
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Szpital Bambino Jesus w Rzymie. Jedna z niewielu jednoosobowych białych salek.
Larisa, trzyletnia dziewczynka z blond lokami i wielkimi niebieskimi oczami, leżała w ciężkim stanie oczekując na zbliżającą się wielkimi krokami śmierć. Już się nie bała, chorowała od dwóch miesięcy, nowotwór złośliwy był tak agresywny że w ciągu tych dwóch miesięcy ze ślicznej, radosnej dziewczynki pozostał tylko cień. Zapadnięte policzki, zmęczone oczy, skóra blada i mocno napięta na tym wymizerowanym i bezbronnym ciele.
Jej stan pogorszył się w ciągu ostatnich trzech dni, po dzisiejszym porannym obchodzie lekarze dawali jej nie więcej jak dwa trzy dni życia.
Po lewej stronie łóżka na fotelu siedział ojciec, Arturro, po prawej matka Monik. Oboje mieli podkrążone z niewyspania i zapłakane oczy. Mała była bardzo podobna do matki, niewysokiej, zgrabnej niebieskookiej blondynki, bardzo ładnej i sympatycznej. Typ kobiety w której każdy może się zakochać. Choć w tej chwili niewiele przypominało tą piękną kobietę z przed kilku miesięcy.
Arturro to trzydziestokilku letni, stutrzydziesto kilowy kolos, i nie była to otyłość choć lubił dobrze zjeść. Był takim rodzynkie, od małego był duży, mocno zbudowany i piekielnie silny. Od dziecka ciężko pracował na budowie, żeby opłacić szkołę a później studia.Teraz miał dużą prężnie działającą firmę budowlaną z oddziałami w kilku największych miastach we Włoszech. Był też posiadaczem kilku kont bankowych, na których było masę pieniędzy, pieniędzy które na nic się nie zdały. Najlepsi i najdrożsi lekarze, najlepsze kliniki-nic, nic nie mogło powstrzymać postępującej choroby dziecka.
Siedział przy łóżku trzymając za rękę swojego blond aniołka. Kochał to dziecko ponad wszystko na świecie, oddałby wszystkie pieniądze jakie ma, bez wahania oddałby też swoje życie za jej.
Teraz siedział bezsilny patrząc jak umiera cały jego świat.Czuł narastającą złość, nienawiść do całego świata, do boga, do wszystkiego co go otaczało.
Oczy mu płonęły, ręce zaczęły drżeć, serce biło jak szalone, stanął wyprostowany patrząc przez oszklony dach w niebo
-Boże !!!- ryknął
Czuł płomień w sercu, zacisnął mocno pięści przebijając paznokciami skórę na dłoniach, krople krwi spadły na podłogę plamiąc jasny dywanik. Płomień w oczach narastał, myśli w jego głowie biegały w tą i z powrotem jak w kalejdoskopie. W pokoju zrobiło się gorąco, szyby zaczęły drżeć. Monik przytuliła mocno Larisę i patrzyła rozszerzonymi oczyma na męża. Arturro płonął już cały, błękitny płomień pokrywał już całą jego postać.
Szyby drżały coraz mocniej, aż w końcu wybuchły, deszcz odłamków spadł na zaparkowane na dole auta.
Monik odchyliła się i spojrzała na córeczkę, oczy małej zaczęły błyszczeć, policzki nabierały koloru, Zycie do niej wracało.
-Mamo, co się stało?-szepnęła Larisa.
-Nic maleńka, nic szczególnego, wszystko w porządku. Jak się czujesz skarbie?-zapytała drżącym głosem Monik.
-Dobrze mamo, już nic mnie nie boli. Monik patrzyła załzawionymi oczyma na powracającą do życia córeczkę, niczego nie rozumiejąc.
-Monik!- usłyszała głos męża w swojej głowie. Podniosła głowę i spojrzała na Arturro. Nie był to już ten sam przystojny i łagodny olbrzym, był jeszcze większy niż zwykle, ubranie w wielu miejscach było popękane a przez rozdarcia wyglądały ogromne, twarde i gorące mięśnie. Płomienie zniknęły, pozostały tylko w oczach.
Monik wzięła małą na ręce, Arturro podszedł do nich i przytulił oba swoje skarby.
-To chwilowe aniołku. Teraz musicie stąd szybko jechać do Castel Gandolfo do babci. Tam poczekacie na mnie – pocałował w policzek Monik -Zabieraj małą i jedź szybko do matki-mówiąc to nie poruszał ustami, Monik słyszała go tylko w myślach.
-Co się dzieje Arturro? Jakim cudem mała jest zdrowa?-zapytała ściskając go za rękę.
-Nie czas na wyjaśnienia skarbie, kiedyś ci to wyjaśnię, teraz musicie szybko stąd uciekać, za kilka minut będzie tu piekło. Dołączę do was za…jakiś czas.
-Kiedy!- zapytała patrząc mu głęboko w oczy, w oczy które przez chwilę były takie jak kiedyś
-Nie wiem-odpowiedział smutno.
Monik pocałowała go w usta i wybiegła szybko z małą na rękach z sali.
Pokój zaczął drżeć, Arturro stał na środku z opuszczonymi rękoma i przymkniętymi oczami.
-NAZISS!-mruknął otwierając oczy i wciągając gwałtownie powietrze.
Kilka metrów od niego stał wysoki facet w czarnym skórzanym płaszczu (choć był środek lata), oczy miał całkowicie czarne, jak dwa węgle, na twarzy igrał nikły szatański uśmieszek. Przez wyrwane drzwi do sali wbiegł lekarz z pielęgniarką i dwóch ochroniarzy. Ochroniarze zobaczywszy zniszczenia i dwóch stojących na przeciw siebie facetów, sięgnęli po broń.
Naziss, bo tak się nazywał facet w skórze, spojrzał na nich a jego oczy błysnęły. Obaj padli jak kłody na podłogę, z oczu i uszu popłynęła krew. Pielęgniarka westchnęła i zemdlała osuwając się na jednego z ochroniarzy, lekarz był szybszy, odwrócił się na pięcie i zaczął wiać.
-Arturro!- rzekł Naziss odwracając wzrok od trupów– Dawno się nie widzieliśmy bracie.
-Tak, trzydzieści pięć lat, tylko tyle dałeś mi spokoju.
-Hmmm. Tak tylko tyle, A nie wystarczy? – uśmiechnął się złośliwie Naziss.
Proszę wybaczyć za tytuł , ale nic innego nie przychodziło mi chwilowo do głowy . Troszkę krótkie , resztę dopiszę za parę dni .
Borze!!! - ryknął - Lesie pradawny!!! Prastara Puszczo!!!
Lecz Bór milczał...
Sorki krisbaum , przeoczenie
To jeszcze żódź okiem na
"lewą stronę łóżka"
wydaje mi się też że
"Arturro to trzydziestokilkuletni , stu trzydziestokilowy kolos"
ale mogę się mylić. Takie przeoczenia łatwo wyłapuje słownik z Worda czy Open Office'a. Wystarczy tylko nie mieć lenia za skórą.
Pisałem w Open Office , nie wyłapał
Nie jestem pewny jak się pisze "żódż" czy "rzuć "
,,oddał by wszystkie pieniądze jakie ma, bez wahania oddał by (...)''. Nie dość, że 'oddałby'' się powtarza to jeszcze oddzielnie.
's powrotem' - rozbrajające. Ponad to literówki, interpunkcja to jeden wielki bałagan, czytanie tego krótkiego fragmentu to męka, a opowiadanie - wybacz szczerość - słabe. Nawet bardzo.
arturro: pisz i pisz coraz więcej!!!!!, ale przede wszystkim staraj się sprawdzić błędy (w miarę możliwości oczywiście, nikt nie wyłapie wszystkiego), zanim wrzucić tekst na stronę. Ewentualnie daj komuś starszemu, kto łatwiej zwróci na nie uwagę. Posłuchaj kolegów nade mną, zwłaszcza domka, który mówi prawdę, że czytanie tekstu w tej postaci to męka. Nie powinieneś robić odstępów między słowami a znakami interpunkcyjnymi "Larisa , trzyletnia...". W międzyczasie czytaj też książki, bo to bardzo pomaga.
Pozdrawiam.
Dzięki Redil
Interpunkcja nawala, notorycznie spacja przed każdym przecinkiem i kropką, powtórzenia, prymitywne zdania (był, był, miał, był...), kompletna nieświadomość w kreowaniu zależności jednej sceny od drugiej, zdań pomiędzy sobą itd. Pomijam już zupełnie to, że niedokończonych tekstów się nie wstawia. Chociaż w sumie to dobrze - będę wiedział, żeby reszty nie tykać.
stał wysoki facet w czarnym skórzanym płaszczu (choć był środek lata)
No, rychło w czas! Szkoda, że w ostatnim zdaniu nie dowiedziałem się, że była noc...
Wybacz Martycjan że znowu musiałeś coś takiego czytać, i nie ma już spacji przed przecinkami i kropkami. Ale czego się mogłem spodziewać, ty czytasz tylko przecinki i kropki.
No to, artórro, popraw jeszcze formatowanie i będziemy mieli całkiem sprawnie wklejony gniot.
Arturro pisze się przez u zwykłe, ja nie czytam twoich bajek ty nie czytaj moich. Nie znasz mnie a już mnie kochasz?
A Mortycjan pisze się przez O, a nie A... Nie obchodzi mnie kim jesteś ani jakiej jesteś orientacji. Oceniam TEKST. Zdarza się, że teksty tego samego autora oceniam na 1 i 4. Dorośnij do krytyki.
Wybacz Mortycjan za to„a”,pomyłeczka. Ja dorosłem do krytyki i wiem że można krytykować bez obrażania i gnojenia.ale tobie najwyraźniej sprawia to przyjemność. Przeczytaj komentarz Redila, można krytykować bez zniechęcania. A ty byś Sienkiewiczowi obrzydził pisanie. Sorki