- Opowiadanie: archange - Cień

Cień

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Cień

Jarosław Krzysztof Pieniek

Cień

 

To że ktoś za mną chodzi przeczuwałem od dawna. Mam wrażenie, że od dzieciństwa. Pewnego dnia kątem oka dostrzegłem skradający się cień. Zatrzymałem się wówczas i momentalnie odwróciłem. Jego jednak już tam nie było. Zniknął.

Wtedy jeszcze się nie bałem. Byłem dzieckiem. Poznawałem świat. Mama zawsze czuwała gdzieś blisko. Nie obawiałem się rzeczy nowych. Za każdym rogiem czaiło się coś zupełnie nieznanego, coś co należało odkryć. Byłem bardzo ciekawy świata.

Lęk pojawił się później. W kuchni stał piec. Pięknie pachniał, kiedy gotowano na nim posiłki. Mama karmiła mnie głównie jakimiś papkami i mlekiem, ale ja cieszyłem się, kiedy wyczuwałem te inne zapachy dochodzące od strony pieca. Gdy mama po raz pierwszy dała mi trochę tego, co tam przyrządzano byłem podniecony. Wiedziałem, że na tym piecu znajdują się rzeczy, które kusząco pachną. Kiedy spróbowałem, poczułem się szczęśliwy. Mama dała mi coś dotąd niedostępnego. Po owym pierwszym razie mleko nie poszło jeszcze w odstawkę, jednak coraz częściej dostawałem te wszystkie pieczone, smażone, duszone i gotowane pyszności. Smakowały bardzo. Może z wyjątkiem flaków. Akurat do nich nie byłem w stanie się przekonać. Jednak jadłem także i je. Nie bałem się już pieca. Na piecu przyrządzano pyszne jedzenie.

Mama ostrzegała, że pieca nie wolno dotykać, bo to może boleć. Nie rozumiałem tego zakazu. Z jednej strony wierzyłem mamie, bo komu wówczas miałem ufać? Z drugiej nie rozumiałem, dlaczego mam obawiać się czegoś, co dostarcza same dobre rzeczy. Nastąpił więc ten pierwszy raz, kiedy zdecydowałem się na samodzielność. Pamiętałem, że nie wolno, ale to musiałem sprawdzić sam. Dlaczego mój piec miał być zły, skoro jedzenie było tak dobre? Dotknąłem…

Pożałowałem momentalnie. Załkałem z bólu. Piekło strasznie! Mama pojawiła się natychmiast, ale to nie pomogło. Darłem się przeraźliwie. Ból był nie do wytrzymania. Wiedziałem już, że mama miała rację. Piec pięknie pachniał, kojarzył się z czymś dobrym. Ale należało słuchać mamy. Należało nie dotykać. Nigdy! Od tej chwili pojawiła się myśl, że niektórych rzeczy powinienem się bać. Inaczej ponownie poczuję straszliwy ból. Zacząłem więc się bać naprawdę…

***

Ten cień. Ten szelest. Te strzępy obrazu, których nie byłem w stanie nigdy dostrzec wyraźnie, ale które zawsze za mną chodziły. Zawsze mi towarzyszyły. W ciągu dnia i w czasie nocy. Coś śledziło mnie przez całą dobę. Ów tajemniczy byt chodził za mną wszędzie. Nie mogłem spokojnie spać. Doprowadzało mnie to do szaleństwa… Czułem, że jeżeli to się nie skończy, zwariuję. Chciałem o tym powiedzieć mamie, ale się bałem. Pragnąłem udowodnić, że jestem kimś i poradzę sobie w życiu sam, nawet wówczas, kiedy któregoś dnia jej zabraknie. Nie chciałem się przyznać, że jestem tchórzem i boję się czegoś nieokreślonego. Cienia. To jednak był nie tylko cień. To było coś bardzo realnego. Mój wróg, obserwujący mnie dzień i noc.

Dzieciństwo dobiegło końca. Zacząłem doświadczać pożądania. Widok falujących bioder i ukradkowe spojrzenia w stronę brodawek piersi wprawiały mnie w podniecenie. Chciałem niektóre z koleżanek, a nawet nieznajomych, móc kiedyś objąć i przytulić. Poczuć z bliska ich ciepło oraz zapach. Móc się z nimi kochać. Niestety blisko był tylko On. Zawsze i wszędzie. Kiedy czułem, że jakaś koleżanka bardzo mi sią podoba i chciałem ją zaczepić, On momentalnie przypominał mi o sobie cieniem swojej obecności. Dostrzegałem go wówczas wyraźniej niż zwykle. Kiedy się odwracałem, znikał. Nienawidziłem Go.

W końcu poznałem jednak dziewczynę tak fascynującą, że dla niej postanowiłem mego wroga choć raz zignorować. Przyjechała z rodziną z Warszawy. Wieś zawsze robi wrażenie na miastowych. Nie wiem co w niej widzą. Zachwycają się domkiem, ogrodem, lasem… Twierdzą, że chcieliby tu zamieszkać. Uważałem ich za nawiedzonych idiotów. Lecz ona była inna. Nie chodziło wyłącznie o wygląd. Była piękna, jednak piękna na świecie jest wiele. Nie wiem, co mnie ku niej tak bardzo pociągało. Uśmiech? Wcięcie bioder? Kształt uszu? Bystre spojrzenie jej zawsze czujnych oczu? Po raz pierwszy poczułem wówczas, że się zakochałem. Układałem w myślach różne strategie jak jej o tym powiedzieć. Ona była jednak odważniejsza. Przyszła mnie pewnego razu odwiedzić. Nie zapraszałem jej. Przyszła sama z siebie. Tym bardziej poczułem się szczęśliwy. Zaproponowała spacer po lesie. Trochę obawiałem się kleszczy, ale dla niej byłem gotów zmierzyć się i z tym przeciwnikiem. Spędziliśmy ze sobą kilka godzin. Rozmawialiśmy o wszystkim. Zdziwiłem się jak dużo mamy wspólnych tematów.

Zaczęliśmy spotykać się codziennie. Zawsze według podobnego schematu. Przychodziła do mnie i szliśmy razem na długi spacer. Po dwóch tygodniach zakomunikowała mi, iż następnego dnia wyjeżdża, ale że jeszcze tu na pewno wróci. Zrobiło mi się smutno i pomyślałem, teraz albo nigdy. Dotknąłem jej niby niechcący. Nie odsunęła się. Spojrzała mi prosto w oczy. Poczułem bliskość jej oddechu, a po chwili smak jej wilgotnych warg. Przywarliśmy do siebie. Chciałem, żeby ta chwila trwała wiecznie.

– Weź mnie od tyłu. Tu i teraz. Proszę… – wyszeptała nagle.

Co ona powiedziała? Sparaliżowało mnie to, co usłyszałem. Marzyłem o niej i o takiej chwili. Ale żeby tak bezpośrednio poprosić? Poza tym ja… jeszcze tego nie robiłem, myślałem speszony. Z drugiej strony nie mogłem przecież teraz się wycofać. Kochałem ją.

– Proszę… – powtórzyła.

Ustawiła się odpowiednio. Przełamałem się. Objąłem ją mocno od tyłu tak jak chciała.  Poczułem się cudownie, chodź wiedziałem, że nie potrwa to długo, bo za chwilę eksploduję.

Nagle dostrzegłem jego. Cień. Stał bezpośrednio za mną. Mój wróg z dzieciństwa, którego tak bardzo nienawidziłem…

– Widzisz go? Stoi za mną – szepnąłem jej do ucha.

– Kto? – odwróciła głowę zaniepokojona.

– Nikogo nie widzę? O kim ty mówisz?

– Tego, który mnie śledzi. Chodzi za mną o dziecka. Nienawidzę go. To mój wróg.

Spojrzała na mnie dziwnie i wyswobodziła się z moich objęć. Dostrzegłem w jej oczach strach.

– Przepraszam, pomyliłam się – rzekła płochliwie.

– Myślałam, że jesteś taki romantyczny, ale ty… jesteś walnięty!

I nim zdążyłem zareagować szybko uciekła.

***

Zdarzenie to mocno mną wstrząsnęło. Załamałem się. Wiedziałem, że muszę coś z tym zrobić. Było mi bardzo wstyd. Mimo iż czułem się już prawie dorosły, postanowiłem podzielić się moim problemem z mamą. Żałowałem, że nie odważyłem się zrobić tego wcześniej.

– Ktoś wciąż za mną chodzi. Dłużej nie wytrzymam – zdecydowałem się na wyznanie.

– Kto za tobą chodzi? – mama zaniepokoiła się.

– Mamo, nie wiem, ale wariuję już z tego powodu. Dostrzegam jego cień. Zawsze jest za mną. Nienawidzę go.

Zauważyłem, że jest mocno zatroskana.

– Próbowałem go złapać i ugryźć. Ale tylko kręcę się w kółko. On wciąż ucieka! – warknąłem zdesperowany.

Usłyszawszy to, mama wyszczerzyła zęby w pełnym zdumienia uśmiechu.

– Boisz się własnego ogona? To jest twój wróg?

Obejrzałem się powoli do tyłu. Cień stał zaraz za mną. Poruszyłem ogonem. Mój wróg poruszył się razem z nim…

Jestem kompletnym durniem – pomyślałem. Czułem mieszaninę ulgi i zażenowania. Spuściłem łeb. Mama podeszła i czule mnie polizała. Byłem jej wdzięczny. Byłem wdzięczny, że ją mam.

Wieczorem wyszedłem na zewnątrz. Spojrzałem ku gwiazdom. Jakie to niebo jest piękne, pomyślałem. Podniosłem wysoko łeb i zawyłem długo i przeciągle. Swój ogon postawiłem na sztorc. Lubię gwiazdy – przyszło mi do głowy. I po raz pierwszy to poczułem, że jestem szczęśliwym psem.

Koniec

Komentarze

UWAGA: SPOJLERY!

 

Siedzę i patrzą na mojego psa i zastanawiam się gdzie Kluska ma cholerne wcięcie w biodrach… No i nie widzę. Przyznam szczerze, że zaskoczył mnie twist fabularny, ale nie domyśliłem się o co chodzi tylko dlatego, że skutecznie mylisz czytelnika co do natury Twojego bohatera. Skoro mamy do czynienia ze zwykłymi psami, o czym świadczy zakończenie, to w opowiadaniu pojawia się szereg nieścisłości. Personifikujesz zwierzęta chcąc pokazać historię ogona z ich perspektywy. Fajnie. Ale moim zdaniem zupełnie nie wczuwasz się w swojego bohatera. Nie tylko zaczyna on mówić jak człowiek, ale nawet myśli jakby był pozbawiony psich instynktów. Woli miasto od wsi? Całuje się z suczką? Woli pieczyste od surowego mięcha? No i kwestia instynktu seksualnego potraktowanego jak u nastolatków. No cóż, pewnie ktoś zaraz powie, że przecież jesteśmy na portalu fantastycznym i nie należy zakuwać się w kajdany logiki, ale jak dla mnie to po prostu nie trzyma się kupy.

Pomysł jest, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia, zarówno ze względu na to co napisałem powyżej, fakt, że przez większość czasu wieje nudą, jak i błędy techniczne, których się nie ustrzegłeś:

 

Wtedy jeszcze się nie bałem. Byłem dzieckiem. Poznawałem świat. Mama zawsze czuwała gdzieś blisko. Nie obawiałem się rzeczy nowych. Za każdym rogiem czaiło się coś zupełnie nieznanego, coś co należało odkryć. Byłem bardzo ciekawy świata. 

– zbyt poszarpany rytm. Nagromadzenie zdań prostych sprawia wrażenie “szarpania”. Komunikujesz kolejne fakty, a nie snujesz opowieści. Spróbuj połączyć niektóre zdania ze sobą i spójnikami stworzyć jedną, płynną całość.

 

Smakowały bardzo

– brak dopełnienia: smakowały mi bardzo.

 

Nie bałem się już pieca. Na piecu przyrządzano pyszne jedzenie.

Mama ostrzegała, że pieca nie wolno dotykać, bo to może boleć

– powtórzenia.

 

Nie wiem, co mnie ku niej tak bardzo pociągało

chyba raczej “w niej” pociągało albo “przyciągało do niej”

 

Nagle dostrzegłem jego. Cień. Stał bezpośrednio za mną. Mój wróg z dzieciństwa, którego tak bardzo nienawidziłem…

– Widzisz go? Stoi za mną – szepnąłem jej do ucha.

jak go dostrzegł skoro stał za nim?

 

Coś też nie gra z zapisem dialogów. To raczej drobnostki, ale na pewno inni forumowicze zwrócą na to uwagę.

 

Podsumowując: pomysł fajny, ale zarżnięty wykonaniem.

Zgadzam się z Nessekantosem. Pomysł sam w sobie jest w porządku, ale wszystko razem jakoś nie gra. Rzeczywiście przez cały utwór pies jest zbyt ludzki, przez co zakończenie staje się dziwacznie niepasujące. 

Przynoszę radość :)

W pełni zgadzam się z Nessekantosem. Tekst jest przegadany, są w nim powtórzenia (np. akapit o piecu – sporo w nim pieca, pachnienia i co tam jeszcze). Bohater jest zbyt uczłowieczony. Psów nie wolno karmić smażonymi, pieczonymi, gotowanymi potrawami, które jadają normalnie ludzie, bo im szkodzą. Nie ma znaczenia, że psy mogą to lubić. Dlatego ten fragment też jest dla mnie przedobrzony. 

Abstrahując od gatunku (człowiek, pies, kot czy co tam jeszcze chcesz), ale nie kojarzę, by czyjekolwiek biodra miały jakiekolwiek wcięcia. 

Podsumowując – za bardzo popłynąłeś i tekst przez to jest generalnie nielogiczny. 

 

Co do zapisu dialogów, to fakt – są tu usterki, np: 

 

– Kto? – odwróciła głowę zaniepokojona. – powinno być: Odwróciła wielką literą

 

W tej kwestii pomóc mogą poradniki: http://www.fantastyka.pl/loza/14 oraz http://fantazmaty.pl/2018/01/04/jak-zapisywac-dialogi/

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Zgadzam się z trójką komentujących powyżej. Dobrze określiła to Śniąca, popłynąłeś Jarosławie. Twój pies jest bardziej ludzki niż niejeden dzieciak czy nastolatek. I ten ogon zauważony po latach… przecież matka i cała reszta też go miała, prawda?

Oprócz tego jesteś niekonsekwentny. Zaczynasz akapit od “Lęk pojawił się później.”, a zaraz po tym zdaniu przez dwa akapity rozpisujesz się, jaki piec jest cudowny. To gdzie ten lęk? Dopiero w trzecim akapicie nawiązujesz do pierwszego zdania, a ja nie widzę w tym sensu. To znaczy w takiej konstrukcji utworu. Jest też klika niefortunnych zdań, typu:

Trochę obawiałem się kleszczy, ale dla niej byłem gotów zmierzyć się i z tym przeciwnikiem.

Czy:

Widok falujących bioder i ukradkowe spojrzenia w stronę brodawek piersi wprawiały mnie w podniecenie.

Pomijam fakt zbędnych kleszczy, czy to dla ludzi czy dla psów, nic nie wnosi to do fabuły, ale żeby od razu przeciwnik? Określenie na wyrost. Zaś te spojrzenia w stronę brodawek brzmią po prostu niezręcznie. Całość nie broni się. Nie w tej formie.

Pozdrawiam.

 

Dołączę do chóru – ten pies brzmi zbyt ludzko. IMO, należało od czasu do czasu podrzucić coś bardziej psiego.

Też mi się wydaje, że psy nie powinny jeść potraw z pieca. No i czy taki piec będzie dla psa pachniał pysznie? A co z paliwem? Wątpię, żeby podpałka/ benzyna tak psy jarała. Jakieś przypadkowe kawałeczki plastiku, dym ze zbyt świeżego drewna, może jakaś stara szmata, przypalone żarcie… To takie aromatyczne będzie?

Młode psy nie są dziećmi, tylko szczeniakami. Trzeba było poszukać innego określenia, które nadawałoby się i do czworonogów, i do dwunogów. Hmmm, może właśnie szczeniak?

Babska logika rządzi!

Strumień świadomości uczłowieczonego psa nie przemówił do mnie ludzkim głosem. Treść tego koncertu fajerwerków pozostaje więc dla mnie niejasna.

A w innych uwagach dołączę do chóru poprzedników: zbyt ludzki bohater, przegadana treść, która błaga, by miast czytać tylko ją skanować wzrokiem.

No, tym razem niestety nie trafiłeś. Bywa.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NoWhereMan "bywa". Znam wielu zachwyconych w realu. W wirtualu tylko krytyka. Nie ignoruję jej. Ale nie chcę przestać pisać.

Archange, to nie tak, że wirtual be, bo krytykuje, a real chwali. W realu chwalą Cię (i nie tylko Ciebie – każdy tak ma) znajomi, rodzina, słowem osoby jakoś bliskie. A jako takie nie są “obiektywne” w ocenie (obiektywna ocena jakiegokolwiek dzieła sztuki, bez względu na jej rodzaj to osobna kwestia). Najczęściej dlatego, że nie chcą autorowi sprawić przykrości, czasem się nie znają i nie potrafią wskazać słabych punktów. W wirtualu obcemu łatwiej wytknąć słabsze strony i coś doradzić. Przy czym tu, na portalu, nawet jeśli się zaprzyjaźnimy z kimś bardziej, nie raz i nie dwa spotkamy w realu, to i tak staramy się wzajemnie wyłapywać, pokazywać i poprawiać usterki – żeby pomóc w rozwoju. I tylko od Ciebie będzie zależało, jak te słowa krytyki przyjmiesz i co z nimi zrobisz. Nikt nie zamierza Cię namawiać do zaprzestania pisania, wręcz przeciwnie. Prędzej będziemy zachęcać do dalszych prób i nabierania doświadczenia.

Poza tym każdemu, nawet najlepszym, trafiają się teksty gorsze. Jak napisał NWM – bywa. 

 

Przy okazji, pod Księgą Igora napisałeś, że wygrałeś jakieś konkursy. Mógłbyś pochwalić się konkretami? Które to konkursy? Przyznaję, że jestem tego ciekawa. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

@archange, nie ma co się obruszać. Jak napisała śniąca, nam jest łatwiej oceniać niż osobom które znasz. Bo i nie mamy skrupułów i sami w większości piszemy, często komentujemy i jesteśmy poddawani krytyce innych, a więc doświadczenie mamy większe od standardowego odbiorcy. Uwierz, że gdy sam po raz pierwszy opublikowałem na forum to zderzyłem się że ścianą. Na blogu każdy wychwalał moją pisaninę pod niebiosa, a tu sama krytyka! Ale dzięki niej stałem się lepszy w swojej pasji. Czego i Tobie życzę. Pisz dalej, a my będziemy czytać :)

Udało Ci się zaskoczyć czytelnika, bo jak przeczytałam o akcie miłosnym, na mojej twarzy pojawiło się ogromne zdumienie. Fragment zupełnie oderwany od całości, a później naszło zrozumienie. Rozumiem doskonale, że chciałeś nas oszukać i udało Ci się, bo w tym psie nigdy nie dostrzegłabym psa. Zbyt ludzki, tak jak napisali poprzednicy. Ale nie uważam, żeby tekst był zły, żeby nie było. Tylko cały czas jestem zdumiona. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Owszem, zakończenie mnie zaskoczyło i mocno zdziwiło – taki duży pies i nie wiedział, co jest machane? Nie wiedział, że ma ogon? No i nie ukrywam, że wolałabym, aby bohater raczej szczekał, a nie mówił ludzkim głosem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka