- Opowiadanie: Aldarion - Prześcignąć światło

Prześcignąć światło

Cześć. Zapraszam do przeczytania krótkiego opowiadania SF. Tekst jest o bohaterach pierwszej podróży z prędkością nadświetlną.

Jest to moje pierwsze opowiadanie, opublikowane na tym forum.

Życzę miłej lektury i czekam na komentarze.

 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Prześcignąć światło

Pułkownik Kevin czekał sam w pokoju odpraw. Dziś miał być jego wielki dzień. Był dowódcą Strzały – statku kosmicznego, który jako pierwszy miał pokonać prędkość światła. Lata szkoleń w wojskowej akademii lotnictwa, wylatane godziny na myśliwcach, praca jako pilot promów kosmicznych i jako astronauta, a szczególnie ostatnie miesiące intensywnych szkoleń przygotowały go do tego wielkiego wydarzenia.

Teraz patrzył na monitor zawieszony na ścianie. Wyświetlane na nim było przygotowanie do startu Hermesa – statku transportowego, który miał go zabrać na stację kosmiczną. Tam dopiero czekała go przesiadka do Strzały, lot na Marsa, zostawienie tam satelity i powrót na Ziemię. A potem chwała do końca życia. Praca wydawała się prosta. Do tego dostał drugiego pilota – major Elmirę – najładniejszą pilotkę w całej armii. Kevin uśmiechnął się do siebie i wtedy drzwi pokoju się otworzyły.

Do wnętrza weszła major Elmira a za nią generał Morak. Kevin natychmiast zasalutował.

– Spocznij pułkowniku! – machnął ręką generał. – Oboje wykonaliście kawał świetnej roboty podczas szkoleń. Jestem z was dumny. – Generał się zasępił i zbliżył się do pilotów. Popatrzył im w oczy, ale nic nie powiedział. Dopiero po chwili odwrócił się i zaczął chodzić nerwowo tam i z powrotem. Piloci popatrzyli na siebie, ale nic nie powiedzieli. Dopiero wtedy generał w końcu przystanął i powiedział:

– To wielki dzień dla ludzkości i dla was. Dziś pokonacie kolejną granicę naszych możliwości. A wszystko dzięki wam… No i oczywiście też dzięki tym jajogłowym, którzy to tak sprytnie wymyślili. Życzę wam powodzenia! – generał zasalutował. Kevin i Elmira odpowiedzieli mu tym samym. Wtedy Morak podszedł do nich i wyściskał, po czym bez słowa wyszedł w pośpiechu.

Elmira patrzyła zdziwiona na drzwi, podczas gdy Kevin podszedł z powrotem do monitora na ścianie.

– Co mu się stało? – zapytała major.

– Może się wzruszył na stare lata – wypalił Kevin i nie kontynuował tematu. – Jakieś wieści z Marsa?

Elmira dopiero teraz odwróciła się do Kevina i odpowiedziała:

– Wciąż nic. Mają uszkodzonego satelitę komunikacyjnego, dlatego mamy im dostarczyć nowego.

Zegarki na nadgarstkach obu pilotów zaczęły dźwięczeć i wibrować.

– Mamy stawić się na pokładzie Hermesa za 20 minut – przeczytała Elmira.

Oboje wyszli z pokoju odpraw i udali się do kosmodromu. Na miejscu przywitali się z załogą statku transportowego i usiedli na miejscach pasażerów. Oprócz nich na stację podróżowała także ekipa inżynierów kosmicznych.

Bez zbytniego ociągania Hermes wystartował. Wystrzelił z powierzchni Ziemi jak z procy, tnąc powietrze niczym miecz.

– Dobrze, że nie musimy siedzieć w tych małych kapsułach jak pionierzy kosmonautyki w XX wieku – Kevin odetchnął z ulgą.

– Wtedy to były przynajmniej emocje. Wyobraź sobie tak siedzieć na kilku tysiącach ton paliwa. Jeden mały błąd i wszystko wylatuje w powietrze. – Elmira wykonała teatralny gest rozchodzącej się fali uderzeniowej.

– Ta… Wybacz, ale wolę siedzieć w wygodnym Hermesie bez tej bomby pod tyłkiem i ze stabilizatorami akumulującymi przeciążenia. Nie muszę się martwić, że to co zjadłem na śniadanie, wyląduje na przedniej szybie.

– Za grosz romantyzmu – machnęła ręką Elmira – O! Już widać stację kosmiczną.

W głośnikach odezwał się głos pilota:

– Za chwilę dokujemy na stacji kosmicznej. Proszę nie opuszczać miejsc, póki nie nastąpi pełne połączenie.

Statek transportowy Hermes zbliżył się do celu i bez przeszkód zadokował do stacji kosmicznej. Pasażerowie opuścili pokład i wkroczyli do przedsionka.

– Może jeszcze mi powiesz, że tęsknisz za nieważkością? – Kevin dociął Elmirze.

– Jasne! Z chęcią bym sobie popływała w przestrzeni! – entuzjastycznie odpowiedziała pani major i zaczęła udawać, że pływa machając na przemian rękami w powietrzu. Kevin i pozostali pasażerowie zaczęli się śmiać.

– Baczność piloci! – zagrzmiał głos nieuznający sprzeciwu. Kevin i Elmira wyprostowali się regulaminowo i zasalutowali.

– Witamy na pokładzie. Jestem admirał John Carpenter dowódca tej stacji, a to jest profesor Mark Hig, który wymyślił i zbudował Strzałę. – Rozmówcy uścisnęli sobie ręce.

– Cieszę się, że już jesteście – odparł profesor. – Marzenie całej ludzkości niedługo się spełni! – Naukowiec był wyraźnie podekscytowany.

– Oto sierżant Mike. Odprowadzi was do kwater i pokaże co i jak na stacji. Za godzinę spotykamy się w sali odpraw. Odmaszerować! – Admirał w widoczny sposób dał znać, że nie lubi czczych pogadanek.

W sali dopraw zgromadziło się kilkanaście osób: oficerów, naukowców i inżynierów. Najpierw profesor Mark Hig przypomniał o swoim odkryciu i teorii. Następnie wstał admirał i opowiedział o misji:

– Około miesiąca temu zerwana została łączność z kolonią na Marsie. Sądzimy, że satelita telekomunikacyjny się zepsuł. Waszym głównym zadaniem będzie sprawdzić eksperymentalny statek Strzała. Drugim celem będzie dostarczenie satelity na orbitę Marsa. Cele w trakcie misji mogą ulec zmianie. Czy wszystko jest zrozumiałe?

Wszyscy zgromadzeni odparli: – Tak jest!

– Więc do roboty! Na stanowiska! – rozkazał admirał.

Elmira i Kevin ubrali kombinezony i weszli na pokład Strzały. Siadając na fotelu pilota major rzekła:

– Jest piękna – uśmiechnęła się i ujęła łagodnie drążek sterujący. – Chyba zakochałam się w naszym nowym statku.

– Oby latała też tak pięknie, jak mówił ten profesorek – wycedził Kevin.

– Urodzony optymista – Elmira uśmiechnęła się ironicznie do pułkownika.

W słuchawkach usłyszeli głos admirała:

– Dość tych pogaduszek. Zaraz sprawdzimy wszystkie systemy.

Już po chwili z głównym inżynierem przeglądali gotowość systemów statku. A ponieważ wszystko było w porządku, to dostali ostatecznie zgodę na start.

– Odłączamy się. Start silników manewrowych. – Kevin pomału wyprowadził Strzałę z doku stacji kosmicznej. Przeleciał wokół stacji i ustawił statek na kursie na Marsa.

– Gotowi do uruchomienia napędu nadświetlnego.

– Macie zgodę. Powodzenia! – usłyszeli w słuchawkach głos admirała.

– No to jazda! – krzyknął Kevin i uruchomił napęd nadświetlny.

Piloci nie od razu zauważyli, że lot się zakończył. Dopiero po chwili zaczęli sprawdzać aparaturę statku.

– Gdzie jesteśmy – Elmira wyjrzała przez szybę, gdzie zauważyła planetę łudząco przypominającą Ziemię. – To przecież nie jest Mars.

– Ani Ziemia – Kevin spojrzał na przyrządy nawigacyjne. – Ktoś w ostatniej chwili zmienił nasz punkt docelowy. Jesteśmy jakieś 40 lat świetlnych od Ziemi! A co to?

Zaczęła mrugać dioda powiadomień.

– Spodziewasz się telefonu od rodziców? – spytała kpiąco Elmira i odtworzyła wiadomość. To generał Morak łamiącym się głosem mówił:

Pułkowniku Kevinie, majorze Elmiro jesteście pierwszymi ludźmi, którzy podróżowali szybciej niż światło. Moje gratulacje. Musieliśmy jednak zmienić cel waszej misji. Jak już wiecie, straciliśmy kontakt z Marsem, ale powodem nie była awaria satelity. Miesiąc temu nasza marsjańska kolonia została zaatakowana i zniszczona przez obce statki. Musieliśmy to trzymać w tajemnicy, aby nie wybuchła panika. Po przeanalizowaniu siły floty wroga doszliśmy do wniosku, że ich nie powstrzymamy. Jedyną szansą na przetrwanie ludzkości jesteście wy. Nie możecie wrócić, nawet nie próbujcie, bo nie wystarczy wam energii na powrót. W ładowni Strzały zamiast satelity znajdziecie zamrożone tysiące ludzkich zarodków. Poza tym w komputerze jest cała wiedza, jaką udało nam się zgromadzić. Planetę, na którą dotarliście, wybraliśmy starannie. Powinna być gościnna i niezamieszkała. Nie nadaliśmy jej nazwy. Zostawiliśmy tę decyzję wam. Powodzenia! Niech Wam Pan Bóg pomoże! Niech pomoże nam wszystkim!

Po sekundzie pauzy komputer wydał cichy dźwięk i z głośnika popłynęła syntetyczna informacja: – Koniec wiadomości.

Zapadła niczym niezmącona cisza. Elmirze zaczęły lecieć łzy po policzkach. Kevin schował twarz w dłoniach. Po chwili oboje patrzyli przez szybę na błękitną planetę – nowy dom ich i reszty ludzkości.

Koniec

Komentarze

O, coś o podróży nadświetlnej – pomyślałem. Swego czasu analizowałem ten temat, toteż zawsze budzi moją ciekawość. Zacząłem więc czytać…

Generalnie sama podróż to raptem Macguffin, więc za wiele do analizowania nie ma. Zasadniczy problem tekstu dla mnie jest taki, że część przed skokiem jest nieporównywalnie dłuższa od części po nim. Dużo przygotowań, uścisków dłoni, które okazują się nie mieć wpływu na nic, bo fabularnie są niestety tylko zapychaczami.

Tak swoją drogą, jeśli ktoś wie jak fizycy inaczej nazywają podróż nadświetlną, to w pewnym sensie zakończenie może być bardzo, ale to bardzo ironiczne ;) Nie wiem tylko, czy w to celowałeś.

Zakończenie z początku wywołało zaskoczenie, ale chwilę potem przyszła masa wątpliwości. Jak można było ukryć inwazję obcych – Mars jest tak blisko, że byle amatorski teleskop spostrzeże dziwne błyski (mógłbyś to zmitygować, dodając jakieś wzmianki o filmikach na Youtube, obserwacjach itd). Do tego jakoś mnie nie przekonuje niewtajemniczanie żołnierzy. Co jeśli po dolocie komuś odwali i postanowi zamordować resztę? To by był w sumie ciekawy scenariusz na dłuższy tekst.

Technicznie zdarzają się źle zapisane dialogi albo jakieś nieporadne zdanie, ale czytało mi się ogólnie nieźle ;)

Podsumowując: jako fabuła szorta mogłoby to dla mnie się sprawdzić, ale przydługi fragment przed podróżą niestety nie został zrekompensowany króciutkim fragmentem po niej. Tym niemniej tkwi tu pomysł, tylko po prostu nie wykorzystany do końca.

Zaś na problemy techniczne – chwytaj linki:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Witam na portalu świeżynkę :) Pomysł: jest – może nie najbardziej oryginalny, ale nienajgorszy. wykonanie: trochę złe wyważenie tekstu – początek rozwleczony, a puenta w telegraficznym skrócie. To, że weszli do pokoju odpraw, potem przeszli gdzieśtam i rozmawiali z generałem i znowu przeszli – niewiele wnosi i trochę mi się dłużyło. Za to w końcówce pach-pach-pach i już. Trochę za dużo stosujesz “didaskaliów” – nie musisz po niemal każdej kwestii dodawać, kto powiedział/krzyknął/spytał/itd. i określać do tego sposobu (kpiąco/entuzjastycznie/itd., to wybija z rytmu czytania i rozprasza. Spróbuj przekonstruować dialogi tak, by z samych wypowiedzianych kwestii wynikały emocje rozmawiających postaci i poucinać te dopiski.

bohaterowie: niestety, są stereotypowi a przy tym dość nijacy. Nazwiska/imiona w sumie nie są potrzebne, mimo iż je często powtarzałeś, to zapamiętałam, że był pilot, generał i babeczka. Tekst jest chyba zbyt krótki, by implementować indywidualność charakterów, choć mam wrażenie, że próbowałeś (babka rzucała jakieś kpiące docinki).

logika tekstu: no, w końcówce rozwiązałeś to bardzo mocno na skróty. Nikt niczego się nie domyślał, nie słyszał plotek? Jakoś krótkie słowa wyjaśnienia “bo nie chcieliśmy paniki” nie przekonały mnie do tego, jak udało się coś takiego zachować w tajemnicy.

język: trochę mi zgrzytał kolokwialny sposób wypowiadania się bohaterów. Jakoś miałam przed oczami bardziej rozmawiających znajomych, niż wojskowych w trakcie bardzo ważnej misji. O didaskaliach się wypowiedziałam wcześniej. Technicznych błędów nie zauważyłam, interpunkcja na moje oko wygląda ok.

 

Zgodzę się z przedpiścami, że kompozycja zaburzona.

I końcówka mnie nie przekonała. Oprócz trudności z ukryciem inwazji w obrębie naszego Układu Słonecznego. Co piloci zrobią z tymi tysiącami zarodków? Majorka będzie bez przerwy w ciąży a facet ciągle kombinował, skąd wziąć prąd do zamrażarki? A jeśli okaże się, że kobitka jest bezpłodna i nie może donosić żadnej ciąży, to co? Po ludzkości? Ja bym na ten statek upchała więcej osób. Na pewno chętnych by nie brakło.

– Mamy stawić się na pokładzie Hermesa za 20 minut – przeczytała Elmira.

W beletrystyce liczby raczej piszemy słownie, a już w dialogach obowiązkowo.

Cele w trakcie misji mogą ulec zmianie.

Taaa. I jak się niby o tym statek dowie? Już to zdanie powinno zaalarmować załogę.

Babska logika rządzi!

I ja się zgodzę. Dodam jeszcze tylko, że jest w Twoim tekście sporo rzeczy niepotrzebnych i bezsensownych, np:

Po co odprowadzanie do kwater, jeśli za godzinę z okładem mają lecieć dalej? Szkoda zawracania dupy.

Piloci nie od razu zauważyli… – Do kitu tacy piloci.

A wszystko dzięki wam… – Czyli co? Bo jak na razie nic nie dokonali. A i później niewiele (jak powyżej).

Ujęła drążek – Serio? W statku pomykającym z nadświetlną jest wolant?

 

Ale poza tym jak na nowicjusza zaskakująco dobrze napisane. Nie zauważyłem błędów technicznych, które przeszkadzałyby w czytaniu.

 

Rozczarowuje tylko całkowity brak samej podróży w tej podróży. Mam jak NWM – też zainteresowała mnie ta nadświetlność, a nie dostałem… :(

Czy to jest sygnaturka?

Zanim wrócę z obszerniejszym komentarzem. W tytule jest literówka…

Po przeczytaniu spalić monitor.

Dziękuję za cenne uwagi. :)

Literówkę poprawiłem.

"Miej wielkie marzenia, bo tylko takie mają moc poruszania ludzkich serc" - Johann Wolfgang von Goethe

Historia jaką opowiedziałeś oparta jest na pomyśle. W zasadzie połączyłeś kilka znanych i często spotykanych w fantastyce motywów: atak obcej cywilizacji, wysłanie zarodków ludzkich jako ostatniej nadziei na przetrwanie ludzkości (np. ”​Interstellar”​) i para bohaterów, którzy, niczym Adam i Ewa, mają zapoczątkować odrodzenie rasy ludzkiej na innej planecie. Oraz napęd nadświetlny.

Twoim zadaniem było takie wymieszanie i połączenie tych klasycznych motywów żeby czytelnika zaskoczyć. Świeżym spojrzeniem, zaskakującą puentą albo np. jakimś niezwykłym twistem.

Wybrałeś twista. Twist ów polega na zmianie celu wyprawy. Jednak bardziej niż czytelnik zaskoczeni są chyba jednak bohaterowie opowiadania. I to jest główna słabość tej historii. Wyrobiony odbiorca literatury fantastycznej rozgryzie wszystkie Twoje tajemnice i niewiadome bardzo szybko. Do tego bohaterowie są sztampowi jakbyś sam nigdy ich nie polubił i nigdy nie próbował tchnąć w nich odrobinę życia. 

Co do kompozycji. Podobnie jak moim przedmówcy wyczuwam zachwianie proporcji pomiędzy wprowadzeniem i zakończeniem. Ale wiem, że chciałeś w ten sposób jakoś zaskoczyć czytelnika. 

Merytorycznie także mam kilka wątpliwości. Rzeczywiście, pierwsze rodzi się pytanie: dlaczego wybrano do misji odbudowania gatunku ludzkiego wojskowych? I to jeszcze zupełnie nieświadomych swojego zadania? Żadnego przygotowania do życia na obcej planecie, żadnego szkolenia odnośnie obsługi tych zarodków. Za to loty próbne i treningowe, które niczemu nie służą, bo lot trwa chwilę i piloci są podczas podróży zupełnie bezrobotni.

Wysyłanie w ciemno mundurowych wydaje mi się bez sensu, ale to tylko pierwsza kwestia. Kolejna sprawa to atak obcych. Przybywają z odległego kosmosu, a po zajęciu Marsa robią sobie piknik? Pojawiają się w Układzie Słonecznym i nikt tego nie zauważa? Nawet naukowcy w bazie przesiadkowej wydają się podekscytowani pierwszym lotem Strzały, jakby miało to jeszcze jakieś znaczenie w obliczu zagłady Ziemi. Czyli o ataku nie wiedzą? Idziemy dalej. Uczestnicy eksperymentu poznają twórcę napędu dopiero kilka godzin przed lotem? I dlaczego Elmira tłumaczy Kevinowi, że lecą wymienić satelity na orbicie Marsa jakby o tym wcześniej nie wiedział? No i ta odległość. 40 lat świetlnych od Ziemi to chyba niezbyt bezpieczny dystans w obliczu wrogo nastawionej cywilizacji zdolnej do przemierzania kosmosu i atakowania innej planety. 

Podobnych pytań mam więcej. Cała historia z powodu takich prostych nieścisłości wydaje się nieco naiwna. 

W podsumowaniu powiem jednak coś miłego. Napisałeś opowiadanie w starym stylu. Oparte na pomyśle. Sięgając do korzeni fantastyki przygodowej, kosmicznej, eksploracyjnej. To też rzadkość. A ja takie klasyczne historie nadal lubię. 

Opowiadanie napisane jest co najmniej poprawnie. Bez fajerwerków językowych i stylistycznych ale i bez wpadek i potknięć, które zniechęcałyby do lektury. 

 

 

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Podzielam zastrzeżenia wcześniej komentujących.

Szort nieco zaskoczył zakończeniem, ale w ogólnym rozrachunku opisana historia okazała się raczej rozczarowująca.

 

El­mi­ra i Kevin ubra­li kom­bi­ne­zo­ny i we­szli na po­kład Strza­ły. – W co ubrali kombinezony?

Kombinezonu, tak jak żadnego ubrania, nie ubiera się. Można go włożyć, założyć, przywdziać, ubrać się weń, można się nawet wystroić, ale kombinezonu nie ubiera się!

 

El­mi­ra wyj­rza­ła przez szybę, gdzie za­uwa­ży­ła pla­ne­tę łu­dzą­co przy­po­mi­na­ją­cą Zie­mię. –> El­mi­ra spojrzała przez szybę i za­uwa­ży­ła pla­ne­tę łu­dzą­co przy­po­mi­na­ją­cą Zie­mię.

Aby wyjrzeć przez szybę, należy szybę rozbić i wychylić się.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przytakując poprzednim komentarzom, mam po prostu wrażenie, że opowiadanie powstało zbyt szybko i stąd się bierze większość jego mankamentów. Gdybyś dał swojemu pomysłowi wykiełkować i przemyślał bardziej formułę, w której go zaprezentujesz, mogłoby być znacznie ciekawiej. Bo podobnie jak mr.maras, również mam pozytywne odczucia co do takiej klasycznej koncepcji. Posiedziałbym też nad relacją Kevina z Elmirą – miałem przed oczami Dane’a DeHaana i Carę Delevingne z “Valeriana”. Działaj dalej ;)

I am surrendering to gravity and the unknown.

Także lubię opowiadania oparte o pewien główny pomysł, który trzyma fabułę i powoduje, że czyta się taki tekst z zainteresowaniem. Stąd też moja próba. 

Co do nielogiczności pewnych elementów, to macie rację. Powinienem też bardziej rozwinąć sam moment skoku nadświetlnego i lot Strzałą. 

Co do tajemnicy, to wydawało mi się, że wystarczy pokazać nerwowość generała Maroka podczas spotkania z załogą. Reszta miała nie wiedzieć, co się tak naprawdę dzieje. 

Wnioski dla mnie na przyszłość: 

– skupić się bardziej na wyłapaniu drobnych nielogiczności w tekście

– zwrócić uwagę na kompozycję opowiadania

– zastępować fragmenty, które nic nie wnoszą, lepszymi opisami

– dać bohaterom własne życie, charakter, historię (ale też nie przesadzać)

– jeśli coś nie jest jasne na pierwszy rzut oka, opisać bardziej szczegółowo, aby czytelnik nie miał wątpliwości (chyba że pozostawienie takich wątpliwości jest celowe)

– zgodnie z tym, co napisał jganko – dać pomysłowi więcej czasu, aby dojrzał

– betować zanim opublikuję tekst

– nie tylko ja lubię klasyczną fantastykę :)

Jeśli chcecie jeszcze mi coś przekazać, to śmiało.

W każdym razie pierwsze koty za płoty. Kolejne teksty czekają, ale najpierw nad nimi popracuję zgodnie z powyższymi uwagami. 

Jeszcze raz dziękuję za wszystkie komentarze. 

"Miej wielkie marzenia, bo tylko takie mają moc poruszania ludzkich serc" - Johann Wolfgang von Goethe

Hej :)

Trzeba przyznać, że w tym opowiadaniu był pomysł – nieświadomy niczego ratunek dla ludzkości. Niemniej jednak diabeł tkwi w szczegółach. Pomysł to mało, bo nawet ciekawy zwrot akcji nigdy nie zrekompensuje braków w logice/ nieścisłości fabularnych. W Twoim opowiadaniu było ich zbyt wiele, co doskonale moi przedmówcy wytknęli. Widzę też, że masz zdrowe podejście do krytyki, więc jestem spokojny o kolejne Twoje opowiadania na portalu ;)

 

Napisz, odłóż, a potem przeanalizuj pod względem słabych punktów – zmieniaj perspektywę, bo nie raz lepiej popatrzeć na wszystko z daleka. Czy moi bohaterowie reagują naturalnie? Czy konsekwencje działań przynoszą wiarygodny efekt – są dopuszczalne z zachowaniem logiki zdarzeń ? Im więcej zadasz pytań na tym etapie, tym mniej uwag będzie miał czytelnik, a Ty łatwiej obronisz swoje racje :)

 

Pozdrawiam 

Czwartkowy Dyżurny

Rozwinięcie jest nie w tym momencie co trzeba. Krótki wstęp, a najlepiej jakaś akcja wciągnęłaby czytelnika. Może gdyby już na samym początku wylądowali na nieznanej planecie? Jeszcze w dodatku z niewielkimi problemami. Powoli rozwiewana tajemnica – skąd, po co dlaczego i kto – zaintrygowałaby.

A tak za szybko kończysz. Zanim zaczyna dziać się coś ciekawego, zamykasz drzwi.

Powodzenia życzę, bo nawet dobrze napisane.

 

F.S

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka