- Opowiadanie: brumsztyk - Polowanie

Polowanie

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Polowanie

 Wiatr wzmagał się. Szeleścił mocniej liśćmi i szumiał w trawie. Gdzieś daleko odezwał się puszczyk. Jasno świecący, pyzaty księżyc wyglądał na większy, niż był w rzeczywistości, a czarne niebo mrugało milionami małych gwiazd.

George wtulił głowę w postawiony kołnierz płaszcza. Ciemne, długie włosy rozwiewały mu się na wietrze we wszystkie strony, jakby były żywe.

W jednej chwili wiatr przywiał ciężkie, burzowe chmury, które zasłoniły cały nieboskłon. Zaczęło padać.

– Parszywa pogoda – wycedził przez zęby.

Szedł równym, ale wolnym krokiem, na jaki pozwalała duża walizka.

Gdzieś za nim pękła gałązka. Energicznie odwrócił się.

– To wiatr – pomyślał.

Tuż obok niego dwie stare sosny ocierając się o siebie, wydały nieprzyjemny, skrzypiący odgłos.

Zaczął iść szybciej. Las kończył się. Z daleka zobaczył jakiś blask. Tak, to światła miasta do którego zmierzał. Zaraz dotrze do przedmieścia.

Gdyby nie popsuty samochód, który zostawił gdzieś na leśnej drodze, byłby dziś najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Dziś rano zdołał uciec wielkiej obławie policyjnej, która szukała go za napad na bank w Londynie. Trzymana w ręku ciężka walizka, zawierała ponad cztery miliony funtów.

– Udane polowanie na kasę – uśmiechnął się na samą myśl o takiej forsie.

Wiedział, że pościg jest blisko. Musi się pospieszyć.

Nagle jakaś postać zastąpiła mu drogę.

– Policja – coś szepnęło mu w głębi mózgu. Upuszczona walizka połamała kilka  gałęzi leżących na mchu. Rzucił się do ucieczki, lecz tajemniczy osobnik był niewiarygodnie szybki. Koścista dłoń z długimi paznokciami wbiła się mężczyźnie w ramię. Uciekinier krzyknął z bólu. Odruchowo złapał za szczupłą, siną dłoń przybysza i strącił ją z siebie. Była lodowato zimna. Odwrócił się i stanął twarzą twarz z nieznajomym. Ten był słusznego wzrostu z pociągłą twarzą i wyłupiastym, zaczerwionymi oczami. Miał na sobie poszarpane łachmany. George nerwowo rozejrzał się dookoła. Nikogo więcej nie było.

– Ale mnie pan przestraszył, myślałem że to poli… zresztą nieważne – rzekł zachrypniętym głosem.

Obcy wykrzywił twarz ni to w uśmiechu, ni to w grymasie i mężczyzna  zobaczył dwa wystające, ostre jak igła zęby. Włosy zjeżyły mu się na głowie. Strach sparaliżował wszystkie członki.

Wampir wbił kły w szyję człowieka, który poczuł bolesne ukłucie i dziwną niemoc w swoim ciele.

Deszcz przerodził się w ulewę. Ciął ciężkimi strugami wody wszystko co napotkał na swojej drodze. Teraz bombardował kroplami bezwładnie leżące ciało przestępcy.

Nieumarły oblizał się. Nareszcie świeża krew. Tak dawno już nie pił, że niemal zapomniał jej smaku.

Stał i czekał aż życiodajny płyn wypełni jego trzewia.

Regeneracja trwała zawsze kilka minut. Spojrzał na dłonie. Skóra nabierała już normalnego koloru. Przestała też być sucha i cienka. Paznokcie skróciły się, a oczy przestawały być wyłupiaste i przekrwione. Jeszcze chwila i będzie jak nowo narodzony.

Nie poczuł bólu. Zobaczył tylko, że z piersi coś mu wystaje. Odwrócił się zdziwiony, a wtedy drugi bełt pojawił się dokładnie w jego sercu. Gdy padł na ziemię, jego głowa odskoczyła od reszty ciała odcięta srebrnym mieczem.

Łowca opuścił kuszę trzymaną w lewej ręce i przewiesił ją przez ramię.

– Niezłe polowanie – mruknął. Wyciągnął srebrne bełty z ciała wampira i podszedł do drugiego mężczyzny. Szturchnął go końcem buta. Spojrzał na ranę po ugryzieniu. Nie krwawiła. Jeżeli zostało trochę krwi w organizmie człowieka, to może on zamienić się w ożywieńca. Dla pewności trzeba uciąć głowę.

Zamachnął się mieczem i w tym samym momencie runął martwy w gęstwinę krzaków.

George ciężko wstał, masując obolałą szyję. Schował pistolet laserowy do kabury pod pachą i osłaniając dłonią oczy wbił wzrok w niebo. Poprzez strugi deszczu trudno było się czegokolwiek dopatrzeć. Spojrzał na chronometr na nadgarstku. Pogoń nie dopadła go jeszcze, najwyraźniej zgubiła trop w czasie deszczu. To dobrze.

– Dziwna planeta, dziwne technologie. Latające samochody, srebrne bełty – pomyślał. – Tamten wypił mi nawet trochę krwi. Czyżby też był wampirem? Co jeszcze może mnie tu zaskoczyć?  –  Spojrzał na dwa moknące na deszczu trupy. – Za dużo pytań.

Podniósł walizkę, jeszcze raz się rozejrzał i poszedł w stronę świateł miasta.

– Mam nadzieję, że w mieście wynajmę jakiś porządny latający samochód i zwieję stąd tak, jak to zrobiłem na planecie Londyn.

 

Koniec

Komentarze

Drugi bełt pojawiła – pojawił

Padł na ziemię – ziemię

Na początku masz w Londynie, potem na planecie Londyn – zgrzytać to nieco.

Jak można wbić wzrok w spadającą wodę, którą jest deszcz?

Poza tym jeszcze jakieś drobiazgi.

 

Ale, dobrze napisane, samo się czytało. Bogato dawkujesz twisty. I fajnie.

Niestety sama końcówka słabsza – trochę brakło sensu. O tutaj:

– Dziwna planeta – pomyślał. – Tylko się zabijają i wysysają krew. Dobrze, że tamten nie wypił mi jej za dużo. Spojrzał na dwa moknące na deszczu trupy.

– No proszę, i znowu coś dziś upolowałem.

Wnioskowanie, na podstawie ledwie dwóch wydarzeń, o całości planety jest statystycznie wątpliwe.

I nie rozumiem tego “znów coś upolowałem” – ani nie upolował, ani potrzebne mu się to nie okazało. Gdyby chociaż się posilił, albo coś…

 

A ta część po gwiazdkach niezbyt potrzeba.

Czy to jest sygnaturka?

Tekst ma zadatki, ale “zmartwychwstanie” uciekiniera mnie nie zaskoczyło, co raczej zagmatwało cały obraz – musiałem przeczytać od początku, by zrozumieć, że to faktycznie on. Trochę tutaj psuje właśnie ta planeta “Londyn”, bo rzuca na początku pewne skojarzenia i ich nagła podmiana burzy stworzony w wyobraźni obraz.

Zgadzam się też z poprzednikiem, że ostatnia część po gwiazdkach jest niepotrzebna.

Podsumowując: okej, choć lekko zagmatwanie. I niestety nie ruszyło – brak fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dzięki za opinię.

Błędy poprawione. Koniec trochę zmieniony.

Właśnie Londyn miał zaskoczyć czytelnika. 

Pozdrawiam. smiley

Dla mnie to tych twistów tu trochę za bogato. Na tyle bogato, że sens opowiadania co chwilę mi się gubił i musiałam odnajdywać go na powrót. I nawet jak już go odnalazłam, to satysfakcji nie za bardzo. Nie ułatwiał tego fakt, że co chwilę gubisz podmiot. I niby wiadomo, że to nie wiatr cedził przez zęby i nie las zobaczył blask, ale, no cóż, w sumie to portal fantastyczny. ;)

Historyjka, choć krótka, obfituje w zwroty akcji i rozbawia. Może nie do łez, ale na tyle, żeby w dobrym humorze położyć się spać. ;)

Wykonanie mogłoby być lepsze.

 

Teraz bom­bar­do­wał kro­pla­mi bez­ład­nie le­żą­ce ciało prze­stęp­cy. –> Teraz bom­bar­do­wał kro­pla­mi bezw­ład­nie le­żą­ce ciało prze­stęp­cy.

 

Po­przez stru­gi desz­czu cięż­ko było się cze­go­kol­wiek do­pa­trzeć. –> Raczej: Po­przez stru­gi desz­czu trudno się cze­go­kol­wiek do­pa­trzeć.

 

Spoj­rzał na chro­no­metr na nad­garst­ku. Był nie­przy­tom­ny naj­wy­żej kilka chwil. –> To chronometry tracą przytomność?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Są jakieś pomysły, ale całość mnie nie przekonała.

Mam wrażenie, że tak bardzo chciałeś zaskoczyć, że aż mam ochotę szukać dziury w całym. Co ożywiło pogryzionego? Jak to się dzieje, że w jednym miejscu działają tak różne technologie jak srebrne bełty i latające samochody? Czy łatwo jest przewieźć walizkę ukradzionej kasy na inną planetę? Mają kontrole w kosmoporcie?

Babska logika rządzi!

Znów edycja i poprawki. 

Finkla, pytałem George’a jak przemycił forsę w kosmoporcie. Nie chciał powiedzieć. wink

Zaletą szorta jest to, że otoczenie bohatera żyje. To mi się podobało, tak jak i zwroty akcji – uśmiechały. Na minus sposób w jaki scenka została napisana – nie najlepiej się czytało, jakby brakowało pióra.

Dość dziecinna próba zaskoczenia czytelnika. Londyn zamienia się w planetę, wampir nagle ginie z rąk łowcy, a ten z rąk Georga, który był… czym właściwie? I skoro miał pistolet laserowy i zamierzał skorzystać z latających samochodów, to dlaczego łaził na piechotę przez jakiś las?

 

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

Dołączam się do głosów dla których ilość twistów okazała się zbyt powalająca. Niestety, nie powstanę jak George. A szkoda, bo pomysł był, ale chyba będzie z nim trzeba trochę inaczej pokombinować. 

Za dużo twistów, brakowało mi tylko Funky Kovala. ;) Ale tekst brzmi dosyć zabawnie, więc nie będę bardziej narzekał. :) Pozdrawiam.

Według mnie może i twistów nie jest za dużo, tyle że tekst jest za krótki :P

Na przyszłość musisz dać czytelnikowi trochę czasu na oswojenie się z sytuacją, bo inaczej zamiast efektu zaskoczenia możesz uzyskać efekt chaosu, a mało kto go lubi. 

Technicznie mogłoby być lepiej, zwróć uwagę na przecinki i powtórzenia (wiatr, twarz, dłoń, jeszcze kilka by się znalazło).

 

Ogólnie – w miarę przyjemne, zaskakujące, tylko jeszcze do poprawki :)

Nie wiem, jaka była poprzednia końcówka, ale teraz jest ok.

Przyzwoite, choć trochę przekombinowane. Przez pewien czas wydawało mi się, że niczym nie zaskoczysz, ale jak już zacząłeś, to chyba trochę przesadziłeś.

Nowa Fantastyka