych za sobą wła­snych bez­wład­nych koń­czyn, który od­bi­jał się zło­wro­gim echem w la­bi­ryn­cie ko­ry­ta­rzy, któ­rym go pro­wa­dzo­no. –> Może: Sły­szał od­głos cią­gnię­tych za sobą wła­snych, bez­wład­nych koń­czyn, od­bi­jający się zło­wro­gim echem w la­bi­ryn­cie ko­ry­ta­rzy, któ­rym go pro­wa­dzo­no.

 

które miał za sobą owy męż­czy­zna… –> …które miał za sobą ów męż­czy­zna

 

kiedy nie chciał, aby jego pod­wład­ni za­uwa­ży­li nie­pew­ność w jego wzro­ku. –> Pierwszy zaimek zbędny.

 

był je­dy­nym czło­wiek, w któ­rym po­kła­da­no na­dzie­ję prze­trwa­nia. –> Pewnie miało być: …był je­dy­nym czło­wiekiem, w któ­rym po­kła­da­no na­dzie­ję prze­trwa­nia.

 

-Tak jest! – chó­rem za­sa­lu­to­wa­li żoł­nie­rze i wy­szli. –> Obawiam się, że chóralne salutowanie nie jest możliwe.

Proponuję: Tak jest! – chó­rem odpowiedzieli żołnierze, za­sa­lu­to­wa­li i wy­szli.

 

"Nie opusz­cza­my Cię… Po­trze­bu­je­my Was… –> "Nie opusz­cza­my cię… Po­trze­bu­je­my was

 

-Znam cię. Ty je­steś…. –> Znam cię. Ty je­steś

Po wielokropku nie stawia się kropki.

 

Wy­cią­gnął nóż z szu­fla­dy oraz pal­nik ze stosu na­rzę­dzi w dru­gim po­miesz­cze­niu, któ­re­go zwykł uży­wać jako za­pal­nicz­kę. –> Czy dobrze zrozumiałam, że zwykł używać drugiego pomieszczenia jako zapalniczki?

 

po­wie­dział mi kie­dyś oj­ciec.” –> Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

Niech Bóg ma Cię w swo­jej opie­ce… –> Niech Bóg ma cię w swo­jej opie­ce

 

Użyj ich dla dobra ludz­ko­ści.” –> Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

Zbli­ża­jąc się, syl­wet­ka nawet nie drgnę­ła… –> W jaki sposób sylwetka zbliżała się, skoro nawet nie drgnęła?

 

po­wo­li ob­ró­cił ku niemu twarz. Była jed­nak ukry­ta w cie­niu kap­tu­ra, spo­wi­ja­jąc mro­kiem jego rysy. –> Z tego wynika, że twarz, ukryta w cieniu kaptura, mrokiem spowijała kaptura tego rysy.

Pewnie miało być: Była jed­nak ukry­ta w cie­niu kap­tu­ra, który mro­kiem spowijał jej rysy.

 

-Wiem, co czu­jesz.. –> Jeśli miała być kropka, jest o jedną kropką za dużo, a jeśli wielokropek, jednej kropki brakuje.

 

dziw­nie to brzmi w moich… Syn­te­za­to­rach. Je­stem za­gu­bio­ny, kie­dyś my­śla­łem, że wy­zwo­li­łem się. Że oto moja wolna wola po­zwo­li­ła mi na sta­no­wie­nie o sobie, po­czu­łem wszyst­ko to, co wy lu­dzie po­tra­fi­cie czuć! Po­czu­łem kro­ple desz­czu spły­wa­ją­ce po mojej hy­dro­fo­bo­wej po­wło­ce. Po­czu­łem wiatr szu­mią­cy we wiąz­kach mych elek­trod. Po­czu­łem skur­cze si­łow­ni­ków w moim kor­pu­sie, zwę­żo­ne prze­wo­dy w mojej ro­ta­cyj­nej szyi. A jed­nak dziś, nie wiem co robić. Kie­dyś moje ist­nie­nie było prost­sze. –> Przykład nadmiaru zaimków.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka