- Opowiadanie: agora - Ja gorę 2:0

Ja gorę 2:0

Fantastyczny konkurs literacki Ja gorę!

W dniu 30.10.2017 Jury Fantastycznego Konkursu Literackiego JA GORĘ w składzie: dr hab. prof. Anna Gemra – historyk literatury, pracownik Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Redaktor „Literatury i Kultury Popularnej”. Członek Jury Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego, Aneta Młyńska-Wójcik – pracownik merytoryczny Centrum Kultury Agora  oraz Anna Borowska – sekretarz jury, po lekturze 142 nadesłanych tekstów konkursowych, wyłoniło następujących laureatów:
 

I miejsce – Pan Paweł Duniewski za opowiadanie Przeklęty

II miejsce –  Pan Maciej Bukowski za opowiadanie Vraclaw

III miejsce  –  Pani Agnieszka Kaim za opowiadanie Ja gorę 2,0

 

Prezentujemy opowiadanie Agnieszki Kaim, która zdobyła III miejsce w naszym konkursie.

 

Centrum Kultury Agora we Wrocławiu

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Ja gorę 2:0

I

Nie zdążyła nawet spokojnie wypić kawy pierwszego dnia po powrocie – już pikał komunikator o połączeniu z bazy. Opuściła dłoń, na której podpierała niewyspane czoło i skierowała wzrok na panel telekonferencyjny.

– Mogłam była iść do mesy, wśród setki ludzi, zamiast sprowadzać śniadanie do kabiny… przynajmniej zjadłabym spokojnie. Wśród setki ludzi… – powiedziała do siebie z kwaśnym uśmieszkiem. Nienawidziła spędzać czasu wśród ludzi. Setki czy piątki. Ludzie niezmiernie ją nudzili. No, z paroma wyjątkami, rzecz jasna.

Gdy wstała, białe poliuretanowe siedzisko bezszelestnie opuściło się wzdłuż panelu ściennego aby wsunąć się w niego i nie zajmować niepotrzebnie przestrzeni w małej kabinie. Blat pozostał na miejscu, wyczuwając na sobie ciężar kubka z kawą, tacy pokarmowej i sztućców.

Narzuciła na siebie niedbale tunikę i, nie martwiąc się brakiem dress-code, włączyła komunikator. Po każdym cumowaniu na agrostatku i zdaniu wstępnego raportu, przysługiwało jej 48 korpogodzin wolnych od pracy (na odpoczynek, przegląd pojazdu i kontakt z innymi cywilami). 

Usiadła, po czym wstała po kubek z kawą i, ponownie siadając, przyciskiem odebrała połączenie z bazą.

– Tutaj A.Z.K., zgłaszam się do bazy, odbiór – powiedziała, a ekran panelu telekonferencyjnego zaczął łapać obraz. Zobaczyła na nim swoją asystentkę – obsługę biurową w centrali, która rzetelnie i cierpliwie podsumowywała wyprawy holownicze, raportowała koszty i bookowała kabiny na najbliższych agrostatkach

i bazach. Asystentka miała na imię Monika, ale A.Z.K. nazywała ją swoim Promyczkiem. Promyczek nie zadawała zbędnych pytań i zawsze załatwiała wygodne kabiny na najdalszych zakamarkach bookowanych obiektów. Nigdy nie poznały się osobiście, ale Promyczek była jedną z niewielu osób, o których miała ciepłą opinię. Bo Monia miała bardzo duże oczy i totalnie nie rozumiała swojej „autsajdki”, choć dokonywała wszelkich starań, by sprostać jej oczekiwaniom. Miała pod swą opieką 10 partnerów „zewnętrznych”, z których każdy po powrocie chciał tego samego – atrakcji, ludzi, rozrywki. A.Z.K. była dla niej nie lada gratką, ze swoją ciągłą potrzebą ciszy. Ale i dobrym źródłem dochodu.

– Mam połączenie z Szefem Szefów – zakomunikowała, po czym zawiesiła wzrok na obrazie przychodzącym, westchnęła i zapytała – może się ubierzesz?

– Tak mi dobrze, jak dzwonią podczas urlopu niech widzą, że jestem podczas urlopu.

– Jasne. Przekierowuję.

– A wiesz, o co chodzi? Przecież wczorajsze dokumenty dostałaś.

– Tak, dostałam, jeszcze nie robiłam raportu tylko ogólny komunikat o odzyskaniu Batorego… to chyba chodzi o sprawę Samsona, bo wrócił Marvin – bez efektu.

– Jakiego Samsona?

– Nie wiem, czy to rzeczywiście ta sprawa, po prostu tak myślę. Na Twoim miejscu poprawiłabym tunikę. Łączę.

Monia zniknęła, a na ekranie pojawiła się zajawka na czekanie, przedstawiająca zielone kolonie i reklamująca międzyplanetarne działki w dobrej cenie, które oferowała korporacja. Białe blokhauzy w przestrzeni mieszkalnej, drzewka owocowe w przestrzeni ogrodowej, baseny w przestrzeni kąpielowej, boxy

w przestrzeni biurowej oraz najlepszą żywność w przestrzeni restauracyjnej.

– Popierdoliło ich z tymi przestrzeniami, zupełnie jakby człowiek nie mógł sam się wykąpać i zjeść. Potrzebuje do tego kolektywnej przestrzeni wypełnionej innymi ludźmi. Co za dramat… – pomyślała.

 

Bo, istotnie – trzeba przyznać, że jakiekolwiek formy indywidualizmu nie były promowane. Wielu terraformersów, tzw. planeciarzy, na przestrzeni ostatnich dwóch dekad, dziwaczało. Samotne wyprawy rekonesansowe i izolacja nie sprzyjały zdrowemu rozwojowi społecznemu. Dlatego wszystkie korporacje połączyły się

w myśl „bezpieczeństwa społecznego” i chociaż ze sobą konkurowały ekonomicznie, to moralnie były zgodne – hasła „Nasi pracownicy – Nasz rozwój” eskalowały szybko do jawnego zachęcania w budowanie relacji społecznych, spędzanie czasu z bliskimi oraz do umożliwiania tego kolejnym pokoleniom pracującym na obrzeżach kolonii. To się nawet sprawdzało – tworzono wesołe enklawy, do których człowiek chciał wracać. Z tym, że nie każdy chce wracać do tłumu…

 

Po chwili obraz zgasł. Pojawiło się eleganckie pomieszczenie i stół, przy którym prócz Szefa Szefów siedziały jeszcze dwie osoby.

– Witam, witam, przepraszam że przeszkadzam w urlopie. Gratuluję sprowadzenia Batorego.

– Nie było z tym statkiem większego kłopotu. Uznałam, że to robota Księcia, więc komputer na hasło „żyletka” odpowiedział pełną współpracą.

– Taaak, właśnie za sprawą Księcia się z tobą kontaktuję. Myślę, że to jego kolejny wybryk. Tym razem chodzi o coś naprawdę dużego. O opuszczony frachtowiec, który od lat, może nawet z towarem błąka się w próżni, ale nikt go do tej pory nie sprowadził. Zainteresowaliśmy się nim gdy wszedł w przestrzeń międzykorporacyjną,  jak go złapiesz – będzie nasz. Duża premia, od razu spłacisz działkę na Bio-Marsie.

– Frachtowiec z towarem? Przecież te statki się holuje…

– No – przerwał i potarł podbródek – nie ten. Widzisz, ten ma tak ustawiony algorytm, że nie zmienił kursu nawet po wyłączeniu głównego komputera i całkowitego zasilania. Podejrzewamy, że Książę przy nim majstrował i mechanizm kursowy jest na osobnych obwodach z osobnym zasilaniem, zakodowany na tyle, że nie da się go zatrzymać. Statek sam jest sobie sterem.

– No to wysłać ekipę, która znajdzie osobny generator i po sprawie.

– Dlatego właśnie prowadzimy tą rozmowę. Nasze statki są najbliżej, inne korporacje nie przeszukują tego obszaru, i wysłaliśmy już dwa zespoły – bez rezultatu. Prawdę mówiąc, nawet Marvin wrócił z ekspedycji roztrzęsiony.

– Nie rozumiem.

– Chodzi o główny komputer. Prawdopodobnie sam, no… dzięki ingerencji Księcia… stał się SI.

– Jaki ma kurs? – zapytała, bo sprawa wyglądała na ciekawą.

– W sumie to… bezkolizyjny.

– Pytam o cel.

– Przeprowadziliśmy symulacje do 500 lat w przód. Bez celu ale i bezkolizyjnie.

– To nie ma sensu jeśli to nie jest zabawa typu: złap mnie jeśli potrafisz.

– Dokładnie tak myśli firma. Wiemy też, że specjalizujesz się w wynajdowaniu statków, przy których majstrował Książę. Chcemy, żebyś to ty spróbowała go sprowadzić do bazy. Na decyzję masz 72h, przysługuje Ci premia za ostatnie znalezisko. Do tego czasu oferta kierowana jest wyłącznie do ciebie. Zastanów się

i daj nam znać.

– Już się zastanowiłam, biorę to. Ale prace zacznę, jak miną 72 godziny.

– Dobrze.

– Dzięki. Wracam do śniadania.

Wyłączyła komunikator i uśmiechnęła się do siebie. Wciąż słyszała słowa „od razu spłacisz działkę na Bio-Marsie”, zatem wcześniejsza emerytura jest możliwa. Promyczek znów pojawiła się na ekranie.

– Miałaś nosa, chodzi o Samsona. Prześlij mi wszystkie dane na jego temat

i poszukaj informacji o suchych dokach, apgrejdach i interwencjach mechaników. Sprawdź, gdzie i kto dokładnie ich dokonywał, o ile zdołasz to ustalić. Ten statek przemierzał niezasiedlone układy i większy czas sunął, jak przypuszczam po przestrzeniach międzykorporacyjnych.

– Zgadza się, międzykorporacyjne. Czyli znów masz okręt na wodach bezpańskich.

– Czyli znów szykuje Ci się niebotyczna premia. Ruszam za 70 godzin. Bez odbioru.

 

II

Promyczek zebrała dla niej dokumenty dotyczące Samsona, okazało się, że

i owszem – jest to nie lada gratka dla łowców statków i eksploratorów zatrudnionych na umowę o dzieło, ale zainteresowanie nim zmalało, owiane mgłą niedopowiedzeń. Nie skojarzyła od razu, że Samson to dawny Wilibald – jeden z największych frachtowców w swej kategorii, praktycznie zabytek – nieprodukowany od ponad 100 lat. Już ojciec opowiadał jej o nim. Maszyny te wciąż działały, ale były nieekonomiczne. Zaprzestano ich budowy wraz z technologiczną ewolucją napędu Atlas, który zrewolucjonizował produkcję całej kategorii statków cargo. Już nie opłacało się budować maszyn o tak wielkich rozmiarach, zwłaszcza, że Konwencja Generalicji wydała rozporządzenie o Maksymalnym Wydobyciu. W czasach, gdy przedsiębiorstwa zajmujące się pozyskiwaniem surowców dostały ograniczenia

w postaci ilości maksymalnego poboru na terenie danej planety, nie opłacało się już budować statków o rozmiarach prehistorycznych katedr. Bardziej opłacało się tworzyć stacje z mobilnymi jednostkami, które na danym obszarze na raz wypuszczały mniejsze statki, np. wiertnicze, i każdy z nich zbierał ustawowe maximum. Wracając do swej stacji, materiał ulegał konsolidacji i wówczas zamówienie było pełne. Często, w drodze powrotnej łapało się trasy asteroid, będących prawdopodobnym źródłem surowca. Niektóre specjalne podzespoły grup wydobywczych skupiały się właśnie na tych małych i niesfornych obszarach, pozyskując dodatkowe substancje, które wpływały do ogólnego zasobu koszyka korporacji, wzbogacając jego różnorodność.

Wilibald został porzucony przez załogę, która opuściła statek z towarem na pokładzie. Żadnemu z członków załogi nie postawiono zarzutów ani nie zażądano zadośćuczynienia. Niedługo później podjęto pierwszą próbę holowania statku. Jak mówił jej kapitan – bezskutecznie. Statek, mimo najlepszej opieki nie schodził

z dziwnego kursu. Ale to, o czym się nie mówiło to główny komputer. Podobno nie słuchał nikogo, a na wszelkie polecenia odzywał się niezrozumiałym językiem. Wszystkie termo-translatory załogi zawodziły, połowicznie, gdyż część przekazu dało się tłumaczyć. Tyczy się to również późniejszych ekip. Sprawa była głośna, jednak po latach firma dała sobie spokój. Taniej było spisać statek i ładunek na straty, niż tracić czas. Zatem, gdy Wilibald wszedł w przestrzenie poza jurysdykcją którejś korporacji, wolni strzelcy próbowali go przechwycić. Bez rezultatu. Jednym

z ostatnich był Rohan, który zatrudnił speców do ad hocków, w tym – najsłynniejszego lingwistę – ale bez rezultatu. Wówczas tenże lingwista, wybitny profesor Tarantoga, uznając główny komputer za kapitana statku – nazwał go Samsonem, wierząc że ma on słaby punkt i może być nim niezrozumiały język.

 

Jej mały pojazd nie nadawał się do holowania – miała wejść na Wilibalda

i zobaczyć czy coś uda się zrobić – jeśli tak – kontaktowała się z Promyczkiem

i wzywano całą ekipę. Nadajnik wskazywał, że Samson będzie niebawem w zasięgu wzroku i istotnie; wśród mroku, z dala od planet i gwiazd, nie generując żadnego światła, przez okna kabiny pilota zobaczyła to monstrum. Wyglądał jak katedra na tytanowej poduszce. W rzeczywistości była to rafineria ciągnięta przez Samsona – statek i towar. Dziwnym, że pomimo tylu prób, nie udało się pozyskać załadunku. Możliwe, że go rozkradziono w locie. W najnowszym zestawieniu danych nie było wzmianki o cargo.

Całość miała ok. 2400 m długości, 1600 m szerokości i wysokość na 75m. Prawdziwe zamczysko. Ten piękny, niemy kolos, sunący w martwej ciszy, przywodził na myśl opowieści prehistorycznych żeglarzy o statkach widmo, które zupełnie opuszczone poruszały się po morzach.

Dzięki temu, że jej statek był niewielki i równie wiekowy co Wilibald, spokojnie mogła przycumować nieopodal mostku. Wszystkie te statki budowano z w miarę uniwersalnym pionem komunikacyjnym, umożliwiając mniejsze naprawcze bez suchego doku. Odetchnęła, włożyła skafander i wysłała raport do Promyczka – że dotarła. Ostatnią rzeczą jaką wyjęła i schowała do torby podręcznej, była schowana w kokpicie czerwona, stara puszka. Uśmiechnęła się do niej i mruknęła: Witaj Bio-Marsie.

 

III

Na pokładzie królowały kryształki lodu. Oświetlenie skafandra pomogło

w odnalezieniu właściwej drogi – zdążyła już poznać rozkład i zaplanowała sobie trasę prosto do głównego komputera. Ciemne korytarze były dość przestronne, wewnątrz panowała temperatura ujemna i niebywały spokój. Nim weszła do właściwego pomieszczenia, zdążyła pomyśleć, że to najpiękniejszy statek jaki widziała. Gdy dotarła na miejsce i wklepała kod dostępu, włączył się tryb zasilania awaryjnego, a do podstawowych pomieszczeń zaczął być dostarczany tlen, aby zrównoważyć jego poziom do właściwego. Powoli zaczęła wzrastać temperatura.

A.Z.K. wyjęła torbę z narzędziami i po jakiejś godzinie udało jej się uruchomić główny komputer. W międzyczasie zauważyła poprzednie apgrejdy i uśmiechnęła się do siebie – O tak, Książę, wiedziałam, że to Ty w nim grzebałeś.

Gdy była gotowa, przeszła do służbowej mesy i zaparzyła wodę, aby zrobić herbatę.

– Komputer – powiedziała na głos – Jestem A.Z.K. i przybyłam tu, aby Cię zawrócić

z błędnego kursu. Statek zostanie odholowany, ja tym czasem sobie zrobię herbatę.

– Pani chcesz pić herbatę, a ja gorę! –rozległ się nagle głos komputera. Kobietę przeszył dreszcz, zrobiło się dość upiornie. Dawno nie słyszała żadnego dźwięku,

a ten był wyjątkowo donośny i echem odbijał się od ścian pustego kolosa. Zrozumiała przerażenie poprzedniej ekipy.

Po chwili parsknęła śmiechem i wraz z tajemniczą, czerwoną puszką udała się na mostek kapitański, gdzie – przy filiżance herbaty – zaczęła wertować dziennik pokładowy na ekranie panelu sterującego. Szukała zapisków o niezrozumiałych treściach, które wypowiadał główny komputer. Znalazła szybko wzmiankę o tym, gdy załoga podjęła decyzję o opuszczeniu statku: (do kapitana) „Pan się wybierasz na Ukrainę! Pan się pakujesz, a ja gorę!”.

No tak, Ukraina to nazwa stacji kosmicznej, wówczas najbliższej, do której

w wahadłowcu mogła udać się przerażona zawodzeniem maszyny załoga.

A wcześniej… Ktoś się modlił… „a ja gorę!”.

Wstała, chwilę przechadzała się po kokpicie aż wybuchła serdecznym śmiechem.

– Taki rozwój, taka unifikacja, tysiące programów lingwistycznych do termo-translatorów, a z jednym słowem przez tyle lat sobie nie poradzili! – usiadła, siorbnęła herbaty, znów wstała i otworzyła tajemniczą puszkę. Wyjęła z niej bardzo stary czytnik i zaczęła wertować. Po czym westchnęła wesoło, zatarła ręce i – jak na inżyniera mechanika przystało – udała się do głównego reaktora. Statki tego typu były wspaniale wyposażone, wśród załogi było zawsze co najmniej dwóch konserwatorów, zatem nie musiała obawiać się o sprzęt. Dzięki kodom dostępu podanym przez korporację oraz właściwym narzędziom, zabrała się do pracy. Po około czterech godzinach zaczęła odczuwać głód. Wyciągnęła z torby tabliczkę czekolady, zjadła pasek mlecznej, popiła drugą herbatą i wróciła do pracy.

Po łącznie 11 godzinach, brudna od smaru i spocona od czołgania się między jednym złączem a drugim, przeplataniem i wymianą kabli, dwukrotnym wracaniu na statek po materiały i dziesięciokrotnym wertowaniu tajemniczego czytnika – pojawiła się na mostku. Gdyby ktoś z załogi ją wówczas widział, dostrzegłby satysfakcję w jej spojrzeniu. Usiadła do kokpitu i zaczęła powoli zmieniać kurs. Po chwili wybuchła jeszcze głośniejszym śmiechem i bawiąc się w nawigatora, dopisała kolejne współrzędne, ustalając je jako ostateczne.

– Komputer, życzę Ci miłej drogi! Po tylu latach dryfowania wreszcie spoczniesz

w suchym doku!

– Przyjąłem nowy kurs.

– Czy główny stos reaktora działa poprawnie?

– Potwierdzam. REAKTOR NIE PRZEGRZEWA SIĘ.

Wróciła na swój statek, oddaliła się i wykonała jeszcze 3 zbliżenia do Wilibalda, mocując sygnalizatory korporacji. Wyjątkowo zmęczona wzięła prysznic, ubrała beżowy kombinezon z logo swej firmy i skontaktowała się z Promyczkiem. Była na tyle blisko, że czas połączenia nie był wydłużony. W końcu firma rozwijała się w tej części układu.

– Cześć Moniu, dawaj Szefa – powiedziała, nie ukrywając szerokiego uśmiechu.

– No co Ty! Już Łączę! Powiedz, mamy go?! – klasnęła w ręce a jej serdeczna twarzyczka uśmiechnęła – Ty to jesteś cwaniara. Szefo Szefów na linii.

– Witam, czy to coś ważnego? – na ekranie, znacznie mniejszym niż panele telekonferencyjne, pojawiła się zmęczona twarz zwierzchnika i z tyłu jakieś trzy łysiejące głowy.

– Owszem, za 21 dni, do doku najbliższego z naszych korporacyjnych oddziałów, samodzielnie przybije Wilibald. Chciałam zgłosić to…zwycięstwo osobiście – uniosła lekko głowę, podniosła lewą brew i dość wymownie spojrzała w oczy swojego szefa. Ów, milczał przez chwilę, mrugnął oczami, otarł pot z czoła i chrząknął.

– Nie rozumiem, Wilibald leci w naszą stronę?

– Owszem, ustaliłam mu taki kurs, aby niepotrzebnie nie angażować ekip holowniczych. Muszą być wykończeni po porażce Marvina – dodała z przekąsem.

– To prawda… – powiedział, ale otworzył swój podręczny komputer, jakby

z niedowierzaniem, palcem poruszając się po żółtych folderach oznaczających misje w trakcie i zobaczył, że Samson jest „w trakcie aktualizacji” – Jak ci się to udało? – zerknął ponownie, „zmiana kursu, przeliczanie parametrów” – co takiego było z tym statkiem? Pokonałaś SI? – „status ZIELONY”.

– Drogi Szefie, to żadna SI. Nie macie się czego obawiać, komputer nie jest w żaden sposób źle nastawiony do ludzi.

– W takim razie, co było przyczyną?

– Skorzystam ze swojego prawa do tajemnicy zawodowej i nie opublikuję informacji

w jaki sposób udało mi się zdobyć Wilibalda. Bez odbioru.

 

Usiadła na ganku swego blokhauzu na Bio-Marsie. Była to najdalsza

i najspokojniejsza działka pod transparentną kopułą biosfery. Widziała jej kres oraz rudy krajobraz w oddali. Piła herbatę i przyglądała się staremu czytnikowi

z czerwonej puszki. Wyjęła też zabindowany kawałek papieru. Był to list od jej pradziadka – niezwykłego mechanika, który naprawiał wiele statków w układzie. Pradziadek nie był fanem postępującej unifikacji i postulatów Głównej Generalicji

o wspólnym języku ludzkości i nowej, jednolitej gałęzi kulturowej. Zmarł, gdy była jeszcze mała, ale pamiętała jego warsztat i narzędzia. Ich obraz zainspirował ją do tego, jak pracowała obecnie.

Zostawił jej swoje dzienniki ze wszystkich napraw oraz krótki list:

„Gdy będziesz już duża, niewiele zostanie z języka, którym posługuję się obecnie. Czy to dobrze – nie wiem, ale nie należy zaprzestać jego nauki ani zapomnieć jego spuścizny. Dlatego zostawiam Tobie i tylko Tobie, ten oto czytnik, w którym znajdziesz Słownik Języka Polskiego, zawierający dużo więcej wyrazów niż współczesne Ci translatory oraz wybrane dzieła literatury polskiej. Kto wie, może pomogą Ci w przyszłości zdobyć majątek. Twój pradziadek – Książę.”

 

Uśmiechnęła się.

Koniec

Komentarze

Czy aby opo­wia­da­nia nie po­wi­nna pre­zen­to­wać jego autorka? Czy Agnieszka Kaim wie, że jej opo­wia­da­nie zo­sta­ło za­miesz­czo­ne na na­szym por­ta­lu?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Popieram. Ponadto wypada zapytać, czemu ma służyć taka forma promocji… Czego właściwie? Centrum Kultury? Ile takie postępowanie ma wspólnego z kulturą? Jestem zbulwersowany.

Nawet jeśli tego typu praktyka nie narusza praw autorskich, bo w regulaminie konkursu zostało zapewne sformułowane, iż teksty będą brać udział w działaniach promocyjnych i autorzy godzą się na takie wykorzystanie, to…

… drodzy Państwo, którzy wklejacie na ten portal nie swoje teksty – uprasza się założyć własną stronę internetową, popracować na jej renomę tyle lat ile robił to miesięcznik “NF”, a następnie wklejać tam teksty zgłoszone przez uczestników konkursów.

Akapity się porozjeżdżały.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Szkoda autorów i tych tekstów. Co oni winni arogancji organizatorów.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Ej, a może im (autorom) to jednak zwyczajnie pasuje, że ich prace są promowane, gdzie się tylko da? No bo w sumie, to komu dzieje się krzywda tak naprawdę? Agora i Autorzy mają promocję, a portal i jego użytkownicy zyskali kilka, być może (nie wiem, nie czytałem) dobrych opowiadań.

Fakt, z moralno-etycznego punktu widzenia cała akcja jest cokolwiek kontrowersyjna, ale mi osobiście by nie przeszkadzało, a nawet ubawiłbym się setnie, gdyby tutaj ktoś wrzucił mój tekst konkursowy.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Cieniu, niezła idea. I jeszcze mógłbyś wytknąć kilka błędów i domagać się od publikującego ich poprawienia. :-)

Babska logika rządzi!

Hmm, boję się coś napisać, bo jak skomentowałem Vraclawa, to chwilę później opowiadania nie było. Zobaczymy, jak te długo tu powisi :)

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

No nie? I patrzcie, jaka motywacja, żeby wziąć udział w kolejnej edycji i przyłożyć się do pisania.

W tym szaleństwie jest metoda.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Jakiś czas temu zadzwoniła do mnie pani z organizacji konkursu “Ja gorę!” z pytaniem, czy byłaby możliwość, żeby zwycięskie opowiadania opublikować w “Nowej Fantastyce”. Wyjaśniłem, że nie praktykujemy czegoś takiego – podobnych próśb z różnych instytucji miejskich, domów kultury, bibliotek i tym podobnych trochę do nas trafia – ale zaproponowałem, żeby te teksty pojawiły się na fantastyka.pl. Tak że odbyło się to za moją zgodą – ta informacja miała się zresztą pojawić przy opowiadaniach, żeby nie pozostawiać wątpliwości, ale najwyraźniej to publikującym umknęło.

 

Laureatom konkursu gratuluję wyróżnień. Mam nadzieję, że teraz wszystko jest jasne i w spokoju będziecie mogli skupić się na treści. :)

No i wszystko jasne… A ja popcornu narobiłem, bo myślałem, że draka rozwojowa będzie ;)

Szkoda, że sprawa zostaje wyjaśniona dopiero trzeciego dnia. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Skupić na treści. Nie lubię być traktowany protekcjonalnie. Z "Diabłem i meskaliną" też ktoś z Szanownejj Redakcji coś pokielbasil. A jak się portalowicze poczuli dziwnie i dali temu wyraz, to ich podobnie ktoś poklepal jak dziadka w Benny Hillu.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Jeśli teksty zamieszcza agora, to, jeśli opowiadania okażą się świetne, a nawet zdobędą piórka, komu zostaną przyznane te wyróżnienia – autorom, czy agorze?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bo ja wiem czy tutaj ktoś coś pokiełbasił? Organizatorzy konkursu wrzucili opowiadania, za zgodą uczestników (bo nie wyobrażam sobie konkursu, w którym uczestnicy nie byliby zobowiązani do wyrażenia zgody na publikację) i za zgodą redakcji Nowej Fantastyki (nie to żebym sądził, że takiej zgody potrzebowali). A że niktórzy zareagowali jakby im ktoś matki kotletem właśnie mordował… Może mieli akurat gorszy dzień.

na emeryturze

Gary:

Po pierwsze, wyraża się zgodę na publikację w konkretnej formie, w konkretnym miejscu.

Po drugie, uczestnictwo w konkursie nie musi wiązać się z publikacją tekstu gdziekolwiek.

Po trzecie, zgoda redakcji była potrzebna.

Po czwarte, nie przesadzaj.

 

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Berylu, po pierwsze i drugie:

Z chwilą przesłania prac uczestnicy udzielają Organizatorowi konkursu nieodpłatnej licencji na wykorzystanie nadesłanych prac (w całości lub fragmentach) bez ograniczeń terytorialnych oraz czasowych na następujących polach eksploatacji:

rozpowszechnianie w formie publikacji, na potrzeby reklamy projektu „Ja Gorę, czyli różankowe spotkania z językiem polskim”  i działalności statutowej Organizatora,

publikacja w mediach tradycyjnych i internetowych, na profilu FB oraz strony domowej CK AGORA oraz partnerów i patronów medialnych projektu, na potrzeby reklamy projektu „Ja Gorę, czyli różankowe spotkania z językiem polskim”i działalności statutowej Organizatora,

utrwalanie i zwielokrotnienie dowolną techniką, rozpowszechnianie i publiczne prezentowanie w materiałach audiowizualnych, (m.in., reportażu video, dokumentującym projekt), fotograficznych i internetowych, materiałach poligraficznych, stanowiących materiały promocyjne, informacyjne i reklamowe oraz związanych z projektem „Ja Gorę, czyli różankowe spotkania z językiem polskim”" i działalnością statutową Organizatora,

wprowadzenie do pamięci komputera oraz sieci multimedialnych.

Po trzecie: to dobrze, że redakcja jest jeszcze do czegoś na tym portalu potrzebna.

Po czwarte: nie mów mi co mam robić, nie jesteś moją matką.

 

Ja to widzę tak. Małe, lokalne centrum kultury urządziło sobie konkurs. I chciało uhonorować i rozleklamować autorów zwycięskich tekstów (a przy okazji siebie) publikacją (NF, jako przedsięwzięcie komercyjne, nie będzie się przecież firmować takich miłych, oddolnych inicjatyw, bo są ważniejsze sprawy, trzeba wybrać fotosa z filmu na okładkę nowego numeru i wetknąć gdzieś artykuł sponsorowany). Ja uważam, że to miłe, słodkie nawet. I że jest to pewnego rodzaju pochlebstwo pod adresem portalu i jego użytkowników. Doskonale przy tym rozumiem, że innym może się to jawić niczym amalgamat świętokradztwa, hochsztaplerki i złowrogich macek chaosu, gotowych wycisnąć życie z portalu.

na emeryturze

Gary, ja ten regulamin widziałem. Pisałeś:

bo nie wyobrażam sobie konkursu, w którym uczestnicy nie byliby zobowiązani do wyrażenia zgody na publikację

Więc Ci wyjaśniłem, że jednak są rzeczy nie objęte Twoją wyobraźnią.

Jeśli uznam za stosowne, to będę zwracał Ci uwagę – już to sobie dawno temu wyjaśniliśmy.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Autorkę opowiadania serdecznie zachęcam do publikacji tekstu na portalu pod własną marką. To umożliwi udział w dyskusji na temat opowiadania, wyjaśnienie czytelnikom ewentualnych niejasności, prezentację szczegółów własnego pomysłu, wymianę uwag czy nawet poprawki na bieżąco, czyli w sumie naukę lepszego pisania – dla autora i dla komentujących. Z własnego doświadczenia wiem, że naprawdę warto!

Więc Ci wyjaśniłem, że jednak są rzeczy nie objęte Twoją wyobraźnią.

Offtopujesz znaczy?

Jeśli uznam za stosowne, to będę zwracał Ci uwagę – już to sobie dawno temu wyjaśniliśmy.

O ile dobrze pamiętam, ustaliliśmy też, w jak głębokim poważaniu mam twoje uwagi. Oczywiście, sam będąc ogromnym fanem podejmowania bezsensownych i bezcelowych aktywności, nie zamierzam Cię do zwracania dalszych uwag zniechęcać.

na emeryturze

Jeśli uznam za stosowne, to po prostu usunę Twoje konto. Standardy wymagają jednak tego, by wcześniej użytkownika ostrzec (upominać), niezależnie od tego, jakie jest jego zdanie na temat ostrzeżeń.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Panowie. Piątek jest. Weekend. Całe dwa dni na pisanie nowych, świetnych opowiadań! Na redakcję nieukończonej powieści. Na czytanie i komentowanie opowiadań portalowiczów. Poza tym bardzo potrzebuję Gary’ego do betowania mojego tekstu Berylu. A Ty Gary, jak już zdążyłem poznać po ledwie kilku tygodniach, cenisz sobie swoje zdanie. To zaleta, ale czasem i przeszkoda w relacjach z otoczeniem.

 

Edit. Znalazłem coś dla Was na rozjaśnienie nastrojów. Poprawia humor błyskawicznie i bardzo skutecznie.

 

http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/8772

 

 

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

No ładnie dziadek ustawił wnuczkę i zagrał na nosie korpo. Całkiem dobre opowiadanie. Przydałoby się, żeby sformatować lepiej tekst, bo teraz niechlujnie to wygląda. Trochę bliskich powtórzeń się trafiło w tekście. 

Ogólnie satysfakcjonujaca lektura. 

 

 

Widzę, że wojenka polsko polska trwa. ^^

Jeśli uznam za stosowne, to po prostu usunę Twoje konto.

A znasz berylu to powiedzonko o straszeniu, zakończone cokolwiek marnym rymem?

Standardy wymagają jednak tego, by wcześniej użytkownika ostrzec (upominać), niezależnie od tego, jakie jest jego zdanie na temat ostrzeżeń.

Jak zawsze, jestem pod niesłabnącym wrażeniem twojego profesjonalizmu. Jeżeli uważasz, że swoim zachowaniem łamię postanowienia regulaminu (szczerze nie wiem, nie czytałem) bądź naruszam ogólnie przyjęte zasady dobrego internetowego pożycia (kwestia interpretacji), to ja z kolei uważam, że nie powinieneś się wahać i wystosowywać nie wiadomo już którego, nieskutecznego ostrzeżenia, tylko przystąpić do banowania. Niewykluczone, że uczyniłbyś mi tym banem przysługę, bo ilość czasu, jaką marnuję tutaj na, cokolwiek jałowe, aktywności jest dość zatrważająca.

 

 

na emeryturze

Gary, jeśli chcesz być zbanowany, to idziesz w dobrym kierunku. Ale prościej będzie, jeśli zwyczajnie poprosisz o usunięcie konta – wtedy załatwimy sprawę od ręki.

Nie wiem co innego chcesz osiągnąć tą dyskusją (poza potwierdzeniem swoich słów o tym, że lubisz marnować czas), ale tak się składa, że raz już niemal identyczną odbyliśmy. Ja Tobie powiedziałem już wszystko, co chciałem powiedzieć, w powyższych komentarzach. A teraz, ponieważ rozmiar offtopu, powstałego niestety przy moim udziale jest za duży, kończymy. Jeśli koniecznie chcesz coś dodać to zapraszam do skorzystania z wiadomości prywatnych. A pozostałych użytkowników zachęcam do oceny opowiadania.

 

EDIT: Po jakimś czasie usunę nieodnoszące się do opowiadania komentarze.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Porozjeżdżane akapity nieco przeszkadzają w odbiorze; wklejając cudzy tekst warto czasem rzucić okiem na to, w jaki sposób prezentuje się go czytelnikom.

Pod kątem technicznym tekst wydaje mi się zupełnie przyzwoity. Niezły styl, szybko się czyta. Pewnie parę potknięć by się znalazło, ale nie widzę tutaj problemów, które by mnie zatrzymały w lekturze.

Jednakowoż – pod kątem fabularnym historia jest mocno naciągana. Trudno uwierzyć w to, że przy postępie technologicznym umożliwiającym maszynom samodzielną kontrolę lotu statku kosmicznego, rozbudowane translatory nie mają dostępu do wiedzy co oznacza staropolskie słowo “gorę”. Historyjka ze słownikiem języka polskiego pozostawionym w spadku przez dziadka – hakera jest okrutnie naciągana. 

Stylistycznie – bardzo fajne, fabularnie – nie kupuję tego.

Dlatego właśnie prowadzimy tą rozmowę.

;_;

 

Na decyzję masz 72h, przysługuje Ci premia

Siedemdziesiąt dwie godziny. To fragment dialogu, jak wymówić 72h?

Ci z dużej tylko w listach.

 

Jak na opowiadanie z podium, to słabiutko. Najmocniejsza strona opowiadania, czyli światotwórstwo, mam wrażenie, że zostało zerżnięte z The Expanse. Zresztą podobnie fabuła, lecz tu poprowadzono ją dużo bardziej nieudolnie. Nie wiem, wydaje mi się, że opowiadania pisze się, żeby coś przekazać – jakąś ideę, historię. Nic takiego tutaj nie widzę. Laska poleciała, przyleciała, dostała hajs, koniec. Nawet nie wiadomo jak się nazywa, więc gdy doszło do rozmowy z Moniką, nie wiedziałem która kiedy się odzywa. Bardzo średnio jak dla mnie.

Nie znam założeń konkursu, więc trudno mi ocenić opowiadanie pod tym kątem, ale nie ukrywam, że nie zrobiło ono na mnie większego wrażenie. Z prawdziwą przykrością muszę natomiast zauważyć, że tekst został napisany bardzo źle. Mnóstwo błędów i fatalna edycja skutecznie utrudniały czytanie

 

przy­słu­gi­wa­ło jej 48 kor­po­go­dzin… –> …przy­słu­gi­wa­ło jej czterdzieści osiem kor­po­go­dzin

Liczebniki zapisujemy słownie. Ten błąd pojawia się wielokrotnie.

 

Na Twoim miej­scu po­pra­wi­ła­bym tu­ni­kę. –> Na twoim miej­scu po­pra­wi­ła­bym tu­ni­kę.

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Ten błąd pojawia się wielokrotnie.

 

Wielu ter­ra­for­mer­sów, tzw. pla­ne­cia­rzy… –> Wielu ter­ra­for­mer­sów, tak zwanych pla­ne­cia­rzy

Nie używamy skrótów.

 

„Nasi pra­cow­ni­cy – Nasz roz­wój” –> Dlaczego wielka litera?

 

– Dla­te­go wła­śnie pro­wa­dzi­my roz­mo­wę. –> – Dla­te­go wła­śnie pro­wa­dzi­my roz­mo­wę.

 

– Prze­pro­wa­dzi­li­śmy sy­mu­la­cje do 500 lat w przód. –> – Prze­pro­wa­dzi­li­śmy sy­mu­la­cje do pięciuset lat w przód.

Liczebniki zapisujemy słownie, szczególnie w dialogach.

 

Wszyst­kie te stat­ki bu­do­wa­no z w miarę uni­wer­sal­nym pio­nem ko­mu­ni­ka­cyj­nym, umoż­li­wia­jąc mniej­sze na­praw­cze bez su­che­go doku. –> O co tu chodzi?

 

Ostat­nią rze­czą jaką wy­ję­ła i scho­wa­ła do torby pod­ręcz­nej, była scho­wa­na w kok­pi­cie czer­wo­na, stara pusz­ka. –> Nie brzmi to najlepiej.

 

i za­pa­rzy­ła wodę, aby zro­bić her­ba­tę. –> Jak się robi herbatę z zaparzonej wody?

 

Sta­tek zo­sta­nie od­ho­lo­wa­ny, ja tym cza­sem sobie zro­bię her­ba­tę. –> …ja tymcza­sem sobie zro­bię her­ba­tę.

 

Wsta­ła, chwi­lę prze­cha­dza­ła się po kok­pi­cie aż wy­bu­chła ser­decz­nym śmie­chem. –> …wy­bu­chnęła ser­decz­nym śmie­chem.

 

Usia­dła do kok­pi­tu i za­czę­ła po­wo­li zmie­niać kurs. –> Kokpit jest pomieszczeniem. Można usiąść w kokpicie, ale nie do kokpitu.

 

Wy­jąt­ko­wo zmę­czo­na wzię­ła prysz­nic, ubra­ła be­żo­wy kom­bi­ne­zon… –> W co ubrała kombinezon???

Kombinezon można włożyć/ założyć/ przywdziać/ ubrać się weń/ odziać się weń/ wystroić się weń,  ale nigdy, przenigdy, nie można ubrać kombinezonu! Nie ubiera się ubrań!

 

Chcia­łam zgło­sić to…zwy­cię­stwo oso­bi­ście… –> Brak spacji po wielokropku.

 

Ów, mil­czał przez chwi­lę, mru­gnął ocza­mi… –> Oczy nie mrugają, mrugają powieki.

 

Twój pra­dzia­dek – Ksią­żę.” –> Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Proszę przekazać Autorce:

Fajny, oryginalny pomysł na zrealizowanie konkursowego tematu.

Niestety, zarżnięty wykonaniem. Mnóstwo banalnych błędów; liczby zapisywane cyframi nawet w dialogach, “ci” niepotrzebnie pisane dużą literą, szwankująca interpunkcja. No i te nieszczęsne akapity…

– Nie wiem, czy to rzeczywiście ta sprawa, po prostu tak myślę. Na Twoim miejscu poprawiłabym tunikę.

Ty, twój, pan itp. w dialogach piszemy małą literą. W listach dużą.

– Przeprowadziliśmy symulacje do 500 lat w przód.

W beletrystyce liczby raczej słownie, a w dialogach koniecznie.

ubrała beżowy kombinezon z logo swej firmy

Ubrań się nie ubiera.

Babska logika rządzi!

Oczy też mrugają:

https://sjp.pwn.pl/doroszewski/mruga%C4%87

 

Początek intryguje, bohaterka ładnie wprowadzona. Opisy całkiem klimatyczne. Dialogi niezłe, bo niewymuszone i żywe, miejscami jednak kwestie jakieś takie dziecinne. Od tak krótkiego opowiadania nie oczekiwałem wyrafinowanej fabuły. Mimo to bohaterce, jak na mój gust, wszystko idzie zbyt łatwo – żadnych napięć ani potknięć, mogłoby być ciekawiej.

Niemniej sam pomysł spodobał mi się, uważam go za dowcipny.

Miły akcent z Rohanem i profesorem Tarantogą.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Pomysł ciekawy, niektóre fragmenty czytałem z zaciekawieniem, ale diabeł ugrzązł w szczegółach i nie chciał wyjść, rujnując większość przedstawionego obrazu.

Nie kupuję zapomnienia słów przez słowniki. Podobnie niektórych akcji bohaterki (picie herbaty z filiżanki, kiedy wertuje dziennik pokładowy). Dziwna niemożność wcześniejszego odzyskania statku też mi nie leży.

Światotwórczo też nie rzuca na kolana – takie “The Expanse”, ale bez ciekawego przemyślenia tła.

Podsumowując: jest przeciętnie, bez fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Chcielibyśmy jeszcze opublikować uzasadnienie wyników konkursu przygotowane przez przewodniczącego jury dr hab. prof. Annę Gemrę:

 

Trzecie miejsce – opowiadanie Ja gorę 2:0

 

Ciekawa koncepcja połączenia „starego” z „nowym”. Dzięki dobrze pomyślanej fabule słowa, które musiały się w tekście pojawić, nie sprawiają wrażenia wprowadzonych przymusowo, lecz są integralną częścią spójnej całości. Osiągnięcie takiego efektu nie było łatwe z uwagi na użytą konwencję, którą można by określić mianem science fiction. Doceniam wprowadzenie dialogów i elementów humorystycznych w zaskakującym zakończeniu.

CK Agora

Podpisuję się pod słowami Cobolda, także zachęcam do publikacji Autorkę. Info o wynikach konkursu widziałbym w dziale publicystki, wraz z szerszą informacją o zgłoszeniach, ewentualnych trudnościach w wyborze i tym podobne. Na końcu mógłby się znaleźć link do nagrodzonych utworów wraz właśnie z powyższym uzasadnieniem, które nie utonęłoby w komentarzach. Jerzy, zgodziłeś się na publikację w niewłaściwej formie i miejscu.

Cześć!

Na wstępie pragnę poinformować, bo czuję, że powinnam, że autorzy konkursu znali regulamin i zgodzili się na niego.

 

Chciałam przede wszystkim podziękować tym, którzy przeczytali moje opowiadanie. Umknął mi fakt, że zostanie ono opublikowane. Niniejszym oficjalnie pragnę się przyznać, że wiem iż jest ono “co najmniej” nierówne ;) Dlatego bardzo dziękuję za słowa otuchy jak i za konstruktywną krytykę. Nie mam zamiaru ukrywać, że pisałam na kolanie by zdążyć na termin, a wymóg 18 000 znaków był najważniejszym wyznacznikiem całokształtu. Stąd też cyferki zamiast wyrazów.

 

Nie liczyłam na żadną nagrodę, po prostu – mam tak monotonną pracę, że jak trafiłam na info o konkursie (”Hmm… fantastyka – nieeeeee, spocone karły biegające po łąkach”), a potem doczytałam o zakresie (”uuu… może być saj-faj !”) to uznałam, że coś napiszę i napisałam.

 

To moje pierwsze opowiadanie. Fakt, że się tu znalazłam – rzucona na głęboką wodę – bardzo mnie motywuje. Nie zamierzam oczywiście się nagle spełniać jako pisarka. Mam po prostu cichą nadzieję, że znów się spotkamy i będę mieć okazję do zaprezentowania się w lepszym świetle.

 

Jeszcze raz bardzo dziękuję za wszystkie słowa dotyczące opowiadania “Ja gorę 2:0”. Obiecuję wziąć je do serca, a gdy po raz drugi spróbuję swych sił w pisaniu – z pokorą do nich wrócę.

 

serdecznie pozdrawiam

A.Z.K.

Jeśli to pierwsze opowiadanie – chylę czoła. Zachęcam do pisania, takie pióro nie może się zmarnować.

Nowa Fantastyka