- Opowiadanie: Cerleg - Rozmowa Małej Mirki ze Śmiercią

Rozmowa Małej Mirki ze Śmiercią

Znowu jest gadające zwierzę, ale tym razem takie, które nie ma życzenia nic mówić. Od razu uprzedzam miłośników twistów na koniec: brak twistu.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Rozmowa Małej Mirki ze Śmiercią

Poprawił krawat tak, jak poprawia się sznur na szyi, gdy jeszcze nic nie jest postanowione.

– A pan tu jest od wczoraj? Czy dopiero dzisiaj rano pan przyszedł do mnie? – przerwała mu Mirka, choć przecież tłumaczył naprawdę ważne sprawy. I nie, że jemu się wydawały ważne, albo że dla niego były ważne. Nie, to były rzeczy obiektywnie i jednoznacznie ważne dla każdego z osobna i dla wszystkich razem, a także poza oceną kogokolwiek – nawet gdy w końcu nie będzie nikogo na całym świecie, gdy nie będzie już istniał nikt, kto nazwałby je ważnymi, to one i tak będą ważne, na tym właśnie polegała ich obiektywna istotność. Chodziło o kwestie śmierci i przemijania. Że wszyscy albo umrzemy, albo już umarliśmy i że wypadałoby wziąć na to poprawkę.

Westchnął więc i wywrócił oczami, żeby dobrze zrozumiała, w jak kluczowym momencie przerwała i jak ciężkiej przewiny się tym samym dopuściła, ale też żeby wiedziała, jaki potrafi być wspaniałomyślny: przerwie swoje ważne wywody o ważnych rzeczach związanych ze śmiercią i przemijaniem – ze śmiercią! I przemijaniem! – by zaspokoić dziecięcą, nieznaczącą ciekawość.

Siedziała po turecku na przykrytym dziurawym kocem łóżku i przewiercała go wielkimi, zielonymi oczami. Trochę dzwoniła zębami z zimna.

– Wczoraj, Mirko, gdy już spałaś. Przyszedłem do ciebie do pokoju na górę, uchyliłem drzwi i zajrzałem po cichu, rozkopałaś koce i spałaś na plecach w tej piżamie w żaby i krety, nie chciałem cię budzić.

– Ale trzeba było budzić, trzeba budzić! – krzyknęła Mirka machając chudziutkimi rękami. – Dlaczego pan nie obudził? Ja czekałam najdłużej jak się da, ale dłużej…

– …się nie dało – dokończył za nią. – Wiem, nigdy się nie da. Po prostu przychodzi taki moment, że koniec, kropka, było się obudzonym, a potem jest się zaśniętym i tylko proszę, Mirko, nie próbuj łapać tego momentu, nie próbuj go zapamiętywać, bo to się nie może udać, więc szkoda czasu.

– Nie szkoda! Nie szkoda! Ja umiem!

– Nikt nie umie. Zasypianie jest takie samo, jak umieranie, jest się żywym, a potem jest się martwym, ale nie można być żywym i martwym jednocześnie, więc takiego stanu i momentu tak naprawdę nie ma, nie istnieje. I tak samo właśnie nie istnieje moment zasypiania.

– Istnieje.

– Nie. Nie ma takiego momentu.

– Jest.

– Nie ma.

– Jest!

Jeszcze raz poprawił krawat.

– Nie ma i nie kłóć się ze mną, proszę. Zrób dłonie jak aniołek, o tak. Zobacz, jedna dłoń i druga dłoń, dotykają się, ale nie ma miejsca dotyku, choć czujesz, że się dotykają. Ale przecież nie dotkniesz dotyku, nie złapiesz i nie zamkniesz w pudełku. Wiesz, gdzie się kończy jedna dłoń, a gdzie druga, ale to tyle, nic między nimi nie ma. Czasem może ci się wydawać, że jest, ale to tylko głowa płata ci figle. Dzieje się tak czasem, gdy tuż po tym, jak zaśniesz, coś cię budzi, na przykład strzały na ulicy. Słyszałaś kiedyś strzały na ulicy?

Nie odpowiedziała, tylko zrobiła minę, jakby nie była pewna, czy w ogóle chce odpowiadać. Była małą Mirką, a już wiedziała, że niektóre rzeczy powinny być tylko jej, niczyje inne. Bo jeśli staną się jej i czyjeś jednocześnie, to wtedy będą niczyje. Jak czarne, głodne psy na ulicy. Wiedziała dobrze, choć nikt, nawet rodzice, nigdy jej tego nie powiedział, że czasem trzeba najpierw zatroszczyć się siebie.

– Więc w takich momentach, kochana, gdy między zaśnięciem a strzałem na ulicy minie naprawdę mało czasu… i zawsze będziesz wiedziała, czy naprawdę minęło mało czasu, czy to tylko było tak, JAKBY minęło mało czasu. To się zawsze wie – budzisz się i czujesz się, jakbyś spała tylko minutę, albo sekundę, ale to JAKBY  jest bardzo ważne, zawsze wiesz, że to jest właśnie takie JAKBY, a nie NAPRAWDĘ. A jak nie będzie tego JAKBY, tylko naprawdę minie mało czasu od zaśnięcia, to może ci się wydawać, że znalazłaś się dokładnie w takim momencie, w którym ani śpisz, ani nie śpisz, tylko zasypiasz. A po chwili zacznie ci się wydawać, że PAMIĘTASZ ten moment. Z umieraniem jest tak samo. Ale to bzdura. Wszystko szumy w głowie.

Odwróciła się do niego plecami, cały czas siedząc po turecku i spojrzała przez wybite okno na dogasające miasto. Padał żółto-szary deszcz.

– No nie obrażaj się, Mireczko, ja próbuję ci to wszystko wytłumaczyć, zanim będzie za późno. Teraz, gdy już jesteś tu, gdzie jesteś, gdy skończyło się wszystko, co było, a nic, co będzie, się jeszcze nie zaczęło, musisz rozumieć takie rzeczy. Zwłaszcza jeśli chcesz iść teraz ze mną.

– A ja nie chcę nigdzie iść! – Wciąż pokazywała mu swoje plecy, na które spływały dwa warkocze. – Dziękuję bardzo, poczekam! Będę sobie taka, jak będę chciała. I będzie między dłonią, a dłonią takie coś, takie miejsce, a nie tylko nic i nic. Zobaczysz. I będę spała, jak będę chciała i będę nie spała, jak nie będę chciała i będę zasypiała i nigdy, nigdy nie umrę!

– Przecież już na to za późno! Miro! Twoi rodzice, takie same głuptasy. I co im z tego przyszło? Nic, tylko zgnilizna i robaki! Przez takie właśnie myślenie zostałaś sama, tak? I co? I jest zimno! I nie ma nic do jedzenia! I nikt nic ci już nie śpiewa! Tak? Skup się! Teraz wymyślasz jakieś głupotki, a ja muszę cię szybko zabrać stąd na drugą stronę i nie mam czasu na bzdury. Czeka na nas dziwna i przerażająca droga, a ktokolwiek myśli, że poradzi sobie na tej dziwnej i przerażającej drodze myśląc, że można spać i nie spać jednocześnie, ten się grubo przeliczy!

– Sam jesteś gruby!

Uderzył ją z całej siły otwartą dłonią w głowę, po raz ostatni poprawił krawat, po czym wstał i wyszedł z pokoju jeszcze zanim zaczęła płakać.

– Czekam na dole – powiedział jeszcze na odchodnym.

Schowała głowę w poduszkę.

A potem przestała płakać, nawet odrobinę szybciej niż się spodziewała. Podniosła się z łóżka i podeszła do kartonowego pudła, z którego spomiędzy ścinków kolorowych gazet wyciągnęła maleńką wiewiórkę z włóczki. Wiewiórka była ruda, miała tylko jedno oko i bardzo postrzępiony ogon.

– Dziś będziesz się nazywała na pe: Pani Pomarańczka Pomiędzy Prześwitami – powiedziała Mirka do wiewiórki sadzając ją na parapecie. – Nigdzie nie idziemy, niech sobie czeka. Jestem bardzo głodna. I jest mi zimno. Ale coś wymyślimy.

Razem patrzyły na gęstniejący deszcz, na ruiny i na cienie z sadzy na murach, takie patrzenie na troje oczu. Gdyby trzeba było teraz jeszcze coś powiedzieć, na pewno któraś by się odezwała.

Koniec

Komentarze

Aż nie wiem co napisać…

Bo smutne to, ale determinacja Mirki sprawia, że smutne jakby trochę mniej.

 

– Cze­kam na dole – po­wie­dział się jesz­cze na od­chod­nym. –> – Cze­kam na dole – po­wie­dział jesz­cze na od­chod­nym.

 

Razem pa­trzy­ły na gęst­nie­ją­cy deszcz, na ruiny i na cie­nie z sadzy na mu­rach, takie pa­trze­nie na trzy oczy. –> …takie pa­trze­nie na troje oczu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, niezawodna Reg, poprawiłem.

Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w stół

Radam wielce, Cerlegu. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ojej… Chyba najbardziej uroczy tekst, jaki przeczytałam od nie pamiętam kiedy. Piękne. Od pierwszego do ostatniego zdania. Mirka wyszła naturalnie, dziecięco i uroczo, a Śmierć… cóż, może się troszkę zniecierpliwił, ale i tak zachował się niesamowicie wyrozumiale. Bardzo mi się podobała jego próba wytłumaczenia dociekliwemu dziecku, dlaczego nie istnieje moment przechodzenia z życia do śmierci. Fajnie też, że Mirka tego nie przyjęła do wiadomości, ale z dziecięcym uporem usiłowała przekonać Śmierć, że ten moment istnieje. 

Temat śmierci dziecka trudny i smutny; wcale się nie dziwię, że ciężko taki tekst napisać będąc rodzicem. Mimo to wcale nie wyszło smutno. Może trochę, ale jednak dominują ciepłe uczucia. Tak, jak pisała poprzedniczka, chyba właśnie upór Mirki sprawia, że jednak na koniec się człowiek uśmiecha. Przez łzy, ale zawsze. 

Pozdrawiam ciepło ;)

Hmmm. Na pewno tekst nie dla mnie.

Jasne, przykro, kiedy dzieci umierają. Nawet zabić w tekście nie jest łatwo.

Ale dla mnie niewiele z tego tekstu wynika. OK, może nie musi wynikać. Może opowiadanie powinno przemawiać do emocji. Ale moje emocje odwróciły się w stronę półki z książkami popularnonaukowymi i nawet w łeb ich nie trzepniesz.

Babska logika rządzi!

Holender, chyba pierwszy raz w życiu mam jak Finkla.

To znaczy, tekst jest znakomity, Mirka i jej osobista tragedia przedstawiona świetnie. Jej upór, wyjątkowo wzruszający. Jednak, mimo skromnej objętości tekstu, wywody i wyjaśnienia Śmierci zdążyły mnie znużyć. To dziwne, bo przecież to była właśnie istota Twojego tekstu. Tak myślę, przynajmniej,że była.

Czyli krótko – doceniam kunszt, ale niespecjalnie ruszyło. Mimo, żem rodzic. 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

A prawda, Mirka odmalowana bardzo ładnie. Po dziecinnemu uparta.

Babska logika rządzi!

Piękne i smutne, ale jednocześnie niedołujące. Bardzo mi się Twój tekst Cerlegu spodobał. Jak zwykle u Ciebie porządnie technicznie napisany i jak zwykle wzruszający. Postaci Mirki, jak i Śmierci przekonywujące. Wywody filozoficzne również na plus. Tekst z pewnością zasługuje na klika :)

Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w stół

Alucardyno, Katiu, Thargone, Finklo – dziękuję! Przymierze Thargone’a z Finklą – choćby dlatego warto było napisać :)

Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w stół

Da się napisać o dziecku bez tanich emocji? Da się. A dialogi i wykorzystanie powtórzeń w drugim akapicie takie, że nic tylko się uczyć.

Taaa, ilustracja mojej wrażliwości całkiem niezła. :-)

Babska logika rządzi!

Bardzo miękko i ładnie napisana historia. Fajnie, że dramat jest tylko w tle, a na pierwszym miejscu jest to, co nieuchwytne. W ogóle mam wrażenie, że udało ci się dobrze uchwycić istotę śmierci, czy raczej pewny jej aspekt – moment od bycia do niebycia. 

Nie do końca przekonało mnie zachowanie Mirki. Mówi niby po dziecięcemu, ale nie jestem w stanie wyobrazić sobie dziecka, które by było w stanie tak podążać za dość jednak skomplikowanymi wywodami Śmierci i jeszcze odpowiadać bardzo w punkt i na temat. Dodatkowo mała ma nieźle opanowaną gramatykę ;-) Dlatego też nie mogłam jej nigdzie umiejscowić pod względem wieku – niektóre reakcje jak dość małej dziewczynki, inne wskazują raczej na dużo starsze dziecko.

It's ok not to.

Śmierć, w tej swojej dziwacznej wyrozumiałości, jest dosyć okrutna. Powolna, kręci się wokół celu, zajmuje wszystkie myśli. I mała Mirka, chociaż nieźle się trzyma, pewnie już nie tak długo będzie kazała śmierci czekać.

Tekst niby smutny, jednak jest w nim coś, co przynosi nadzieję. Jak ktoś wyżej napisał, to chyba upór Mirki.

Ogólnie nieźle ci to wszyło, Cerlegu :)

Hmm… Świetnie się czyta, bo jak zwykle napisane angażującym czytelnika stylem. Ale moim zdaniem problem polega na tym, że… no, bohaterka pogadała sobie, posłuchała o ważnych sprawach, z punktu widzenia śmierci (nie dziewczynki), i co? Że jednak Mirka nie chce iść, bo dziecięcy upór? No nie chce, naturalne, i co? Coś tu się rozjeżdża – smierć tłumaczy ważne sprawy, które nie są ważne dla dziewczynki. 

Jeśli traktować tekst jako ćwiczenie z pisania o emocjach, to tylko tytuł robi wrażenie. Reszta… nie ruszyła. Obawiam się, że tekst bez emocjonalnego tytułu i przez to świadomości czytelnika, z kim rozmawia dziewczynka, nie robi szczególnego emocjonalnego wrażenia. 

Ogólnie, świetny styl, czyta się wybornie, ale nie ruszyło. Pamiętać: moim zdaniem.

Fajne. Może gra na nieco zbyt wysokich nutach, ale dobre. Ja sobie wyobraziłem, że tam doszło do zagłady, może atomowej (prawda to, autorze?). A Mirka przeżyła i nie chce umierać uparciuszek. Klikam.

 

Zabrakło chyba jednego “nie” w tym zdaniu:

 

Mirko, nigdy nie próbuj łapać tego momentu, nie próbuj go zapamiętywać, bo nigdy to się (NIE?)uda, więc szkoda czasu.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Mnie się podobało i zgłaszam do bi-blio-te-e-ki!

– Wysłuchaj nas Lo-o-żo!

 

Plusy:

– styl narracji.

– dialogi.

– emocje: smutno i pięknie zarazem (tak, tak, wiem, że jestem trochę skrzywiony – dla mnie nawet “marsz funeralny” Chopina jest piękny).

– emocje raz jeszcze czyli klimat (bo to chyba jedno i to samo, nie? albo chociaż podobne)

– ciekawa filozofia – me gusta – bardzo lubię takie dywagacje w tekstach. Aż ma się ochotę otworzyć browara – stypa powinna być przy takiej okazji

 

Minusy:

– brak

– brak

– brak

– brak

 

Wszystkie sloty w minusach puste, więc mykam zgłaszać bib.

 

No nie wiem, chyba najbardziej spodobało mi się w tym tekście pierwsze zdanie. Dialog ze śmiercią o śmierci trochę mnie znużył, bo miałem wrażenie, że obie strony się powtarzają. Także ładnie napisane, ale jakoś nie przekonało.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Za Szyszkowym Dziadkiem, chociaż bez ostatniego zdania. Widzisz, Cerlegu, bardzo szybko powiedziałeś bardzo dużo. Niełatwe to i niewielu potrafi. Jednak jak już powiedziałeś mi ważne rzeczy, zbyt długo przekonywałeś mnie i siebie, czy aby na pewno zrozumiałem. Tak, zrozumiałem. Szkoda więc, że tekst nie jest krótszy o te tysiąc z hakiem znaków. Wydźwięk byłby znacznie większy.

Mirka to bardzo rezolutna dziewczynka, a jednak dziewczynka. Masz w sobie sporo z dziecka lub znakomicie potrafisz je obserwować. Mam brzdąca, gadam z nim non stop, a takich wypowiedzi do dialogu bym nie wcisnął. Aż szkoda, że nie piszesz nic z hard SF.

Czytałeś Diunę?

To jest chyba najbardziej efektowne pierwsze zdanie, jakie czytałem na tym portalu. Czapki z głów! Rewelacyjnie bohater tłumaczy istotę umierania na przykładzie dotyku. Gdzieś kiedyś dzieliłeś pisarzy ja “jedynki”, “dwójki”, “trójki” i “czwórki”. Cóż, moim zdaniem wspomniane wyżej fragmenty to co najmniej “siódemki”. ;)

Emocjonalne zabarwienie, które przewija się w komentarzach, gdzieś mi jednak uciekło. To z pewnością nie jest poziom “Wilczyska” czy “Leopardów…”. Może tekst jest zwyczajnie jak dla mnie za krótki. Mirka wypadła zadziornie urocza, ale nie odbieram jej jako postaci dramatycznej.

Sympatyczna lektura.

Wiesz, myśląc ostatnio o pisaniu Grv, Twoim i kilku jeszcze innych tutaj osób, wpadłem na genialnie trafne określenie; jedno proste, oczywiste – choć nie powiedziałbym, że pospolite – słowo, które zwyczajnie wyczerpuje temat: “błyskotliwe”. Piszesz naprawdę błyskotliwie, a powyższy króciak tylko to potwierdza, i to już od pierwszego zdania – istny majstersztyk, swoją drogą.

Potem jest już jednak różnie. To znaczy, jeśli chodzi o formę, to nasuwa się kolejne względnie proste słowo: Zachwyt.

Natomiast jeśli chodzi o treść, już jest ten stopień czy dwa w nieistniejącej w sumie skali niżej.

W pewnym momencie po prostu odczułem dosyć namacalnie przerost formy nad treścią i zacząłem się gubić w tym, do czego w ogóle dążą bohaterowie i do czego dążył autor. Do tej pory nie wiem, czy to był ten sam kierunek, jeśli wiesz, o co mi chodzi. Punktem krytycznym był ten motyw z czarnymi psami. Ze trzy razy czytałem cały ten akapit – za pierwszym razem, bo nie zrozumiałem, a za dwoma kolejnymi po to, by się w tym nierozumieniu upewnić. Ale ogólny przekaz – clou – dotarł (to przynajmniej będę sobie wmawiał). Podobnie ładunek emocjonalny. Zresztą w tym punkcie też masz spory plus, bo osobiście uważam, że to saperska robota.

Bodajże Cioran powiedział, że: “Nigdy nie trzeba zgadzać się z tłumem, nawet jeśli ma rację.” Lubie typa, ale tym razem muszę olać jego rację i zgodzić się z Legionem, że bardzo fajnie to wyważyłeś, i choć tragedia, mimo, że czająca się cały czas gdzieś w cieniu, jest bardzo wyrazista, to jednak nie ma tu też kiczowatego melodramatu. A przynajmniej nie ma go w nadmiarze. Z drugiej jednak strony muszę przyznać, że mnie taka drama nie tylko rusza, ale w jakiś pokrętny sposób wręcz lubię, kiedy to robi. Ku temu jednak, prócz bzdurnie romantycznego usposobienia, miałbym pewnie i inne powody. Tak czy inaczej, jakaś część mnie czuje pewien niedosyt.

 

Peace!

 

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Zgodzę się z Cieniem Burzy, że pierwsze zdanie jest bardzo mocno i zachęca do lektury. Czy jest też kluczem? Czy faktycznie, nic nie jest postanowione, a dziewczynka przeżyje?

Pierwsze zdanie fajne, cała historia mocno emocjonalna. Ale u mnie w pewnym momencie nastąpił przesyt – gdzieś pomiędzy kolejnym upartym fochem dziecka a próbą tłumaczenia sprawy przez Śmierć – i nie wskoczyłem na wyższy próg odczuwania. Czyli wyszło okej, ładny ten koncert emocjonalnych fajerwerków, ale tak po połowie dostałem pałką o jeden raz za dużo i się uodporniłem do końca szorta.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dziękuję hurtowo! Ja lubię to forum, bo ludziom się chce to wszystko czytać, a potem jeszcze komentować, ja w zasadzie nie mam od mojego pisania innych oczekiwań.

Dogsdumplingu, piszesz:

Mówi niby po dziecięcemu, ale nie jestem w stanie wyobrazić sobie dziecka, które by było w stanie tak podążać za dość jednak skomplikowanymi wywodami Śmierci i jeszcze odpowiadać bardzo w punkt i na temat. Dodatkowo mała ma nieźle opanowaną gramatykę.

Gdy pierwszy raz czytałem “Zabić drozda”, to mniej więcej w połowie zacząłem podejrzewać, że narratorka ma sześć lat, a nabrałem pewności pod sam koniec, gdy okazało się, że przebrała się za szynkę na szkolne przedstawienie – jak ktoś czytał, to wie, że to nie jest dorosła kobieta opowiadająca o swoim dzieciństwie, tylko dziewczynka opowiadająca o swoim życiu. Cały czas myślałem, że to co najmniej dojrzała nastolatka. Od tamtej pory to jest dla mnie wzorzec pisania o dzieciach i w ogóle traktowania dzieci (inaczej mówiąc chciałbym traktować swoje dzieci, jak “Zabić Drozda” traktuje swoich bohaterów.

Blackburnie, chyba sterroryzowałem nas wszystkich tym “moim zdaniem”, ale dobrze, dobrze ;) Tytuł powstał na końcu, w takiej wątpliwości, że gdyby ten tekst nazywał się na przykład “Wiewiórka” to teraz rozmawialibyśmy o tym, że nie za bardzo wiadomo, o czym to jest, fajnie, pogadali, ale ocobe. Więc na ostatniej prostej postanowiłem być superdosłowny, ciekawe, czy gdyby nie ten tytuł i ten tag, to odbiór byłby zupełnie inny. Już się nie dowiemy.

Mr. Marasie, oczywiście, że do czegoś tam doszło, może nawet do zagłady, może nawet do atomowej. Kurde, ja też piszę trochę po to, żeby ktoś potem te moje teksty zilustrował, chciałbym je zobaczyć oczami kogoś, kto myśli obrazami, a nie słowami. Wtedy byśmy obaj mieli pewność, do czego doszło (ja oczywiście wiem, do czego, ale nie powiem).

Darconie, Diunę czytałem co najwyżej dwadzieścia razy ;) Ale gdzieś w okolicach Boga Imperatora wysiadałem, więc nigdy do końca. Jeśli chodzi o dzieci, to sam mam małych synków, którzy jeszcze nic nie mówią, sam jestem ciekaw, jak to będzie. A czemu szkoda z tych hard sf? Jeśli mnie do czegoś ciągnie w tym kierunku, to do space opery, ale nie mam jeszcze nawet początku początku w głowie. Ale ten tekst jest luźno inspirowany “A Game of You” Gaimana, to jest w ogóle klimat, który mnie kusi najmocniej, choć nie wiem, jak się nazywa. Swoją drogą, Gaimana-pisarza w ogóle nie uważam za nie wiadomo co (co innego Gaimana-scenarzystę).

Cieniu, Twoje komentarze to zawsze dla mnie wyzwanie :) Nigdy nie wiem na końcu, czy Ci się podobało, czy nie. Jesteś na drugim końcu świata względem AnetI za to też lubię to forum.

Piotrze, rzeczywiście, o pierwszym zdaniu myślę jako o kluczu. Ten tekst nic nie kończy, on dopiero zaczyna. Mam gdzieś na dysku jakieś szkice przygód Pani Pomarańczki.

NWM, to rzeczywiście jest napisane w jakimś wysokim rejestrze i sam jestem z tego umiarkowanie zadowolony, w tym sensie, że sztuką, której nie posiadam w stopniu wystarczającym jest jednak na takim krótkim dystansie operowanie na większej skali. Więc wiem, co masz na myśli.

BTW, Mirka to skrót od Dragomirka, a nie od Mirosława!

 

Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w stół

Ostatnie zdanie – kapitalne! 

Ta zagłada atomowa jakoś mi się sama wyłoniła z opisów przemycanych między wierszami. Na przykład cienie z sadzy skojarzyły mi się z cieniami ludzi na murach w Hiroshimie. Ale nie tylko to.

 

Nie, to były rzeczy obiektywnie i jednoznacznie ważne dla każdego z osobna i dla wszystkich razem, a także poza oceną kogokolwiek – nawet gdy w końcu nie będzie nikogo na całym świecie, gdy nie będzie już istniał nikt, kto nazwałby je ważnymi, to one i tak będą ważne, na tym właśnie polegała ich obiektywna istotność.

Odwróciła się do niego plecami, cały czas siedząc po turecku i spojrzała przez wybite okno na dogasające miasto. Padał żółto-szary deszcz.

Jak czarne, głodne psy na ulicy.

Razem patrzyły na gęstniejący deszcz, na ruiny i na cienie z sadzy na murach, takie patrzenie na troje oczu

I nadal wydaje mi się, że w tym zdaniu brakuje jednego NIE.

nigdy nie próbuj łapać tego momentu, nie próbuj go zapamiętywać, bo nigdy to się (NIE) uda, więc szkoda czasu.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Pierwsze zdanie rzeczywiście wyjątkowo dobre. Ale też typowo efekciarskie, wiesz? :P

 

Jeśli próbowałeś tu zagrać na emocjach, moim zdaniem zrobiłeś to bardzo subtelnie. Tak jakbyś po prostu chciał opowiedzieć swoje, zrelacjonować historię. Wiadomo, że u wielu odbiorców temat “śmierć dziecka” od razu uruchamia alarm: aha! ktoś próbuje chwycić mnie za serce, więc lepiej się nie dam. Ale ja mam (znowu) jak Cobold: nie znalazłem tu taniego grania na emocjach, tylko uczciwe podejście. 

Spodobał mi się też ten brak puenty na końcu. To sztuka, żeby urwać tak dobrze.

Gdybym miał się doszukiwać dziury w całym…

Kurde, ja też piszę trochę po to, żeby ktoś potem te moje teksty zilustrował, chciałbym je zobaczyć oczami kogoś, kto myśli obrazami, a nie słowami.

Myślę słowami, ale jestem wzrokowcem. Lubię Twoje teksty, bo są plastyczne, zostawiają po sobie barwne wspomnienia, jak klatki filmu. Tutaj chyba tego zabrakło. W głowie mam trzy obrazy: krawat, złączone dłonie, zasypianie w łóżku. Nie widzę scenerii ani bohaterów. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Funie, po pierwsze pierwsze zdania to jednak inna dyscplina, po drugie zwracam Twoją uwagę, że jest to zdanie znaczące dla całego opowiadania, a nie tylko zdanie samo w sobie (w przeciwieństwie do tego o haiku – PAMIĘTAMY! wink).

Tak czy owak, ja chyba w ogóle nie próbowałem się tutaj z emocjami, ciekawe, że wiele osób tak to odebrało. Jeśli zaś chodzi o scenerię – a zobacz, ile Mr. Maras wyciągnął, też bardzo ciekawe dla mnie. Ale to oczywiście nie jest superstaranny tekst, można go by jeszcze ubogacić. Dzięki za dobre słowa i komentarz!

Dla podkreślenia wagi moich słów siłacz palnie pięścią w stół

Ojej, tekst o umierających dzieciach, a taki uroczy! Wyskakuje mi chyba jakiś błąd systemu, bo nie wiem, jak to odbierać. Opowiadanie przeczytałam w zeszłym tygodniu, ale potrzebowałam czasu do namysłu – szczególnie, że wśród komentarzy nie znalazłam głosów zbliżonych do tego, co sama próbowałam ubrać w słowa.

Bardzo mi się podobało. Uczucia wydają mi się wyważone, a samo umieranie dziewczynki niejako zepchnięte do roli katalizatora interesującej dyskusji – sedna tekstu – z którą z przyjemnością się zapoznałam. Poza tym, biorąc pod uwagę to pierwsze, efekciarskie zdanie (zdanie jak z bajki, nie będę ukrywać, że mnie zachwyciło) jak i pozbawione przekonania zachowanie Śmierci, zastanawiam się, czy można to odczytywać w ten sposób, że los Mirki nie jest jeszcze przesądzony. Znaczy się, ja to tak odczytuję. Proszę mi nie burzyć iluzji ;)

Swoją drogą, pół dzieciństwa mi zeszło na łapaniu momentu zasypiania. Twój tekst uderzył w znajome nuty, Cerlegu :)

 

fun,

 

Pierwsze zdanie rzeczywiście wyjątkowo dobre. Ale też typowo efekciarskie, wiesz? :P

I kto to mówi?! :P

www.facebook.com/mika.modrzynska

Mnie niestety jakoś za serce nie chwyciło. Ładnie napisane, ale to taka rozmowa o niczym, nawet jeśli ze śmiercią.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

A mi się spodobało – wszystko.

Ładna gra konwencjami.

Czy tylko mi przypomniały się te wszystkie lektury z dzieciństwa w których bohaterami były właśnie dzieci (Mała księżniczka, na ten przykład)?

Tak sobie teraz myślę, że faktycznie jest z nimi jak z Małym Księciem – czytane w dziecięcym wieku wydają się smutne, ale czytane przez dorosłego – paradoksalnie – jeszcze smutniejsze! Choć kiedyś bym myślał, że jest inaczej.

Mi się podobalo od A do Z.

Pewnie to przez ten Cerlegowy styl…

I tytuł, i dziecięce patrzenie Mirki, i patrzenie na troje oczu, i gadające zwierzę co gadać nie miało ochoty, i itd. ;)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Nowa Fantastyka