- Opowiadanie: Wąsław - Wyprawa Kijewska (4012)

Wyprawa Kijewska (4012)

Witam i pozdrawiam wszystkich! 

Przedstawiam alternatywną i zapętloną wersję Wyprawy kijowskiej. Wszelkie podobieństwa do autentycznych wydarzeń historycznych są zamierzone.

Życzę miłej lektury. 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Wyprawa Kijewska (4012)

 – Kapitanie! Wrogie statki wchodzą na orbitę! – krzyknął podoficer zza pulpitu radaru.

– Przygotować się. – Spokojny głos Kapitana Malko Piskowicza rozbrzmiał w pomieszczeniu.

Wstał z fotela dowódcy, podszedł do stanowiska monitorującego nadprzestrzeń i rozejrzał się po pomieszczeniu. Przed ekranami urządzeń wyświetlających stan poszczególnych podzespołów nowej superbroni siedzieli wojskowi technicy. Działo metacząstkowe, którym dowodził, było szczytem rusińskiej technik. Broń zaprojektował obecny władca planety, a budowę zaczęto tuż po wygnaniu poprzedniego księcia – Uzurpatora. Kompleks mieścił się w eksperymentalnej bazie na księżycu Magranam II orbitującym wokół rodzinnej planety Rusina. Ze względu na prawo międzyplanetarne dotyczące ograniczeń systemów aktywnie-defensywnych projekt zaklasyfikowano jako tajny. Obiekt oraz personel bazy oficjalnie zajmował się ulepszaniem procesów teleportacji. Do tej pory naukowa przykrywka oraz spore łapówki działały na obserwatorów i kontrole z innych systemów. Niestety, powrót Uzurpatora wraz z sojusznikiem oznaczał wymuszone i przedwczesne użycie działa, co wiązało się niechybnie z przyszłymi sankcjami ze strony społeczności międzyplanetarnej. Hipotetyczne kary były jednak niczym w porównaniu z możliwą tyranią.

– Kapitanie! – zawołał ponownie żołnierz siedzący przed wyświetlaczem radaru.

Malko pochylił głowę.

– Raport.

– Odczyt podaje, że za sześć minut i dwadzieścia sekund z tunelu nadprzestrzennego wyjdzie szesnaście krążowników, około dwudziestu niszczycieli i dwadzieścia transportowców. Żaden nie dysponuje naszymi kodami identyfikacyjnymi.

– Trochę ich za mało – stwierdził Piskowicz, idąc w stronę swojego stanowiska. – Dobrze. Celowniczy, rozpocząć namierzanie!

– Tak jest!

Dowódca usiadł z powrotem na fotelu. Denerwował się. To on, przyszły mąż siostry władcy planety dostał najtrudniejsze zadanie podczas tej kampanii. Musiał obronić Kijew – macierzystą planetę Rusinów, wokół której teraz pośrednio orbitował. Książę wyruszył tydzień temu z całą flotą i prawie każdym żołnierzem zawodowym przeciwko wrogowi. Malko dostał wtedy rozkaz, aby dowodzić i pełnić wartę na księżycu. W głębi serca przez ostatnie dni miał nadzieję, że to książę Jarosław wygra za niego tę wojnę. Niestety, zła nowina przywędrowała wczoraj z centrum radarowego. Wrogie statki zmierzały w kierunki planety, a brak kontaktu z prawowitym władcą potwierdzał tylko to, że nie udało się pokonać Świętopełka Uzurpatora. Musiał uruchomić działo. Po raz pierwszy.

Wyniki nie były wizualnie zachwycające. Załoga bazy oddała jedynie dwa próbne strzały z broni w przestrzeń kosmiczną, na połowie mocy reaktorów. Z lufy wyleciały jedynie niegroźnie wyglądające kule energii. Projekt był tak tajny, że nikt poza księciem Jarosławem nie wiedział, co się stanie, kiedy jasna kula uderzy w cel. Pomimo to większość załogi wierzyła w geniusz władcy. Ufali jego słowom o niezwyciężonej broni, Malko również.

– Widzę, że coś cię gryzie.

Piskowicz obrócił głowę w stronę wejścia. W drzwiach stał Ruk Torrson. Nordycki przyjaciel dowódcy. Nosił szary pancerz wspomagany, a w ręce trzymał słusznych rozmiarów topór. Wyglądał jak olbrzym w porównaniu z żołnierzami siedzącymi w środku ubranymi w zielone, obcisłe skafandry.

– Wszystko jest w porządku – odpowiedział kapitan.

Ruk wszedł do pomieszczenia z akompaniamentem dźwięków wydawanych przez serwomechanizmy zbroi i podszedł do Malka. Atletyczna sylwetka kapitana opięta w mundur nikła przy zbroi przyjaciela.

– Oczywiście, że wszystko jest w porządku. Nie oszukamy przeznaczenia. Będzie, co ma być. – Uśmiech pojawił się na zarośniętej twarzy Torrsona.

– Szkoda, że twój optymizm nie jest zaraźliwy.

– Ha! To nie optymizm psie księżycowy. To pogodzenie się z losem.

– Czyli wystarczy pogodzić się ze swoim przeznaczeniem?

– Nie… i tak. Możemy jedynie wybrać jak najlepszą drogę do spełnienia naszego losu.

– Nie cierpię tej twojej filozofii.

– Ha! Żaden Rusin jej nie rozumie, bo macie już namieszane w głowach. Ci mnisi zrobili swoje. Zabili w was moc i siłę. Od śmierci waszego Boga na krzyżu. Od czterech tysięcy lat czekacie na powtórne jego przyjście. Nie ma mocy ten, kto siedzi i czeka. Trzeba działać. Męstwem zarobić na pośmiertne honory.

– Ci mnisi dali nam prawdziwą wieczność.

– Nasza jest tak samo prawdziwa, ale na pewno przyjemniejsza. Wyobraź sobie wieczną bitkę, kobiety i uczty. Ha! – Złapał się okutą w stal ręką za brzuch przykryty pancerną płytą.

– Twoi ludzie są gotowi? – Piskowicz szanował przyjaciela, ale chciał zmienić tor rozmowy, na którą nikt nie miał czasu.

– Zawsze czekamy na pocałunek Walkiri. Już nie mogą doczekać się bijatyki.

– Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to nie będzie żadnej większej bitwy. Nie wiedzą o bazie i broni, więc wykorzystamy element zaskoczenia. Szybko pozbędziemy się intruzów. – Twarz wikinga spochmurniała, a Malko w myślach miał obraz księcia podczas wykładu dla oficerów mówiącego o niesamowitej sile działa metacząstkowego.

– Kapitanie! – krzyknął żołnierz odpowiedzialny za system celowniczy.

– Raport!

– Radar nie może namierzyć dziesięciu wrogich krążowników.

Dowódca zerwał się z fotela.

– Inne są już namierzone?

– Tak.

– Czyli to błąd systemu?

– Nie wiem. Komputer widzi statki w tunelu nadprzestrzennym, ale nadal ich szuka. Oprogramowanie jest prototypowe. Spróbuję to naprawić. Już łączę się z…

– Nie mamy na to czasu. Do nienamierzonych okrętów będziemy celować ręcznie. Załoga przygotować się!

– Tak jest! – krzyknęli wszyscy w pomieszczeniu.

Malko wstał z fotela i skrzyżował ręce na piersi.

– Poruczniku – zwrócił się do oficera siedzącego obok. – Wyjdą z tej strony? Czy będziemy musieli przenieść się do obserwatorium, by zniszczyć resztę jednostek?

Żołnierz spojrzał na ekran i pokiwał głową.

– Tak. Pokażą się tuż przed nami.

– Odsłonić kurtyny! – rozkazał Piskowicz. – Ruk. Na statki. Niech darkary będą załadowane i gotowe do abordażu.

– Ha! Tak jest. Odin czuwa! – Zadowolony przyjaciel wybiegł, taranując strażników w drzwiach.

Ściana przed którą, stał dowódca, powoli zaczęła się podnosić. Po chwili wszyscy w pokoju, zza czyngijskiego tytanowego szkła widzieli pustynną powierzchnię księżyca pozbawionego atmosfery oraz spory skrawek kosmosu.

Czerń usiana jasnymi, gwiezdnymi kropkami nagle zaczęła falować i przybierać formę wiru. Kapitan widział, jak z tunelu wynurzyły się pierwsze okręty. Były to standardowe jednostki lechickie, z którymi miał już wcześniej do czynienia.

– Te są namierzone?

– Tak jest!

– W takim razie przygotować się do strzału!

Okręty zaczęły formować szyk bojowy. Na przodzie leciały krążowniki. Duże statki stanowiły trzon floty, a osłaniały je trzy razy mniejsze niszczyciele. Z tyłu transportowce czekały na to, aby po walce móc w spokoju przystąpić do desantu.

– Nietypowa formacja – zauważył porucznik siedzący nieopodal Malka.

– Tak – przyznał dowódca – Zwykły klin, ale pusty w środku. Zobaczymy, co kombinują. Działo gotowe do strzału?

– Za pięć sekund.

– Żołnierze, to będzie pierwszy strzał w warunkach bojowych na mocy pełnego reaktora! Książę Jarosław zapewnił, że będziemy pod wrażeniem tej broni! Dzięki niej zwyciężymy! Ognia!

Całe pomieszczenie zaczęło drgać i chwilę później Piskowicz dostrzegł żółtą kulę wystrzeloną z działa umieszczonego nad ich głowami. Ładunek leciał z niewiarygodną szybkością w kierunku wroga. Pocisk nie zetknął się kadłubem, tylko najzwyczajniej przed niego przeszedł. Po chwili w miejscu uderzenia powstała dziura tak wielka, jak kula, która przez nie przeleciała. Sporych wielkości okręt bezdźwięcznie wybuchł w kosmicznej próżni.

Oficer wstał zza swojej konsoli.

– Materia wyparowała? – zapytał porucznik Malka.

– Prawie. Można powiedzieć, że opuściła nasz wymiar – odpowiedział metalowy szkielet stojący za nimi.

Wszyscy obrócili się w stronę robota, a Piskowiczowi przemknęło przez myśl pytanie, jak strażnicy pozwolili tej dziwnej maszynie wejść do środka. Szkielet w tym czasie nadbudowywał metalowe kości czymś, co z formy przypominało człowieka ubranego w żółtą togę.

– Mój najnowszy, prototypowy wynalazek. Połączenie masowego hologramu i stali. Światła, któremu nadałem realny makro ciężar, a na dodatek można je formować w prawie dowolny sposób – powiedział robot, kształtując twarz księcia Jarosława na metalowej czaszce.

Władca planety znany był ze swojego genialnego umysłu i zdolności inżynieryjnych. Powoli stawał się międzyplanetarną legendą. Jego prace znane były na każdym uniwersytecie w promieniu stu zamieszkanych systemów gwiezdnych. Dzięki jednemu człowiekowi planeta Kijew i jej stolica, o tej samej nazwie, stawała się centrum cywilizacji w tej części kosmosu. Był intelektualnym przeciwieństwem Uzurpatora, swojego brata.

– Baczność! – krzyknął oficer siedzący obok Malka.

– Spocznij. – Wbudowane głośniki nieco zniekształcały głos władcy. – Kapitanie, wcześniejsza komunikacja była niemożliwa. Przegraliśmy bitwę pod anomalią B.U.G obok systemu Volyn. Musiałem przegrupować siły.

Twarze załogi w pomieszczeniu spochmurniały.

Jarosław oraz Malko byli przyjaciółmi i przyszłymi krewnymi, ale publicznie obydwoje zwracali się do siebie w sposób oficjalny.

– Domyśliliśmy się, ale jak to się stało książę? Przecież ta flota nie należy do największych.

W tym samym momencie z przestrzeni kosmicznej wyłonił się czarny podłużny cień. Leciał w stronę lechickich jednostek i zajął miejsce między nimi. Ogromny, prawie tak wielki, jak co najmniej tuzin krążowników okręt zbliżał się powoli w kierunku księżyca. Przypominał grot strzały lub ostrze bagnetu. Żołnierze nie mogli odwrócić wzroku od majestatycznego i mrożącego krew w żyłach widoku.

– Właśnie dlatego ulegliśmy – stwierdził Jarosław.

Malko otrząsnął się i poczuł jak bardzo może zmienić się wiara w geniusz człowieka.

– Celować w… największy obiekt! – krzyknął kapitan.

– Nie mogę. System oszalał! – wrzasnął żołnierz.

– Jest otoczony jakimś nowym polem zagłuszającym lub maskującym – powiedział władca.

– Przechodzimy na celowanie ręczne! – rozkazał dowódca, nie zwracając uwagi na komentarz.

– Tak jest. Ma pan całkowity dostęp! – krzyknął jeden z techników.

Kapitan usiadł w fotelu i wziął do ręki przymocowany do oparcia dżojstik. Na pancernej szybie pojawił się czerwony okrąg poprzecinany liniami. Obiekt był tak duży, że Malko nie musiał zbytnio starać się podczas namierzana. Nacisnął guzik na drugim oparciu. Żółta kula pomknęła w kierunku okrętu. Zbliżając się do statku, zmieniła swoją trajektorię i zamiast uderzyć pośrodku kadłuba, urwała jedynie nieznaczny kawałek burty.

– Co jest? – wymknęło się porucznikowi siedzącemu obok.

– To przez napęd supergrawitacyjny. Jego pole siłowe wytwarza tak dużą masę fantomową, że pocisk z metacząsteczek zakrzywia swój tor lotu – wyjaśnił Jarosław i podszedł do dowódcy.

– Ładować jeszcze raz! – krzyknął Piskowicz.

– Uciekaj Malko – szeptał – Na przyjaźń naszych ojców. Leć po Przedsławę i uciekaj do mnie. Jestem teraz w Nova Grodzie w systemie Nova.

– Nie. – Kapitan obrócił głowę w stronę oficera. – Załadowane?

– Tak jest.

– Ognia! – krzyknął i nacisnął guzik.

Kula powędrowała w ślady swojej poprzedniczki i uszczypnęła jedynie niewielką część okrętu.

– Kapitanie! – odezwał się ktoś ze stanowiska czujników. – Namierzają nas.

Luki ogromnej jednostki otwarły się, pokazując jasne wnętrze. Ze środka okrętu wystrzelono dwa pociski.

– Torpedy orbitalne! – wrzasnął jeden z żołnierzy siedzących z tyłu, odpowiadający za rozpoznanie. Kapitan pamiętał z Akademii Wojskowej, że trzydzieści takich może zniszczyć małą planetę, dwie w pełni wystarczały, aby obrócić bazę w perzyny. Świecące punkty zbliżające się do powierzchni naturalnego satelity Kijewa i nagle rozbłysły. Eksplodowały na tyle blisko floty wroga, by strącić dwa niszczyciele.

– Ha! – Malko usłyszał krzyk w głośniku na panelu. – Wiejcie stamtąd psy księżycowe!

– Ruk! Nie wydałem rozkazu!

– Domyśl się, gdzie mam te twoje rozkazy. Odin czeka przyjacielu!

Między jednostkami lechickimi pojawiły się długie i wąskie drakary uzbrojone w szybkostrzelne działka laserowe. Były dużo mniejsze i słabiej opancerzone, ale nadrabiały to zwrotnością.

Okręty Nordów wbiły się szeregi wroga i robiły to, do czego były stworzone. Niosły zamęt i chaos, choć na dłuższą metę nie miały szans z czarnym olbrzymem.

– Odwrót! – krzyknął władca z holo-szkieletu i przyłożył palec do skroni. Zdania z jakiegoś powodu rozbrzmiały we wszystkich głośnikach bazy. – Normanowie dają nam czas! Wydaję rozkaz odwrotu na Kijew. Autoryzacja książęca dwa, trzy, pięć, siedem, A, A. Wszyscy do kapsuł!

– Nie. – Kapitan nacisnął guzik. Tor lotu następnej kuli nie wróżył sukcesu. – Ładować!

W pomieszczeniu zapanował chaos. Tylko niektórzy pozostali na swoich stanowiskach, większość w pośpiechu biegała, szukając wolnych miejsc w kapsułach. Robot złapał Piskowicza za ramiona.

– Odwrót głupcze! Leć po moją siostrę!

– Da sobie radę.

– Kocha cię, a ty ją. Leć po nią i uciekajcie do Nova Grodu.

– Muszę pomóc Rukowi.

– Nie pokonasz tego. Uciekaj.

– Nie! Ognia!

Kolejny pocisk powtórzył los swoich poprzedników.

– Przestań! Wiem, co się stanie. Ratuj moją siostrę przed tym bydlęciem Bolesławem. Jeżeli tu zostaniesz, zmarnujesz życie swojego przyjaciela!

Słowa uderzyły kapitana niczym pięść uzbrojona w pancerz wspomagający. Zdjął dłonie z systemu ręcznego celowania, wstał i zwrócił się w kierunku reszki pozostałych żołnierzy.

– Opuścić bazę.

Po chwili razem z holo-szkieletm pobiegł do hangaru.

 

* * *

 

Kapsuła leciała w kierunku grodu rodu Jarosława. Była trzyosobowa, ale w środku znajdował się tylko Malko i robot. Przypięci pasami pasażerowie wpatrywali się w jasne eksplozje na powierzchni odległego już księżyca.

– Malko, chyba wiem co, się stanie.

– Ja też, przegraliśmy i musimy uciekać!

– Nie denerwuj się tak. Nie o to chodzi. Pracując nad działem metacząsteczkowym, zaobserwowałem coś bardzo ciekawego. Odkryłem specyficzną relację między cząstkami elementarnymi. Dopiero to poznaję, ale zdążyłem już coś stwierdzić. Okazało się, że relacja ta umożliwia podróżowanie między światami. Tak funkcjonowała ta broń. Zmieniała relację między cząstkami elementarnymi i wysyłała je do innego świata.

– To się nazywa teleportacja.

– Nie Malko. Teleportacja działa w pojedynczym wszechświecie i wymaga niesamowitej ilości energii. Stworzenie tej broni było bardziej skomplikowane niż zbudowanie działa teleportującego, ale miała jeden zasadniczy plus. Pobierała znacznie mniej energii. Dzięki temu nikt nie się nie domyślił, że mamy tutaj tak potężną broń. Ta żółta kula, którą strzelałeś, wysyłała atomy do innego wszechświata. Do najbardziej podobnego do naszego uniwersum, ale to jest niczym w porównaniu z moim najnowszym odkryciem.

– O czym ty mówisz? Tam mogli zginąć ludzie, a ci za chwilę zostaną zniewoleni! – Wskazał na planetę.

– Malko. Parę godzin temu w Nova Grodzie podłączyłem komputer kwantowy oparty na odkrytej przez mnie nowej relacji na tych cząstkach do dostatecznie silnego źródła energii. Czerpie ją wprost z gwiazdy. Komputer pokazuje coś bardzo ciekawego. Słuchaj uważnie. Widzę starożytną historię innego uniwersum i chyba udowodniłem istnienie czegoś na wzór przeznaczenia.

– Bredzisz – krzyknął kapitan – i czemu na Boga lecimy tak wolno?! Oni na pewno są już dawno na planecie!

– Prawdopodobnie przez uszkodzone systemy napędu. Jeden ze strzałów naszej broni mógł spowodować…

– Książę!

– Nie denerwuj się tak. Wszystko będzie dobrze. Posłuchaj, odkryłem, że w podobnych do siebie wszechświatach pewne zdarzenia implikują podobną reakcję. Dzięki obserwacji historii… – Jarosław przez chwilę szukał odpowiedniego słowa. – Pokazanej. Pokazanej mi przez komputer kwantowy widzę naszą przyszłość. No może nie konkretną przyszłość, ale przeszłość z innego wszechświata, która w naszym może być przyszłością. Analizując cząstki, dowiedziałem się, że mój odpowiednik przegrał podobną bitwę w jednym z wszechświatów, ale ta porażka oznaczała późniejszą, ostateczną wygraną. Mój innowymiarowy odpowiednik przegrał prawie identyczną bitwę w innym wszechświecie. Rozumiesz?

– Na Boga! Jakie to ma teraz znaczenie! – krzyknął Malko. Jarosław chwycił tapicerkę oparcia i wyrwał kawałek materiału. Palec wskazujący drugiej ręki wydłużył się w nienaturalny szpikulec i zaczął odrysowywać nim coś na tkaninie.

– Patrz na to – powiedział Jarosław, po chwili przybliżając rysunek wydrapany na tworzywie. Przedstawiał linię z dwiema mocno zaznaczonymi kropkami i paroma mniejszymi leżącymi między tamtymi. – Te dwa punkty to przegrana i późniejsza wygrana mojego odpowiednika w innym uniwersum. Pierwszy z nich to przegrana bitwa nad rzeką nazywaną Bug a druga to wypędzenie księcia o imieniu Świętopełek. Kropki na linii czasowej są położone dosyć daleko od siebie. Muszę jeszcze wiedzieć, co jest pomiędzy nimi, dlatego potrzebuje czasu. Muszę zobaczyć inne punkty odpowiedzialne za zwycięstwo mojego odpowiednika w innym uniwersum, dzięki czemu dowiem się co zrobić, by odnieść ostateczną wygraną w tym wszechświecie.

Holo-szkielet oparł się gwałtownie, po czym wrócił do swojej poprzedniej pozycji.

– Mój nowy komputer chyba coś obliczył. Opuszczę cię teraz. Szkielet przejdzie w tryb automatyczny i pozostanie bez warstwy holograficznej. Leć po moją siostrę.

Chwilę potem kapsuła wylądowała nieopodal grodu Jarosława. Malko, wraz z robotem wyszedł na zewnątrz, a oczom ukazał mu się ogromny okręt wiszący nad zamkiem. Na burcie widniał sporych rozmiarów napis widziany z ziemi.

– Lechus – odczytał Malko.

 

* * *

 

– Melduję oczyszczenie grodu z nieprzyjaciół – zaraportował oficer gwardii przybocznej króla Bolesława. Ubrany był tak jak wszyscy żołnierze Lechitów w rubinowe, ciężkie pancerze wspomagane. W rękach trzymał karabin plazmowy.

– Co z Przedsławą?

– Tak jak rozkazałeś mój panie. Nawet jej nie dotykaliśmy. Nie mieliśmy okazji. Zamknęła się w komnatach na dwudziestym piętrze.

– Wybornie. – Władca wstał zza suto stawionego stołu, który rozstawiono tuż przed wejściem do zamku wroga. Po drugiej stronie blatu siedziała chuda, przygarbiona postać ubrana w zieloną tunikę. Służący cały czas donosili potrawy ze stojącego nieopodal transportowca.

– Przekonasz siostrę Świętopełku? – zapytał, trzymając w ręce obgryzioną kość.

– Musi się pogodzić królu. – Uzurpator, strącony jakiś czas temu z tronu, nie lubił władcy Lechitów. Przede wszystkim za jego pychę. Jego przyszły suweren nie był królem, ale kazał tak siebie tytułować. Niestety, był skazany na pomoc Bolesława, jeżeli chciał odzyskać jedyną rzecz, na której mu zależało. Władzę.

– Musi. To będzie kara dla Jarosława, za twoją banicję. Jego ukochana siostra, będzie moją nałożnicą. Swoją drogą, nie drażni cię to?

– Co?

– To, że zdobędę twoją siostrę.

Świętopełk skrzywił się.

– Nie. Nigdy jej nie lubiłem. Bardziej obchodzi mnie to czy mój brat zechce ją odbić?

Okrągła, wąsata twarz króla rozpromieniła się w uśmiechu.

– On? Moi szpiedzy donoszą mi, że ten tchórz jest w Nova Grodzie. To naukowiec, nie rycerz, tym bardziej nie jest mścicielem. Woli siedzieć i dłubać w tych swoich maszynkach. Nawet dobrej broni nie umie zrobić. Mój nowy okręt Lechus jest tylko lekko poobijany. – Wyrzucił kość za siebie i sięgnął po jabłko.

– Ostrzegam jeszcze, że Przedsława ma wybranka. Ona i ten Malko chcą się pobrać.

– Teraz musi chcieć mnie – skwitował król i wytarł ręce w złotą tunikę okalającą jego otyłe ciało.

Świetopełk zawsze zastanawiał się, kiedy serwoszkielet unoszący to otyłe ciało załamie się pod jego własnym ciężarem. – Chodź! Idziemy po moją nową wybrankę i po twój tron!

Oddział żołnierzy przeszedł przez ogromną złotą bramę ozdabiającą mur obronny. Ściany grodu od zewnątrz i wewnątrz były koloru złotego z zielonymi akcentami. Pasowało to do wyglądu planety. Kijew od stuleci był centrum handlowym we wschodniej części galaktyki, ale jednocześnie nie towarzyszyła temu zbytnia urbanizacja planety. Dbały o to dekrety poszczególnych władców mające na względzie aspekty ekologiczne. Z kosmosu planeta wyglądała prawie na wyludnioną. Podobno czyste powietrze i wszechobecna zieleń sprzyjałby w zawieraniu korzystnych dla tego świata umów. W przeciwieństwie do ulubionej barwy Bolesława, czerwieni, zielone lasy stanowiły wizytówkę świata i w pewnym sensie kolor ten stał się symbolem mieszkańców. W tym momencie jednak zieleń ustępowała czerwieni. Dziedziniec grodu ścielił się od zmasakrowanych ruskich żołnierzy. Król spojrzał na mury zamku. Korytarze i pokoje od dziesiątego piętra w górę posiadały prawie przeźroczyste ściany i duże okna. Wyglądało to przepięknie, ale było niepraktyczne. Funkcjonalność przegrała z estetyką, kiedy zamki planetarne przestały pełnić funkcje twierdz obronnych. Król, Świętopełk oraz drużyna wojów weszli do środka i wjechali na dwudzieste piętro zdobioną windą grawitacyjną. Drzwi do komnat nowego i starego władcy Kijewa były pilnowane przez lechickich żołnierzy. Bolesław podszedł do wrót i uderzył w nie pięścią.

– Przedsławo! Chodź, nie wstydź się.

Cisza.

– Lubię takie niedostępne – zwrócił się do wojów. Odpowiedział mu chichot i rybie oczy Świętopełka. – Wyważyć!

Żołnierze roztrzaskali drzwi przy pomocy toporów. Prawie całą komnatę zbudowano z tytanowego szkła. Promienie słońca odbijały się od drewnianych szaf i wielkiego czarnego łoża ozdobionego złotem.

Przedsława stała tyłem, wpatrując się w gwiazdę. Miała smukłą figurę i długie blond włosy. Ubrana była w suknię o zielonym, rodowym kolorze.

– Przedsławo. Chodź do mnie.

Siostra księcia podeszła bez słowa. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Bolesław wziął ją pod ramię i wyszedł na korytarz zachlapany krwią obrońców.

– Jesteś bardzo zimna. Polecimy na mój nowy statek, tam cię ogrzeję. – Puścił oko do żołnierzy.

– A mój tron? – odezwał się stojący z tyłu Świętopełk.

– Tym zajmiemy się jutro i radzę ci opuścić gród.

– Ale… – Król uciszył nowego wasala wzrokiem i złapał za ramię jednego z oficerów.

– Każ się wszystkim stąd wycofać – rozkazał.

Orszak udał się na zewnątrz. Potężna jednostka wisiała nad centralnym miastem planetarnym. Władca Lechitów trzymając swoją wybrankę, otoczony żołnierzami przystanął i zaczął podziwiać widok. Był dumny ze swojego nowego okrętu.

– Gdzie Otton? – zapytał.

– Tu jestem – zza muru wojów wyłonił się młody, szczupły mężczyzna ubrany w rubinowy kombinezon.

– Mój synu. Rozkazuję ci jako drugiemu oficerowi Lechusa zaprzestanie prac naprawczych.

– Ojcze, ale jak to?

– Źle się wyraziłem. Napraw okręt, ale zostaw ślady po tej marnej broni z księżyca. Te ubytki nadają statkowi charakteru.

– Tak jest. Coś jeszcze panie?

Król odwrócił się w stronę syna.

– Nasz przodek Lech nie miał blizn.

– Tak głoszą kroniki. Był tak mądry, że wygrywał zawsze bez walki.

– Wdroż procedurę zmiany nazwy.

– Jak sobie życzysz. – Otton zaczął wydawać polecenia stojącym nieopodal oficerom, ale po chwili podszedł do ojca. – Na jaką panie?

– Szczerbiec.

 

* * *

 

Malko wraz z holo-szkieletem skradał się po piętrach grodu. Dzięki wprowadzonym do pamięci robota planom zamku relatywnie szybko przemierzali kompleks. Do tej pory nie spotkali żadnego zgrupowania wroga. Każdy korytarz i komnata były opuszczone przez żywych. Ciała żołnierzy leżały zmasakrowane przez broń plazmową Lechitów. Lekko opancerzone jednostki rezerwy obrony zamku nie miały szans z piechotą odzianą w pancerze. Bolesław działał szybko i bezwzględnie. Malko przypuszczał, że zbrojownie zamku są pełne pancerzy wspomagających i broni ciężkiej. Niestety Jarosław zabrał ze sobą prawie wszystkich wojowników a, żołnierze rezerwy nie mieli przeszkolenia w używaniu elitarnych zbroi. To przez niedocenienie przeciwnika, wiarę w geniusz władcy i tajną superbroń planetarni oficerowie nabyli złudnego poczucia bezpieczeństwa. Kapitan uklęknął przed jednym z martwych wojowników. W korpusie widniała czarna dziura wielkości pięści. Malko sięgnął po leżący nieopodal karabin laserowy. Broń ta w przeciwieństwie do tej operującej plazmą charakteryzowała się słabszą siłą uderzenia, ale dalszym zasięgiem.

– Zemszczę się – szepnął i ruchem ręki zamknął otwarte oczy żołnierza. Obrócił głowę w stronę robota.

– Idziemy do pokoi Przedsławy.

Udali się na koniec jednego z wielu korytarzy i weszli do klatki schodowej. Przeszli trzy piętra, a resztę drogi pokonali windą. Po chwili znaleźli się już na szklanym piętrze. Drzwi do komnat zostały rozłupane.

– Nie. – powiedział do siebie kapitan.

Malko wbiegł do pierwszego pomieszczenia. Na pościeli leżącej na niewielkim łóżku widoczne były ślady krwi.

– Nie – powtórzył.

Okrążył mebel i zamarł. Na ziemi leżał martwy żołnierz z rozszarpaną przez pocisk twarzą.

– Gdzie jesteśmy?

– Dwudzieste pierwsze piętro.

– Potrafisz namierzyć Przedsławę? Jest tutaj? Żyje?

Głośniki szkieletu wydały buczący dźwięk. Robot rozłożył ręce i włączył wbudowany bioskaner. Po chwili stanął przy szerokim oknie i wskazał palcem piętro niżej po skosie.

– Tam.

W oddali, za warstwami przeźroczystej materii widniała smukła, blond włosa sylwetka.

– Czemu mnie do niej nie zaprowadziłeś durniu?!

– Komnaty siostry księcia są tutaj – oznajmił robot bez emocji.

Malko nie chciał teraz dyskutować z maszyną.

– Przedsława! – krzyknął kapitan, ale postać pozostała niewzruszona. – Jak najszybciej możemy teraz się tam dostać?

– Wczytuję dane.

Malko dopiero teraz zauważył ruch w pokoju ukochanej. Kobieta podeszła do otyłego mężczyzny.

– Ty! – krzyknął kapitan i podniósł broń do barku. – Nie dostaniesz jej wieprzu!

Holo-szkielet zamachnął się i wybił broń z rąk mężczyzny.

– Co!

– Malko, tu Jarosław. Nie możesz tego zrobić. – głos księcia wydobył się z głośników robota.

Mężczyzna z powrotem zaczął mierzyć w kierunku Bolesława.

– Nie rób tego! – krzyknął książę ponownie. – On musi ją mieć. Widziałem kluczowe zdarzenia. Żebym mógł rządzić, ona musi iść z nim.

– Bredzisz przyjacielu – odpowiedział kapitan. Spojrzał przez celownik karabinu i w tym samym momencie poczuł jak, wąskie ostrze wbija się w plecy. Obrócił się w kierunku robota. Szkielet stał z rozłożoną dłonią. Palec wskazujący prawej dłoni zamienił się w szpikulec zabrudzony krwią. Uśmiechnięty wizerunek władcy zmaterializował się na stalowej czaszce.

– Wiesz jak nazywają mojego odpowiednika w innym wszechświecie? Jarosław Mądry. Pasuje do mnie, prawda?

Oddech Pawła stawał się coraz szybszy. Przebite płuco i tryskająca krew osłabiała go z sekundy na sekundę. Upadł na kolano.

– Ty draniu.

– Musi tak być, bym mógł rządzić. Wybieram drogę ku memu międzywszechświatowemu przeznaczeniu. Pomimo tej klęski, w przyszłości będę nadal władcą. Tak stało się w innych wszechświatach. Taką historię ukazał mój komputer. Utrata siostry jest jedynie drogą do celu.

Strzał z karabinu uciszył głos księcia, a robot padł na podłogę z dziurą w głowie.

Malko, podniósł się i wyjrzał za okno. Przedsława wraz z Bolesławem, Świętopełkiem i żołnierzami kierowała się szklanym korytarzem do widny. Kapitan powolnym krokiem wszedł na klatkę schodową i zszedł piętro niżej. Rana zaczęła krwawić coraz mocniej. Otwierając drzwi, po drugiej stronie korytarza zauważył opuszczającą się windę.

– Nie, nie. Przedsławo! – krzyknął i upadł na ręce. Na czworakach skierował się do komnat, z których porwano jego wybrankę i wczołgał się na łóżko.

 

* * *

 

– Baczność! Król na mostku! – krzyknął dowódca gwardii stojący za władcą.

Bolesław wraz z Przedsławą i swoimi osobistymi żołnierzami wkroczył do pomieszczenia. Na ścianie wyświetlał się obraz z kamer umieszczonych na zewnątrz okrętu. Pośrodku, na największym monitorze widać było maleńką grupę zabudowań.

– Spocznijcie.

Podszedł do swojego syna, który siedział za jednym ze stanowisk dowodzenia.

– Ottonie.

– Tak jest. – Młodzieniec wyprostował się.

– Jaki jest stan torped orbitalnych?

Otton spojrzał się na jeden ze swoich monitorów.

– Mamy dwadzieścia dwie typu Mesco i tuzin typu Krak.

– Wystrzel dwa Kraki w kierunku grodu. Niech to będzie ostrzeżenie na przyszłość. Poza tym ta złota brama. Nie podoba mi się. Coś w niej jest nie tak, jak powinno.

– Tak jest panie. – Pochylił się nad mikrofonem wystającym znad klawiatury. – Tu oficer Piast. Przygotować dwa ładunki typu Krak. Meldować o gotowości.

– Świetnie ci idzie synu.

– Co powiemy Świętopełkowi? – Młodzieniec nie zwrócił uwagi na komplement.

– Ocaleni Rusini skierowali w Szczerbca jakieś super działa przeciwlotnicze stworzone przez Jarosława. Wystrzeliliśmy nasze pociski w obronie własnej. Zresztą, Świętopełk jest moją marionetką.

– Torpedy gotowe – dobiegł meldunek z głośnika.

Otton spojrzał się na ojca. Bolesław kiwnął twierdząco głową.

– Ognia! – rozkazał do mikrofonu młody Piast.

Po chwili, na środkowym monitorze dostrzec można było, dwa świecące punkty lecące w kierunku zamku.

– Wyśmienicie. Widzisz kochanie – powiedział Bolesław do milczącej Przedsławy – Dzięki mnie przeżyłaś. Chodź, teraz ogrzeję twoje zimne ciało.

 

* * *

 

Malko leżał na łóżku. Komnata była wysunięta w stosunku do reszty zabudowań. Dzięki przezroczystemu sufitowi widział torpedy zbliżające się w kierunku pałacu. Czuł, że zaraz straci przytomność, kiedy drzwi do szafy otworzyły się ze zgrzytem. Z mebla wyszła blond włosa kobieta i podeszła do kapitana.

– Kochanie – powiedziała delikatnym głosem, usiadła na brzegu mebla i wzięła w objęcia jego głowę. – Wiedziałam, że po mnie przyjdziesz.

Malko skrzywił się.

– Mara. Zwidy.

– Nie, to ja.

– Widziałem, jak ten drań cię porywa.

Kobieta uśmiechnęła się.

– Myślisz, że wysoki iloraz inteligencji przysługuje tylko Jarosławowi?

– Strzeliłem do niego. – Słowa sprawiały mu coraz większy ból. – Nie do niego, ale do szkieletu. Materialnego hologramu. On nie jest lepszy od Świętopełka i tego Lechity. Chce tylko władzy.

Malko mógł dostrzec już kolor głowic zbliżających się w ich kierunki.

– Uciekaj Przedsławo.

– Cicho – powiedziała i pocałowała ukochanego.

Chwilę potem ich ciała wyparowały w zetknięciu z mocą eksplozji pierwszego pocisku.

 

* * *

 

Korytarze na statku były pomalowane na szaro. Surowy, wojskowy styl zniknął, kiedy Bolesław wkroczył wraz z uprowadzoną siostrą Jarosława i Świętopełka do swoich kajut pilnowanych przez straż okrętową. Król sam zaprojektował to pomieszczenie. Drewniane, zdobione meble, skóry zwierząt na podłodze, sporych rozmiarów łóżko i świece rozjaśniające pomieszczenie odzwierciedlały prostotę, jak i dziką naturę władcy.

– No kochana, odświeżysz się później – powiedział i popchnął kobietę na materac. – Czekałem na to od dawna.

Bolesław rzucił się na kobietę i z zamkniętymi oczami zaczął całować twarz niewzruszonej Przedsławy.

– Ale jesteś zimna.

Położył rękę na udzie ofiary, ale nie poczuł już materiału sukni i miękkości skóry. Noga zamieniła się w wąską stalową rurę, siłowniki i serwomotory.

– Co to ma być?!

Twarz Przedsławy w międzyczasie zniknęła, a Bolesław patrzył teraz w puste oczodoły metalowej czaszki.

– Straż! – krzyknął Król po chwili przerażenia.

Ostatnim co poczuł, było ostrze przechodzące przez jego klatkę piersiową.

Koniec

Komentarze

No cóż, pewnie znajdą się amatorzy Twojej twórczości, Wąsławie, jednak mnie opowiadanie zupełnie nie przypadło do gustu. Dość nużące i mało ciekawe wydały mi się opisy walk, a fabuła niezbyt czytelna. Nie spodobało mi się, że rzecz dziejąca się w dalekiej przyszłości, tak nachalnie splata się z wydarzeniami sprzed wieków.

 

roz­brzmiał w po­miesz­cze­niu.

Wstał z fo­te­la do­wód­cy, pod­szedł do sta­no­wi­ska mo­ni­to­ru­ją­ce­go nad­prze­strzeń i ro­zej­rzał się po po­miesz­cze­niu. –> Powtórzenie.

 

Dzia­ło me­ta­cząst­ko­we, któ­rym do­wo­dził, było szczy­tem ru­siń­skiej tech­nik. –> Literówka.

 

Niech dar­ka­ry będą za­ła­do­wa­ne i go­to­we do abor­da­żu. –> Literówka.

 

Ja­ro­sław oraz Malko byli przy­ja­ciół­mi i przy­szły­mi krew­ny­mi, ale pu­blicz­nie oby­dwo­je zwra­ca­li się do sie­bie w spo­sób ofi­cjal­ny. –> Jarosław i Malko to mężczyźni, więc: …ale pu­blicz­nie obaj zwra­ca­li się do sie­bie w spo­sób ofi­cjal­ny.

Obydwoje to mężczyzna i kobieta.

 

dwie w pełni wy­star­cza­ły, aby ob­ró­cić bazę w perzy­ny. –> …dwie w pełni wy­star­cza­ły, aby ob­ró­cić bazę w perzy­nę.

 

– Od­wrót! – krzyk­nął wład­ca z ho­lo-szkie­le­tu… –> – Od­wrót! – krzyk­nął wład­ca z ho­loszkie­le­tu

 

– Nor­ma­no­wie dają nam czas! Wy­da­ję roz­kaz od­wro­tu na Kijew. –> Nie brzmi to najlepiej.

 

wstał i zwró­cił się w kie­run­ku resz­ki po­zo­sta­łych żoł­nie­rzy. –> Literówka.

 

Dzię­ki temu nikt nie się nie do­my­ślił… –> Dwa grzybki w barszczyku.

 

Muszę jesz­cze wie­dzieć, co jest po­mię­dzy nimi, dla­te­go po­trze­bu­je czasu. –> Literówka.

 

Wład­ca wstał zza suto sta­wio­ne­go stołu, który roz­sta­wio­no… –> Nie brzmi to najlepiej.

Pewnie miało być: Wład­ca wstał zza suto zasta­wio­ne­go stołu

 

skwi­to­wał król i wy­tarł ręce w złotą tu­ni­kę oka­la­ją­cą jego otyłe ciało. –> Co to znaczy, że tunika okalała ciało?

 

Świe­to­pełk za­wsze za­sta­na­wiał się… –> Literówka.

 

Dzie­dzi­niec grodu ście­lił się od zma­sa­kro­wa­nych ru­skich żoł­nie­rzy. –> Dzie­dzi­niec grodu był zasłany zma­sa­kro­wa­nymi ru­skimi żoł­nie­rzami.

 

Tu je­stem – zza muru woj wy­ło­nił się młody, szczu­pły męż­czy­zna ubra­ny w ru­bi­no­wy kom­bi­ne­zon. –> Tu je­stem.Zza muru woj wy­ło­nił się młody, szczu­pły męż­czy­zna, ubra­ny w ru­bi­no­wy kom­bi­ne­zon.

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi.

 

– Nie. – po­wie­dział do sie­bie ka­pi­tan. –> Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

kie­ro­wa­ła się szkla­nym ko­ry­ta­rzem do widny. –> Literówka.

 

Otton spoj­rzał się na ojca. –> Otton spoj­rzał na ojca.

 

Z mebla wy­szła blond włosa ko­bie­ta… –> Z mebla wy­szła blondwłosa ko­bie­ta

 

Malko mógł do­strzec już kolor gło­wic zbli­ża­ją­cych się w ich kie­run­ki. –> Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jest jakiś pomysł. Splecenie losów Jarosława Mądrego w różnych wszechświatach mi się spodobało. Ale sposób, w jaki Twoja wersja poznaje losy naszego odpowiednika, mnie nie przekonał. Taki jakiś zbyt prosty, zbyt magiczny, zbyt życzeniowy…

Nie przepadam za opisami walki, więc pierwsza część tekstu mnie nudziła. Dopiero potem wszystko zaczęło się rozkręcać, a nawiązanie do Szczerbca mi się spodobało. Pomysłowa analogia.

Wykonanie szału nie robi. Masz trochę literówek, interpunkcja kuleje. Na przykład wołacze, Wąsławie, oddzielamy przecinkami od reszty zdania.

Jarosław oraz Malko byli przyjaciółmi i przyszłymi krewnymi, ale publicznie obydwoje zwracali się do siebie w sposób oficjalny.

Powinowatymi. Wspólnych genów (krwi) nie mieli i ślub tu nic nie zmieni.

Jego przyszły suweren nie był królem, ale kazał tak siebie tytułować. Niestety, był skazany na pomoc Bolesława,

Co jest podmiotem w drugim zdaniu i dlaczego suweren?

Kijew od stuleci był centrum handlowym we wschodniej części galaktyki,

A wschodnia część galaktyki, to która?

Babska logika rządzi!

Jest tu pomysł, jest typowe space operowe wykonanie i technogatka rodem ze Star Treka. Dołożyłeś do tego alternatywne wszechświaty i inne tego typu elementy. Jedni to lubią, drudzy nie – mi nie przeszkadza.

Czytało się przyjemnie, parę błędów też się pojawiło. Jednak koniec końców jestem pod wrażeniem koncertu fajerwerków. Popraw błędy zauważone przez Reg i Finklę, a będzie klik ;)

A na koniec linki do przydatnych tematów z tego forum:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Zastanawiałem się przez cały czas, czym mi pachnie to opowiadanie. I NoWhereMan mnie oświecił.

typowe space operowe wykonanie i technogatka rodem ze Star Treka

Całkowicie się z tym zgadzam i o ile w filmach aż tak bardzo mi to nie przeszkadza, bo jest tam masa innych szczegółów, które wpływają na odbiór. Jak scenografia, charakteryzacja, po prostu coś dla oka, tak u Ciebie jest tylko space opera, która dodatkowo brzmi mało poważnie. Czytałem może ze dwieście stron Honor Harrington i dalej nie przebrnąłem, a było to znacznie lepsze od Twojego opowiadania. Brak w tym odpowiedniej powagi, ta ocena przeciwnika “na oko”, to wychodzenie po tej lub po tamtej stronie, jak gdyby wychodzili na łąkę pod lasem, a nie w przestrzeni kosmicznej i w końcu ten rubaszny Skandynaw z pochodzenia… nie przekonały mnie.

Może to się komuś podoba, ale ja nie jestem fanem.

Pozdrawiam.

Całkiem przyjemnie mi się czytało :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka