- Opowiadanie: rosebelle - Zerwane przymierze

Zerwane przymierze

Długo czekałam na odpowiedni pomysł, a i ten nie jestem pewna, czy jest dobry, ale chciałam wziąć udział w konkursie i napisałam coś takiego. Opowiadanie ze stworzonego przeze mnie, mało może oryginalnego, świata fantasy, do którego mam jednak spory sentyment i w którym chciałabym rozegrać może jakąś powieść. Chyba, że uznacie, że jest tak stereotypowe, że zbiera wam się na wymioty, a dopuszczam taką możliwość.  Chciałam pokazać uroczystość zaślubin i wesela ze świata innego niż nasz i to był mój “motyw przewodni”. Z góry przepraszam za błędy, które na pewno się pojawią, bo choć staram się poprawiać tekst na bieżąco, nie miałam już czasu wrzucić go na betę, a moja autokorekta, niestety, mocno kuleje. 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Zerwane przymierze

Przyszła małżonka nowo koronowanego władcy krasnoludów przymierzała już trzecią kreację i wciąż nie była zadowolona. Krawcowa załamała ręce, a dwie dwórki zaczęły  zasypywać pannę młodą komplementami, ale na niewiele się to zdawało. Rupi była bliska płaczu, gdy do komnaty wkroczył sam król Ezra. Poderwała się z posłania, a pozostałe kobiety padły na kolana.

– Co tutaj robisz najdroższy? Nie jestem jeszcze gotowa!

– O czym ty mówisz? Wyglądasz wspaniale, a teraz chodź, przyjechała delegacja elfów i wróżek, chciałbym, żeby cię poznali. – Podszedł do narzeczonej i ucałował ją w dłonie. Gęsta broda, połaskotała palce dziewczyny, która zaśmiała się jak dziecko, ale szybko spoważniała.

– Przyjechali tak wcześnie? – spytała. – Domyślasz się dlaczego?

– Tak – odparł beztrosko władca. – Ale i tak nie dostaną tego, czego chcą – orzekł stanowczo. Widząc nietęgą minę Rupi, uniósł delikatnie jej zarośnięty podbródek, żeby musiała przenieść wzrok z posadzki i spojrzeć mu w oczy. – Chyba, że i ty masz jakieś wątpliwości.

Rupi nie wytrzymała. Łzawa erupcja, była niemal tak spektakularna, jak okazjonalne wybuchy Wielkiego Wulkanu Horoda. Mężczyzna przyciągnął ukochaną do siebie i przytulił, czule gładząc po plecach. Nie zważał na możliwą erozję odświętnej zbroi, którą zdążył już założyć – kobieta miała w sobie tyle łez, że pewnie mogłaby wypełnić kanion Struhdem.  

Gdy się uspokoiła, otarł jej policzki i ponownie zajrzał w piękne fluorytowe oczy.

– Powiedz mi, co cię trapi – poprosił szeptem. Gestem ręki wygonił z sali zmieszane służki. Gdy zostali sami, Rupi odważyła się odezwać:

– A co jeśli to prawda, co mówią? Że… Że nasze małżeństwo obraziło boga Horoda i teraz się sroży i… i… i dlatego wulkan wygasł! – Znów wybuchnęła płaczem, a król westchnął tylko.

– Rupi, nie dawaj wiary tym bzdurom. Wulkan wygasł, bo za bardzo go eksploatowaliśmy. Odkąd Wielka Rada postanowiła odebrać ludziom magię ognia, nasza magma była jedynym źródłem ciepła i światła dla wszystkich krain. Jeśli ktoś obraził bogów, to ludzie, którzy źle wykorzystywali swój dar, albo Rada, bo postanowiła odciąć ich od magii. Jak by nie było, nie sądzę, by małżeństwo dwójki kochających się krasnoludów… bo mnie kochasz prawda?

Dziewczyna bez chwili wahania gwałtownie pokiwała głową.

– Oczywiście. Kocham cię jak cząstkę własnej duszy.

– No widzisz. – Uśmiechnął się ciepło. – Taka miłość nie mogła rozgniewać bogów. Stworzyli nas dla siebie.

– Ale byłam oddana Horodowi…

– Jako niemowlę!

– Ale jednak! Złamałam przysięgę!

Na łagodnej do tej pory twarzy krasnoludzkiego władcy odmalował się gniew. Gdy ktokolwiek kwestionował jego decyzję o poślubieniu kapłanki Horoda, wpadał w szał. Kochał Rupi, pragnął jej, a teraz był królem, jednak to nie wystarczało. Lud i Wielka Rada byli zdegustowani pomysłem. Gdyby miał rodzeństwo, być może zmuszono by go do zrzeczenia się tronu i wysłano w bój przeciwko hordom orków, trolli, gnomów i innych ponurych bestii, które czyhały w mrocznych tunelach i ciemnych zakamarkach świata. Był jednak jedynym prawowitym następcą tronu, więc swoim wyborem stawiał wszystkich w sytuacji patowej. Mogli obrazić bogów zezwalając na ślub z kapłanką, lub obrazić ich naruszając świętą, pradawną linię rodową. Każda z opcji groziła sprowadzeniem na świat niewyobrażalnego kataklizmu i chaosu. Ezra od dziecka był pragmatyczny i postępowy, szanował tradycję, ale nie wierzył w przesądy. Gotów był też walczyć o swoje przekonania, jednak nie z własną narzeczoną. Teraz to jemu puściły nerwy. Odsunął się od ukochanej i z całej siły uderzył pięścią w ścianę, powodując, że cała komnata zatrzęsła się, a z miejsca, w którym wylądował cios, rozeszła się pajęczyna pęknięć. Rupi pisnęła i znów zaczęła płakać, zmuszając Ezrę do opanowania gniewu.

– No już, proszę, nie płacz. Już jestem spokojny. – Ponownie przytulił się do niej, ale dalszą rozmowę uniemożliwiło wejście posłańca.

– Najwyższy Wśród Niewysokich Panie! – zaczął oficjalnym tonem. – Drugi syn wielkiego władcy elfów Ederona, książę Adair oraz reprezentantka ludu wróżek Liliuma proszą o audiencję waszej najwyższej mości. – Ukłonił się tak nisko, że mógłby pocałować podłogę.

Ezra mruknął pod nosem jakieś przekleństwo, za co oberwał pięścią w bark od przyszłej żony.

– Za to cię kocham. – Uśmiechnął się do Rupi i pocałował ją pieszczotliwie w czoło, po czym zwrócił się do podwładnego. – Już idę – oznajmił. Służący wyprostował się i wybiegł z pokoju, by przekazać wiadomość oczekującej delegacji. – Obowiązki wzywają – stwierdził z niechęcią król, po czym, bardziej namiętnie niż wypada przed ślubem, pocałował pannę młodą i uszczypnął ją w potężny pośladek. Dziewczyna zarumieniła się i ponagliła męża do wyjścia. Gdy tylko się odwrócił, klepnęła go w zadek i puściła do niego oko – przedślubna obietnica tego, co miało dopiero nadejść.

– Nie idziesz ze mną? – zapytał rozczarowanym tonem władca.

– Chcę przymierzyć jeszcze jedną sukienkę. Widziałeś mnie już w tej, więc teraz muszę ją zmienić. Nie potrzebujemy więcej pecha. – Uśmiechnęła się słodko i pokiwała narzeczonemu, który nie bez ociągania opuścił komnatę.

 

***

 

Zadowolony, zapewne rozmyślający jeszcze o czekających go rozkoszach nocy poślubnej, król wszedł do sali, w której czekali już delegaci Wielkiej Rady.

– Drugi książę! – powiedział Ezra uszczypliwie na wejściu, wyraźnie rozczarowany, że zamiast następcy elfiego tronu, wysłano do niego młodszego o dwie i pół minuty brata przyszłego władcy. Smukły, acz umięśniony blondyn o gęstej czuprynie i ciemnej karnacji skrzywił się nieznacznie, ale wraz z towarzyszącą mu wróżką, powstali z krzeseł przystawionych do okrągłego, kamiennego stołu – symbolu przymierza  – i skłonili się lekko, jak nakazywała etykieta. Sklepienie sali było na szczęście dość wysokie, by Adair nie musiał uginać kolan, czy szurać głową po suficie, ale wyraźnie górował nad reprezentantami mniejszych ras. Liliuma miała fuksjową skórę i włosy, wzrost jej zaś był zbliżony do krasnoludzkiego, jednak podczas gdy mieszkańcy podziemi byli masywni i krępi, wróżki miały bardzo drobną budowę i, gdy znajdowały się poza komfortem swojej leśnej komuny, sprawiały wrażenie zawsze zaniepokojonych. Widać było, że i tym razem, delegatka czuła się nieswojo. Rozglądała się po pomieszczeniu i tuptała w miejscu, jakby pragnęła ponad wszystko znaleźć się gdzieś indziej.

– Najjaśniejszy panie. – Adair przemówił jako pierwszy. – Nie wątpię, że wiesz dlaczego przybyliśmy na kilka godzin przed ceremonią zaślubin.

Ezra zmarszczył brwi.

– Domyślam się – wywarczał pod nosem i zacisnął dłonie w pięści. Wróżka nerwowo zatrzepotała kolibrowymi skrzydłami.

– Wykaż się więc rozsądkiem i zaniechaj tej zniewagi zanim będzie za późno! – Nie ustępował Adair. – Wulkan jest…

Król nie pozwolił mu skończyć. Uniósł dłoń w geście nakazującym milczenie i książę posłusznie urwał swoją wypowiedź.

– Poślubię Rupi. Nie możecie mnie powstrzymać – oświadczył krasnolud, wypinając dumnie pierś.

Elf westchnął zrezygnowany i spojrzał na Liliumę. Wróżka wzdrygnęła się, ale po krótkiej chwili skinęła głową.

– Skoro nie pozostawiasz mi wyboru… – książę przeniósł wzrok na Ezrę. – Wyzywam cię na pojedynek. Jeśli zwyciężysz, możesz poślubić kapłankę, jeśli jednak przegrasz, odwołasz ślub i przeprosisz boga Horoda za zniewagę. – Młody książę spoglądał dumnie na oponenta, niezmieszany jego rangą.

Krasnoludzki król zadumał się, ale po krótkim namyśle jego twarz rozpromienił serdeczny uśmiech.

– Dobrze – odparł. – Ale zrobimy inaczej. Ślub się odbędzie, pojedynek zaś niech będzie częścią celebracji weselnych. Potyczki najmężniejszych wojowników stanowią część tradycji, ale dawno nie było tu starcia między krasnoludem i elfem. Sądzę, że to dobrze wpłynie na morale.

– Jesteś bardzo pewny siebie. – Zajadle zauważył książę. Liliuma, wciąż zdenerwowana, machała jedynie skrzydełkami i przenosiła zakłopotane spojrzenie z jednego mężczyzny na drugiego.

– Nie boję się żadnego elfa, ale jeśli rzeczywiście mnie pokonasz, ślub będzie anulowany. Daję ci moje królewskie słowo. – Przedostatni wyraz krasnolud wypowiedział z naciskiem, chcąc dopiec swojemu oponentowi, który miał niewielkie szanse kiedykolwiek zasiąść na tronie.

– Niech i tak będzie – zgodził się elf.

– Jaką broń wybierasz?

– Magię.

Odpowiedź księcia wyraźnie uradowała króla, który uśmiechnął się tak szeroko, że aż ukazał rzędy perłowych zębów, równych i osadzonych gęściej niż u innych ras. Widok tej obfitej w narzędzia do przerabiania gleby szczęki zaniepokoił delegatów, którzy jednocześnie wbili wzrok w posadzkę, jakby spostrzegli na niej coś wielce fascynującego. Król skomentował to jedynie krótkim chichotem, przerwanym odgłosem równomiernego dudnienia.

– Co to? – Zainteresowała się wróżka. Oderwała się od ziemi i podfrunęła bliżej drzwi.

– Rozłupywanie ceremonialnego głazu – odpowiedział Ezra, jakby była to najbardziej oczywista rzecz pod kamiennym sklepieniem podziemnej stolicy. Widząc pytające spojrzenie wróżki, westchnął ciężko i dodał: – Niedługo sama zobaczysz.

 

***

 

Sala tronowa przytłaczała każdego, kto pierwszy raz miał zaszczyt się w niej znaleźć. Uczucie osłupienia nie ominęło też i dwójki przybyszów ze świata na powierzchni. Potężne kolumny przedstawiające postaci krasnoludów, dźwigających na swych barkach wysoki sufit, wzbudzały podziw wobec siły, jaka drzemała w tych niepozornych, włochatych istotach. Fakt, że przez ostatnie stulecie krasnoludzki przemysł magmowy dosłownie podtrzymywał cały świat, tylko potęgował to odczucie. Zbroje marmurowych wojowników, kowali i górników, bogato zdobione rozmaitymi kamieniami szlachetnymi, mogły przyprawić o zawrót głowy. Do tego lokalizacja sali, zawieszonej ponad wielką, lazurową w swej barwie, podziemną rzeką sprawiała, że wkroczywszy do środka, nie miało się pewności, czym należy zachwycić się najpierw.

Na samym końcu znajdował się wielki tron, wykuty w potężnej bryle ametystu, oszlifowanej tak, by stworzyć godne króla siedzisko. Po prawej stronie wielki głaz skoncentrował teraz uwagę wszystkich zebranych gości. Generał Kalis właśnie wziął ostatni zamach masywnym toporem i rozłupał kamień na pół. Uderzenie wywołało salwę oklasków i dało oficjalny początek ceremonii zaślubin.

Król i jego wybranka wkroczyli do sali ramię w ramię, oboje olśniewający w złocistych strojach, odbijających światło, dostarczane przez odsłonięte skrupulatnym drążeniem żyły magmy. Korona spoczywająca na głowie Ezry, wykonana była nie tylko ze złota, ale wszelkich innych szlachetnych kamieni i metali, tworząc swoistą mozaikę reprezentującą całe bogactwo krasnoludzkiego ludu.

Zapanowała cisza. Zebrani przyglądali się dostojnej parze w milczeniu i napięciu. Niektórzy wzruszeni, inni poruszeni i oburzeni tym, że sprawa zaszła tak daleko. Milczenie przerwało rytmiczne dudnienie bębnów, któremu wkrótce zawtórował chór donośnych, basowych głosów. Pieśń wykonywana była w pradawnym krasnoludzkim języku, znanym teraz tylko dostojnikom i historykom, ale niezmiennie poruszającym dla ludu miłującego swoją tradycję i przeszłość.

Hymn dobiegł końca, gdy królewska para dotarła do niedawno rozłupanego głazu. Przystanęli i zwrócili się przodem do siebie. W oczach Rupi na nowo iskrzyły łzy, ale Ezra był opanowany, biła od niego zaciętość i pewność siebie.

– Rupi Ha. Ty i ja jesteśmy cząstkami jednego ducha… – zaczął tradycyjną przysięgę władca.

– …rozdzielonymi przed narodzeniem – dokończyła kapłanka. – Ezro Run, jako Twoja połówka, poprzysięgam towarzyszyć ci we wszystkich troskach…

– …i wyzwaniach, jakie postawią przed nami bogowie. Teraz jednak…

– …z ich błogosławieństwem…

– …scalmy to…

– …co zostało rozdzielone.

Zakończywszy recytację, para zwróciła się w stronę głazu. Każde z nich wyciągnęło lewą rękę i przyłożyło otwartą dłoń do jednej z połówek kamienia. Cała sala zamarła w oczekiwaniu. To był ostatni moment, w którym sprawy mogły jeszcze przybrać inny obrót. Jeśli magia nie popłynie i kamień pozostanie rozdzielony, małżeństwo będzie uznane za nieważne, a para za niedopasowaną. Większość gości wolałaby takie rozwiązanie. Nawet jeśli niektórzy przyznawali, że Rupi i Ezra emanowali miłością, której można im było pozazdrościć, nikt nie chciał, by panujące od stu lat ład i harmonia, zostały naruszone przez buńczuczność i pychę króla.

Bogowie, przynajmniej niektórzy, musieli jednak sprzyjać kochankom, ponieważ spod ich dłoni trysnęły złote iskry. Potężne kawały głazu drgnęły, mniejsze drobinki uronione przy rozłupywaniu uniosły się i zaczęły wirować, podczas gdy boska energia poczęła oplatać się wokół skały. Z wielkim hukiem połówki kamienia przywarły na powrót do siebie. Magiczna poświata trysnęła z pęknięcia niczym fontanna i ceremonialny głaz na nowo stał się jednością. Przez jego środek przechodziła teraz pojedyncza, złota pręga.

Owacje zaczęły się od nieśmiałych, pojedynczych klaśnięć, jednak gdy król ogarnął poddanych wściekłym spojrzeniem, ich entuzjazm wzmógł się i już po chwili echo wiwatów i oklasków roznosiło się po długich i zawiłych korytarzach podziemnego miasta.

Jedynie elficki książę stał ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma i wpatrywał się intensywnie w krasnoluda, choć towarzysząca mu wróżka furkocząc skrzydełkami, podleciała do pary i jako pierwsza złożyła życzenia pomyślności oraz szczęścia.

– Najmilsi! – wykrzyknął król, gdy znudziło go dziękowanie arystokratom, reprezentantom cechów rzemieślniczych i wojskowym dowódcom. – Dziękuję wam wszystkim za przybycie. Wiem, że nie każdy z was pochwala mój wybór, ale jak widzicie, otrzymałem boskie błogosławieństwo, więc nie ma powodu do dalszych sporów! Świętujmy! Bawmy się! Na dzisiejszą ucztę wydobyte dla was zostały najsmakowitsze minerały, jakie dostarcza nam ziemia! A dla naszych gości z powierzchni są i słodkie owoce. Wszystkich, jak sądzę, uraduje zaś mięsiwo z soczystego turmaka!

Gestem ręki król wskazał na ustawiony pod lewą balustradą stół, na którym służący właśnie umieścili talerz z upieczonym, wielkim stworem przypominającym ośmionogą świnię z długą trąbą, stanowiącą największy rarytas. Kilkoro z zebranych westchnęło z zachwytu. Krasnoludy mogą przeżyć jedząc wyłącznie glebę oraz skały, ale dla smaku chętnie przegryzają i zwierzynę. Podziemne formy życia są jednak na tyle rzadkie, trudne w upolowaniu, a co za tym idzie tak cenne, że nieliczni pozwalają sobie na regularne folgowanie kubkom smakowym. Pieczony turmak należy do najwyborniejszych dań. Soczystość i miękkość jego trąby urosły wręcz do rangi legendy. Porcję wspomnianego smakołyku zaproponowano Adairowi, jednak on, miast skosztować przysmaku, wyszedł na środek sali i rzucił wyzywające spojrzenie krasnoludzkiemu władcy.

– Chyba o czymś zapominasz? – Zgromadzeni weselnicy, oblegający już stół i zapełniający eleganckie srebrne talerze, przerwali biesiadę i spojrzeli na elfiego księcia, a potem na króla.

– Liczyłem, że może zrezygnujesz, skoro już dostałem boże błogosławieństwo. Przecież boski gniew to twój jedyny argument. – Zaciekawione oczy znów przeniosły się na królewicza.

– Dałeś mi królewskie słowo – przypomniał władcy Adair.

– Niech będzie – odburknął Ezra. – Najdrożsi! Tradycyjnie czekamy z pojedynkami do pierwszej przerwy w uczcie, ale młody książę bardzo chce sprawdzić się w boju. Zamierzam więc dać mu satysfakcję! – Odstawił kielich, otarł wierzchem dłoni wąs, ucałował czule Rupi i zstąpił z piedestału.

 

***

 

Długi łańcuch krasnoludów z pełnymi talerzami tuptał szeregiem za dwoma mężczyznami, którzy mieli stoczyć pojedynek. Ekscytacja i napięcie były niemal namacalne, choć niektórzy nieco kręcili nosami, nie chcąc opuszczać pieczeni, zanim nacieszyli się jej smakiem. W końcu zarządzono, że danie również zostanie przeniesione na arenę, żeby zadowolić wszystkich gości. Wielki talerz zamykał więc korowód. Danie nieśli na barkach czterej służący.

Arena znajdowała się na szczęście niedaleko, i spacer nie zdążył nikogo zmęczyć, ani znużyć. Służba prędko uwinęła się z wniesieniem na salę beczek pełnych trunków, niezbędnych dla satysfakcji krasnoludów oglądających widowisko. Rupi nieco zmieszana zajęła honorowe miejsce na szczycie trybun, zaś jej małżonek i jego przeciwnik wkroczyli dumnie na środek piaszczystego ringu. Dopiero gdy każdy krasnolud i wróżka, którą królowa zaprosiła na fotel przy swym boku, zajęli miejsca, werble dały znać o rozpoczęciu starcia. Niewielki, nawet jak na krasnoluda, jegomość stanął pomiędzy oponentami i odezwał się głosem tak donośnym, że Liliuma otworzyła usta ze zdziwienia. Najwyraźniej jednak tylko ona była zaskoczona potencjałem wokalnym mówcy.

– Pierwszy pojedynek weselny! Po lewej, nasz król i władca, Najwyższy Wśród Niewysokich, Ezra Run! – Salwa wiwatów i oklasków wprawiła w drżenie trybunę. Gdy przycichła, orator kontynuował. – Po prawej, drugi syn wielkiego władcy elfów Ederona, książę Adair Kilieanur! – Królewicz skłonił się i również został nagrodzony głośnymi okrzykami widzów. – Wybrana broń: magia! Pojedynek zakończy pierwsza krew! – oświadczył mistrz ceremonii i znów nastąpiła eksplozja zachwytów.

Ponownie zabrzmiały werble. Brodacz o potężnym głosie truchtem opuścił ring, a dwóch magów przyjęło postawy bojowe. Chwila, w której obaj mierzyli się wzrokiem, oceniając wzajemnie swoje możliwości, zdawała się trwać pół wieczności. W końcu jednak Ezra uśmiechnął się zadziornie i szybkim ruchem uderzył w ziemię przed sobą. Piasek pod jego pięścią zaplótł się w bicz i śmignął, celując w wysoką postać Adaira. Ten uniósł tylko dłoń, wytwarzając wokół siebie cienką lodową tarczę. Lód rozprysnął się pod wpływem uderzenia, ale książę nie został zraniony.

Król nie czekał na atak przeciwnika. Ugiął kolana, schylił się i zgiął palce, niczym szpony. Zanurzone w piasku dłonie przesiąknięte magią, przekształciły strukturę piasku, zmieniając go w masywne bryły. Wokół nadgarstków Ezry pojawiły się dwie złote obręcze, obracające się powoli i tworzące więź z wytworzoną bronią. Władca żywiołu ziemi zamachnął się rękoma w stronę oponenta i dwie skały poszybowały we wskazanym kierunku. Książę błyskawicznie schylił się i pozwolił pociskom przelecieć ponad swoją głową. Jeden z nich zahaczył tylko o jego sterczącą czuprynę, ale o krwi nie mogło być mowy.

Widownia zaczynała się niecierpliwić. Pojedynek zdawał się powolny i nie był tym, czego oczekiwali. Elf nie zważał jednak na ponaglające okrzyki. Trwał wciąż w tym samym miejscu, w którym stanął na początku bitwy. Ezra połączony z wytworzonymi kamieniami, wykonywał kolejne ruchy rękoma, miotając nimi w zręcznego oponenta, który szybko i płynnie prześlizgiwał się pomiędzy lewitującymi skałami. Adair poruszał się na podobieństwo wartkiego, górskiego strumienia, jakby sam był kontrolowanym przez rasę elfów żywiołem.

Krasnolud zaczynał już tracić cierpliwość, na jego czoło wystąpiły pierwsze krople potu, a on sam wyraźnie pobladł.

– Wyglądasz na zmęczonego – powiedział z przekąsem królewicz. – Czyżbyś zużył już za dużo energii? Utrzymywanie więzi z żywiołem przez cały ten czas…

Zaczepki przyniosły rezultat, ale nie do końca taki jakiego książę się spodziewał. Ezra wpadł w szał. Magiczne bransolety na jego nadgarstkach rozbłysły intensywnie i rozrosły się. Złota poświata pokrywała teraz całe ramiona krasnoluda. Piasek na powierzchni areny uniósł się i zaczął wirować, oślepiając Adaira.

Widownia pochyliła się, próbując cokolwiek dostrzec, jednak wywołana królewską furią burza piaskowa przesłaniała cały ring i walczących mężczyzn.

 

***

 

Piasek opadł. Wszyscy wstrzymali oddech. W końcu z tumanu kurzu wyłoniły się postaci. Elf górował nad krasnoludem, w ręku dzierżąc małe lodowe ostrze.

Mimo iż tylko niewielka odległość dzieliła arenę od tronowej sali, gdzie przepływała podziemna rzeka Saluna, Adair potrzebował sporo czasu, by skoncentrować energię i wezwać do siebie odpowiednią ilość cząsteczek wody. Grał na zwłokę i choć potęga krasnoludzkiego króla zaskoczyła go, burza piaskowa przyszła o kilka sekund za późno. Gdy się zaczęła, potrzebował tylko ułamka chwili by wytworzyć broń i doskoczyć do przeciwnika. Jedno błyskawiczne cięcie wystarczyło, by na ziemię spadła pierwsza kropla krwi.

– Dobrze walczyłeś – przyznał książę z uśmiechem. – Było blisko, ale jednak trochę się spóźniłeś. – Zwycięzca wyciągnął rękę do pokonanego, ale ten odtrącił ją. – Rozumiem twoje rozgoryczenie, ale tak będzie najlepiej dla wszystkich.

– Nie! – wrzasnął król, aż ściany zadygotały.

Liliuma poderwała się do lotu i sfrunęła na arenę, by stanąć pomiędzy mężczyznami, bo wyglądało na to, że obaj za chwilę rzucą się sobie znów do gardeł i nie skończy się na jednej kropli krwi.

– Dość! – powiedziała piskliwym głosem. – Dałeś słowo! Jako król powinieneś wywiązać się z przysięgi.

– Wasza rada i wasze zabobony! Mam je gdzieś pomiędzy zębami! Mało brakowało?! Oszukiwałeś! Jesteś oszustem. Pluję na ciebie i twoją rodzinę!

Na sali zapanowało ogromne wzburzenie i zamęt. Obrażanie rady i wierzeń nie mogło być traktowane lekko, nawet jeśli obelgi padały z ust samego króla. Jednocześnie, jako poddani, powinni być posłuszni wobec władcy dziedziczącego koronę z bożej woli. Wkrótce wszyscy kłócili się ze sobą, a wrzawa rozgorzała tak, że niesiona echem docierała aż do domostw plebejuszy.

Sprawę ucięła Liliuma. Wzleciała pod samo sklepienie i zacisnęła dłonie. Wokół jej szyi zawirowała magiczna obręcz. Wróżka przyciągnęła pięści do piersi i wszyscy zebrani poczuli nagle, że nie mogą oddychać. Cisza wydawała się ciężka niczym ołów. Przerażone spojrzenia skupiły się na elementalistce powietrza, która w końcu opuściła ręce i uwolniła oddech zgromadzenia. Zaraz zresztą runęła na ziemię niczym mała kometa, pozbawiona zupełnie przytomności. Na szczęście złapał ją w ramiona reprezentant cechu kowali i nie stała jej się żadna poważna krzywda. Ledwo zdążyli odetchnąć, padło pytanie, które znów wznieciło pożar podniecenia wśród całej gromady.

– Gdzie jest królowa?

 

***

 

Poszukiwania panny młodej z całą pewnością nie były elementem tradycyjnego krasnoludzkiego wesela. Rupi przepadła jak kamień w wodę podczas zamieszania na arenie i teraz wspólnie przeszukiwano zawiłe korytarze. Nie było jej w królewskich komnatach, ani w żadnym innym pomieszczeniu części pałacowej.

– Przydałaby się Wszechwiedząca… – mruknął pod nosem Adair. Liliuma, zdążyła już odzyskać przytomność, ale wciąż była zbyt słaba, by samodzielnie się przemieszczać więc elf niósł ją na barana. Wróżka skinęła w odpowiedzi. Nie była w stanie nawet nawoływać imienia Rupi więc pozostawało jej milczenie i martwienie się z resztą grupy.

Mimo kontrowersji wywołanych ślubem, nikt nie miał zastrzeżeń, co do osoby Rupi. Była skromna, ciepła, serdeczna… Właściwie byłaby idealną królową i partnerką dla wybuchowego Ezry, gdyby nie kontrowersja jej urodzenia. Teraz wszyscy tak samo niepokoili się jej zniknięciem.

Z wyjątkiem króla. On szalał z rozpaczy. Można to było dosłyszeć w jego zdartym od wołań głosie, dostrzec w niepewnym kroku i nerwowych ruchach. W końcu przystanął, zatrzymując poszukiwaczy.

– Sprawdźmy świątynię Horoda – powiedział tak cicho, że Adair musiał nachylić się i poprosić by powtórzył. – Sprawdźmy świątynię Horoda! – wrzasnął teraz władca, niemal ogłuszając wrażliwego na dźwięki elfa.

– Dlaczego akurat tam? – spytał książę.

– Bo ją znam – odpowiedział Ezra, miażdżąc Adaira spojrzeniem. Wyraźnie obwiniał go za całą sytuację.

Powoli i pozostałe krasnoludy opowiadały się po stronie swojego króla. Podczas długiego marszu, pomiędzy wołaniami imienia Rupi rozbrzmiewały szepty. Mamrotano o niesprawiedliwości decyzji rady, o udowodnionym przy ceremonialnym głazie błogosławieństwie oraz lojalności wobec rodu Run.

 

***

 

Gdy dotarli na wierzchołek wulkanu, było już za późno. Rupi stała wewnątrz krateru, obleczona skalną materią, czyniącą z niej makabryczną w swym pięknie rzeźbę. Cała grupa poszukiwawcza zamarła u szczytu marmurowych schodów.

– Rupi! – wrzasnął Ezra, zbiegając na złamanie karku po stromych stopniach. Zatrzymał się przy posągu. Pieszczotliwie pogłaskał jej policzek i ucałował rozpostarte w ostatnim magicznym geście dłonie. W końcu padł na kolana i zaczął wyć.

Zebrani na platformie poddani i delegaci byli dogłębnie poruszeni. Liliuma szlochała na ramieniu Adaira, który cały dygotał pod ciężarem swojej winy. Już mieli zacząć się rozchodzić i pozostawić króla z jego rozpaczą, gdy ten powstał i zaczął powolną drogę powrotną.

Rozstąpili się przed nim. Bez słowa minął elfa i wróżkę. Maszerował przed siebie wąskim korytarzem w milczeniu. Nikt nie śmiał się odezwać. Zdejmowano jedynie kolorowe czapki i chylono czoła. Przystanął na moment i zwrócił się w stronę księcia.

– Baliście się chaosu – stwierdził ponuro król. – Zatem chaos nastanie. Wracaj do swojego ojca, do swojej Wszechwiedzącej i powiedz im, że oto nadszedł czas krwi i wojny. Koniec Przymierza Trzech Ludów.

Nikt nie protestował. Gdy Adair spróbował coś powiedzieć, generał Kalis zasłonił mu usta i wymierzył cios w brzuch, od którego elf zgiął się wpół i upuścił wróżkę.

– Słyszałeś naszego króla – powiedział wibrującym basem dowódca wojsk. Reszta krasnoludów murem zastąpiła delegatom drogę do swojego władcy. Powoli arystokraci, wojacy i mistrzowie cechów ruszyli śladem Ezry, a Adair i Liliuma pozostali samotni, z pełną świadomością całkowitej porażki powierzonej im misji.

 

Koniec

Komentarze

Może uniwersum, które stworzyłaś nie jest specjalnie oryginalne, ale opisana historia bardzo mi się podobała. Już sam pomysł krasnoludzkiego ślubu i panny młodej z brodą wywołał mój uśmiech. Do tego drugi książę, znerwicowana wróżka, oryginalna ceremonia zaślubin i pojedynek, opisane przystępnie i z humorem. Lubię takie teksty, które same się czytają. :) Zakończenie również mi się podobało, bo nie podziewałam się, że wszystko pójdzie gładko i będą żyli długo i szczęśliwie.

Jedyne do czego mogę się przyczepić, to:

Wróżka przyciągnęła pięści do swoich piersi… – darowałabym sobie to swoich, bo to chyba oczywiste,

Pieszczotliwie pogłaskał jej polik i ucałował… – ten polik też mi zgrzyta, może jednak policzek?

Powodzenia w konkursie!

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Ah, dwie rzeczy, z którymi wciąż mam problem! Nadużywanie zaimków i pisanie “polik” zamiast policzek. No i interpunkcja. Wielkie dzięki za lekturę i komentarz, postaram się szybko poprawić wskazane błędy :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Bardzo przyjemna bajka, a świat, chociaż trochę wtórny, wyszedł Ci zupełnie zgrabnie. Początkowo obawiałam się, że historia będzie jak z romansidła. Zakazana miłość to chyba jeden z najtrudniejszych tematów, bo został już przerobiony na tysiące sposobów. Ostatecznie jednak historia przypadła mi do gustu, trochę za sprawą postaci, trochę samego ślubu, a przede wszystkim tego, jak jest napisana. Bardzo zgrabnie Ci to wyszło. :)

 

Rosso, wielkie dzięki za odwiedziny i komentarz. Bardzo się cieszę, że tekst Ci się spodobał. W trakcie pisania tak się niepokoiłam, że sam świat będzie zbyt sztampowy, że nawet nie myślałam o tym, że rzeczywiście historia zakazanej miłości też była już na setki tysięcy sposobów przerabiana. Cieszę się, że jednak jakoś wyszło. Jeszcze raz, bardzo dziękuję. 

 

AQQ – naprawiłam już zauważone przez Ciebie usterki :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Dziwne to opowiadanie. Początkowo uderza w zabawne, humorystyczne tony, by później przeistoczyć się w coś poważniejszego, w finale przechodząc w między rasowy konflikt. Świat nie należy do przesadnie oryginalnych, miksujesz stereotypy, rasy i postaci. Podejrzewam, że uniwersum pojawi się jeszcze w jakimś tekście, co sugerujesz końcowym cliffhangerem :)

Napisane porządnie, więc czytało mi się dobrze, ale do pełnej satysfakcji z lektury zabrakło mi jakiejś konsekwencji w kreowaniu fabuły. Na ten moment jest tylko poprawnie.

Niedoścignionym polskim mistrzem piszącym o krasnoludach w bardzo swojski, rubaszny sposób był dla mnie nieżyjący już niestety Wojciech Świdziniewski. Polecam jego cykl opowiadań o krasnoludach z Hamdirholm.

Dzięki Ci Belhaju, za wizytę i komentarz. 

Co do mieszanki stylów, to zdaję się, że Ty też podobny zabieg zastosowałeś, miksując komedię z powagą, ale nie wiem na pewno, bo widziałam tylko takie wzmianki w komentarzach do tekstu, którego jeszcze nie miałam czasu przeczytać, ale mam na liście lektur obowiązkowych. 

Uniwersum być może będę dalej eksploatować, mam pomysł na całą dłuższą formę, może nawet powieść, ale nie wiem, czy jest sens pisać coś w klimacie, który jak wszyscy zauważyliście jest mało oryginalny i stereotypowy. Z drugiej strony, przeciętny Polak lubi swojskość więc może akurat przypadłoby to komuś do gustu. Sama jeszcze nie wiem, czas pokaże. 

Jeśli mogłabym prosić o wyjaśnienie, co masz na myśli pisząc o braku konsekwencji fabuły? Wydaje mi się, że wszystko jest w miarę logiczne, ale może coś mi umyka. Myślałam też o dopowiedzeniu pewnych rzeczy, ale potem uznałam, że już nie ma sensu więcej dodawać i wrzuciłam tekst takim, jakim go widzicie, ale może Twoje wyjaśnienie skłoni mnie do zmiany zdania, albo przynajmniej do uniknięcia podobnych wpadek w przyszłości (nikt nie chce być po prostu “poprawny” ;) 

Cyklem się pewnie zainteresuję, także dziękuję za rekomendację. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Może źle się wyraziłem co do tej konsekwencji. Po prostu po początkowym, typowo rozrywkowym fragmencie spodziewałem się, że fabuła pójdzie w takim kierunku. Późniejsza wolta i cała afera z elfami, jakoś mi nie pasowały do pierwszych zabawnych scen.

A no i bym zapomniał. Na plus brak happy endu. Rupi w wulkanie to mocny punkt :)

Uniwersum może nie grzeszy oryginalnością, pomysł od czasu Heleny Trojańskiej też, ale przeczytałem z przyjemnością ;) Dobrze przedstawiłaś sytuację wejściową, fabuła nie dłużyła się.

Mam jednak uwagi o do niektórych decydujących momentów, gdzie oczekiwałem większego wyjaśnienia. Choćby dlaczego Rupi znalazła się w świątyni i czemu skamieniała – gniew boga? Samobójstwo? Tak samo czemu nieprzekonane do tej pory krasnoludy zdecydowały się na stanięcie za oszalałym z rozpaczy królem, gdy ten de facto wypowiada wojnę? Trochę więc zabrakło dla mnie rozjaśnienia sytuacji wyjściowej.

Podsumowując: przyjemny koncert fajerwerków, choć uniwersum standardowe, a końcówka wywołała lekką konsternację.

 

Edytka:

Bardzo subiektywnie – tytuł był dla mnie mocnym spoilerem. Praktycznie dzięki niemu przewidziałem zakończenie pojedynku.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Rozumiem. Cóż, starałam się nie wprowadzać od samego początku ciężkiej atmosfery, bo nie pasowała mi do klimatu wesela. Chciałam jedynie sugerować, że sytuacja jest napięta, ale jednocześnie utrzymywać klimat zabawy, dopóki sprawy nie przybiorą dramatycznego obrotu. Miałam wrażenie, że gdybym od początku jechała ciężkimi klimatami, tekst byłby bardziej przewidywalny i być może nawet męczący. Jednocześnie rozumiem, że to może irytować. Czytasz komedię, a tu nagle dramat :P Złamanie zasady decorum jak w mordę strzelił! 

Cieszę się, że posąg Rupi zadowolił… Biedna Rupi D: Wszyscy ją lubią, a tak tragiczny koniec ją spotkał. Stąd wniosek, że chłopi to same kłopoty i lepiej być grzeczną kapłanką wulkanu, do dziś by pewnie żyła D:

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

NWM – dzięki za wizytę i komentarz. Spieszę z rozjaśnieniem kwestii zakończenia. Właśnie nad kwestią śmierci Rupi się zastanawiałam, czy nie dopisać czegoś jeszcze, ale potem palec zaświeżbił i kliknął “publikuj”, bo stwierdziłam, że jest to dostatecznie jasne. Najwyraźniej nie. Otóż tak, Rupi popełniła samobójstwo, chcąc po prostu oszczędzić wszystkim konfliktu. W wyjaśnieniu miałam dopisać, że Ezra znalazł jej notatkę w komnacie, w której się przebierała, co sugerowałoby, że planowała popełnienie tego aktu właściwie już od początku opowiadania (stąd jej zmieszanie i płaczliwość). Ona sama czuła, że nie wypełnia obowiązku i po prostu nie mogła z tym żyć. 

Co do poparcia krasnoludów, liczyłam, że poniższy fragment będzie wystarczający:

“Powoli i pozostałe krasnoludy opowiadały się po stronie swojego króla. Podczas długiego marszu, pomiędzy wołaniami imienia Rupi rozbrzmiewały szepty. Mamrotano o niesprawiedliwości decyzji rady, o udowodnionym przy ceremonialnym głazie błogosławieństwie oraz lojalności wobec rodu Run.”

Może to jednak za mało. 

Dziękuję za koncert i wyrozumiałość w stosunku do stereotypowego świata. Co do tytułu, miałam taką obawę, ale nic lepszego nie przyszło mi do głowy. Smutna panda. ;(

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Motyw z notatką byłby niezły, zwłaszcza że na swój sposób zapowiedziany. A fragment coś wyjaśnia, ale może przydałoby się mocniejszy akcent na te podszepty. Jakiś jeden wyrwany z kontekstu szept czy krzyk. Ale to znowuż moje subiektywne odczucie, pozostali mogą mieć inne zdanie ;)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Fajne :)

Przynoszę radość :)

NWM – dzięki za uwagi, przemyślę kwestię notatki, ale resztę chyba zostawię jak jest. Jeszcze raz wielkie dzięki za odwiedziny i komentarz. 

Anet – cieszę się :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Spodobała mi się historia. Uniwersum mniej, ale nie można mieć wszystkiego.

Nie wstawiaj notatki! To by spowodowało, że samobójstwa panny młodej nie da się zrzucić na posłów, a więc nie ma powodu do zrywania przymierza.

Miłe szczegóły, fajne drobiazgi, które odróżniają Twój świat od sztampy – energia z wulkanu itp.

W wykonaniu czasem coś szwankuje. Widywałam lepsze interpunkcje, jest różnica między “zresztą” a “z resztą”…

Babska logika rządzi!

Finklo, wielkie dzięki za wizytę i za klika. Cieszę się, że historia Ci się podobała i pewnie masz rację z tą notatką. Myślę, że dałoby się jakoś to obejść, zwalić na pychę, albo że uznał, że notatka, czy nie – to nadal wina rady, ale ostatecznie przez te wątpliwości zrezygnowałam. Zastanawiam się jednak, czy gdzieś dobitniej dopisać, że chodzi o samobójstwo (za sugestią NWM), czy zostawić jak jest?

Przepraszam za interpunkcję, walka wciąż trwa, a nieszczęsne słówko/a postaram się odnaleźć i poprawić na prawidłową wersję. 

Jeszcze raz dzięki za klik i lekturę :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Ja od razu się domyśliłam, że to było samobójstwo. :)

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

AQQ – dzięki za wiadomość, w takim razie po prostu uznamy, że NWM jest niedomyślny ;D i chyba zostawię tak jak jest. (NWM – wybacz moje szyderstwo <3)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Ja się domyśliłam, że zrobiła sobie coś złego, jakby złożyła z siebie ofiarę bogu, od którego uciekła.

Może dopisz słowo albo zdanko, które nie tyle rozwiewałyby wątpliwości, co przechylały szalę na stronę samobójstwa. Że na taki krok decydowały się wyłącznie krasnoludy w stanie strasznej agitacji itp.

Babska logika rządzi!

Słuszna sugestia, Finklo. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Ciekawa historia, oryginalny sposób na wesele. :)

Trochę przeszkadzało mi, że wiele rzeczy przedstawiasz zbyt “informacyjnie”, zamiast je pokazać. Np. tutaj: 

– Nie boję się żadnego elfa, ale jeśli rzeczywiście mnie pokonasz, ślub będzie anulowany. Daję ci moje królewskie słowo. – Przedostatni wyraz krasnolud wypowiedział z naciskiem, chcąc dopiec swojemu oponentowi, który miał niewielkie szanse kiedykolwiek zasiąść na tronie.

 

Podobała mi się ceremonia zaślubin i przysięga małżeńska. Nie tylko że oryginalna, ale nawet trochę ciarki przeszły (ach, wrażliwości ;)).

 

Plusik za turmaka. :)

 

Dla mnie sprawa samobójstwa Rupi jest wystarczająco jasna, choćby dlatego, że napisałaś, że ona trzymała ręce rozłożone w ostatnim zaklęciu (jakoś tak :)). Do tego zrobiła to w wulkanie, więc domyśliłem się, o co chodzi.

 

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

El Lobo, dzięki za wizytę i komentarz. Niestety nie jestem do końca pewna jak mogłabym pokazać to, że krasnolud mówi z naciskiem, albo, że książę raczej nie zasiądzie na tronie, ale wiem, że mam skłonność do przekazywania zbyt dużej ilości informacji w narracji, także będę się starać nad tym pracować. 

Cieszę się, że scena zaślubin wzruszyła :) No i, że uważasz, że kwestia Rupi jednak była jasna. 

Jeszcze raz dziękuję za poświęcony czas i miłe słowa :) 

PS. Postaram się w weekend zajrzeć do Twojego tekstu na becie :D

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Nie spodziewałam się tak dramatycznego zakończenia radosnej, bądź co bądź, ceremonii.  Spodobało mi się to nietypowe opowiadanie, dziejące się w typowej scenerii wypełnionej typowymi postaciami i chciałabym móc posłać je do Biblioteki, ale, niestety, wykonanie pozostawia sporo do życzenia i muszę się wstrzymać z kliknięciem.

 

Przy­szła mał­żon­ka no­wo-ko­ro­no­wa­ne­go wład­cy… –> Przy­szła mał­żon­ka no­wo ko­ro­no­wa­ne­go wład­cy

 

Łzawa erup­cja, była nie­mal tak spek­ta­ku­lar­na, jak oka­zjo­nal­ne wy­bu­chy Wiel­kie­go Wul­ka­nu Ho­ro­da. Męż­czy­zna przy­cią­gnął ją do sie­bie i przy­tu­lił, czule gła­dząc po ple­cach uko­cha­ną. –> Czy dobrze rozumiem, że mężczyzna przyciągnął do siebie i przytulił erupcję, a ukochaną gładził po plecach?

 

Ge­stem ręki wy­go­nił z sali zmie­sza­ne pod­wład­ne. –> Raczej: Ge­stem ręki wy­go­nił z sali zmie­sza­ne służące/ służki.

 

Znów wy­bu­chła pła­czem… –> Znów wy­bu­chnęła pła­czem

 

Jakby nie było, nie sądzę… –> Jak by nie było, nie sądzę

 

Gdyby miał ro­dzeń­stwo, być może zmu­szo­no­by go… –> Gdyby miał ro­dzeń­stwo, być może zmu­szo­no­ by go

 

Roz­glą­da­ła się po po­miesz­cze­niu i trup­ta­ła w miej­scu… –> Co to znaczy truptać? A może miało być: Roz­glą­da­ła się po po­miesz­cze­niu i truch­ta­ła/ dreptała/ tuptała w miej­scu

 

wy­war­czał pod nosem i za­ci­snął dłoń w pię­ści. –> Jedną dłoń zacisnął w pięści?

 

Do tego lo­ka­li­za­cja sali, za­wie­szo­nej ponad wiel­ką, la­zu­ro­wą w swej bar­wie, pod­ziem­ną rzeką spra­wia­ło, że wkro­czyw­szy… –> Piszesz o Lokalizacji, a ta jest rodzaju żeńskiego, więc: …spra­wia­ła, że wkro­czyw­szy

 

i roz­łu­pał ka­mień na dwie równe po­łów­ki. –> Masło maślane. Czy mógł rozłupać kamień na więcej nierównych połówek?

 

– … roz­dzie­lo­ny­mi przed na­ro­dze­niem – do­koń­czy­ła ka­płan­ka. – Ezro Run, jako Twoja po­łów­ka, po­przy­się­gam to­wa­rzy­szyć ci we wszyst­kich tro­skach…

– … i wy­zwa­niach, jakie po­sta­wią przed nami bo­go­wie. Teraz jed­nak…

– … z ich bło­go­sła­wień­stwem…

– … scal­my to…

– … co zo­sta­ło roz­dzie­lo­ne. – > Zbędne spacje po wielokropkach.

 

i ce­re­mo­nial­ny głaz na ponów stał się jed­no­ścią. –> Co to znaczy na ponów?

Pewnie miało być: …i ce­re­mo­nial­ny głaz ponownie/ na nowo stał się jed­no­ścią.

 

ich en­tu­zjazm wzmo­żył się… –> …ich en­tu­zjazm wzmógł się

 

choć jego wróż­ko­wa to­wa­rzysz­ka… –> Towarzyszka nie była wróżkowa, ona była wróżką.

 

znu­dzi­ło go dzię­ko­wa­nie ary­sto­kra­tom, re­pre­zan­tom ce­chów rze­mieśl­ni­czych… –> …znu­dzi­ło go dzię­ko­wa­nie ary­sto­kra­tom, re­pre­zentan­tom ce­chów rze­mieśl­ni­czych

 

rzad­kie, trud­ne w upo­lo­wa­niu, a co za tym idzie cenne, że nie­licz­ni po­zwa­la­ją sobie… –> …rzad­kie, trud­ne do upolowania,a co za tym idzie tak cenne, że nie­licz­ni po­zwa­la­ją sobie

 

Długi łań­cuch kra­sno­lu­dów z peł­ny­mi ta­le­rza­mi trup­tał sze­re­giem… –> ?

 

Wiel­ki ta­lerz za­my­kał więc ko­ro­wód, nie­sio­ny na bar­kach czte­rech słu­żą­cych. –> Czy dobrze rozumiem, że służący nieśli korowód na barkach?

Może: Wiel­ki ta­lerz, nie­sio­ny na bar­kach czte­rech słu­żą­cych, za­my­kał więc ko­ro­wód.

 

Rupi nieco zmie­sza­na za­ję­ła ho­no­ro­we miej­sce u szczy­tu try­bun… –> Można zająć miejsce u szczytu stołu, ale nie u szczytu trybun.

 

Chwi­la, w któ­rej oboje mie­rzy­li się wzro­kiem… –> Pojedynkowało się dwóch mężczyzn, więc: Chwi­la, w któ­rej obaj mie­rzy­li się wzro­kiem

Oboje to mężczyzna i kobieta.

 

Jed­no­cze­śnie, jako pod­wład­ni, po­win­ni być po­słusz­ni wobec wład­cy… –> Jed­no­cze­śnie, jako poddani, po­win­ni być po­słusz­ni wobec wład­cy

 

Zaraz z resz­tą ru­nę­ła na zie­mię ni­czym mała ko­me­ta… –> Z resztą czego runęła?

Pewnie miała być: Zaraz zresz­tą ru­nę­ła na zie­mię ni­czym mała ko­me­ta

 

zjed­no­czo­nym ko­ro­wo­dem prze­szu­ki­wa­no za­wi­łe ko­ry­ta­rze. –> Na czym polega zjednoczenie korowodu?

 

W końcu przy­sta­nął, za­trzy­mu­jąc po­ciąg po­szu­ki­wa­czy. –> Pociąg?

 

Ze­bra­ni na plat­for­mie pod­wład­ni i de­le­ga­ci… –> Ze­bra­ni na plat­for­mie poddani i de­le­ga­ci

 

z pełną świa­do­mo­ścią cał­ko­wi­tej po­raż­ki prze­zna­czo­nej im misji. –> Misji się nie przeznacza.

Proponuję: …z pełną świa­do­mo­ścią cał­ko­wi­tej po­raż­ki powierzonej im misji.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czekałam na Twoją łapankę Reg. Dzięki wielkie i zabieram się za nanoszenie poprawek <3

Cieszę się, że mimo błędów, opowiadanie Ci się podobało. Mam nadzieję, że z każdym kolejnym tekstem takich błędów będzie mniej (chyba już jest trochę lepiej niż było). 

 

EDIT: Poprawki naniesione.

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Teraz mogę kliknąć. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To klikaj, Reg, nie krępuj się. ;-)

Babska logika rządzi!

No właśnie, jestem za! Jestem tęskna klików i poprawiłam normalnie jak błyskawica. Swoją drogą ten pociąg miałam wywalić już wcześniej i wydawało mi się, że to zrobiłam (lol), a z tą przeznaczoną misją to mi w ogóle nie grało, ale wyleciało mi odpowiednie słowo, także tym większe dzięki za wskazanie wyrazu, który zgubił się gdzieś w moich zwojach mózgowych ;)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Zapomniałam. Starcza demencja, ot co! ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Teraz tylko, żeby inni uznali opowiadanie za godne biblioteki i już będę bardzo szczęśliwa :D 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Czy inni nas słyszą? ;-)

Babska logika rządzi!

Śpią pewnie, albo balują, a mogą nie usłyszeć spod tego zalewu nowych tekstów, ale zobaczymy ;)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Ciężko mi być obiektywną, gdyż nie znoszę elfów :v Normalnie tematyka takiego klasyka wcale by mnie nie zainteresowała, ale licząc na jakiś druzgoczący zwrot akcji, skusiłam się i przeczytałam. Powiem szczerze, końcówka ratuje opowiadanie. Momentami miałam problemy z czytaniem – stylu się nie czepiam, bo każdy ma swój – lecz niektóre fragmenty zwyczajnie nie pasowały mi do reszty, jakbyś dopisała je po skończeniu całości albo żeby na siłę dodać humoru. Sporo brakujących przecinków.

Plusy za lekkość dialogów i za “Najwyższego Wśród Niewysokich”. :)

 

Przeczytane.

 

W jednym miejscu z Horoda zrobił się Hodor. ;D

Żonlgelrko – dzięki za wizytę i komentarz. “niektóre fragmenty zwyczajnie nie pasowały mi do reszty, jakbyś dopisała je po skończeniu całości albo żeby na siłę dodać humoru.” Mogłabyś chociaż mniej więcej powiedzieć, które fragmenty sprawiały takie wrażenie? Co do przecinków, to całkiem możliwe, bo mam zwyczaj stawiać ich za dużo, więc zapobiegawczo tym razem postawiłam ich zbyt mało. Typowe. 

 

Mr. Brightside – dzięki za lekturę, Hodora znalazłam nikczemnika i zamieniłam na Horoda ;)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Zakazana miłość to temat oklepany do granic możliwości. Ale Tobie i tak udało się coś z niego wykorzystać. W miłości nic nowego, romanse już nigdy nie będą całkowicie awangardowe. Ale to się ludziom nigdy nie znudzi.

Historia bardzo ciekawa. Dziwne zakończenie, ale to wszystko gra. Opowiadaniem płynęło, a ja razem z nim. Podeszłaś do tematu wesela od ciekawej strony.

Ale jedno mnie zawiodło. Po krasnoludkach spodziewałem się trochę innego wesela. Raczej kojarzą mi się z pijaństwem i dzikimi zabawami, a to trochę przypominało elfów. Brakuje mi tu jakiejś zabawy. Choćby przed tym dramatycznym pojedynkiem. 

Pozdrawiam i idę oddać głos na Bibliotekę!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Melduję, że przeczytałam.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Pietrku, dziękuję Ci bardzo za pozytywny komentarz i głos do biblioteki :) Jeśli chodzi o wesele, to cóż, tutaj zostało po prostu ucięte, ale też ja mam wizję właśnie krasnoludów jako wojowników, lubujących się w pojedynkach i walce, gorejących furią, która druzgocze przeciwników… Elfowie u mnie są zdecydowanie bardziej powściągliwi w tych kwestiach. Co zaś się tyczy samej ceremonii zaślubin, to dla każdej z ras (z wyjątkiem wróżek, bo one w ogóle nie mają ślubów) wiąże się to jakoś z żywiołem, którymi operują i nawiązaniem rodzaju magicznej więzi, będącej dowodem kompatybilności. A na jedzenie, picie i tańce, nie starczyło czasu, bo książę chciał szybko załatwić sprawę :/ burak. 

 

Śniąca, dziękuję za wizytę i mam nadzieję, że nie była traumatyczna :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Niestety, nie mamy wpływu na czyny naszych bohaterów :(

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Ano, panoszą się tylko po głowie i robią, co chcą D:

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Mogłabyś chociaż mniej więcej powiedzieć, które fragmenty sprawiały takie wrażenie?

 

“Łzawa erupcja, była niemal tak spektakularna, jak okazjonalne wybuchy Wielkiego Wulkanu Horoda.(…) Nie zważał na możliwą erozję odświętnej zbroi, którą zdążył już założyć – kobieta miała w sobie tyle łez, że pewnie mogłaby wypełnić kanion Struhdem.“ – Miło, że świat przedstawiony ma ręce i nogi, ale to brzmi bardzo na siłę, szczególnie, że nazwy własne występują jedna po drugiej. Albo naglił Cię czas, albo bardzo Ci zależało na wprowadzeniu swojskości świata. Może warto rozważyć przeniesienie tego porównania gdzieś w inne miejsce w tekście? Taka moja luźna propozycja. :)

 

“Widok tej obfitej w narzędzia do przerabiania gleby szczęki zaniepokoił delegatów, którzy jednocześnie wbili wzrok w posadzkę, jakby spostrzegli na niej coś wielce fascynującego.”

 

Było jeszcze nazewnictwo, które jak zwykle wywołało moje zastanowienie – bo czy w świecie elfów i krasnoludów zwroty “plebejusze” lub “nieść kogoś na barana” mają niezmienione znaczenie, czy wcale nie powinny się pojawić? Nie mówię specyficznie o Twoim opowiadaniu, ale zawsze łapię się na rozważaniu tego problemu. :)

 

Pozdrawiam serdecznie!

Faktycznie w tym tekście czas mnie gonił, a jednocześnie chciałam zawrzeć jak nawięcej informacji o świecie, żeby nie było poczucia “wyrwania z kontekstu”. Chciałam, żeby znalazło się tutaj jak najwięcej takich “smaczków”, które mogły go charakteryzować. Przemyślę Twoje słowa, bo akurat zamierzam jeszcze wykorzystać to opowiadanie jeśli zabiorę się za powieść, więc może faktycznie będzie jakieś rozstrzelenie tych nazw, żeby nie następowały tak jedna po drugiej. 

 

Co do słownictwa i zwrotów, to wydaje mi się, że tworzenie świata nie musi być jednoznaczne z kreowaniem języka. Sądzę, że to byłoby, albo bardzo trudne dla autora, albo męczące dla czytelnika. Albo jedno i drugie. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

„– Co tutaj robisz[+,] najdroższy?”

 

„Gęsta broda[-,] połaskotała palce dziewczyny, która zaśmiała się jak dziecko, ale szybko spoważniała.”

 

„Łzawa erupcja[-,] była niemal tak spektakularna”

 

„bo mnie kochasz[+,] prawda?”

 

„…z całej siły uderzył pięścią w ścianę, powodując, że cała komnata zatrzęsła się…”

 

„Drugi syn wielkiego władcy elfów Ederona, książę Adair[+,] oraz reprezentantka ludu wróżek Liliuma proszą o audiencję waszej najwyższej mości.”

 

„…ale wraz z towarzyszącą mu wróżką[-,] powstali z krzeseł przystawionych do okrągłego, kamiennego stołu…”

 

„…jednak podczas gdy mieszkańcy podziemi byli masywni i krępi, wróżki miały bardzo drobną budowę i, gdy znajdowały się poza komfortem swojej leśnej komuny, sprawiały wrażenie zawsze zaniepokojonych. Widać było, że i tym razem[-,] delegatka czuła się nieswojo.”

 

„– Wykaż się więc rozsądkiem i zaniechaj tej zniewagi zanim będzie za późno! – Nnie ustępował Adair. – Wulkan jest…”

 

„– Skoro nie pozostawiasz mi wyboru… – kKsiążę przeniósł wzrok na Ezrę.”

 

„Krasnoludzki król zadumał się, ale po krótkim namyśle jego twarz rozpromienił serdeczny uśmiech.

– Dobrze – odparł. – Ale zrobimy inaczej. Ślub się odbędzie, pojedynek zaś niech będzie częścią celebracji weselnych. Potyczki najmężniejszych wojowników stanowią część tradycji, ale dawno nie było tu starcia między krasnoludem i elfem.”

 

„– Jesteś bardzo pewny siebie. – Zajadle zauważył książę.” – Zły zapis dialogu. Albo inny szyk zdania po półpauzie, albo bez kropki po kwestii dialogowej (a i tak by się przydała zmiana szyku na zauważył zajadle).

 

„– Co to? – Zzainteresowała się wróżka.”

 

„Po prawej stronie wielki głaz skoncentrował teraz uwagę wszystkich zebranych gości.” – Niezgrabne to zdanie.

 

„…oboje olśniewający w złocistych strojach, odbijających światło[-,] dostarczane przez odsłonięte skrupulatnym drążeniem żyły magmy.”

 

„Korona spoczywająca na głowie Ezry[-,] wykonana była nie tylko ze złota, ale wszelkich innych szlachetnych kamieni i metali, tworząc[+ych] swoistą mozaikę reprezentującą całe bogactwo krasnoludzkiego ludu.”

 

„Ezro Run, jako Twoja połówka…” – twoja

 

„…by panujące od stu lat ład i harmonia[-,] zostały naruszone przez buńczuczność i pychę króla.”

 

„…towarzysząca mu wróżka[+,] furkocząc skrzydełkami, podleciała do pary i jako pierwsza złożyła życzenia pomyślności oraz szczęścia.”

 

„…gdy znudziło go dziękowanie arystokratom, reprezentantom cechów rzemieślniczych i wojskowym dowódcom. – Dziękuję wam wszystkim za przybycie.”

 

„Wiem, że nie każdy z was pochwala mój wybór[-,] ale[+,] jak widzicie, otrzymałem boskie błogosławieństwo, więc nie ma powodu do dalszych sporów!”

 

„W końcu zarządzono, że danie również zostanie przeniesione na arenę, żeby zadowolić wszystkich gości. Wielki talerz zamykał więc korowód. Danie nieśli na barkach czterej służący.”

 

„…spacer nie zdążył nikogo zmęczyć[-,] ani znużyć.”

 

„Zanurzone w piasku dłonie przesiąknięte magią[-,] przekształciły strukturę piasku…”

 

„Ezra połączony z wytworzonymi kamieniami, wykonywał kolejne ruchy rękoma…” – wtrącenie albo wydzielone przecinkami z obu stron, albo wcale

 

„– Drugi książę!” – Wracam do momentu w którym elf pojawił się po raz pierwszy, bo potem nazywasz go „królewiczem”. A to nie to samo ;)

 

„Gdy się zaczęła, potrzebował tylko ułamka chwili[+,] by wytworzyć broń i doskoczyć do przeciwnika. Jedno błyskawiczne cięcie wystarczyło, by na ziemię spadła pierwsza kropla krwi.”

„Zwycięzca wyciągnął rękę do pokonanego, ale ten odtrącił ją. – Rozumiem twoje rozgoryczenie, ale tak będzie najlepiej dla wszystkich.”

 

„Zaraz zresztą runęła na ziemię niczym mała kometa, pozbawiona zupełnie przytomności.” – A można być pozbawionym przytomności tylko trochę? ;)

 

„Nie było jej w królewskich komnatach[-,] ani w żadnym innym pomieszczeniu części pałacowej.”

 

„Liliuma[-,] zdążyła już odzyskać przytomność, ale wciąż była zbyt słaba, by samodzielnie się przemieszczać więc elf niósł ją na barana. Wróżka skinęła w odpowiedzi. Nie była w stanie nawet nawoływać imienia Rupi[+,] więc pozostawało jej milczenie i martwienie się z resztą grupy.”

 

„Mimo kontrowersji wywołanych ślubem, nikt nie miał zastrzeżeń[-,] co do osoby Rupi. Była skromna, ciepła, serdeczna… Właściwie byłaby idealną królową i partnerką dla wybuchowego Ezry, gdyby nie kontrowersja jej urodzenia.”

 

„– Sprawdźmy świątynię Horoda – powiedział tak cicho, że Adair musiał nachylić się i poprosić[+,] by powtórzył.”

 

Szerszy komentarz po zakończeniu konkursu.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jose, dzięki za łapankę i klika do biblioteki. Bardzo doceniam włożoną prace i fakt, że uznałaś mój tekst za dostatecznie wartościowy. 

Postaram się szybko poprawić błędy i czekam na szerszy komentarz :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Podobało mi się, choć cała opowieść brzmi lekko naiwnie. Za to postacie się prostolinijne, wiadomo kto jest kto i mnie to pasuje. W takim świecie trzeba umieć dobrze układać historię, żeby czytelnika nie znudzić. W końcu elfów i krasnoludów to już mnóstwo było. Nie do końca udał Ci się ten pomysł, za mało było dla mnie nowatorskich rozwiązań, ale finał był ciekawy i dobrze zamyka/otwiera historię. Z jednej strony nie lubię powielania światów, z drugiej krasnoludy kojarzą mi się z bardziej rubaszną zabawą. :) Zbyt mocno taki charakter zakorzenił mi się w głowie. Czytałem płynnie, a to ważne. Ładnie skrojona historia, choć trochę zbyt –patrz początek – naiwna.

Darconie, dziękuję Ci bardzo za wizytę, lekturę i ostatni głos na bibliotekę. Zawsze miło dostać tego maila od redakcji NF i to przed świętami. 

Jeśli chodzi o naiwność historii, cóż… Wydaje mi się, że sama jeszcze troszkę jestem naiwna (może nawet bardzo) więc pewnie trudno mi będzie pisać historie, które nie są taką naiwnością lekko przesiąknięte. Wiem, że teraz zdecydowanie lepiej czyta się opowieści bardziej mroczne, cięższe, więc będę musiała nad tym popracować, ale cieszę się, że mimo zastrzeżeń, były elementy, które Ci się podobały. Szczególnie to, że czyta się płynnie jest dla mnie istotne. 

Jeszcze raz dzięki za odwiedziny i oddany głos. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Hej, Rose. Wcale historia nie musi być bardziej mroczna, miałem na myśli dylematy moralne. Zarówno Ezra, jak i Adair czy wróżka Liliuma mają konkretne postanowienia i cele. Nie rozważają innych opcji, nie wahają się, nie mają dylematów, co zrobić. Ezra jest wręcz rozzłoszczony, że Rupi nie myśli tak (prostolinijnie) jak on. To właśnie Rupi jako jedyna ma “pełny” charakter, nie wszystko widzi w czarno-białych barwach, ale rozróżnia też odcienie szarości.

Gdy tak się zastanawiam, to w innych Twoich opowiadaniach widzę podobnych bohaterów. Oni co prawda zastanawiają się, jak osiągnąć swój cel, ale mniej nad tym, czy w ogóle do niego zmierzać. To jest dla nich rzecz bezdyskusyjna. Taki bohater jest bardziej “płaski”, bo owszem, czytelnik zastanawia się, co zrobi, aby osiągnąć swój cel, ale wie, że będzie do niego (bohater) dążył. Bohater z dylematem jest bardziej ciekawy dla czytelnika, bo wtedy zastanawiamy się nie tylko jak to zrobi, ale przede wszystkim, czy to zrobi? I to jest kluczowe pytanie, które powinno trzymać czytelnika przy książce/opowiadaniu. :)

Pozdrawiam.

Rozumiem, co masz na myśli. To bardzo cenna uwaga, dziękuję :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Czytało mi się dobrze, chociaż historie o krasnoludach i elfach zazwyczaj sprawiają, że uciekam w popłochu. Sam pomysł na ślub bardzo fajny, z tym rytuałem kamienia, dodałaś też sporo innych drobiazgów, które pozwalają uwierzyć, że stworzyłaś przemyślany świat. Bez wątpienia kliknęłabym bibliotekę, gdyby nie było za późno.

Ale jednak trochę ponarzekam, mimo że w Twoim przypadku, Rosebelle, chciałabym wyłącznie chwalić. ;)

Ja nie zorientowałam się, że to samobójstwo. Myślałam, że podczas tego magicznego pojedynku, korzystając z zamieszania, elf i wróżka zrobili jakieś poboczne czary-mary i skończyło się, jak skończyło. Jednak widzę, że czytelnicy raczej nie mieli z tym problemu, więc może to po prostu moja niedomyślność.

Jeżeli chciałabyś w tym uniwersum napisać książkę, to wydaje mi się, że trzeba by się zastanowić, w którą stronę to powinno pójść. Czy lekką i żartobliwą, czy cięższą, z konfliktami, intrygami etc. (cięższą, oczywiście, nie oznacza – bez humoru, tylko wtedy potrzebny byłby bardziej plastyczny język, bardziej skomplikowani bohaterowie). Na razie nie wiem nawet, dla kogo byłaby to książka – czy dla młodszej młodzieży, czy dla dorosłych.

Ocho, jakkolwiek lubię być chwalona i tego potrzebuję, wiem, że tylko z konstruktywnej krytyki można wyciągać wnioski i się poprawiać, także mów bez skrępowania. Mam nadzieję, że właśnie dzięki takim komentarzom, kiedyś będę pisać na tyle dobre teksty, że rzeczywiście nie będzie konieczności ich krytykować (choć nawet najlepsi pisarze są krytykowani). 

Co do odbiorcy i jakiegoś konsekwentnego trybu narracji, zastanawiam się właśnie. Celuję raczej w młodzież gimnazjalno-licealną. Między innymi stąd takie jednoznacznie określone postaci się wzięły. Jednocześnie moja wyobraźnia ciągnie mnie w kierunku trudnych sytuacji i tematów. Książka docelowo miałaby poruszać zagadnienia takie jak konflikty zbrojne, niewolnictwo, przemoc i ostatecznie starcie dobra ze złem w bardzo dosłownie określonym wymiarze. Mają być siły jawnie zła i siły jawnie dobra (trochę jak w Tolkienie), tyle że pomiędzy siłami dobra też są konflikty. Chodzi mi o uchwycenie konceptu jakim jest istnienie nadrzędnego zła, dążącego do zniszczenia życia, przy jednoczesnym podkreśleniu, że pomiędzy siłami dobra też istnieją konflikty (rasowe, religijne itp.) które zło wykorzystuje, by się rozprzestrzeniać i osiągnąć swój cel. Wydaje mi się, że z tego typu przesłaniem najlepiej kierować się do młodzieży. Pytanie tylko, czy wtedy przemoc nie okaże się zbyt dobitna i nie zniechęci rodziców (na przykład). W tej chwili wydaje mi się, że trudno mi złapać balans pomiędzy własną dojrzałością (młodego dorosłego, który jeszcze do końca nie dojrzał i wierzy w ideały, ale już nie jest dzieckiem), a dojrzałością docelowego odbiorcy. 

Bardzo dziękuję Ci za komentarz i lekturę :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Być może się mylę, ale nie wydaje mi się, żeby gimnazjalistom (przynajmniej tym starszym) czy licealistom lektury dobierali rodzice. Wiem, że istnieje kategoria “young adults”, ale przyznam, że dla mnie jest ona w fantastyce niezrozumiała. Albo są książki dla dzieci, albo dla starszych nastolatków i dorosłych. Takiego Wegnera, Abercrombiego czy Sandersona czytają przecież i piętnastolatkowie, i, powiedzmy, ja. :) A relacje w ich światach są skomplikowane, intrygi się piętrzą, są konflikty i podkonflikty, rodzi się z nich przemoc.

Abercrombie napisał świetną trylogię “Pierwsze prawo”, bardzo niejednoznaczną, przez co fascynującą, a potem cykl “Morze drzazg”, którą przypisano do “young adult”. I, czytając to drugie, miałam wrażenie, że historia i autor mają wielki potencjał, ale Abercrombie postanowił ją napisać jak dla gimnazjalistów. I powstała taka trochę kupa. Pazur wystawał, miało się świadomość jego istnienia, jednak był co chwilę tępiony infantylną narracją. Kompletnie niepotrzebnie. Powstał cykl nie wiadomo dla kogo. Bo nie dla dzieci, ale starszych nastolatków czy dorosłych też chyba nie mógł do końca usatysfakcjonować. Takie czytadełko.

Zauważyłam, że wyobraźnia ciągnie Cię w kierunku raczej trudnych tematów, dlatego trochę zdziwił mnie ten tekst. Bo w końcówce doszło do czegoś, co stanie się zaczątkiem zapewne tragicznego w skutkach konfliktu, ale środki, jakich użyłaś, żeby do tego dojść wydają mi się właśnie takie, jak napisałam – jakbyś, generalnie, nie mogła się zdecydować, dla kogo piszesz. Moim zdaniem to nie jest jakiś specjalny problem w opowiadaniu, ale w książce już chyba mógłby być.

To takie moje luźne przemyślenia, niekoniecznie mające coś wspólnego z rzeczywistością. ;)

Na pewno jest to coś, co muszę przemyśleć. Dziękuję :) Z tym tekstem też był taki właśnie problem, że chciałam opisać wesele i ceremonię zaślubin i w sumie wrzuciłam to do swojego świata. W oryginalnym zamyśle opowieści nie miało tego być (powstało pod wpływem konkursu) więc bardzo możliwe, że jeszcze go zmienię i przekształcę. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Przeczytałem.

Dziękuję milordzie :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Najlepsza zdecydowanie końcówka. Zacznę więc od niej :) Lubię, kiedy na koniec (czy to filmu, powieści, opowiadania itd.) następuje demoralizacja bohatera, która nie tylko wzruszy czytelnika, ale też pomoże wyobrazić sobie, jakie będę konsekwencje tej przemiany. I ty właśnie zrobiłaś to dobrze, szczególnie, że twój bohater, Ezra, był królem, w efekcie czego skutki (w sumie błahego konfliktu, bo zrodzonego z… właściwie to z głupoty) okażą się jeszcze gorsze niż zwykle to bywa. Twój świat, choć prosty i mało oryginalny, jednak jest w jakiś sposób przyjemny i miły dla oka wyobraźni czytelnika, dlatego rozgoryczenie króla i jego ostatnie słowa na tyle ruszają, że aż szkoda pospólstwa, głownego bohatera, nawet i Rady, ponieważ zostawisz nas z wiedzą, że to wszystko, jeśli nie spłonie i nie zostanie zniszczone, to zostanie zepsute w taki sposób, że już nie będzie ani przyjemne ani miłe dla oka wyobraźni czytelnika.

Początek niezbyt mnie wciągnął, ale im dalej, tym lepiej. Relacja Ezra-Rupi ładnie zarysowana, dobrze budowane napięcie, pojedynek też emocjonujący (chociaż, niestety, bardzo, bardzo przewidywalny).

Ogólnie podobało się :)

Karolu, dzięki za lekturę i komentarz. Bardzo się cieszę, że spodobała Ci się ta historia :) Miło się czyta takie komentarze! 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Największym atutem opowiadania jest to, że cały czas coś się dzieje. Czytało się dobrze. Niezłe opowiadanie. Z minusów to Rupi wypadła, na mój gust, słabo. Kandydatka na królową, a ona beczy, że sukienki nie może sobie dobrać a potem samobójstwo. Wypada naiwnie – tego nie kupuję.

 Ciao.

 

edit: dodam, że scena na arenie fajnie – obrazowo wyszła.

 

Blackburnie, dziękuję Ci serdecznie za lekturę i komentarz. Cieszę się, że czytało się przyjemnie i ostatecznie uznajesz opowiadanie za „Ok” :) postaram się pisać coraz lepsze teksty! Zabawnie, że dla jednych Rupi wypadła najlepiej, a dla innych najgorzej… szkoda, że akurat nie polubiłeś tej postaci. Chociaż gwoli wyjaśnienia dodam może, że z kwestią sukienki, to trochę tak, jak z tą kroplą, która przelała kielich. Ją po prostu cała sytuacja i związana z nią presja przerosły. Fajnie, że walka wyszła obrazowo, to coś nad czym staram się pracować. Zdaje się, że moim kolejnym celem będzie doskonalenie wielowymiarowości postaci i umiejętne wplątanie tego w narrację. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

W ramy klasycznego, stereotypowego fantasy, które jest w pewnym stopniu ograniczające (za to daje w zamian rozbudowaną sieć skojarzeń i pewne porozumienie), wtłoczona została przemyślana, spójna historia, z jasno nakreślonym dylematem, gdzie niewiele miejsca pozostaje na wątpliwości. Konflikt wydał mi się nieco "mechaniczny". Ciekawy pomysł z głazem, koncepcja sali tronowej i przede wszystkim malownicze, żywiołowe zakończenie bez kalkulacji, które dodaje do historii emocji.

Milordzie, dziękuję bardzo za komentarz i za zorganizowanie fajnego konkursu :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Może nie najoryginalniej, ale bardzo sympatycznie. Ciekawie pokazane postaci z różnych ras. I ten krasnoludzi upór – i w miłości i zemście. Jest prosto, nieco bajkowo, mimo tragicznego zakończenia. A propos zakończenia – szkoda, że tytuł opowiadania tak dużo zdradza.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Całkiem dobrze mi się czytało. Niby w wykreowanym przez Ciebie świecie nie ma nic zaskakującego, używasz standardowych elementów, ale wchodzi gładko i bez problemu, postacie dają się lubić, dobrze widać przywiązanie młodej pary do siebie. Szkoda tylko, że tytułem trochę zdradzasz, co się stanie, a przede wszystkim szkoda, że nie bardzo rozumiem, co właściwie stało się pod koniec. Znaczy dręczona wyrzutami sumienia Rupi poszła do świątyni i dokonała jakiegoś rytuału, który zamienił ją w kamień, ale co, jak, dlaczego, o co chodzi? Było to może niespodziewane, ale też wydało mi się mocno dziwne, bo w końcu jednak – mimo jej wątpliwości – widać było, że dziewczyna szczerze kocha króla. Już było po zaślubinach, po ceremonii z kamieniem, czyli teoretycznie bogowie uznali ich związek za legitny. Dlaczego więc pomimo tego poszła się zabić (bo tak w skrócie to wygląda)? Nie kupuję panny młodej która tuż po poślubieniu ukochanego mężczyzny robi coś takiego… Ogólnie jednak fajny tekst, pomimo wspomnianych zastrzeżeń ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Twoje opowiadanie wyróżniają detale. Jeśli dobrze rozumiem, to w Twoim świecie nie ma ludzi? To nawet ciekawe. Krasnoludy wyglądają pełnokrwiście, dzięki tym paru poświęconym im zdaniom – a to o spożywaniu minerałów, a to opis pieczonego czegoś, rytuały, zwyczaje. Szkoda, że nie można tego powiedzieć o elfie i wróżce, bo wypadli dość nijako.

O ile z narracją radzisz sobie fajnie, to zęby mnie bolały, gdy tylko postaci otwierały usta. Nienaturalne, wymuszone kwestie. Nieśmieszne – przynajmniej mnie nie bawiły.

Pojedynek magów chyba potraktowałaś po macoszemu. Nie widzę tutaj przemyślanego konceptu, jak przy opisie krasnoludów. Zasady rządzące magią Twojego świata są mgliste i niejasne; nijak ich nie precyzujesz przed pojedynkiem, ani w trakcie, więc nie znając limitów postaci, nie jestem w stanie zachwycić się ich ewentualnym heroizmem.

Zakończenie gorzkie, całkiem niezłe. Sama końcówka z tym wypowiedzeniem jakiejś tam umowy miała chyba wypaść dramatycznie, ale znowu, nie wiem jakie będą tego konsekwencje, więc ciężko mi się tym przejąć. Zabrakło paru zdań wyjaśnień.

Dzięki za udział!

Śniąca → dziękuję za miłe słowa, cieszę się, że było sympatycznie… Z tytułem faktycznie wtopa, ale został wymyślony bardzo na ostatnią chwilę, a ogólnie z tytułami mam w ogóle problem… Niemniej, dziękuję za szybkie uporanie się z moim tekstem i za pełnienie funkcji jurorki w kolejnej odsłonie portalowych konkursów!

 

Joseheim → jeszcze raz dziękuję Ci za łapankę. Teraz kiedy konkurs dobiegł końca, zajmę się nanoszeniem Twoich poprawek. Jeśli chodzi o Rupi… U niej obowiązkowość po prostu zwyciężyła z osobistym szczęściem. Liczyła, że być może w ten sposób uda jej się rozwiązać konflikt, choć pewnie mogła przewidzieć, że Ezra nie zareaguje tak, jakby chciała. A może liczyła, że skoro ona się tak poświęci, to on uszanuje jej poświęcenie i postąpi słusznie. Cieszę się, że mimo zastrzeżeń uważasz tekst za fajny. Tobie również oczywiście dziękuję za jurorowanie. 

 

Mr. Brightside → W moim świecie są ludzie, ale stanowią społeczny margines (są głównie niewolnikami) tutaj po prostu nie było potrzeby na wprowadzenie ludzkich postaci, bo skoro jak sam zauważyłeś, niedopieszczone zostały nawet rasy elfów i wróżek, nie było sensu zajmować się też ludźmi. Co się zaś tyczy szczegółowych opisów pozostałych ras. Wydaje mi się, że zarysowałam je bardziej ogólnikowo, bo akurat akcja rozgrywała się w świecie krasnoludów, a nie u pozostałych ras więc też było mniej sposobności, by się na ich temat rozpisywać, a jednak uważam, że dość udało mi się rozrysować mniej więcej jak wyglądają społeczności elfów i wróżek. Szkoda, że Tobie wydawało się inaczej. 

Dialogi nie miały być śmieszne, więc dobrze, że Cię nie rozbawiły. Nie bardzo wiem, co napisać w odpowiedzi na tę uwagę. Przykro mi, że odniosłeś takie wrażenie, ale też nie bardzo wiem, co w tych kwestiach jest takiego nienaturalnego, że aż Cię zęby rozbolały D:

W pojedynku nie było heroizmu, przynajmniej w takim znaczeniu tego słowa, jakie jest mi znane. Król wykazał się jedynie dużą wytrzymałością. Magia w moim świecie jest magią żywiołów, każda rasa posiada kontrolę nad jednym z nich, z wyjątkiem ludzi, którym odebrano magię ognia (stąd zależność wszystkich od krasnoludzkiej magmy). Wróżki władają powietrzem, krasnoludy ziemią, a elfy wodą. Mag wytwarza więź energetyczną z żywiołem i w ten sposób kontroluje element w sposób zależny od jego woli. Różne wyczyny wymagają różnej dawki energii. Wszystkie te informacje (choć skąpo) zawarte są w tekście… Nie sądziłam, że to konieczne bardziej to rozpisywać. 

Co do konsekwencji… Król wyraźnie mówi o chaosie i wojnie więc też wydało mi się to dość jasne. 

Rozumiem, że tekst wydał Ci się zbyt ogólnie zarysowany, ale cóż, trudno zadowolić wszystkich. A to narzekania na zbyt dużo opisów, a to za mało opisów… Inna sprawa, że nie mam co ukrywać, napisałam ten tekst bardzo szybko, chcąc wyrobić się w terminie więc nie wątpię, że gdybym dała sobie więcej czasu, powstało by może coś lepszego. Postaram się wyciągnąć wnioski z tego doświadczenia. 

Dziękuję i Tobie za jurorowanie :)

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Twój pomysł na magię i odebranie jej ludziom jest szalenie fascynujący, jednak, moim zdaniem, kompletnie ta koncepcja się rozmyła w opowiadaniu, ledwo gdzieś jedynie majacząc. Niemniej liczę, że pojawi się jakiś kolejny tekst z tego uniwersum, nad którym podłubiesz trochę dłużej i lepiej wyjawisz zasady rządzące Twoim światem. Bo nie sztuką jest się potem wytłumaczyć w komentarzu. :)

Myślę, że powstanie więcej tekstów w tym uniwersum. Jest nawet pomysł (wstępny) na powieść. Stąd też pewnie nie miałam potrzeby bardziej się o tym rozpisywać w tekście, bo jeśli ma stanowić część większej całości, to zamiast infodumpu na początku, lepiej (jak sądzę) rozbudowywać świat stopniowo. To indywidualne opowiadanie, z pewnością ucierpiało z tego powodu, ale ogólnie i tak jestem zadowolona, po pierwsze dlatego, że udało mi się i tak jako tako stworzyć spójną całość (daleką od ideału, ale jednak), a po drugie dlatego, że z tym pomysłem noszę się od ponad roku więc cieszę się, że konkurs zmotywował mnie do napoczęcia tego dziewiczego (jak na razie) świata. :D

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Choć świat, jak już podkreślono z tysiąc razy, nie grzeszy oryginalnością, to historia się broni. Zaciekawia i dość mocno uderza w zakończeniu. Czyli w sumie oceniam pozytywnie :)

Wielkie dzięki, Zygfrydzie, za wizytę i komentarz. Bardzo się cieszę, że chociaż trochę się podobało i ogólnie wystawiasz opowieści pozytywną ocenę :D

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Belle Rose uwodzisz fajnymi pomysłami, czasami z puszczeniem oka do czytającego. Całość polecam. :)

Nowa Fantastyka