- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Dług

Dług

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Dług

Obserwuję zachodzące słońce z rosnącym przerażeniem. Ciemniejące niebo przecinają pomarańczowe, różowe i czerwone smugi. Nie ma ani jednej chmury, która zakłócałaby agresywną kłótnię barw. Wkrótce ziemię pod moimi nogami zabarwi podobny kolor, sączący się z moich żył.

Jeśli chcę zobaczyć kolejny wschód, muszę zaakceptować prosty fakt. W ciąg kolejnych godzin prawdopodobnie zginę. Może za kilka minut. Może tuż zanim czerń nocnego nieba rozjaśni pierwszy promień słońca. Tak czy inaczej, wkrótce. Dopiero akceptacja tego faktu pozwoli mi opanować strach i spróbować przetrwać.

Jeśli przeżyjesz do wschodu słońca, twój dług zostanie spłacony.

Tak powiedzieli ci, którzy godzinę temu przywieźli mnie do Lasu Śmierci. W urzędowych dokumentach teren widnieje oczywiście pod inną nazwą. Mieszkańcy okolicznych wsi znają plotki o tym, co dzieje się w odmętach zielonej puszczy. Kierowani strachem nigdy nie zapuszczają się w te strony. Nigdy nie wierzyłem w opowiadane szeptem historie. Dziś stanę się jedną z nich.

Pod moimi stopami leżą nie tylko gnijące liście, na wpół przeżarte przez owady. Głęboko pod ziemią skrywa się prawdziwa uczta dla larw. Pokryte rozkładającym się mięsem kości moich poprzedników.

Jeśli przetrwam, aż las zaleje światło nowego dnia, moja siostra będzie bezpieczna. Organizatorzy Gry wiedzą, jak zmotywować uczestników do działania. Przeczuwam jednak, że prędzej ujrzę światło w tunelu niż nowy świt. Nie mogę sobie jednak pozwolić, by opłakiwać siebie lub ją.

Głośny wystrzał z pistoletu niszczy ciszę. Toczy się echem po lesie. Sygnalizuje start.

Gra się zaczyna.

 

*

Jest kilka rzeczy, których nie chcesz zobaczyć wracając do domu. Przepełnionego kosza na śmieci z kisnącymi resztkami jedzenia. Wypełnionego po brzegi zlewu z brudnymi naczyniami. Pustych butelek po wódce zaśmiecających podłogę. Pijanego ojca o czerwonej, tłustej twarzy. Przerażonej, szesnastoletniej siostry. Miejscowych oprychów, którym twój ojciec jest winny pieniądze.

Tamtego dnia zastałem wszystkie. Fakt, iż był to dzień moich dwudziestych urodzin wydawał się komicznie nieistotny. Nie miałem wątpliwości, dlaczego trzech osiłków znalazło się w naszym mieszkaniu. Chcieli swoich pieniędzy. Natychmiast.

Skulona na kanapie Ewa starała się odsunąć jak najdalej od stojącego obok faceta. Drugi pilnował ojca, warując tuż za jego krzesłem. Wysoki mężczyzna w garniturze rozsiadł się w naszym jedynym fotelu. Jego oczy pozbawione były jakiegokolwiek wyrazu. Wyglądał, jakby przeprowadzał rutynową procedurę. Kiedy wszedłem do mieszkania, spojrzenia utkwili we mnie.

– Siadaj – rzucił ten w fotelu. Gdy się nie poruszyłem, mężczyzna stojący przy ojcu wbił mu pięść w twarz. Jęk bólu wypełnił pomieszczenie. Ewa zaczęła płakać.

– Ostatnie ostrzeżenie. Siadaj, bo następna będzie twoja siostra.

Opadłem na najbliższe krzesło. Nie miałem pojęcia, co robić. Nie mieliśmy pieniędzy, które winny był im ojciec. Mimo to złożyłem obietnicę bez pokrycia.

– Przysięgam, znajdę forsę. Potrzebujemy więcej czasu. Błagam…

-Wszyscy tak twierdzą. Mało kto płaci – głos mężczyzny w garniturze był głuchy, wyżyty z emocji. Zlustrował moją sylwetkę od góry do dołu. Byłem dobrze zbudowany, godziny treningu dawały plony. W naszych stronach słabym nie powodziło się najlepiej.

– Wyglądasz na zaradnego chłopaka – ton mówiącego zabarwiła kpina. – Jak nie masz szmalu, pozwolę ci go odpracować.

– Naprawdę? Mogę robić cokolwiek, będę ciężko… – zacząłem, ale mężczyzna wszedł mi w słowo.

– Co się mówi?

– Dziękuję – zapewniłem skwapliwie.

Trudno było mi uwierzyć, że nie postanowił odebrać długu w naszej krwi.

Później, gdy poznał zasady Gry zrozumiałem swój błąd.

 

*

 Oczy skrytych w drzewach kamer śledzą moje kroki. Walka o przetrwanie zrasza potem cienką odzież, która ledwo chroni przed chłodem kwietniowej nocy. Gęstniejące z każdym dniem liście ograniczają zasięg widzenia. Ułatwiają zadanie tym, którzy znają teren lepiej niż ja i inni, umykający przed ich ostrzami. Nie sądzę, by ludzie siedzący po drugiej stronie kamer obstawiali wysoko nasze szanse. Łatwiej im wygrać przepowiadając godzinę naszej śmierci.

Czuję, że ktoś podąża moim tropem. Od godziny próbuję go zgubić, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego przedłuża zabawę w kotka i myszkę? Czerpie z tego przyjemność, czy zapewnia ją widzom? Instynkt zmusza mnie do ucieczki, zabrania się poddać. Rozum krzyczy, by zaleźć kryjówkę lub broń. Zwykle zagłusza go jednak wrzeszcząca panika, popychająca ciało do biegu na oślep.

Panującą w lesie ciszę rozpraszają krzyki tych, którzy mają mniej szczęścia niż ja, lub oprawców, którym się spieszy. Mój jest cierpliwy. Nieomylnie odnajduje trop, który za sobą zostawiam. Staram się nie myśleć o tym, kiedy mi przypadnie błagać o litość. Wiem, że nikt mi jej nie udzieli. Każdy przebijający się przez leśną głuszę jęk bólu odziera mnie z nadziei, że zobaczę świt.

 Pojawiający się znienacka prześwit między pniami zmusza mnie do zatrzymania. Staję na jego skraju w bezruchu, pozwalając płucom, by uzupełniły tlen. Nie staram się ich uciszyć. Sapią głośno zdradzając moje położenie. Uświadamiam sobie, że już mi nie zależy na słońcu.

Wolnym krokiem przemierzam polanę, szukam kamieni o najostrzejszych krawędziach. Wybieram ten, który najlepiej leży w dłoni. Czekam, aż myśliwy po mnie przyjdzie. Wiem, że nie użyje broni palnej. Nie jest dostatecznie widowiskowa.

Jestem gotowy, gdy ze ściany lasu wyłania się pierwsza postać.

 

*

Opuszczamy baraki o zmierzchu. Nowe zasady Gry są bardzo proste. Zabij nowych, albo my zabijemy ciebie. Recykling uczestników gwarantuje dyskrecję.

Przynajmniej wierzę, że Ewa jest bezpieczna.

 

Koniec

Komentarze

Widzę tu nawiązanie do Igrzysk Śmierci, ale przy braku jakichkolwiek elementów tła nie umiem powiedzieć, co się dzieje w szorcie. Ktoś z powodu długu ma wziąć udział w grze na śmierć i życie – i to chyba nie pierwszy raz, jeśli dobrze pojąłem końcówkę.

Słowem – za krótki ten popis fajerwerków. Parę razy wybuchło i tyle. Bez tła trudno coś więcej powiedzieć.

Technicznie: są błędy w zapisie dialogów. Trochę powtórzeń też.

Polowanie na ludzi, to niezbyt oryginalny temat. Czyta się nieźle, chociaż zapis dialogów do poprawy.

-Wszyscy tak twierdzą. Mało kto płaci – głos mężczyzny w garniturze był głuchy, wyżyty z emocji.

– Wszyscy tak twierdzą. Mało kto płaci. – Głos mężczyzny w garniturze był głuchy, wyzuty z emocji.

– Wyglądasz na zaradnego chłopaka – ton mówiącego zabarwiła kpina.

– Wyglądasz na zaradnego chłopaka. – Ton mówiącego zabarwiła kpina.

Jakoś mi tu brakuje fantastyki.

W ciągu kolejnych godzin prawdopodobnie zginę. literówka.

Może za kilka minut. Może tuż…– powtórzenie. 

 

tutaj: 

Naprawdę? Mogę robić cokolwiek, będę ciężko… – zacząłem, ale mężczyzna wszedł mi w słowo.

– Co się mówi?  Fajne urwanie wypowiedzi chłopakowi :)

 

Tyle znalazłem.

Ogólnie spoko, ale czuć tu na kilometr inspirację Igrzyskami Śmierci.

Ciekawa krótka lektura :)

Może za kilka minut. Może tuż…– powtórzenie. 

Erywanie, to akurat wygląda na celowy zabieg autora i nie czepiałabym się.

Nie musi się zgadzać z moimi łapankami :)

 

O technikaliach – było, o nawiązaniu do Igrzysk Śmierci – było, brak fantastyki – było.

Na plus. Dobrze napisane, fajnie się czytało, ale ze względu na tematykę, zapewne długo tekst w pamięci nie zostanie.

Napisane ani źle, ani dobrze. Czytało się w miarę gładko. Niestety nie sądzę, aby ten szort został ze mną na dłużej.

Nie znam Igrzysk Śmierci, więc inspiracje mi nie przeszkadzały, a tekst się spodobał.

Bohater dostał paskudny wybór. A to zawsze jest nośny literacko temat.

Masz trochę literówek, ale nie jest źle.

Później, gdy poznał zasady Gry zrozumiałem swój błąd.

Na pewno on poznał? I przydałby tu się jakiś przecinek.

Ja jednak mam poczucie trochę inne od przedmówców – dla mnie w tekście jest za dużo zdań niebezpiecznie blisko Grafomanii 2018. Już sam początek:

Obserwuję zachodzące słońce z rosnącym przerażeniem. Ciemniejące niebo przecinają pomarańczowe, różowe i czerwone smugi. Nie ma ani jednej chmury, która zakłócałaby agresywną kłótnię barw. Wkrótce ziemię pod moimi nogami zabarwi podobny kolor, sączący się z moich żył.

Ziemia zabarwi się na pomarańczowo? Agresywna kłótnia barw? I ten “kolor” jako podmiot, który “zabarwi ziemię pod moimi nogami” – naprawdę, brzmi to jak pastisz.. Dalej jest lepiej, ale wpadasz ciągle w te same koleiny. Każdy ma własną definicję grafomanii, ale dla mnie jej częścią jest właśnie to upodmiotowienie wszystkiego, co się da:

 

Jeśli przetrwam, aż las zaleje światło nowego dnia (…)

Jęk bólu wypełnił pomieszczenie.

(… godziny treningu dawały plony.

Walka o przetrwanie zrasza potem cienką odzież (…)

(…) prześwit między pniami zmusza mnie do zatrzymania.

Te zdania (pomijając warstwę techniczną – co zalewa co w pierwszym przykładzie? Inaczej mówiąc: co jest mianownikiem, a co biernikiem?) są dość absurdalne. Walka zrasza? Prześwit zmusza? Przeczytaj to na głos, zobacz jak brzmi.

Najfajniejszy jest fragment z ojcem i siostrą, nawet odrobinę błyskotliwy. Uprość swój język, będzie dobrze.

 

Już chyba nic nowego nie dodam. Również skojarzyło mi się z Igrzyskami Śmierci. Zbyt banalne i raczej nie zapamiętam na dłużej.

Pomysł, niestety, nie powala, szczególnie że do odkrywczych nie należy, a wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Przykro mi to pisać, ale lektury nie mogę uznać za satysfakcjonującą.

Temat transmitowanych przez telewizję rozgrywek, które polegają na walce o życie, jest dużo starszy od "Igrzysk Śmierci". I to chyba on miał być tym elementem fantastycznym. Ale jest on zbyt ograny i po prostu nudny.

No tak, trudno, żeby mi również nie skojarzył się ten tekst z “Igrzyskami Śmierci”. Temat nienowy, ale z każdego tematu da się wycisnąć coś interesującego. Tu jednak – jak już napisał NWM – nie dałeś nam nic oprócz niezbyt odkrywczego konceptu. Za mało wiemy, aby się przejąć.

Nogi nie urwało, a nawet paluszka. Przykro – tekst jest wyrwany z kontekstu.

Napisane całkiem nieźle. Być może istotnie – jak Cereleg wspominał – tu i ówdzie poruszasz się na granicy pastiszu, ale ja akurat to lubię i wcale mi to nie przeszkadza.

Natomiast treść – wszystko już powiedziano. Wtórność nie miałaby znaczenia, gdyby istniał tu jakiś szerszy kontekst, tło, zarys świata i historii, podpierający fabułę. A tak, niestety, tylko skinięcie głową, bez zachwytu. 

Pozdrawiam! 

Nowa Fantastyka