- Opowiadanie: Natan - Opowiadanie na konkurs Grafomania 2018

Opowiadanie na konkurs Grafomania 2018

Hej! Przesyłam opowiadanie na konkurs – nie dałem mu tytułu, bo to moje jedyne opowiadanie na konkurs, więc na pewno i tak się z niczym nie pomyli. Niestety skończyłem minutę przed północą więc nie miałem czasu wrzucić na betę.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Opowiadanie na konkurs Grafomania 2018

Mirrek po kolejnej awanturniczej przygodzie spał w najlepsze, gdy dało słychać się pukanie/walenie do drzwi. Niechętnie, bo niechętnie jednak bohater zwlekł się z łóżka i poczołgał się do drzwi, które otworzył. Stał w nich znajomy krasnolud.

– Witaj kompanie z, którym przeżyłem tyle przygód, a za, którymi stał w większości przpadków Władca Ciemnoooości! – powiedział Gremii Waleczny szarpiąc co jakiś czas swoją miedzianą brodę sięgającą do jego pasa, czyli długości jakichś dwóch stóp.

– A witajrze kamracie! – tubalnym głosem odopwiedział Mirrek. – A cóż to sprowadza Cię do mego domostwa w, którym wypoczywam po ostatniej epickiej wyprawie na, której i Ciebie wszak nie zabrakło!

– A prawda to, prawda – przytaknął zgodnie Gremii. – Nie mogło mnie na niej zabraknąć, ale morze nie zauważyłeś, ale Władca Ciemnoooości nam uciekł, jak zawsze zresztą. Po powrocie do domu zdobyłem tą mapę – to powiawszy wyciągnął zza pazuchy (i brody) rulon pergaminy. Przyszedł do stołu i położył na nim wyżej wspomniany kawał skóry z warstwą atramenty, które przez określone linie na nie nałożone wskazywało cel wyprawy.

– To mapa – ciągnął krasnolud. – Przypatrz się! Uważnie! Widzisz coś ważnego.

Mirrek zamknął drzwi za duchem i czym prędzej spojrzał do wskazane przez niego pergaminy.

– Hmm… Nie jest to zbyt trudne, ten krzyżyk wydaje się podejrzany, należy do niego ruszyć nie szczędząc dnia ani godziny!

– to żem chciał usłszeć! – uśmiechął się (pod brodą) krasnolud. – Przypadsz się jeszcze bardziej. Krzyżyk podpisany jest.

Mirrek nachylił się i faktycznie zoczył: “To na pewno nie jest kryjówka Pana Ciemnoooości.

– No to dupa – stwierdził żałośnie Mirrek. – To nie tam.

– O nie przyjacielu! – Krzyknął krasnolud. – To jest podstęp! Tam musi być ta kryjówka. Ladacznice raczej niegdzie nie mają poukrywanych map na, których nie ma zaznaczonej kryjówki.

– Jakie ladacznice – zdziwił się Mirrek, gdyż nie było o nich mowy we wcześniejszej wymianie zdań, które trawły na tyle krótko, że raczej o niczym nie zapomniał.

– No… Ten… Tego… … – Zająkał się spurpurowaiły krasnolud, na twarzy. – Tak żem se powiedział. Ale odchodzimy od meritum – to jest kryjówka naszego adwersarza i trza wyriszyć w drogę.

– Prędko – zgodził się Mirrek. – Rozumiem, że bierzesz ze sobą swoją legendarną broń Rozbijczaskę, która to w magiczny sposób może przecinać na połowy wrogów, gdy masz na to ochotę bez męczenia Cię?

– A no biorę oczywiście. – Zgodził się Gremii. – A ty weźmiesz ze sobą swój młot Powracacz, który to za każdym razem pojawia się magicznie w twym ręku, gdyż rzucasz go we wrogów?

Jakżeby inaczej – zgodził się Mirrek. – Toż to miłość mojego życia bez, której się nie ruszam się.

Gremii przez moment rozmyślał, czy to nie jest jakieś wyznani homoseksualne swojego kompana, ale uznał że nie ma co roztrząsać tematu i trzeba być tolerancyjnym. Ale postanowił również, że podczas snu nie będzie się do niego odwracał dupom – przezorny zawsze ubezpieczony.

– Ruszajmy więc – zakrzyknęli hurem, gdy już wszystko było ustalone.

Gremii był już spakowany do plecaka, a swego kuca zaparkował przed domem Mirrka. Dlatego teraz pomógł człowiekowi zapakować prowiant do torby, gdy ten przyodziewał swój rynszutnek. Dopełniając rytuał przewiesił swój młot przez plecy, tak by ręką łatwo złapać rękojeści w razie potrzeby.

I ruszyli!

***

Wyprawa nie obyła się bez przeszkód – już pierwszego dnia napadło na obozowisku druchów ponad czterdziestu rozbójników, ali (co dziwniejsze) Babę mieli za przywódcę. Szczęściem byli to rozbójnicy honorowi i zgodnie z kodeksem honorowym atakowali pojedyńczo aby, każdy miał możliwość równej walki.

Gdy wszyscy rabusie leżeli martwi Baba została nawrócono, i stwierdziła, że jednak pragnę służyć pomocą prawdziwym bohaterom. Później wspominając tę wyprawę często Gremii wzdychał

– Oj napomagała się, napomagała. Czasami chciałbym, żeby mi tak pomogła jeszcze kiedyś.

***

Kolejne dni wyprawy nie był mniej emocjonalne. Prawie codziennie Mirrek rzucał swym młotem w napastników. Trzeba też zaznaczyć, że (przez przypadek! – jak utrzymuje człowiek) raz rzucił też swoim kompanem krasnoludem.

Ten potem przez kilka godzin był obrażony, gdyż leciał ze swoim toporem, który rozłupał dwóch przeciwników w locie, przez co od stup do głowy był pokryty posoką. Przeszło mu dopiero gdy trafili nad jezioro i mógł w pełni zmyć z siebie zakrzepłą krwią.

Mieli też epizod żeglugi, w którym zmagali się nie tylko ze sztormami, ale i z krwiożerczymi piratami i uwodzącymi syrenami. Gdy wrócili na ląd mogli z dumą stwierdzić, że dzięki nim moża są bezpieczniejsze.

***

W końcu trafili do miejsca zaznaczonego krzyżykiem na mapie. Ich oczom ukazała się wielka, ogromna, majestatyczna i jednocześnie przytłaczająca pieczara.

– No to dotarliśmy do pieczary, wielka jest – stwierdził Gremii, co w sumie w ustach krasnoluda nie znaczyło zbyt wiele.

– Tak, jest okromna, majestatyczna, śmiem powiedzieć nawet, że przytłaczająca – zgodził się Mirrek.

Aby niespłoszyć mieszkańców pieczary zaczęli komunikować się za pomocą gestów. Zwykle ograniczało się to do tego, że, któryś z druchów machał ręką do przodu i obaj biegli w te stronę.

Tak natknęli się na około stu wrogów – orków, niewątliwie sługów Pana Ciemnoooości. Ale bohaterowie używali swej broni rozważnie i zabijali jedynie po cichu, aby nikt nie zauważył, że jednego z wrogów brakuje w obozie. W końcu gdy został ostatni zaczął coś podejrzewać, gdyż zabrakło mu partnera do konwersacji, ale zmartwienia długo go nie trapiłu, bo nim też zajęli się nasi bohaterowie.

W końcu gdy ziemia stanowiąca grunt jaskinie zmieniła kolor z czarnej na czerwoną (od posoki krwi wrogów). Po przeciwległej stornie od wyjścia w ścianie znajdowały się jedyne drzwi. Niewątpliwie była to kryjówka Pana Ciemnooości.

Już mieli potrakować element wystroju jaskini mocnym kopniakiem, jednak drzwi się otworzyły.

– CO! – krzyknął Pan Ciemnoooości. -JAK TO MOŻLIWE! NIE POWINNIŚCIE MNIE ZNALEŹĆ ZANIM BROŃ NIE BĘDZIE GOTOWA. JAK JA MAM INACZEJ ZNISZCZYĆ ŚWIAT!

Nie czekając na odpowiedź wróg człowieka i krasnoluda zaczął w nimi rzucać kulami ognia. Oni jednak szybko ukryli się za pobliskimi skałami.

– Poddaj się to koniec! – krzyknął Mirrek.

– Jesteś otoczony – zgodził się Gremii. 

– O NIE, TO NIE KONIEC.

Na te słowa czas jakby zwolnił i Mirrek błyskawicznie wstał. Zamachnął się młotem, gdy usłyszał.

– PATRZ! ZA TOBĄ. – Krzyknął Pan Ciemnooości.

Mirrek ufny w dobroć i odrzucający kłamstwo obrócił się na sekundę, która wystarczyła jemu wrogowi. Uderzył kulą ognia w sufit wypalając w nim dziurę. Następnie wzniusł się w powietrze, przeleciał przez nowopowstałą dziurę i odleciał w siną dal.

Bohaterowie pobiegli do wyjścia do jaskini. Usłyszeli jedynie

– NASTĘPNYM RAZEM JA WAM POKARZE.

– O nie! – krzykną zezłoszczony Mirrek. – To my Ci pokarzemy! Ot co.

– No nic tu po nas – wstną po chwili Gremii.

– Racja – przyznał Mirrek. Pora wracać do domu.

I wrócili do domu, czekając na kolejną wyprawę.

Koniec

Komentarze

No, nie złą poduchę dałeś. Jak wyję li małpę z krzyżykiem, to myślałam, że będą szukać skarbu, bo nam apie z krzykiem to za wszę jest skarb. A tu się okaz ało, że to buła ryjówka złego człowieka. Pełnia zaskoczka, nor malinie.

Babska logika rządzi!

Coś jak kino drogi, tylko bez drogi. I dobrze, bo nie potrzeba nam tu dłużyzn. Konkretnie i na temat. 9/10 bo nie było cycków (krasnoludy się nie liczą).

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

A, i zapomni ałam napsuć, że tytuł superowy.

Babska logika rządzi!

Tak sobie czytam kolejny tytuł na Grafomanię i mam wrażenie, że duża część uczestników to fani eRPeGów.

Moja brać! Łączmy się (w bólu, nad posuchą na rynku growym)!

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

Myślę że sporo znanych mi powieści fantasy zgapiało od ciebie te pomysły na wyprawę i PANA CIEMNOŚCI. Mógłbyś ich zwyzywać do sądu. Bardzo mi się podobało, że tak fajnie opisałeś te wszytskie przygody, zwłaszcza te na morzu. No i jest podniesiony i naprężony w tekście wontek erotyczny. O dupie Mirrka i ladacznicach i Babie.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Cóż za wspaniałe wprowadzenie dialogiem, który to nie pozostawił żadnych dziur fabularnych i gładko wpłynął mię w tych przygód kilka. Bardzo przypadł mi dobór słów typu “posoka” oraz naturalne zamienniki jak “wróg”, uwielbiam takie silenie się na niepowtarzalność podmiotów w zdaniach.

Niezwykle przystępnie i wręcz malowniczo przybliżyłeś w szczegóły interesującą opowieść i to nie tak jak niektóre pisarze od opisania przyrody otaczającej okolicę zaczęcie rozpoczynają, tylko znienacka całkiem przybliżyłeś mapę i krzyżyk na płachcie pergaminu.

Wędrowanie przyjaciół zaprzyjaźnionych ze swoimi broniami też wyszło należycie Ci, przy szczególności wzmiankowania o pobojowisku ze 40 rozbójnikami, których Baba jednak przeżyła.

I trochę mi tylko było żalu się wylało, kiedy jak już byli we grocie rozprawieni z orkami, to ten po którego się zjawili nawiał im sprzed nosa w górę, ale też się pocieszam, że jak muszą go dalej szukać to pewnikiem będzie jeszcze co czytać.

No i muszę jeszcze dodać od siebie, że wężyków czerwonych rozpleniło się nieco nadto.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Toż ten dialog na początku to miód na moje aŁtorskie serce <3 

 

Doceniam również że jak w każdym szanującym się fantasy broń ma swoje imię. Zwłaszcza tak przecudnej urody jak powyżej <3 

Znakomite opowiadanie które powinieneś wydać w jakiejś gazetce. 

Nowa Fantastyka