- Opowiadanie: Zige - Łowca. Częśc druga

Łowca. Częśc druga

Druga część przy­gód Łowcy, która spo­tka­ła się z en­tu­zja­stycz­nym przy­ję­ciem ludzi i czy­tel­ni­ków. I po­wta­rzam, wcale nie wzo­ro­wa­łem się na nie­ja­kim Wiedź­mi­nie, sam wszyst­ko wy­my­śli­łem!

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Łowca. Częśc druga

Łowca się nie bał, bo Łowca się nie bał nigdy, więc teraz też nie. Zmru­żył oczy, w któ­rych były trój­kąt­ne kó­łecz­ka źre­nic, bo każdy Łowca takie miał, cho­ciaż Łowca był tylko jeden.

Cho­ciaż było ciem­no, Łowca wszyst­ko wi­dział, bo zażył fla­ko­nik elik­si­ru z ku­fer­ka w pasku. Dzię­ki temu wi­dział, cho­ciaż było ciem­no. Jak kot.

Dzię­ki elik­si­ro­wi Łowca wi­dział swo­ich prze­ciw­ni­ków, któ­rzy wielu oto­czy­li go, kiedy wszedł na po­la­nę. Cho­ciaż prze­wa­ga ich była duża, Łowca wcale się nie bał. Za­czął pić.

Wy­cią­gnął fla­ko­nik z ku­fer­ka i wypił. Potem ko­lej­ny. Dzię­ki temu jego siła stała się strasz­na, a mię­śnie jesz­cze więk­sze.

Dzię­ki swemu wy­szko­le­niu, Łowca wie­dział wszyst­ko. Wie­dział kto to jest wiw­re­na, czym się karmi to­pie­lec, jak udu­sić ba­zy­lisz­ka oraz po­ko­nać gula.

Dla­te­go wie­dział, że teraz przyj­dzie mu zmie­rzyć się z bandą po­twor­nic­kich orków. Wstręt­ne kre­atu­ry oto­czy­ły go tra­pe­zem i wy­pa­try­wa­ły ka­pra­wy­mi oczę­ta­mi, dzier­żąc w dło­niach ostre mie­cze i ka­ste­ty, cho­ciaż były tępe.

Łowca cią­gle się nie bał, bo to był wy­tra­wio­ny wo­jow­nik.

Wy­cią­gnął miecz srebr­ny na po­two­ry z ple­ców, jego mię­śnie za­gra­ły i się po­ka­za­ły, a były po­tęż­ne. Kuc­nął i wy­su­nął ostrze przed sie­bie.

– Który pierw­szy, by­dla­ki? – Za­py­tał, a głos miał za­chryp­nię­ty, ni­czym na­uczy­ciel z czter­dzie­sto­let­nim sta­żem, cho­ciaż bar­dziej strasz­ny.

Orki pod­sko­czy­ły ucie­szo­ne, bo cie­szy­ły się, bo my­śla­ły, że zaraz pod­je­dzą mięso tego czło­wie­ka z bia­ły­mi wło­sa­mi.

 Orki jed­nak nie wie­dzia­ły, z kim będą się mie­rzyć.

 To był Łowca.

Łowca za­tań­czył na pal­cach, za­młyn­ko­wał raz czy dwa razy, i za­pro­sił ich do tańca.

 A ta­niec ten był strasz­ny. Łowca uśmiech­nął się pa­skud­nie, a krew try­ska­ła wszę­dzie. Od­cię­te koń­czy­ny za­trze­po­ta­ły, krzy­ki orków brzmia­ły strasz­nie, ale wszyst­kie mil­kły, jedne po dru­gim wy­rzu­ca­ne w ni­cość. Łowca, całe życie uczo­ny tego, co teraz robił, robił to teraz. Jego ręce la­ta­ły, jego ostrze ką­sa­ło, jego oczy mru­ga­ły.

Walka była krót­ka, ale szyb­ka i krwa­wa. Kiedy na po­la­nie zo­stał tylko Łowca, a do­oko­ła niego le­że­li Orki w ka­wał­kach, Łowca usły­szał głos.

– Z nimi łatwo ci po­szło, ale ze mną łatwo ci nie pój­dzie – po­nio­sło się po po­la­nie.

Łowca od­wró­cił się i wi­dział.

Na po­la­nę we­szła Wiedź­ma. Ubra­na była w po­wiew­ną szatę, która była cien­ka, i miała pier­si. Dłu­gie włosy krę­co­ne, czar­ne, w ręku dzier­ży­ła małą różdż­kę, którą wy­ma­chi­wa­ła z lewa na prawo, mam­ro­cząc za­klę­cia.

Łowca otrzą­snął się z jej urody, bo wie­dział, że to jedna z jej sztu­czek, żeby go omo­tać. Wy­cią­gnął z ple­ców ze­schnię­te ucho kró­li­ka, ta­jem­ny ta­li­zman do ochro­ny przed cza­ra­mi.

Wiedź­ma za­śmia­ła się sze­ro­ko. To jej nie po­wstrzy­ma­ło.

– To mnie nie po­wstrzy­ma – krzyk­nę­ła i znowu mach­nę­ła różdż­ką. Wy­le­ciał z niej pio­run i po­le­ciał w stro­nę Łowcy. Ten po­my­ślał, że jego ta­li­zman nie dzia­ła. W ostat­niej chwi­li wy­to­czył się w bok, pio­run nie tra­fił i ude­rzył w zie­mię, paląc ją do gołej ziemi.

Łowca od­dy­chał równo. Nie bał się, bo miał wie­dzę, co trze­ba zro­bić. Wy­cią­gnął z ku­fer­ka fla­ko­nik, z ple­ców wy­cią­gnął pro­szek, i za­czął mie­szać.

Mu­siał zy­skać czas.

– Kim je­steś? – Za­py­tał, żeby za­ga­dać.

– Je­stem Ar­gho­re­ny­na – po­wie­dzia­ła Wiedź­ma, dum­nie uno­sząc brodę nad głowę. – Je­stem panią tego lasu, za­bi­jam wszyst­kich, któ­rzy tędy prze­cho­dzą, bo je­stem zła.

– Dla­cze­go za­bi­jasz? – Za­py­tał spryt­nie Łowca, zer­ka­jąc jed­nym okiem na mik­stu­rę, którą two­rzył. Dru­gie­go nie spusz­czał z Wiedź­my. Była pra­wie go­to­wa.

– Nie po­win­naś za­bi­jać – dodał wy­pi­na­jąc mię­śnie, bo mik­stu­ra była już go­to­wa. Po­sma­ro­wał swój miecz srebr­ny na po­two­ry mik­stu­rą, którą zro­bił, i uśmiech­nął się pa­skud­nie, bo teraz mógł wal­czyć, bo wie­dział, że zwy­cię­ży.

Łowca wciąż się nie bał, bo nie znał stra­chu. Uniósł miecz wy­so­ko nad głową i ru­szył do ataku. Wiedź­ma, wi­dząc, że ma przed sobą po­tęż­ne­go wo­jow­ni­ka, zlą­kła się tro­chę, ale za­ata­ko­wa­ła, bo taka była jej na­tu­ra, poza tym to zła wiedź­ma była.

W ten spo­sób Łowca, z ogrom­ny­mi mię­śnia­mi, i Wiedź­ma, z czar­ny­mi wło­sa­mi, za­czę­li tań­czyć ta­niec śmier­ci. Gromy gro­mi­ły, pio­ru­ny biły, a Łowca ma­chał mie­czem, kiedy Wiedź­ma ma­cha­ła różdż­ką. Walka była krwa­wa i okrut­na. Krew lała się gęsto, cho­ciaż nikt nie był ranny. W końcu Łowca tra­fił i wy­grał. Wiedź­ma za­jąk­nę­ła się ża­ło­śnie, bo do­tar­ło do niej, że tra­fi­ła na po­tęż­ne­go prze­ciw­ni­ka, któ­re­go może nie po­ko­nać. Spoj­rza­ła na miecz srebr­ny na po­two­ry, który wy­sta­wał jej z brzu­cha, cho­ciaż z dru­giej stro­ny. Czuła, że ucho­dzi z niej dech. Krzyk­nę­ła długo i gło­śno, a potem wy­zio­nę­ła życie i umar­ła.

Łowca wy­cią­gnął miecz, a potem go wy­tarł i scho­wał w ple­cach. Spoj­rzał na po­la­nę, na któ­rej było tyle śmier­ci. Uśmiech­nął się ta­jem­ni­czo war­ga­mi, zmru­żył oczy i ru­szył przed sie­bie, w przy­go­dę ko­lej­ną.

Nie­bo­ją­cy się ni­cze­go. Nie­zwy­cię­żo­ny.

Łowca.

Koniec

Komentarze

Nie wiem czemu, ale mam ocho­tę prze­czy­tać część trze­cią :)

 

Co praw­da, od­nio­słem wra­że­nie, że się wzo­ro­wa­łeś na pew­nej książ­ce, lecz skoro na­pi­sa­łeś, że nie, to Ci wie­rzę.

 

Świet­ne opo­wia­da­nie :D

Kie­dyś do­sta­nę Nobla.

“Cho­ciaż prze­wa­ga ich była duża, Łowca wcale się nie bał. Za­czął pić.”

Wy­szło sło­wiań­sko :P 

Fajne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

W ostat­niej chwi­li wy­to­czył się w bok, pio­run nie tra­fił i ude­rzył w zie­mię, paląc ją do gołej ziemi.

yes

 

 

Czy­ta­jąc wy­da­wa­ło mi się, że Łowca to naj­le­przy bo­ha­ter wszech cza­sów, ale potem sko­ja­rzył mi się inny bo­ha­ter z bia­ły­mi wło­sa­mi i elik­si­ra­mi także nie wiem teraz co otym my­śleć, chyba tylko że faj­nie było by zo­ba­czyć ich cros over.

Nie ma co! Za­chwy­ci­łam się cała w Twoim dzie­le Łowca. En­tu­zja­zmu je­stem pełna dla ta­len­tu z jakim opi­sa­łeś scenę ba­ta­li­stycz­ną bitwy z or­ka­mi w któ­rej Łowca zwy­cię­żył ich wszyst­kich, A potem jesz­cze ta cza­row­ni­ca, co po­wa­bem chcia­ła wy­wrzeć wra­że­nie chyba ja­kieś pio­ru­nu­ją­ce, ale się nie udało, bo Łowca był przy­go­to­wa­ny mik­stu­ra­mi i dał jej odpór z całej swo­jej siły i mocy.

No to teraz już nie ma rady w tym za­gad­nie­niu i chyba bę­dziesz mu­siał znowu po­przy­sia­dać do na­pi­sa­nia dal­szej kon­ty­nu­acji przy­gód Łowcy.

I tak pięk­nie jest na­pi­sa­ne, że i wę­ży­ki czer­wo­nia­ste nie peł­za­ją pod li­te­ra­mi i się mnie to bar­dzo, ale to bar­dzo po­do­ba!

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

W psa niały owca ci wy­szedł. Do­brze, że miał takie wiel­kie plecy z któ­rych wy­cią­gał róże bro­nie, bo zo­czył okrut­ną wilgę i były mu po­trzeb­ne one. Aż się po­czę­łam. Za­sta­wiać czy aby wszy sitko mu się w tych ple­chach ma­ści­ło, bo morze nie które że czy czy mał gdzie plecy trącą sowią szlak Etną nazwę.

I prawi za­po­mnia­łam na pisać, że tfu j owca miał sa­mo­wi­te nie oczy.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Jaki spryt­ny ten owca! A jak wspa­nie wro­gów po­ko­nu­je! A jaki nie­zwy­cię­żo­ny! Jakie to ory­gi­nal­ne! Nigdy nie czy­ta­łem ni­cze­go po­dob­ne­go!

Po­zdra­wiam! :)

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

sko­ja­rzył mi się inny bo­ha­ter z bia­ły­mi wło­sa­mi i elik­si­ram

Też gra­łem w Dia­blo!

 

Dzię­ku­ję wszyst­kim lu­dziom i czy­tel­ni­kom za za­zna­jo­mie­nie się z głę­bią oso­bo­wo­ści Łowcy.

 

 

Bo­ro­wik,

 

moż­li­we, że po­wsta­nie trze­cia, praw­do­po­dob­ne, że czwar­ta, nie­mal na pewno piąta, a z całą pew­no­ścią już ist­nie­je pierw­sza część przy­gód Łowcy http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/56844119

 

 

“Ubra­na była w po­wiew­ną szatę, która była cien­ka, i miała pier­si.”

Misz­czu muj!

Czasz­ka mówi: klak, klak, klak!

Nic się nie zmi­ni­ło muj wpis przy czen­si­ci pie­erw­szej mogem tylko za­cy­to­wać: “Je­stem pod wra­że­niem tak wiel­kim jak Czo­ło-lung­ma czy inna Ci­sza-pang­ma. Na ten tych­miast zo­sta­łem ido­lem Łowcy i tak wspa­nia­le wy­tra­wio­ne­go pi­sa­rza co tego Łowce opi­sał. Wiedź­mi­na to w ogóle nie przy­po­mi­na, ale Co­na­na…, Gun­ga­na…, czy jak go tam zwał, to jed­nak tro­chę tak.” 

Bar­dzo fajny ten Łowca i opisy walki z la­ta­ją­cy­mi rę­ka­mi też świet­ne.

Od razu widać, żeś Gra­fo­man przez wiel­kie G, boś Wiel­ki Gra­fo­man.

Kunszt Gra­fo­mań­ski nie kryje przed tobą nic, bo nie ma nic do ukry­cia, bo wszyst­ko już wiesz i zja­dłeś już wła­sną gębę na gra­fo­ma­nii.

Oby część trze­cia Łowcy także po­wsta­ła.

"Taki ide­al­ny wy­lu­zo­wy­wacz do obia­du." NWM

Nowa Fantastyka