- Opowiadanie: thargone - W zupełnie innej galaktyce

W zupełnie innej galaktyce

Owoc świątecznego rozleniwienia i dyskusji nad temat Ostatniego Jedi w Hydeparku. Głównie wpisów Zaltha i Blackburna.

W zasadzie dla miłośników, jak to z fanowskimi parodiami bywa. 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

W zupełnie innej galaktyce

Spotkanie u Snoke'a wkraczało w fazę kulminacyjną. To znaczy, należało zakończyć, przynajmniej na jakiś czas, tańce, hulanki i swawole, oraz spokojnie zasiąść do rozmów o interesach. Inaczej towarzystwo rozbisurmani się dokumentnie i z negocjacji nici. Mroczne widmo nadciagającej nietrzeźwości było już ogólnie widoczne – Phasma stanęła w pozycji "spocznij", a Poe Dameron nazwał TIE fightera "messerschmittem". 

Leia Organa zasiadła w głębokim, zaskakująco niewygodnym fotelu, odruchowo poprawiła jak zawsze doskonale ułożoną fryzurę i odetchnęła głęboko. Ten cały Snoke, choć wyglądał jak stare awokado oblane budyniem waniliowym, na parkiecie rządził niepodzielnie. Leia też potrafiła jeszcze nieźle powywijać, zwłaszcza że do tańca przygrywał cover band legendarnej kapeli z Mos Eisley. Gdyby nie obowiązkowa, trzymiesięczna żałoba po Hanie Solo, mogłaby nawet spróbować wcisnąć się w ten gustowny komplecik od Jabby…

Tymczasem gospodarz usiadł obok pani generał i powstrzymał chęć wyszczerzenia zębów w szerokim uśmiechu. Wyglądałoby to raczej upiornie i wywołało efekt przeciwny do zamierzonego. Uśmiechnąć się samym spojrzeniem? Ech, jeśli się nie ma powiek… 

Przedstawiciele stron konfliktu nie siedzieli przy stole, nawet okrągłym. To wprowadzałoby element sztywnej oficjalności. Zamiast tego, na zebraniu panowała atmosfera artystycznego rautu. Muzyka, napitki, przekąski i jeszcze więcej napitków. Lustrzanie błyszcząca, czarna posadzka i krwistoczerwone ściany powinny w założeniu koić zmysły dekadenckim rozleniwieniem, ale Snoke miał niejasne skojarzenia z pękającym hemoroidem. Trzeba będzie zmienić dekoratora wnętrz. Może rozstrzelać, dla przykładu.

 – Mam nadzieję, że Wasza Wysokość dobrze się bawi, zważywszy okoliczności, naturalnie. – Lider Najwyższego Porządku robił co mógł, by nie sprawiać wrażenia sztampowego, nieokrzesanego antagonisty o tajemniczej przeszłości i niepewnej, raczej niezbyt różowej przyszłości. W zupełnie innej galaktyce, mówiłby z udawanym, oksfordzkim akcentem.

 – Generale Organa, jeśli łaska. Poza tym, nie ma co się obwąchiwać jak ślepe rancory. Lepiej przejdźmy do rzeczy, zanim orkiestra nam się ulula. – Spojrzenie Lei było niewiele cieplejsze, niż hothańskie przedwiośnie. – Wkrótce wrócimy do zabawy. Ale najpierw interesy. 

 – Słusznie. – Przewodniczący głębiej zapadł się w fotel. – Biznes to biznes. Od czego… 

 – Szturmowcy. Dużo ich macie. Urodzeni żołnierze, hodowani do walki, to potężna siła. 

 – Spokojnie. – Snoke się nieco rozluźnił. – Noszą zbroje krępujące ruchy. No i specjalnie źle ich szkolimy. Prawda, Hux? 

 – Jawohl, Herr Fuhrer! – Stojący nieopodal, rudowłosy sztywniak, strzelił obcasami. 

 – No właśnie. Inaczej przejęlibyśmy kontrolę nad galaktyką szybciej, niż sarlacc trawi swoje ofiary. To żadna zabawa. 

 – Aha! Wiedziałem! – zatriumfował milczący dotąd FN-2187, znany od niedawna jako Finn. – Miałem rację, gdy uciekałem z lekcji pudłowania! A na teorii bezrefleksyjnego wystawiania się na strzał, chodziłem podglądać Phasmę, polerującą sobie folgi nad nabiodrkami…

 – Bardziej martwią mnie wasi piloci – kontynuował Snoke. – Są świetni.

 – Ale jednorazowego użytku. – Leia machnęła ręką. – Wozimy ich w otwartych lukach bombowych, nie mają kombinezonów ciśnieniowych, a w myśliwcach nie montuje się wyrzucanych foteli. Jeden strzał, jeden trup.

 – Zawsze możecie wytrenować nowych. 

 – Skasujecie jeszcze parę planet którąś ze swoich Gwiazd Śmierci i populacja tak nam spadnie, że nie będzie kogo szkolić. A propos, nie przesadziliście nieco z wielkością? Nie znam się zbytnio na psychologii od rozmiarów, ale to chyba lekkie przegięcie… 

 – Ekhmm – przewodniczący poruszył się niespokojnie. – Przecież miało być epicko… A wielkość nie ma nic do rzeczy. Poza tym, każda stacja bojowa ma wbudowany guzik autodestrukcji. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie nacisnąć. Poradzicie sobie. Ten Dameron jest całkiem niezły. 

 – A to nie wasz agent? – Generał rzuciła okiem na zdrowo już podchmielonego komandora Poe, który głośno snuł koncepcję nowej, według niego niesamowicie skutecznej, taktyki walki kosmicznej. "Nalot dywanowy", tak to nazywał. – Jego pomysły zabiły więcej naszych bojowników, niż szturmowcy.

 – Pozwolę sobie wątpić, Wasza Wysokość – wtrącił C-3PO, pojawiając się właściwie znikąd. – Będąc znawcą niuansów ludzkiej psychologii, uważam, że pan komandor sądzi, iż bycie gejem jest, z niezrozumiałych przyczyn, powodem do wstydu, więc ze wszystkich sił stara się udowodnić, że nim nie jest, co z kolei prowadzi do… 

– Dobrze, dobrze – ucięła księżniczka Leia. – Rozumiem. Ale po stronie Najwyższego Porządku, Za strategię odpowiada oddany sprawie generał Hux. 

 – Przecież to wasz agent, nieprawdaż Hux? 

 – Jawohl, Herr Fuhrer… To jest, przepraszam, nein! Absolutnie!

 – He he, wiem, wiem. – Przewodniczący pociągnął solidny łyk dagobańskiej księżycówki. Był to trunek niebezpieczny, po nadużyciu zaczynało się mówić inwersją, przez co każda wygłaszana bzdura, stanowiła w uszach słuchających istną prawdę objawioną. – On jest tylko ambitny, ale nieudolny.

"Jeszcze kiedyś ci pokażę, jak nieudolny, durny grzybie. Jeszcze się doigrasz." – zdawał się mówić całą swą sztywną, rudą fizjonomią, generał Hux. "Szybciej, niż sarlacc trawi swoje ofiary… Co za głąb!" 

 – Po stronie Ruchu Oporu stoi jednak więcej niezwykłych osobistości, co może znacząco wpłynąć na równowagę sił. – Spoważniał nagle Snoke. – Choćby pani brat, Luke Skywalker. Moc jest w nim potężna. Ech, gdybym miał takiego sojusznika… 

 – Moc, Szmoc – mruknęła siedząca w kącie projekcja astralna, o wyglądzie zakapturzonego żebraka. – Obiecanki cacanki, a dla Jedi radość.

Głównodowodząca Ruchu Oporu zacisnęła usta.

 – Sam widzisz, Snoke – wycedziła po chwili. – Mój kochany brat, nie dość, że zaczął nagle zabawiać się w Yodę, całą wojnę zostawiając na mojej głowie, to jeszcze nie potrafił należycie zaopiekować się Benem… 

 – Kylo. 

 – Niech będzie. Kylo. Tak czy owak, gdy ten sprawił delikatne problemy wychowawcze, mój kochany brat, zamiast dać mu linijką świetlną po łapach, walnął focha, obraził się na cały świat, a potem zaszył na jakimś zadupiu, żeby jeb… doić kozy i głaskać latające chomiki. Sam wepchnął Bena prosto w twoje opiekuńcze szponki. Po co chcesz go odnaleźć? Żeby móc osobiście wręczyć dziękczynny medal? 

Zapadła cisza. Gdyby zgęstniałą wokół Lei Moc dało się destylować, Snoke mógłby puścić z torbami cały bimbrowniczy przemysł Tatooine. 

 – I tak mnie nie znajdzie – zakpiła emanacja z kąta. – Nie po to sporządzałem tajną mapę, prowadzącą do tajnego miejsca mego odosobnienia, a następnie utajniałem ją przy pomocy tajnego kodu i umieściłem w tajnej skrytce tajnego droida, żeby byle kto mnie teraz namierzył! 

 – Taak, może lepiej zostawmy ten drażliwy temat – uciął Wielki Lider. – Napijmy się jeszcze i porozmawiajmy o Rey. Ona z pewnością jest po waszej stronie. 

Generał Organa wychyliła drinka i poszukała wzrokiem dziewczyny. Rey siedziała przy barze i bawiąc się plastikową palemką udawała, że nie zwraca uwagi na Kylo Rena, który ewidentnie popisywał się przed nią muskulaturą i mrocznym, uwodzicielskim spojrzeniem. W zupełnie innej galaktyce, wyglądałby jak niemiecka gwiazda synth-popu.

Leia westchnęła. Ta dwójka zdecydowanie miała się ku sobie. Choć doświadczenie podpowiadało, że zapewne okażą się rodzeństwem. Właściwie to zaraza jedna wie, co Han wyprawiał podczas swoich "Samotnych, Męskich Wypraw W Poszukiwaniu Prawdziwego Ja". Podobno latał łowić ryby na Jakku. Ryby. Dobre sobie.

 – Rey cierpi na kompleks niższości – skrzywiła się księżniczka. – Bardzo chce być Wybrańcem, zaginioną prawnuczką Yody czy innego Mace Windu, Odnowicielem, Mesjaszem, Superjedi. A wygląda na to, że jest tylko zwykłym, porzuconym dzieciakiem pary meneli, z najodleglejszego pryszcza na tyłku galaktyki, smutnym i zapomnianym… Tak, to dość mocno wpływa na jej zdolność do oceny rzeczywistości. I ogranicza zaufanie.

 – Cóż – Snoke pociągnął nosem, a właściwie otworami węchowymi. – Ja mam Kylo. On z kolei cierpi na kompleks nadmiaru kompleksów. Niższości, wyższości, równości, Edypa… 

 – Edypa? 

 – Jasne. Oprócz tego chce być jak dziadek, ale brakuje mu konsekwencji w złowrogiej pretensjonalności. Chce być jak ojciec, ale brak mu charyzmy. Chce być jak matka, lecz brak mu jaj.

 – Dobrze, wystarczy. 

 – Chłopak jest bardziej pokręcony, niż młoda wampa – rozpędził się przewodniczący. – Wysłałem go, żeby pogadał z Hanem, może na Ciemną Stronę przekabacił, a ten co? Ciach kosą świetlną pod poślednie ziobro, że niby jakiś dysonans chciał zredukować… Oj, przepraszam. Trącam bolesne struny. W ogóle tak sobie myślę, że ty to masz ciężko. Wszyscy mężczyźni w rodzinie jacyś niestabilni emocjonalnie.

 – Nie ma sprawy. – Leia patrzyła gdzieś w dal. – Po co więc go trzymasz, jeśli taki niebezpieczny? 

 – Powiedzmy, że lubię otaczać się psychopatami. Nieprawdaż, Hux? 

 – Jawohl… 

 – Życie przypomina wtedy pudełko czekoladek. Nigdy nie wiadomo, co ci się przytrafi. To jest, trafi.

Impreza wokół zaczynała właśnie chwytać drugi oddech. Poe Dameron rozłożył ramiona i imitując dźwięki blastera, krążył wokół nieporuszonych gwardzistów Snoke'a. Finn wodził mętnym spojrzeniem za pucołowatą bojowniczką Ruchu Oporu, która głosząc nieprawdopodobne banały, próbowała nawracać gości na buddyzm, weganizm, hipisizm, tudzież inną, antywojenną bzdurę. Rey i Kylo gdzieś zniknęli. Kapitan Phasma wyluzowała się całkowicie i demonstrowała jakiś nowoczesny taniec, budząc nieodparte skojarzenia z przewróconym na grzbiet żukiem gnojarzem. 

W zupełnie innej galaktyce ktoś mógłby powiedzieć, że Leia była pogodna jak Schopenhauer.

 – Chyba możemy już przejść do konkluzji – Lider Najwyższego Porządku zakolebał resztką jadowicie zielonego płynu na dnie kryształowego pucharu. – Ciemna i jasna strona mają po równo przekichane. I tego musimy się trzymać. 

 Pomarszczone usta Lei Organy wyprasowały się w uśmiechu.

 – Czyli impas? 

 – Totalny. Niezależnie od personalnych przetasowań, nikt nie uzyska znaczącej przewagi. Przynajmniej przez najbliższe cztery epizody. Ku chwale imperium. Tylko proszę pamiętać – żadnego taranowania w nadświetlnej. Jeśli wyda się, że to możliwe, to kompletnie stracimy wiarygodność. 

 – Oczywiście, oczywiście. Wiceadmirał Holdo zaraz otrzyma stosowne instrukcje.

 – Umowa stoi. 

 – Stoi.

 – Wypijmy zatem. Za Wiecznie Żywego Lorda Waltha Disneyusa. Niech jego imperium rośnie w siłę i bogactwo.

Leia wzniosła kielich. Zapadło milczenie, szybko ginąc wśród odgłosów coraz bardziej rozkręcającej się imprezy. 

 – W zupełnie innej galaktyce – podjęła księżniczka – moglibyśmy wypić za coś innego. Za nas, na przykład. Żeby nam się dobrze żyło. 

 – Jest, jak jest – filozoficznie odparł Snoke. – Lepiej chodźmy zatańczyć. Później już raczej nie będziemy mieli okazji.

 

Tymczasem, w zupełnie innej galaktyce… 

 

 – Kapitanie Kirk, gdzie właściwie jesteśmy? Czy to już ostateczna granica? 

 – Nie wiem, panie Spock. Ale to z pewnością koniec znanego nam wszechświata. 

Wszystkie ekrany na mostku wypełniał obraz z kamer dziobowych. Przed USS Enterprise wisiała najpotężniejsza i najbardziej złowroga jednostka, z jaką Flota Federacji miała kiedykolwiek do czynienia.

 – Wzywam do natychmiastowej kapitulacji – rozlegało się z głośników. – Opór wobec Imperium Lorda Disneyusa jest bezcelowy. Nie macie szans. I tak zostaniecie wykupieni… 

Koniec

Komentarze

W zupełnie innej galaktyce, wyglądałby jak niemiecka gwiazda synth-popu. – Du hast, Du hast mich… :D

Fajna scenka. Ma momenty i celne spostrzeżenia. Udało Ci się zawrzeć w tym tekście zawrzeć coś, co zaobserowałem w ostatnim SW – bezsens.

Gratulacje. :)

 

 

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Fanem GW nie jestem. Oglądałem wszystkie części poza nową, ale w dwóch ostatnich filmach raził mnie bezsens i skok na kasę, który Ty tak pięknie wyśmiewasz. Żarty są niegłupie, ładnie wychwycone z serii i podobały mi się. Sympatyczny tekścik. Dobra satyra.

Szczęśliwego Nowego Roku!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Uśmiałam się. Mnie się tam podobał Ostatni Jedi, ale nie jestem specjalnie przywiązana do poprzednich części (choć uważam, że były lepsze). Nie zmienia to faktu, że ten fanfik tutaj mnie ubawił, żarty były (jak zauważył Pietrek) trafne i przemyślane. Ja oczywiście shipuję Kylo i Rey w wielkiej nadziei, że jednak nie są rodzeństwem, więc mam nadzieję, że jak poszli na stronę to dobrze się bawili ;P Ogólnie rzecz biorąc, sympatyczny utworek :D

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Ogromne dzięki za za tak szybką reakcję (wszak to wciąż okres świąteczno-sylwestrowy, normalni ludzie tak wcześnie rano śpią, albo leczą kaca….)

I tym bardziej za przychylną opinię!

Oczywiście, mimo wtórności, bezsensu i skoku na kasę, film niezmiernie mi się podobał. Inaczej nie byłoby parodii :-) 

No i mam nadzieję, że w następnej części Snoke wróci ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Mam nadzieję, że nie jak Mary Poppins. A propos: https://www.youtube.com/watch?v=1v2PV52WNLY

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Kaca można fantastyką leczyć ;)

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

O rany, to było świetne! Mnie się Last Jedi oczywiście podobał, ale Twój szort wcale nie mniej. Bardzo zabawny. :)

Nie widziałam filmu, więc mogę tylko powiedzieć, że czytało się całkiem nieźle i nawet mnie rozbawiło. ;)

 

sta­no­wi­ła w uszach slu­cha­ją­cych istną praw­dę ob­ja­wio­ną. –> Literówka.

 

Gdyby zgest­nia­łą wokół Lei Moc dało się de­sty­lo­wać… –> Literówka.

 

na Kylo Rena, który ewi­dent­nie pod­pi­sy­wał się przed nią mu­sku­la­tu­rą… –> Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Rosebelle – świetny ten pitch meeting. 

A co do wracania, to ten gość z pierwszej części, Darth Maul, co go też na pół przecięli, podobno wrócił potem w jakimś komiksie, książce czy innej kreskówce. I miał zrobotyzowane nogi. W Gwiezdnych Wojnach nic nie ginie! Nie zdziwiłbym sie, gdyby w następnej części reanimowali Vadera. 

Ocha – kurczę, niezwykle mi miło! W ogóle świetnie, że żarty trafiły. 

Reg – jeśli czytało się przyjemnie nawet bez znajomości kontekstu, to sukces. Winę za litrówki zwalam oczywiście na komórkę i nikczemnie małą czcionkę, która utrudnia dostrzeganie błędów ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Potwierdzam, Darth Maul wrócił i ma mechaniczne nogi. :)

Owszem, Thargone, przyjemna lektura, W sam raz, żeby dodać ostatni klik. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ogromne dzięki wszystkim klikającym i komentującym! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Oprócz tego chce być jak dziadek, ale brakuje mu konsekwencji w złowrogiej pretensjonalności. Chce być jak ojciec, ale brak mu charyzmy. Chce być jak matka, lecz brak mu jaj.

Tekst miesiąca. Końcówka uśmiechnęła, choć prosi się o aluzję do wykupienia sporej części Foxa (w tym obcych czy X-men). Ale wiadomo, pewnie Imperium wzięło Ciebie z zaskoczenia ;)

Piękny koncert fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Wielkie dzięki NoWhereManie! 

O Foxie coś słyszałem, ale na Star Trek padło, bo to tak tradycyjnie w opozycji do GW. Inne podejście do latania po galaktyce. Choć masz rację – Imperium Disneyusa, atakujące uniwersum Marvela… U, hu, hu… 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Uśmiechnąłem się. Gdzieś niedawno czytałem akurat żart o bardzo podobnej wymowie w postaci rozpisanego na setki (albo tysiące) lat kalendarium dalszej ekspansji imperium Disneya. W Twoim opowiadaniu cieszą oczywiście niezłe, dobre lub bardzo dobre żarciki dla zorientowanych fanów, poupychane w tekście. Samo wykonanie dobre i nic nie stoi na przeszkodzie w czerpaniu przyjemności z rozszyfrowywania aluzji i podtekstów. Widać, że fanfik pisany przez miłośnika, te wszystkie niuanse i detale może znać tylko prawdziwy koneser SW. 

Po przeczytaniu spalić monitor.

thargone, niech Szmoc będzie z Tobą!!! 

Ubawiłem się, dziękuję. :D 

I o to chodziło, Blackburn! 

 

Mr. Maras – dzieki! 

Mimo, że GW lubię, i to bez podziału na generacje, jakimś strasznym fanem nie jestem, bo uniwersum znam tylko z filmów. Rozliczne książki, komiksy, gry i kreskówki sa mi niemal zupełnie obce. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Oczywiście Thargone, mam na myśli filmy. Ja również nie ma pojęcia (z braku zainteresowania) o czym są te wszystkie komiksy, seriale i książki. Co było w starym kanonie, a co jest nowym kanonem. Miałem na myśli normalnego fana SW, żadnego maniaka. Aluzje były czytelne akurat w sam raz dla mnie. 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Ech, Thargone, wyda się, że nie jestem fanem Gwiezdnych Wojen. :( Rozpoznaje może trzy, cztery postacie z najstarszych części. Wybacz więc, proszę, za skanowałem wzrokiem część tekstu.

Za to warsztatowo nic mnie specjalnie nie bolało. I puentę załapałem, dobra jest. :) To zawsze coś. :) Jednak po Thorgalu sam sobie podniosłeś poprzeczkę i czekam na coś bardziej w tamtym (moim) klimacie. :)

Pozdrawiam.

Dzięki, Darcon! 

Treść treścią, wiadomo że taki rodzaj dowcipu skierowany jest przede wszystkim do miłośników. 

A za solidny, poważniejszy tekst zabieram się i zabieram, i coś zabrać nie mogę. A właściwie, zabrać za dokończenie, bo sporo już mam… Nie ważne. Obiecuję jednakże, że długo czekać nie będziesz musiał. 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Zacznę od krytyki.

To niesprawiedliwe, Scott! Ja też chcę postawić stempel jakości! :(( Hrabiowskim autorytetem nakazuję Ci napisać jeszcze jeden taki ubawny, autentyczny tekst ;D

To dyskryminacja ludzi, którzy nie mieli czasu od rana czatować na portalu! :(

 

A co do treści, to bardzo mi się podobało. Film widziałem dwa razy, pozostałe części… niezliczoną ilość razy, więc delikatne nawiązania dodawały smaku. Przemyślenia i refleksje (chociażby odnośnie szturmowców), podobne jak u mnie, więc wiarygodność na najwyższym poziomie.

Ten fragment:

– Jasne. Oprócz tego chce być jak dziadek, ale brakuje mu konsekwencji w złowrogiej pretensjonalności. Chce być jak ojciec, ale brak mu charyzmy. Chce być jak matka, lecz brak mu jaj.

No, mega. W punkt. Na dodatek prawdziwy.

Nie zadowoliła mnie natomiast ocena kanciapy Snoke’a – fajna była :P

 

Ode mnie tyle. Sporo radochy zapewniłeś mi tym tekstem, dzięki serdeczne. Na koniec jeszcze drobny zgrzyt:

Rozumiem. Ale po stronie Najwyższego Porządku, Za strategię odpowiada oddany sprawie generał Hux.

Poza tym uchybieniem napisane zajebiście, więc z pewnością wiesz, o co mi chodzi :)

 

Trzym się ciepło.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Tak mi się ten tekst spodobał, że kazałam przeczytać mężowi (a zazwyczaj mu tego nie robię, bo wiem, że uważa nas za bandę wariatów;)). Śmiał się w odpowiednich miejscach, a na koniec uznał, że było fajne. :)

No, Hrabio, stempli jakości nigdy nie za wiele, z najwyższą przyjemnością przyjmuję również ten hrabiowski. 

Ja w sumie też uważam, że kanciapa Snoke'a była fajna ;-) 

 

Ocho – to znakomicie, że tekst podoba się komuś spoza bandy wariatów :) To jakby jeszcze jeden stempel jakości. I pozdrawiam męża! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Hmmm. A do mnie nie przemówiło. Wyłapałam wyłącznie najgrubsze nawiązania. Ale dla znawcy tematu to musi być smakowity tekst.

Napisane całkiem przyzwoicie.

Babska logika rządzi!

Śmiechłem więcej niż raz. Bardzo ładnie wypunktowane głupotki i bolączki Gwiezdnych Wojen., w tym te na które sam nie zwróciłem uwagi. Absurdalność tekstu wyważona, nie przegięta. Słowem: udana parodia, podobało się :)

Dzięki, Finklo. Oczywiście za słowa "napisane całkiem przyzwoicie", bo to ważne. 

Rzeczywiście, moje dwa ostatnie teksty to fanfiki, które czytelne są jeno dla znających temat. W powyższym przypadku szkodzi nawet nieobejrzenie ostatniego filmu z serii, choćby byłoby się fanem wszystkich pozostałych. Dlatego zaprawdę powiadam wam: Czas na prawdziwe, poważne, pełnoprawne opowiadanie. Następne takie będzie.

Oczywiście, obecny pojedynek się nie liczy ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

No to czekam na to poważne opowiadanie. Bo ja zrozumiałam tylko ze dwa nazwiska na krzyż i świetlną linijkę.

Babska logika rządzi!

Nessekantosie – dzięki! 

Po raz kolejny podkreślę – Gwiezdne Wojny lubię, a ostatni film w szczególności. Być może, by porządnie obśmiać bolączki, należy rzecz kochać, a nie nienawidzić :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Fajne toto takie napisałeś, Thargone, że aż gdzieś tam pewnie R2D2 piszczy z radości :P

Trochę się pośmiałem, było kilka perełek, o, np. z Lordem Disneyusem :D Nawiązanie do Star Treka też fajnie :)

Mogło mnie kilka rzeczy ominąć, bo Ostatniego Jedi jeszcze nie oglądałem, ale na szczęście ilość absurdu szorcika skrzętnie ukryła wszelkie spojlery.

 

PS. Byli już u ciebie ludzie z Disneya? Wiesz, przyjdą i będą chcieli kupić opowiadanko, twojego psa i ciebie samego :PP

Sprzedałbym się, Karol, sprzedał. Za grosz nie mam nieustępliwości Kirka ;-) 

Wielkie dzięki! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Świetnie Ci to wyszło, naprawdę się uśmiałam, a ja też zaliczam się do tej grupy, co Ostatniego Jedi nie oglądali (jeszcze). Także fanfiction idealne – bo wszystkiego znać nie trzeba, a można zorientować się o co chodzi. :)

 

Dzięki Rossa, wydawało mi się, że bez Ostatniego Jedi trudno będzie połapać się o co chodzi. Świetnie, że sprawa bawi nawet mimo to! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Również Ostatniego nie widziałam, ale to nie odebrało mi przyjemności czytania. Sarkazm i żarty sytuacyjne, mój rodzaj humoru. Pozdrawiam!

 

Gdyby zgęstniałą wokół Lei Moc dało się destylować, Snoke mógłby puścić z torbami cały bimbrowniczy przemysł Tatooine. 

:)

Dobre!

Właśnie idziemy z młodym na “Ostatniego Jedi”. Mam nadzieję, że utrzyma poziom ;)

Ogromnie się cieszę, że się podobało. A obejrzenie Ostatniego Jedi z pewnością doda jeszcze jakiś uśmieszek, czy dwa… 

Miłego seansu! 

A jak już wspominałem, mimo iż z filmu polewałem, podobał mi się dość mocno :-) 

Dzięki, Żongler i Coboldzie! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Do mnie nie trafiło. Owszem, napisane dobrze, ale sama treść nie dla mnie, mimo, że większość odniesień załapałem. Trochę nie rozumiem wyszukiwania w filmach błędów czy nieścisłości. W zasadzie chyba nie można nazwać tego tekstu opowiadaniem, ale rozumiem, że nie to było celem.

Jakimś ogromnym fanem GW nie jestem, ale uważam, że Ostatni Jedi był wspaniały. :)

PS. Choć kanciapa Snoke’a rzeczywiście słaba. ;)

 

 

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Tym razem ja pobawiłem się w ninję: przeczytałem, zostawiłem klika, komentarza nie zostawiłem…

 

No, ale czas to zmienić :D

Bardzo dobrosąsiedzkie opowiadanie dla fana Gwiezdnych Wojen. Jest parę niedoróbek technicznych, ale i tak niewiele, patrząc na to, że pisałeś na telefonie. Wypadałoby chociaż poprawić Ray na Rey i C3-PO na C-3PO. Masz też chyba źle odmienionych Jedi i “generał Organę”. 

Zwróciłem uwagę na to, o czym miałem krótką dyskusję z Dogsdumpling pod jej opowiadaniem, czyli na to, z czego wynika humor. U Ciebie w dużej mierze wynika z formy, nie tylko z treści. Część rzeczy nie dzieje się bezpośrednio w tekście, jednak jest obecna w narracji, pod postacią czy to fajnych opisów (Snoke jako stare awokado oblane budyniem – piękne :D), czy też porównań zawierających smaczki (ton jak hothańskie przedwiośnie). Dzięki temu opowiadanie jest kompletne. 

Dobra robota :)

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Lobo – dzięki za przeczytanie, szkoda, ze nie trafiło. Ale masz rację, nie jest to w zasadzie opowiadanie, tylko coś w rodzaju kabaretowego skeczu, który może bawić, lub nie. Oczywiście cieszę się, że dobrze napisane! 

 

Fun – dobrze, że się w końcu odnińdżowałeś! 

Błędy zaraz wyszukam i poprawię. C3-PO to ewidentnie moja wina, źle wetknąłem myślnik. Z odmianą Jedi mam problem i muszę przyznać, że macałem na czuja licząc, że ktoś mądrzejszy poprawi. A Ray nie dopilnowałem, komórka uparcie starała się zmieniać :-) 

Oczywiście pisanie na androidzie to nie jest wymówka, bo to ja (człowiek) mam kontrolować maszynę, a nie odwrotnie. A autokorekta to broń obosieczna. Przyspiesza i ułatwia, podsuwając gotowe wyrazy, czy nawet całe konstrukcje, ale w przypadku rzadko spotykanych słów, trzeba cholerę kontrolować ;-) 

Najważniejsze, że podobał się humor, bo, jak wspominałem, jest to skecz, który ma wywołać uśmiech.

Humoru narracyjnego uczyłem się, czytając za dzieciaka lekkie opowiastki Harrego Harrisona, z cyklu Stalowy Szczur, albo Bill, bohater galaktyki :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Wydaje mi się, że Jedi się nie odmienia :)

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Słusznie. Trochę skiepści mi to powiedzonko Luke'a, ale co tam ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Jest prawie rano, a ja się świetnie bawię czytając tą parodyjkę. Megaprzyjemny dla każdego fana SW tekst i nawet niezły komentarz wobec polityki Disneya. 

Wielkie dzięki, Toporniku!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Spamowanie Vaderem czas zacząć. Ku chwale Imperium!

 

(A tekścik całkiem jajcowny).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka