- Opowiadanie: Finkla - Zaginiona jedynka

Zaginiona jedynka

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Zaginiona jedynka

Zaj­mo­wa­łem się wtedy spra­wą ja­kie­goś spad­ku. Nic cie­ka­we­go, mnó­stwo prze­glą­da­nia po­żół­kłych pa­pie­rzysk – rze­czy­wi­stych oraz zdi­gi­ta­li­zo­wa­nych zbio­rów roz­ma­itych mu­ze­ów i bi­blio­tek. Jedne i dru­gie do­ku­men­ty śmier­tel­nie nudne i mę­czą­ce swoim dzi­wacz­nym ję­zy­kiem, nie­kie­dy także po­kracz­ny­mi li­te­ra­mi. Te wir­tu­al­ne przy­naj­mniej nie były po­kry­te pyłem i nie ki­cha­łem od prze­wra­ca­nia sta­rych kar­tek.

Sie­dzia­łem więc przed kom­pu­te­rem i prze­dzie­ra­łem się przez pa­mięt­ni­kar­sko-praw­ni­czy beł­kot za­cho­wa­nych do na­szych cza­sów szpar­ga­łów. Z dzban­ka kawy uczy­ni­łem tar­czę prze­ciw­ko usy­pia­ją­cej for­mie oraz tre­ści i wal­czy­łem.

Nagle wszyst­kie sprzę­ty do­oko­ła mnie roz­pły­nę­ły się w sze­re­gi i całe ta­bli­ce cyfr. Jak w ja­kimś cho­ler­nym ma­trik­sie, tylko mniej kom­pu­te­ro­wo, a bar­dziej… Ba­śnio­wo? To chyba nie jest od­po­wied­nie słowo. W baj­kach licz­by spro­wa­dza­ły się do trzech świ­nek, sied­miu gór i rzek, ty­sią­ca i jed­nej nocy i tym po­dob­nych, mniej lub bar­dziej im­po­nu­ją­cych wy­szcze­gól­nień. Jak można opi­sać nu­mer­ki, które oglą­da­łem? Sta­now­czo nie były bez­oso­bo­we, jak na kwi­cie ze skle­pu, nie przy­po­mi­na­ły rów­nież tych ko­lo­ro­wych, pie­czo­ło­wi­cie na­ba­zgra­nych przez dzie­cia­ki na as­fal­cie. Spra­wia­ły wra­że­nie ży­wych, mie­nią­cych się wszyst­ki­mi bar­wa­mi do­stęp­ny­mi bań­kom my­dla­nym, pul­so­wa­ły i prze­miesz­cza­ły się. Oni­rycz­ne? To chyba ade­kwat­ne okre­śle­nie.

Czyli mia­łem pierw­szą hi­po­te­zę: po pro­stu prze­gra­łem ba­ta­lię i kim­ną­łem. Hmmm… No, nie po­wie­dział­bym. Po pierw­sze, wcale nie obu­dzi­łem się po po­my­śle­niu, że śnię. Po dru­gie, ro­zu­mo­wa­ło mi się cał­kiem ina­czej niż w ma­rze­niach sen­nych – szyb­ko, pre­cy­zyj­nie i ra­cjo­nal­nie. Tak, jasne, do luftu taki ar­gu­ment. Mia­łem jesz­cze jeden: żadne szczy­pa­nie nie po­ma­ga­ło – czu­łem ból, a fan­ta­sma­go­ryj­ne licz­by nadal mi­go­ta­ły do­oko­ła mnie. I pach­nia­ły – róż­no­rod­ne, ra­czej przy­jem­ne, aro­ma­ty uno­si­ły się w po­wie­trzu.

– Wejdź do na­sze­go świa­ta! Za­pra­sza­my! Dalej, dalej! – mó­wi­ły.

Mó­wi­ły? Nie, nie sły­sza­łem żad­ne­go dźwię­ku, ale ja­kimś cudem ro­zu­mia­łem, co chcą mi po­wie­dzieć tłum­nie zgro­ma­dzo­ne cyfry. Jak? Nigdy nie zna­łem kodu ASCII ani nic po­dob­ne­go. No, ale od­czy­ty­wa­łem ko­mu­ni­ka­ty. Czy mo­głem je rów­nież nada­wać?

– Jak mam wejść?

– Za­pra­gnij, wpuść nas do two­je­go umy­słu, za­proś.

Świat liczb na­praw­dę mógł być cie­ka­wy. Za­pra­gną­łem.

I za­dzia­ła­ło. Już nie znaj­do­wa­łem się w biu­rze, cho­ciaż w pierw­szej chwi­li nie po­tra­fi­łem okre­ślić, co się zmie­ni­ło. Wciąż obok mnie tło­czy­ły się pul­su­ją­ce róż­no­ko­lo­ro­wym świa­tłem nu­me­ry. Może re­wo­lu­cja po­le­ga­ła na tym, że już nie przy­po­mi­na­ły kształ­tem mebli? Nie, ra­czej to coś z prze­strze­nią. Nie tkwi­łem we wnę­trzu cia­snej klit­ki, po­czu­łem, że prze­by­wam w czymś… nie­ogra­ni­czo­nym, a wła­ści­wie ogra­ni­czo­nym wy­łącz­nie moją wy­obraź­nią. Do­oko­ła mnie wciąż kłę­bi­ły się takie same licz­by, jak przed chwi­lą, ale w od­da­le­niu do­strze­ga­łem inne byty. Pod no­ga­mi… Ups, nie na­le­ża­ło pa­trzeć w dół. Nie sta­łem, tylko uno­si­łem się w po­wie­trzu. A może spa­da­łem wraz z oto­cze­niem? Trud­no po­znać bez punk­tu od­nie­sie­nia. Strach ści­snął mi serce, a mdło­ści żo­łą­dek. Czym prę­dzej skon­cen­tro­wa­łem się na obiek­tach na po­zio­mie oczu.

– Spro­wa­dzi­ły­śmy cię tu, ścią­gnę­ły­śmy, za­pro­si­ły­śmy, bo cię po­trze­bu­je­my. Two­jej po­mo­cy, de­tek­ty­wa, two­je­go umy­słu.

Za­sko­czy­ły mnie. Po kiego grzy­ba licz­bom de­tek­tyw? Ktoś ukradł zero dzie­siąt­ce? Jakiś psy­cho­pa­ta za­strze­lił trzy­nast­kę? Tu­zi­no­wa je­dyn­ka zdra­dza dwój­kę?

– Po­sta­ram się pomóc. O ile zdo­łam, bo tak się skła­da, że nigdy nie byłem świet­ny z ma­te­ma­ty­ki.

– Nie, nie, nie po­trze­bu­je­my rach­mi­strza, li­czy­dła, kal­ku­la­to­ra. Mamy tu zbrod­nię, za­gad­kę, nie­wia­do­mą. Mu­sisz roz­wią­zać, zna­leźć, od­kryć. Po­tra­fi­my oka­zać wdzięcz­ność, nie po­ża­łu­jesz, wy­na­gro­dzi­my cię.

Cie­ka­we, jak. „Oka­zy­wa­nie wdzięcz­no­ści” w ustach kogoś nie­bę­dą­ce­go fa­ce­tem ko­ja­rzy­ło mi się jed­no­znacz­nie. Ale z licz­ba­mi? To do­pie­ro chore fan­ta­zje – ten za­dzior­ny ha­czyk je­dyn­ki, przy­jem­ne krą­gło­ści ósem­ki. Ale, jeśli spoj­rzeć z innej per­spek­ty­wy, sześć­dzie­siąt dzie­więć ma swoje dobre stro­ny. Co naj­mniej dwie… Dosyć tych mrzo­nek!

– Do­brze, zro­bię, co będę mógł. Czy czas nas goni? Bo, przy­zna­ję, od nie­zwy­kło­ści wa­sze­go świa­ta kręci mi się w gło­wie. Mo­że­my naj­pierw wy­ja­śnić pewne spra­wy?

– Czas nie ma zna­cze­nia, nie ist­nie­je, nie pły­nie. Pytaj, od­po­wie­my, wy­tłu­ma­czy­my, po­ka­że­my.

– Dla­cze­go w ogóle mo­że­my się po­ro­zu­mie­wać? Prze­cież nie wy­po­wia­da­cie słów?

– Sko­ja­rze­nia, na­wią­za­nia. Twój umysł, pod­świa­do­mość łączy licz­by z sym­bo­la­mi, li­te­ra­mi, po­ję­cia­mi, pik­to­gra­ma­mi. – To moja pod­świa­do­mość ma takie od­je­cha­ne po­my­sły? A gdzie się po­dział Zyg­muś Freud ze sta­rym do­brym pra­gnie­niem za­bi­cia ojca i po­ślu­bie­nia matki? – Zro­zu­mia­łeś, po­ją­łeś?

– Nie bar­dzo – przy­zna­łem, lekko za­że­no­wa­ny.

– Przy­kład, pokaz, model.

Więk­szość liczb od­su­nę­ła się nieco, przy mnie zo­sta­ła tylko sie­dem­nast­ka.

– Jak wy­glą­dam, co wi­dzisz, jakie aso­cja­cje?

Spe­szy­łem się. No jak tu po­wie­dzieć komuś (naj­praw­do­po­dob­niej isto­cie ro­dza­ju żeń­skie­go), że ko­ja­rzy mi się ze skrzy­dla­tym ka­ra­lu­chem?

– Mów śmia­ło, bez stra­chu. Nie ob­ra­żę się, nie po­gnie­wam, nie po­czu­ję bólu.

– W takim razie… Przy­po­mi­nasz chrząsz­cza.

– Tak, do­brze, pra­wi­dło­wo. Chrząszcz, cy­ka­da, li­te­ra „C”.

– No ale dla­cze­go sie­dem­na­ście to cy­ka­da?!

– Cy­ka­da chowa się, sie­dzi, żyje pod zie­mią przez sie­dem­na­ście jed­no­stek czasu. Chce zmy­lić, oszu­kać, prze­cze­kać dra­pież­ni­ki. A potem wy­cho­dzi, by śpie­wać, mno­żyć się, skła­dać jaja.

Fak­tycz­nie! Kie­dyś nawet oglą­da­łem fil­mik na ten temat!

Zaraz, ta trój­ka, gdyby ją za­pi­sać tak, jak w ze­gar­ku elek­tro­nicz­nym, wy­glą­da­ła­by pra­wie jak li­te­ra „E”. Czte­ry to bę­dzie „A”, pięć „S”… Czyli tak dzia­ła me­to­da sko­ja­rzeń? Do tego ko­lor­ki za­miast mi­mi­ki, za­pa­chy za­miast ge­stów i można się spo­koj­nie po­ro­zu­mie­wać. Fa­scy­nu­ją­ce.

– Gdzie ja wła­ści­wie je­stem?

– To nasz świat, twój kon­strukt, idea, abs­trak­cja.

No to wy­ja­śni­ły… Dobra, nie ma co do­py­ty­wać o szcze­gó­ły, wszyst­ko się póź­niej okaże. Przejdź­my do rze­czy.

– Co się stało? Dla­cze­go mnie tu spro­wa­dzi­ły­ście? – Uch, po­wta­rza­nie po kilka razy tego sa­me­go naj­wy­raź­niej jest za­raź­li­we.

– Zgi­nę­ło jeden. Po­rwa­no je, upro­wa­dzo­no, uwię­zio­no… Znik­nę­ło.

– Kiedy za­uwa­ży­ły­ście znik­nię­cie?

Moje roz­mów­czy­nie za­pło­nę­ły fio­le­tem, wio­nę­ło od nich octem.

– Nie wiemy, nie po­tra­fi­my spre­cy­zo­wać, tu czas nie pły­nie.

– No tak… Czy takie za­gi­nię­cia zda­rza­ły się już wcze­śniej?

– Nie, nigdy, to nie­zwy­kłe zja­wi­sko, nie­moż­li­we, nie­praw­do­po­dob­ne.

– Czy je­dyn­ka miała ja­kichś wro­gów, o któ­rych by­ście wie­dzia­ły?

Do­oko­ła mnie po­ja­wi­ły się czer­wo­ne bły­ski, wśród róż­nych za­pa­chów wy­czu­łem de­li­kat­ną nutkę krwi i spa­le­ni­zny.

– Nie, nie tak, nie­pra­wi­dło­wo, my­lisz po­ję­cia. Nie je­dyn­ka, tylko jeden.

– A jaka jest mię­dzy nimi róż­ni­ca?

Czer­wo­ne plam­ki uro­sły. Mia­łem wra­że­nie, że licz­by się wku­rzy­ły.

– Jeden to idea, abs­trak­cja. Je­dyn­ka to jed­nost­ka, przy­kład, przed­sta­wi­ciel.

– Ro­zu­miem. – Chyba na­praw­dę sku­ma­łem. – Prze­pra­szam. I twier­dzi­cie, że idea jeden zgi­nę­ła? To rze­czy­wi­ście nie­wia­ry­god­ne!

No bo i jak można zli­kwi­do­wać licz­bę? I to jesz­cze taką pod­sta­wo­wą? Prze­cież każde dziec­ko wie, że dwa to dwa razy po jeden; cu­kie­rek i cu­kie­rek, ja­błusz­ko plus ja­błusz­ko. Żeby usu­nąć taką abs­trak­cję, trze­ba wy­ciąć w pień całą ludz­kość. I może jesz­cze kilka in­te­li­gent­nych ras. A kiedy ostat­nio spraw­dza­łem, ga­tu­nek Homo sa­piens miał się cał­kiem nie­źle, nie wy­glą­dał na za­gro­żo­ne­go wy­gi­nię­ciem, a nawet uskar­żał się na pe­wien nad­miar osob­ni­ków.

– Wróć­my do wro­gów jeden. Czy kto­kol­wiek przy­cho­dzi wam do… eee… na myśl?

– Nie, gdzież­by, to bar­dzo ważna, pod­sta­wo­wa, klu­czo­wa licz­ba, naj­czę­ściej uży­wa­na cyfra…

– Zbyt ważna, pełni wiele funk­cji, za­wsze jest naj. Dwa chcia­ło­by ją wy­pchnąć, zająć jej miej­sce w sys­te­mie dwój­ko­wym!

– I w czę­sto­tli­wo­ści wy­stę­po­wa­nia, w po­pu­lar­no­ści!

Oho, kop­ną­łem gniaz­do szer­sze­ni. Do­pie­ro teraz zo­ba­czy­łem, jak wy­glą­da praw­dzi­wie gniew­na czer­wień cuch­ną­ca krwią, pro­chem i ozo­nem.

– Zdaję sobie spra­wę, że to głu­pie py­ta­nie, ale muszę je zadać: czy bie­rze­cie pod uwagę, że do­szło do za­bój­stwa?

– Nie, to nie­moż­li­we, wy­klu­czo­ne, sprzecz­ne. Można usu­nąć, wy­ma­zać, anu­lo­wać, ska­so­wać je­dyn­kę, ale nie zabić, za­mor­do­wać jeden.

– Hmmm. Sądzę, że po­wi­nie­nem le­piej po­znać wasz świat, do­wie­dzieć się, jakie nie­bez­pie­czeń­stwa czają się tutaj na licz­by. Może wów­czas zdo­łam zna­leźć waszą za­gi­nio­ną przy­ja­ciół­kę.

– Opro­wa­dzi­my cię, wy­ja­śni­my, po­ka­że­my.

Trud­no mi opi­sać, co na­stą­pi­ło póź­niej. Nie ru­szy­li­śmy się nawet o krok, ale nagle zmie­ni­ło się oto­cze­nie – już nie mia­łem do­oko­ła sie­bie zwy­czaj­nych liczb, jak do­tych­czas, a przy­naj­mniej nie tylko one się tam znaj­do­wa­ły. Za­czą­łem do­strze­gać różne dzi­wo­lą­gi.

Naj­pierw wpa­dły mi w oko licz­by sie­dzą­ce na in­nych, w dwóch war­stwach. Zda­rza­ło się, ale bar­dzo rzad­ko, że kon­struk­cje miały wię­cej pię­ter. Jeśli dolny numer był naj­więk­szy, ca­łość wy­glą­da­ła bar­dzo ape­tycz­nie – jak tort we­sel­ny. W prze­ciw­nych wy­pad­kach osob­nik spra­wiał wra­że­nie, że za mo­ment się prze­wró­ci. Po chwi­li na­my­słu do­sze­dłem do wnio­sku, że to ułam­ki. Zwy­kłe. Jak już to zro­zu­mia­łem, za­uwa­ży­łem i dzie­sięt­ne. Te przy­po­mi­na­ły po­cią­gi z lo­ko­mo­ty­wą ca­ło­ści cią­gną­cą, nie­kie­dy bar­dzo długi, ogon. Roz­śmie­szył mnie widok ułam­ków okre­so­wych – ostat­nie „wa­go­ni­ki” two­rzy­ły kó­łecz­ko, któ­rym za­baw­nie za­rzu­ca­ło na za­krę­tach.

Na­stęp­na za­gad­ka oka­za­ła się znacz­nie trud­niej­sza. W pierw­szej chwi­li w ogóle nie za­ha­czy­łem na nich oka, do­pie­ro póź­niej dziw­nie za­ła­mu­ją­ce się świa­tło przy­ku­ło moje spoj­rze­nie. Licz­by po­dob­ne do po­zo­sta­łych, tylko tak ble­dziut­kie, że wy­glą­da­ły na wy­rzeź­bio­ne z lodu. Cał­kiem prze­zro­czy­ste, lub ja­śniut­kie, jakby kro­pla tuszu wpa­dła do wanny wody. Gdyby nie od­bla­ski, nigdy bym ich nie do­strzegł. Głów­ko­wa­łem i głów­ko­wa­łem, ale z ni­czym nie mo­głem sko­ja­rzyć szkla­nych nu­me­rów. Do­pie­ro moje prze­wod­nicz­ki wy­ja­śni­ły, że to licz­by uro­jo­ne. Czym­kol­wiek by one nie były. Po ja­kimś cza­sie zda­łem sobie spra­wę, że nie­któ­re z obiek­tów, które bra­łem za nor­mal­ne (jak się wkrót­ce do­wie­dzia­łem – rze­czy­wi­ste) licz­by, na­praw­dę spa­ce­ro­wa­ły w to­wa­rzy­stwie uro­jo­nych sióstr sy­jam­skich.

Nagle „zna­jo­me” cy­fer­ki ob­la­ły się ner­wo­wym po­ma­rań­czem, zwar­ły sze­re­gi i oto­czy­ły mnie ochron­nym murem. Po­wie­trze prze­sy­ca­ła woń zie­lo­nej her­ba­ty. Wkrót­ce zo­rien­to­wa­łem się, że po­wo­dem pa­ni­ki jest spory cy­klon, który nie­spiesz­nie prze­miesz­czał się w po­bli­żu. Zbli­żył się do nas. Udzie­li­ło mi się po­czu­cie za­gro­że­nia, gar­dło bły­ska­wicz­nie wy­schło. Od­le­głość do ewi­dent­ne­go nie­bez­pie­czeń­stwa cią­gle ma­la­ła. Wtem jedna z więk­szych liczb rzu­ci­ła się na spo­tka­nie zło­wro­gie­go wiru. Trwa­ło to oka­mgnie­nie – ośle­pia­ją­cy błysk i bo­ha­ter­ski numer znik­nął, a trąba po­wietrz­na za­uwa­żal­nie się skur­czy­ła. Po chwi­li zmie­ni­ła kolor z ciem­no­sza­re­go na siny i od­da­li­ła się od nas.

– Co to było? – wy­krztu­si­łem.

– Minus, licz­ba ujem­na, za­gro­że­nie dla plu­sów.

Zro­bi­ło mi się go­rą­co i dusz­no.

– Czy ta licz­ba, która sko­czy­ła na ujem­ną… Ona zgi­nę­ła?

– Ty­siąc czte­ry­sta dwu­dziest­ka dzie­wiąt­ka? Tak, znik­nę­ła, ani­hi­lo­wa­ła, zmniej­sza­jąc minus, bro­niąc cie­bie.

– Od­da­ła życie, aby mnie chro­nić? To okrop­ne!

– Nie, prze­pa­dła ty­siąc czte­ry­sta dwu­dziest­ka dzie­wiąt­ka, ty­siąc czte­ry­sta dwa­dzie­ścia dzie­więć trwa nadal, idea ist­nie­je, jed­nost­ka zgi­nę­ła, ale wróci, po­ja­wią się inne.

Ulży­ło mi. Nie chciał­bym mieć na su­mie­niu nie­win­nej licz­by. Nawet jeśli świat w ogóle nie za­uwa­żył­by tej stra­ty. Cho­ciaż, hi­sto­ry­cy pew­nie by się zo­rien­to­wa­li, gdyby im cały rok znik­nął. I tak do­brze, że to nie ty­siąc czte­ry­sta dzie­sięć. To by do­pie­ro była awan­tu­ra!

– Ro­zu­miem. Czyli, nawet je­że­li jakaś je­dyn­ka ani­hi­lo­wa­ła­by w spo­tka­niu z licz­bą ujem­ną, to na jeden by to w żaden spo­sób nie wpły­nę­ło, tak?

– Tak, do­brze poj­mu­jesz, pra­wi­dło­wo. – Naj­bliż­sze cyfry roz­ja­rzy­ły się cie­płym, przy­jem­nym, żół­tym bla­skiem, za­pach­nia­ło cze­ko­la­dą. – Wiele je­dy­nek znika, prze­pa­da, ginie w ten spo­sób, ale to nic nie zmie­nia.

– A co by się stało ze mną? – Bar­dzo in­try­go­wał mnie ten pro­blem.

– Nie wiemy. Je­steś jed­nost­ką, uni­ka­tem, pew­nie byś zgi­nął nie­od­wra­cal­nie. Nie bój się, bę­dzie­my cię bro­nić, nie po­zwo­li­my, by coś złego ci się stało.

Czyli jed­nak świat ma­te­ma­ty­ki nie był taki jasny, pro­sty i bez­piecz­ny… Ha! Już w szko­le to po­dej­rze­wa­łem.

Po­sta­no­wi­łem pod żad­nym po­zo­rem nie od­da­lać się od opie­ku­nek i uwa­żać na pa­skud­ne wiry. Zwłasz­cza te duże, w ma­lut­kie mo­głem rzu­cić butem i po­ob­ser­wo­wać, co się sta­nie.

Zwie­dza­nie nie­zwy­kłe­go świa­ta, w któ­rym się zna­la­złem, trwa­ło. Uświa­do­mi­łem sobie, że nie­któ­re licz­by, na pozór nie róż­nią­ce się od in­nych, wzbu­dza­ją we mnie dziw­ny nie­po­kój. Na­tu­ral­nie, za­czą­łem przy­pa­try­wać im się uważ­niej. Przy­po­mi­na­ły ułam­ki dzie­sięt­ne, ale ogon nie cią­gnął się za ca­ło­ścia­mi, tylko za­pa­dał w ich głąb. Przy­pad­ko­we spoj­rze­nie w tę stud­nię wy­wo­ły­wa­ło za­wrót głowy i ła­sko­ta­nie w brzu­chu, zu­peł­nie jak sta­nie na kra­wę­dzi bez­den­nej prze­pa­ści. Dzi­wacz­ne byty draż­ni­ły i fa­scy­no­wa­ły jed­no­cze­śnie; mózg bun­to­wał się prze­ciw­ko ob­ra­zom, ale nie mo­głem prze­stać się wpa­try­wać. Ko­ry­tarz pro­wa­dzą­cy do we­wnątrz tych nie­zwy­kłych nu­me­rów wy­da­wał się cią­gnąć w nie­skoń­czo­ność, jak­bym zer­kał w dwa lu­stra wi­szą­ce na­prze­ciw­ko sie­bie. Za­pew­ne wra­że­nie to wy­ni­ka­ło z dłu­ga­śne­go sze­re­gu cy­fe­rek zmniej­sza­ją­cych się niby ko­lej­ne ite­ra­cje frak­ta­la.

Już mia­łem pytać moich to­wa­rzy­szek, co to za zja­wi­sko, kiedy zro­zu­mia­łem. Nie, nie spły­nę­ło na mnie żadne oświe­ce­nie – roz­po­zna­łem zna­jo­mą licz­bę: trój­kę, która kryła w sobie 14159…

I wtedy to do­strze­głem.

– Spójrz­cie tam! Jest! Zna­la­zło się!

W po­bli­żu prze­cha­dza­ła się je­dyn­ka. Nie żaden uła­mek, nie licz­ba nie­wy­mier­na z ukry­tym ha­kiem. Naj­zwy­czaj­niej­sze w świe­cie jeden.

Nu­mer­ki do­oko­ła mnie wy­raź­nie po­zie­le­nia­ły, za­pach­nia­ły grejp­fru­ta­mi.

– Nie zro­zu­mia­łeś, źle wy­ja­śni­ły­śmy, nie o to cho­dzi­ło.

– A o co? – spy­ta­łem, zba­ra­nia­ły.

– Je­dyn­ki ist­nie­ją, ob­ser­wu­je­my je, po­ja­wia­ją się w róż­nych zbio­rach, krę­gach to­wa­rzy­skich. Ale nigdy wśród was. Z na­sze­go klubu znik­nę­ły, prze­pa­dły.

– A kim wy wła­ści­wie je­ste­ście?

– Je­ste­śmy pierw­sze, nie­zło­żo­ne, ele­men­tar­ne.

Rze­czy­wi­ście! Do­tych­czas tego nie za­uwa­ży­łem, ale ota­cza­ły mnie wy­łącz­nie licz­by pierw­sze. Na pewno zo­rien­to­wał­bym się wcze­śniej, gdyby ze­bra­ły się tu niż­sze przed­sta­wi­ciel­ki, po­wiedz­my do stu. Ale kto roz­po­zna, czy trzy­cy­fro­wa licz­ba na­le­ży do pierw­szych?! Coś mi się jed­nak nie zga­dza­ło:

– Chwi­lecz­kę! Mó­wi­ły­ście, że po­ro­zu­mie­wa­cie się ze mną, wy­ko­rzy­stu­jąc sko­ja­rze­nia. A co, jeśli po­trze­bo­wa­ły­by­ście licz­by zło­żo­nej?

– Po­tra­fi­my stwo­rzyć, za­pre­zen­to­wać każdą licz­bę na­tu­ral­ną. Oprócz zera… I jeden, odkąd znik­nę­ło.

– O! – Po raz ko­lej­ny udało im się mnie za­sko­czyć. – A jak to ro­bi­cie?

– Pokaz, de­mon­stra­cja. Podaj do­wol­ną licz­bę zło­żo­ną.

– No, niech bę­dzie… sześć­dzie­siąt.

Na­tych­miast zna­la­zły się przede mną dwie dwój­ki, trój­ka i piąt­ka. Usta­wi­ły się pod kątem pro­stym do sie­bie i ta dam! Mia­łem przed ocza­mi sześć­dzie­siąt, jed­no­cze­śnie wi­dząc wszyst­kie czyn­ni­ki pierw­sze.

Nie py­taj­cie, w jaki spo­sób czte­ry licz­by mogły uło­żyć się pro­sto­pa­dle do sie­bie. Na­le­ga­cie? Błąd. Cóż, sam go po­peł­ni­łem. Po­pro­si­łem moje to­wa­rzysz­ki o wy­ja­śnie­nie, jak to moż­li­we. Z dłu­gie­go wy­kła­du zro­zu­mia­łem tylko, że znaj­du­je­my się w prze­strze­ni n-wy­mia­ro­wej, a n przyj­mu­je taką war­tość, jaka aku­rat jest wy­ma­ga­na. Dzię­ki temu mogę po­strze­gać sie­dem­nast­kę jako numer, cy­ka­dę i li­te­rę „C”. Tyle z ma­te­ma­ty­ki, potem na­stą­pił bar­dziej fi­lo­zo­ficz­ny ciąg dal­szy. Otóż, to wred­ne n za­le­ży nie tylko od zło­żo­no­ści ana­li­zo­wa­ne­go obiek­tu. Także od pa­trzą­ce­go. Na przy­kład, gdy­bym nigdy w życiu nie sły­szał o cy­ka­dach, wi­dząc sie­dem­nast­kę, wy­ko­rzy­sty­wał­bym o jeden wy­miar mniej. Co gor­sza, po­dob­ne zja­wi­sko można za­ob­ser­wo­wać w na­szym świe­cie. Czu­li­ście kie­dy­kol­wiek, że z wa­sze­go bo­ga­te­go wnę­trza, z ca­łe­go wa­chla­rza zalet, roz­mów­ca do­strze­ga tylko jedną je­dy­ną cechę? Gru­bość port­fe­la, po­wiedz­my? Pa­skud­ne wra­że­nie, praw­da? Ostrze­ga­łem…

Ale wróć­my do spra­wy, dla któ­rej mnie tu ścią­gnię­to. Coś sobie uświa­do­mi­łem:

– W takim razie, wasz pro­blem nie po­le­ga na tym, że jeden znik­nę­ło, tylko na tym, że prze­sta­ło na­le­żeć do wa­sze­go grona? Do­brze myślę?

– Tak, do­brze, pra­wi­dło­wo. – Od liczb wio­nę­ło kwia­to­wym aro­ma­tem ak­cep­ta­cji.

To zmie­nia­ło po­stać rze­czy!

– Wobec tego roz­wią­za­nia nie znaj­dę w wa­szym świe­cie, tylko w moim. Nie spo­dzie­wam się, że po­szu­ki­wa­nia zajmą wiele czasu. Ode­ślij­cie mnie z po­wro­tem, a jutro po­wi­nie­nem już wszyst­ko wie­dzieć.

Uśmiech­ną­łem się uprzej­mie, tym wy­gię­ciem warg, które mó­wi­ło do klien­ta: „za­ufaj eks­per­to­wi”. W od­po­wie­dzi nu­mer­ki po­fio­le­to­wa­ły. Po­czu­łem wier­cą­cy w nosie za­pach kwasu z nutą che­mi­ka­liów.

– Nie mo­że­my wy­pu­ścić, od­sta­wić, ode­słać cię do two­jej prze­strze­ni.

Zro­bi­ło się bar­dzo nie­przy­jem­nie.

– Mam ro­zu­mieć, że je­stem więź­niem?

– Nie, mo­żesz wró­cić, ale wtedy nie skoń­czysz pracy, nie znaj­dziesz roz­wią­za­nia, zre­zy­gnu­jesz. Nie zdo­ła­my za­pro­sić cię drugi raz, bar­dzo ni­skie praw­do­po­do­bień­stwo po­wo­dze­nia, trze­ba speł­nić wiele wa­run­ków ko­niecz­nych, dużo uni­kal­nych, nie­po­wta­rzal­nych czyn­ni­ków.

Aha. Czyli mo­głem wy­co­fać się do do­brze zna­ne­go biura, w któ­rym je­dy­ne licz­by ujem­ne to nie­za­pła­co­ne ra­chun­ki, ale nigdy nie wró­cił­bym tutaj. „Nie­po­wta­rzal­na oka­zja” za­wsze brzmi le­piej niż „mały szan­ta­żyk”.

– A czy mo­że­cie bez od­sta­wia­nia mnie do świa­ta ludzi zor­ga­ni­zo­wać do­stęp do In­ter­ne­tu?

– Tak, bez pro­ble­mu, In­ter­net to licz­by, sy­gna­ły cy­fro­we. Mo­że­my za­sy­mu­lo­wać, udać, stwo­rzyć model. Ty tylko sy­gna­li­zuj, tłu­macz, czego po­trze­bu­jesz.

Cho­le­ra, jed­nak do­brze mieć licz­by po swo­jej stro­nie… Pal licho cu­dow­ny in­ter­fejs, który re­ago­wał nie­mal­że na myśli – nie­wie­le po­le­ceń mu­sia­łem wy­ar­ty­ku­ło­wać jasno i do końca, moje nie­zwy­kłe klient­ki zga­dy­wa­ły w po­ło­wie zda­nia, o co cho­dzi. Al­go­rytm wy­szu­ki­wa­nia… Hmmm, gdy­bym pi­snął o nim choć­by słów­ko wła­ści­cie­lom Go­ogle, tor­tu­ro­wa­li­by mnie do końca krót­kie­go życia, aby wy­do­być wszel­kie in­for­ma­cje na temat dzia­ła­nia tego cu­deń­ka. Żad­ne­go na­ma­wia­nia do kupna twier­dze­nia Ik­siń­skie­go czy do­wo­du Igre­kow­skie­go. Wy­ni­ki usze­re­go­wa­ne od bu­dzą­cych naj­więk­sze na­dzie­je, ani razu nie zda­rzy­ło się, że zna­la­złem po­szu­ki­wa­ną stro­nę poza pierw­szą trój­ką pro­po­zy­cji. Czas ocze­ki­wa­nia na re­zul­ta­ty – za­nie­dby­wal­nie krót­ki, wszyst­ko do­sta­wa­łem na­tych­miast, zanim zdą­żył­bym po­my­śleć „cze­kam”. Ale naj­wspa­nial­szy był po­ziom do­stę­pu. Do każ­de­go kom­pu­te­ra wcho­dzi­łem, jak­bym wśli­zgi­wał się w bosko wy­god­ne, stare adi­da­sy. Na fajkę Sher­loc­ka! Jeśli za­pra­gnął­bym po­rów­nać za­war­tość twar­dych dys­ków w Pen­ta­go­nie i Krem­lu, do­stał­bym ze­sta­wie­nie ab­so­lut­nie wszyst­kie­go: od roz­miesz­cze­nia ra­kiet mię­dzy­kon­ty­nen­tal­nych do ko­lo­ry­sty­ki tapet na pul­pi­tach. Ale kon­cen­tro­wa­łem się głów­nie na hi­sto­rii ma­te­ma­ty­ki. Je­że­li ja­ka­kol­wiek bi­blio­te­ka; na­ro­do­wa, uni­wer­sy­tec­ka, gmin­na czy pry­wat­na miała zdy­gi­ta­li­zo­wa­ne zbio­ry, mo­głem je sobie wszyst­kie obej­rzeć. Nie­za­leż­nie od for­ma­tu pli­ków – pdf, epub, zdję­cia su­me­ryj­skich trak­ta­tów try­go­no­me­trycz­nych pra­co­wi­cie od­ci­śnię­tych w gli­nie, z do­łą­czo­nym tłu­ma­cze­niem na współ­cze­sną pol­sz­czy­znę. Wszyst­ko.

Tak to można pra­co­wać! Po ja­kiejś go­dzi­nie (oce­nia­nej su­biek­tyw­nie, bo mój ze­ga­rek po­ka­zy­wał cią­gle tę samą porę) już wie­dzia­łem.

– Wszyst­ko jasne, mo­że­cie prze­rwać tę, do­sko­na­łą zresz­tą, sy­mu­la­cję.

– I? Co się stało z jeden?

– Pod ko­niec dzie­więt­na­ste­go wieku ma­te­ma­ty­cy do­szli do wnio­sku, że jeden nie jest licz­bą pierw­szą. Po pro­stu zmie­ni­li kon­wen­cję i tyle.

In­ter­lo­ku­tor­ki roz­bły­snę­ły bar­wa­mi tak róż­no­rod­ny­mi, że nie mo­głem okre­ślić, co wła­ści­wie czują. Pew­nie była to mie­szan­ka emo­cji. Za­pach rów­nież nic cie­ka­we­go nie mówił, ale bu­kiet uzna­łem za ra­czej ape­tycz­ny.

– Ale dla­cze­go, z ja­kie­go po­wo­du, po co?

Uch, w tej dzie­dzi­nie to one były pro­fe­sjo­na­list­ka­mi, nie ja. Ledwo pa­mię­ta­łem ar­gu­men­ty z prze­glą­da­nych pli­ków.

– No, trak­to­wa­nie jeden jak licz­by pierw­szej bar­dzo prze­szka­dza­ło w ja­kimś twier­dze­niu aryt­me­tycz­nym. I z sitem Era­to­ste­ne­sa byłby pro­blem. – Sam nie wie­dzia­łem, o czym mówię, ale licz­by za­świe­ci­ły żół­cią na znak ak­cep­ta­cji. – Ma­te­ma­ty­cy uzna­li więc, że każda licz­ba pierw­sza ma dwa dziel­ni­ki: jeden i sie­bie samą. A wasza za­gi­nio­na ko­le­żan­ka ma tylko jeden dziel­nik, więc nie speł­nia wa­run­ków.

Ten ostat­ni ar­gu­ment chyba prze­ko­nał klient­ki.

– Dzię­ku­je­my, cie­szy­my się, roz­wią­za­łeś za­gad­kę znik­nię­cia, wy­tłu­ma­czy­łeś, już wiemy. Teraz ode­śle­my cię, wró­cisz do wła­sne­go świa­ta, ale nigdy o tobie nie za­po­mni­my, bę­dzie­my oka­zy­wać wdzięcz­ność aż po kres ma­te­ma­ty­ki.

A potem ock­ną­łem się przed kom­pu­te­rem. Tuż obok stał dzba­nek z le­d­wie let­nią kawą, po ekra­nie krą­żył za­baw­ny wy­ga­szacz usta­wio­ny lata temu.

Tak, oczy­wi­ście – można twier­dzić, że to tylko sen. Sam je­stem scep­ty­kiem. Tylko… od roz­wią­za­nia tej dzi­wacz­nej za­gad­ki wy­gry­wam w ka­sy­nie przy każ­dej wi­zy­cie. To zna­czy, roz­bi­jam bank przy ru­let­ce, nie­źle mi idzie w kar­tach, ale już do jed­no­rę­kich ban­dy­tów nie mam szczę­ścia. Przy­pa­dek?

Koniec

Komentarze

Heh, wła­ści­wie to nie bar­dzo wiem, co na­pi­sać. Ale prze­czy­ta­łem, więc coś na­pi­sać wy­pa­da… Czy­ta­łem z przy­jem­no­ścią, do­brze na­pi­sa­ne, ba, tekst ma nie­wąt­pli­we wa­lo­ry edu­ka­cyj­ne. Nawet dla młod­szych, gdyby bo­ha­te­ro­wi cy­fer­ki się mniej ko­ja­rzy­ły. Ge­ne­ral­nie fajne, ale chyba nie mogę po­wie­dzieć nic wię­cej. 

Ale jeśli licz­by wie­dzia­ły, co to in­ter­net i jak się po­ru­szać wśród ludz­kie­go sys­te­mu po­ję­cio­we­go, to po co był im jakiś po­śred­nik? Same sobie spraw­dzić nie mogły? 

Aha, po­wi­nie­nem jesz­cze po­chwa­lić pewną kon­se­kwen­cję i "trzy­ma­nie się zasad" w kre­owa­niu świa­ta liczb (to, że jeden i je­dyn­ka to nie to samo itd). 

Dla pod­kre­śle­nia wagi moich słów, Si­łacz pal­nie pię­ścią w stół!

Dzię­ku­ję, Thar­go­ne. :-)

Do­brze, że czy­ta­ło się z przy­jem­no­ścią.

Dla­cze­go same licz­by nie wie­dzia­ły? Hmmm. To py­ta­nie mocno fi­lo­zo­ficz­ne. ;-) Trud­no mi to do­brze wy­tłu­ma­czyć – kom­pu­ter sam z sie­bie jest idio­tą (póki co). Nawet jeśli po­tra­fi ograć ar­cy­mi­strza w sza­chy. On wy­ko­nu­je mnó­stwo ob­li­czeń, ale nie myśli. Można mu kazać prze­czy­tać tekst, ale go nie zro­zu­mie. Moje licz­by miały po­dob­nie.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Oj, kar­ko­łom­ny to był po­mysł Fin­klo. Cie­ka­wost­ka z hi­sto­rii ma­te­ma­ty­ki, ubra­na w sy­ne­ste­tycz­ny ko­stium. Na­cho­dzą mnie takie po­my­sły cza­sem z rana, po prze­bu­dze­niu, wy­da­ją się zrazu świet­ne, ale po krót­kim cza­sie do­cho­dzi do mnie, że ro­bi­ły dobre wra­że­nie, tylko dzię­ki temu, że jesz­cze pół­śni­łem. Muszę jed­nak przy­znać, że cza­sem roz­są­dek nie wy­star­cza i pa­ku­ję się w takie opo­wia­da­nie, bo po­mysł drę­czy i nie chce wyjść z głowy. No więc za­kła­dam, że cy­fer­ki nie od­pu­ści­ły i do­ma­ga­ły się po­wsta­nia tego tek­stu.

Jak dla mnie, wy­szło mocno tak sobie. Po­mysł ze snem, nie-snem – wiesz sama. Za­pa­chy, ko­lo­ry – o, to fajne. Różne ro­dza­je liczb – takie sobie, dobre do ścien­nej ga­zet­ki w sali ma­te­ma­tycz­nej.

Naj­sła­biej wy­pa­dły dia­lo­gi. I, co cie­ka­we, cy­fer­ki są tutaj górą, mają swój de­ner­wu­ją­cy, ale ory­gi­nal­ny i w jakiś spo­sób uza­sad­nio­ny spo­sób mó­wie­nia. Na­to­miast tek­sty bo­ha­te­ra i w ogóle spo­sób pro­wa­dze­nia dia­lo­gu są po pro­stu drę­twe (”Jak to moż­li­we, że was w ogóle ro­zu­miem”).

Ale jedno (!) muszę przy­znać. Za­wsze mia­łem pro­blem ze spa­mię­ta­niem, jak to jest z tą je­dyn­ką wśród liczb pierw­szych. Teraz już chyba za­pa­mię­tam.

Dzię­ku­ję, Co­bol­dzie. :-)

Że kar­ko­łom­ny, pew­nie masz rację. Ale za to nie­okle­pa­ny. To już po­wsta­ło tak dawno, że nie pa­mię­tam, gdzie się po­mysł na­ro­dził. Ale coś mi się ko­ja­rzy z par­kiem, więc chyba nie na gra­ni­cy snu i jawy.

Różne ro­dza­je liczb – pew­nie nie mo­głam się oprzeć po­ka­za­niu mo­je­go świa­ta. ;-)

No to przy­naj­mniej ko­rzyść edu­ka­cyj­na jest.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

pew­nie nie mo­głam się oprzeć po­ka­za­niu mo­je­go świa­ta

Czyż­by?…

Za­wsze się Cie­bie bałem, Fin­klo!

Ależ co Ty?! Mo­je­go w sen­sie “stwo­rzo­ne­go prze­ze mnie”. A nie “tego, w któ­rym sama żyję”. W moim realu chyba nie ma aż tylu za­pa­chów i wy­ra­zi­stych ko­lo­rów. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Uff, już my­śla­łem, że je­steś na­uczy­ciel­ką ma­te­ma­ty­ki…

Nie. Aż tak dy­dak­tycz­nie wy­szło?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Czy to opo­wia­da­nie o wy­bi­ja­niu zębów? ;)

Total re­co­gni­tion is cliché; total sur­pri­se is alie­na­ting.

Nie. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Aha. Zatem więk­sza szan­sa, że prze­czy­tam :)

Total re­co­gni­tion is cliché; total sur­pri­se is alie­na­ting.

Po­wo­dze­nia. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Przy­znam, że nie­na­wi­dzę ma­te­ma­ty­ki, cy­fe­rek, ułam­ków, itd. Je­stem ma­te­ma­tycz­nym tu­ma­nem. Może dla­te­go nie mo­głam od­na­leźć się w tym tek­ście. (Na szczę­ście wiem, co to są licz­by pierw­sze. :)) Nie­mniej jed­nak na­pi­sa­ne tak, że może za­cie­ka­wić. I za­cie­ka­wi­ło.

Chyba naj­bar­dziej po­do­ba­ło mi się wy­ra­ża­nie emo­cji po­przez zmia­nę ko­lo­ru i za­pa­chu. Dia­lo­gi miej­sca­mi jakoś mało na­tu­ral­ne. Koń­ców­ka nie­zła; chyba nawet ja, przy moim braku sym­pa­tii do cy­fe­rek, mo­gła­bym prze­żyć taki sen, o ile za­owo­co­wa­ło­by to wy­gra­ny­mi w ka­sy­nie. ;)

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak po­szedł­bym no­mi­no­wać, bo Dra­ka­ina po­wie­dzia­ła, że fajne". - Ma­Skrol

Dzię­ku­ję, AQQ. :-)

Cie­szę się, że udało Ci się przejść przez tekst mimo nie­chę­ci do te­ma­ty­ki.

Kto by nie chciał wy­gry­wać w ka­sy­nie? ;-)

A mo­żesz na­pi­sać, w któ­rych miej­scach te dia­lo­gi go­rzej wy­pa­da­ją?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

– Po­sta­ram się wam pomóc. O ile zdo­łam, bo, wie­cie, nigdy nie byłem świet­ny z ma­te­ma­ty­ki. –  tu na przy­kład. Za­brzmia­ło mi to, jak jakiś tekst z bajki dla dzie­ci. Nie po­tra­fię do­kład­nie spre­cy­zo­wać, o co mi cho­dzi, ale myślę, że bo­ha­ter po­wi­nien zwra­cać się do nich bar­dziej bez­oso­bo­wo. To są po pro­stu moje od­czu­cia, co nie zna­czy, że mu­sisz je brać pod uwagę.

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak po­szedł­bym no­mi­no­wać, bo Dra­ka­ina po­wie­dzia­ła, że fajne". - Ma­Skrol

Dzię­ki. :-)

Sy­gnał od Czy­tel­ni­ka jest sy­gnał. Tym bar­dziej, że już Co­bold wspo­mi­nał o drę­twych dia­lo­gach.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ja ro­zu­miem, że trud­no jest na­pi­sać dia­log po­mię­dzy fa­ce­tem a cy­fer­ka­mi. Przy moim braku sym­pa­tii do ma­te­ma­ty­ki, nawet sobie tego nie wy­obra­żam. Dla mnie są one tak bez­oso­bo­we, że pew­nie dla­te­go, to mi nieco zgrzy­ta­ło. Ale w końcu, to prze­cież bajka; Twoja bajka. :D

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak po­szedł­bym no­mi­no­wać, bo Dra­ka­ina po­wie­dzia­ła, że fajne". - Ma­Skrol

Bez­oso­bo­we to są cy­fer­ki na ra­chun­ku. Te w ka­sy­nie już mają swoje fa­na­be­rie i zwy­cza­je. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

To kiedy jakiś tekst o li­ter­kach? Toż to por­tal li­te­rac­ki :-)

Na­pi­sa­łaś opko edu­ka­cyj­ne Fin­klo, ale fa­bu­lar­nie śred­nio. Za­bra­kło ja­kichś zwa­rio­wa­nych akcji (np. z tymi 8, 69 itd.).

Zgo­dzę się z co­bol­dem, że dia­loi li­te­rek dużo lep­sze – kli­ma­tycz­ne. Resz­ta to świa­to­twór­stwo i wy­kła­dy ma­te­ma­tycz­ne, tyle że po­da­ne cie­ka­wiej niż w stan­dar­do­wym pod­ręcz­ni­ku :) – takie mam od­czu­cia. Na­pi­sa­ne jak to po Fin­klo­we­mu – przy­stęp­nie i po­rząd­nie, tylko kur­czę, nie po­rwa­ło, cze­goś bra­kło do sa­tys­fak­cji :-)

"Taki ide­al­ny wy­lu­zo­wy­wacz do obia­du." NWM

Dzię­ki, My­trik­sie. :-)

Li­ter­ki nie mają ta­kie­go pro­ble­mu. Zna­czy, o tych za­gi­nio­nych je­rach to już wszy­scy za­po­mnie­li.

Akcie z 8 i 69 mu­sisz sobie sam do­śpie­wać. ;-)

Ech, ko­lej­ny raz lu­dzie w tek­ście wy­pa­da­ją mi sła­biej niż wy­my­ślo­ne stwor­ki. Może kie­dyś się na­uczę robić in­te­re­su­ją­cych ludzi. ;-/

Trud­no, naj­wy­żej to opko bę­dzie mu­sia­ło po­prze­stać na wa­lo­rze edu­ka­cyj­nym.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Cięż­ko o dobry pro­fil psu­cho­lo­gicz­ny, a stwor­ka­mi – oso­bli­wy­mi z na­tu­ry – ła­twiej za­cie­ka­wić :-)

"Taki ide­al­ny wy­lu­zo­wy­wacz do obia­du." NWM

Chyba mnie samą bar­dziej cie­ka­wią te stwor­ki i wię­cej uwagi im po­świę­cam. Ludź, jaki jest, każdy widzi. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

No cóż, prze­czy­ta­łam i z przy­kro­ścią wy­zna­ję, że opo­wia­da­nie zu­peł­nie do mnie nie tra­fi­ło, a lek­tu­ra zo­sta­wi­ła je­dy­nie wra­że­nie znu­że­nia. :(

 

Nic cie­ka­we­go, mnó­stwo grze­ba­nia po pa­pie­rach… –> Grze­bie się chyba w czymś, nie po czymś.

 

ale nagle zmie­ni­ło się oto­cze­nie – już nie ota­cza­ły mnie zwy­czaj­ne licz­by… –> Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie?

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzię­ki, Reg. :-)

Prze­pra­szam, że znu­ży­łam. :-/

Hmmm. Z tymi pa­pie­ra­mi nie je­stem pewna. On tak po­wierz­chow­nie grze­bał – tu zaj­rzał, tam coś prze­czy­tał. W sa­mych pa­pie­rach nic nie zmie­niał.

A z oto­cze­niem coś po­kom­bi­nu­ję.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

To w takim razie nie grze­bał w pa­pie­rach, a tylko je prze­glą­dał.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

No dobra, zmie­nię na prze­glą­da­nie. Dzię­ki. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

;D

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Wer­to­wał, prze­pa­try­wal, śli­zgał się wzro­kiem, do­ko­ny­wał po­bież­nych oglę­dzin, ska­no­wał pa­pie­ry/wzro­kiem po pa­pie­rach; do­świad­czał ich em­pi­rycz­nie, z wy­ko­rzy­sta­niem zmy­słu wzro­ku, w stop­niu zni­ko­mym – nie­do­głęb­nie… ;)

"Taki ide­al­ny wy­lu­zo­wy­wacz do obia­du." NWM

Dzię­ki, My­trik­sie. Zwłasz­cza to do­świad­cza­nie em­pi­rycz­nie mi się po­do­ba. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

O, Kur­cza­ki Ken­tuc­ky, wie­dzia­łem, że to bę­dzie HIT!

"Taki ide­al­ny wy­lu­zo­wy­wacz do obia­du." NWM

Pro­rok, czy jak? ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Te inne pro­po­zy­cje były tylko dy­wer­sją.

Coś mi się stro­na za­cię­ła bo w tek­ście teraz wisi ja­kieś "prze­glą­da­nia" za­miast tego co być po­win­no!

Cie­ka­we, że za­wsze od­pi­su­jesz na ko­men­ta­rze, to taka za­ba­wa by być tym/tą, co na­pi­sał/a ostat­ni/a? ÷)

"Taki ide­al­ny wy­lu­zo­wy­wacz do obia­du." NWM

Ale wy­ło­wi­łam pe­reł­kę. ;-)

Ze stro­ną nie po­mo­gę.

Nie za­wsze. Mo­żesz przej­rzeć wszyst­kie moje tek­sty… No dobra – pod tym nie od­pi­sa­łam Reg na emot­kę. Nie tyle za­ba­wa, co prze­ko­na­nie, że jak już ktoś tu zaj­rzał, prze­czy­tał opko i chce po­ga­dać (nie­ko­niecz­nie o tek­ście), to nie wy­pa­da czło­wie­ka igno­ro­wać, bo się ob­ra­zi i wię­cej nie przyj­dzie.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Takie buty, wa­zyst­ko jasne :-) już Cię nie męczę, nie kło­pocz się od­pi­sy­wa­niem, przyj­dę jesz­cze :)

"Taki ide­al­ny wy­lu­zo­wy­wacz do obia­du." NWM

Ależ to żaden kło­pot. Za­pra­szam, za­wsze je­steś mile wi­dzia­ny. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Cie­ka­wy świat tu wy­kre­owa­łaś, nawet po­ku­sił­bym się o opis, że… Baj­ko­wy ;) Zgo­dzę się z My­tri­xem, że to bar­dziej opo­wia­da­nie edu­ka­cyj­ne, po­ma­ga­ją­ce w opa­no­wa­niu cy­fe­rek. Sama fa­bu­ła ma jakiś po­ten­cjał, ale jak ktoś zna matmę (jak ja) to po­ła­pie się w roz­wią­za­niu od mo­men­ty wspo­mnie­nia, że to licz­by pierw­sze. Pew­nie dla­te­go od­kła­da­łaś wspo­mnie­nie tego faktu tak długo w opo­wia­da­niu (choć da­ło­by się tego do­my­ślić).

Sam bo­ha­ter ra­czej wiel­kiej cha­rak­te­ry­sty­ki nie ma, więc i trud­no mi mieć co do niego ja­kie­kol­wiek uczu­cia – ot, ni ziębi, ni grze­je.

Pod­su­mo­wu­jąc: cie­ka­wy po­mysł na tło i motyw głów­ny, ale ca­łość wy­cho­dzi mocno baj­ko­wo i edu­ka­cyj­nie. W kon­se­kwen­cji pod ko­niec tego kon­cer­tu fa­jer­wer­ków czu­łem się lekko znu­dzo­ny.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Dzię­ku­ję, No­Whe­re­Ma­nie. :-)

Trud­no się z Tobą nie zgo­dzić. Jest tro­chę baj­ko­wo, tro­chę edu­ka­cyj­nie. Tak, sta­ra­łam się nie wspo­mi­nać zbyt wcze­śnie, że to licz­by pierw­sze. Cho­ciaż mia­łam na­dzie­ję, że nie wszy­scy wie­dzą, jak to jest z licz­bą jeden. ;-)

Nie chcia­łam znu­dzić, prze­pra­szam.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nic cie­ka­we­go, mnó­stwo prze­glą­da­nia po­żół­kłych pa­pie­rzysk – rze­czy­wi­stych oraz zdi­gi­ta­li­zo­wa­nych zbio­rów roz­ma­itych mu­ze­ów i bi­blio­tek. Jedne i dru­gie do­ku­men­ty śmier­tel­nie nudne i mę­czą­ce swoim dzi­wacz­nym ję­zy­kiem, nie­kie­dy także po­kracz­ny­mi li­te­ra­mi.

 

Po­czą­tek usta­wił opo­wia­da­nie, i to nie wina czy­tel­ni­ka, że tak, nie ina­czej się po­czuł nawet prze­brnąłw­szy z ja­kichś po­wo­dów po­czą­tek ;)

 

Sie­dzia­łem więc przed kom­pu­te­rem i prze­dzie­ra­łem się przez pa­mięt­ni­kar­sko-praw­ni­czy beł­kot za­cho­wa­nych do na­szych cza­sów szpar­ga­łów.

Sie­dzia­łem ra­czej, skoro były też te rze­czy­wi­ste, przed “po­żół­kły­mi, za­ku­rzo­ny­mi księ­ga­mi i oczy­wi­ście kom­pu­te­rem ;)

 

Jak w ja­kimś cho­ler­nym ma­trik­sie, tylko mniej kom­pu­te­ro­wo, a bar­dziej… Ba­śnio­wo?

Tym mniej kom­pu­te­ro­wym, a ba­śnio­wym? :)

 

Jak można opi­sać nu­mer­ki, które oglą­da­łem?

Róż­nie ;)

Le­piej chyba na­pi­sać: które wła­śnie zo­ba­czy­łem? 

 

Sta­now­czo nie były bez­oso­bo­we, jak na kwi­cie ze skle­pu, nie przy­po­mi­na­ły rów­nież tych ko­lo­ro­wych, pie­czo­ło­wi­cie na­ba­zgra­nych przez dzie­cia­ki na as­fal­cie.

Sta­now­czo nie :) Pie­czo­ło­wi­tość jest “że­czy­wi­ście” dość “im­ma­ment­ną” cechą ry­sun­ków na as­fal­cie… 

 

No cóż, chyba na razie tyle… Po­czą­tek usta­wił opko, ale może zde­cy­du­ję się na coś dalej, może bę­dzie nieco le­piej….

 

Nic cie­ka­we­go, mnó­stwo prze­glą­da­nia po­żół­kłych pa­pie­rzysk – rze­czy­wi­stych oraz zdi­gi­ta­li­zo­wa­nych zbio­rów roz­ma­itych mu­ze­ów i bi­blio­tek. Jedne i dru­gie do­ku­men­ty śmier­tel­nie nudne i mę­czą­ce swoim dzi­wacz­nym ję­zy­kiem, nie­kie­dy także po­kracz­ny­mi li­te­ra­mi. Te wir­tu­al­ne przy­naj­mniej nie były po­kry­te pyłem i nie ki­cha­łem od prze­wra­ca­nia sta­rych kar­tek.

 

Ja tro­chę ki­cha­łem, ale lubię cza­sem przej­rzeć po­żół­kłe kart­ki. Nawet bar­dzo ;)

 

 

 

Dzię­ku­ję, Fan­ta­stycz­ny Panie Lisie. :-)

Oczy­wi­ście, że to nie wina Czy­tel­ni­ka. Jakoś mu­sia­łam wy­ja­śnić, że bo­ha­ter ni to kim­nął, ni to gdzieś się prze­niósł. Przy­naj­mniej po­czą­tek nie cią­gnie się zbyt długo.

Sie­dzia­łem ra­czej, skoro były też te rze­czy­wi­ste, przed “po­żół­kły­mi, za­ku­rzo­ny­mi księ­ga­mi i oczy­wi­ście kom­pu­te­rem ;)

W tej chwi­li sie­dział przed kom­pu­te­rem. We wła­snym biu­rze, nie w bi­blio­te­ce.

Tym mniej kom­pu­te­ro­wym, a ba­śnio­wym? :)

To są różne ma­trik­sy? ;-) Nie­zu­peł­nie. Przy­słów­ki od­no­szą się do wra­żeń, a nie do ma­trik­sa.

Le­piej chyba na­pi­sać: które wła­śnie zo­ba­czy­łem? 

Nie, nie le­piej. Zo­ba­cze­nie to mo­ment, a bo­ha­ter dość długo (cho­ciaż czas nie pły­nął, ale su­biek­tyw­nie) pa­trzył i oglą­dał.

Pie­czo­ło­wi­tość jest “że­czy­wi­ście” dość “im­ma­ment­ną” cechą ry­sun­ków na as­fal­cie… 

To za­le­ży. Nie pi­sa­łam o wszyst­kich ry­sun­kach, tylko o licz­bach. Albo na­ba­zgra­nych, żeby się po­chwa­lić na jak naj­więk­szej po­wierzch­ni, że czło­wiek już umie, albo po­trzeb­nych do gry w klasy lub cze­goś po­dob­ne­go. W jed­nym i dru­gim przy­pad­ku dzie­cia­ki się sta­ra­ją, więc uwa­żam “pie­czo­ło­wi­cie” za uza­sad­nio­ne. Cho­dzi­ło mi o dwa krań­ce spek­trum – od obo­jęt­nie dru­ko­wa­nych do wy­chu­cha­nych i waż­nych dla twór­cy.

Żółte kart­ki to już kwe­stia gustu. Pro­ta­go­ni­sta nie prze­pa­dał, innym ręce mogą się trząść z po­żą­da­nia na sam widok. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Mam mie­sza­ne uczu­cia. Może za­cznę od po­zy­ty­wów. Fajna wizja, po­strze­ga­nie tych cy­fe­rek przez różne zmy­sły. Po­mysł na pewne oży­wie­nie liczb na plus. To teraz zmie­nia­my znak i pora na mi­nu­sy. Lubię wątki ma­te­ma­tycz­ne w opkach (sam cza­sa­mi je wpla­tam ;)), ale tutaj wy­szło tro­chę za bar­dzo szkol­nie, edu­ka­cyj­nie. Mia­łem wra­że­nie, że opis me­cha­ni­zmów rzą­dzą­cych tą cy­fro­lan­dią przy­tło­czył akcję i droga do roz­wią­za­nia za­gad­ki za­czę­ła się dłu­żyć. Zwłasz­cza, gdy ktoś już o roz­wią­za­niu sły­szał. Nie za bar­dzo ro­zu­miem, dla­cze­go cy­fer­ki ścią­gnę­ły de­tek­ty­wa aku­rat teraz, po co cze­ka­ły sto lat od znik­nię­cia je­dyn­ki?

Także wizja i pla­stycz­ność bar­dzo spoko, a resz­ta ra­czej nie prze­ko­na­ła. A, no i kwa­ter­nio­nów mi bra­ko­wa­ło. ;)

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

Dzię­ku­ję, Szysz­ko­wy. ;-)

Faj­nie, że cho­ciaż wizja Ci się spodo­ba­ła.

Za szkol­nie, po­wia­dasz? Mo­żesz mieć rację, ale nic już z tą edy­ka­cyj­no­ścią nie zro­bię.

Hmm. Ma­te­ma­ty­ka jest po­nad­cza­so­wa, licz­by wła­ści­wie nie cze­ka­ły. Zo­rien­to­wa­ły się, po­szu­ka­ły od­po­wied­nie­go czło­wie­ka, wy­cza­iły dobry mo­ment…

Kwa­ter­nio­ny! Masz fa­na­be­rie! Nie znam ustroj­stwa. Wy­tłu­macz, co to jest, to za­sta­no­wię się, jak wy­glą­da w moim świe­cie. ;-)

 

Panie Lisie, czy­tasz, ile masz ocho­tę. Ale na wła­sne ry­zy­ko, a nikt do­tych­czas nie chwa­lił. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Cho­le­ra, nie chcia­łam, żebyś tak się po­czuł. :-/

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Hmm. Ma­te­ma­ty­ka jest po­nad­cza­so­wa, licz­by wła­ści­wie nie cze­ka­ły.

Ale ma­te­ma­ty­ka w tek­ście nie jest po­nad­cza­so­wa, skoro zmia­na kon­wen­cji w dzie­więt­na­stym wieku wpły­nę­ła na świat cy­fe­rek. No i, że pa­mię­ta­ły, że kie­dyś je­dyn­ka była ich zio­mem, a póź­niej znik­nę­ła.

 

Kwa­ter­nio­ny! Masz fa­na­be­rie! Nie znam ustroj­stwa. Wy­tłu­macz, co to jest, to za­sta­no­wię się, jak wy­glą­da w moim świe­cie. ;-)

Ok, no to je­dzie­my. Już dzie­ciacz­ki w przed­szko­lu wie­dzą, że licz­by rze­czy­wi­ste leżą na osi, a ze­spo­lo­ne na płasz­czyź­nie. No i po­ja­wia się na­tu­ral­ne py­ta­nie, a co dalej? Czy można wpro­wa­dzić sen­sow­ne mno­że­nie i dzie­le­nie dla punk­tów prze­strze­ni? No i był sobie Wil­liam Ha­mil­ton, który w dzie­więt­na­stym wieku to roz­k­mi­niał. Jak tu mno­żyć punk­ty prze­strze­ni, żeby to miało sens? No i tak sobie kmi­nił i kmi­nił bez prze­rwy ku utra­pie­niu do­mow­ni­ków, aż w końcu do­stał olśnie­nia na mo­ście. Od­krył, że można to zro­bić, ale nie dla tró­jek, tylko czwó­rek liczb! Za­sa­dy dzia­łań (od­po­wied­ni­ki i^2=-1 dla ze­spo­lo­nych) spi­sał wła­śnie tam. Jest nawet ta­blicz­ka upa­mięt­nia­ją­ca.

Za­ba­wa jest po­dob­na jak w ze­spo­lo­nych, tylko po­trze­ba aż trzech wy­ima­gi­no­wa­nych przy­ja­ciół (i, j, k) za­miast jed­nej jed­nost­ki uro­jo­nej. No i tych rów­nań z mostu. i^2=j^2=k^2=ijk=-1.

Na co to komu? Oczy­wi­ście poza samą fraj­dą upra­wia­nia ma­te­ma­ty­ki. Ano tak opi­su­je się ob­ro­ty w trzech wy­mia­rach i z tego po­wo­du kwa­ter­nio­ny sto­su­je się na przy­kład w gra­fi­ce kom­pu­te­ro­wej.

Aha, no i mno­że­nie już nie jest prze­mien­ne…

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

Ale ma­te­ma­ty­ka w tek­ście nie jest po­nad­cza­so­wa, skoro zmia­na kon­wen­cji w dzie­więt­na­stym wieku wpły­nę­ła na świat cy­fe­rek. No i, że pa­mię­ta­ły, że kie­dyś je­dyn­ka była ich zio­mem, a póź­niej znik­nę­ła.

Tu mnie masz. :-)

Kwa­ter­nio­ny. Dzię­ki za wy­ja­śnie­nia. Uuuu, to chyba jest chore. Nie po­do­ba mi się to rów­na­nie. Bab­ska lo­gi­ka się na nie strasz­nie krzy­wi. Ona nie lubi, kiedy mno­że­nie nie jest prze­mien­ne. Z tego po­wo­du nigdy nie za­ak­cep­to­wa­ła ra­chun­ku ma­cie­rzo­we­go.

Ale skoro ktoś takie pa­skudz­two wy­my­ślił, to i po moim świe­cie muszą łazić. Kwa­ter­nio­ny wy­glą­da­ją bar­dzo po­dob­nie do liczb ze­spo­lo­nych. Wła­ści­wie laik by ich nie od­róż­nił. Tylko te prze­zro­czy­ste ele­men­ty znaj­du­ją się w róż­nych wy­mia­rach.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Bab­ska lo­gi­ka się na nie strasz­nie krzy­wi. Ona nie lubi, kiedy mno­że­nie nie jest prze­mien­ne. Z tego po­wo­du nigdy nie za­ak­cep­to­wa­ła ra­chun­ku ma­cie­rzo­we­go.

Bo tu już wkra­cza ko­bie­ca in­tu­icja. ;) Ale nie­prze­mien­ne mno­że­nie nie jest aż tak chore. Tylko trosz­kę. Można nawet eks­pe­ry­men­tal­nie się prze­ko­nać, że ko­lej­ność ob­ro­tów w swoj­skich 3 wy­mia­rach ma zna­cze­nie. A to to samo, co mno­że­nie ma­cie­rzy/kwa­ter­nio­nów.

Mój prze­bie­gły plan po­le­gał na tym, że gdy­byś wpro­wa­dzi­ła do tek­stu kwa­ter­nio­ny, zaraz bym do­py­tał o to, gdzie się po­dzia­ły okta­wy Cay­leya… 

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

OK, ar­gu­ment z ob­ro­ta­mi do mnie prze­mó­wił. Teraz jesz­cze tylko muszę wy­tłu­ma­czyć bab­skiej lo­gi­ce, że ob­ro­ty to to samo, co mno­że­nie. Bywa, że chłop babę wy­obra­ca, skut­kiem tego się roz­mno­żą, ale mimo wszyst­ko ana­lo­gia nie wy­da­je mi się pełna… ;-)

No masz ci los! Długo tak mo­żesz cią­gnąć? To jest prze­strzeń n-wy­mia­ro­wa, wszyst­kie dzi­wac­twa znaj­du­ją się w ja­kimś od­po­wied­nim wy­miar­ku. Zaj­rzyj i po­szu­kaj. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Hmm … opo­wia­da­nie ma­te­ma­tycz­ne. Uczci­wie się przy­znam, że z matmy mocny nigdy nie byłem i ma to wpływ na mój od­biór tek­stu. Mimo wszyst­ko po­mysł cie­ka­wy, swo­isty kli­ma­cik też jest, więc na­rze­kać nie będę.

Dzię­ku­ję, Stra­fe­rze. :-)

Czyż­by jakaś umiar­ko­wa­nie po­zy­tyw­na opi­nia? Widać każda po­two­ra znaj­dzie swego ama­to­ra. ;-) Faj­nie, że po­mysł się spodo­bał, a kli­mat nie był zły.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Cie­ka­wa ana­lo­gia, nie po­my­śla­łem o tym. ;) To może tak: jeśli bab­ska lo­gi­ka się zga­dza, że “mno­że­nie” liczb ze­spo­lo­nych to mno­że­nie, to za­uważ­my, że ob­ro­ty płasz­czy­zny można opi­sać jako wła­śnie mno­że­nie liczb ze­spo­lo­nych. Na przy­kład mno­że­nie przez “i” to obrót o kąt pro­sty w lewo. Prze­mno­że­nie “1” przez “i” ob­ra­ca o kąt pro­sty i lą­du­je­my na osi uro­jo­nej. Ko­lej­ne prze­mno­że­nie przez “i” to ko­lej­ny obrót i łatwo się prze­ko­nać, ze wy­lą­du­je­my w “-1”, czyli fak­tycz­nie i^2=-1. No i teraz tak, skoro ko­lej­ne ob­ro­ty płasz­czy­zny to mno­że­nie, to tak samo po­win­no być z ob­ro­ta­mi w zwy­kłej prze­strze­ni 3-wy­mia­ro­wej.

Długo tak mo­żesz cią­gnąć?

Tak. :) Prze­strzeń skoń­cze­nie­wy­mia­ro­wa? Nuda.

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

Hmmm. Może coś w tym jest, a może to tylko do­ra­bia­nie ide­olo­gii do ist­nie­ją­cych teo­rii. Chyba wolę nie za­da­wać na­stęp­nych pytań.

Uff! Co za szczę­ście, że wspo­mnia­łam o prze­strze­ni n-wy­mia­ro­wej i mo­żesz sobie pod­sta­wiać za n, co Ci się tylko po­do­ba. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Albo jesz­cze ina­czej, mno­że­nie ma­cie­rzy/ko­lej­ne ob­ro­ty speł­nia­ją takie cudo A*(B+C)=A*B+A*C, więc można by oczy­wi­ście na­zwać tę ope­ra­cję “se­pul­ko­wa­niem”, ale aż się prosi, żeby jed­nak użyć słowa “mno­że­nie”. Choć kosz­tem utra­ty AB=BA (czy wzo­rów skró­co­ne­go mno­że­nia…), ale nie można mieć wszyst­kie­go. ;)

Alefy sobie za n po­pod­sta­wiam. Po­win­no star­czyć. ;)

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

OMG, ob­ro­ty w na­wia­sach. Moja wy­obraź­nia prze­strzen­na ucie­kła, wyjąc wnie­bo­gło­sy. ;-)

No, gdyby alefy Ci nie wy­star­czy­ły, Ty nie­na­sy­co­ny mat­po­two­rze, to już nie wiem, co bym mogła za­pro­po­no­wać. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ech, wy­obraź­nia jest prze­re­kla­mo­wa­na. W sumie cie­ka­we wy­zwa­nie, tak tłu­ma­czyć abs­trak­cje na bar­dziej zdro­wo­roz­sąd­ko­wy język. Przy­dat­ny dy­dak­tycz­ny skill, który sta­ram się opa­no­wać, ale bar­dzo wiąże ręce. ;) Nie­daw­no oma­wia­łem nawet stu­den­tom ciąg Fi­bo­nac­cie­go (i mno­że­nie ma­cie­rzy) na przy­kła­dzie drze­wa ge­ne­alo­gicz­ne­go psz­czół.

Spraw­dzi­łem te alefy, ale za­miast ma­te­ma­ty­ki, od­na­la­złem praw­dy ju­da­izmu. W sumie spoko. ;)

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

Toś w nie­złą ka­ba­łę wpadł. ;-)

My­śla­łam, że ciąg Fi­bo­nac­cie­go to się na kró­licz­kach prze­ra­bia. Ale odkąd kró­licz­ki wy­stę­pu­ją w re­kla­mach, pew­nie spa­dło na pra­co­wi­te psz­czół­ki… ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Przy kró­li­kach muszę za­kła­dać ja­kieś strasz­ne za­ło­że­nia jak nie­śmier­tel­ność i stałą licz­bę kró­li­cząt w mio­cie. A z licz­bą przod­ków trut­nia w ko­lej­nych po­ko­le­niach wstecz wy­star­czy “tylko” wy­klu­czyć ka­zi­rodz­two. Dla­te­go wolę drugi przy­kład. ;)

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

Coś w tym jest. Ale im dalej od “teraz”, tym bar­dziej oba mo­de­le zgrzy­ta­ją…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dla mnie oso­bi­ście opo­wia­da­nie miało walor edu­ka­cyj­ny. Nie wie­dzia­łem, że 1 nie jest już licz­bą pierw­szą. Cięż­ko mówić tutaj o ja­kiejś roz­bu­do­wa­nej fa­bu­le bo jest to ra­czej opis wizji, śnie­nia, prze­ży­cia. Core całej spra­wy sta­no­wi zatem idea, po­mysł, myśl. Z tego punk­tu wi­dze­nia je­stem usa­tys­fak­cjo­no­wa­ny po­nie­waż cze­goś no­we­go się do­wie­dzia­łem. PS I to nie tylko o licz­bach, ale I o au­tor­ce. Dru­gie opo­wia­da­nie, ktore czy­tam i w dru­gim fi­lu­ter­ne ak­cen­ty :) Me gusta!

Dzię­ku­ję, Cichy. :-)

Wa­lo­ru edu­ka­cyj­ne­go nie ma co się wy­pie­rać. Ale faj­nie, że resz­ta też usa­tys­fak­cjo­no­wa­ła.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Cał­kiem, cał­kiem  tekst o po­ży­tecz­nym śnie (albo nie), po któ­rym bo­ha­ter mógł żyć w do­bro­by­cie. Za­koń­cze­nie uśmiech­nę­ło.

Dzię­ku­ję, Black­bur­nie. :-)

Faj­nie, że uśmiech­nę­ło. Z ma­te­ma­ty­ką warto być w do­brych sto­sun­kach. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dosyć już  dawno temu po­da­li w tv, że jeden pan wy­grał w totka dwa razy… pod rząd! Może on też miał kon­szach­ty z licz­ba­mi pierw­szy­mi. ;)

Dwa razy pod rząd? Ładny wynik. Ja­kieś licz­by mu­sia­ły być w to za­mie­sza­ne, ale czy pierw­sze, to nie wiem.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nic nie po­ra­dzę, że uśmiech nie scho­dził mi z ust do końca tek­stu. Jak ja lubię ten Twój lekki humor, taki roz­sie­wa­ny mi­mo­cho­dem. Aż cięż­ko się do cze­goś przy­cze­pić. No i będąc tu tak późno, nic no­we­go do do­da­nia nie mam…

Sza­le­nie po­do­ba­ły mi się kwe­stie liczb. Ich spo­sób mó­wie­nia przy­ćmił kom­plet­nie wy­po­wie­dzi de­tek­ty­wa. Plus ko­lo­ry i za­pa­chy – pięk­ny świat. Bar­dzo baj­ko­wy i chyba z cie­ka­wo­ści pod­rzu­cę chrze­śnia­ko­wi. O frak­ta­lach czy licz­bach uro­jo­nych chyba jesz­cze nie sły­szał, ale je­stem cie­ka­wa, co powie ge­ne­ral­nie na tekst (ma­te­ma­ty­kę lubi, bie­rze udział w kon­kur­sach).

Co mi nie do końca przy­pa­so­wa­ło, to czas. Niby nie pły­nie, a jed­nak jest tam jakaś prze­szłość i te­raź­niej­szość – było jeden kie­dyś, a teraz nie ma. Naj­pierw też mnie zdzi­wił fakt, że przez ponad sto lat licz­by albo się nie zo­rien­to­wa­ły, że to­wa­rzysz­ka im się zgu­bi­ła, albo tak długo nie szu­ka­ły. Jed­nak ko­men­ta­rze wy­mie­nia­ne z Szysz­ko­wym­Dziad­kiem wszyst­ko w tej kwe­stii wy­ja­śni­ły.

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Dzię­ki, Śnią­ca. :-)

Miło, że jed­nak komuś się tekst spodo­bał, nawet po­le­cać chce… Tylko ten… Może ocen­zu­ruj z 69, jeśli nie chcesz zbyt wielu rze­czy tłu­ma­czyć chrze­śnia­ko­wi. ;-)

No do­brze, kwe­stii czasu po­rząd­nie nie prze­my­śla­łam…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Do­brze, że pod­po­wia­dasz i ze­zwa­lasz, bo mo­gło­by być nie­ko­niecz­nie dla mnie póź­niej cie­ka­wie, gdyby bra­to­wa zo­ba­czy­ła, bo młody to nie wiem, czy by zwró­cił uwagę ;)

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Nigdy nie wia­do­mo, na co dzie­ciak zwró­ci uwagę. Ale można spo­koj­nie za­ło­żyć, że za­pa­mię­ta i po­wtó­rzy, komu nie trze­ba, naj­gor­sze moż­li­we zwro­ty. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Albo bę­dzie sam naj­pierw w sieci spraw­dzał, albo… o nie, za­py­ta ro­dzi­ców i już po mnie…

Ko­niecz­nie to wytnę.

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Może to jesz­cze zro­bić z więk­szym hu­kiem – po­wtó­rzy pani w szko­le, pod­czas lek­cji, a ko­le­dzy prze­ka­blu­ją ro­dzi­com i na­ro­bią ro­dzi­nie wsty­du. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Stra­szysz coraz bar­dziej ;)

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Ostrze­gam, Droga Ko­le­żan­ko, tylko ostrze­gam. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

laugh

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Po­mysł na pewno nie­sza­blo­no­wy, spodo­bał mi się świat liter i przy­go­da de­tek­ty­wa.

Od pierw­szych aka­pi­tów wpro­wa­dzasz czy­tel­ni­ka w akcję, co z jed­nej stro­ny jest dobre (bo budzi za­in­te­re­so­wa­nie), ale z dru­giej za­bi­ja bu­do­wę więzi z bo­ha­te­rem. Staje się on tylko ko­twi­cą fa­bu­lar­ną, co, wy­da­je mi się, bar­dzo szko­dzi emo­cjo­nal­no­ści tek­stu. Jest “po pro­stu” in­te­re­su­ją­co, ale nie czuć wagi tego wszyst­kie­go, a wstaw­ki (jak ta o 1410r) wy­glą­da­ją bar­dziej na cie­ka­wost­ki. Re­ak­cje de­tek­ty­wa też mało na­tu­ral­nie – no, ty­po­wa ko­twi­ca.

Sama in­try­ga i za­koń­cze­nie fajne, po­do­ba­ło mi się i było czymś nie­tu­zin­ko­wym w ota­cza­ją­cej nas na co dzień zwy­czaj­no­ści. Szko­da, że nie przed­sta­wi­łaś pro­ble­mu z więk­szym roz­ma­chem, nie od­nio­słaś go bar­dziej do na­sze­go świa­ta. Do­cho­dze­nie też mo­gło­by ob­fi­to­wać w ja­kieś zwro­ty akcji, coby nie było tak pro­sto.

No ale ro­zu­miem za­mysł. Chcia­łaś pew­nie po­krót­ce przed­sta­wić ideę, na którą wpa­dłaś i za nią wła­śnie na­le­ży się pri­ma­grodz­ki stem­pel ja­ko­ści.

 

Trzym się cie­pło, Fin­klo. Na ko­niec jesz­cze jedna wąt­pli­wość:

Czyli mia­łem pierw­szą hi­po­te­zę: to po pro­stu prze­gra­łem ba­ta­lię i kim­ną­łem.

Do­brze myślę, że tego “to” nie po­win­no tam być? Jeśli nie, to chyba nie jarzę zda­nia ;/

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu prze­strze­ni ani mi­ło­ści. Jest tylko cisza."

Dzię­ki, Luki. :-)

Po­wia­dasz, że bu­do­wę więzi szlag tra­fił? Hmmm. Cenna uwaga. Wy­da­je mi się jed­nak, że w tym przy­pad­ku tak czy siak trud­no skło­nić od­bior­cę do ki­bi­co­wa­nia bo­ha­te­ro­wi. Kto się przej­mu­je zbio­rem liczb pierw­szych? Świat by się nie za­wa­lił, gdyby de­tek­ty­wo­wi się nie udało.

Żad­ne­go zwro­tu akcji pod­czas do­cho­dze­nia nie zdo­ła­łam wy­kom­bi­no­wać. Licz­by nie kła­mią, nie mają alibi, a te pierw­sze jesz­cze są wy­jąt­ko­wo mało zło­żo­ne…

Wpa­dłam na po­mysł i wy­cią­gnę­łam z niego tyle, ile po­tra­fi­łam.

“To” fak­tycz­nie zbęd­ne. Zaraz wy­wa­lę.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Po­do­ba­ło. A z wy­ja­śnie­niem co i dla­cze­go wpad­nę za jakiś czas.

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

To miło. :-)

No to cze­kam na co i dla­cze­go.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Co mi się po­do­ba­ło? Naj­pierw po­mysł. Pro­sty, opar­ty na twier­dze­niu ma­te­ma­tycz­nym ale przed­sta­wio­ny w bar­dzo przy­stęp­nej for­mie. Potem idą styl i język. Na­pi­sa­ne z bi­glem i po­my­sło­wo (cho­ciaż­by to, że wy­po­wie­dzi liczb brzmią jak Adaś Miau­czyń­ski z “Nic śmiesz­ne­go”). Opi­sa­ne jest to wszyst­ko bar­dzo ko­lo­ro­wo i bar­dzo żywo. A przy tym żad­nych zgrzy­tów. Na warsz­ta­cie na­praw­dę nic nie zgrzy­ta, wszyst­ko do­brze na­oli­wio­ne. 

Na ko­niec humor. Rzu­co­ne tu i ów­dzie smacz­ki. O 69 nie wspo­mi­nam ze wzglę­du na porę, ale podam dwa inne przy­kła­dy, które mi się:

 

Za­sko­czy­ły mnie. Po kiego grzy­ba licz­bom de­tek­tyw? Ktoś ukradł zero dzie­siąt­ce? Jakiś psy­cho­pa­ta za­strze­lił trzy­nast­kę? Tu­zi­no­wa je­dyn­ka zdra­dza dwój­kę?

 

Aha. Czyli mo­głem wy­co­fać się do do­brze zna­ne­go biura, w któ­rym je­dy­ne licz­by ujem­ne to nie­za­pła­co­ne ra­chun­ki, ale nigdy nie wró­cił­bym tutaj.

​To chyba taki Twój stem­pel cha­rak­te­ry­stycz­ny. Fin­klow­ski humor.

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

Dzię­ku­ję, Ma­ra­sie. :-)

Lubię przy­stęp­ną formę. To nie sztu­ka prze­pi­sać wzór albo de­fi­ni­cję, z któ­rej po­ło­wy się nie ro­zu­mie. Sztu­ką jest wy­tłu­ma­czyć dwu­lat­ko­wi, dla­cze­go wszyst­ko spada na zie­mię.

Nie bar­dzo znam Ada­sia Miau­czyń­skie­go, więc trud­no mi się po­rząd­nie od­nieść. Wy­my­śli­łam sobie, że licz­by pierw­sze będą nie­ja­ko “skła­dać” po­ję­cia z po­dob­nych zna­cze­nio­wo wy­ra­zów.

Kto sma­ru­je, ten je­dzie. ;-)

Humor. Faj­nie, że się spodo­bał. Ale cza­sa­mi mam wra­że­nie, że nie po­tra­fi­ła­bym się go po­zbyć. Be­stia wy­cho­dzi, nawet jeśli wcale jej do tek­stu nie za­pra­szam. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Po co się po­zby­wać atu­tów. Le­piej karm i pie­lę­gnuj tę be­stię. Nie godzi sie do lasu wy­wo­zić i po­rzu­cać. Ten apel kie­ru­ję do wszyst­kich zwłasz­cza teraz, w okre­sie świą­tecz­nym. Nie po­zby­waj­cie się swo­ich ukry­tych be­stii w tak okrut­ny spo­sób! Po świę­tach lasy są pełne nie­chcia­nych be­stii.

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

Nie no, o wy­wo­że­niu do lasu nawet nie my­śla­łam. Tylko chcia­ła­bym, żeby cza­sem grzecz­nie zo­sta­ła w domu i po­cze­ka­ła, aż ja wrócę. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Przy­jem­ne opo­wia­dan­ko z faj­nym hu­mo­rem :) Po­do­ba­ły mi się żar­ci­ki licz­bo­we, a było ich sporo, roz­rzu­co­ne po całym tek­ście, dla­te­go lek­tu­ra nie nu­dzi­ła i cały czas mia­łem ma­łe­go ba­na­na na twa­rzy.

Po­mysł na opo­wia­da­nie też bar­dzo fajny :)

 

Ko­men­ta­rzy nie czy­ta­łem, dla­te­go nie wiem, czy wcze­śniej były py­ta­nia o dziw­ne opóź­nie­nie liczb w spra­wie, czy też nie. Od XIX wieku do epoki kom­pu­te­rów mi­nę­ło tro­chę czasu. Licz­by nie zo­rien­to­wa­ły się wcze­śniej, że je­dyn­ka (wy­bacz, jeden :D) od nich ode­szło?

Dzię­ku­ję, Ka­ro­lu. :-)

Miło, że było przy­jem­nie, a żarty się spodo­ba­ły.

Tak, były już takie py­ta­nia. Ściem­nia­łam, że u liczb czas nie pły­nie, a po zo­rien­to­wa­niu się, że coś się zmie­ni­ło, mu­sia­ły jesz­cze wy­cza­ić od­po­wied­ni mo­ment i zna­leźć de­tek­ty­wa.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Fajne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Dzię­ki, Anet. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dosyć kar­ko­łom­ne to było, ale się udało :)

Za­uwa­ży­łem, że bra­ko­wa­ło je­dyn­ki do bi­blio­te­ki.

Dzię­ki, Unfal­lu. :-)

Za wi­zy­tę, kom­cia i tego jed­ne­go klika. :-) Faj­nie, że pią­te­mu spra­wie­dli­we­mu się spodo­ba­ło.

Kar­ko­łom­ne… Po­szu­ki­wa­nie sy­no­ni­mów w toku. Pro­szę cze­kać… [prze­pły­wa­ją­ce krop­ki, krę­cą­ce się kółka] Mam! Ory­gi­nal­ne! ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Spraw­na ta wy­szu­ki­war­ka :)

Się wie! Uni­ka­nie brzyd­kich po­wtó­rzeń itp. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Za­baw­ne i edu­ku­ją­ce ele­men­ty teo­rii liczb. Przy­da­ły­by się temu po­dob­ne w cza­sach na­ucza­nia pan­de­mo­nicz­ne­go jako lek­tu­ry wspo­ma­ga­ją­ce :) (Też już nie pa­mię­ta­łem, że 1 nie jest l.pierwszą i mu­siał­bym po­wtó­rzyć de­fi­ni­cję. Nie wspo­mnę o względ­nie pierw­szych i bliź­nia­czych. ;) )

 

Uwaga: IMO pan­de­mo­nicz­ne=pan­de­mio­nicz­ne

Dzię­ki, Koalo. :-)

A już nie pa­mię­tam, jak uczo­no za moich cza­sów.

Nie­złe okre­śle­nie na ten te­le­wi­zyj­ny cyrk.

Taaak, licz­by po­tra­fią być cie­ka­we…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nowa Fantastyka