- Opowiadanie: Sam Peckinpah - Goliat

Goliat

Moje drugie opowiadanie, które tu umieszczam. Tekst, w zamierzeniu, krótki i lekki. Traktuję jako wprawkę.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Goliat

Goliat

 

Clovis podpierał ścianę długiego korytarza, znajdującego się na piętrze Akademii Magicznej. Czekając na swoją kolej, przyglądał się z niesmakiem koleżankom i kolegom z roku, którzy właśnie obskoczyli Lydena Wise, gratulując mu świetnego wyniku. Szczególnie bolesny był dla Clovisa widok Marit, obdarzającej Lydena zniewalającym uśmiechem, kiedyś zarezerwowanym tylko dla niego.

– Czekaj mądralo, jeszcze ci pokażę. Wam wszystkim pokażę – mówił do siebie, przeskakując nerwowo z nogi na nogę i miętoląc swą spiczastą czapkę alumna. Wyglądał jakby dopadła go właśnie starcza przypadłość w postaci nadpobudliwego pęcherza.

Lyden uzyskał dziewięć i pół punktu, na dziesięć możliwych. Pękał teraz z dumy machając wynikami egzaminu i pozwoleniem na zapuszczenie brody maga. Clovis nie mógł w to uwierzyć, ale widział wyraźnie, że w ciągu tych kilku chwil od wyjścia z sali, na gładkiej twarzy Lydena pojawił dwudniowy zarost.

Prawdę mówiąc Wise musiał rzeczywiście nie lada się postarać. Komisja była dziś nad wyraz surowa i pozostali z trudem przekraczali sześć punktów. Clovis liczył jednak, że uda mu się jakimś cudem pobić Lydena. Choćby ten jeden raz. Przygotowywał się wszak do tego dnia wiele miesięcy.

Wielkie drewniane drzwi, prowadzące do sali egzaminacyjnej uchyliły się i w progu stanął kudłaty, kulawy na lewą nogę, niziołek. Był to sekretarz komisji, Paulus.

– Garthwaite. Clovis Garthwaite – zaintonował monotonnym głosem, rozglądając się znudzonym wzrokiem po korytarzu.– Zapraszamy do środka, panie Garthwaite – dodał, spostrzegłszy alumna.

Rozmowy na korytarzu na chwilę ucichły. Oczy studentów skierowały się na Clovisa. Ten wcisnął na głowę ciasną, długą czapkę i ruszył pewnym krokiem, spoglądając zuchwale na Lydena. Rzucał mu wyzwanie. Zwycięzca mógł być tylko jeden. Wszystko było teraz w rękach i głowie Clovisa.

Sala egzaminacyjna wyglądała na sporą. Ściany obite były inkrustowanym drewnem, a sklepienie miało formę kopuły. Na środku stała duża metalowa klatka, jarząca się delikatnym błękitnym światłem. Wewnątrz klatki, poza różnymi przedmiotami codziennego użytku, służącymi w czasie egzaminu za rekwizyty, na których można było pokazać swą siłę magiczną, Clovis dostrzegł również bezkształtną masę przypominającą kupę trolla. Komuś poszło bardzo źle. – Pomyślał.

Na końcu sali, na podwyższeniu, znajdował się masywny stół, za którym zasiadała szacowna komisja. Po lewej jego promotor, pomarszczony niczym dorodna suszona śliwka, profesor Wulf. Po prawej profesor Ra-Khim, mag o śniadej cerze zdradzającej pochodzenie z odległych krain. Pomiędzy starymi czarodziejami siedziała przewodnicząca komisji, a zarazem dziekan wydziału zaklęć, Gladys Monte Carlo.

Jak na kobietę przystało, utrzymywała wspaniałą iluzję młodości. Ktoś nie znający się na rzeczy mógłby wręcz pomyśleć, że to dla żartu posadzono studentkę wśród starców.

Opodal, przy małym biurku zastawionym różnymi inkunabułami, usadowił się sekretarz Paulus.

Clovis pokłonił się nisko, po czym wytrwał chwilę w tej pozie, wyrażając tym samym należny szacunek. Przy okazji zdążył zauważyć, że na obuwiu jest jeszcze trochę końskiego łajna, w które wdepnął idąc na egzamin.

– Zapraszamy na miejsce, panie Garthwaite – odezwała się swym miękkim głosem Monte Carlo. Pani dziekan, zgodnie z wiekową uczelnianą tradycją, podobnie jak pozostali profesorowie, nosiła długą brodę. W przypadku kobiet wyhodowanie zarostu wiązało się zazwyczaj z pewnymi nakładami magicznymi, a w konsekwencji było niejaką uciążliwością. Na szczęście czasy się zmieniły i powszechnie akceptowano brody sztuczne. I taką też miała dziś na twarzy Gladys.

Clovis bez słowa skierował się do środka klatki. Wchodząc, poczuł jak nałożona błękitna bariera wysysa z niego wszystkie siły magiczne. Zaraz jednak gdy znalazł się wewnątrz, jego poziom nasycenia magią wrócił do normy.

– Zgodnie ze słowami profesora Wulfa przygotował pan dla nas zaklęcie przemiany, prawda? – ciągnęła dalej pani dziekan. Promotor skinął w kierunku Clovisa.

– Tak. Zgadza się. Wspólnie z profesorem Wulfem przygotowaliśmy zaklęcie przemieniające wodę w piwo.

– Bardzo dobrze – wtrącił profesor Ra-Khim, którego gęsta, siwa broda była tak długa, że musiał obwiązywać ją wokół szyi niczym szal. – To bardzo użyteczne zaklęcie. Potrafi uratować wiele istnień, szczególnie w rejonach, gdzie woda jest paskudna i niezdatna do picia. Słyszałem, że i na kampusie woda jest nienajlepsza. – Mrugnął znacząco, nie ukrywając aluzji do studenckiego życia.

– Uznałem jednak, że skoro jest to egzamin końcowy to muszę się bardziej postarać – kontynuował Clovis jakby nie słysząc profesora Ra-Khima. – Dlatego też zaprezentuję inne zaklęcie. Będzie to viridis. Wykonam je na sobie.

Na twarzach profesorów malowała się konsternacja. W szczególności profesor Wulf wybałuszył oczy tak, że wyglądał jakby onager kopnął go z całej siły w krocze.

– Co ty wygadujesz, Clovisie? Przecież viridis to zaklęcie z Codex Ultima! Nie wolno ci wykonywać tych zaklęć. A już zwłaszcza na sobie! – Przestrzegł promotor.

– Z całym szacunkiem profesorze Wulf, ale to jest mój egzamin magisterski. I mam prawo zaprezentować się jak najlepiej. Tak stoi w regulaminie uczelni. – Uparł się Clovis.

– Bardzo mi przykro Clovisie, ale egzamin nie obejmuje materiału zawartego w Codex Ultima– wtrąciła profesor Monte Carlo.

– Chwileczkę, Gladys. – Ra-Khim delikatnie chwycił panią dziekan za ramię. Po czym zwrócił się do sekretarza – Paulusie? Może sprawdzisz, czy ten młodzian ma rację?

Sekretarz Paulus założył okular na prawe oko, i jął natychmiast wertować uczelniany regulamin. Chwilę to trwało zanim odnalazł odpowiedni ustęp. W końcu jednak podniósł w górę palec w geście tryumfu.

– Mam – powiedział, po czym głosem równie monotonnym, jak przy wywoływaniu Clovisa, zaczął czytać. – Magisterium. Egzamin na czarodzieja dyplomowanego. Część praktyczna. Ustęp czwarty, punkt drugi. Wybór czarów. Alumn wspólnie z promotorem dokonuje wyboru zaklęcia, które zaprezentuje w trakcie egzaminu. Promotor zatwierdza czar w formie pisemnej. Dokument ten powinien być złożony w sekretariacie uczelni najpóźniej na dwa tygodnie przed terminem egzaminu – po czym uniósł kudłatą głowę na znak, że skończył.

– Sekretarzu Paulusie. Proszę przeczytać ustęp dotyczący praw alumna – rzekł Clovis. Paulus spojrzał pytająco na komisję. Dziekan Monte Carlo kiwnęła głową.

– Prawa i obowiązki alumna – rozpoczął swą mantrę sekretarz po czym zaczął coś mamrotać przeskakując kolejne punkty, aż w końcu trafił na właściwy fragment. –  Alumn na prawo do zmiany czaru, nie później jednak niż przed rozpoczęciem egzaminu praktycznego, w następujących przypadkach – i tu Paulus zaczął znowu coś niezrozumiale bąkać. Po czym już normalnym głosem odczytał – gdy uważa, że wybrany wcześniej czar nie jest adekwatny do jego umiejętności co mogłoby wpłynąć na ocenę końcową z egzaminu.

Na chwilę zapanowała cisza, przerwana przez panią dziekan.

– Mamy rozumieć, że powołujesz się na ten punkt regulaminu Clovisie?

– Właśnie tak – odparł pewnym głosem młody czarodziej. W tym samym momencie po sali rozniosło się głośne plaśnięcie. To profesor Wulf pacnął się w czoło. Tak mocno, że pozostawił czerwony ślad, a profesorska czapa omal nie zsunęła mu się z głowy.

– Czyżbyś postradał rozum Clovisie? Przecież viridis jest czarem tak mocnym, że nawet my nie będziemy mogli odwrócić efektu. Dlatego zresztą trafił do księgi Ultima. Błagam cię chłopcze, wycofaj się póki nie jest za późno.

– Ile punktów przewidzianych jest za zaklęcia Ultima Codex?

– Jak już wspomniała pani dziekan, materiał na egzamin nie obejmował czarów z Ultima Codex – odparł sucho sekretarz Paulus.– Ale z racji hierarchii zaklęć, a Ultima znajduje się na jej szczycie, można przyjąć wniosek, że każdy czar pochodzący z tej księgi powinien być wyceniany na równe dziesięć punktów. Czy szacowna komisja zgodzi się ze mną?

Przewodnicząca komisji potwierdziła skinieniem głowy.

– Zatem zdania nie zmienię – odparł Clovis i stanął wyprostowany jak kołek. Widać było wyraźnie, że chłopak jest zdeterminowany.

– Regulamin uczelni jest w tym przypadku wartością najwyższą. Kimże jesteśmy, żeby go kwestionować? Jeśli chłopak chce zmienić czar, musimy mu to umożliwić – Ra-Khim był gotowy zaakceptować żądanie Clovisa. Profesor Wulf był zdecydowanie na nie. Decyzja należała do dziekan Monte Carlo.

Clovis patrzył teraz wprost na nią. Pani dziekan gładziła swą sztuczną brodę intensywnie rozmyślając nad zaistniałą sytuacją.

– Gladys? – zaczepił ją w końcu Ra-Khim wyrywając z zamyślenia. – Czekamy na twoje rozstrzygnięcie.

– Skoro taka jest twoja decyzja Clovisie… – odparła Monte Carlo dając ręką znak do rozpoczęcia egzaminu.

– Przecież to niebezpieczne! Dla niego i dla nas! – ryknął promotor wstając z krzesła.

– Dlatego ten alumn jest zamknięty w klatce Heiselberga, która go od nas izoluje – odparł Ra-Khim.

Profesor Wulf nic więcej nie powiedział. Poczerwieniał na twarzy, złożył ręce i osunął się na krzesło w wyrazie dezaprobaty. Clovis tymczasem podziękował pani dziekan. I zaczął czarować.

Viridis, pomimo że był najprostszym z czarów zawartych w Ultima Codex, i tak wymagał nadzwyczajnego skupienia oraz umiejętności. Formuła czaru była niezwykle długa, a z każdym wypowiedzianym słowem Clovis czuł, jakby tracił kontrolę nad kolejnym fragmentem swojego ciała. Co prawda ćwiczył je wielokrotnie, ale z racji natury tego zaklęcia, nigdy nie mógł doprowadzić go do końca. Zawsze przerywał przed dojściem do momentu kulminacyjnego. Tym razem miało być inaczej. Musiał wypowiedzieć formułę w całości. Modlił się w duchu, aby do ostatniego słowa mógł kontrolować język. Jeśli nie postawi kropki nad i, nic z tego nie będzie. Wyjdzie z klatki jak niepyszny i stanie się pośmiewiskiem. Nigdy by sobie tego nie wybaczył.

W połowie formuły poczuł, że odpływa. Świat rozmył mu się przed oczami. Słowa zmaterializowały się i zaczęły wirować wokoło. Zaczął łapać je nerwowo, układając w dalszą logiczną całość.

– Język, muszę pracować językiem – pouczał się w myślach. – Słowo niewypowiedziane nie istnieje.

Gdy był już prawie u celu w jego umyśle pojawiła się czarna dziura. Wszystkie słowa, wszystkie myśli uleciały nagle z głowy. Po prostu pustka. I przerażenie.

– Muszę dokończyć formułę, muszę, muszę! – Clovis starał się z całych sił przypomnieć sobie ciąg dalszy. Lecz zamiast formuły przed oczami pojawił się obraz roześmianej Marit, którą obejmował Lyden. Śmiał się z niego. Śmiał się prosto w twarz.

Obraz ten tak wstrząsnął Clovisem, że natychmiast przypomniał sobie ciąg dalszy zaklęcia. Kilka słów później klatkę rozświetlił oślepiający blask.

*****

Członkowie komisji ściągnęli z nosów przyciemniane szkła ochronne, przecierając oczy. Formuła zaklęcia była bardzo długa dzięki czemu Gladys Monte Carlo miała czas by przypomnieć sobie czym kończy się viridis, i tym samym zarządzić założenie okularów.

Podobnie jak pozostali spojrzała na środek klatki. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą Clovis Garthwaite wił się w przedziwnych pozach, wypowiadając potężne zaklęcie, leżała teraz sterta ubrań. Nagle wyskoczyła spod nich żaba, w kolorze oliwkowym. Wielki na jakąś stopę, dorodny okaz z rodziny goliatów. Tak przynajmniej stwierdził sekretarz Paulus, który znał się bardzo dobrze na florze i faunie królestwa.

Żaba wyskoczyła z klatki i wskoczyła na stół, za którym siedziała komisja. Przycupnęła przy inkauście, służącym do wypisywania dokumentów egzaminacyjnych, wpatrując się tępo w Gladys Monte Carlo.

– Do stu piorunów, chłopakowi się udało! – Klasnął z uznaniem w dłonie profesor Ra-Khim. – Dawno czegoś takiego nie widziałem. Zaiste, drzemie w nim wielka siła.

– Ale jakim kosztem! – westchnął profesor Wulf, który naprawdę lubił Clovisa. – Kto się nim teraz zaopiekuje?

– Możesz założyć terrarium w swoim gabinecie – doradził mu profesor Ra-Khim. – Będzie to bez wątpienia najinteligentniejsza żaba na świecie. Będę wpadał z muchami.

– Panowie, dość już tego. Nie zapominajmy, że przed nami jeszcze kilku studentów. Musimy jakoś ocenić pana Garthwaite – rzekła urzędowym tonem przewodnicząca komisji. – Myślę, że możemy się zgodzić, co do tego, że transformacja przebiegła wzorcowo, prawda panowie? – Wulf przytaknął. Nadal czuł się rozczarowany zachowaniem Clovisa, ale musiał przyznać, że czar wyszedł mu znakomicie.

– Nie pozostaje mi nic innego, jak przydzielić panu dziesięć punktów. – kontynuowała dalej pani dziekan patrząc teraz wprost na żabę. – Moje gratulacje panie Garthwaite. Taki wynik nie przytrafił się nikomu od czasu…

– Chwileczkę! – wtrącił nagle profesor Ra-Khim. Po czym chwycił żabę w ręce i delikatnie rozchylił jej wargi. – Spójrzcie na to!

Gladys Monte Carlo i profesor Wulf pochylili się w stronę Ra-Khima. Sprawa była niestety oczywista. Żaba ukrywała w swej gębie ludzkie zęby! To zmieniało postać rzeczy.

– Bardzo mi przykro panie Garthwaite. Ale za te zęby musimy odjąć panu pół punktu. Mówię to z żalem, lecz czar nie został wykonany perfekcyjnie – powiedziała po chwili pani dziekan. – Oznacza to, że otrzymuje pan dziewięć i pół punktu. To i tak świetny wynik. Wspólnie z panem Lydenem Wise osiągnęliście najlepszy rezultat na roku. Czy pan mnie rozumie, panie Garthwaite?

Żaba Clovis wpatrywała się przez chwilę pustym wzrokiem w oczy Gladys Monte Carlo. Po czym zakumkała rozpaczliwie. Profesorowi Wulfowi zrobiło się bardzo przykro. Żył już ponad sto lat, ale nigdy nie słyszał płaczącej żaby.

Koniec

Komentarze

Uśmiechnąłem się :). Szkoda chłopaka!

Ponieważ na absurd mam alergię, a w tekście widzę go wyraźnie, pozwolisz, że na temat treści wypowiadać się nie będę. Za to wskażę Ci kilka przykładów usterek w wykonaniu, które powtarzają się w całym opowiadaniu: 

 

Czekając na swoją kolej(+,) przyglądał się z niesmakiem na koleżanki i kolegów z roku, którzy właśnie obskoczyli Lydena Wise(+,) gratulując mu świetnego wyniku. – nie stawiasz przecinków rozdzielających poszczególne części zdań, gdy jest to wymagane; przyglądał się – komu? czemu? – czyli: koleżankom i kolegom 

 

Ten wcisnął na głowę ciasną, długą czapkę,(-,) i ruszył pewnym krokiem(+,) spoglądając zuchwale na Lydena.

 

Słyszałem, że i na kampusie woda jest nienajlepsza(+.)mMrugnął znacząco(+,) nie ukrywając aluzji do studenckiego życia. – nie zawsze dobrze zapisujesz dialogi; polecam te poradniki

 

Co ty wygadujesz(+,) Clovisie?. – wołacze oddzielamy przecinkami (czasem tak robisz, czasem nie); to pytanie, więc wymaga pytajnika, nie kropki na końcu 

 

– Zatem zdania nie zmienię. – odparł Clovis i stanął wyprostowany jak kołek.

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dziękuję serdecznie za komentarze. Wskazane błędy poprawiłem.

PS. Ilości absurdu w opowiadaniu nie zmienię :)

Ilości absurdu w opowiadaniu nie zmienię :)

Nawet bym Cię do tego nie namawiała :) To Twój tekst :) To, że ja go nie strawię, nie znaczy, że innym nie podejdzie – jak widać na przykładzie Łukasza powyżej. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Splotłeś ucznia czarnoksiężnika z bajkową zamianą. OK, to jest jakiś pomysł. Ale nie podoba mi się głupota studenta. Jeśli zrobił to wszystko dla dziewczyny, to teraz i tak sobie nie poszaleje. No, z własnej nieprzymuszonej woli coś takiego sobie zrobić? Idiota.

Zapis dialogów do remontu. Z interpunkcją też nie jest dobrze.

Babska logika rządzi!

Jest tu pomysł, a parę razy nawet się uśmiechnąłem. Ale koniec końców wzruszyłem ramionami – Clovis sam sobie zgotował ten los, więc i żal mi go nie było. Tak jest z tekstami humorystycznymi, że muszą się wstrzelić w gust widowni, a mi niestety jakoś mocno nie przypadły. Bywa.

Defekty techniczne też przeszkadzały. Warto sięgnąć po betowanie, ;)

Podsumowując: niezłe, ale bez szczególnych fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dziękuję za komentarze. Finklo, nie doszukiwałbym się logiki w absurdzie. Ale gdybym już musiał, to mógłbym stwierdzić, że Clovis był prostu zaślepiony ambicją i za wszelką cenę chciał coś udowodnić, nawet kosztem własnego zdrowia :)

NoWhereMan tekst miał być lekki i humorystyczny, bez większych ambicji. Ale cieszę się, że wywołałem uśmiech, bo taki był główny cel. Jak napisałem we wstępie to wprawka; traktuję to opowiadanie jako ćwiczenie. I zbieram doświadczenia. Mam nadzieję, że z każdym tekstem będzie lepiej :)

Ale dlaczego nie? Logika wszędzie się wciśnie. ;-)

Tak poza tym, to wszystko jest spójne – rywalizacja, egzamin, chęć przekraczania barier, koguciki stroszące piórka… Te rzeczy występują w realu, może nawet nagminnie. A tu nagle “na złość babci odmrożę sobie uszy” do sześcianu.

Babska logika rządzi!

Po przeczytaniu większość konkursowych tekstów zatęskniłam za czymś, w czym nie ma słowa o Morskim Oku. Tak oto trafiłam na Twoje opowiadanie i przyznam, że się nie zawiodłam. Już po przeczytaniu kilku pierwszych linijek tekst mnie wciągnął i byłam ciekawa, jak to wszystko się skończy. Masz więc ode mnie punk za umiejętność zaciekawienia czytelnika. Historyjka napisana sprawnie i z humorem, choć rzeczywiście można się zastanowić, gdzie sięgają granice głupoty i męskich ambicji. Przy okazji sprawdziłam, jak wygląda goliat i obawiam się, że terrarium w gabinecie Wulfa będzie musiało być dość sporych rozmiarów.

Podsumowując, bardzo mi się podobało. :)

 

 

 

 

 

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

AQQ Cieszę się, że Ci się podobało :)

 

PS. A goliaty to rzeczywiście olbrzymie bestie ;)

Dostrzegam nawet niezły pomysł na opowiadanie, ale tak jak Clovis fatalnie wyszedł na swoim czarowaniu, tak Twojego Goliata zabiło wykonanie, pozostawiające, niestety, bardzo wiele do życzenia.

 

widok Marit, ob­dzie­la­ją­cej Ly­de­na znie­wa­la­ją­cym uśmie­chem… –> …widok Marit, obdarzajacej Ly­de­na znie­wa­la­ją­cym uśmie­chem

 

Codex Ul­ti­ma– trą­ci­ła pro­fe­sor Monte Carlo. –> …w Codex Ul­ti­ma – wtrą­ci­ła pro­fe­sor Monte Carlo.

 

roz­po­czął swą man­trę se­kre­tarz po czym za­czął coś mam­ro­tać… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

– Wła­śnie tak. – od­parł pew­nym gło­sem młody cza­ro­dziej. –> Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

-Jak już wspo­mnia­ła pani dzie­kan… –> Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

Po­czer­wie­niał na twa­rzy, zło­żył ra­mio­na i osu­nął się na krze­sło w ge­ście dez­apro­ba­ty. –> Jak składa się ramiona?

Gesty wykonuje się rękami. Osunięcie się na krzesło nie jest gestem.

Proponuję: …i osu­nął się na krze­sło w wyrazie dez­apro­ba­ty.

 

Wyj­dzie z klat­ki nie­pysz­ny i sta­nie się po­śmie­wi­skiem. –> Wyj­dzie z klat­ki jak nie­pysz­ny i sta­nie się po­śmie­wi­skiem.

 

Wszyst­kie słowa, wszyst­kie myśli ule­cia­ły nagle głowy. –> Wszyst­kie słowa, wszyst­kie myśli ule­cia­ły nagle z głowy.

 

-Daw­no cze­goś ta­kie­go nie wi­dzia­łem. –> Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

– Mo­żesz za­ło­żyć ter­ra­rium w swoim ga­bi­ne­cie… –> – Mo­żesz ustawić ter­ra­rium w swoim ga­bi­ne­cie

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy idąc za Twoimi wskazówkami wprowadziłem kilka poprawek. Czy teraz opowiadanie “ożyło”? :)

PS. Będę trzymał się wersji, że terrarium można też założyć.

Cieszę się, że uznałeś uwagi za przydatne.

 

Czy teraz opo­wia­da­nie “ożyło”? :)

Odpowiedź na to pytanie dadzą Ci kolejni czytelnicy.

 

Będę trzy­mał się wer­sji, że ter­ra­rium można też za­ło­żyć.

Gdyby to zależało ode mnie, terrarium bym ustawiła w odpowiednim miejscu i urządziła je, należycie wyposażając. Ale to Twoje opowiadanie, Samie, i skoro uważasz, że założenie terrarium jest w porządku, załóż je.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Całkiem przyjemny, lekki tekst. Choć trzeba przyznać, że główny bohater nie poraża inteligencją :)

Krótki, przyjemny tekst. Do uśmiechnięcia, napisany poprawnie, nieangażujący, niewymagający. Ot, taki ok.

No nieźle.

Przyjemne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka